pl | en

No. 101 wrzesień 2012

SPRZĘT - KILKA SŁÓW O TYM, CO NAS PODNIECA

Wrzesień to czas, w którym najwięcej pieniędzy wydaje się na przybory szkolne - książki, zeszyty, ołówki, długopisy itp. Chociaż część tych zakupów ma miejsce w sierpniu, to jednak duża grupa uczniów dowiaduje się o tym, z jakich podręczników będą w danym roku korzystać właśnie we wrześniu. Dla uczniów (ale i dla nauczycieli) to miesiąc "przeklęty", bo kojarzący się nieodwołalnie z końcem laby i początkiem szkoły - miejsca, które mało kto lubi.
Pomijając konotacje historyczne - we wrześniu wybuchła II wojna światowa (w Polsce miało to miejsce 1. września) - to miesiąc w którym tradycyjnie rozpoczyna się sezon sprzedażowy, dla sprzedawców audio najlepszy okres w roku.
Przez cztery miesiące dystrybutorzy, sprzedawcy (dealerzy), a także producenci muszą zarobić na tyle, żeby wystarczyło im na chude dni zimy i przednówku, kiedy sprzedaż znowu wyhamuje. I choć od kilku lat ów "sezon" zaczyna się coraz później, jego początek jest coraz bardziej rozmyty (kryzys? zmiana przyzwyczajeń?), to jednak w branży audio czas od września do grudnia wciąż jest czasem szczególnym. To wtedy sprzedaje się najwięcej SPRZĘTU.

O audiofiliźmie i związanych z tym zagadnieniach pisałem już dwukrotnie, chcąc przybliżyć naszą branżę i to, czym się zajmujemy wszystkim, którzy dopiero swoją przygodę zaczynają, w artykułach pt. Audiofil – krótkie wprowadzenie do człowieka (kilka dowodów na istnienie sensu w branży audiofilskiej), czytaj TUTAJ, dając ogólny obraz audiofila, oraz Odsłuch – krótkie wprowadzenie do nietypowego zachowania (czyli dlaczego słuchanie nie zawsze jest odsłuchem i co z tego wynika), czytaj TUTAJ, w którym przyjrzałem się bliżej sytuacji nazywanej odsłuchem, która dla audiofila jest podstawowym narzędziem badania dźwięku. Dla zaawansowanych, doświadczonych (życiem) audiofilów miały być rodzajem zrekapitulowania tego, co już wiedzą.
Tym razem chciałbym powiedzieć parę słów na temat tego co jest do odsłuchu niezbędne - o sprzęcie audio. O drugim, niezbędnym elemencie - nagraniach - powiem kiedy indziej. Chciałbym się bliżej przyjrzeć temu, jakie są składowe systemu, co w nim jest ważniejsze, a co mniej, a także jakie są ogólne strategie jego kompletowania. Słownik Języka Polskiego Wydawnictwa PWN (Biblioteka Gazety Wyborczej, Warszawa 2007) notuje siedem znaczeń tego słowa, z których nas powinny zainteresować dwa. W pierwszym 'system' to: "układ elementów powiązanych ze sobą w określony sposób i tworzących jakąś całość." W drugim system (urządzeń, dróg, przewodów elektrycznych itp.) to: "taki ich układ, w którym funkcjonują one jako całość". System jest więc zbiorem powiązanych ze sobą funkcjonalnie elementów, tworzących całość, w którym suma jest większa niż wartości poszczególnych składników razem wziętych; elementy te nie są już dłużej oddzielnymi rzeczami, a składowymi czegoś, co funkcjonuje jako całość. 'System' jest więc 'funkcjonalną całością'.
I właśnie w taki sposób w audio rozumie się 'sprzęt audio'. To zestaw urządzeń i akcesoriów, a także - choć o tym się często zapomina - pokoju odsłuchowego, a także człowieka, służący do odtwarzania dźwięku. A ponieważ 'audiofila' scharakteryzowaliśmy w pierwszym artykule jako tego, kto 'lubi słuchać', kto stara się usłyszeć dane nagranie w sposób maksymalnie zbliżony do tego, co miało miejsce podczas nagrywania, albo co zostało zarejestrowane (to dwa różne podejścia do tego samego zagadnienia, na pewno kiedyś się tym zajmiemy), to jego system musi być tak dobrany, aby umożliwić realizację tego postulatu.

Popularna nazwa elementów składowych systemu, funkcjonująca w naszej branży to 'sprzęt'. Żeby nie wypaść z roli i żeby dopełnić definicję 'systemu', powiedzmy - za wspomnianym Słownikiem... - że 'sprzęt' to: "różne przedmioty, np. maszyny lub urządzenia, używane w jakiejś dziedzinie życia". W tym przypadku używane do odsłuchu. System składa się więc ze sprzętów. To znaczy sam się nie składa, cała sztuka polega bowiem na tym, aby w odpowiedni sposób złożył go dany audiofil.
Na klasyczny, stereofoniczny system audio składają się następujące elementy:
∙ źródło,
∙ wzmacniacz,
∙ kolumny,
∙ okablowanie.
To cztery podstawowe elementy, elementy równorzędne. A przynajmniej takie się wydają. W rzeczywistości ilu jest użytkowników sprzętu, producentów, dystrybutorów itp. tyle wskazówek dotyczących ich hierarchii dostaniemy.
Najbardziej znany jest pogląd Ivora Tiefenbruna, założyciela dyrektora generalnego firmy Linn i konstruktora gramofonu Linn LP12 Sondek, dla którego najważniejsze było źródło. Można go zrozumieć, ostatecznie LP12, największy hit tej firmy sprzed rewolucji cyfrowej, jest właśnie źródłem. Jednak sekundowali mu inni, jak np. firma Naim. Wg tej filozofii jeśli wyślemy ze źródła sygnał niskiej jakości, to reszta systemu nie będzie w stanie tego naprawić. Jeśli zepsujemy coś na samym początku, to niezależnie od tego, jak dobre będą następne komponenty, tego pierwotnego błędu nie będzie się już dało naprawić. I coś w tym jest. Dodajmy, że niedawno firma Linn Products otrzymała jedno z najważniejszych brytyjskich wyróżnień, Queen's Awards for Enterpraise in Innovation za linię odtwarzaczy cyfrowych DS (odtwarzaczy plików). czyli, jednak - źródło...
Równie dobrze mogą mieć jednak rację ci, dla których krytycznym elementem systemu są kolumny. To bowiem najbardziej niedoskonały element systemu, wprowadzający największe zniekształcenia (o kilka rzędów wyższe niż wzmacniacz i nawet kilkanaście niż źródło!). To w kolumnach następuje konwersja energii elektrycznej na mechaniczną, będąca piętą achillesową audio. Żeby zrozumieć ten punkt widzenia wystarczy popatrzeć na typową kolumnę głośnikową. Mamy w niej kilka przetworników, najczęściej rozstawionych w różnych punktach przedniej ścianki, mamy też pudło, które wspomaga ich pracę. Sygnał do przetworników jest dzielony w zestawie filtrów nazywanych zwrotnicą. Przetworniki są dość prymitywne w działaniu. Zbierzmy to wszystko i okaże się, że kolumna głośnikowa składa się z samych kompromisów. Bo nawet jeśli ustawimy głośniki współosiowo, jak w rozwiązaniach KEF-a czy Tannoya, jeśli użyjemy pojedynczego przetwornika szerokopasmowego, to zamienimy jedne problemy na inne. Tak, kolumna byłaby dobrym kandydatem na "czarnego konia" systemu audio.
Tyle tylko, że - moim zdaniem - znacznie trudniejsze jest poprawne zaprojektowanie i zbudowanie czegoś jeszcze innego, a mianowicie wzmacniacza, ze szczególnym uwzględnieniem przedwzmacniacza. O tym, w jak różny sposób ten element może pracować można się przekonać czytając testy ze specjalnego, poświęconego przedwzmacniaczom numeru "High Fidelity" (Pre, No. 99, lipiec 2012, dostępny w zakładce Archiwum. Porównując ze sobą topowe przedwzmacniacze nietrudno dojść do wniosku, że choć wszystkie spełniają podstawowe wymogi, jakie sie tego typu urządzeniu w topowym high-endzie stawia, to jednak każdy z nich gra inaczej i predysponowany jest do innego systemu, a nawet dla innego słuchacza. Zmiany, jakie wnosi do dźwięku, są przeze mnie wyczuwalne równie łatwo, jak te, które wnosi źródło dźwięku, są jednak dla mnie bardziej krytyczne, są bardziej znaczące.

Dochodzimy w ten sposób do szczególnego momentu tych rozważań - do miejsca, w którym trzeba odpowiedzieć w jakiś wiążący sposób na pytanie, co z tego wszystkiego jest najważniejsze - źródło, wzmacniacz, kolumny, czy może okablowanie. A może jeszcze coś innego, np. akustyka pomieszczenia odsłuchowego. Jeśli czytaliście państwo to, co napisałem powyżej, nie powinno być zaskoczeniem, jeśli odpowiem krótko: to zależy.
Zależy przede wszystkim od nas, od słuchacza, użytkownika systemu. Jest bowiem tak - tak to przynajmniej widzę - że każdy z nas wyrabia sobie szczególną wrażliwość na pewne elementy dźwięku. Niektórzy tę wrażliwość mają większą, inni mniejszą; jedni mogą ją przejawiać wobec większej ilości elementów, inni wobec mniejszej, jednak i tak sprowadza się to do jednego: do nas.
I chyba stąd tak różne stanowiska dotyczące hierarchii urządzeń w systemie. Żeby to jakoś racjonalnie zrekapitulować można by przyjąć, że każdy z nich jest równie ważny, gdyby nie jedna rzecz - definicja nic nie mówi o "równowadze", mówi natomiast o tym, że tworzą "całość". A to zmienia postać rzeczy i prowadzi wprost do najważniejszej w audio umiejętności, do wiedzy o tym co z czym można połączyć.
Nie wiedząc nic o audio można by bowiem przyjąć, że wystarczy kupić najlepsze elementy na jakie nas stać, dzieląc pieniądze po równo między części składowe (na tym etapie pomijając pomieszczenie). Teoretycznie powinniśmy otrzymać najlepszy w danej kategorii cenowej system, prawda? Okazuje się, że jednak nie, że to nieprawda. W takim przypadku niemal na pewno dostaniemy system brzmiący poprawnie, może nawet dobrze, jednak wcale nie optymalnie, a na pewno nie najlepiej, jak się da.
Audio to bowiem sztuka łączenia, wiedza o tym, co z czym gra najlepiej, co z czym gra w synergiczny, tj. spójny sposób. Nie ma urządzeń czy akcesoriów niezależnych od otoczenia - to elementy elektroniczne i elektromechaniczne, w których to, co jest przed nimi i to, co jest za nimi jest dla działania danego elementu niezwykle istotne.
Można przy tym sprowadzić umiejętność zestawiania produktów do badania ich elektrycznych własności. To dobry trop, bo warto wiedzieć, że wejście wzmacniacza (przedwzmacniacza) powinno mieć dziesięciokrotnie wyższą impedancję niż impedancja wyjściowa źródła, że trzeba dopasować kolumny do wzmacniacza tak, aby impedancja tych pierwszych mieściła się w komfortowej "strefie" wzmacniacza, gdzie są najniższe zniekształcenia, a transfer energii optymalny, że kable głośnikowe powinny się charakteryzować takim ustawieniem trzech podstawowych parametrów (opór, pojemność, indukcyjność - dla uproszczenia stosuję wartości dla prądu stałego), aby to było obciążenie dopasowane pod kątem stopnia wyjściowego końcówki mocy itp. To wszystko prawda i dobry punkt wyjścia.
Nawet najlepiej dobrane wartości elektryczne nie zagwarantują jednak dobrego dźwięku. Szansa na to, że osiągniemy coś dobrego, a czasem bardzo dobrego jest znacznie większa niż przy doborze na podstawie kryterium cenowego, jednak to wciąż nie jest to, o co nam w audio chodzi - a, przypomnę, chodzi nam o możliwie najlepsze zestawienie poszczególnych elementów, nie "dobre", czy nawet "bardzo dobre", a "możliwie najlepsze".

Jak to się robi? Właściwie dość prosto - należy usiąść i danego zestawienia posłuchać. Następnie wymienić każdy z jego elementów na kilka innych i zobaczyć co się zmienia. Jeśli dane zestawienie jest lepsze - element, który je poprawił zostaje. Jest oczywiście możliwość, że trzeba będzie wrócić o krok lub dwa, bo może być tak, że zestawienie, które w jednej konfiguracji zupełnie "nie zagrało" w innej może sie okazać strzałem w dziesiątkę, podstawą, na której można zbudować coś jeszcze lepszego. Odsłuch jest jednak nie do zastąpienia niczym innym.

Nie brzmi to już tak prosto, jak zestawianie na podstawie ceny, czy nawet na podstawie parametrów elektrycznych, prawda? I jedynym sposobem, żeby to się udało jest nabycie doświadczenia - nic go nie zastąpi. Trzeba przesłuchać ileś kombinacji iluś produktów - tanich i drogich, w różnych układach (drogi z tanim, w tej samej cenie itp.), żeby móc spróbować przewidzieć jak dane urządzenie zagra i jak zagra w połączeniu z innymi. A najlepiej byłoby opracować sobie kilka zestawień, które zawsze działają i na ich podstawie budować coś więcej.



Przyglądając się systemom, które powstały właśnie w ten sposób nietrudno zauważyć, co było dla ich posiadacza priorytetem. Żeby to zilustrować przyjrzyjmy się mojemu systemowi odniesienia, czy inaczej - systemowi referencyjnemu (gdzie 'referencja' oznacza nie 'najlepszy istniejący', a 'znany punkt odniesienia').
Najdroższym elementem jest w nim wzmacniacz. W jego skład wchodzi dwuczęściowy (kondycjoner/zasilacz oraz układ wzmacniający) przedwzmacniacz Polaris III [Custom Version] oraz końcówka mocy Soulution 710. Każdy z tych elementów kosztuje więcej (wzmacniacz) lub niewiele mniej (przedwzmacniacz) niż kolumny i odtwarzacz razem wzięte.
W przypadku odtwarzacza CD (Ancient Audio Lektor AIR V-edition) sprawa jest dość prosta - to polskie urządzenie, niewielkiej manufaktury z Krakowa i przez to wycenione dużo niżej niż gdyby pochodziło ze znanej firmy. Nawet jeśliby był sprzedawany przez - powiedzmy - Wadię i kosztował dwa razy tyle, co kosztuje to wciąż byłby o połowę tańszy niż wzmacniacz. To nie jest najlepszy odtwarzacz, jaki znam, jednak bez problemu jest punktem odniesienia dla urządzeń kosztujących dwa, a nawet trzy razy więcej (o tańszych nawet nie mówię). Jest przy tym bardzo ergonomiczny - to jedna, niewielka obudowa i regulowane wyjście.

Z kolumnami jest nieco trudniej, choć - ostatecznie - mamy do czynienia z podobnym przypadkiem. Powiem krótko: Harbethy M40.1, z których korzystam, jeśliby były sprzedawane przez kogoś innego, bazując tylko i wyłącznie na jakości wykonania i na dźwięku, kosztowałyby dwa, a nawet trzy razy więcej. Etyka Alana Shawa, właściciela i dyrektora generalnego firmy na takie coś jednak nie pozwala - kolumny są wycenione tak, żeby pokryły koszty opracowania i produkcji, marże i żeby został jeszcze jakiś zarobek. Tylko tyle i aż tyle.
Zarówno mój odtwarzacz, jak i moje kolumny są w stanie współpracować z wielokrotnie droższymi wzmacniaczami na równych prawach. I - z tego, co zdążyłem się zorientować - podobnie jest z wieloma, wieloma innymi źródłami i głośnikami z high-endu.
W niższych przedziałach cenowych nie musi to być jednak prawdą. Powiem więcej - do (umownych) 10 000 zł za urządzenie znacznie lepiej sprawdzi się tańszy wzmacniacz i źródło połączone z droższymi kolumnami. Taki przykładowy system mógłby wyglądać następująco:
∙ źródło: odtwarzacz Blu-ray/komputer/odtwarzacz plików + przetwornik D/A Cambridge Audio DACMagic 100,
∙ wzmacniacz: Music Hall a15.2 lub NAD C326 BEE,
∙ kolumny: Castle Knight 4, a nawet Castle Stirling 3 czy Spendory A3.
To tylko przykład, ale taki, który znam i który się sprawdza.

A co z okablowaniem? Z kablami sprawa jest jeszcze innego typu... Żeby się do nich odnieść jeszcze raz muszę przywołać mój system. Kable kosztują w nim jeszcze więcej niż wzmacniacz. Nie chciałem tego, nie taki był mój zamysł, jednak wymiana kabli na lepsze przez długi czas dawała znacznie większe, strukturalne, zmiany w dźwięku niż wymiana urządzeń. I tak, wymieniając to jeden, to drugi kabel, doszedłem do obecnego poziomu. Wszystko co poniżej jest dla mnie nie do zaakceptowania (w moim systemie, u państwa może być inaczej).
Tak wysoka cena za kable jest głupotą. Generalnie znakomita większość kabli jest wielokrotnie przepłacona, kable powinny być tańsze!!! Ich cena w żaden sposób nie odzwierciedla wkładu materiałowego, nakładów na badania, a w głównej mierze marże. Mimo to kupuję kable i to kable bardzo drogie. Dlaczego?
Powód jest prosty - najlepsze kable są zwykle bardzo kosztowne. Kompletnie nie trafia do mnie argument mówiący, że da się znaleźć niedrogie kable, które w pył i proch rozwalą te droższe. Ani nawet to, że będą równie dobre. Ja takich jeszcze nie spotkałem.
Jesteśmy więc w pewnego rodzaju pułapce - choć nie powinniśmy na nie tyle wydawać, kable powinny kosztować tyle, co poszczególne składniki systemu. Tak wynika z moim wieloletnich doświadczeń i z doświadczeń wielu innych audiofilów z topowymi systemami.
Pewną równowagę (słabą, ale jednak) zapewniają producenci w rodzaju Supry, Oyaide, Furutech, Furukawa, The Chord Company i Vovox. I inni, których w tej chwili nie pomnę. Wszyscy oni oferują bardzo godziwie wycenione, solidnie zbudowane kable za którymi stoi solidna inżynieria.
A przecież są jeszcze akcesoria, takie jak podstawki, stoliki, platformy, stopy itp. To kolejny wydatek. Na szczęście można do tego podejść na samym końcu, po skompletowaniu całego systemu.

Podsumowanie

System audio jest tak dobry, jak wiedza i doświadczenie tego, który go składał. Nijak nie da się inaczej. System trzeba zestawiać tak, aby stanowił całość, żeby zagrał lepiej niż by na to wskazywało zachowanie się jego pojedynczych elementów. Słowo-klucz to 'synergia'. Opisowo można by je wyjaśnić w ten sposób, że włączamy płytę, siadamy wygodnie i nie możemy wyjść z podziwu nad tym, jak to dobrze gra. Nie możemy wstać zanim nie posłuchamy tego, tamtego i jeszcze tej płyty z górnej półki. Taki dźwięk musi nas wciągać, ewokować w nas emocje, o których nie zdawaliśmy sobie wcześniej sprawy, musi "kazać" nam zamknąć oczy i odlecieć. Jeśli tak nie jest, to znaczy, że przed nami wciąż do wykonania praca...
Najważniejsze jest przy tym nasze nastawienie, to czego my chcemy. Nie recenzent, nie producent, nie kolega - to my jesteśmy najważniejsi w naszym pokoju odsłuchowym (no, chyba, że to jednocześnie pokój dzienny - wtedy żona jest über alles, takie życie...). Liczy się przede wszystkim nasz gust i smak, nasze płyty i wszyscy inni mogą się od od(dalić).
Istnieje oczywiście coś takiego, jak consensus co do granic tego, co nazywamy "wiernością" systemu wobec nagrania (lub wydarzenia, które miało miejsce przed mikrofonami). Nie da się od tego uciec i skrzypce grane z płyty powinny brzmieć jak prawdziwe skrzypce, a głos, jak głos i kropka. Nie ma jednak zgody co do szczegółów, co do tego, które elementy reprodukowanego dźwięku są najważniejsze. A to daje nam spory margines swobody, w ramach którego powinniśmy się zmieścić z NASZYMI potrzebami.

Dzięki temu znakomicie ma się mikro-nurt (chodzi o wolumen sprzedaży), choć bardzo widoczny, nazwany niegdyś przez Kena Kesslera "anachrofilią", a w którym sens mają tylko najlepsze urządzenia sprzed (często bardzo wielu) lat. Ken jest orędownikiem tego podejścia w prasie brytyjskiej (jest redaktorem magazynu "Hi-Fi News & Record Reviews", wywiad, który nam udzielił do przeczytania TUTAJ), zaś w amerykańskiej - Art Dudley, redaktor magazynu "Stereophile".
Żeby dać obraz tego, o czym mówimy, przytaczam fragment, zamieszczonego w najnowszym numerze tego magazynu, tekstu Dudleya pt. Everything new is old again:
"Jakość klimatyzatorów znacznie się od 1962 roku poprawiła. Jak również samochodów, soczewek kontaktowych i żarówek, kserokopiarek i telewizorów. To samo tyczy się wielu innych produktów codziennego użytku.
Jest więc zrozumiałe, że przeciętny człowiek zakłada, ze sprzęt hi-fi także w ciągu tych lat się poprawił. To jednak nie jest do końca prawda."

Art Dudley, Everything new is old again, "Stereophile", September 2012, s. 37.
Jeśli się z tym zgadzamy, będziemy więc mogli zestawić sobie piękny system bazując jedynie na starych urządzeniach.
Bo najważniejsze jest, powtórzę, to, czego MY od tego systemu oczekujemy. Jeśli urządzenia zostaną dobrane w taki sposób, że będą wspomagały swoje działanie, nie będą ze sobą walczyły, jeśli efekt będzie zgodny z tym, czego oczekiwaliśmy, to będziemy mogli powiedzieć, że zadanie zostało wykonane, że nasz system gra najlepiej, jak to jest możliwe. Oczywiście do czasu, do momentu, kiedy się z nim osłuchamy i zaczniemy drążyć głębiej. Ale to już zupełnie inna historia...

Wojciech Pacuła
Redaktor naczelny


Do sprzedania

Jak ostatnio pisałem, mam do sprzedania trochę produktów po testach, zarówno moich, jak i oferowanych przez firmy, dla których bardziej opłaca się sprzedać produkt po teście na miejscu, w Polsce, niż prosić mnie o jego odesłanie. Wśród produktów do sprzedaży są:

1. Interkonekt analogowy RCA Acrolink Mexcel 7N-5100. Kabel z mojego systemu, przysłany bezpośrednio z Japonii. Kabel w idealnym stanie, po teście. Jest bez pudełka – do sprzedania mam wersję 2 m. Test można przeczytać TUTAJ. Cena za 1 m – 12 900 zł. Za 2 m odcinek chciałbym 8 000 zł.

2. Interkonekt zbalansowany SAEC XR-4000 – 980 euro (za 500 euro)/1,2 m. Test TUTAJ.

3. Kabel sieciowy Air Cable AIR-EX – 3600 euro (za 2000 euro), test TUTAJ.

4. Przetwornik D/A USB z bateryjnym zasilaniem KingRex UD384 + U POWER, ceny 479 USD (za 250 USD) + 189 USD (za 150 USD), test TUTAJ.

5. Przetwornik D/A USB King Rex UC192. Najlepsza oferta.

6. Platformy antywibracyjne Acoustic Revive RAF-48 (powietrzne, pod CD i wzmacniacze). Mam do sprzedania dwie - jedną używaną, choć w bardzo dobrym stanie i jedną nową, niewyciąganą z pudła. Dostałem je prosto z Japonii. Można o nich poczytać TUTAJ. Cena katalogowa – 6200 zł, do wzięcia za (odpowiednio) 3500 i 4000 zł.

7. Interkonekt analogowy RCA-RCA Wireworld Platinum Eclipse, długość 2 m, cena katalogowa – 22 390 zł, kabel dostępny jest za 10 000 zł.

Kontakt: wojciech.pacula@highfidelity.pl



Kim jesteśmy?

Współpracujemy

Patronujemy

HIGH FIDELITY jest miesięcznikiem internetowym, ukazującym się od 1 maja 2004 roku. Poświęcony jest zagadnieniom wysokiej jakości dźwięku, muzyce oraz technice nagraniowej. Wydawane są dwie wersje magazynu – POLSKA oraz ANGIELSKA, z osobną stroną poświęconą NOWOŚCIOM (→ TUTAJ).

HIGH FIDELITY należy do dużej rodziny światowych pism internetowych, współpracujących z sobą na różnych poziomach. W USA naszymi partnerami są: EnjoyTheMusic.com oraz Positive-Feedback, a w Niemczech www.hifistatement.net. Jesteśmy członkami-założycielami AIAP – Association of International Audiophile Publications, stowarzyszenia mającego promować etyczne zachowania wydawców pism audiofilskich w internecie, założonego przez dziesięć publikacji audio z całego świata, którym na sercu leżą standardy etyczne i zawodowe w naszej branży (więcej → TUTAJ).

HIGH FIDELITY jest domem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. KTS jest nieformalną grupą spotykającą się aby posłuchać najnowszych produktów audio oraz płyt, podyskutować nad technologiami i opracowaniami. Wszystkie spotkania mają swoją wersję online (więcej → TUTAJ).

HIGH FIDELITY jest również patronem wielu wartościowych wydarzeń i aktywności, w tym wystawy AUDIO VIDEO SHOW oraz VINYL CLUB AC RECORDS. Promuje również rodzimych twórców, we wrześniu każdego roku publikując numer poświęcony wyłącznie polskim produktom. Wiele znanych polskich firm audio miało na łamach miesięcznika oficjalny debiut.
AIAP
linia hifistatement linia positive-feedback


Audio Video show


linia
Vinyl Club AC Records