pl | en
Test
Interkonekt RCA + kabel głośnikowy + kabel sieciowy AC
Acoustic Zen Oscar-Link + Epoch + El Niño

Cena: Oscar-Link – 500 zł (0,5 m)
Epoch – 1000 zł (2,4 m), El Niño – 720 zł (1,8 m)

Dystrybucja: Pro-Mal

Kontakt:
Tomasz Sroka
tel. 48 12 267 00 11, 510 841 574

e-mail: info@acousticzen.pl

Strona producenta: Acoustic Zen

Tekst: Wojciech Pacuła

Kable amerykańskiej, mającej swoją siedzibę w słonecznej Kalifornii firmy Acoustic Zen znane są przede wszystkim dzięki kablowi sieciowemu AC Gargantua, który nieźle namieszał na scenie audio, przede wszystkim w USA. Trochę pewnie krzywdzę inne produkty AZ, ale takie mam przynajmniej wrażenie, przeglądając recenzje produktów tej firmy i relacje z wystaw, gdzie się o nich wspomina. A, przynajmniej na pierwszy rzut oka, wydawałoby się, że powinno być inaczej – idąc tropem „niewierzących” (choć, powiedzmy wprost, nie jest to sprawia wiary, a doświadczenia), można by powiedzieć, że powinno być inaczej. Robert Lee, założyciel i jej główny konstruktor jest bowiem z wykształcenia skrzypkiem i jako muzyk na tego typu szaleństwa powinien reagować jednoznacznie – zakreśleniem na czole małego kółka. Lee jest jednak przykładem na to, że muzyczne wykształcenie, jeśli tylko umożliwi się mu wyjście poza ograniczające „dogmaty” i pomoże zawiesić na chwilę niewiarę, zwyczajnie otwierając uszy na rzeczywistość, może przynieść niespodziewane rezultaty.

Acoustic Zen nie jest pierwszą firmą, Roberta Lee, ponieważ założył ją tuż po tym, kiedy w roku 2001 opuścił innego amerykańskiego producenta kabli, firmę Harmonic Technology – firmę, której był zresztą współzałożycielem (powstała w 1998 roku). Obydwie łączy przede wszystkim technologia, w jakiej wykonywane są przewodniki – chodzi o długie, pojedyncze kryształy. Metoda ta w Acoustic Zen nosi nazwę Zero Crystal. Ważne, że Robert Lee jest pionierem tej technologii i Harmonic Technology była pierwszą firmą, która ją stosowała. Techniczne zawiłości budowy kabli oraz tzw. „filozofię produktu” znaleźć można w dokumencie „White Paper”. Teraz powiedzmy tylko, że według Lee, interkonekty, kable cyfrowe, kable głośnikowe oraz kable sieciowe Acoustic Zen wykonywane są z najlepszych materiałów, takich jak czyste srebro i czysta miedź, obydwie o czystości 99,99997 % (6N), że przewodniki znajdują się w teflonowych rurkach i są skręcone tak, aby geometria kabla się nie zmieniała nawet przy jego mocnym zgięciu.

Pomimo że firma stała się sławna dzięki kosztownym produktom, do testu wybraliśmy set składający się z interkonektu Oscar-Link, kabla głośnikowego Epoch oraz kabla sieciowego AC El Niño. Ostatecznie test ukazuje się w numerze poświęconym produktom „budżetowym”. Dlatego też dwa ostatnie są, w swoich kategoriach, najtańszymi propozycjami tego producenta, a interkonekt jest drugim od dołu, poniżej mając tylko kosztujący 330 zł (0,5 m) Action 2.0. Razem, za całość, trzeba zapłacić 2200 zł, co, jak na standardy audio, wydaje się całkiem przyzwoitą ceną.

ODSŁUCH

Do odsłuchu wykorzystałem następujące płyty:

  • Jack Johnson, Sleep Through The Static, Brushfire Records, 56055, CD; recenzja TUTAJ.
  • Charlie Haden, The Private Collection, Naim, naimcd0108, 3xCD; recenzja TUTAJ.
  • Ann Richards, I’m Shooting High, Capitol Records/Toshiba-EMI, TOCJ-9653, CD.
  • Diorama, Her Liquid Arms, Accesion Records/Irond, Irond CD 04-585/DD90, CD.
  • Henry Purcell, Ten Sonatas in Four Parts, Retrospect Trio, Linn Records, CKD 332, SACD/HDCD.
  • e.s.t., Viaticum. Platinum Edition , ACT Music+Vision, ACT 6001-2, CD; recenzja TUTAJ.
  • Wes Montgomery, Smokin’ at The Half Note, Verve Master Edition, Verve, 2103476, CD.

Interkonekt Zen Acoustic gra niezwykle „kolorowym” dźwiękiem. Jest bogaty tonalnie, a każdy z podzakresów prezentowany jest w równie atrakcyjny, acz nieprzesadzony sposób. Jako żywo przypomina to brzmienie kabli Harmonixa, ale nie poprzedniej firmy Lee, bo tej nie znam, a Harmonixa z Japonii, produktu pana Kiuchi, spod ręki którego wychodzą także urządzenia Reimyo. Tutaj również wszystko jest bardzo plastyczne i nasycone. Inaczej niż w moim Acrolinku, w Zenie góra jest dźwięczna, mocniejsza i bardziej „dopalona”, jakby dźwięk był bardziej „dojrzały” w sensie dojrzewającego owocu. Taki „dojrzały” owoc (dźwięk) jest po prostu słodszy. Trudno powiedzieć, czy „za bardzo”, czy „w sam raz”, bo wiele będzie zależało od systemu, do którego łączówka zostanie wpięta. Na pewno nie narobi w nim bałaganu, bo choć definicja dźwięków nie jest tak dokładna, jak we wspomnianym Acrolinku, to jednak wspaniała łączność w całym paśmie, brak wyraźnego faworyzowania czegokolwiek i ogólna kultura brzmienia – to bardzo dobrze tu pasujące określenie – dają obraz kabla, który niczego nie zepsuje, a wprost przeciwnie: może podnieść atrakcyjność brzmienia wielu systemów. Szczególnie opartych o lampę – dół jest tu mocny, nie „bumiący”, a po prostu mocny, dobrze kontrolowany i przy tym konturowy. A tego najczęściej w systemach „lampowych” brakuje. Nie mówimy przy tym o utwardzaniu ataku, powiedziałbym nawet, że atak wchodzi tu delikatnie, z pewnym „poślizgiem” – ale nie rozmyciem! – a raczej o pewnej energii, która jest szybko rozładowywana tam, gdzie uderza stopa perkusji, na dole kontrabasu itp.

Góra jest dość mocna, ale idźmy raczej tropem basu, a nie tropem rozjaśnienia. To góra znana z urządzeń lampowych, w których jej nie kastrowano, a starano się wydobyć jak najwięcej „lampy z lampy” – jak np. w przedwzmacniaczu CAT-777 Reimyo itp. W ten sposób ponownie nawiązuję do japońskiego produktu, ale trudno mi się tego skojarzenia pozbyć. W Zenie nie ma natomiast podkreślania środka. Ponieważ zakres ten z obydwu stron otoczony jest dość mocnym graniem, nie wyda się tak „przebojowy” jak to, co nad nim i pod nim. Nie jest to granie „konturowe” w znaczeniu „loudness”, ale jednak energia środka jest nieco mniejsza niż skrajów pasma. Mówiłem o dobrym balansie tonalnym i to potwierdzam, bo nie ma tu wycofania średnicy – chodzi właśnie o energię. A ta jest w tym przypadku dość łatwa do zdefiniowania, ponieważ kabelek jest niezwykle dynamiczny – naprawdę wyjątkowo dynamiczny. Choć ważniejsza w jego opisie jest mikrodynamika, to także w makro mamy obraz raczej wybuchowy niż spokojny, raczej „do przodu” niż statyczny. Mój Acrolink jest bardziej powściągliwy i w najdroższych systemach to on sprawdzi się lepiej. Biorąc jednak pod uwagę tak ogromną różnicę w cenie i to, z czym interkonekt Acoustics Zen będzie współpracował, trudno uznać to za wadę.
Jak mówię – to bardzo „kolorowy”, dynamiczny kabel ze świetnymi skrajami pasma i ładnym środkiem. Najlepiej zagra w systemie, który trzeba nieco ożywić, ale nie przez prostackie rozjaśnienie (to można uzyskać regulując barwą dźwięku we wzmacniaczu), a przez dodanie energii, a więc czegoś, co ma związek nie tylko ze statycznym pomiarem (pasmo przenoszenia), ale także tym, jak zachowuje się on w czasie (energia). Nie ma tu żadnego smużenia, zwolnienia, ale nie jest to też wzorzec jeśli chodzi o zwartość i rozdzielczość. Jest bardzo dobrze.

Kabel głośnikowy zdaje się iść dokładnie tym samym tropem, z tym, że wszystkie elementy, o których przed chwilą wspomniałem zostały zintensyfikowane. Tu z kolei bliżej mu było do kabla głośnikowego Acrolink Mexcel 7N-S20000 niż do Harmonixa HS-101EX Equisite, mimo że przecież interkonekt pana Lee był nieco do Harmonixa podobny. Brzmienie kabla głośnikowego Epoch jest mocno nacechowane akcentami. Jak uderza blacha, to naprawdę przywala, jak jest kontrabas, to żyje, wybrzmiewa, ale uderza jeszcze szybciej. Barwa jest zbliżona do tego, co pokazuje interkonekt, jednak wyższy środek jest tu wyraźniejszy i lepiej definiowany.

Dlatego też wszystkie sekcje dęte świata, jak np. z płyty Tina Brooks True Blue będą go kochać do grobowej deski. Umiejętność formowania ataku, ale tak, żeby nie bolał, a zbliżał reprodukowany dźwięk do dźwięku na żywo, jest tutaj ponadprzeciętna. Nie ma wątpliwości, że walor grania na żywo, grania „w tej chwili” był dla projektanta, konstruktora Epocha bardzo wysoko na liście priorytetów. Takie granie „podniesie” każdy system na nogi, ożywi go. I znowu – to nie jest „podbicie” góry, czy dołu. To coś więcej, coś ponad to. W kategoriach absolutnych wysokich tonów jest więcej niż z mojej Tary Labs Omega Onyx, więcej nawet niż z Veluma, którego przez długi cza używałem. Tara jest poza zasięgiem, ale akurat z Velumem można to zestawić – polski kabel jest nieco bardziej rozdzielczy, generuje większą przestrzeń, ale to właśnie niedrogi Zen daje ładniejszą definicję tego zakresu, wydaje się, że blachy są z nim nieco bardziej wyrafinowane, że są bogatsze. Tak – w tym przypadku to słowo będzie najważniejsze: Epoch pokazuje świat bogaty, żywy i dynamiczny. Nie zawsze i nie w każdym przypadku się on sprawdzi, ale w wielu przypadkach będzie to jak łyk tlenu, jak klepnięcie omdlałego w policzek. W porównaniu z nim Velum może się wydać bardziej wycofany i bardziej statyczny.

W raczej przezroczystych systemach, raczej nastawionych na wydobycie jak największej ilości informacji – jak mój – trzeba będzie przemyśleć, czy aby nie poszukać czegoś spokojniejszego. Chociaż akurat taka energia wszędzie się przyda – chodzi mi o to, że tego „dobra” będzie za dużo. O ile w jazzie, jak na wspomnianej płycie Tina Brooks, czy też przy wspaniałym krążku Smokin’ at The Half Note Wesa Montgomery’ego, grającego z Wynton Kelly Trio, energia to element na wagę złota, o tyle w spokojniejszym repertuarze, w jaśniejszych systemach trzeba będzie dwa razy pomyśleć zanim podepniemy tam Epocha. Choć w takim przypadku bardziej prawdopodobne będzie to, że w systemie jest gdzieś błąd, że to raczej trzeba by wymienić elektronikę lub kolumny, to jednak w takiej właśnie „sytuacji zastanej” kabel Zena może się zupełnie nie sprawdzić. Nic nie będzie rozjaśnione, utwardzone itp., tyle, że dźwięk będzie bardzo „do przodu”, będzie go pełno wszędzie, a czasem w muzyce potrzebny jest też namysł i cisza. Jeśli jednak chcielibyśmy mieć domu coś namacalnego, emanującego z kolumn głośnikowych, co w dodatku niczego nie zepsuje, to Epoch załatwi to nam z każdą płytą.

W interkonekcie Oscar-Link środek by ciut w cieniu skrajów pasma, zaś kabel głośnikowy Epoch średnicę grał mocno i niezwykle plastycznie. Byłem więc bardzo ciekawy, jak się zachowają w zestawie. I voilà! – To naprawdę działa! Góra została nieco utemperowana, a środek zyskał na znaczeniu. Pozostała nieprawdopodobna po prostu energia i mocny dół. W obydwu przypadkach głębokość sceny była dobra, najważniejszy był jednak pierwszy plan. W systemie ten element grania został jeszcze podkreślony przez namacalne, plastyczne, pokazywane nieco przed kolumnami źródła pozorne. Głos Jacka Johnsona eksplodował radością, dobrze oddając to, co się musiało dziać podczas sesji nagraniowej. Bardzo ładnie to brzmienie zadziałało też z muzyką elektroniczną – Diorama z Her Liquid Arms była interesująca, bogata itp. I tylko czasem, w mocniej skompresowanych fragmentach wyższy środek grał zbyt mocno. W dużej mierze wina leżała jednak po stronie nagrania.

Ostatnią częścią układanki był kabel sieciowy El Niño. Inaczej niż w przypadku interkonektu i kabla głośnikowego, które porównywałem bezpośrednio z moimi kablami, wpiąłem go od razu do systemu Zena, wychodząc z założenia, że będzie on najprawdopodobniej uzupełnieniem już posiadanego biegu kabli tego producenta. W systemie zastąpił kabel Acrolinka 7N-PC9100, co było w pewnym sensie świństwem, jako że – to oczywiście tylko moje zdanie, ale na czymś muszę się opierać – to najlepszy kabel sieciowy, jaki słyszałem (dopóki nie usłyszałem jego następcy, modelu 7N-PC9300, ale o tym w następnym numerze „High Fidelity”). I zamiana na El Niño szybko pokazała, dlaczego tak jest, kolejny raz utwierdzając mnie w przekonaniu, że każda złotówka wydana na japońską sieciówkę zwróciła mi się dziesięciokrotnie. Żeby wiedzieć, w którym miejscu jestem, zaraz potem podłączyłem więc zamiast Zena zwykły kabel komputerowy – wreszcie byłem w domu: El Niño jest bowiem najtańszym sposobem na zmianę systemu bez zmieniania jego komponentów. Od droższego Acrolinka Zen różni cię głównie słabszą plastyką i brakiem bogactwa brzmienia. Od kabla komputerowego odróżnia go z kolei znacznie lepsze zorganizowanie wszystkiego, niesamowity spokój i swego rodzaju „pewność”, jaką wnosi do takiego zestawu. El Niño nieco uspokoił bowiem żywiołowość testowanych kabli, wprowadzając do systemu porządek i temperując górę. Dźwięk nie by już tak namacalny, jak przedtem, z kosztującym dwadzieścia razy (!) więcej Acrolinkiem, dlatego należy skonfrontować swoje oczekiwania z tym, co słychać. W kategoriach absolutnych, porównując go z kablem z „pudełka”, miałem jednak dźwięk bardziej zrównoważony tonalnie, bogatszy, spokojniejszy wewnętrznie, lepiej poukładany. Miałem to wszystko, co zazwyczaj dostajemy z dobrymi sieciówkami.

Jak zwykle trzeba więc sprawdzić każdy z tych elementów osobno, u siebie w systemie i zapytać się, czego właściwie od swojego systemu oczekujemy. Kable Zen Acoustics grają niezwykle energetycznym, bogatym wewnętrznie dźwiękiem. Niesamowity bas ożywi zaś każde kolumny. Dość mocno akcentowana jest jednak wyższa średnica oraz pierwszy plan, stąd konieczność samodzielnego odsłuchu. Ale nietrudno mi wyobrazić sobie wysmakowane, oparte o lampę zestawienie, w którym brakuje trochę „życia”, gdzie ten set sprawdzi się nie w 100, a w 110 %. Dodam jeszcze, że zaskakująco bogata była paleta barw, jaką się te kable charakteryzowały, przypominając najlepsze kable… japońskie. To dla mnie jednoznaczna rekomendacja.

BUDOWA

Interkonekt Oscar Link, pomimo niewysokiej ceny, jest wykonany niezwykle atrakcyjnie. Od zewnątrz pokryto go niebieską siateczką ze złotym przeplotem i zakończono solidnymi, zakręcanymi wtykami RCA. Kabel jest dość giętki, nie powinno być więc problemów z jego ułożeniem. Kabelek wykonano z drucików miedzianych o czystości 6N w technologii Zero Crystal (z pojedynczym, długim kryształem na całym biegu), uzyskiwanej w powolnym procesie odlewania i odpowiedniego chłodzenia metalu. Obydwa biegi (dodatni i ujemny) skręcono i zabezpieczono tak, żeby nie zmieniała się wewnętrzna geometria kabla. Na kabel nałożono podwójny ekran. Dzięki budowie pseudo-zbalansowanej, Oscar Link dostępny jest z wtykami RCA lub XLR. Kabel jest kierunkowy.

Kabel głośnikowy Epoch też wygląda bardzo ładnie i także on układa się całkiem przyjemnie. Jego przewodniki zbudowano z miedzi o czystości 6N, w technologii Zero Crystal. Kabel dostępny jest z widłami (Zero Crystal) lub zakręcanymi bananami (i taki był testowany), a także w wersji bi-wire. Nie wspomniałem o tym wcześniej, ale na wszystko jest pora: przewodniki znajdują się wewnątrz rurek z Teflonu firmy Dupont (jego wynalazcy) i są skręcone tak, aby zachować stałą geometrię. Warto zwrócić uwagę, że tego typu konstrukcje, tj. teflonowe rurki, są znakiem rozpoznawczym także innego amerykańskiego producenta, firmy Tara Labs. Kabel jest kierunkowy.

El Niño to najtańszy kabel sieciowy tego producenta, jednak nawet on został wyposażony w wysokiej klasy wtyk IEC Wattgate. Wtyk od strony listwy sieciowej jest już jednak klasyczny, tyle że ze złoconymi stykami. Przewodniki to – jak wyżej – miedź 6N Zero Crystal w teflonowych rurkach. Kabel jest podwójnie ekranowany.


Pobierz test w PDF

g     a     l     e     r     i     a


System odniesienia

  • odtwarzacz CD: Ancient Audio Lektor AIR
  • przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC (test TUTAJ)
  • przedwzmacniacz: Polaris II + zasilacz AC Regenerator, (wersja z klasycznym zasilaczem, test TUTAJ)
  • końcówka mocy: Luxman M-800A (test TUTAJ)
  • wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version (recenzja CS300 TUTAJ)
  • kolumny: Harpia Acoustics Dobermann (test TUTAJ)
  • słuchawki: Sennheiser HD800, AKG K701, Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ω (recenzje TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ)
  • interkonekty: CD-przedwzmacniacz: Mexcel 7N-DA6300, artykuł TUTAJ, przedwzmacniacz-końcówka mocy: Wireworld Platinum Eclipse.
  • kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx
  • kable zasilające: Acrolink Mexcel 7N-PC9100 (odtwarzacz; recenzja TUTAJ) i 2 x Acrolink Mexcel 7N-PC7100 (przedwzmacniacz, końcówka mocy; recenzja TUTAJ)
  • listwa sieciowa: Gigawatt PF-2 (recenzja TUTAJ)
  • stolik SolidBase IV Custom; opis TUTAJ
  • pod odtwarzaczem podkładki Ceraball (artykuł TUTAJ)
  • Gramofony wciąż się zmieniają, podobnie jak wkładki. Moje marzenie: SME 30 z ramieniem Series V i wkładką Air Tight PC-1 (także w wersji PC-1 Mono).