pl | en

No. 209 Wrzesień 2021

Wstępniak

Tekst: WOJCIECH PACUŁA
Zdjęcia: Wojciech Pacuła


No 209

1 września 2021

POCZTÓWKA Z WAKACJI
Albo: RADMOR

O Nowej Hucie, Zdzisławie Beksińskim, Gdyni, Radmorze, sztuce i technice – znajdą to państwo na odwrocie tej pocztówki z wakacji A.D. 2021.

EDNĄ Z ZALET WAKACJI JEST czas, jaki wreszcie mają nasze dzieci tylko dla siebie. W większości przypadków oznacza to dłuższe spanie i późniejsze zasypianie, możliwość nicnierobienia, a nawet nudzenia się, w ostateczności – możliwość porwania potomkini/potomka na jakąś wycieczkę. Z tej ostatniej możliwości skorzystałem i ja.

Widzą państwo, jestem z Huty, konkretnie – Nowej Huty. Choć już dłużej mieszkam w zupełnie innej dzielnicy Krakowa, to jednak w środku jestem „gumiorem”, jak nasze babcie i dziadków, którzy w latach 50. i 60. XX wieku sprowadzali się do tego miejsca, nazywali mieszkańcy „prawdziwego” Krakowa.

Gumiorami, czy – jak w tytule swojej autobiografii pisze TOMASZ GOMÓŁKA – mieszkańcami „goomowiska”, zostaliśmy przez wszechobecne podczas budowy tego nowego miasta błoto, w którym – jeśli wierzyć miejskim legendom – ginęły całe ciężarówki (Tomasz „Goomi” Gomółka, Goomowisko XX wieku. Muzyka/Sport, 2021). Jadąc na krakowski Rynek, czy po prostu na Stare Miasto, mówiło się, że jedziemy „do Krakowa”, ewentualnie „do miasta”. Tak mi pozostało do dziś. Uwaga – jeśli ktoś pyta was w Krakowie o „starówkę” lub o „dworzec centralny” niemal na pewno przyjechał z Warszawy. W Krakowie to jest – odpowiednio – ‘Rynek’ (rzadziej ‘Stare Miasto’) i ‘dworzec’ lub ‘dworzec główny’.

Od czasu, kiedy tam mieszkałem, zmieniło się wiele. Jest jednak Nowa Huta wciąż miejscem „osobnym”, co doskonale daje się wyczuć, kiedy przesiadam się z autobusu MPK numer 578 na, kończącą się pod główną bramą Kombinatu, linię 174 – kontrast pomiędzy ludźmi w jednym i drugim autobusie jest uderzający. Coś mi mówi, że każda ‘ekipa’ mówi i tej drugiej „dziwni”. Osobność Huty polega także na tym, że choć jest w niej wiele pięknie zrewitalizowanych i odrestaurowanych miejsc, to w swojej masie wydaje się ona najmniej doinwestowaną częścią Stołecznego Królewskiego Miasta Kraków, jak z kolei o sobie mówi tzw. „krakówek”.

Jednym z bardziej widocznych deficytów tej największej dzielnicy mojego miasta wydaje się być oferta kulturalna, przynajmniej ta postrzegana. W rzeczywistości nie jest wcale tak źle, powiedziałbym nawet, że jest zaskakująco dobrze, ale w powszechnej świadomości, nawet nowohucian, miejsce to z kulturą ma tyle wspólnego, co – to moje zdanie – Kraków ze stołecznością. Rzecz bowiem w tym, że Hutę zawsze porównywało się ze Śródmieściem, a nie z innymi dzielnicami. W takim porównaniu okazałoby się, że jest dobrze, nawet lepiej niż dobrze.

Jednym z ważniejszych miejsc na jej mapie jest, tak mi się przynajmniej wydaje, GALERIA ZDZISŁAWA BEKSIŃSKIEGO w Krakowie, mająca swoją siedzibę w Nowohuckim Centrum Kultury, znanym powszechnie jako eNCeK (NCK). Rzecz bez precedensu, aby galeria malarza, artysty tej klasy i wagi znajdowała się w odległej od Starego Miasta lokacji. Odwiedziłem ją tuż po otwarciu i choć byłem pod olbrzymim wrażeniem płócien, które do tej pory znałem tylko z albumów, to nie mogłem nie zauważyć, że miejsce, w którym się znalazła jest dość przypadkowe. Była to boczna, oświetlona głównie przez duże okna, sala, zupełnie niedostosowana do stałej ekspozycji.

Niestety nie wiem kiedy, ale w którymś momencie udało się Galerię przenieść do gmachu głównego NCK-u, do najlepszej sali, zresztą tuż obok galerii innej znakomitości, a mianowicie JERZEGO DUDY-GRACZA. Muszę powiedzieć, że to jedna z lepiej oświetlonych galerii, jakie znam – obrazy Beksińskiego robią w niej piorunujące wrażenie. Czym wracam do początku tej opowieści, ponieważ którejś soboty wybrałem się tam z córką. Po naprawdę dobrym burgerze, serwowanym z jednego z foodtrucków stojących przez Centrum, zanurzyliśmy się – dosłownie – w odlecianym świecie artysty.

Po kawie i herbacie w nieodległej ŁANCAFE, z której mamy widok na niewiarygodne Łąki Nowohuckie, wróciliśmy do domu z mocnym postanowieniem obejrzenia, po raz kolejny Ostatniej Rodziny, filmu JANA P. MATUSZYŃSKIEGO z 2016 roku, opowiadającym o rodzinie Beksińskich (2016). Mocna rzecz, rzecz gęsta emocjonalnie i godna polecania, nawet jeśli postać syna artysty, TOMKA, dziennikarza radiowej Trójki i tłumacza filmów z Bondem, zarysowana jest dość jednowymiarowo (krótko mówiąc pokazano go jako absolutnego odmieńca i odludka, zapominając, że miał wielu przyjaciół).

Czym wracam do tytułu tego felietonu. Otóż był Zdzisław Beksiński nie tylko malarzem, nie tylko szalonym wręcz miłośnikiem nowinek technicznych, ale i melomanem. W jego pracowni, możliwej do precyzyjnego zrekonstruowania dzięki temu, że malarz nagrywał na kamerę, a także fotografował, wszystko i wszystkich. Być może dzięki temu upływ czasu zaznaczany jest w tym filmie nie tyle przez zmianę wyglądu bohaterów, to jest ich wyglądu i ubioru, co przez ukazywanie płócien, nad którymi artysta w danym czasie pracował oraz przez zmianę urządzeń, za pomocą których słuchał muzyki.

A tych miał zawsze kilka. Jeśli uważnie patrzymy, to zauważymy, że w każdym przedziale czasowym miał kilka, równoległych systemów – trzy, a nawet cztery – słuchał ich naprzemiennie. Co więcej, po tym jak poznał się z Piotrem Dmochowskim, admiratorem jego twórczości mieszkającym w Paryżu, gdzie skończył studia na Wydziale Prawa oraz Szkołę Nauk Politycznych, stał się artystą – jak na warunki polskie – wyjątkowo zamożnym. Dmochowski, na prośbę artysty, płacił mu często za obrazy płytami, miał więc Beksiński niezwykle bogatą kolekcję, uzupełnianą też przez syna.

Ale wracając do meritum – upływ czasu w filmie sugerowany jest w dużej mierze przez wymianę systemów audio. Podstawą jednego z nich był amplituner gdyńskiej firmy RADMOR, model OR-5102, zwany „Radmoryną”, zawsze w towarzystwie ikonicznego, dziesięciopasmowego (na kanał) korektora graficznego. Pod koniec lat 70. amplitunery stereofoniczne – a właściwie quasi-kwadrofoniczne – tego producenta były kwintesencją wyrafinowania i obiektem pożądania polskich melomanów. Jeszcze pod koniec lat 80., kiedy na rynku były już kolejne wersje tego urządzenia, był to wzmacniacz uważany powszechnie za szczytowe osiągnięcie polskiej myśli technicznej związanej z audio.

Zaprojektowany przez zespół pod kierownictwem MARIANA PRAWDZIWKA, z doskonałym dizajnem opracowanym przez GRZEGORZA STRZELEWICZA, jest nie tylko częścią polskiej historii elektroniki, ale ikoną pewnego okresu, w którym wszystko wydawało się możliwe.

Firma, z której później wyodrębniono Zakłady Radiowe Radmor swoją historię liczy od 1949 roku, kiedy to znacjonalizowano spółkę MORS (Morska Obsługa Radiowa Statków). Już rok później rozpoczęto budowę własnych urządzeń komunikacyjnych – autolatarni AA-2 oraz rozgłośni koncertowej RK-1. Radmor jest bowiem „dzieckiem” firmy zajmującej się morskimi urządzeniami telekomunikacyjnymi. Marka w 2011 roku została włączona do WG Group, polskiego prywatnego koncernu sektora obronnego, i oferuje obecnie wojskowe systemy łączności polowej.

I być może to właśnie jest kluczem do zrozumienia fenomenu amplitunerów z logo Radmora, ich klasy i jakości budowy. Zaangażowani w ten projekt inżynierowie musieli bowiem działać w zupełnie innych warunkach projektowych, innym reżimie wykonawczym niż klasyczni producenci audio – nie muszę dodawać, że znacznie wyższym. W dodatku mieli dostęp do zagranicznych podzespołów, co w gospodarce PRL-u było nieczęste. Produkty tej firmy były oczywiście o wiele droższe, a wielkość produkcji była ograniczona, ostatecznie była to tylko wydzielona część „dużego” zakładu. Wszystko to jednak dało produkt pod każdym względem wyjątkowy i poszukiwany do dziś.

Skąd to wszystko wiem? – Tegoroczny wyjazd podporządkowałem trójcy GDYNIA-SOPOT-GDAŃSK, a w Gdyni odwiedziłem wystawę czasową w Muzeum Miasta Gdyni zatytułowaną Legenda Radmoru. Zaplanowana pierwotnie na okres między 7.11.2020-25.04.2021, ze względu na lockdown została znacznie przedłużona.

Niewielka rozmiarami wystawa była dla mnie szczególnym przeżyciem. Po raz pierwszy zobaczyłem bowiem wszystkie produkty tej marki, w tym prototypowe. Co więcej, kupiłem sobie świetnie przygotowany, piękny katalog wystawy, do którego dodawano piórnik z logo wystawy i zestaw przypinek, w tym z ikonicznym amplitunerem. To pierwsze tego typu opracowanie i od razu bardzo dobre. Jedyne, czego mi w nim zabrakło, to opisu kolumn głośnikowych z logo Radmoru, niegdyś hitu polskiej sceny audiofilskiej, pomimo że na wystawie były obecne.

Kuratorzy wystawy, AGNIESZKA DRĄCZKOWSKA i PAWEŁ GEŁESZ we wprowadzeniu do katalogu piszą:

Dla jednych Radmor to wymarzone, cudem zdobyte hi-fi 5100, dla innych wyczekiwane rozmowy stęsknionych marynarzy prowadzone za pośrednictwem Gdynia Radio, szum portowej codzienności, najlepsze polskie wzornictwo czy wreszcie miejsce pracy dziesiątek mieszkańców Gdyni i całego Trójmiasta. Istniejące nieprzerwanie od 1947 roku przedsiębiorstwo zapisało się w historii naszego kraju jako jeden z czołowych producentów systemów i urządzeń łączności.

⸜ AGNIESZKA DRĄCZKOWSKA, PAWEŁ GEŁESZ, Serce i rozum. Dwugłos kuratorski wokół wystawy „Legenda Radmoru”, w: „Legenda Radmoru”, katalog wystawy, red. Agnieszka Drączkowska, Paweł Gełesz, Gdynia 2020, s. 13.

Nie dziwi więc, że obok innych czołowych polskich produktów, w tym magnetofonów szpulowych Aria, magnetofonu kasetowego Finezja, robionych na zamówienie kolumn z głośnikiem wstęgowym (nota bene – ciekawe, kto był jego projektantem i wykonawcą), a później „wieży” którejś z japońskiej firm, znalazł się właśnie Radmor, dzięki któremu w pracowni Beksińskiego brzmiała muzyka klasyczna, którą uwielbiał. I w ten sposób łączą się sztuka i technika – technika i sztuka. Zresztą w pewnym momencie trudno jedno od drugiego rozróżnić.

WOJCIECH PACUŁA
redaktor naczelny

Kim jesteśmy?

Współpracujemy

Patronujemy

HIGH FIDELITY jest miesięcznikiem internetowym, ukazującym się od 1 maja 2004 roku. Poświęcony jest zagadnieniom wysokiej jakości dźwięku, muzyce oraz technice nagraniowej. Wydawane są dwie wersje magazynu – POLSKA oraz ANGIELSKA, z osobną stroną poświęconą NOWOŚCIOM (→ TUTAJ).

HIGH FIDELITY należy do dużej rodziny światowych pism internetowych, współpracujących z sobą na różnych poziomach. W USA naszymi partnerami są: EnjoyTheMusic.com oraz Positive-Feedback, a w Niemczech www.hifistatement.net. Jesteśmy członkami-założycielami AIAP – Association of International Audiophile Publications, stowarzyszenia mającego promować etyczne zachowania wydawców pism audiofilskich w internecie, założonego przez dziesięć publikacji audio z całego świata, którym na sercu leżą standardy etyczne i zawodowe w naszej branży (więcej → TUTAJ).

HIGH FIDELITY jest domem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. KTS jest nieformalną grupą spotykającą się aby posłuchać najnowszych produktów audio oraz płyt, podyskutować nad technologiami i opracowaniami. Wszystkie spotkania mają swoją wersję online (więcej → TUTAJ).

HIGH FIDELITY jest również patronem wielu wartościowych wydarzeń i aktywności, w tym wystawy AUDIO VIDEO SHOW oraz VINYL CLUB AC RECORDS. Promuje również rodzimych twórców, we wrześniu każdego roku publikując numer poświęcony wyłącznie polskim produktom. Wiele znanych polskich firm audio miało na łamach miesięcznika oficjalny debiut.
AIAP
linia hifistatement linia positive-feedback


Audio Video show


linia
Vinyl Club AC Records