pl | en

Wątpliwości

Witam.

Nie mając pewności czy znajdzie Pan Redaktor chwilę na przeczytanie mojego listu, postanowiłem jednak krótko i zwięźle włączyć się do nieustannej dyskusji na temat urządzeń "High Fidelity". Muzyki płynącej z głośników słucham od roku 1959. Melomanem stałem się na koncercie chopinowskim w Łazienkach Królewskich w Warszawie w roku 1964. Od tego czasu trochę się w muzyce zmieniło, ale nie aż tak bardzo. Zmieniły sie możliwości jej odbioru. Melomani mogą słuchać ulubionej muzyki nie tylko na koncertach poprzez dostęp do coraz wierniejszych źródeł zapisu dźwięku. Powstała liczna grupa audiofilów, których interesuje bardziej dźwięk niż linia melodyczna. W muzyce współczesnej słychać eksperymenty brzmieniowe, poszukiwania tworzą niepokojącą skrajność w muzyce. Urządzenia do odtwarzania muzyki są bliskie doskonałości, choć fortepian elektroniczny nigdy nie zabrzmi tak jak akustyczny i może całe szczęście w tym tkwi właśnie. Najlepiej brzmią skrzypce sprzed ponad stu lat. Świetnym przykładem może być powrót do płyt winylowych i lampowych wzmacniaczy gitarowych. Gdzieś, nie wiemy tylko gdzie, istnieje zawsze granica rozwoju, której przekroczyć nie wolno. W każdej dziedzinie. W muzyce też. Po przekroczeniu tej granicy nastąpi przerost formy nad treścią. Dlatego uważam, że w zupełności do prawidłowego odbioru muzyki wystarczy zestaw składający się z odtwarzacza CD, wzmacniacza i kompletu głośników za łączną wartość ok. 5000 zł . Jeśli ktoś dysponuje większą kwotą to zdecydowanie lepiej przeznaczyć ją na zakup ulubionych płyt. Mi przez te lata udało się skompletować zbiór ponad 2000 płyt CD. Łatwo policzyć, że musiałem na nie wydać tak z grubsza 80 000 zł. Jest to zdecydowanie lepsza inwestycja niż zakup nafaszerowanych elektroniką super odtwarzaczy i wzmacniaczy zachwalanych przez audiofilów. Zakurzone winyle sprzedałem ostatnio na allegro korzystając z mody na ten trzeszczący nośnik. Czy podziela Pan Redaktor przedstawione tu przeze mnie moje osobiste poglądy wynikające z pięćdziesięcioletniego doświadczenia? Bardzo proszę o odpowiedź.

Pozdrawiam
Krzysztof



Witam!

Z zainteresowaniem przeczytałem pański list, ponieważ co jakiś czas nieco inne niż moje spojrzenie na sprawę przydaje się, choćby po to, żeby się zastanowić nad tym, co się robi.
Przede wszystkim – ma pan rację: najważniejsza jest muzyka. I długo, długo nic. Problem w tym, że audiofilizm dodaje do tego jeszcze jeden element: żadna muzyka nie jest pełna bez jej wykonania, a więc i odtworzenia. Dlatego każde wadliwe odtworzenie wpływa bezpośrednio na odbiór muzyki, zubażając go i wykoślawiając.
Tak więc muzyka – tak, ale dobrze nagrana i dobrze odtworzona.

Nie mogę się jednak zgodzić z tym, że urządzenia grające są bliskie doskonałości. Daleko im od tego, oj, jakże daleko!!! Wystarczy dobrze przygotowany odsłuch w dobrym salonie, żeby zobaczyć o co w tym chodzi.
To samo jest z gramofonem – to wciąż, niestety, najlepszy nośnik muzyki. Jeśli trzeszczy, to albo jest zniszczony, albo nie umyty, albo sprzęt kiepski. Dobry winyl gra tak, ze trzeba naprawdę się wsłuchać, żeby wyłapać jakiś trzask. A nawet jeśli jest, to gra „obok” muzyki, nie razem z nią. Dlatego i ja, i moi znajomi inwestują spore pieniądze w sprzęt. Tyle że ma to sens tylko wtedy, jeśli idzie to ręka w rękę z zakupami muzyki, z edukacją w tej mierze itp. Dla mnie prawdziwy ideał to meloman-audiofil.

Dziękuję za uwagi i serdecznie pozdrawiam
Wojciech Pacuła