pl | en
Test
ODTWARZACZ CD
LECTOR
CDP-7 TL/MkIII


Cena: 12 399 zł

Dystrybucja: Best Hi-Fi

Kontakt:
ul. Zbąszyńska 27, Poznań
tel. 061 861 55 74

e-mail: salon@besthifi.pl

Strona producenta: DOCET-LECTOR

Tekst: Wojciech Pacuła

Włoskie produkty są równie dystynktywne, co sami Włosi – niemal krzyczą: „Spójrz na mnie!!!” Mieszkańcy słonecznej Italii lubią być podziwiani i są dumni z siebie, swojego kraju. Ze swoich klubów piłkarskich zresztą też. Przede wszystkim. Stąd produkowane przez nich urządzenia muszą być inne niż wszystko inne. Testowany odtwarzacz firmy Docet-Lector (w materiałach firmowych występuje jako Lector) jest na to dobrym przykładem. Front z czarnego plexiglasu, ten sam materiał zakrywający płytę, zewnętrzny zasilacz z hebelkowymi wyłącznikami, lampy w stopniu wyjściowym i specyficzne podejście do obsługi czynią z modelu CDP-7 TL wyjątkowy produkt. Jak się zaraz okaże, idzie z tym w parze wyraźnie kształtowany dźwięk.

O kilku elementach budowy już wspomniałem, dodajmy do tego także te, wyszczególnione przez producenta:
- zmienione elementy mechaniki, w tym mosiężne elementy utrzymujące napęd,
- osobny zasilacz z trzema wyłącznikami – głównym, sekcji cyfrowej i sekcji analogowej (lamp),
- docisk płyty z neodymowym magnesem,
- już nieprodukowane, acz znakomite przetworniki D/A Burr-Brown PCM-1704,
- pasywny układ ditheringu, zwiększający rozdzielczość sygnału,
- brak sprzężenia zwrotnego,
- własny układ servo dla napędu.

W praktyce okazuje się, że część rozwiązań jest rzeczywiście unikalnych, ale nie wszystkie są zbyt przyjazne dla użytkownika. Powiem o tym od razu, ponieważ trzeba przez to przejść, zanim dojdziemy do muzyki. Wyświetlacz jest świetny, bo to duże (jak w urządzeniach Simaudio Moon) elementy LED, tutaj w kolorze zielonym. Zupełnie do nich nie pasują jednak niebieskie diody sygnalizujące włączone zasilanie. Te ostatnie nie są zresztą opisane. Wyłączniki hebelkowe w zasilaczu mają odwrócone pozycje, tj. kiedy są na dole, są włączone, a na górze wyłączone, kiedy powinno być dokładnie na odwrót. Nie są zresztą opisane, więc trudno się tak na pierwszy rzut oka w tym zorientować. Także mały wyłącznik na tylnej ściance, którym można wyłączyć wyświetlacz też nie jest opisany. Powinno to być zresztą rozwiązane nieco inaczej, bez permanentnej dezaktywacji, tj. po podaniu komendy wyświetlacz powinien się na chwilę zapalać i zaraz gasnąć. I wreszcie docisk płyty – magnes jest wyraźnie zbyt słaby, ponieważ jeśli farba na płycie jest śliska, albo nadruk jest odrobinę zabrudzony, płyta nie będzie wystarczająco mocno dociśnięta i odtwarzacz pokaże komunikat ‘Err’ (‘Error’), albo docisk będzie się ślizgał po płycie, wydając niepokojące odgłosy. Myślę, że trzeba to poprawić. Zacząłem z wysokiego ‘c’, ale chciałbym, żeby wszystko było jasne. A Lectora, kiedy już do tego przywykniemy trzeba koniecznie, koniecznie posłuchać, żeby zobaczyć coś, co udaje się niezwykle rzadko – zupełny brak „cyfrowego” dźwięku z płyty Compact Disc.

Płyty użyte do testu:

  • Depeche Mode, Exciter, Mute, DMCD10, SACD/CD + DVD.
  • Depeche Mode, Peace, CDBONG41, SP CD.
  • Depeche Mode, Peace. Remixes, CDBONG41, SP CD.
  • Dead Can Dance, Toward The Within, 4AD/Warner Music Japan, WPCB-10077, SACD/CD.
  • Herb Ellis, Man With The Guitar, Dot/Universal Music Japan, UCCU-5287, CD.
  • Johann Sebastian Bach, Matthew Passion, Bach’s Last Performing Version, c.1742, Linn Records, CKD 313, 3 x SACD/HDCD; recenzja TUTAJ.
  • Laurie Allyn, Paradise, Mode Records/Muzak, MZCS-1124, CD.
  • Manuel de Falla, The Three Cornered Hat, Ansermet, Decca/Esoteric, ESSD-90016, SACD/CD.
  • Sigur Rós, Med Sud I Esysum Wid Spilum Ednalaust, EMI, 22872821, CD; recenzja TUTAJ.
  • The Beatles, With The Beatles, Parlophone/EMI-Toshiba, TOCP-51111, CD.
  • The Doors, L. A. Woman, Elektra/Warner Music Japan, WPCR-12721, CD.
  • Wes Montgomery, Incredible Jazz Guitar of…, Riverside/JVC, VICJ-41531, K2 CD.
  • Yoko Ono, Open Your Box, Astralwerks, ASW 88710, CCD.
  • Yoko Ono, Yes, I‘m A Witch, Astralwerks, ASW79287, CCD; recenzja TUTAJ.

ODSŁUCH

Wszyscy zmęczeni zgiełkiem, znużeni próbami uporządkowania chaosu i walką z entropią, wszyscy jesteście zaproszeni na odsłuch topowego odtwarzacza włoskiej firmy Lector. To urządzenie, które z odejścia od ogólnie pojętej neutralności uczyniło prawdziwą sztukę, które z nastawienia na człowieka, na jego potrzeby, wszystko co poza nim ujmując w duży nawias (nomen-omen: ‘humanizmu’) uczyniło swój znak firmowy. Tak, jak włoskie produkty generalnie – czy to chodzi o buty, torebki, czy samochody. Lector jest odtwarzaczem, który nawet zatwardziałemu zwolennikowi winylu krzywdy nie zrobi, bo oferuje pakiet zalet, przede wszystkim jeśli chodzi o barwę, charakterystyczny – jak by się mogło wydawać – dla czarnej płyty. Najłatwiej byłoby CDP-7 TL przyrównać do takich odtwarzaczy, jak Reimyo CDT-777+ DAP-999EX, czy AMR CD-77. A jeszcze bliżej mu do odtwarzacza pamięci stałych Blacknote DSS 30 Tube. To niezwykle zbliżone myślenie o dźwięku, podobne wybory i kompromisy, które na tak wysokim poziomie są niezwykle trudne do właściwego „zaimplementowania”. Włoski odtwarzacz gra mianowicie niezwykle ciepłym dźwiękiem, który właściwie to nie jest ciepły w klasyczny sposób. Ciepło kojarzymy najczęściej z zaokrągleniem pasma od góry, z wyeksponowaniem średnicy itp. Tutaj w jakiejś mierze się z tym spotkamy, ale nie wpłynie to na odbiór dźwięku, bo to tylko delikatne muśnięcia to tu, to tam.

Odtwarzając na Lectorze po raz pierwszy płytę – co ciekawe nie była to hiper-audiofilska produkcja, a remiksy utworów Yoko Ono w duchu disco i klubowym, zamieszczone na płycie Open Your Box – czułem się tak, jakbym wszedł do dobrze wytłumionego studia odsłuchowego. Może nie do komory bezechowej, bo to dość nieprzyjemne doświadczenie, a właśnie do pomieszczenia w salonie audio. Można to łatwo wypróbować samemu – wystarczy wejść z sali obok, zazwyczaj z długim pogłosem, mało wytłumionej i dość hałaśliwej do sali odsłuchowej. To dokładnie takie samo wrażenie, jak po zapodaniu systemowi Lectora. Powtarzam – to nie jest neutralność, to wyraźne modelowanie dźwięku, ale modelowanie z pomysłem na to i z wyraźnym celem. Nie sądzę bowiem, żeby coś takiego udało się przez przypadek: słyszałem wykraczająco wiele prób „uczłowieczenia” odtwarzaczy CD przez ocieplenie, zaokrąglenie, przybliżenie itp. – prób komicznych często w swojej naiwności – żeby nie rozpoznać w tym nurcie czegoś nowego. Dźwięk włoskiego odtwarzacza jest mianowicie niezwykle nasycony i dźwięczny. Jeśli gdzieś tam, na samej górze jest obcięte pasmo, to albo bardzo delikatnie, albo ja po prostu tego nie słyszę. Nie ma się wrażenia, że góra jest cichsza niż reszta pasma, ani że urządzenie gra, jak wzmacniacze lampowe z EL34. O tym, że od razu wiemy, że gdzieś w torze jest po drodze lampa, wiadomo raczej dzięki niezwykle pełnemu brzmieniu, wybitnie namacalnemu i dużemu. Przypomina to sposób kształtowania średnicy przez McIntosha MCD500 (test w przyszłym miesiącu), jednak z dodatkowym „dopchnięciem”. To niemal dezynwoltura, bo jeśliby pójść jeszcze krok dalej, to wpadlibyśmy na ścianę – ale dezynwoltura nagrodzona niezwykłą barwą.

To, co powyżej zmieściło się w kilku zdaniach starałem się określić i zrozumieć rzez dłuższy czas. Kiedy puszczałem kolejne płyty – jak With The Beatles Beatlesów, Toward The Within Dead Can Dance, czy też cudowny album Herba Ellisa Man With The Guitar – nie mogłem bowiem dostrzec wycofania blach, ani słabszego szumu taśmy-matki. Wyraźnie nie o to chodziło, a jeśli nawet można było pewne elementy takiego działania dostrzec, to nie były one powtarzalne i za każdym razem podawane były nieco inaczej. Po prostu harmonie, współbrzmienia, swego rodzaju „energia”, jaka emanowała z instrumentów ze środka pasma i takich, które grają też wyższymi dźwiękami była wyjątkowa, na wyciągnięcie ręki. Pomagało temu ukształtowanie sceny dźwiękowej, bo wszystko było dość blisko i pierwsze plany „rulez”, ale nie umiałbym jednak wskazać na jeden, dominujący powód. To po prostu inteligentne granie na różnych detalach, a nie pchanie w którymś kierunku.
Otrzymujemy w ten sposób wyjątkowo przyjemny, bardzo „ludzki” dźwięk, który nie ma nic wspólnego z ostrością czy zapiaszczeniem, o jakie oskarża się cyfrę. Trzeba za to płacić cenę, oj trzeba, ale o tym za chwilę, bo pierwsze wrażenie z jakąkolwiek zapłatą nie ma nic wspólnego. Każde nagranie, także takie płyty, jak Med Sud I Esysum Wid Spilum Ednalaust Sigur Rós, czy nowy singiel Piece Depeche Mode brzmiały w niemal wyrafinowany sposób, ani przez chwilkę nie wskazując na to, że mogły powstać poza studiami japońskiej JVC (skąd oczywiście nie pochodzą).
Jednym z ważnych elementów takiej prezentacji jest niezwykle dokładne określanie położenia instrumentów w planie L-R. Wyjątkowo dokładnie są bowiem pokazywane instrumenty, przesunięte nawet kilka centymetrów w jedną lub drugą stronę. Nie ma żadnego zlewania ich ze sobą. A przecież rozdzielczość urządzenia nie jest jakaś wyjątkowa. Najwyraźniej umiejętność różnicowania barwy daje takie właśnie efekty.
Dostajemy też mocny, nasycony bas, wyjątkowo niski, i bardzo namacalny. Nie jest on specjalnie dobrze kontrolowany, ale jego bogactwo, jeśli chodzi o barwy, jego fizyczność pozwolą z tym żyć.

Jak mówię – składa się to wszystko na dźwięk, który od razu „wchodzi”. Cena urządzenia jest przy tym niezwykle przyjazna i w czasie testu, kiedy jej nie znałem, myślałem, że będzie znacznie wyższa. A jednak trzeba się zastanowić, czy to „nasz” dźwięk. Już wspomniałem o tym jest on specjalnie rozdzielczy, czy specjalnie neutralny. Ważne jest też to, że urządzenie niespecjalnie różnicuje nagrania. Wszystkie grają niezwykle przyjemnie, ale też bardzo podobnie. Z jednej strony to fajnie, bo nie ma obawy, że jakakolwiek płyta wyląduje w koszu tylko dlatego, że jest źle nagrana. Z drugiej jednak strony także te lepiej zarejestrowane będą miały zbliżoną do siebie barwę. Nie jest też Lector mistrzem dynamiki. Ta jest raczej uśredniana i nie na nią jest kładziony nacisk. Brzmi to wszystko dość groźnie, choć w rzeczywistości brzmi zupełnie inaczej. Koniecznie posłuchajmy Lectora, bez względu na to, ile pieniędzy chcemy wydać na odtwarzacz CD, bo być może jest to dokładnie ten dźwięk, jakiego szukamy i po nim wszystko inne będzie się wydawało jasne i ostre. Koniecznie trzeba też wypróbować lampy NOS na wyjściu – np. Siemensa, Telefunkena czy Philipsa (ew. Tesle), a z nowych lampy EAT. To zmieni dźwięk na lepsze, poprawiając rozdzielczość i scenę dźwiękową. A tę koniecznie trzeba ulepszyć, ponieważ jej głębia jest tylko taka sobie. Istotny jest też kabel zasilający. Najlepiej, żeby był szybki i dokładny, jak kable Acrolinka czy Nordosta.

BUDOWA

Odtwarzacz Lector firmy Docet-Lector składa się z dwóch elementów: głównego oraz zasilacza PSU-3T. CDT-7 TL jest odtwarzaczem typu top-loader, z ręcznie przesuwaną, wykonaną z 20 mm pleksiglasu płytką (która nie jest niestety idealnie dopasowana) oraz tłumiącym wibracje dociskiem płyty. Ten ostatni wykonano z materiału o nazwie Derlin i wytłumiono gumą. Przednia ścianka, podobnie, jak element maskujący lampy (z dwoma otworami wentylacyjnymi) wykonano z pleksiglasu. Część nad lampami możemy odkręcić, np. do ich wymiany. Na froncie mamy tylko trzy przyciski – start oraz przeskakiwanie ścieżek. Inne umieszczono na brzydkim, niezwykle niewygodnym pilocie zdalnego sterowania, w którym nie wszystkie przyciski działają tak, jak zostały opisane – np. pod przeskakiwaniem ścieżek jest ich przeszukiwanie. Z przodu jest jeszcze wycięcie pod wyświetlacz – niezwykle czytelny, złożony z zielonych elementów typu LED. Obok niego umieszczono, zupełnie niepasujące kolorystycznie, diody wskazujące włączenie zasilania – sekcji cyfrowej i analogowej, niestety nieopisane. Z tyłu mamy złocone gniazda RCA (chińskie) oraz wyłącznik wyświetlacza. Za dopłatą można zamontować wyjście XLR. Będzie to jednak wyjście symetryzowane w transformatorach, więc nie ma to większego sensu. Jest tam również wyłącznik odcinający masę zasilania (wygodna rzecz) oraz kabel, którym dostarczamy do odtwarzacza napięcie z zewnętrznego zasilacza. Kabel kończy się bardzo dobrym, zakręcanym wtykiem ze złoconymi pinami. I jeszcze jeden, jakże włoski element – ścianki boczne obłożono drewnianymi elementami dekoracyjnymi. Zasilacz PSU-3T to niewielkie pudełko z ładnym frontem, gdzie mamy trzy przełączniki hebelkowe oraz dużą, niebieską diodę. Wewnątrz – trzy transformatory toroidalne, osobny dla części analogowej i dla cyfrowej oraz dla napędu.

Zdejmując górną ściankę odtwarzacza od razu widać, że dokładność czytania danych była dla jego twórców priorytetem. Napęd, modyfikowaną jednostkę Philipsa CDM-12, zamontowano na wielowarstwowej, wielokrotnie odprzęganej platformie. Na samym dole przykręcono bardzo grubą płytę z aluminium, mającą usztywnić tę część obudowy. Kolejne warstwy są przykręcane nie do tej płyty, a do dolnej ścianki. Pierwsza warstwa to gruba, przezroczysta płyta z pleksiglasu, przykręcona do dna za pośrednictwem grubych, mosiężnych pilarów. Na niej naklejono płytkę drukowaną – ekran dla, przykręconej tuż nad nią, płytki sterującej. Do tego samego pleksiglasu przykręcono kolejne mosiężne pilary, przedzielone w połowie gumowymi ringami, na których wspiera się wykonana z aluminium szeroka „rama”. I do tej właśnie ramy przykręcono ciężką, lakierowaną strukturalnym, zielonym lakierem płytę, widoczną od zewnątrz. Rama stanowi też podstawę dla wózka optyki. Ten ostatni nie jest przykręcony, a umocowano go przez gumowe elementy. Całość robi naprawdę duże wrażenie.

Jak wspomniałem, pod napędem jest sterująca nim płytka. Servo napisano samodzielnie w Lectorze. To tam umieszczono układ DSP zamieniający słowa 16 bitowe na 18 bitowe oraz układ ditherngu. Tak przygotowany sygnał trafia na niewielką płytkę z przetwornikami D/A Burr-Browna PCM1704 (znakomite przetworniki) – dwie, pracujące równolegle, stereofoniczne kości. Są one sprzęgnięte bez pośrednictwa kondensatorów z lampami wzmacniającymi i buforującymi. Najwyraźniej układ I/U wykonano na elementach pasywnych. Lampy to ECC81 firmy JJ – koniecznie trzeba je wymienić na jakieś NOS-y!!! Na wyjściu umieszczono potężne, mające pojemność 6,8 μF, kondensatory polipropylenowe firmy ICEL. Uwagę zwracają trzy niezależne zasilacze – dla napędu, części cyfrowej i analogowej. Ścieżka sygnału wygląda na niezwykle prostą. Z materiałów firmowych dowiemy się jeszcze, że taktowaniem zajmują się świetne zegary XTAL. Całość stoi na trzech, świetnych nóżkach (dwie z przodu), o mimośrodowym zamocowaniu elementów podpierających – standardowo otrzymujemy nóżki z gumowymi podkładkami, jednak możemy wkręcić w nie kolce.

Dane techniczne (wg producenta)
Przetwornik: 24-Bit PCM-1704 dual mono
Napięcie wyjściowe: 3V,150 Ω
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz +/- 0,5 dB
Stosunek sygnał / szum: > 105 dB
Zniekształcenia THD: < 0,1 %
Lampy: 2 x ECC81/12AT7
Wyjścia:  RCA, opcjonalnie XLR, opcjonalnie cyfrowe RCA
Wymiary (szer. x wys. x głęb.): 400 x 85 x 300 mm
Waga: 12,5 kg

g               a               l               e               r               i               a


System odniesienia

  • odtwarzacz CD: Ancient Audio Lektor Prime (test TUTAJ)
  • przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC (test TUTAJ)
  • przedwzmacniacz: Leben RS-28CX (test TUTAJ; niedługo zmiana na Polaris II, test TUTAJ)
  • końcówka mocy: Luxman M-800A (test TUTAJ)
  • wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300 (recenzja TUTAJ)
  • kolumny: Harpia Acoustics Dobermann (test TUTAJ)
  • słuchawki: AKG K701, Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ω (recenzje TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ)
  • interkonekty: CD-przedwzmacniacz: Mexcel 7N-DA6300, artykuł TUTAJ, przedwzmacniacz-końcówka mocy: Wireworld Gold Eclipse 52 (test TUTAJ)
  • kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx
  • kable zasilające: Acrolink Mexcel 7N-PC9100 (odtwarzacz; recenzja TUTAJ) i 2 x Acrolink Mexcel 7N-PC7100 (przedwzmacniacz, końcówka mocy (recenzja TUTAJ)
  • listwa sieciowa: Gigawatt PF-2 (recenzja TUTAJ)
  • stolik Base
  • pod odtwarzaczem podkładki Ceraball (artykuł TUTAJ)
  • Gramofony wciąż się zmieniają, podobnie jak wkładki. Moje marzenie: SME 30 z ramieniem Series V i wkładką Air Tight PC-1 (także w wersji PC-1 Mono).