pl | en
Test
Gramofon + ramię gramofonowe + wkładka gramofonowa
Kuzma STABI XL + Kuzma 4POINT +
Benz Micro Switzerland RUBY Z


Cena (w Polsce): 93 900 zł | 23 400 zł | 10 200 zł

Producenci: KUZMA Ltd
e-mail: kuzmaltd@siol.net | www.kuzma.si
Kraj pochodzenia: Słowenia

Benz Micro Switzerland
e-mail: contact@benz-micro.com | www.benz-micro.com
Kraj pochodzenia: Szwajcaria

Produkt do testu dostarczyła firma: RCM

Tekst: Wojciech Pacuła | Zdjęcia: Wojciech Pacuła, Kuzma (nr 5)

Data publikacji: 1. kwiecień 2013, No. 108




„Jak ma wyglądać gramofon?” – Czy zadawali sobie państwo kiedyś takie pytanie? Założę się, że większość nie. A to dlatego, że w głowie zakodowany mamy „ikoniczny” jego kształt, wywiedziony z konstrukcji pochodzących z lat 70., spopularyzowany przez kilka firm, w tym Linna. To prostokątna, niezbyt wysoka podstawa, w której prawym tylnym rogu zamontowane jest ramię, pośrodku talerz, a w lewym, tylnym rogu – silnik. Kosmetyka dotycząca szczegółów może się zmieniać, jednak nawet zarys takiej konstrukcji, podglądnięty gdzieś na zdjęciu podpowie, czym ona jest.
Audio to jednak obszar poszukiwań, gdzie wszystko jest dopuszczalne, o ile prowadzi do wyznaczonego celu – lepszego dźwięku i/lub wyglądu. Dlatego spotkamy w nim różne kształty, rozwiązania, różnego typu brzmienie. Nawet jeśli chodzi o topowe produkty. A może właśnie przede wszystkim w ich przypadku.
„XL” jak „eXtra Large”, „Z” jak „Zebrano” – takie przyrostki noszą dwa z trzech zamieszczonych w tym teście produktów. Dodajmy do tego „4Point” i będziemy mieli komplet. Każdy z nich opisuje kluczową cechę konstrukcyjną danego modelu: XL mówi dużym o rozmiarach i ciężarze gramofonu, Z o drewnie (Zebrano), z którego wykonano body wkładki, a 4Point o czeropunktowym, unikalnym sposobie podparcia ramienia typu unipivot, opracowanym przez Franca Kuzmę, Słoweńca, właściciela firmy noszącej jego nazwisko.
Testowany gramofon jest absolutnie niezwykły – wystarczy spojrzeć, żeby wyrobić sobie zdanie o jego projekcie plastycznym. Jest ekstremalnie ciężki – to 77 kg bez ramienia – i jest fantastycznie wykonany. Napędzany za pomocą dwóch, synchronizowanych silników, został przez polskiego dystrybutora wyposażony w ramię Kuzmy 4Point i wkładkę Benz Micro Ruby Z. Całość kosztuje ponad 130 000 zł i należy do szczytowych osiągnięć techniki gramofonowej. Nie będę nic więcej pisał, czas na odsłuch.


O firmie Kuzma pisaliśmy
  • Kuzma REFERENCE + STOGI REF 313 VTA + KC 2, czytaj TUTAJ
  • Kuzma STABI S + PS + STOGI S 12 VTA czytaj TUTAJ
  • ODSŁUCH

    Płyty wykorzystane w odsłuchu (wybór)

    • Air, Love 2, Archeology/The Vinyl Factory, 6853361, 180 g, 2 x LP (2009/2011).
    • Andreas Vollenweider, ”Caverna Magica”, CBS/veraBra Records, 25 265, “Halfspeed Mastered”, LP (1983).
    • Bill Evans, Bill Evans Live at Art D’Lugoff’s Top of The Gate, Resonance Records, HLP-9012, 45 rpm, 180 g, 3 x LP (2012).
    • Bing Crosby, Greatest Hits, MCA Records, MCA-3031, LP (1977).
    • Brendan Perry, Ark, Cooking Vinyl, VIN180LP040, 180 g, 2 x LP (2011).
    • Buck Clayton, How Hi The Fi, Columbia/Pure Pleasure, PPAN CL567, 180 g, 2 x LP (1954/2006).
    • e.s.t., Leucocyte, ACT Music + Vision, ACT 9018-2, 180 g, 2 x LP.
    • John Coltrane, Giant Steps, Atlantic/Rhino Entertainment, R1 512581, “Atlantic 45 RPM Master Series”, 45 rpm, 180 g, 2 x PL (1960/2008).
    • John Lennon, Imagine, Capitol Records/EMI, 887316, BOX: Imagine + Imagine Sessions, 180 g, 2 x LP (1963/2012).
    • Kankawa, Organist, T-TOC Records, UMVD-0001, “Ultimate Master Vinyl”, No. 102/300, 45 rpm, 200 g, 4 x LP (2010); recenzja TUTAJ.
    • Keith Jarrett, The Survivors’ Suite, ECM Records, ECM 1085, LP (1977).
    • Kraftwerk, Autobahn, Klink Klang Produkt/EMI Records, STUMM 303, 180 g, LP (1974/2009); recenzja TUTAJ.
    • Metallica, Master of Puppets, Asylum Records/Warner Music Group, 49868-7, “45 RPM Series, 180 g, 2 x LP (1986/2008).
    • Miles Davis, Miles Davis and The Modern Jazz Giants, Prestige/Analogue Productions, AJAZ 7150, “45 RPM Limited Edition #0706”, 180 g, 2 x LP (1959/2006).
    • The All Star Percussion Ensemble, con. Harold Farberman, Golden String /First Impression Music, GS LP 001-LE, “First 1000 Pressings”, 200 g, LP (2011).
    • Thelonious Monk and Gerry Mulligan, Mulligan Meets Monk, Riverside/ Analogue Productions, AJAZ 1106, “45 RPM Limited Edition #0584”, 180 g, 2 x LP (1957/?).
    • Tsuyoshi Yamamoto, Autumn in Seattle, First Impression Music, FIM LP 004-LE, “First 1000 Pressings”, 200 g, LP (2011).
    • Zakir Husain, Making Music, ECM 1349, LP (1987).
    Japońskie wersje płyt dostępne na

    “Porzućcie nadzieję wszyscy, którzy tu wchodzicie: to będzie kosztować” – taki napis widziałbym nad wejściem każdego salonu audio, na okładce każdego pisma audio i na obwolucie każdej książki, która o audio traktuje. Tutaj kosztuje wszystko – zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Nie ma czegoś takiego, jak high-end za niewielkie pieniądze, podobnie jak high-end bez kompromisów. Jedyna różnica między produktami budżetowymi oraz high-endowymi, zarówno jeśli chodzi o koszty ich zdobycia, jak i koszty wyborów to różnica skali. Wszystko pozostałe jest dokładnie takie samo. Powtórzmy: produkty luksusowe, szczególnie luksusowe produkty audio są bardzo drogie. Ideałem zaś jest, jeśli wszystko to łączy się z high-endowym dźwiękiem i własnym pomysłem na to, jaki właściwie powinien być. Dlatego też wysoka cena systemu, który odsłuchiwałem, nie była dla mnie żadnym problemem. Miałem i wartość „materiałową”, i technologiczną, i dźwiękową. Wszystko na stosunkowo niewielkiej powierzchni mojego stolika Base IV.

    Klasyczny audiofilski stereotyp mówi, że miękko zawieszone gramofony (z odsprzęgniętym subchassis) grają miękko, ciepło, zaś gramofony bez odsprzęgnietego subchassis, zwykle gramofony masowe (bo to wciąż najlepszy sposób na wygaszenie wibracji) konturowo. I rzeczywiście: słuchając gramofonów Linna czy AVID-a można to częściowo potwierdzić. Jak jednak traktować produkty SME (np. 20/3, czytaj TUTAJ) i model Reference firmy Kuzma (czytaj TUTAJ), korzystające z odsprzęgnięcia, dźwięku których nie da się w żaden sposób z takim stereotypem powiązać? A co powiedzieć o testowanym systemie, z Kuzmą Stabi Stabi XL2 w roli głównej, który brzmi zarówno jak konstrukcja masowa, jak i odsprzęgana? Trzeba ją po prostu, na piechotę, opisać.

    Najpierwszym wrażeniem, jakie się ma słuchając Kuzmy, wrażeniem „uprzednim”, jeśli tak mogę powiedzieć, jest spokój. Mieliście kiedyś może takie uczucie, że coś wam ściągnięto z pleców, że jakaś sytuacja, muzyka, osoba sprawiły, że nagle odetchnęliście? Mimo że wcześniej sobie nie zdawaliście sprawy z tego, że coś was przygniata. Potocznie o czymś takim mówi się: „kamień spadł mi z serca”, co jest z sytuacją, o której mówię, powiązane. Czujemy wówczas ulgę i nagły przypływ szczęścia. I smutek, że tyle czasu zmarnowaliśmy przygnieceni do ziemi.
    Słuchanie muzyki z Kuzmą XL, ramieniem 4Point i wkładką Ruby Z jest takim właśnie odwalaniem kamienia. Spokój. Pełnia. Wewnętrzna wolność. To nie są określenia „od czapy”, wyciągnięte z szuflady, żeby „poezja płynęła”, a literalny zapis tego, co czułem słuchając najpierw Ark Brendana Perry’ego, a potem Autobahn Kraftwerka i innych płyt, nawet Master of Puppets Metalliki. Oddech w dźwięku z Kuzmy jest imponujący i uzależniający.
    A do tego zupełna nieistotność szumu przesuwu, trzasków i innych zniekształceń wynikających z formatu Long Play. To wszystko oczywiście słychać, nie ma czegoś takiego jak „bezszelestna” praca igły. W najlepszych konstrukcjach są to jednak zakłócenia niezwiązane bezpośrednio z muzyką. Bardzo łatwo, bez wysiłku da się wskazać na to, który szum to szum mikrofonu, powietrza w studiu, taśmy-matki, a który pochodzi z systemu odtwarzającego. Ich charaktery znacząco się od siebie różnią i tak je odbieramy – jakby były w innych planach.
    Odsłuch na Kuzmie nawet starych płyt nie nastręcza żadnego problemu. Gramofon nie maskuje ich wad, choć to także może być sposób na ich pozbycie się. Słyszałem parę gramofonów, w których to coś więcej niż proste „maskowanie”, choć od niego pochodzi. Kuzma pokazuje WSZYSTKO, nie maskuje, nie wycofuje, nie udaje. Ponieważ jednak robi to na tak wysokim poziomie, ma dźwięk jest tak niesamowicie czysty, tj. niepodbarwiony i niezniekształcony, informacje muzyczne stają się najważniejsze, to na nich się skupiamy, wszystko inne słysząc „obok” i przez to interpretując jako mniej ważne, albo w ogóle nieistotne.
    Tak odbierzemy ten dźwięk na każdym systemie, nie będzie miało znaczenia, czy jest ultra-precyzyjny, czy ciepły, czy pomieszczenie odsłuchowe raczej maskuje detale, czy pozwala im się pokazać. Pierwsze odsłuchy przeprowadziłem ze słuchawkami na uszach, siedząc głęboko w noc, starając się zaadaptować do tego dźwięku i ciesząc się z odkrywania rzeczy, których wcześniej nie słyszałem. Każdy, kto próbował słuchać gramofonu w ten sposób wie, że trzaski i szum potrafią zniszczyć każdą sekundę odsłuchu, skutecznie do słuchawek zniechęcić. Być może właśnie dlatego tak niewielu jest wśród „analogowców” miłośników tego rodzaju systemów i tak wielu wśród posiadaczy źródeł cyfrowych.
    Z Kuzmą komfort odsłuchu na bardzo rozdzielczym systemie, z Sennheiserami HD800 i modyfikowanym wzmacniaczem Lebena CS-300 XS [Custom Version] był niebywały. Nie mówię, że jak cyfry, bo chyba nawet większy. Charakter własny gramofonu i wkładki był manifestowany wyraźniej niż przez kolumny, tym bardziej trzeba więc będzie sobie odpowiedzieć na pytanie, czy jest to także nasz ideał dźwięku i czy dzielimy spojrzenie na high-end z Francem Kuzmą.

    Audiodesksysteme Gläss
    Vinyl-Cleaner




    Płyta gramofonowa, to – tak naprawdę – duża, płaska płytka z plastiku z wieloma, drobnymi rowkami. Płyta, która zbiera kurz lepiej niż odkurzacz. Gromadząc się w rowkach, jest głównym źródłem irytujących trzasków, szumu, pogarsza też jakość dźwięku. Roy Gandy, właściciel Regi przez lata powtarzał, że najlepszym sposobem na pozbycie się kurzu jest przesłuchanie płyty; ponieważ zaczepia się na igle, ta znakomicie go ściąga i w ten sposób czyści płytę. Gandy jest źródłem kilku innych, kontrowersyjnych, opinii, jednak ta wydaje mi się najbardziej kuriozalna. A to dlatego, że wiem, jak brzmi płyta wyciągnięta z folii ochronnej, zarówno stara, jak i nowa, która nie była umyta i taka, którą poddałem takiemu zabiegowi. Właściwie nie ma o czym mówić.
    Przez dłuższy czas do mycia płyt używałem bardzo prostej, niedrogiej, naprawdę fajnej myjki Okki Nokki firmy RCM (czytaj TUTAJ). Jeśli ktoś myśli o poważnym słuchaniu winyli, to jest to najtańsza, sensowna propozycja. Głośna jak duży, stary odkurzacz, czasochłonna, wymagająca od nas ciągłej uwagi – ale sprawdza się.
    Jeśli jednak mamy więcej pieniędzy, albo mniej czasu, a zwykle te dwie rzeczy się ze sobą łączą, trzeba pomyśleć o czymś innym. Wybór na rynku jest duży i każdy powinien poszukać myjki do swojego systemu tak, jak się szuka kolejnego urządzenia audio. Ma się sprawdzić w praktyce, ma dobrze wyglądać i ma spełniać stawiane przed nią zadania. Najważniejszym jest oczywiście jak najlepsze wymycie płyty; pozostałe mogą się jednak od siebie różnić. Dla mnie równie ważne, co wynik końcowy, była wygoda i to, żebym przeznaczał na zabieg mycia jak najmniej czasu.



    Kosztuje 2300 euro (czyli bardzo dużo), jest niewielka (czyli dobrze), niezbyt ładna (można przeboleć), niemal bezobsługowa (Alleluja!) i ma genialne wyniki – to myjka Vinyl-Cleaner niemieckiej firmy Audiodesksysteme Gläss. Moja nowa myjka.
    Kidy w 2006 roku, w sprawozdaniu z wystawy High End pisałem (czytaj TUTAJ) o maszynce do wyrównywania i nacinania pod kątem płyt CD, wynalazku panów Reinera Glässa oraz Ericha Schrotta, wiedziałem, że to coś wyjątkowego. Pomysł nie wziął się znikąd, a był wynikiem badań naukowych doktora Schrotta, biochemika z zawodu. Specjalny nożyk ścina krawędź płyty pod kątem 36º, przez co promień lasera załamując się na krawędzi nie jest wtórnie odbijany; nacinanie likwiduje też niecentryczność płyty. Wynalazek ten używany jest obecnie przez wiele firm płytowych do przygotowania ich masterów – w tym przez wariatów z wytwórni T-TOC.
    O ile można się spierać o wyniki takiego zabiegu, o tyle działanie drugiego z kluczowych produktów Niemców (w ofercie jest także, wykonywana na zamówienie, myjka dla płyt CD), myjki do płyt winylowych, jest znacznie łatwiejsze do zrozumienia. Vinyl-Cleaner ma postać, postawionego na węższym boku, prostopadłościanu ze szczeliną na górze, w którą wstawiamy płytę, i okienkiem z boku, pokazującym ilość płynu do płukania, jaki jest w zasobniku. Wsuwamy płytę, naciskamy przycisk i nic więcej nas nie interesuje: winyl jest obracany, myty równocześnie z obydwu stron, a następnie wystawiany na działanie ultradźwięków. Na końcu jest suszony mechanicznie, wiatrakiem. Ultradźwięki rozchodzą sie w wodzie (czyli PRZED suszeniem) powodując zjawisko tzw. kawitacji, czyli drgania rozpuszczonych w wodzie cząstek powietrza. To te drgające cząstki powodują czyszczenie rowków płyty i dosłowne 'odpadanie' brudu. No tak, nie można powiedzieć, że to kolejna, „taka sama jak inne” myjka: ultradźwięki eliminują najdrobniejsze cząsteczki kurzu, ukryte zazwyczaj najgłębiej, najtrudniejsze do usunięcia w mechaniczny sposób.
    To jedno z najlepszych, związanych z audio, narzędzi, jakie mam w domu. Nie poświęcam mu zbyt wiele czasu, nic mnie nie obchodzi, a płyty są idealnie czyste. Problemem jest dostępność. Jeden z dwóch dealerów w Polsce, firma Eter Audio, od dawna starał się o kupienie egzemplarza do testu – nic z tego. Wszystkie zaraz po przyjechaniu trafiały do niecierpliwie wyglądających ich melomanów; nie było szans na egzemplarz demo.

    Każdy kolejny egzemplarz wykonywany jest w Niemczech pod konkretnego klienta – firma nie ma możliwości zwiększenia produkcji przy utrzymaniu równie wysokich, rygorystycznie przestrzeganych, standardów. O trudnościach z pozyskaniem produktów Audiodesksysteme Gläss do testu, przy okazji recenzji myjki, pisał także Michael Fremer (czytaj TUTAJ). Nie pozostało mi nic innego, niż zamówić jedną dla siebie, po krótkiej demonstracji w salonie Nautilus, tuż przed tym, jak myjka została porwana przez szczęśliwego posiadacza. Czekałem nieco ponad dwa miesiące – i jest, wykonana specjalnie dla mnie, piękna, fantastycznie wykonująca swoją pracę. Vinyl-Cleaner.

    XL ma swój „własny” dźwięk. Idea „dźwięku absolutnego” jest może i ładna, nośna, przyjemna, ale kompletnie nieprawdziwa. A właściwie – bałamutna. Ideałem, dla mnie, jest dźwięk maksymalnie zbliżony do mojego wyobrażenia o dźwięku na żywo w połączeniu i w konfrontacji z moim doświadczenia dotyczącym dźwięku reprodukowanym w warunkach domowych. Dlatego brzmienie charakterystyczne dla danego produktu, nawet produktu ultra high-endowego jest dla mnie czymś normalnym.
    Kuzma robi wszystko, czego oczekuje się po gramofonie z tego poziomu, perfekcyjnie. Ale robi to w sobie właściwy sposób. Zaskakujące być może będzie to, że to dźwięk kompletnie, całkowicie inny niż modelu Reference. I że to dokładnie taki sam dźwięk, jak podstawowego modelu Kuzmy, Stabi S, doprowadzony do ekstremum. Choć w pierwszym momencie może się to wydać dziwne, może nawet niepokojące. Ostatecznie jak to możliwe, żeby producent mający w ofercie przez długi czas tylko trzy modele gramofonów (w Monachium, na wystawie High End 2012 pokazano czwarty, model Stabi M, czytaj TUTAJ) nie potrafił utrzymać jakiejś konsystencji w swojej ofercie? Znając pana Kuzmę, znając jego produkty i założenia techniczne, które w nich realizował wiem, że to pytanie bez sensu. I że chodziło mu o możliwie najpełniejsze wykorzystanie potencjału danego gramofonu, danego rozwiązania. A co ze Stabi S, ostatecznie niedrogim gramofonem, który byłby pierwowzorem brzmienia dla Stabi XL? Jeśliby się nad tym dłużej zastanowić, to okaże się, że taka logika jest jedyną możliwą, że wychodząc z jakiegoś założenia, używając podobnych materiałów, doprowadzając je na znacznie wyższy poziom, otrzymamy rozwinięcie podstawowego pomysłu. Tym bardziej, że dźwięk otwierającego ofertę tej słoweńskiej firmy gramofonu jest znakomity. Przez dłuższy czas myślałem, żeby go kupić do systemu referencyjnego. I dopiero rozmowy z różnymi producentami, kręcącymi nosem nad „niedopasowaniem cenowym” (co za bzdura!!! Za każdym razem pytam ich, czy liczy się dla nich cena, czy jakość dźwięku i synergia – zarzekają się, że to ostatnie. Po czym pytają o cenę – można dostać schizofrenii! Zwyciężyło jednak zmęczenie materiału, nie miałem siły się dłużej tlumaczyć) sprawiły, że zdecydowałem się na coś innego. Ale może kiedyś powrócę do tego pomysłu. Stabi S jest tak genialnie prostą konstrukcją, a przy tym tak fantastycznie policzoną, stojąca za nim idea jest tak przyjemnie zrealizowana, że nie mogę się oprzeć. Może kiedyś.

    Gramofony to chimeryczne produkty. Ich brzmienie zmienia się, często nie wiedzieć czemu, z dnia na dzień, często z płyty na płytę. Część z nich trzeba często regulować, poprawiać, jednym słowem – poświęcać im czas i uwagę. To fajne, ostatecznie to nasze „zabawki” i ich obsługa jest częścią audiofilizmu. Jestem jednak zdania, że im więcej czasu przeznaczamy na sprzęt, tym mniej go mamy na muzykę. Jeśli mam wybierać – zawsze wybieram muzykę. Dlatego też Stabi XL wydał mi się spełnieniem marzeń o bezobsługowym, równym, zawsze takim samym gramofonie; gramofonie solidnym. Mówiąc ‘solidny’ mam na myśli zarówno jakość wykonania, jak i dźwięk.
    Jego brzmienie jest bardzo precyzyjne. Inaczej jednak niż w modelu Reference mamy tu też wypełnienie i bas. I to dużo basu. Zaletą masowych konstrukcji jest umiejętność odtworzenia bardzo nisko schodzących dźwięków, ich różnicowania i ustawiania całego brzmienia na solidnym fundamencie. Coś podobnego jak z testowanego gramofonu słyszałem u siebie tylko raz, z sześciokrotnie droższym Argosem firmy Transrotor (czytaj TUTAJ). Nawet SME 20/3, pod tym względem wyjątkowy, nie potrafił zabrzmieć z takim autorytetem, nie miał takiej „wagi” w każdym uderzeniu.
    Góra pasma jest z jednej strony ultra-precyzyjna, a z drugiej ma wypełnienie i nie jest szkieletowata. Podobnie, jak niskie dźwięki, tak i wysokie są bardzo dobrze różnicowane, i w czasie, i w barwie, i w przestrzeni. Nie zwracają na siebie uwagi, choć nie są też „dopełnieniem” środka. To nie jest gramofon tego typu, nie gra średnicą. W ogóle nie „gra” czymkolwiek, nie potrafię wskazać elementu, w którym coś by się wydawało mocniejsze. Wszystkie podzakresy są niezwykle równe i prowadzone precyzyjnie.

    Jeśli miałbym zwrócić uwagę na coś, co „ustawia” ten dźwięk, byłoby to przywiązanie do maksymalnie szybkiej odpowiedzi impulsowej i do jak najczystszego ataku dźwięku. Nawet najlepsze gramofony innych producentów, a przynajmniej te, które słyszałem, nie są w stanie podać tego w tak czysty sposób. Jeśliby to był tani gramofon, mogłoby się przerodzić w manierę polegającą na nadaniu znaczenia atakowi, z odchudzonym wypełnieniem. Znam to i tego nie lubię. Rozumiem konstruktorów decydujących się na tego typu brzmienie, bo słuchając muzyki na żywo aspekt dynamiki i natychmiastowości dźwięku jest chyba najważniejszy; to on powoduje, że wiemy, że słuchamy wydarzenia „live”. Jego przeniesienie do domu 1:1 jest jednak niemożliwe. A jeśli kładzie się na to akcent, to najczęściej wychodzi suchy i pozbawiony „body” przekaz. Brr.
    Wypełnienie w XL jest fantastyczne. Bas ma masę, jest zróżnicowany kolorystycznie i dynamicznie. Nie ma mowy o odchudzaniu. A jednak atak jest tu priorytetem. Słychać to w czystości dźwięku, w jego różnicowaniu, w umiejętności pokazywania aspektów nagrań, które gdzie indziej giną w natłoku ważniejszych informacji. Małe sygnały – bo o nie głównie chodzi – są w tej konstrukcji równie ważne, co duże. Być może dlatego dynamika nagrań jest tak zabójcza, tak naturalna. A wiem co mówię. Słuchając nagrań ECM-u, wytwórni, która doprowadziła ten aspekt do perfekcji, ale także, przygotowanej przez Winstona Ma na 200 g winylu, płyty The All Star Percussion Ensemble chyba po raz pierwszy słyszałem w urządzeniu reprodukującym dźwięk tak dobrze pokazany aspekt uderzenia, narastania sygnału. Niemal równie dobrze, jak wtedy, gdy nagłaśniam perkusję na żywo. Atak w systemach domowych jest najczęściej zamazany, niewyraźny. Przyzwyczailiśmy się do tego, wychodząc z założenia, pewnie podświadomie, że tak ma być i już. Kuzma pokazuje jednak, że da się coś z tym zrobić, że muzyka to głównie aspekt czasowy, a jeśli narastanie sygnału jest opóźnione, zmiękczone, to mamy coś w rodzaju – przepraszam za porównanie – analogowego jittera.

    A miałem to o tyle na świeżo, że kilka dni przed przywiezieniem do mnie i ustawieniem gramofonu (ludzie z RCM-u, dystrybutora Kuzmy, robią za mnie wszystko, ja tylko siedzę z założonymi rękami; podoba mi się takie podejście:) nagłaśniałem w krakowskiej Rotundzie mały zespół – ot: klawisz, gitara akustyczna, osiem śpiewających osób, skrzypce, bas i perkusja. Żeby nie komplikować niepotrzebnie sprawy, zdecydowaliśmy się, wraz z Marcinem, którego mogą państwo znać ze spotkań Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego, wzmocnić perkusję dwoma mikrofonami – dynamicznym do stopy i dwoma pojemnościowymi, które zbierały dźwięk zarówno z werbli oraz kotła, jak i blach. Zwykle dla każdego bębna stosuje się osobny mikrofon, nam zależało jednak na możliwie spójnym dźwięku i prostocie. Brzmienie werbli zbieranych przez mikrofony pojemnościowe jest znakomite. Problemem jest to, że łatwo je przesterować, ale nie mam z tym problemu, ważniejsza jest dla mnie barwa. Ale właśnie atak dźwięku, jego narastanie było fantastycznie pokazane. A Kuzma coś takiego sugerowała. I robiła to najlepiej ze wszystkich gramofonów, jakie u siebie w systemie słyszałem.
    Także scena dźwiękowa była niewiarygodna. Duża, ekspansywna, świetnie zorganizowana. Dalej-bliżej, cieplej-zimniej – wszystko w zależności od tego, jak to poustawiał realizator. Ważne były też naturalne rozmiary instrumentów, ich wolumen. Gramofony mają łatwość pokazywania dużych źródeł pozornych, dużych wokali, instrumentów, jednak to często tylko „czarowanie”, napompowanie dźwięku tak, aby udawał obszerny. Testowany gramofon miał świetnie zaznaczone krawędzie, nie chodziło więc o ich „nadmuchanie”. A mimo to płyty brzmiały w spektakularny sposób, „znikając” kolumny i przenosząc dźwięk i akustykę do naszego pomieszczenia.

    Podsumowanie

    Teoretyczny postulat dotyczący ideału, jakim powinno być „znikanie” z systemu, zarówno jeśli chodzi o dźwięk, jak i o wygląd, zawsze jest przez rzeczywistość weryfikowany i modyfikowany. Dlatego najlepsze produkty powinny być perfekcyjnie wykonane, mieć interesujący, wartościowy projekt plastyczny i jeszcze perfekcyjnie grać. O ile pierwszy s postulatów jest uniwersalny i zawsze ‘lepiej’ będzie znaczyło ‘lepiej’, o tyle wygląd i dźwięk to obszar oddany we władzę interpretacji.
    Będąc wysokiej klasy produktem, Kuzma Stabi XL ma silną „osobowość”. Jego dźwięk jest konturowy, precyzyjny, perfekcyjnie różnicowany (na wszystkich poziomach). Gramofon gra mocnym, bardzo nisko schodzącym, wyjątkowo dobrze kontrolowanym basem, zróżnicowaną średnicą i wypełnioną górą. W jego przypadku mówienie o podzakresach wydaje się trochę naciągane – wszystko gra bardzo równo. Rozdzielczość i selektywność są referencyjne.
    Moim ideałem jest połączenie dźwięku SME i AVID-a, dlatego – powtarzam: jak dla mnie – gramofon Kuzmy grał trochę zbyt kontrolowanym dźwiękiem, nie pozostawiając miejsca na pewną dowolność. Paradoks? – No tak, choć w audio dążymy do tego, aby wszystko w brzmieniu było pod kontrolą, muzyka wymaga czegoś więcej, co jest wprawdzie odstępstwem od teoretycznego ideału, perfekcji, co pozwala jednak przekazać więcej uczuć, emocji, nastroju. XL wszystko to robi niebywale wręcz dobrze. Posłuchajcie go w dobrym systemie, a nie będziecie mogli o niczym innym myśleć przez długi czas. Trzeba jednak poznać swoje oczekiwania, bo tylko wtedy dostaniemy idealną synergię między urządzeniem i nami. Z gramofonem Franca Kuzmy jest to o tyle proste, że mamy do czynienia z wybitnym produktem, za którym stoi wyjątkowy człowiek. Człowiek w rozmiarze XL.

    BUDOWA

    Stabi XL

    Stabi XL wygląda na niewielki gramofon, jednak jego waga, 77 kg, mówi wszystko. Zajmuje niewielką powierzchnię, idąc w zamian w górę – udało się w nim w bardzo smakowity sposób rozmieścić masę blisko osi podparcia talerza. Niecodziennym rozwiązaniem jest posadowienie ramienia na kolumnie, która związana jest mechanicznie z talerzem tylko przez powierzchnię, na której stoją. Najczęściej dąży się do jak najściślejszego ich złączenia. Tutaj postawiono na masę obydwu elementów. Kolumna ramienia jest bowiem potężna. Wykonana z mosiężnych elementów skrywa w sobie genialny system podnoszenia ramienia (regulacji VTA), oparty na ultra-precyzyjnym łożysku. Wysokością regulujemy przekręcając pokrętło z boku, a odczytujemy ją na elektronicznym wyświetlaczu, z dokładnością do 0,01 mm.
    Główne łożysko posadowiono na najcięższym elemencie gramofonu, też wykonanym z litego mosiądzu. Składa się z dwóch części – szerszej dolnej i węższej górnej, połączonych ze sobą tak, że wyglądają jak jedno. Chodziło o to, aby masa była skoncentrowana jak najbliżej podparcia talerza. Łożysko ma odwróconą konstrukcję, z trzpieniem o średnicy ponad 2,5 cm, na górze którego umieszczono rubinową kulkę. Nakłada się nań duży, aluminiowy subtalerz, z jeszcze grubszym trzpieniem – to jakieś 5 cm. I dopiero na to nakłada się talerz. Ten wykonano jak sandwicz, z trzema warstwami aluminium przedzielonymi warstwami akrylu – wszystko mocno ze sobą skręcone i wykończone od góry matą z materiału tekstylnego i winylu, będącą integralną częścią talerza. Trzpień, na który nakłada się płytę jest stalowy i ostro zakończony. Nakręca się nań ciężki, mosiężny docisk, który idealnie dociska płytę.
    Testowana wersja gramofonu nazywana jest czasem XL2, a to dlatego, że zastosowano w niej dwa silniki. Można też zamówić wersję z czterema silnikami – podstawa będzie wówczas nieco inaczej wyglądała, a silniki wyjdą poza obrys talerza. Wersja dwusilnikowa jest znacznie zgrabniejsza. W podstawie wyfrezowano wgłębienia, w których obudowy siników się chowają. A nie byle jakie to obudowy – solidny mosiądz idealnie tłumi wibracje. Na osi każdego z silników zamontowano dość wysokie trzpienie z kołnierzami – na każdym nawinięte są dwa płaskie paski napędowe. Wygląda to tak, że paski obejmują sublaterz i napinane są z dwóch boków na obydwu trzpieniach. Silniki sterowane są i synchronizowane za pomocą zewnętrznego zasilacza. Na jego przedniej ściance odczytamy wybraną prędkość obrotową; możemy ją zmienić skokowo lub ustawić własną.

    4Point

    4Point to niezwykłe ramię – choć ma konstrukcję unipivot, podparte jest w czterech punktach. Dla zwiększenia stabilności i poprawienia tłumienia rezonansów zastosowano tłumienie olejowe w dwóch płaszczyznach (poziomej i pionowej). Rura ramienia ma profil stożkowy. Srebrne okablowanie ramienia wykonano jednym odcinkiem przewodów od pinów wkładki do gniazda DIN. Z takich samych przewodów wykonano kabel połączeniowy, zakończony wtykami Bullet Plug w srebrnej wersji. Choć ramię ma długość 11”, odległość montażowa jest taka, jak dla ramion 9” – to znak rozpoznawczy Kuzmy. Ramię zintegrowano ze świetnym mechanizmem regulacji VTA, z którego w tym przypadku jednak nie korzystamy. Przeciwwaga składa się z dwóch części, nakręcanych na dwa trzpienie. Na dolnym nakręca się główną przeciwwagę, dopasowaną do masy wkładki. Nacisk igły ustawia się za pomocą górnej, znacznie mniejszej, przeciwwagi.

    Dane techniczne (wg producenta)

    Stabi XL
    Masa gramofonu: 77 kg
    Wymiary: 450 x 400 x 300 mm
    Prędkość obrotowe: 33/45 obr./min
    Silnik: 2 x 24-biegunowy

    4Point
    Długość efektywna: 280 mm
    Odległość montażowa 212 mm
    Overhang: 14,6 mm
    Offset: 19,50°
    Masa efektywna: 14 g
    Regulacja VTA tak (on the fly)
    Regulacja HTA: tak
    Masa całkowita: 1650 g

    Ruby Z
    Napięcie wyjściowe: 0,35 mV
    Średnica wspornika: fi 0,28 mm
    Igła: MicroRodge
    Cewka (krzyżowa): rdzeń Hybrid Magnet
    Wymiary igły: 3 x 60 μm
    Impedancja: 38 Ω
    Impedancja obciążenia: >400 Ω
    Waga: 10,6 g
    Podatność: 15 μm/mN
    Siła nacisku: 1,8-2,2 mm
    Zrównoważenie kanałów: 0,5 dB
    Separacja między kanałami: 42 dB (mierzona)

    Dystrybucja w Polsce
    RCM S.C.

    40-077 Katowice | ul. Matejki | Polska
    tel.: 32/206 40 16 | 32/201 40 96 | fax: 32/253 71 88

    e-mail: rcm@rcm.com.pl

    www.rcm.com.pl


    System odniesienia

    Źródła analogowe
    - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version]
    - Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ
    Źródła cyfrowe
    - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ
    - Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD
    Wzmacniacze
    - Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ
    - Wzmacniacz mocy: Soulution 710
    - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ
    Kolumny
    - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ
    - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands
    - Filtr: SPEC RSP-101/GL
    Słuchawki
    - Wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ
    - Słuchawki: HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-300, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ
    - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ
    - Kable słuchawkowe: Entreq Konstantin 2010/Sennheiser HD800/HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ
    Okablowanie
    System I
    - Interkonekty: Acrolink Mexcel 7N-DA6300, artykuł TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 8N-A2080III Evo, recenzja TUTAJ
    - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ
    System II
    - Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II
    - Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA
    Sieć
    System I
    - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ
    - Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ
    - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R)
    System II
    - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ
    - Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ
    Audio komputerowe
    - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-801
    - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ
    - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ
    - Router: Liksys WAG320N
    - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB
    Akcesoria antywibracyjne
    - Stolik: SolidBase IV Custom, opis TUTAJ/wszystkie elementy
    - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny
    - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ
    - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ
    - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4
    Czysta przyjemność
    - Radio: Tivoli Audio Model One