pl | en

"Mr CD - where are you?" - komentarz

Witam!

Chciałem pogratulować i podziękować za super ważny artykuł z ostatniego wydania HFOL z KTS "Mr CD - where are you?" Perfekcyjne i jedynie właściwe podejście do tematu "równości zer i jedynek" itp. bzdetów wygłaszanych przez głuchych jajogłowych - czyli ślepy test!
Zdarzało mi się nie raz nie zgadzać z Panem [np. w kwestii przeznaczenia waszych testów dla wąskiej grupy audiofilów - którym sam chyba jestem], ale profesjonalne podejście teoretyczne [to mnie interesuje mniej] i praktyczne do tej kwestii z Waszej strony jest godne uznania.
Na potwierdzenie Waszych wyników podam info, które czytałem parę lat temu w jednym z niemieckich pism audio: ich test odsłuchowy zripowanego tego samego nagrania na różnych płytach CD-R, chyba wszystkie były ALU, pochodzących od różnych wytwórców/dostawców i wyniki były b. ciekawe: najgorsza CD-R otrzymała ocenę = 70%, a najlepsza [wcale nie najdroższa] =100% , czyli różnica dźwiękowa przy SAMYM MATERIALE PŁYTY wyniosła 30% - cokolwiek te % oznaczają, wychodzi na to, że to PRZEPAŚĆ.

Pozwolę sobie wyciągnąć jednak zupełnie odmienne wnioski od Waszych .

Pana teza, że CD góruje nad plikami jest w 100% trafna, ale dotyczy znowu 1% zainteresowanych zapaleńców, czyli prawdziwych audiofiliów, którzy chcą (mogą ) i stać ich na to, aby zakupić Gold CD, a nie ALU!!! Moim zdaniem to, jak grała dla Was płyta CD ALU jest przyczyną całego upadku "ducha" muzyki, który sam pamiętam jeszcze z lat 70., gdzie gramofon + czarny krążek wywoływał prawdziwe emocje!  Z chwilą pojawienia się płyt CD dostaliśmy 2 plusy: brak trzasków + więcej miejsca w szafie - NIC WIĘCEJ! Dla mnie przynajmniej... Ale i w jakimś piśmie audio [„Stereophile”?] czytałem, że projekt CD Sony-Philips to najgorsze, co dla dźwięku mogło się przydarzyć....
Wszystko inne to minusy - najgorszy to cyfrowy sztuczny dźwięk [niespójny, chaotyczny, ostry, metaliczny, nudny, nieangażujący] na wyjściu z dyskofonu [bo, de facto, chodziło o nieudolność zapisu/odczytu, a więc CD ALU + CD player oraz szturm dźwięku cyfrowego do studiów nagraniowych, co dało olbrzymie możliwości "zagęszczania" dźwięku, ale jego barwy, czystości, przejrzystości, namacalności, czyli rzeczy dla odsłuchu najważniejszych nie poprawiło, a wręcz chyba pogorszyło] to wg mnie główna przyczyna tego, że dzisiaj [a raczej od 30 lat] muzyka to już tylko produkt, taki sam, jak np. cukierek - nie porusza pełni zmysłów przeciętnego słuchacza - może poruszyć, jeżeli słuchacz dotrze na spotkanie KTS - ale to dostępne dla hi-enderów tylko...   

Reszta ma pliki, bo mogą zagrać nie najgorzej, a są poręczne, system audio jest poręczny/tani, wzorców z KTS brak, osłuchania brak. Bywam czasem na koncertach muzyki pop i nagłośnienie świadczy o tragicznym poziomie "akustyków", ale i na koncercie sylwestrowym w filharmonii głos divy polskiej operetki brzmiał z głośników (słynnej firmy) jak z CD-ALU - to nie był jej głos! 
Szczerze mówiąc liczę że pliki, a raczej płyty w tej formie + ich odtwarzacze, osiągną poziom, który usunie bariery między CD-ALU a muzyką [np. muzyką z KTS]: jakości dźwięku i dostępności cenowej systemu plik+odtwarzacz [cena za plik płyty =15$ to szydera].     

Pozdrawiam
Marian


Witam!

Dziękuję za komentarz i pochwały. Muszę jednak powiedzieć, ze choć w większości się z panem zgadzam, to mam trochę inne podejście do zagadnienia cyfrowej rewolucji jako takiej. Po pierwsze, czego się nie pamięta, w latach 70. wydania płyt winylowych dobiły do dna, jeśli chodzi o jakość materiału, tłoczenie, dbałość o detale. Płyt tłoczyło się tyle, że liczyła się każda sekunda i każdy zaoszczędzony cent czy marka. Po drugie, większość melomanów korzystała z fatalnych gramofonów, wkładek i reszty toru. Tylko ten magiczny „procent” starał się coś poprawić. Po trzecie wreszcie, rewolucja cyfrowa, a więc egalitarny dostęp do technik nagraniowych sprawiły, że pojawiło się mnóstwo świetnych muzyków i zespołów, które nigdy inaczej by się nie przebiły. Teraz mogą sobie sami nagrać całą płytę i ją sprzedać przez net bezpośrednio odbiorcom. Niestety zgadzam się, że cena za plik jest złodziejstwem, szczególnie jeśli to n-ta reedycja tego samego materiału.

Nieco inaczej widzę też sprawę jakości CD. Znam wielu początkujących melomanów-audiofilów, którzy złożyli swoje pierwsze systemy za jakieś 3000 zł (co jest dużym wydatkiem) i mają naprawdę fajny dźwięk, i są szczęśliwi, i słuchają muzyki więcej niż kiedykolwiek przedtem. Z CD. Z drugiej strony spektrum – duża część wysokiej klasy odtwarzaczy CD gra na tyle dobrze, że można spokojnie przezywać muzykę, wiem to z codziennego doświadczenia. Winyl ma oczywiście swoje zalety, jednak odmawianie cyfrowemu nośnikowi możliwości przekazywania prawdziwych emocji jest, moim zdaniem, nieuczciwe i nieprawdziwe. Co w takim razie przeżywam? Coś sztucznego? Jestem pewien, że rozumie pan o co mi chodzi. I wracając do tego 1% - „High Fidelity” jest właśnie dla tych ludzi, dla ludzi, jak ja. Audiofilizm zawsze był niszowym ruchem i takim pozostanie. Nie miałem nigdy ambicji prowadzenia pisma mainstreamowego, bo mnie to po prostu nie interesuje. Chcę przygotowywać pismo, które sam chciałbym czytać. Jak widać po statystykach HF i innych pism, z którymi współpracujemy, jest nas całkiem sporo…

Mój list nie ma niczego zamykać, ani pana przekonywać, chciałem tylko przedstawić swój punkt widzenia. Dziękuję jednak za podzielenie się swoją opinią i życzę wielu lat z czarnym krążkiem!

Pozdrawiam serdecznie
Wojciech Pacuła