pl | en

REPORTAŻ

 

RECORD STORE DAY 2014
Kraków – upgrade

Święto czarnej płyty – tak jawi się, organizowany od siedmiu lat, Record Store Day. To świetna okazja na spotkania, rozmowy, imprezy wokół winylu. O tym, jak impreza ta wyglądała w Krakowie – przeczytacie państwo poniżej.

Kontakt:
e-mail: information@recordstoreday.com
www.recordstoreday.com


opularność płyty winylowej w drugiej dekadzie XXI wieku, wieku „cyfrowego” z nazwy i wykonania, jest fenomenem. Przede wszystkim socjologicznym. Jakość dźwięku tego medium, według większości doświadczonych audiofilów i dużej części dziennikarzy audio (choć trzeba powiedzieć, że nie „większość”), najlepiej oddającym artystyczną wartość nagranej muzyki. Mógłbym powiedzieć, że mowa o „najlepszym” dostępnym medium, ale w grę wchodzi tak wiele zmiennych i czynników, że byłoby to stwierdzenie nieco na wyrost. Absolutnie prawdziwe będzie jednak, jeśli powiem, że „jak dla mnie” to wciąż najlepszy komercyjny nośnik dźwięku. Choć długo wolałem używać określeń „prawdopodobnie”, „być może”, to po doświadczeniu z gramofonem Air Force One firmy TechDAS mam już jasność (test TUTAJ; w Monachium podczas wystawy High End 2014 jestem umówiony na wywiad z jego konstruktorem, panem Hideakim Nishikawą – to dla mnie duża rzecz).


Jak się jednak wydaje, jakość dźwięku w takim rozumieniu, w jakim my o niej mówimy, jak definiujemy ją w kręgu perfekcjonistycznego audio, jest dla większości kupujących obecnie winyle rzeczą drugorzędną, a na pewno znaczącą co innego. Drugorzędną, bo ważniejszy jest winyl jako taki, przynależność do pewnej społeczności. A kiedy mówią o „dźwięku” winylu, chodzi im raczej o „ciepło”, „miękkość”, w najlepszym wypadku „głębię”. Które to elementy są jak najbardziej pożądane i dobrze definiują dźwięk czarnej płyty, ale tylko jako stereotyp, czyli „obraz” pozwalający się w czymś szybko zorientować. Ogromnie przy tym, niestety, fenomen jej dźwięku redukując do obiegowych, płytkich w gruncie rzeczy konotacji.
Wszystko to jednak nieważne, żaden magazyn audio, żaden dziennikarz audio, nawet tak rozpoznawalny, jak Michael Fremer za rewitalizacją tego medium nie stoi. Tak, Fremer i inni, którzy nie dali sobie wmówić, że winyl powinien z godnością odejść, są częścią jego odrodzenia, ale pomniejszą (wywiad z Michaelem Fremerem TUTAJ). Prawdziwą siłą, dzięki której duże firmy, jak Warner, Sony, Universal i inne z powrotem oferują dwie wersje nowych wydawnictw – cyfrowa i analogową – są ludzie, którzy dostrzegli w tym niszę, w której dobrze się czują.

Żeby mogło się to – nomen omen - „kręcić”, potrzebne są działania stymulujące sprzedaż. Jednym z najlepszych pomysłów, który przekształcił się już w fenomen o zasięgu ogólnoświatowym jest Record Store Day. Pomysł był prosty – chodziło o zaproszenie niezależnych, małych sklepów płytowych, w których winyl wciąż miał swój kącik, do świętowania „dnia płyty gramofonowej”. Ruszyło to w 2007 roku i bardzo szybko zyskało grono oddanych fanów, nie tylko wśród sprzedających, nie tylko wśród kupujących, ale i wśród wydawców płyt. Ci bardzo szybko ubogacili pomysł, przygotowując na ten jeden dzień specjalne wersje swoich wydawnictw, unikatowe kompilacje, wydawane na kolorowym winylu, numerowane, o specjalnych kształtach, wyjątkowej poligrafii. Pomysłów jest tyle, ile wydawnictw.
Prawdziwym przełomem było jednak, moim zdaniem, przyłączenie się do imprezy „majorsów” – firm, które nie mają żadnego interesu w promowaniu niszy i które nastawione są na zarobek, najlepiej duży i szybki. Nie ma co się na to obrażać, bo do tego firmy są powołane, szczególnie te duże. W tym przypadku ważne jest to, że dostrzegły potencjał finansowy w formacie, do którego (niemalże) uśmiercenia przyłożyły rękę. Ale chwała im za to, że są z nami!


RSD to impreza skierowana, jak mówię, do małych, niezależnych sklepów. Ma na celu ich wypromowanie i poprawę sprzedaży, pielęgnując przy okazji „czarną” niszę. Wydawałoby się więc, że sklepy powinny być żywotno zainteresowane w jego współorganizowaniu. Na świecie, przede wszystkim w USA, w tym dniu mają miejsce koncerty, pokazy, a nawet sesje nagraniowe w sklepach. Podstawowym wymogiem, jeśli ma to w ogóle mieć sens, jest zakupienie przez dany sklep przygotowanych na ten dzień płyt. Choć mogłoby się to wydawać bezdyskusyjne, rzeczywistość pokazuje, że jest bogatsza od tego, co można by sobie wyobrazić.
Jeśli śledzą państwo moje wpisy we wstępniakach, to powinniście pamiętać krótki reportaż z imprezy dodatkowej o nazwie Black Friday, która miała miejsce 29 listopada 2013 roku, będącej swego rodzaju „spin-offem” podstawowego RSD. Chcąc zobaczyć, jak to wygląda w Krakowie, wyszukałem na oficjalnej stronie organizatora sklepy w Krakowie, które złożyły deklarację uczestnictwa w imprezach RSD i umówiłem ekipę na „tour”. Mieliśmy odwiedzić trzy miejsca i kupić trochę płyt, rozerwać się, pogadać, pośmiać.

Jak to się skończyło, można przeczytać w artykule BLACK FRIDAY | Record Store Day, czyli jak to się robi w Polsce (czytaj TUTAJ). Po jego ukazaniu się otrzymałem sygnały, że trochę zbyt ostro potraktowałem sprzedawców. Bo to bardzo „amerykańska” impreza (mowa o Black Friday) i że w „normalnym” RDS wszystko wygląda inaczej. I rzeczywiście – mogłem się spodziewać, że to zbyt duży wysiłek oraz że przygotowanie imprezy raz w roku wyczerpuje możliwości sklepów. Jednego, czego jednak nie rozumiem, to dlaczego nikt ze sprzedawców o BF nie wiedział? Brak możliwości to jedno, a brak zainteresowania – drugie. (O tym, że taką imprezę może zepsuć cokolwiek – czytaj u Michaela Fremera TUTAJ; Michael Fremer, Record Store Day Ruined By Grumpy Old Man!, “Analog Planet” 2014, 19 kwietnia). Tegoroczny Record Store Day w Krakowie miał jednak wyglądać inaczej – może nie „zupełnie”, ale jednak. Najważniejsze było to, że wystarczająco wcześnie dostałem z Warnera informację o tym, jakie tytuły zostaną przez firmę do Polski ściągnięte i jakich mogę się w krakowskim sklepie Music Corner spodziewać. Wybraliśmy więc razem z synem naszych faworytów i umówiliśmy się z kilkoma znajomymi, z którymi wspólnie chcieliśmy świętować.
Zmówieni byliśmy na 11.00 na pl. Szczepańskim, skąd mieliśmy dobry widok na wejście do sklepu, usytuowanego na początku (lub na końcu, zależy jak na to patrzymy) ulicy św. Tomasza. Atmosfera tego dnia była niezwykła – tak się złożyło, że w tym roku RSD wypadł w Wielką Sobotę, w Polsce wielkie święto. Przechodząc koło kościoła Mariackiego minąłem trzymających w rękach koszyki ze „święconką”, poświęcone zaraz przedtem przez biskupa Stanisława Dziwisza. Być może właśnie z tego powodu w kilku miastach, np. w Warszawie, impreza została przeniesiona na tydzień później.
Czekając na przyjaciół nie mogłem uwierzyć w to, co widzę – na otwarcie sklepu czatowało już kilka ekip! Nie wiem jak, ale bez cienia wątpliwości dało się powiedzieć, którzy ludzie po otwarciu Music Cornera poderwą się z ławek i ruszą do sklepu. Najwyraźniej miłośnik czarnej płyty ma jakieś cechy szczególne.


Do sklepu weszliśmy kilkanaście minut po jedenastej i nie byliśmy sami – tylu ludzi na raz w tym miejscu chyba jeszcze nie widziałem. Właściciel sklepu donosił wydania przygotowane na RSD do specjalnego koszyka i nie mógł sobie z tym poradzić – co uzupełnił luki, to biegł na zaplecze po kolejne krążki. Jestem pewien, że pomogła w tym obniżka cen – każdy drugi winyl kosztował 50% ceny katalogowej. Dzięki temu, że byliśmy wcześnie, udało się nam zabezpieczyć dla siebie:

  • Otis Redding, Pain In My Heart, ATCO/Warner Music Group; edycja numerowana na winylu 180 g, 5000 egzemplarzy debiutu artysty na 50-lecie wydawnictwa; wersja monofoniczna,
  • REM, Unpluged 1991, 2001. The Complete Sessions, Rhino; trzypłytowa, limitowana edycja 180 g z dwoma występami zespołu, z 11 nigdy wcześniej niepublikowanymi utworami; było to najszybciej sprzedawane wydawnictwo tego dnia,
  • The Doors, Weird Scenes Inside The Gold Mine, Electra/Rhino; dwupłytowa kompilacja z największymi przebojami, po raz pierwszy wydana w 1972 roku; edycja limitowana (do 5500 egz.), numerowana, wytłoczona na bursztynowym winylu,
  • Joy Division, An Ideal For Living, Warner Music UK, 12” EP-ka z czterema utworami, dostępna jedynie w tym jednym dniu,
  • July, July, Parlophone/Warner Music, absolutne zaskoczenie, 180 g winyl w kolorze żółtym z czerwonymi naciekami, psychodelia na zewnątrz i wewnątrz,
  • Hüsker Dü, Candy Apple Grey, Warner Bros/Rhino, 180 g winyl w kolorze liliowym z amerykańskim punk-rockiem,
  • The Yarbirds, Little Games, Parlophone/Warner Music Group, 180 g winyl w takim samym kolorze, co July,
  • Deep Purple, Shades of Deep Purple, Parlophone/Warner Music Group – 180 g w kolorze (jakże by inaczej) fioletowym, wydanie monofoniczne. Korzystając z okazji wziąłem również dwupłytowy album Pixies Indie Cindy, do którego z okazji RSD dokładano ekskluzywny, wytłoczony tylko na ten jeden dzień, 7” singiel,
  • Fleetwood Mac, Dragonfly, singiel 7” na kolorowym winylu.


To było bardzo udane wyjście. Zakończone w pubie u Jožina, znajdującym się jakieś 10 m od Music Cornera, co dodatkowo go ubogaciło. Fajnie by było, gdyby impreza miała rozmach taki, jak w Katowicach, w Komisie Płytowym Katowice, ale narzekać nie będę. Może i trochę dziwił mnie brak w takim dniu sklepów ze sprzętem audio, sprzedających na co dzień gramofony, brak specjalnych wydawnictw z firm audiofilskich, na winylu bazujących lub wysoko go sobie ceniących – Naima, Stockfischa, Audio Analogue, Clearaudio (wydawnictwo) i innych. Ale nie na tyle, żebym sobie tym głowę zawracał. Zresztą, może i tego się kiedyś doczekamy. Do zobaczenia w przyszłym roku - jeśli będą państwo planowali jakieś wyjście w Krakowie, chętnie się umówię.

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl