pl | en
Płyty - recenzja
Ariel Ramirez Misa Criolla, Navidad Nuestra, José Carreras

Wydawca: Philips/Lasting Impression Music, LIM K2HD 040
Szczegóły: srebrny podkład 99,9999%, reedycja
Data wydania: 1987/2009
Reżyser dźwięku: Henk Kooistra/Takeshi „Hakkaman” Hakamata
Producent: Job Maarse/Winston Ma
Miejsce nagrania: Santuario de la bien Aparecida, Cantabria, Hiszpania
Data nagrania: lipiec 1987

Remastering: Takeshi „Hakkaman” Hakamata, Victor Entertainment, Japan, 1 grudnia 2008

Format: K2HD, silver-CD

Tekst: Wojciech Pacuła

Program:

Misa Criolla
1 Kyrie 3:49
2 Gloria 6:58
3 Credo 3:24 Navidad Nuestra
4 Sanctus 2:14
5 Agnus Dei 4:11

Navidad en Verano
6 Navidad en Verano 4:51

Navidad Nuestra
7 La Anunicacion 2:06
8 La Peregrinacion 2:48
9 El Nacimiento 3:54
10 Los Pastores 2:31
11 Los Reyes Magos 2:18
12 La Huida 3:53

Missa Criola to jedna z najczęściej słuchanych kompozycji współczesnej muzyki klasycznej. Jej kompozytor, Ariel Ramirez (ur. 1921) jest znany przede wszystkim dzięki niej. Nagrana przez kompozytora w październiku 1964 roku w Buenos Aires, po raz pierwszy została wykonana publicznie dopiero trzy lata później, bo 12 marca 1967 roku w Düseldorfie. Msza, śpiewana według kastylijskiego tekstu, zatwierdzonego w roku 1967 przez Komisję Liturgiczną Kościoła Rzymskokatolickiego jest niezwykłą kombinacją własnych melodii kompozytora oraz tradycyjnych pieśni z Argentyny i całego latynoamerykańskiego regionu. Do kompozycji angażowano wokalistę solo (lub dwóch), przynajmniej 40-osobowy chór, organy (lub fortepian) oraz grupę instrumentalną, złożoną z lokalnych odmian instrumentów: charango (pięciostrunna gitara), quena (rustykalny flet), siku itp., w tym wiele instrumentów perkusyjnych.
Jednym z najjaśniejszych punktów tej, dokonanej w roku 1987 przez firmę Philips, edycji była obecność w głównej roli Jose Carrerasa (ur. 5 grudnia 1946). Rok, o którym mówimy, to absolutny szczyt jego kariery, rozpoczętej w wieku 18 lat i rok, w którym załamała się podczas nagrania w Paryżu, w którym brał udział wraz z Kiri TeKanawą. Artysta zasłabł na scenie i w wyniku przeprowadzonych wówczas badań zdiagnozowano u niego białaczkę. Wydawało się, że nie pozostało mu wiele życia, jednak już rok później, w fantastycznej formie śpiewał dla 150 000 osób podczas koncertu pod gołym niebem w Barcelonie.
Realizacja Philipsa (Philips Classic Production) miała miejsce w Hiszpanii, sierpniu 1987 roku, w Santuario de la Bien Aparecida, w pięknej Kalabrii. Nagrania dokonano w formie cyfrowej, w takiej też zostało zmiksowane i wydane na płycie Compact Disc (stąd na okładce literki DDD) Philips 420 955-2. To czasy, kiedy o cyfrze wysokiej rozdzielczości nikt jeszcze, poza laboratoriami, nie słyszał, nagranie miało najpewniej wartości 16 bitów, 48 kHz. Ponieważ reedycja FIM-u została dokonana w technologii K2HD, operującej na materiale 24/192, więc albo sygnał upsamplowano, albo obróbka miała miejsce na oryginalnym materiale. W książeczce, poza info o cyfrowej taśmie-matce nie ma o tym ani słowa.

BRZMIENIE

To jedna z tych płyt, przy których łza niejedna się polała i emocje wszelakie zostały uwolnione. Słuchając natchnionego, bez skazy głosu Jose Carrerasa trudno się nie poddać temu, co do nas z muzyką przychodzi. Do tej pory myślałem, że realizacja Philipsa jest naprawdę bardzo dobra, nie miałem szczególnych uwag do niej. Realizacja K2HD pana Winstona Ma pokazuje jednak, na czym tak naprawdę polega postęp i to, że jeśli nie mamy możliwości porównania nagrania, sprzętu, systemu itp. z czymś lepszym, to nie pójdziemy do przodu, niczego się nie nauczymy. Nowy remaster jest genialny. Trudo mi znaleźć lepsze słowo na określenie tego, co FIM zrobił z tym nagraniem. Powiem coś w emocjach, ale trudno mi utrzymać zimną kalkulację: jeśliby FIM miał już nigdy nie wydać żadnej płyty, to ta byłaby jego wizytówką dla wszystkich innych wydawnictw. Blachy są mocne, głębokie, trójwymiarowe, a przy tym niesamowicie „złote”, słodkie. A głosy… Mój Boże! Carreras ma w głosie tyle emocji, modulacji, drgnień, że słucha się go ze łzami w oczach. To, co się na tej płycie stało świetnie słychać na przykładzie chóru. Wcześniej był ładny, nieźle rozseparowany. Tutaj jest głębszy, większy, a przy tym znacznie łatwiej śledzi się poszczególnych śpiewaków. Zresztą wszystko jest znacznie głębsze i pełniejsze – poczynając od kotłów na początku, już od końca każdy instrument będzie się wydawał bardziej realny. Teraz słychać, że oryginalna wersja Philipsa była nieco ostrawa i rozjaśniona. Wersja K2HD w pierwszej chwili brzmi na tyle inaczej, że można by powiedzieć, że mamy do czynienia z innym nagraniem. Brzmienie jest bowiem głębsze i cieplejsze. Bardziej rozdzielcze. Bardziej realne. Tak powinny brzmieć wszystkie nagrania. Szczególne ukłony należą się więc realizatorom Philipsa, którzy przecież przygotowali taśmę-matkę, to im udało się uchwycić to wszystko, co pan Ma teraz, po raz pierwszy, przekazał. Dla tej płyty chciałbym ustanowić więc specjalną nagrodę, nie tylko Nagrodę Roku 2009. Jeszcze nie wiem, jak się będzie nazywała, ale wiem, że być musi. I kropka.