pl | en
Płyty - recenzja
Kraftwerk

Autobahn (1974)
Radioactivity (1975)
Europe Trans Express (1977)
Man Machine (1978)
Computer World (1981)
Techno Pop (1986)
Tour The France. Soundtrack (2003)

Wydawca: Kling-Klang/EMI

Strona grupy: KRAFTWERK

Tekst: Wojciech Pacuła

MMM – „Miasto, masa, maszyna”. Ten hasłowo potraktowany postulat artystyczny był w swoim czasie tak rewolucyjny, że wydawało się początkowo, że umrze śmiercią naturalną, a w najlepszym przypadku pozostanie w sferze kultury jako jeszcze jedna pamiątka po fermencie umysłowym, ale pamiątka „zatopiona” w bursztynie pamięci, nieruchoma, taka, która na nic nie wpłynęła. A to oznaczałoby dokłane przeciwieństwo marzeń futurystów… Nazwany w ten sposób w roku 1909 przez swojego twórcę, F. T. Marinettiego (1876-1944) ruch miał na celu zburzenie skostniałej, mieszczańskiej kultury końca XIX wieku. „Dobre” było wszystko, co nowoczesne, a więc np. samochód; z kolei wszystko, co stare było złe, także sztuka. Na szczęście nie powiodły się próby zburzenia Koloseum, jednak idea ta okazała się na tyle żywotna, że wraz z postępem technologicznym zaczęto, oczywiście nieświadomie, realizować wiele z jej założeń. Jednym z najlepszych wyrazicieli tego nurtu w muzyce okazała się, absolutnie niespodziewanie, niemiecka, założona w 1968 roku, w Düsseldorfie grupa Kraftwerk.

HISTORIA

Jej inicjatorami byli Ralf Hütter oraz Florian Schneider-Esleben, znający się z konserwatorium Akademie Remscheid. Grupa początkowo występowała pod nazwą Organisation i tak podpisano pierwszą jej płytę Tone Float (1969), czyli Kraftwerk. Szybko przyjęto ją jako nową nazwę i nagrano kolejne dwie płyty: Kraftwerk 2 (1971) oraz Ralf Und Florian (1973). Niestety wszystkie trzy są traktowane jako preludium i nie znalazły się w obecnej reedycji. Częściowo problemem jest to, że wydano je w wytwórni Philips. Ale chyba nie do końca, ponieważ ostatnią płytą dla niej nagraną była Autobahn (1974), którą EMI jednak wznowiło. Być może przyczyną był fakt, że dopiero od tej ostatniej grupa posługiwała się konsekwentnie nazwą Kraftwerk, a wcześniej, przy pierwszej płycie była to Organisation, zaś przy Ralf Und Florian występowali pod nazwą… Ralf Und Florian. Dopiero zaangażowanie w roku 1974 do współpracy Klausa Rödera (wymienionego w 1975 na Karla Bartosa) i Wolfganga Flüra spowodowało konsolidację grupy i pierwszy prawdziwie zespołowy album.

Pomysł na zespół był taki, że miał on odzwierciedlać szybkie uprzemysłowienie, rozrost wielkich metropolii i powszechną automatyzację. Pierwsze płyty powstały przy pomocy m.in. organów, fletu, skrzypiec, perkusji, ale stopniowo były one eliminowane na rzecz syntezatorów i komputerów muzycznych. Utwory fundowane były na mechanicznym, powtórzeniowym rytmie, przywołującym często na myśl dokonania minimalistów, który zyskał później inny wymiar w tak odległych stylistycznie odmianach muzyki, jak New Romantic, techno czy disco. Takie właśnie, całkowicie elektroniczne oblicze grupy ujawniła płyta Radio-Aktivität z 1975 roku, na której wykorzystano m.in. elektroniczne perkusje, skonstruowane przez Floriana Schneidera-Eslebena. Nieprzypadkowo podaję niemieckojęzyczną wersję tytułu, ponieważ począwszy od niej płyty Kraftwerka ukazywały się w dwóch wersjach językowych – najpierw chodziło tylko o tytuły, a następnie także o partie wokalne. Już na następną płytę Trans Europa Express (Trans-Europe Express) Ralf nagrał dwie wersje wokalu. Jak się przyjmuje, była to też pierwsza, dojrzała, całkowicie „skończona” płyta zespołu. Chociaż ukazała się w czasie, kiedy w Wielkiej Brytanii wybuchła rewolucja punkowa, odniosła niebywały sukces, powtórzony przez następną płytę, The Man-Machine (Die Mensch-Machine), z której pochodzi hit wszech czasów, utwór The Model (Das Modell).Po równie dobrze przyjętym albumie Computer World (Computerwelt) z 1981 roku, dwa lata później miał się ukazać album Techno Pop. Po zgraniu materiału muzycy byli nim jednak tak zawiedzeni, zniechęceni archaicznym – jak dla nich – brzmieniem nagrań, że przystąpili do całkowitego ich przerobienia. Ukazał się wówczas jedynie singiel Tour De France, a nowy materiał wydano dopiero w roku 1986 i to pod zmieniona nazwą - Electric Café.

Mimo dobrego przyjęcia i tego krążka, zespół został uśpiony i na scenie pojawił się dopiero w latach 1990-1991, świętując dwudziestolecie istnienia. W tym samym roku ukazała się płyta The Mix z przeróbkami ich przebojów. Nie była to już jednak dokładnie ta sama grupa, co wcześniej, ponieważ obok pozostałych z oryginalnego składu założycielami znaleźli się w niej dwaj nowi muzycy: Frizt Hilpert i Henning Schmitz. I znowu wszystko przycichło. Na nowo zaczęto mówić o Kraftwerku w roku 2000 dzięki singlowi, przygotowanemu z okazji międzynarodowych targów w Hanowerze. Niespodziwanie, trzy lata później do sklepów trafił nowy album Tour The France Soundtracks, powstały dzięki inspiracji jubileuszem słynnego biegu kolarskiego. Dodajmy jeszcze, że w roku 2006 grupa wypuściła podwójny album koncertowy Minimum-Maximum, dostępny w wersji CCD, SACD oraz LP. Na płycie znalazły się utwory zarejestrowane w różnych częściach trasy pod tym samym tytułem, m.in. w warszawskiej Sali Kongresowej. Płyta została wydana pod szyldem Kling-Klang Produkt, wchodzącej w skład EMI Records Ltd.

I tak dochodzimy do najnowszej reedycji. W roku 2009 doszło do renowacji starych taśm i do ich oczyszczenia, w rezultacie czego ukazała się zremasterowana wersja ośmiu albumów grupy – począwszy od Autobahn, na Tour The France Soundtracks skończywszy – przy czym ta ostatnia została tylko przepakowana, a materiał nie został poddany żadnej obróbce. Nowa wersja została wydana jako Tour The France. Oprócz tego zmieniono także tytuł płyty Electric Café, którą wydano pod tytułem, pod którym miała się oryginalnie ukazać, tj. Techno Pop. Inne są także okładki – uwidoczniono na nich jedynie symbole, wykorzystywane przy promocji poszczególnych albumów, mające je najlepiej charakteryzować, a zdjęcia do oryginalnych okładek umieszczono na papierowych wkładkach na płyty. Warto zauważyć, że wkładki nie mają foliowego wypełnienia i koniecznie trzeba je kupić – ja korzystam z foliowych, antystatycznych wkładek Stat Disc File No102 firmy Nagaoka, dostępnych na stronie CD Japan. Każda płyta została wytłoczona na dziewiczym winylu 180 g, a do płyt dołączono bogato ilustrowane, świetnie wykonane książeczki. W procesie przygotowania tego remasteru uczestniczyli członkowie grupy, jednak na płytach listowani są: Ralf Hütter oraz Johann Zambryski. Płyty dostępne są też w wersji cyfrowej CD – osobno lub w boxie The Catalogue. Wcześniejszy remaster miał miejsce w roku 2004.

Na koniec chciałbym dodać, że z powodów estetycznych nie kupiłem płyty The Mix, której po prostu nie trawię, i nie kupiłem także Tour The France, ponieważ miałem jej wcześniejszą wersję Tour The France Soundtracks , różniącą się od nowej jedynie okładką.

DŹWIĘK

Reedycja katalogu Kraftwerka jest po prostu fenomenalna. Choć nacięta z cyfrowych taśm-matek, nowych „matek”, powstałych po rekonstrukcji i odczyszczeniu oryginalnych nagrań, brzmi tak, jakby jej źródłem była czyściutka, świeżo nagrana taśma analogowa. Wcześniej z identyczną sytuacją miałem do czynienia przy boxie The Doors, gdzie za podstawę posłużyły cyfrowe taśmy 24/192 i efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. Dźwięk jest niebywale czysty, rozdzielczy i ma świetne barwy. Nie jest przy tym obciążony problemami cyfry, przy której takie określenia nie mówią o nagraniu zbyt wiele, a nawet każą podejrzewać „kliniczność” i jasną, „cyfrową” sygnaturę. Tutaj to same pozytywy. Dźwięk jest dynamiczny i niezwykle dokładny. Nie wiedziałem, że taśmy-matki są w tak dobrym stanie. Mimo to nie da się nie wziąć pod uwagę niewielkich pomyłek, albo wyborów, jakie przyjęto w nowej wersji – po ich listę odsyłam do bardzo ciekawego artykułu w blogu „5:4” TUTAJ . Tam pada też słuszne zdanie, że jednak oryginały są najlepsze i jeśli tylko mamy do nich dostęp, to należy kupić właśnie je. Jeśli jednak wolimy nowe płyty, naprawdę dobrze wydane, to nowy remaster, przynajmniej w formie winylowej, będzie naprawdę super.

Biorąc pod uwagę wszystko, co napisałem powyżej, nie mogę nie przyznać reedycji niemal dziesięciu punktów. Przed wyższą oceną powstrzymują mnie dwie rzeczy: fakt, że nie jest to idealne odwzorowanie tego, z czym mieliśmy do czynienia na oryginalnych płytach i to, że ostatecznie nową taśmę-matkę przygotowano po rekonstrukcji i remasteringu w domenie cyfrowej. Taśma, z której nacięto winyl jest więc taśmą cyfrową – wysokiej rozdzielczości, ale jednak cyfrową. Ciekawy więc jestem, jak by ten sam materiał zabrzmiał, jeśliby się go przygotowało całkowicie w domenie analogowej. Może wcale nie byłoby lepiej, tego nie wiem, ale muszę sobie pozostawić jakąś furtkę na przyszłość.

Ocena reedycji: 9-10/10

Korzystałem z następujących źródeł:

  • W. Weiss, Rock Encyklopedia, Warszawa 1991.
  • Biografia autorstwa Michała Kirmucia – „Teraz Rock”, zamieszczoną na stronie EMI Music Poland
  • Kraftwerk – a remastered retrospective linik, “5:4”, 8 November 2009.




    REEDYCJA 2009 – winyl


    Autobahn (1974)

    Program:

    Side one
    1."Autobahn" ("Motorway") (Ralf Hütter, Florian Schneider, Emil Schult) – 22:42

    Side two
    1.Kometenmelodie 1 (Comet Melody 1) (Hütter, Schneider) – 6:26 (inspired by Comet Kohoutek)
    2.Kometenmelodie 2 (Comet Melody 2) (Hütter, Schneider) – 5:48
    3.Mitternacht (Midnight) (Hütter, Schneider) – 3:43
    4.Morgenspaziergang (Morning Walk) (Hütter, Schneider) – 4:04

    Autobahn także brzmi czysto, ładnie, dokładnie. W odróżnieniu od innych płyt zespołu, bas jest tu dość oszczędny, tj. nie schodzi tak nisko, a brzmienie jest – tak generalnie – oparte na średnicy, gdzie dzieje się najwięcej. Przestrzeń jest dokładna, wyraźna i ma dobrą głębię. Góra jest rozdzielcza i dobra i tylko okazjonalnie wyższy środek wydaje się nieco zbyt mocny. To jednak funkcja nagrania, a nie tłoczenia – przy końcu pierwszej strony zdarzają się bardzo niskie zejścia basu, to zostają od razu tak pokazane.

    Jakość dźwięku: 8/10


    Radio-Activity (1975)

    Program:

    Side one
    1."Geiger Counter" ("Geigerzähler") – 1:07
    2."Radioactivity" ("Radioaktivität") – 6:42
    3."Radioland" ("Radioland") – 5:50
    4."Airwaves" ("Ätherwellen") – 4:40
    5."Intermission" ("Sendepause") – 0:39
    6."News" ("Nachrichten") – 1:17

    2-4: Hütter/Schneider/Schult
    1, 5 & 6: Hütter/Schneider

    Side two
    1."The Voice of Energy" ("Die Stimme der Energie") – 0:55
    2."Antenna" (Antenne") – 3:43
    3."Radio Stars" ("Radio Sterne") – 3:35
    4."Uranium" ("Uran") – 1:26
    5."Transistor" – 2:15
    6."Ohm sweet Ohm" – 5:39

    Słychać, że to dopiero początek, że Man Machine jest gdzieś w przyszłości. Dźwięk jest niezły, naprawdę niezły, choć wokal w nagraniu tytułowym ma dość zduszoną barwę, to jednak jego brzmienie jest znakomicie zintegrowane z elektronicznym podkładem. Ten ostatni ma dość jasną barwę, ale za to niewiarygodną, jak na takie nagranie głębię i rozdzielczość. To jest prawdziwa definicja dźwięku! Plany dźwiękowe są świetnie poukładane w przestrzeni, bo tworzą realne oparcie, prawdziwy mikrokosmos, który wspólny jest z tym, który znamy z płyty Oxygen J. M. Jarre’a. Nie ma zbyt dużo dołu, ale jest za to cos, co sprawia, że wszystkie płyty tej grupy są niezwykłe – ciągłość i koherencję, żelazną wewnętrzną dyscyplinę. Nieludzkie? Z perspektywy czasu widać, że to był tylko eksperyment myślowy, że to epizod w historii muzyki, ale jaki wybitny!

    Jakość dźwięku: 7/10


    Europe Trans Express (1977)

    Oh, jakże ładnie poszczególne płyty tej grupy oddają specyfikę realizacji nagrań swoich czasów! Przy każdej płycie wspominam o tym krótko, a i tutaj powiem dwa słowa. Europe Trans Express brzmi po prostu, jak płyty Boney M., a więc w nieco dyskotekowy, ale mowa o dyskotece lat 70., sposób. Środek jest raczej wycofany, a dość mocno brzmi średnia góra i średni bas. Wyższej góry i niskiego basu właściwie nie ma. Nie jest to „brak”, ani „wada” nośnika czy też reedycji, a odbicie estetycznych gustów tego czasu. Ale, jak ładnie to tutaj wyprowadzono! Jak przyjemnie to wszystko brzmi! Uniknięto rozjaśnienia wyższej średnicy, co jest zmorą oryginalnych nagrań ’70-’80, a jeszcze większą ich cyfrowych reedycji. Nagrania brzmią w koherentny i płynny sposób. Tak, właśnie tak! To Kraftwerk, nie ma co do tego żadnych wątpliwości, ale Kraftwerk taki, jaki chyba miał być, tj. z muzyką, z mocnym bitem i z dźwiękami tworzącymi nowy, wewnętrzny, powoływany tylko na czas trwania płyty, świat.

    Jakość dźwięku: 7/10


    Man Machine (1978)

    Tutaj jest jazda – niski bas, pełny, mocny, jędrny, że tak powiem (za kupującym rzodkiewki Killerem), bezlitosny (to znowu za „Lejdis” i podrywającym Gośkę Błażejem). Pewne cechy brzmienia tej płyty, jak „punktowość”, tj. bardzo ograniczona w przestrzeni obecność źródeł dźwięku, obecne są i tutaj. Tak to po prostu nagrywano. Ponieważ jednak cale pasmo „żyje”, nie ma się wrażenia braku. Nie jest to oczywiście „soczystość” w rozumieniu tria jazzowego, bo to przecież programowo muzyka odhumanizowana, „mechaniczna”. To jednak taka estetyka i w jej ramach mamy dźwięk po prostu znakomity. Przy kreowaniu przestrzeni też słychać ograniczenia, ale ograniczenia nagrania – dźwięk ma jeden główny plan, na wprost, który jest nieco ściśnięty, a wszystkie elementy stwarzające wrażenie stereofonii (bo to przecież artefakt, a nie realna przestrzeń) są od tego środka raczej oderwane, nie tworzą czaszy, półokręgu itp., a raczej wypełniają miejsce pomiędzy nim i kolumnami. Mimo to od razu wiadomo, że mamy do czynienia z nową jakością. Nawet dzisiaj chyba nikt tak dobrze nie nagrywa elektroniki…

    Jakość dźwięku: referencja


    Computer World (1981)

    Płyta ta od razu brzmi w nieco podobny sposób, jak wczesne płyty nurtu New Romantic – Visage, Ultravox, OMD czy nawet Depeche Mode: dźwięk jest raczej suchym, z trochę zgaszoną górą, która nie ma wiele wspólnego z tym, co można usłyszeć na Man Machine. To nie jest zły dźwięk, jak na datę powstania może nawet stanowić wzorzec dla tego typu nagrań, tyle, że nosi piętno ówczesnych technologii. Bas jest oszczędnie stosowany, podobnie, jak na Autobahn, choć oczywiście co jakiś czas pojawiają się mocne zejścia. Są one jednak nieco dudniące i nie tak dobrze kontrolowane, jak na Man Machine. Pierwszy plan jest dość blisko i nie można mówić o specjalnej głębi. Ładnie natomiast rozłożone są efekty stereo wszerz – są dobrze rysowane, mają dobrą definicję i „soczystość”.

    Jakość dźwięku: 6-7/10


    Techno Pop (1986)

    To kolejna perełka w katalogu grupy, której dźwięku nie powstydziłaby się żadna współczesna grupa rockowa, muzyki elektronicznej itp. Brzmienie jest niebywale namacalne i nasycone. Pełne brzmienie nie jest rozjaśniane – nie potrzebuje tego. Rozdzielczość jest bowiem na tak wysokim poziomie, że bez podkreślania krawędzi, bez podnoszenia „energetycznych” elementów średnicy wszystko słychać w czysty, niezwykle precyzyjny sposób. Mocny dół, fantastycznie kształtowana góra idą równo z wypełnioną średnicą. Nie trzeba mówić więcej, należy posłuchać. Mimo tych pozytywnych odczuć, czasem miałem jednak wrażenie, że trochę przesadzono z głośnością. Na wysokiej klasy gramofonie nie będzie to problemem, ale im niżej, tym bardziej da się we znaki zbyt wysoki, średni poziom tych nagrań. Warto zauważyć, że w nowej edycji skrócono utwór The Telephone Call do wersji znanej z singla i dołożono kompletnie niepotrzebny remiks House Phone, który jest nudny i po prostu słaby.

    Jakość dźwięku: 8/10


    Tour The France Soundtracks (2003)

    To zdecydowanie najlepiej zrealizowany album Kraftwerka. Można by oczywiście przywołać w tym kontekście także Minimum-Maximum, ale ja wolę TTF. Pełnia, głębia i niewiarygodny bas sprawiają, że często przy pomocy tego albumu testuję sprzęt. Bas jest nieco miękki, w ten niebywały sposób, który sprawia, że zachowując bardzo dobrą definicję, jest jednocześnie pulsujący, niemal falujący. Góra jest dość mocna, ale bez rozjaśnień. Najważniejszy jest jednak środek, zagrany tu po prostu w wirtuozerski sposób. To oczywiście granie syntetyczne, z komputera (syntezatora), przez co pozbawione naturalnych harmonicznych, ale w tej estetyce wzorcowe. Nagranie ma bardzo dobrą głębię, zarówno jeśli chodzi o barwę, jak i scenę dźwiękową. Ta jest ciągła, pełna i nie ma się wrażenia, że jest lewa-prawa i środek. No i olbrzymia dynamika – przetestujemy w ten sposób każdą wkładkę i ramię, jakie się da.

    Jakość dźwięku: referencja