pl | en
Test
PRZEDWZMACNIACZ LINIOWY + KOŃCÓWKI MOCY
ACCUPHASE C-3810 + M-6000

Cena: 99 900 zł + 47 790 zł/szt.

Dystrybucja: Nautilus Hi-End

Kontakt:
ul. Malborska 24, 30-646 Kraków
tel./fax: 12 425 51 20/30
tel. kom.: 507 011 858

e-mail: info@nautilus.net.pl

Strona producenta: ACCUPHASE
Polska strona producenta: ACCUPHASE

Tekst: Marek Dyba
Zdjęcia: Marcin Olszewski, Accuphase

Accuphase to jeden z legendarnych producentów sprzętu audio pochodzących z Japonii. W przeciwieństwie jednakowoż do większości z nich, będących światowymi tuzami technologii lampowej (żeby wspomnieć tylko Kondo, Shindo, Wavaca czy AirTighta), Accuphase to gigant wśród manufaktur tranzystorowych. Ale bynajmniej nie jest to kwestia produkcji jak leci, byle opartej na krzemie – preferowane są wzmacniacze pracujące w klasie A, bo takie, zgodnie z opinią decydentów tej firmy, brzmią najlepiej. Rynek co prawda wymusił drobne ustępstwo, bo klienci (pewnie głównie spoza Japonii, żeby nie wskazywać wręcz palcem na Amerykanów) dla swoich kolumn potrzebowali potężnych klocków serwujących 100 i więcej watów i dlatego część oferty to urządzenia pracujące w klasie AB. Oczywiście ten producent to nie tylko wzmacniacze, równie znane są jego przedwzmacniacze czy źródła cyfrowe, a w ofercie są także tunery, procesory cyfrowe a nawet kondycjonery i wkładki gramofonowe.

Tak się złożyło, że moje pierwsze spotkanie 3go stopnia z produktami tej firmy odbyło się na bardzo głębokich wodach, w zasadzie najgłębszych na jakie Naczelny wraz z Dystrybutorem mogli mnie wrzucić. Do testu dostałem bowiem najnowszy, topowy przedwzmacniacz C-3800, oraz końcówki mocy M-6000. Dodajmy do tego „bonus” w postaci IC Tara Labs Zero i … powstaje powód by doubezpieczyć czasowo mieszkanie, ale również powód do ogromnych oczekiwań – taki zestaw z założenia przecież musi grać wybitnie. Mieszkania koniec końców nie ubezpieczałem dodatkowo, bo jakoś nie mogłem sobie wyobrazić złodzieja uciekającego z prawie 40 kg wzmacniaczem pod pachą (o dwóch już w ogóle nie wspomnę). A co do oczekiwań – jako znany malkontent muszę sam zobaczyć, dotknąć, posłuchać żeby uwierzyć – sama „sława”, czy cena mi nie wystarczają.

Przyznaję szczerze, że spotkania z takimi, wyjątkowymi urządzeniami mają dwie strony. Z jednej – słuchanie muzyki to ogromna przyjemność, z drugiej – znacznie trudniej jest o takim sprzęcie pisać, bo trudno wskazać jego mocne strony – tu wszystko jest „bigger, better, faster, more”, czyli ujmując w skrócie – lepsze i bliskie perfekcji. Wizualnie testowane urządzenia Accuphase'a, podobnie zresztą jak i inne tego producenta, robią duże wrażenie. Szampańskie fronty, duże rozmiary, piękne wskaźniki wychyłowe (w końcówkach) – ten sprzęt po prostu wygląda na high-end. Można by uznać ten design za amerykański – rzecz i w samych rozmiarach, i w uchwytach na froncie (jak do wstawiania do racka), i w ogromnych radiatorach po bokach, i nawet w zaciskach głośnikowych, które są gigantyczne – im raczej nie grozi wyrwanie pod ciężarem nawet najgrubszych węży ogrodowych, tj chciałem powiedzieć kabli głośnikowych. Nawet przedwzmacniacz waży więcej niż niejedna końcówka innej firmy. Trzeba jednak przyznać, że gdy spojrzeć na wnętrza tych urządzeń to okazuje się, że muszą być tak duże, że to nie jest żadna gigantomania – wewnątrz obudów jest bardzo niewiele „audiofilskiego powietrza”. Ogromne transformatory, kondensatory wielkości puszki napoju (i to po dwa w każdej końcówce) i w pełni zbalansowana budowa wymagają dużej ilości miejsca. Końcówki, jak już pisałem, są urządzeniami w pełni zbalansowanymi stąd wejścia zarówno XLR jak i RCA. Jeśli komuś mało będzie mocy z dwóch monobloków M-6000 (producent informuje, że potrafią oddać 1200W / 1Ω) to każdych z nich można zbridżować z kolejnym, czyli użyć w systemie czterech takich smoków i stąd w każdym wzmacniaczu również wyjścia, a nie tylko wejścia. Przedwzmacniacz C-3810 to również urządzenie zbalansowane i podobnie jak poprzednik - C-2810, posiada ogromną baterię wejść RCA oraz XLR, zdolną obsłużyć nawet najbardziej rozbudowany system.

Płyty użyte do testu:

  • Arne Domnerus, Jazz at the Pawnshop, Proprius/First Impression Music, 012-013, XRCD.
  • Dick Hayman, In recital, Reference Recordings, RR-84, HDCD.
  • Janos Starker, Schuman: Cello Concerto, Merkury, 475 6621, SACD.
  • Raul Midon, State of mind, EMI, 0946 3560012 4.
  • Buddy Guy, Blues Singer, Silvertone, 01241-41843-2.
  • Beethoven, Symphonie No. 9, Deutsche Grammophon, DG 445 503-2.
  • Pink Floyd, Dark side of the Moon, Toshiba-EMI, TOGP-15001, SACD/CD.

ODSŁUCH

Jako człowiek funkcjonujący wśród znajomych audiofilów i na forach internetowych nie mogłem nie zetknąć się z różnymi opiniami o urządzeniach tej firmy. To co mi jakoś głównie zostało w głowie to „ocieplone” granie – oczywiście opisy były różne, ale generalnie rzecz biorąc można było z nich wnosić, że Accuphase = granie raczej po ciepłej stronie mocy. Oczywiście nikt nie mówił o przesadnym ociepleniu, ale niemal we wszystkich wypowiedziach pojawiało się jakieś „ocieplenie/ciepełko” etc, a w zasadzie nie spotkałem się z opinią, żeby któryś z tych japończyków grał zimno. Być może większość owych ludzi miała styczność z wzmacniaczami w klasie A, po których można się spodziewać nie tylko ogromnych ilości faktycznego ciepła, jakie produkują, ale i choć odrobinę ocieplonego dźwięku. Klasa AB, jak się okazało, ogrzewa pomieszczenie też całkiem nieźle, ale w samym dźwięku specjalnie owego Accuphase'owego ciepełka jakoś się dosłuchać nie mogłem. Pewnie że zdarzyło mi się słuchać jeszcze „zimniejszych” wzmacniaczy - choćby Gryphona Atilli, ale M-6000, jak na moje uszy, zagrały bardzo neutralnie.

Z moich dotychczasowych doświadczeń ze sprzętami z różnych półek cenowych wynikają już pewne prawidła. Jedno z nich mówi, że jeśli włączam sprzęt z najwyższej półki, to on po prostu gra, nie ma żadnych elementów dźwięku, które od razu „rzucałyby się” w uszy. Z testowanym zestawem było tak samo – ot grał sobie (bodaj ostatnią płytę Buddy Guya), na pozór ani specjalnie lepiej, ani gorzej niż mój własny sprzęt. Oczywiście pisze tylko o pierwszym wrażeniu, które zgadzało się z przedstawioną wcześniej teorią. Wsłuchując się nieco dokładniej można już było zauważyć wiele aspektów brzmienia, których na takim poziomie, nie da się usłyszeć ze sprzętu niższej klasy. Dźwięk jako całość jest pełniejszy, bogatszy – już kiedyś użyłem tego porównania, ale tu też pasuje doskonale – wrażenie jest trochę takie, jak po przełączeniu ze zwykłej wersji filmu na wersję HD – niby obraz ten sam, ale o ile bogatszy, to samo, ale widać znacznie więcej. Tak samo jest tu – gitara wspomnianego Buddy Guya nabrała głębi, jakby była instrumentem akustycznym a nie elektrycznym. Każde pociągnięcie struny, nawet drobne jej trącenie stało się ucztą dla uszu takiego miłośnika tego instrumentu jak ja. Szeroko otwierałem oczy słysząc jak gra w tle perkusja – niesamowity wykop, masa dźwięku – stopa to stopa, mocne uderzenie w bęben aż kipiało energią, uderzenie pałeczki w każdą z blach miało rewelacyjny atak, a dźwięczność talerza była niemal doskonała. Moją uwagę przyciągnęło również różnicowanie zarówno tonów niskich jak i wysokich – praktycznie rzecz biorąc nie było w tym nagraniu perkusji dwóch identycznych dźwięków. Słuchając tych samych kawałków na „zwykłych” systemach nigdy właściwie nie zwróciłem na to specjalnej uwagi – bynajmniej nie mówię o różnicowaniu uderzeń w różne talerze, czy bębny – to potrafi każdy dobry klocek, rzecz w tym, że każde pojedyncze uderzenie nawet w ten sam talerz/bęben jest tak naprawdę inne. Na tej płycie gra stosunkowo niewielka ekipa z Buddym na czele, a już nawet tutaj słychać jak doskonale oddane są relacje między muzykami – nie mam pojęcia jak wyglądała sesja nagraniowa – pewnie jak w większości współczesnych nie nagrywano wszystkich instrumentów naraz, ale zupełnie tego nie słychać. Żeby więc sprawdzić czy faktycznie zestaw Accuphase'a tak dobrze oddaje przestrzeń, relacje między muzykami postanowiłem posłuchać jednego z najlepiej zrealizowanych nagrań „live” jakie znam - Jazz at the Pawnshop. Tu już wszystko co działo się na scenie było „prawdziwe” - odległości i interakcje między muzykami, świetnie uchwycona na taśmie publiczność, a nade wszystko cudowna, beztroska atmosfera niewielkiego klubu, w którym zimnokrwiści Szwedzi siedzą sobie, konsumują brzękając naczyniami, słuchając ledwie jednym uchem tego co muzycy wyczyniają na scenie i od czasu do czasu „grzecznościowo” bijący brawo. Naturalność prezentacji była wybitna, pozwalająca przy minimum wysiłku poczuć się „jak na koncercie”. Zestaw Accu, dzięki temu, jak znakomicie potrafi różnicować dźwięki, chyba w końcu pozwolił mi docenić w 100% jak kolorowym instrumentem jest wibrafon. Każdy szczegół, każdy niuans każdego uderzenia pałeczek można bez wysiłku rozłożyć na czynniki pierwsze, oczywiście jeśli tym chciałby się ktoś zajmować, bo znacznie przyjemniej jest dać się porwać muzyce, podanej nie tylko kolorowo, ale i z werwą, dynamiką i w sposób cudownie wciągający emocjonalnie (jak ci Szwedzi mogli tak chłodno reagować na TAKĄ muzykę?!).

Jakiś czas temu wpadła mi w ręce płyta z nagraniem recitalu fortepianowego Dicka Hymana, nagranego dla Reference Recordings - płyta o tyle ciekawa co i dziwna. Ciekawa dlatego, że przy jej tworzeniu zastosowano nietypową technikę nagrywania dźwięku w miejscu gdzie on powstaje – w specjalnie przygotowanym instrumencie umieszczono sensory elektroniczne rejestrujące każde uderzenie w strunę, jego siłę etc, również pracę pedałów, a samo urządzenie rejestrujące znajdowało się również wewnątrz fortepianu. Dlaczego dziwna – bo efekt w postaci nagrania, jest mocno odmienny od wszystkich innych jakie znam, głównie dlatego, że tu słychać głównie struny, niemal bez wzmocnienia jakie daje zwykle obudowa fortepianu. To nagranie nie brzmi co prawda zbyt naturalnie – tak nie słyszymy fortepianu na koncertach – ale za to daje dostęp do zupełnie innych wrażeń dźwiękowych. Zestaw Accuphase'a pozwolił mi śledzić każdy, najdrobniejszy nawet niuans popisów Hymana – choćby atak i narastanie dźwięku po uderzeniu młoteczka w struny i natychmiastowe jego wygaszanie po opadnięciu tłumika. Jak na dłoni „widać” pracę pedałów – jak już wcześniej pisałem nie jest to naturalna prezentacja, tak tego nie usłyszymy na koncercie, ale z drugiej strony daje unikalną możliwość „wglądu” w to jak dźwięk powstaje w fortepianie. Oczywiście by prześledzić to w najdrobniejszych szczegółach trzeba sprzętu, który będzie to potrafił odpowiednio pokazać, tak jak testowany zestaw.

Nie mogłem sobie odmówić posłuchania na takim systemie mojej ulubionej, testowej IX symfonii Beethovena. Rozmach wersji po Boehmen, ogromna skala dynamiki – bardzo ciche fragmenty i następujące bezpośrednio po nich forte – wszystko to sprawia, że często używam tej płyty w czasie odsłuchiwania sprzętów audio. Prezentację testowanego zestawu określiłbym w pierwszym rzędzie jako bardzo bezpośrednią i nie chodzi tu o podanie dźwięku „na twarz”, ale o stworzenie iluzji zajmowania miejsca w niezbyt odległym rzędzie widowni, przez co fizycznie dawało się odczuć potęgę brzmienia orkiestry. Accuphase'y budowały obraz orkiestry w przestrzeni w sposób bardzo zbliżony do najlepszych urządzeń lampowych, jakie słyszałem, w sposób bardzo uporządkowany budując kolejne plany, a dzięki wybitnej rozdzielczości przekazując precyzyjnie również dźwięki każdego instrumentu. Nad lampami miały one jednakże pewną przewagę w kategorii bezpośredniości, namacalności i potęgi wręcz dynamiki – tu naprawdę chwilami miałem to, zapierające dech w piersi, wrażenie ogromnej siły, która mogłaby niemal zdmuchnąć mnie z siedzenia. Nie będę tu ukrywał, że pozwoliłem sobie na bardzo głośne słuchanie tej płyty, a pomimo tego wzmacniacze ani na moment nie pokazały śladu nawet kompresji czy utraty kontroli na kolumnami. Powiedziałbym nawet, że przez cały czas miałem wrażenie, że drzemie w nich ciągle jeszcze ogromny zapas mocy, że to dopiero ułamek ich możliwości.

Z pewnych względów nie było mi dane posłuchać zestawu Accuphase'ów zbyt długo, ale bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że było to jedno z moich nielicznych spotkań trzeciego stopnia z topowym high-endem. Dynamika, przejrzystość, muzykalność to tylko część wielu zalet tego zestawu. Jako oddany zwolennik amplifikacji lampowej podejrzewam, że wzmacniacze klasy A tego producenta mogłyby przypaść mi do gustu jeszcze bardziej, dzięki odrobinę choć cieplejszemu balansowi tonalnemu, co wcale nie znaczy, że M-6000 to wzmacniacze chłodne – nie! Jak pisałem są niezwykle neutralne, co obiektywnie rzecz biorąc jest ich zaletą, ale ja osobiście preferuję odrobinę inny sposób prezentacji. Wygląd i budowa tych urządzeń również nie pozostawia wątpliwości, że to najwyższa liga – ładne, solidne i znakomicie grające – zupełnie mnie nie dziwi, że wiele osób wybiera zestawy Accuphase jako systemy na całe życie.

BUDOWA

Końcówka mocy M-6000 to kolos ważący blisko 40 kg, pracująca w klasie AB. Cechy charakterystyczne to aluminiowy front w kolorze szampańskim, piękne, podświetlane wskaźniki wychyłowe, ogromne radiatory, a z tyłu wejścia i wyjścia XLR i RCA (wyjścia umożliwiają zbridżowanie każdej końcówki z kolejną). Każda końcówka to w zasadzie dwa wzmacniacze umieszczone w jednej obudowie pracujące w układzie równoległym. Każdy z nich jest przekręcony do radiatora (po prawej i lewej stronie urządzenia) a pomiędzy nimi znajduje się sekcja zasilania z imponującym 900W transformatorem i robiącymi jeszcze większe wrażenie gigantycznymi kondensatorami filtrującymi (2 x 48 000 μF). W stopniu wyjściowym zastosowano 16 par MOSFET-ów na kanał, zarówno stopień wejściowy jak i wyjściowy są całkowicie zbalansowane. Praktycznym dodatkiem jest selektor umożliwiający wybór jednego z czterech możliwych wzmocnień (max, -3, -6 i -12 dB) ułatwiający dopasowanie czułości wzmacniacza do posiadanych kolumn. Przedwzmacniacz C-3800 to aktualnie topowy model w ofercie Accuphase. Wyglądem zewnętrznym nie różni się specjalnie od poprzedników – szampański front z dwiema dużymi gałkami (potencjometr i selektor źródeł), szereg regulacji ukryty pod otwieraną klapką, dwa niewielkie wyświetlacze rozdzielone podświetlanym logiem producenta oraz ogromna bateria wejść i wyjść XLR i RCA na tylnym panelu. To również jest urządzenie w pełni zbalansowane, gdzie nawet regulacja głośności, poprzez własne rozwiązanie Accuphase'a nazwane AAVA Volume Control (w skrócie rzecz w tym, że wyeliminowano z toru klasyczny potencjometr i zastąpiono go aktywnym układem elektronicznym, w którym sygnał jest zamieniany na prądowy, regulowany i z powrotem zamieniany na napięciowy), odbywa się w dwóch obwodach symetrycznych. Sygnał od początku do końca prowadzony jest w formie symetrycznej. Urządzenie wyposażono także w dwa osobne transformatory toroidalne, po jednym na każdy kanał.

Dane techniczne (wg producenta):

M-6000
Moc wyjściowa rms, 20 Hz-20 kHz: 1200 W/1 Ω, 600 W/2 Ω, 300 W/4 Ω, 150 W/8 Ω
Moc wyjściowa w trybie bridge (dwa M-6000 na kanał): 2400 W/2 Ω, 1200 W/4 Ω, 600 W/8 Ω
Całkowite zniekształcenia harmoniczne: 0,05% (2 Ω), 0,03% (4-16 Ω)
Zniekształcenia intermodulacyjne: 0,01%
Pasmo przenoszenia (pełna moc): 20 Hz-20 kHz (+0, -0,2 dB)
Pasmo przenoszenia (1 W): 0,5 Hz-150 000 Hz (+0, -3 dB)
Selektor gain: max, -3, -6 i -12 dB
Impedancja obciążenia (moc ciągła): 2-16 Ω
Impedancja obciążenia (moc muzyczna): 1-16 Ω
Współczynnik tłumienia: 500
Czułość wejściowa: 1,38 V (pełna moc); 0,11 V (1 W)
Impedancja wejściowa: XLR – 40 kΩ; RCA – 20 kΩ
Stosunek sygnał-szum: 120 dB (pełna moc, ważony)
Pobór mocy: 180 W (spoczynek)
Wymiary (WxDxH): 465 x 220 x 500 mm
Waga: 38,5 kg

C-3800
Pasmo przenoszenia (wejście symetryczne): 20-20 000 Hz +0, –0,2 dB
THD (dla wszystkich wejść): 0,005%
Czułość wejścia:
Symetryczne: 252 mV
Liniowe: 252 mV
Impedancja wejściowa:
Symetryczne: 40 kΩ (20 kΩ/20 kΩ)
Liniowe: 20 kΩ
S/N Ratio (XLR i RCA): 113 dB
Maksymalny poziom wyjściowy (przy 0,005% THD, 20-20,000 Hz): 7,0 V
Przesłuch między kanałami: –90 dB (10 kHz) (EIA)
Wzmocnienie: 18 dB
Pobór mocy: 55 W
Wymiary: 477 mm x 156 mm x 412 mm
Waga: 24,8 kg



Pobierz test w PDF

g     a     l     e     r     i     a


System odniesienia