pl | en

Gramofon

TechDAS
AIR FORCE III PREMIUM

Producenci: STELLA Inc.
Cena (w czasie testu):
108 500 zł (podstawa, bez ramienia)

Kontakt:
51-10 Nakamarucho | Itabashi-ku | Tokyo 173-0026 | JAPAN
e-info@stella-inc.com

techdas.jp
MADE IN JAPAN

Do testu dostarczyła firma: RCM


Gramofon to dziedzina sztuki inżynieryjnej na pograniczu mechaniki i elektroniki. Tym razem przyjrzymy się produktowi nawet wśród najlepszych gramofonów wyjątkowym – AIR FORCE III PREMIUM. Ciężki, masywny, zwarty i kompaktowy, z talerzem poruszającym się po filmie z powietrza, z zasysaną do tego talerza płytą, silnikiem, który sam mierzy napięcie paska, jest świetnym przykładem inżynierii i japońskiej precyzji z najwyższej półki.

posób nazwania produktu to dla wielu z nich być, albo nie być. Źle dobrana nazwa, albo dziwna, niezrozumiała, albo zbyt odległa od tego, co do tej pory firma robiła już na wstępie stygmatyzuje taki produkt. Z drugiej strony mamy równie mało „handlowe” nazwy techniczne, w postaci cyfr i liczb – są one tak bezosobowe, że trudno zapadają w pamięć. Są od tego oczywiście wyjątki, dla przykładu – urządzenia firmy Mark Levinson, ale to właśnie wyjątki. Czasem wracają one po latach, jak nowe wersje kolumn firmy JBL, jednak tylko dlatego, że mają status „ikony”. A ikony się szanuje.

Jeszcze trudniej mają producenci i konstruktorzy, którzy chcą zainteresować nas produktami, które nie są tak do końca nowe, bo są rozwinięciem produktów już istniejących. Są na to dwie główne metody: wymyślić nową nazwę, albo do starej nazwy coś dodać. W pierwszej zrywamy z modelem na bazie której budujemy coś nowego, w drugiej wiążemy go na stałe. Obydwie metody mają zalety i wady.

| AIR FORCE III PREMIUM

Przez dłuższy czas nazewnictwo gramofonów japońskiej firmy TechDAS było spójne i logiczne – na szczycie mieliśmy State of The Art Ultra High End Turntable Air Force One (345 000 zł), poniżej Ultra High End Turntable Air Force Two (158 000 zł), a jeszcze niżej High End Turntable Air Force Three (89 000 zł; firma używa wymiennie nazw słownych – „One”, „Two” itd. oraz liczb rzymskich – „I”, „II” itd.). W zeszłym roku do tej rodziny dołączył najmłodszy model, Air Force Five. Logika była żelazna, ponieważ każdy model w dół kosztował mniej więcej połowę mniej niż model „senioralny”.

Zmieniło się to wraz z wprowadzeniem poprawek w topowym gramofonie – poza zmianami kosmetycznymi i automatycznym pompowaniem nóżek najważniejsza była wymiana talerza. Tak zmieniony model nazwano „Premium” i to Premium dodano do już istniejącej nazwy, co dało nam: Air Force One Premium. Zmiana w cenie była znaczna i wyniosła około 30%.

O powodach powstania tej wersji pan Hideaki Nishikawa-san, główny inżynier firmy, pisze w ten sposób:

W nowym modelu Premium wprowadziliśmy poprawki, które – porównując go do bazowego modelu Air Force III – oczyściły dźwięk. Budowaliśmy go bazując na tym niezwykle popularnym modelu, mającym kompaktową podstawę, ale zdolnym do pokazania fantastycznego dźwięku i łatwym do instalacji. W nowym Air Force III Premium zaaplikowaliśmy nowe pomysły, aby osiągnąć jeszcze lepszy dźwięk, ale przy tych samym, kompaktowych wymiarach.

za: techdas.jp

Z nową wersją gramofonu Air Force III Premium jest inaczej. Z jednej strony to oczywista kontynuacja i rozwinięcie idei stojącej za modelem podstawowym, a z drugiej coś więcej. Głównym powodem zmian była chęć zaadaptowania rozwiązania z modelu One Premium, czyli wymiana talerza. W tym przypadku zdecydowano się na gunmetal, czyli stop miedzi i cyny, stosowany niegdyś w audio na szeroką skalę. Nowy talerz waży aż 29 kg (stary, aluminiowy – 9 kg). Przygotujmy się więc na to, że cały gramofon – 50 kg.

Żeby jednak zaadaptować cięższy talerz trzeba było wymienić główne łożysko na nowe, mocniejsze. Zmieniono więc i talerzyk z ośką, a oś jest teraz wykonana tak, aby wpasować się w otwory płyt o różnej średnicy ø – niezwykle przydatne rozwiązanie. Powierzchnia talerza została precyzyjnie wypolerowana i pokryta złotem. Aluminiowa, czarna podstawa o wadze 18 kg jest z kolei anodowana i polerowana na wysoki połysk. To jednak wciąż podobna konstrukcja: masowa, bez odprzęgnięcia, z zewnętrznym silnikiem oraz paskiem napędowym. Od gramofonów większości innych producentów różni się, jak mówiłem, pompą powietrza, które unosi nieznacznie talerz – o 30 μm – i zasysa płytę.

Napęd zapewnia umieszczony osobno silnik. To silnik synchroniczny, sterowany elektronicznie. Moment obrotowy przenoszony jest na obwód talerza za pomocą szerokiego, płaskiego paska. Sterowanie napędem umieszczono na wysuniętym elemencie w podstawie gramofonu – jest tam także przycisk do „zasysania” płyty. Silnik ustawia się obok, ale naciągnięcie paska jest kontrolowane układem mikrokomputera, który czuwa także nad stabilnością obrotów.

Także w tym przypadku mamy do czynienia ze zmianami – obudowa pompy jest znacznie większa niż w podstawowej wersji, ponieważ zastosowano w niej większe zbiorniki powietrza, czyli zagwarantowano większą stabilność ciśnienia. Obudowa jest wysokiej klasy, całość wygląda jak wzmacniacz. Nowością jest umieszczenie na froncie koła z szybą i podświetlanym logiem TechDASa – dokładnie takim samym kołem zamykamy komorę silnika. Całość stoi na specjalnych, podatnych nóżkach.

Gramofon można rozbudować, na przykład o kolejne ramiona – aż do czterech! Każde nowe ramię wymaga kolejnej bazy, a to wydatek 6800 zł za sztukę. Gramofon przychodzi bez docisku talerza, ale można go dokupić – firma zresztą rekomenduje jego stosowanie. Wersja aluminiowa kosztuje 3850 zł, a wolframowa aż 18 850 zł (!). W komplecie jest natomiast akrylowa pokrywa talerza, która osobno kosztuje 1200 zł. Jednym słowem – podstawa to tylko początek.

Dostajemy więc gramofon, który tylko częściowo jest kontynuacją starszego. Tak naprawdę to nowy model, lokujący się między Air Force III i Air Force II.

JAK SŁUCHALIŚMY?

Gramofon TechDAS AIR FORCE III Premium stanął dokładnie w tym samym miejscu, w którym stał model Three, a wcześniej One i Two. Ponieważ poprzednie gramofony słuchałem z różnymi ramionami, a jedyną stałą była wkładka Miyajima Laboratory Madake (23 900 zł), część odsłuchów przeprowadziłem właśnie z nią. Zamontowana została na ramieniu, które też już miałem w kilkoma gramofonami, tj. Schröder Tonearm CB o długości 9”(17 900 zł).

Znacznie ciekawsze okazało się jednak inne ramię – nowiutkie, masywne, niezwykle poważne ramię Kuzma 4Point 9 (15 300 zł). Najkrótsze z serii 4Point jest, jak mi się wydaje, jednocześnie najlepszym ramieniem Franca Kuzmy. Polski dystrybutor, za pomocą fantastycznego – jak zwykle – Wojtka, zamontował na nim wkładkę My Sonic Lab Eminent Ex (16 900 zł).

Sygnał z gramofonu doprowadzony był do przedwzmacniacza RCM Audio Sensor Prelude IC, z którym się nie rozstaję od dziesięciu lat, a także – wymiennie – do przedwzmacniacza Grandinote Celio IV. Z nich sygnał trafiał do przedwzmacniacza liniowego Ayon Audio Spheris III, a następnie do wzmacniacza mocy Soulution 710. Kolumny – Harbeth M40.1, a okablowanie – Siltech Triple Crown oraz zasilające Acoustic Revive Triple-C. Płyty przed odtworzeniem myte były w myjce ultradźwiękowej Audiodesksysteme Gläss Vinyl-Cleaner.

TechDAS w „High Fidelity”
  • NAGRODA | BEST SOUND
  • High End 2017: TechDAS AIR FORCE (prawie) ZERO | gramofon/prezentacja
  • TEST: TechDAS AIR FORCE III | gramofon
  • NAGRODA | BEST SOUND
  • High End 2016: TechDAS AIR FORCE ONE PREMIUM | gramofon/prezentacja
  • TEST: TechDAS AIR FORCE II | gramofon
  • NAGRODA | STATEMENT AWARD 2014: TechDAS AIR FORCE I | gramofon
  • TEST: TechDAS AIR FORCE I | gramofon

  • Płyty użyte do odsłuchu (wybór):

    • Hank Mobley Mobley’s Message, Prestige/The Electric Recording ERC023, „Limited Edition | No. 263/300”, 180 g LP (1956/2016)
    • Komeda Quintet, Astigmatic, Polskie Nagrania „Muza” XL 0298, „Polish Jazz Vol. 5”, mono LP (1966)
    • Paul Desmond, Take Ten, RCA Victor/Speakers Corner Records LSP-2569, 180 g LP (1963/2005)
    • Sun Ra, The Futuristic Sound Of Sun Ra, BYG Records 529 111, LP (1969)
    • The Art Ensemble of Chicago, Fanfare For The Warriors, Atlantic ATL 50 340, „That’s Jazz. Vol 27”, LP (1974/1976)
    • The Dukes of Dixieland, The Dukes of Dixieland, Audio Fidelity AFSD 9004, LP (1957)
    • Tomasz Pauszek, LO-FI LOVE, Audio Anatomy AA-006-17-LP, 2 x 180 g LP (2017)
    • Tommy Dorsey & Frank Sinatra , The Dorsey/Sinatra Sessions Vol. 2 (July 17, 1940 - May 28, 1941), RCA Records CPL2-4335, 2 x LP (1982)
    • Yuri Tashiro Piano Trio, Aiji Arai & The Beat Sounds, Digital Explosion, EastWorld EWJ-80181, „Soundphile Series (Digital Recording)”, LP (1980)

    Japońskie wersje płyt dostępne na

    Mam taki nawracający zły sen, może nawet koszmar, w którym urządzenie o którym myślałem, że jest siódmym cudem świata gra moje ulubione płyty tak, że nie chce mi się ich słuchać. Najczęściej śnię go wtedy, kiedy mam dostać, albo już dostałem, do testu gramofon. Wbrew powszechnemu przekonaniu melomanów i części audiofilów, gramofon nie jest lekiem na całe zło i naprawdę łatwo można „zepsuć” dźwięk płyty winylowej złą konstrukcją, niewłaściwym doborem wkładki i ramienia, albo nieprawidłową kalibracją.

    To chyba jasne, że im droższy produkt, im bardziej znana firma, tym mocniej to przeżywam, ponieważ ewentualne rozczarowanie jest z nimi największe, najbardziej bolesne. Dlaczego bolesne? – Ano dlatego, że zaczynam często odsłuch w nieformalnych okolicznościach, słuchając w nocy, przez słuchawki, moje ukochane albumy, z którymi wiążą mnie silne emocje. A w muzyce emocje, to wszystko; muzyka jest najlepszym nośnikiem emocji znanym człowiekowi. Źle brzmiący gramofon, albo grający inaczej niż to sobie wyobrażałem, godzi więc osobiście we mnie.

    Dlatego też znacznie łatwiej zacząć odsłuchy od najlepszych płyt, jakie mamy, pewniaków co do których jesteśmy pewni, że zagrają co najmniej dobrze nawet na podnośniku hydraulicznym, jeśliby tylko miał on talerz (a może ma?). Mniejsza presja, zagwarantowany dobry start, łatwiej wówczas „wejść” w dźwięk testowanego gramofonu, bez uprzedzeń i oczekiwań. Bo nie zaboli.

    Tak się składa, że dla gramofonu TechDAS Air Force III Premium nie ma to żadnego znaczenia – z każdym materiałem gra zachwycająco, niezależnie od tego, jak został on nagrany, wydany, w jakiej jest kondycji. Bez względu na to, czy słuchamy go rano, czy wieczorem, przez kolumny, czy na słuchawkach. Żeby to przetestować sięgnąłem więc na początek po zestaw płyt pod wieloma względami najgorszych. Jednym z takich albumów jest kompilacja wszystkich nagrań, jakie dokonali wspólnie Tommy Dorsey i Frank Sinatra w latach 1940-1943 dla wytworni RCA – 35 sesji, 83 utwory.

    Historycznie i muzycznie ten sześciopłytowy, wydany najpierw w 1972 i wznowiony w 1982 roku box, za który jego twórcy w 1982 roku otrzymali Nagrodę Grammy w kategorii „Najlepszy album historyczny”, to Mount Everest, K2 i Himalaje razem wzięte; po prostu top. Kiedy Sinatra przyszedł na pierwszą sesję był w dokumentach opisany po prostu jako „osoba śpiewająca refren”, a pod koniec tego okresu był już wielką gwiazdą, z którą zaraz potem podpisała kontrakt wytwórnia Columbia.

    W czym problem? Problemów jest wiele, wymieńmy je: „uprzestrzennienie” monofonicznego dźwięku (Electronically Reprocessed Stereo), cieniutki winyl i wątpliwej jakości źródła w postaci przegranych na taśmy master acetatów i płyty 78 rpm. A jednak to wyjątkowa muzyka i zapis jednego z najlepszych okresów w karierze piosenkarza. Brzmienie jest ponadprzeciętnie dobre i jedynie rozfazowanie sceny podnosi trochę ciśnienie. Plusem jest to, że wszystko wykonano analogowo (więcej w magazynie „Billboard” z 27 stycznia 1973, s. 106).

    Dźwięk odtworzony za pomocą japońskiego gramofonu jest wybitnie spójny i gładki. Jest też nieprawdopodobnie rozdzielczy. Dwie pierwsze cechy powodują, że wszystkie, dosłownie wszystkie, płyty, jakie z nim słuchałem, nawet słabo wydane, źle nagrane, zagrały z nim wybitnie. To było gęste, duże, że tak powiem, granie, w którym pierwszy plan był plastyczny i namacalny, ale gdzie tył sceny był daleko w głąb, przez co wszystko miało oddech i „odejście”.

    Głos Sinatry, mimo że rozmyty przez manipulację w studiu, miał jedwabistą barwę, był całkiem solidny i duży. Zresztą wszystkie płyty, w których wokal jest istotną częścią zabrzmiały w ten sam sposób, za każdym razem inaczej, bo to przecież różne nagrania, ale zawsze płynnie, spójnie, gęsto. Gramofon nie ujednolica ich – to nie ten przypadek. Kiedy głos jest ustawiony dalej, jest pokazywany dalej. Niesamowite jest to, że nie jest po prostu cichszy, co jest akurat łatwe, ale też ma mniejszy wolumen i niemal „widzimy” tę odległość.

    Skupienie jest fenomenalne. Mając to urządzenie w domu przygotowałem dwa inne artykuły – jedne poświęcony najnowszej szóstce remasterów z serii Polish Jazz i drugi, opisujący fascynującą historię serii High Performance, płyt CD wydanych przez firmę RCA Red Seal w latach 1999-2000; w obydwu przypadkach jako referencja posłużyły mi oryginalne wydania winylowe. Okazuje się, że to system, który jest wspaniałym narzędziem technicznym, który różnicuje nagrania, jak marzenie, ale który jest też po prostu narzędziem muzycznym, ponieważ nigdy nie stawia techniki przed muzyką.

    Jego podstawowymi zaletami są: dynamika, umiejętność obrazowania oraz wybitny bas. Ten ostatni to zasługa ramienia Kuzma 4Point 9, genialnego (!), ale to właśnie gramofon zapewnił temu ramieniu pracę w komfortowych warunkach. Najwyraźniej stabilność obrotów jest w nim wybitna – to zawsze wpływa pozytywnie na bas. A dynamika? Tutaj mamy wszystko, czego oczekujemy. Jeśli nagrania są nieco oddalone, jak na płytach Sinatry, to mają jedwabisty nalot. Jeśli są z kolei na wyciągnięcie ręki, jak na płycie The Dukes of Dixieland, to są „tu i teraz” z ogniem i wykopem.

    Ten ostatni krążek jest pierwszą na świecie płytą z dźwiękiem stereo. Wytłoczona została w 1957 roku przez maleńką wytwórnię Audio Fidelity i przynosi stereo, jakiego doczekaliśmy się dopiero wiele lat później, kiedy zrozumiano, że to sposób re-kreacji realnej przestrzeni, a nie zabawka. Na płycie tej – to absolutnie niezwykłe – mamy realną perspektywę, realny obraz muzyczny, bez podziału na lewo-prawo. Jeśliby tak miało wyglądać stereo w późniejszych latach, nie mielibyśmy problemu ze sztucznym podziałem wokalu na jeden kanał, a perkusji na drugi.

    W tak dynamicznym, ale i gładkim, przekazie pomaga otwarta góra i nieskrępowany dół gramofonu. Ten ostatni jest zjawiskowy, bo ma i wagę, i barwę, a nigdy nie dominuje. Z płytami, które się nam wydawały „lekkie” dociąży bas, a z tymi, którym niczego w tej mierze nie brakuje ten bas dopieści. Za każdym razem będzie to jednak inny, właściwy danej płycie bas.

    Japoński gramofon różnicując nagrania nie idzie jednak w stronę technicznej poprawności, choć nie ma z nią problemu, a w stronę emocjonalnej prawdy i wiarygodności. Jak każda dobra maszyna ładnie pokazuje, co takiego jest w pełni analogowych wydaniach i czym płacimy za przejście na cyfrę. To jasne, że płyty nacięte z plików brzmią bardziej głucho, tępo i mniej w nich życia. Ale przecież teraz się właściwie inaczej nie nagrywa, prawda? Jeśli słuchamy więc nowej muzyki jesteśmy więc na cyfrę w analogu skazani. Tym większe uznanie należy się więc za to, że Air Force III Premium wchodzi w to jeszcze głębiej i wiemy już, że wcale nie wszystkie „analogowe” płyty są równie dobre i że wiele płyt „cyfrowych” brzmi fantastycznie.

    Dużo mówiłem o skrajach pasma, ale tylko dlatego, że są doskonale, jak na winyl wręcz wybitne, ładnie sugerując to, co tak naprawdę jest na taśmach master. Ale przecież to średnica jest w muzyce najważniejsza. Ta z testowanego gramofonu ma w sobie wszystko, czego oczekujemy, pozostawia nas z błogim posmakiem słodkości na podniebieniu, a nie z gulą w brzuchu. Nie pisałem wcześniej o środku pasma dlatego, że nie wybija się on ponad przekaz, nie przykuwa do siebie uwagi. Przykuwają ją za to wokale, instrumenty, akustyka. To przez te elementy „słyszymy”, że to jest akurat środek pasma, a nie na odwrót.

    Chcecie usłyszeć, co naprawdę jest na oryginalnym, monofonicznym tłoczeniu Astigmatic Komeda Quintet? Posłuchajcie tego gramofonu – a jest tam mięso, żywioł, dynamika, gęstość, których nie ma na żadnym innym tłoczeniu. W takim właśnie odbiorze muzyki nie przeszkodził mi nawet nie do końca idealny stan techniczny mojego egzemplarza. Trzaski są przez ten gramofon oddzielane od muzyki, nie są męczące, ale też nie są chowane, jak na przykład przez gramofony firmy Kronos, niektóre Transrotory, tańsze gramofony Regi.

    A jeśli płyta jest wyjątkowa, mamy wówczas wszystko to, o czym już napisałem plus nieprawdopodobnie cichy szum przesuwu. Test rozpocząłem od jednego z gorszych przypadków, skończmy go więc na jednym z najlepszych, reedycji płyty Hanka Mobleya Mobley’s Message, pierwotnie wydanej w roku 1957 przez Prestige, a która jakiś czas temu ukazała się nakładem angielskiej wytwórni The Electric Recording Co.

    | The Electric Recording Co.

    W 2011 roku branżowe pisma obiegła elektryzująca wiadomość: w Anglii powstała, założona przez Pete’a Hutchisona, wytwórnia płytowa, nastawiona na reedycje klasycznych wydawnictw związanych z muzyką klasyczną. Najbardziej nośnym tematem, ważniejszym nawet niż stosowane przez tę firmę techniki, okazała się cena winyli: 350 funtów brytyjskich, czyli niecałe 2000 zł.

    Świat reedycji można podzielić na dwie główne grupy: firmy nacinające płyty dla masowego odbiorcy, korzystające z przygotowanych na użytek świata cyfrowego remasteringów cyfrowych, oraz mniejsze, które korzystają z analogowych taśm-matek, a proces restauracji materiału wykowany jest przez nie w domenie analogowej; do pierwszych należy firma Music On Vinyl do drugich Mobile Fidelity Sound Lab. Perfekcjoniści i tak stawiają jednak na wydania oryginalne. Z tym, że coraz częściej są one tak drogie, że stają się nieosiągalne dla większości melomanów. I właśnie do nich swoją ofertę kieruje The Electric Recording.

    Ich reedycje są szczytem perfekcji. Na wyposażenie firmy wydano kilka milionów funtów, z czego większość pochłonęła restauracja oryginalnych magnetofonów lampowych oraz maszyn służących do nacinania płyt. Udało so się zlokalizować i wyremontować dwa monofoniczne magnetofony MI BTR2 (British Tape Recorder), na których nagrywano m.in. Beatlesów, a także w pełni lampową stację do masteringu z dwoma maszynami do nacinania, Lyrec TR18 i stereofoniczną Neumann VMS 70, a także monofoniczną głowicę Ortofon DS522 oraz stereofoniczną Ortofon DSS731.

    Żeby zrozumieć o czym mowa, warto oglądnąć jeden z wielu filmów dostępnych na stronie wydawcy. A to nie koniec. Równie ważna okazała się strona wizualna wydawnictw. Do każdego projektu podchodzi się indywidualnie i szuka papierni produkującej taki sam papier (ew. tekturę), która była użyta do oryginalnego wydania. Grafikę wykonują artyści z East Endu w Londynie, a okładka jest ręcznie klejona. Wykonuje się jedynie 300 sztuk danego tytułu. W 2016 roku rozpoczęto reedycję nagrań jazzowych – reedycja Hank Mobley Mobley’s Message to jedna z dwóch pierwszych płyt tego wydawcy innych niż z klasyką. Brzmi niemal dokładnie tak, jak oryginał. A może nawet lepiej…

    electricrecordingco.com

    Jakość dźwięku: REFERENCJA
    Nagroda: BIG RED Fingerprint

    Płyta Mobleya zabrzmiała świetnie. Ale też nie było w jej brzmieniu niczego nadnaturalnego. Po prostu dźwięk był gęsty, bardzo dobrze skupiany na osi odsłuchu – to płyta monofoniczna – z mocnym środkiem pasma i znakomitym, naprawdę wyjątkowym budowaniu sceny w głąb. Kontrabas podawał rytm, bez trudu można było śledzić jego pracę, ale też nie był podkreślony. Zachwycała harmonia poszczególnych elementów, to jak muzycy grali „ze sobą”, a nie „obok siebie”. Spójność, płynność i gęstość – to najkrótszy opis brzmienia tej płyty.

    | Perfekcja?

    Czy to gramofon doskonały? Oczywiście, że nie – czegoś takiego nie ma. Porównując jego dźwięk do najlepszych gramofonów, jakie znam, a także do sesji, jakie miałem z analogowymi taśmami master granymi z magnetofonu szpulowego mogę powiedzieć, że Air Force III Premium uładza najwyższe tony, lekko je dosładzając. To delikatny zabieg, żadna zbrodnia, ale tak jest i już. Wkładka My Sonic Lab też idzie w tę stronę, Miyajima Lab Madake też trochę tak brzmi, ale jasne jest dla mnie, że gramofon im to umożliwia, chętnie się do takiego „kursu” przyznaje.

    Dźwięk z tym gramofonem jest też lekko skupiony na osi odsłuchu i raczej w pierwszym planie. Ale tylko jeśli słyszeliśmy wcześniej model Air Force One i analogowe taśmy master. „Pierwszy” gra jeszcze bardziej nośnym i wolnym od mechaniki dźwiękiem. Potrafi też wysłać trzaski do osobnego uniwersum, które manifestuje się wprawdzie w przestrzeni, w której jesteśmy my i muzyka, ale które nie jest „z tego świata”, że tak powiem. „Trzeci” w wersji Premium też jest pod tym względem świetny, ale nie potrafi aż tak dobrze tych dwóch płaszczyzn od siebie oddzielić.

    Podsumowanie

    Mówimy więc nie o perfekcji, a o produkcie z krwi i kości. O gramofonie, który modyfikuje dźwięk po swojemu. Boże mój – ale żeby każdy gramofon robił to w ten sposób! W systemie wraz z ramieniem Kuzmy, nawet z wkładką Eminent EX, która przecież otwiera ofertę My Sonic Lab, otrzymujemy system gramofonowy, który zaspokaja wszystkie nasze potrzeby. Ze słabo wydanymi płytami zagra lepiej niż te płyty powinny brzmieć, z najlepszymi zbliży się do taśmy-matki na tyle, na ile to tylko możliwe za te pieniądze.

    Jego zaletami są: dynamika, gładkość, płynność i fenomenalny bas. Ten ostatni jest tak naturalny, że zastanawiamy się, dlaczego inne gramofony, nawet te grające niskie dźwięki równie mocno, nie potrafią czegoś takiego. Wprawdzie model One tego producenta robi coś więcej, ale to właśnie Air Force Three Premium jest gramofonem, który chciałbym mieć dla siebie, który wydaje mi się „złotym środkiem” oferty tego producenta. Jest niewielki, mechanicznie doskonały, a przy tym muzycznie tak wciągający, jak mało który inny gramofon. Piękne dzieło sztuki użytkowej! RED Fingerprint.

    Dystrybucja w Polsce

    RCM S.C.

    ul. Czarnieckiego 17 | Katowice
    Polska

    rcm@rcm.com.pl

    rcm.com.pl

    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl


    System referencyjny 2018



    |1| Kolumny: HARBETH M40.1 |TEST|
    |2| Przedwzmacniacz: AYON AUDIO Spheris III |TEST|
    |3| Odtwarzacz Super Audio CD: AYON AUDIO CD-35 HF Edition No. 01/50 |TEST|
    |4| Podstawki: ACOUSTIC REVIVE (custom) |OPIS|
    |5| Wzmacniacz mocy: SOULUTION 710
    |6| Filtr głośnikowy: SPEC REAL-SOUND PROCESSOR RSP-AZ9EX (prototyp) |TEST|
    |7| Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS|

    Okablowanie

    Interkonekt: SACD → przedwzmacniacz - SILTECH Triple Crown (1 m) |TEST|
    Interkonekt: przedwzmacniacz → wzmacniacz mocy - ACOUSTIC REVIVE RCA-1.0 Absolute Triple-C FM (1 m) |TEST|
    Kable głośnikowe: SILTECH Triple Crown (2,5 m) |ARTYKUŁ|

    Zasilanie

    Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → odtwarzacz SACD - SILTECH Triple Crown (2 m) |TEST|
    Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → przedwzmacniacz - ACOUSTIC REVIVE Power Reference Triple-C (2 m) |TEST|
    Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → wzmacniacz mocy - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 |TEST|
    Kabel zasilający: gniazdko ścienne → listwa zasilająca AC - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 (2 m) |TEST|
    Listwa zasilająca: AC Acoustic Revive RTP-4eu ULTIMATE |TEST|
    Listwa zasilająca: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) |TEST|
    Platforma antywibracyjna pod listwą zasilającą: Asura QUALITY RECOVERY SYSTEM Level 1 |TEST|
    Filtr pasywny EMI/RFI (wzmacniacz słuchawkowy, wzmacniacz mocy, przedwzmacniacz): VERICTUM Block |TEST|

    Elementy antywibracyjne

    Podstawki pod kolumny: ACOUSTIC REVIVE (custom)
    Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS|
    Platformy antywibracyjne: ACOUSTIC REVIVE RAF-48H |TEST|
    Nóżki pod przedwzmacniaczem: FRANC AUDIO ACCESSORIES Ceramic Classic |ARTYKUŁ|
    Nóżki pod testowanymi urządzeniami:
    • PRO AUDIO BONO Ceramic 7SN |TEST|
    • FRANC AUDIO ACCESSORIES Ceramic Classic |ARTYKUŁ|
    • HARMONIX TU-666M „BeauTone” MILLION MAESTRO 20th Anniversary Edition |TEST|

    Analog

    Przedwzmacniacz gramofonowy:
    • GRANDINOTE Celio Mk IV |TEST|
    • RCM AUDIO Sensor Prelude IC |TEST|
    Wkładki gramofonowe:
    • DENON DL-103 | DENON DL-103 SA |TEST|
    • MIYAJIMA LABORATORY Madake |TEST|
    • MIYAJIMA LABORATORY Zero |TEST|
    • MIYAJIMA LABORATORY Shilabe |TEST|
    Ramię gramofonowe: Reed 3P |TEST|

    Docisk do płyty: PATHE WINGS Titanium PW-Ti 770 | Limited Edition

    Mata:
    • HARMONIX TU-800EX
    • PATHE WINGS

    Słuchawki

    Wzmacniacz słuchawkowy: AYON AUDIO HA-3 |TEST|

    Słuchawki:
    • HiFiMAN HE-1000 v2 |TEST|
    • Audeze LCD-3 |TEST|
    • Sennheiser HD800
    • AKG K701 |TEST|
    • Beyerdynamic DT-990 Pro (old version) |TEST|
    Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR HYBRID HPC |MIKROTEST|