pl | en

Przedwzmacniacz gramofonowy

Brinkmann
EDISON mk II

Producent: BRINKMANN AUDIO GmbH
Cena (w czasie testu): 45 000 zł

Kontakt:
Brinkmann Audio GmbH
Im Himmelreich 13
88147 Achberg | Germany


brinkmann-audio.de

MADE IN GERMANY

Do testu dostarczyła firma: SOUNDCLUB


onad cztery i pół roku minęło od czasu, gdy miałem okazję przetestować pewien znakomity analogowy zestaw. Pochodził on od jednego producenta, którego nazwa funkcjonuje niemal jako synonim produktów służących do odtwarzania płyt winylowych. Mowa o niemieckiej firmie BRINKMANN AUDIO. Trafił wówczas do mnie gramofon Bardo i dwa ramiona, modele 10.0 i 12.1, z których każde uzbrojone było we wkładkę (odpowiednio): Π i EMT-ti. Dodatkowo otrzymałem topowy przedwzmacniacz gramofonowy Edison, a jakby tego było mało to jeszcze trzy różne zasilacze do samego gramofonu, w tym topowy, lampowy RoNt II (test systemu TUTAJ).

Od tego czasu trochę się w niemieckiej firmie pozmieniało. Do zespołu, jako konstruktor i współwłaściciel, dołączył dr Matthias Lück, a za jego sprawą głośno zrobiło się o produkcie z trochę innej bajki – przetworniku cyfrowo-analogowym Nyquist. Wywiad z Matthiasem możecie państwo przeczytać w tym samym numerze „High Fidelity”, ponieważ tak się złożyło, że przebywał on niedawno przez kilka dni w Polsce odwiedzając salony firmy Soundclub w Katowicach i Warszawie. W obu miejscach, na porównawczych odsłuchach, zjawiło się sporo fanów analogu i cyfry, a wielu z nich skorzystało z okazji by porozmawiać z szacownym gościem.

Pojawienie się Matthiasa w Brinkmannie i powstanie znakomitego DAC-a Nyquist miało także skutek uboczny. Otóż chyba trochę podrażniona została ambicja pana Helmuta Brinkmanna, który odpowiada za część analogową tego urządzenia, ponieważ gdy posłuchał ostatecznej wersji tego przetwornika uznał, że coś musi zrobić z przedwzmacniaczem gramofonowym, bo różnica na jego korzyść zrobiła się niepokojąco mała.

By ją odzyskać pan Brinkmann po pierwsze wprowadził zmiany w lampowym stopniu wyjściowym, a po drugie przeprojektował układ korekcji RIAA. Zgodnie z firmową filozofią, by nowa wersja znanego produktu mogła trafić na rynek różnice muszą być znaczące (oczywiście na plus). Prace trwały więc dość długo, ale osiągnięty efekt miał w końcu zadowolić wymagającego konstruktora. Tak oto na rynek trafił Edison w wersji mk II, a „współwinnym” tego stanu rzeczy jest Matthias Lück i jego ukochane dziecko, czyli wspomniany Nyquist.

| EDISON mk II

Urządzenie z zewnątrz nie różni się właściwie wcale od jego starszej wersji. To wynik polityki firmy, zgodnie z którą urządzenie tej marki sprzed np. 10, czy 15 lat można postawić obok produkowanego obecnie a styl, kolor i wykończenie obudowy będą identyczne. Mamy więc niewysoką, świetnie wykonaną i wykończoną czarną obudowę z aluminium o klasycznej szerokości i wysokości. Po bokach umieszczono ładne radiatory, w których wykonano otwory. Mrugają z nich do nas zalotnie żarzące się, umieszczone poziomo lampy stopnia wyjściowego. W zestawie jest „obowiązkowa” płyta z konkretnego, wybranego lata temu, z racji jego właściwości, granitu (więcej o tym w wywiadzie).

Przód | Pośrodku na froncie umieszczono niewielki wyświetlacz typu OLED, po jego bokach dwie gałki. Jedną z nich wybieramy gain (wzmocnienie) – do dyspozycji jest 16 kroków od 49 do 73 dB – którego wartość podawana jest na wyświetlaczu. Drugą wybieramy wejście, bo tych do dyspozycji mamy aż trzy – oznaczenie wybranego także zobaczymy na ekranie. Jeszcze szerzej rozstawiono symetrycznie cztery srebrne przyciski, po dwa z każdej strony. Obsługują one włączanie/wyłączanie urządzenia, funkcję mute, przełączanie do mono oraz xfmr, który w tor sygnału włącza dodatkowy transformator. Ten ostatni zmienia część wartości obciążenia wkładki, by lepiej dopasować je do konkretnych konstrukcji. Wartości te ustawia się osobno dla każdego z trzech wejść i są one zapamiętywane.

Tył | Tylna ścianka jest dosłownie wypełniona gniazdami. Centralnie umieszczono okrągłe, wielopinowe gniazdo zasilania, do którego podłączany jest zewnętrzny zasilacz. Powyżej umieszczono zacisk uziemienia, do którego podpina się odpowiedni kabelek od gramofonu. Dalej umieszczono symetryczne wyjście (odpowiednio prawy kanał po prawej, lewy po lewej). Edison Mk 2, podobnie jak poprzednik, ma wyłącznie wyjście XLR. Dalej mamy wspomniany trzy wejścia, z czego dwa są zdublowane, tzn. do dyspozycji są zarówno gniazda RCA jak i XLR i tylko ostatnie to wyłącznie RCA.

Każdemu z wejść towarzyszy niewielkie pokrętło, którym wybieramy obciążenie (impedancję). Nie jest to może najwygodniejsze rozwiązanie jakie znam, bo trzeba sobie liczyć kliknięcia/pozycje pokrętła, żeby ustawić pożądane, jako że oznaczenia podane są jedynie na samym brzegu tylnego panelu, a nie przy pokrętłach (na to po prostu fizycznie nie ma miejsca). Z drugiej strony tego ustawienia, zwłaszcza mając do dyspozycji trzy wejścia, raczej nikt nie będzie używał na co dzień.

Jedno ze skrajnych ustawień dla każdego wejścia to 47 kΩ, co oznacza, że urządzenie współpracuje zarówno z wkładkami MC jak i MM. W moim gramofonie J.Sikora Standard w wersji Max tradycyjnie pracowało ramię Schroeder CB, ale zamiast mojej ekładki Air Tighta PC-3 wciąż zamontowana w nim była testowana niedawno wkładka Kondo IO-M. Po prostu nie potrafię się z nią rozstać. Wojtek Szemis, dystrybutor marki Kondo, się o nią nie dopomina, więc testuję z nią kolejne przedwzmacniacze gramofonowe, choć z racji bardzo niskiej impedancji jest ona dla wielu z nich ogromnym wyzwaniem. Już teraz napiszę, że Edison mk II poradził sobie właściwie bez problemu.

Płyty użyte do odsłuchu (wybór):

  • Albert King with Stevie Ray Vaughan, In session, STX-7501-1, LP
  • Cannonball Adderly, Somethin' else, Blue Note/Classic Records BST 1595-45, LP
  • Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Mobile Fidelity MOFI 2-002, LP
  • Inga Rumpf, White horses, Edel:Content 0208574CTT, “Triple A series”, LP
  • Jacintha, The best of…, Groove Note GRV 1041-1, LP
  • Keith Jarrett, The Koeln Concert, ECM 1064/65 ST, LP
  • Lou Donaldson, LD+3, Blue Note MMBST-84012, LP
  • Metallica, Metallica, Elektra 511831-1, 4 x LP
  • Miles Davis, Kind of blue, Columbia CS 8163, LP
  • Możdżer, Danielsson, Fresco, The Time, outside music, OM LP002, LP
  • Muddy Waters, Folk Singer, Mobile Fidelity MFSL-1-201, LP
  • Paco Pena & His Group, Flamenco puro „Live”, DECCA PSF 4237, “Phase 4 Stereo”, LP
  • Patricia Barber, Companion, Premonition/Mobile Fidelity MFSL 2-45003, 180 g LP
  • Rodrigo y Gabriela, 11:11, Music on Winyl MOVLP924, LP
  • The Ray Brown Trio, Soular energy, Pure Audiophile PA-002 (2), LP
  • Tsuyoshi Yamamoto Trio, Midnight sugar, TBM/CISCO TBM-23-45, LP
  • Vivaldi, Le Quatro Stagioni, Divox/Cisco CLP7057, LP

Japońskie wersje płyt dostępne na

Odsłuch zacząłem trochę... byle jak. Założyłem, że wszystko i tak musi trochę razem pograć, zanim zacznę oceniać przedwzmacniacz. Na talerzu wylądowała więc płyta, którą ostatnio kupiłem (w Empiku, jakieś niedrogie, niespecjalne wydanie) z powodów sentymentalnych. Mowa o krążku Bon Jovi pt. Slippery when wet. Nigdy nie miałem go na czarnej płycie, ale dawno, dawno temu był okres, że zarzynałem CD z ta muzyką. Cudów oczywiście nie było, bo być nie mogło.

To nie jest audiofilskie nagranie, ani wydanie. A jednak Kondo plus Edison mk II z gramofonem J.Sikora, ze wzmacniaczem Shinai i kolumnami Mach 4 firmy Grandinote zagrały tę płytę z dużą energią, płynnie, szybko, bez właściwie żadnych nieprzyjemnych zgrzytów, których podświadomie oczekiwałem. Dobrze prowadzone były tempo i rytm, wokal był czytelny i zachęcał do zdzierania gardła niczym te -dziesiąt (o matko – ponad 30!) lat temu – słowem naprawdę niezły czad! Jakoś od razu przyszło mi do głowy, że dały znać o sobie zarówno niebywale naturalny, muzykalny charakter Kondo, jak i lampowa część duszy Edisona. Razem z przeciętnego nagrania i wydania stworzyły całość, której słuchało się z prawdziwą przyjemnością, w którą bez trudu się zaangażowałem, pomimo pewnych niedoskonałości nagrania.

Skoro zacząłem tak dynamicznie i wyszło to tak zaskakująco dobrze, to nie pozostało mi nic innego, jak tylko kontynuować w podobnych hard-rockowo/metalowych klimatach i posłuchać... pierwszego, akustycznego krążka duetu Rodrigo y Gabriela. Każdy, kto choć raz był na koncercie tego zespołu wie doskonale, że ze strun ich gitar wręcz sypią się iskry, a energią wytwarzaną w czasie jednej takiej imprezy przez muzyków i publiczność można by ogrzać niewielkie miasto przez całą zimę. Przy słuchaniu w domu, z płyty, aż tak gorąco nigdy nie będzie, ale Edison mk II kolejny raz dał radę.

Znakomicie łączył precyzję, wysoką dynamikę, potoki energii, z nadzwyczajnie organicznym, nasyconym, otwartym, pełnym brzmieniem. Równie dobrze pokazał prowadzącą rytm każdego utworu gitarę Gabrieli, jak i szybkie, solówki Rodrigo.

Gitara to jedyny instrument na jakim kiedykolwiek grałem (jeśli można to tak nazwać), więc jego brzmienie jest mi szczególnie bliskie i dobrze znane. Mam więc pewne podstawy, by twierdzić, że nieczęsto zdarza mi się słyszeć ten instrument brzmiący tak prawdziwie, naturalnie i przekonująco jak w tym przypadku.

Nie mogło się więc skończyć na jednej płycie z tym instrumentem w roli głównej. Z krążka firmy Naim zagrał dla mnie koncertowo Antonio Forcione. To także było granie wysoce energetyczne, ale i wyrafinowane, szybkie, dynamiczne, ale i wyjątkowo płynne i... muszę powtórzyć, naturalne. Znakomicie oddana została atmosfera koncertu i żywiołowe reakcje publiczności. W nagraniu tym akustyka sali nie została może aż tak dobrze uchwycona jak na innych, najlepszych pod tym względem koncertach, ale i tak z Edisonem słychać było całkiem spora kubaturę byłego kościoła, a obecnie teatru, w którym odbył się zarejestrowany występ artysty.

Scena była spora, lokalizacja na niej precyzyjna, a całość wypełniały tony powietrza. Można się z tym zgadzać lub nie, ale moje doświadczenia pokazują, że bez lamp grających gdzieś w torze nie uzyskuje się tak organicznie otwartego, swobodnie oddychającego dźwięku instrumentów. W tym przypadku przyjmuję więc, że lwia część zasługi leżała po stronie niemieckiego przedwzmacniacza.

Przyszła pora i na nagrania z pięknymi wokalami, takimi jak choćby niezapomnianej Evy Cassidy. Teraz, gdy ogólny poziom energii był już nieco niższy (z racji charakteru samej muzyki), zwróciłem uwagę na ciekawy aspekt grania Edisona mk II. Wycofywał on mianowicie pierwszy plan, nawet chyba nieco za linię łączącą kolumny, i grał daleko w głąb. Szerokość sceny nie robiła aż tak dużego wrażenia, było dobra, ale nie wybitna, ale jej głębokość i owszem. Było to więc granie mniej bezpośrednie niż np. z firmowym zestawem przedwzmacniacz + step up, który testowałem wraz z wkładką Kondo. Dawało inną perspektywę. Może kontakt z wokalistką był przez to jakby mniej intymny, ale ani o krztę mniej prawdziwy. Poziom emocji, zaangażowania był podobny. Patrzyłem na wydarzenia na scenie z nieco większej odległości nie tracąc przy tym nic z precyzji, detaliczności, czy ogromnej ilości pokazanych informacji.

Zmiana klimatu, przejście na krążek Janis Joplin, odbyła się bardzo płynnie. Przejście od melancholijnego, nieco „zgaszonego” głosu Evy do niezwykle charyzmatycznego, zachrypniętego, chwilami wręcz „krzyczącego” Janis nie zrobiło na Edisonie mk II wrażenia. Poradził sobie z wcale niełatwym wyzwaniem doskonale eksplodując tę niesamowitą energię artystki, świetnie oddając tę niepowtarzalną chrypę, barwę głosu, jego fakturę, ten wybitnie ekspresyjny sposób komunikacji ze słuchaczami. Bardzo dobrze pilnował też granicy, po której takie „darcie” się przestaje być sztuką, a jest jedynie krzykiem.

Pomimo całej swoje przyjazności w stosunku do odtwarzanych płyt, w sensie umiejętności wydobywania z nich tego, co muzycznie najlepsze, Brinkmann pokazał też, jak dobrze różnicuje nagrania. Fantastyczny kawałek Piece of my heart jest ewidentnie słabszym technicznie nagraniem od pozostałych i było to słychać. Przynajmniej dopóki nie wyłączyła się analityczna część mojego mózgu i nie dałem się całkowicie pochłonąć muzyce. Wtedy owa słabsza jakość przestała się liczyć. Kolejne odsłuchy wokali potwierdzały to, co było jasne właściwie od pierwszego krążka – testowanemu przedwzmacniaczowi nie można zarzucić słabości w żadnej części pasma, ale podzakres średnicy odpowiadający za wokale jest na jeszcze wyższym, niebotycznym wręcz poziomie i to bez ich sztucznego przybliżania, czy powiększania.

Akustyczny krążek Secret love Tatsuyi Takahashiego zawiera m.in. świetnie zarejestrowane popisy perkusisty. Szybkość uderzeń pałeczek, sprężystość membran, bardzo dobre różnicowanie zarówno na dole, jak i na górze pasma – wszystko to zalety, które niekoniecznie kojarzą się z mocnymi stronami urządzeń z lampami na pokładzie. Edison mk II nic sobie z takich stereotypów nie robił. Zagrał to mocno, szybko, z werwą jakiej niejedno urządzenie tranzystorowe mogłoby mu pozazdrościć. Jednocześnie pokazał saksofon w taki sposób, że aż włoski na rekach stanęły mi dęba. Jego dźwięk był delikatny i niesamowicie czysty, ale jednocześnie głęboki, nasycony, soczysty.

Był pokazany z nieco większej perspektywy niż to tego przywykłem, ale mimo tego wyjątkowo obecny, esencjonalny, że tak to ujmę. Gdy się pojawiał skupiał 100% mojej uwagi, cała reszta przestawała się po prostu liczyć. Poniekąd o to właśnie chodzi gdy prowadzący muzyk zaczyna grać, a reszta jedynie mu akompaniuje. Z Edisonem mk II było to nawet bardziej wyraźne niż zwykle.

Podobnie odebrałem bigbandowy krążek Stanisłąwa Soyki. Niczym na prawdziwej scenie artysta stał wyraźnie przed towarzyszącą mu orkiestrą. Czytelność wokalu była dzięki temu bardzo dobra, ale i wszystko to, co działo się za nim pokazane było w poukładany, rozdzielczy i szczegółowy sposób. Mówiąc szczerze, od czasu gdy kupiłem tę płytę słuchałem jej już na wielu systemach i na części z nich brzmiała... tak sobie. Innych natomiast, jak w tym przypadku, wydobywają z tego krążka pokłady informacji, o których istnienia trudno się nawet domyślić, dopóki się ich nie usłyszy tak, jak z Brinkmannem. Na dodatek wszystko jest dobrze poukładane, czytelne, z niezłą (choć nie doskonałą) dynamiką. Kolejny raz więc Edison, także dzięki wsparciu fantastycznej wkładki Kondo, pokazał się z rewelacyjnej strony.

Podsumowanie

Zaryzykuję stwierdzenie, że nie jest (wielką) sztuką zagrać dobrze z wypasionych audiofilskich wydań, pierwszych tłoczeń, itd. To potrafią już systemy ze średniej półki i choć te topowe pokazują je jeszcze trochę lepiej, to różnica nie jest równie spektakularna jak ta w cenie. Prawdziwą sztuką jest z tych nieco mniej doskonałych wydań stworzyć zapierający dech w piersiach spektakl muzyczny, taki w którym owe niedoskonałości techniczne nagrania/tłoczenia przestają się liczyć. I to właśnie najlepsze znane mi gramofony/ramiona/wkładki/przedwzmacniacze robią zdecydowanie lepiej niż te ze średniej półki. Edison mk II do nich należy.

Niemiecki przedwzmacniacz potrafi to robić, pomimo że jego rozdzielczość, czystość, transparentność i różnicowanie są na wybitnym poziomie. Może nie jest to ten jeden jedyny absolutnie najlepszy przedwzmacniacz gramofonowy jaki kiedykolwiek słyszałem, a te kilka nieco lepszych od niego kosztuje dobrych kilka razy więcej. Nie mam natomiast wątpliwości, że to urządzenie wybitne, jedno z tych które można kupić do swojego systemu i na zawsze zapomnieć o temacie przedwzmacniaczy. Chyba, że pan Helmut Brinkmann za jakiś czas wymyśli, jak go jeszcze ulepszyć. Plusem jest to, że jeśli tak się stanie, to zapewne będzie można dokonać apgrejdu posiadanego urządzenia, zamiast wymieniać je na nowe.

Większość informacji znalazło się już w tekście, więc tylko niewielkie uzupełnienie. Edison mk II to nowa wersja topowego lampowego przedwzmacniacza gramofonowego niemieckiej firmy Brinkmann. Edison jest wyposażony w trzy wejścia RCA, dwa z nich mają alternatywne gniazda XLR. Każde z wejść można indywidualnie dopasować do stosowanej wkładki – tak pod względem wzmocnienia [16 kroków od 49 do 73 dB, sterowanie gałką na froncie urządzenia], jak i obciążenia [12 kroków od 50 Ω do 47 kΩ, małe pokrętła obok gniazd]. Obie te regulacje pozwalają na współpracę chyba z każdą możliwą wkładką, skoro przedwzmacniacz radził sobie z tak trudnym obciążeniem jak Kondo IO-M, a może współpracować również z wkładkami MM.

Dodatkowym elementem jest wejściowy transformator najwyższej klasy, który można włączać w tor, lub słuchać bez niego. Zmiany, dla każdego z wejść z osobna, dokonuje się przyciskiem na froncie urządzenia. Wszystkie wybrane ustawienia są zapamiętywane w pamięci, nawet po zmianie wejścia na inne – przyciskiem lub pilotem. Parametry dla każdej wkładki ustawia się więc tylko raz.

Edison mk II, podobnie jak poprzednik, wyposażony jest wyłącznie w zbalansowane wyjście XLR. Innowacyjny układ elektroniczny przedwzmacniacza opiera się na tranzystorach bipolarnych i selekcjonowanych lampach NOS marki Telefunken. Nowe rozwiązania w wersji mkII to przede wszystkim udoskonalony lampowy stopień wyjściowy oraz zaprojektowany od nowa układ korekcji RIAA. Urządzenie wyposażone jest w pilota zdalnego sterowania obsługującego wszystkie podstawowe funkcje.


Dane techniczne (wg producenta)

Wejścia: 3 w tym dwa RCA/XLR i jedno RCA
Napięcie wyjściowe: maksymalnie +/- 8 V
Impedancja wyjściowa: regulowana w 12 krokach od 50 Ω do 47 kΩ
Impedancja wyjściowa: 1 kΩ
Wzmocnienie: regulowane w 16 krokach od 49 do 73 dB
Wymiary [S x W x G]: 420 x 95 x 310 mm (wraz z granitową podstawą)
Zasilacz: 120 x 80 x 160 mm
Ciężar:
- przedwzmacniacz: 12 kg
- granitowa podstawa: 12 kg
- zasilacz: 3,2 kg
W zestawie: stopień korekcyjny, zasilacz, przewód sieciowy, pilot zdalnego sterowania, granitowa podstawa.

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl

System odniesienia

- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
- Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
- Końcówka mocy Modwright KWA100SE
- Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
- Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
- Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
- Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
- Kolumny: Bastanis Matterhorn
- Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
- Słuchawki: Audeze LCD3
- Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
- Przewód głośnikowy -
LessLoss Anchorwave
- Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
- Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
- Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot