pl | en

Przedwzmacniacz gramofonowy

 

ModWright Instruments
PH 150

Producent: ModWright Instruments Inc.
Cena (w czasie testu): 32 000 zł

21919 NE 399th Street
Amboy, WA 98601 ǀ USA
info@ModWright.com


pmc-speakers.com

MADE IN USA

Do testu dostarczyła firma: Soundclub


rzy okazji wcześniejszych recenzji produktów amerykańskiej firmy ModWright pisałem już dlaczego należy ona do moich faworytów. W dużym skrócie – firma od początku postawiła na dobre produkty, a sukces zawdzięcza talentowi i wiedzy swoich konstruktorów. Oferuje też produkty w rozsądnych cenach, co z kolei uzyskano dzięki rozsądnemu podejściu do procesu produkcji, mimo iż jest ona wykonywana w całości w USA z podzespołów w większości także wykonywanych w tym kraju. Właśnie dlatego mam w swoim systemie dwa urządzenia tej marki (przedwzmacniacz LS100 i końcówkę mocy KWA100SE), plus zmodyfikowany przez Dana Wrighta (właściciela ModWrighta) odtwarzacz wieloformatowy Oppo. Słowem – po prostu lubię ich podejście do tematu audio i bardzo lubię efekty jakie uzyskują – czyli brzmienie ich produktów.

Gdy więc w 2013 roku po raz pierwszy wybierałem się na wystawę High End w Monachium i doczytałem gdzieś, że Dan będzie tam obecny (bo w Polsce niestety jeszcze nie był) skontaktowałem się z nim, by umówić się na spotkanie. Dan również do kwestii obecności na targach podchodzi zdroworozsądkowo, stąd jego produkty można było zobaczyć nie na High Endzie, tylko na obywającej się równolegle w hotelu Mariott wystawie HiFi Delux.
Nie odwiedza jej aż tylu ludzi, co hale monachijskich hal MOC, ale dzięki temu impreza jest bardziej kameralna, a kto chce i tak tam trafia (a koszty wystawiania się są sporo niższe). Usiedliśmy więc z Danem oraz Kristin, dyrektorką ds. operacyjnych ModWrighta, pijąc dobry, niemiecki „weissbier” i rozmawialiśmy o mnóstwie różnych tematów przez bite trzy godziny.

Jedną z rzeczy, o które pytałem wówczas Dana była kwestia przedwzmacniaczy gramofonowych. Otóż ModWright miał wolnostojące, moim zdaniem naprawdę dobre phono (jeden z polskich recenzentów używa go do dziś), ale jakiś czas przed naszym spotkaniem dostałem informację, że zostało ono wycofywane z oferty. Jednocześnie pojawiły się dwa przedwzmacniacze gramofonowe w postaci opcjonalnych kart do (wówczas) nowej w ofercie integry KWA200, oraz do mojego przedwzmacniacza LS100. Dan opowiedział mi wówczas o różnicach między nimi oraz poinformował, że trwają prace nad nowym wolnostojącym phonostagem, które jeszcze na pewno trochę potrwają. Nie chciał wnikać w szczegóły, ponieważ projekt był na dość wczesnym etapie.

Skupiliśmy się wówczas na dyskusji o jego innym pomyśle. Otóż Dan zastanawiał się, czy nie stworzyć wzmacniacza cost-no-object, który co prawda niespecjalnie pasowałby do profilu firmy, ale mógłby nieco zmienić jej status. Prawdą jest bowiem, iż spora część audiofilów patrzy na produkty audio przez pryzmat ceny – dla nich ModWrighty są po prostu za tanie, więc niewarte ich uwagi. Taki wzmacniacz, kosztujący zapewne dużo więcej niż standardowa oferta, mógłby więc zmienić postrzeganie marki, jako średniaka co najwyżej ocierającego się o high-end. O ile wiem, taki wzmacniacz pozostał na razie w sferze projektu, za to kilka miesięcy później zaczęły się pojawiać nieco konkretniejsze informacje o nowym przedwzmacniaczu i DAC-u. Oba te urządzenia miałem okazję zobaczyć, a nawet ich posłuchać w tym roku w Monachium.

Nowy przedwzmacniacz gramofonowy, który dostałem teraz do testu oznaczono symbolem PH 150, ale producent dodaje na swoje stronie określenie: Reference Phonostage. Rozmawialiśmy o tym w tym roku i Dan postawił sprawę jasno – zarówno w przypadku phono jak i DAC-a projekty opracowano tak, by wykorzystać całą wiedzę i doświadczenie jakie na ten moment inżynierowie ModWrighta posiadają. Słowem – celem było stworzenie najlepszych możliwych urządzeń a nie wpasowanie się w jakiś poziom kosztów czy cen. Dlatego też i oba urządzenia są, jak na ofertę tej marki, stosunkowo drogie, kosztując niewiele mniej niż topowa końcówka mocy. Oczywiście już w Monachium oświadczyłem, że oba muszą trafić do mnie do testu, gdy tylko będzie to możliwe.

Pierwszy pojawił się u mnie przedwzmacniacz gramofonowy. Otrzymałem egzemplarz z pierwszej dostawy, który na koncie miał zaledwie kilkanaście godzin grania. Urządzenia Dana mają to do siebie, że wymagają stosunkowo długiego okresu wygrzewania, zanim pokażą pełnię swoich możliwości. Przerabiałem to ze swoim przedwzmacniaczem i końcówką mocy.
Faktem jest, że phonostage wygrzewa się nieco trudniej niż inne urządzenia, jako że źródłem sygnału jest gramofon, którego za bardzo nie da się zostawić włączonego w pętli na, powiedzmy, dwa tygodnie. PH 150 pograł u mnie z 50-60 godzin zanim dystrybutor odebrał go przed wystawą Audio Show 2014. Pierwsze wrażenia były co prawda pozytywne, ale – nazywając rzeczy po imieniu – urządzenie nie grało jeszcze tak, jak można było oczekiwać, zważywszy na jego cenę, ani tak, jak grało w Monachium (pomimo warunków wystawowych). Dlatego też amerykański przedwzmacniacz nie wrócił do mnie zaraz po Audio Show, ale kilka tygodni później - po solidnym wygrzaniu.

ModWright w „High Fidelity”
  • TEST: ModWright Instruments KWA150 SIGNATURE EDITION - wzmacniacz mocy, czytaj TUTAJ 
  • NAGRODA ROKU 2012: ModWright Instruments LS 36.5 - przedwzmacniacz liniowy, czytaj TUTAJ
  • TEST: ModWright Instruments LS 36.5 - przedwzmacniacz liniowy, czytaj TUTAJ
  • TEST: ModWright Instruments KWI 200 - wzmacniacz zintegrowany, czytaj TUTAJ
  • TEST: OPPO BDP-83 by Dan Wright – modyfikowany odtwarzacz wieloformatowy, czytaj TUTAJ

  • Nagrania użyte w teście (wybór)

    • Frank Sinatra, Live in Paris, Mobile Fidelity MFSL 2-312, LP.
    • Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Mobile Fidelity MOFI 2-002, LP.
    • Cannonball Adderly, Somethin' else, Classic Records BST 1595-45, LP.
    • Albert King with Stevie Ray Vaughan, In session, STX-7501-1, LP.
    • Vivaldi, Le Quatro Stagioni, Divox/Cisco CLP7057, LP.
    • Muddy Waters & The Rolling Stones, Live At The Checkerboard Lounge, Chicago 1981, Eagle Rock Entertainment B0085KGHI6, LP.
    • Pink Floyd, The Endless River, Parlophone Records 825646215478, LP.
    • Rodrigo y Gabriela, 9 dead alive, Rubyworks RWXLP110, LP.
    • Buddy Guy, Living proof, Silvertone Records 88697-78107-1, LP.
    • Lou Donaldson, LD+3, Blue Note Stereo MMBST-84012, LP.
    • Arne Domnerus, Jazz at the Pawnshop, Proprius ATR 003, LP.
    • Dire Straits, Communique, Vertigo 800 052-2, LP.
    • Kate Bush, The sensual world, Audio Fidelity AFZLP 082, LP.
    • Ella Fitzgerald & Duke Ellington, The Stockholm Concert 1966, Pablo Live 2308-242, LP.
    Japońskie wersje płyt dostępne na

    Zanim o tym jak grało, kilka słów o samym urządzeniu. PH 150 to przedwzmacniacz gramofonowy przeznaczony dla wkładek MM i MC. To, jak można było z góry zakładać w przypadku Dana, urządzenie z lampami na pokładzie (2 x 6C45 i 2 x 6922/6DJ8/7308), wyposażone w zewnętrzny, nie-lampowy zasilacz. Maksymalne wzmocnienie wynosi 72 dB dla wkładek MC i 57 dB dla wkładek MM, co wraz z regulacją dla każdego rodzaju (zmniejszenie maksymalnego o -6 i -12 dB) pozwala na dobranie optymalnego gainu dla każdej wkładki. Regulacje pojemności i impedancji wejścia zrealizowane na gałkach umieszczonych na froncie pozwalają łatwo dostosować także i te parametry do każdej wkładki. Również wyboru między MM a MC, oraz trzema poziomami wzmocnienia (gainu) dokonuje się za pomocą dużych gałek umieszczonych na froncie.

    Dwa małe przyciski to włącznik samego phonostage'a (osobny zasilacz nie ma włącznika), oraz „mono”, służący do odsłuchów nagrań monofonicznych. Z tyłu do dyspozycji mamy dwa zestawy wejść, osobno dla wkładek MM i MC, zacisk uziemienia, dwa wyjścia – zbalansowane i niezbalansowane, oraz dwa małe przełączniki – jednym wybieramy wyjście, drugim można przełączać fazę. Oczywiście mamy tu jeszcze wielopinowe, zakręcane gniazdo zasilania, które solidnym, firmowym kablem łączymy z zasilaczem. Aluminiowa obudowa jest charakterystyczna dla ModWrighta, z małym, podświetlonym na niebiesko logiem na froncie i drugim, większym, także podświetlonym na górnej porywie. Obudowy ModWrighta zawsze były dość proste, ale w nowych urządzeniach widać, że za sprawą drobiazgów, takich jak choćby sfazowane krawędzie przedniego panelu, postanowiono nieco ów wygląd „uszlachetnić”, co moim zdaniem się udało.

    Także zasilacz wygląda bez wątpienia lepiej niż mój zewnętrzny zasilacz do zmodyfikowanego przez Dana Oppo. To nadal prosta bryła, ale z ładniej wykończonym, grubym frontem ozdobionym jedynie wygrawerowanym napisem: PS 150. Wygląda to na tyle dobrze, że bez problemu można ten zasilacz postawić na widoku (a ten od Oppo raczej chowam za stolikiem).
    Urządzenie standardowo, jak zwykle u ModWrighta, ma obudowę w kolorze naturalnego, szczotkowanego aluminium, na życzenie i za dopłatą można jednakże zamówić wersję czarną. Od strony użytkowej rozwiązanie z wszystkim ustawieniami regulowanymi za pomocą dużych gałek umieszczonych na froncie jest bez wątpienia wygodniejsze od malutkich przełączników typu dip umieszczonych z tyłu, a często wręcz na spodzie urządzenia.

    Od strony wizualnej... to już kwestia indywidualna – ja osobiście wolałbym mniejsze pokrętła, choćby dwa środkowe, albo wszystkie cztery, ale to moje zdanie. No i bez dwóch zdań, podobnie jak w przypadku innych klocków Dana, ja wolę wersję czarną, choć srebrna (którą dostałem do testu) po wspomnianych wcześniej niewielkich zabiegach kosmetycznych prezentuje się także naprawdę dobrze.
    Gdy dostałem (po raz drugi) PH 150 do testu miałem założoną moją ulubioną Audio-Technikę 33PTG i, zdając sobie sprawę, że ModWright zasługuje na partnerkę wyższej klasy, przez pierwszy dzień słuchałem właśnie z nią w torze. Na talerz trafiło tego pierwszego dnia kilka dobrze mi znanych płyt, których słuchałem już także przy pierwszym spotkaniu z jeszcze niewygrzanym przedwzmacniaczem.

    Nawet biorąc pod uwagę fakt, iż pamięć dźwiękowa jest krótka i zawodna gotów się byłem założyć, że postęp w brzmieniu był więcej niż znaczący. Powiem więcej – nie słyszałem chyba wcześniej 33PTG aż tak pięknie śpiewającej. Faktem jest, że zwykle, gdy testuję przedwzmacniacze gramofonowe z wyższej półki od razu zaprzęgam do roboty swoją lepszą wkładkę (Koetsu Black), ale zdarza się, że paruję niektóre z nich także i z Audio-Techniką i zwykle gra to dobrze, ale chyba nie aż tak pięknie, jak tym razem. Płynny, gładki, nasycony i otwarty dźwięk, to pierwsze co przyszło mi na myśl przy nowej płycie Pink Floyd. Audio-Technica zwykle prezentuje raczej ciut ciemny dźwięk.

    Z ModWrightem zaskoczyła mnie niezwykle dźwięczną, acz i nadzwyczajnie dociążoną górą. Znakomicie wypadały choćby blachy – jakby nieco „cięższe” niż zwykle, ale bardzo „blaszane” i długo wybrzmiewające. Także ilość szczegółów jakie było słychać wydawała się większa. „Wydawała” bo de facto (co stwierdziłem po bezpośrednim porównaniu z moim phono) rzecz nie była w większej ilości detali (w końcu ta sama igła nie może nagle z rowka zacząć odczytywać ich więcej) tylko w bardziej wyrazistym ich pokazaniu.
    Ogólny charakter brzmienia 33PTG nie zmienił się zbytnio w porównaniu do tego co znam z odsłuchów z wieloma przedwzmacniaczami gramofonowymi – to było takie samo płynne, gładkie, niezwykle przyjemne dla ucha i wciągające granie, ale tych kilka wymienionych małych elementów sprawiło, że słuchało się tego jeszcze lepiej niż zwykle, a muzyka brzmiała jeszcze piękniej.

    Jasne, że phono w tej cenie do tej Audio-Techniki to „overkill”. W PH 150 celować będą raczej posiadacze zdecydowanie bardziej wyrafinowanych wkładek. Gdy już przesiadłem się na Koetsu Black zacząłem żałować, że nie pożyczyłem od dystrybutora przedwzmacniacza do kompletu mojej wymarzonej wkładki – AirTighta PC3, która - jak wynika z moich dotychczasowych doświadczeń - jest idealnym partnerem dla mojego gramofonu/ramienia, a i cenowo pasowałaby do ModWrighta jeszcze lepiej niż podstawowy model Koetsu. Cóż, kiedyś sobie PC3 kupię, a dziś muszę się „zadowolić”, także bardzo przeze mnie lubianą, acz po prostu nie aż tak dobrą wkładką Koetsu.

    Japońska wkładka gra w sumie podobnym w charakterze dźwiękiem, jak wspomniana wcześniej Audio-Technica, tyle że jakościowo to kilka klas wyżej. Jako że także ma nieco ciepły, gładki, nasycony charakter można było mieć obawy, czy aby z lampowym pzedwzmacniaczem nie stworzy zbyt ładnego, zbyt okrągłego, zbyt gęstego (przesłodzonego) dźwięku.
    Nic z tych rzeczy! Tym razem dwa pierwsze elementy brzmienia, które zwróciły moją uwagę to otwartość i przestrzenność dźwięku. To właśnie pięknie rozbudowana, nasycona i dźwięczna góra pasma wyróżnia ModWrighta pośród wielu innych przedwzmacniaczy gramofonowych, których miałem okazje słuchać u siebie. Były takie, które górę miały równie dobrze rozciągniętą aż do najwyższych dźwięków, tyle że nie oferowały one takiego nasycenia dźwięku, wypadały więc bardziej sucho a przez to mniej naturalnie.

    Lampy w preampie dają na górze pasma coś, czego tranzystory zwykle nie potrafią – ogromną ilość powietrza, otwartość i wrażenie nadzwyczajnej przestrzenności dźwięku. Mój Nubiru, czy znakomity Trilogy Audio 907 są chyba odrobinę bardziej rozdzielcze na górze pasma (choć głowy bym za to nie dał), a jednak to właśnie ModWrighta słuchało się lepiej, zwłaszcza przy nagraniach akustycznych, bo pokazywał więcej otoczki akustycznej instrumentów, jakby więcej drgającego powietrza, które przecież dźwięki do nas przenosi.
    Także wybrzmienia, których bynajmniej w przypadku żadnego z wyżej wymienionych tranzystorowych phono nie brakuje, wydawały się ciut dłuższe, pełniejsze. Jakby z mniejszym wysiłkiem (jeśli w ogóle można to tak nazwać) przychodziło PH150 reprodukowanie właściwych proporcji między strunami gitary, czy kontrabasu, a pudłem i te dwa elementy łatwiej, płynniej składały się w nierozłączną całość.

    Czy to znaczy, że Nibiru i Trilogy robią to źle? Oczywiście nie! Oba są fantastycznymi i sporo tańszymi phonostage'ami, ale ModWright pokazał, że da się jeszcze lepiej. Na tym właściwie polega wydawanie coraz większych pieniędzy na nasze hobby – może poza początkowymi eksperymentami, zazwyczaj mamy naprawdę dobrze grające systemy, z których jesteśmy bardzo zadowoleni do czasu, aż posłuchamy czegoś, co zagra jeszcze lepiej. I zwykle kosztuje dwa razy więcej...
    Bezpośrednie porównanie z tymi dwoma przedwzmacniaczami, które miałem w tym samym czasie w domu pokazało, że Dan Wright nie rzucał słów na wiatr mówiąc, że stworzył referencyjne phono, najlepsze jakie potrafił zrobić. I stosownie je do tego wycenił.

    Nie samą góra pasma człowiek żyje, ale muszę wrócić jeszcze na chwilę do kwestii przestrzenności dźwięku oferowanego przez PH 150. Ta bowiem jest nadzwyczajna. Rzecz po pierwsze w wielkości kreowanej sceny, który wychodziła poza rozstaw kolumn, a i w głąb sięgała daleko. Po drugie rzecz w kreowaniu nadzwyczaj namacalnych, trójwymiarowych obrazów źródeł pozornych precyzyjnie ulokowanych dokładnie tam, gdzie być powinny, także w odniesieniu do pozostałych instrumentów/muzyków. No i w końcu, choć to niby zasługa głównie kolumn, całkowite oderwanie dźwięku od głośników. Przy dobrze zrealizowanych nagraniach, zwłaszcza „live”, wrażenie obecności muzyków i wokalistów w pokoju było nadzwyczajne.

    Wszystko w tych prezentacjach było akuratne – zarówno wielkości instrumentów jak i proporcje i odległości między nimi. Dobrą selektywnością ModWright popisywał się w nagraniach, gdzie muzycy tłoczyli się na scenie – choćby w Jazz at the Pawnshop, czy w koncercie Muddy’ego Watersa z Rolling Stonesami. Piszę o dobrej (czy bardzo dobrej) selektywności, a nie znakomitej, choć zakładam, że wynikało to raczej z ograniczeń mojej wkładki, a nie przedwzmacniacza – AirTight z moim Nibiru pokazywał w tym zakresie (o ile pamiętam) nieco więcej. Koetsu to świetny cartridge w swojej cenie, który bardzo lubię, ale jednak do rozdzielczości i selektywności (ponad dwukrotnie droższego) PC3 trochę mu brakuje.

    Mocną stroną tej wkładki jest natomiast średnica – gęsta, nasycona, namacalna, ale i gładka i płynna. Chciałoby się rzec, że to takie trochę „lampowe granie”. To właśnie tu istniało największe ryzyko ewentualnego nałożenia się podobnych cech Koetsu i ModWrighta. Tyle, że ten ostatni, choć górę ma, i owszem, w najlepszym tego słowa znaczeniu lampową, co było wartością dodaną przy odsłuchu z moimi wkładkami, o tyle średnicę, dopieszczoną, po „lampowemu” nieco ciepłą, ma także bardzo rozdzielczą, szczegółową i przejrzystą. Tak, wiem, że te cechy (ocieplenie, nawet delikatne i dobra rozdzielczość i przejrzystość) zwykle nie chodzą w parze. Gwoli ścisłości w przypadku PH 150 to nie tyle ocieplenie, co raczej naturalne ciepło – o tym też już pisałem wiele razy – w naturze instrumenty (naturalne, czyli akustyczne) i ludzkie głosy mają ciepłą naturę. Sztuka w tym by to właśnie odtworzyć bez podnoszenia temperatury barwowej o kolejne kilka stopni, kiedy już faktycznie cierpi na tym przejrzystość dźwięku, a czasem i detaliczność i rozdzielczość.

    Dan Wright wyważył to znakomicie – słuchając choćby Elli Fitzgerald, czy Franka Sinatry nie zastanawiałem się ani przez moment, czy te głosy brzmią tak jak powinny – to było oczywiste. Nie były ani za ciepłe, ani za zimne, miały właściwą fakturę, odpowiednią ekspresję – tego po prostu chciało się słuchać.
    Moje ukochane instrumenty akustyczne – gitary, czy dęciaki brzmiały... żywo, to chyba najlepsze słowo, które znaczy tu zarówno: prawdziwie, jak i: żwawo, skocznie (przy odpowiedniej muzyce). Rzecz więc w tym, że nie było mowy o żadnym spowolnieniu, o które sprzęt lampowy jest czasem posądzany. Choćby na płycie Rodrigo y Gabrieli, gdzie owa dwójka „zasuwa” na gitarach w iście metalowym tempie, była odpowiednia szybkość, czystość brzmienia, ale i dociążenie dźwięku gitar, odpowiednie wsparcie pudeł rezonansowych. Także specjalność Gabrieli, czyli „perkusyjne” elementy gry na gitarze wypadały spektakularnie, właśnie dzięki odpowiedniej szybkości, ale i świetnemu prowadzeniu rytmu.

    Te same aspekty sprawiały, że w czasie całego odsłuchu PH 150 kilka razy wracałem i do wspomnianej płyty Muddy’ego Watersa z Stonesami, czy do równie wciągającej wspólnej produkcji Alberta Kinga i Stevie Raya Vaughana. Do świetnego pace&rhythm dodać trzeba imponującą dynamikę. O ile ta w skali makro jest atutem większości urządzeń jakie znam, o tyle ta w skali mikro, zwłaszcza na tak znakomitym poziomie jak w przypadku testowanego phono, nie zdarza się często. Im bardziej wyrafinowane, czy gęstsze nagranie tym większą rolę odgrywają te drobne zmiany zarówno dynamiki, barwy a to okazało się jedną z mocnych stron ModWrighta.

    Przy nagraniach jazzowych dawało to niezwykle precyzyjny wgląd w maestrię poszczególnych muzyków, a przy graniu orkiestrowym pokazywało, jak wiele się w tak ogromnym zespole muzyków dzieje, jak wiele elementów składa się na całość, która na końcu zachwyca słuchaczy. To właśnie opery i symfonie najlepiej pozwoliły mi ocenić z jaką swobodą i rozmachem PH 150 potrafi zagrać, jak doskonale układa i porządkuje dziesiątki, czy wręcz setki małych elementów tak, by tworzyły niezwykle spójną, harmonijną całość. Po kilku takich płytach wiedziałem już także, że ModWright, jeśli tylko wkładka i nagranie pozwalają, tworzy dużą, potężną wręcz podstawę basową, i że różnicowanie na dole pasma jest bardzo dobre.

    Pozostało mi jeszcze tylko zagrać kilka płyt rockowych, by potwierdzić moje dotychczasowe odczucia co do sposobu prezentacji basu. Oczywiście to także zależy w dużym stopniu od wkładki, a charakter Koetsu Black trochę narzucał efekt końcowy.
    Ale i tak wydaje mi się, że PH 150, podobnie jak zdecydowana większość urządzeń lampowych, gra potężnym, barwnym, dobrze różnicowanym basem, z bardzo dobrą kontrolą tempa i rytmu. Choć nie ma tu takiego konturu i aż takiej szybkości impulsu, jakim imponują najlepsze tranzystory. Tak po prostu jest i decydując się na urządzenie z lampami na pokładzie musimy to z góry zaakceptować. ModWright zachwycać będzie raczej barwą, jej pięknym różnicowaniem, sprężystością basu, jego energetycznością i potęgą. Co równie ważne, taki właśnie bas doskonale komponuje się z resztą pasma dzięki czemu dostajemy spójne, energetyczne i nadzwyczaj przestrzenne granie.

    Podsumowanie

    Dan Wright obiecał „referencyjny przedwzmacniacz gramofonowy” i słowa, moim zdaniem, dotrzymał. Dostajemy przemyślaną konstrukcję opartą o komponenty wysokiej jakości, która ergonomią obsługi bije większość konkurencji na głowę a brzmieniowo potrafi zachwycić. Dodatkową zaletą ModWrighta (jak i innych „lampowców”) jest to, iż można się jeszcze pobawić w wymianę lamp – na rynku jest całe mnóstwo baniek próżniowych z rodziny ECC88, zarówno współcześnie produkowanych, jak i, a może przede wszystkim, znakomitych NOS-ów. W przypadku przedwzmacniacza gramofonowego dobór lamp jest dość trudny (w przypadku NOS-ów), bo przy tak dużym wzmocnieniu sygnału trzeba znaleźć lampy, które nie tylko będą miały pożądane cechy brzmienia, ale i bardzo niski poziom szumów i mikrofonowania.
    No, ale to przecież elementy lampowej zabawy, a gdy znajdzie się optymalne lampy, ileż to dostarcza radości! Wiele osób wybiera urządzenia lampowe właśnie dlatego, że daje im to możliwość kształtowania we własnym zakresie (przynajmniej do jakiegoś stopnia) ostatecznego brzmienia.

    Z powodu choróbska, które się do mnie przyczepiło po kilku dniach słuchania i nie chciało odpuścić, musiałem sobie próby z kilkoma parami 6922, jakie mam w domu, darować, bo różnic i tak bym raczej nie usłyszał. Odsłuch przed choróbskiem upewnił mnie natomiast, że to po prostu znakomite urządzenie już ze „stockowymi”, pochodzącymi z bieżącej produkcji, rosyjskimi lampami. Przez znakomite rozumiem takie, które bardzo chętnie postawiłbym u siebie na półce na stałe. Nawet jeśli nie jesteście więc Państwo miłośnikami „żonglowania lampami” weźcie koniecznie ModWrighta na odsłuch, bo i bez dodatkowych zabiegów ma on do zaoferowania niezwykłe, organiczne brzmienie, które przykuwa do miejsca odsłuchowego na długie godziny, dni, a pewnie i lata. Szukając przedwzmacniacza gramofonowego na tej, czy nawet wyższej półce cenowej, na pewno warto wziąć PH 150 pod uwagę! To jeden z najlepszych phonostage'y jakich miałem okazję słuchać. Brawo Dan!

    SMINGUS
    Black Diamond
    Loose Wire Records, LP (2014)

    Tekst: Bartosz Pacuła

    Nie lubię określenia „muzyka alternatywna”. Z jednej strony jest ono na tyle szerokie, że może znaczyć dosłownie wszystko, z drugiej zaś takie pojęcie mocno ogranicza i każe być mocno podejrzliwym w stosunku do zawartości. Są jednak takie krążki, które z czystym sumieniem mogę nazwać „alternatywnymi” i będzie to z mojej strony wysokiej klasy komplement.

    Dokładnie tak jest w przypadku płyty Black Diamond zespołu Smingus, czyli międzynarodowego projektu (z, o ile można tak to nazwać, siedzibą w Krakowie), w skład którego wchodzi pięciu muzyków: Dave Molus Tomasz Zapala, Thymn Chase, Chris Bodzon oraz Jarek Wyka. Muzyka, którą się panowie zajmują jest mocno eklektyczna i przez to wymyka się dowolnej potrzebie szufladkowania.
    To muzyka z pogranicza lekkiego rocka, brzmienia elektronicznego, a także przyjemnego „plumkania” akustycznego. Praktycznie każdy kawałek na Black Diamond jest dziełem niepowtarzalnym, autonomicznym i przenosi nas (to banalne, ale taka jest prawda) w zupełnie nowy świat, świeżą i zaskakującą historię. Jednocześnie krążek ten jest bardzo spójny stylistycznie i pomimo ciągłych zmian oferuje pewną „stałą”, która pozwala się w tym dobrobycie odnaleźć. Chociaż na Black Diamond zabrakło mi jakiegoś hitu, to przy odsłuchu bawiłem się naprawdę dobrze – to bardzo fajnie zagrana, dobrze przemyślana płyta, która jest znakomitym przykładem porządnej muzyki alternatywnej.

    Co ważne artyści wchodzący w skład Smingusa w przeciwieństwie do swoich alternatywnych kolegów nie pokpili sprawy dźwięku. Mam to szczęście, że Black Diamond otrzymałem do odsłuchania w wersji winylowej, dzięki czemu mogłem w pełni docenić jakość brzmienia. A to naprawdę może budzić szacunek – jest to szalenie przyjemne, ciepłe granie, z pokaźną sceną dźwiękową. Momentami brakowało mi w dźwięku dynamiki, a przy wolniejszych kawałkach całość mogła sprawiać wrażenie „rozmemłanej”, jednak to relatywnie niewielkie wady. Black Diamond to po prostu dobrze nagrany album, który kasuje w tym aspekcie swoją bezpośrednią konkurencję jeszcze przed śniadaniem.

    Jakość dźwięku: 7,5/10

    Facebook pl-pl.facebook.com/smingusband


    PH 150 to nowy i referencyjny model przedwzmacniacza gramofonowego amerykańskiej firmy ModWright, przeznaczony do współpracy z wkładkami MM i MC. Umieszczono go w charakterystycznej, dość prostej, prostopadłościennej acz eleganckiej metalowej obudowie, z grubym, aluminiowym frontem. W nowych urządzeniach (bo również w DAC-u Elyse) fronty mają sfazowane krawędzie, dzięki czemu prezentują się lepiej niż wcześniejsze o prostych krawędziach. Standardowym kolorem obudowy jest srebrny (aluminium), na zamówienie (i za dopłatą) można także otrzymać czarną wersję urządzenia.

    Dwa elementy, po których można od razu rozpoznać ModWrighta to podświetlone loga – mniejsze pośrodku frontu, a dużo większe (także podświetlone na niebiesko) na górnej pokrywie. Dan jest człowiekiem, który funkcję przedkłada nad formę, stąd wszystkie istotne regulacje phonostage'a znalazły się na froncie urządzenia w postaci czterech dużych pokręteł, co ułatwia obsługę. Pierwszą gałką od lewej wskazujemy, czy używamy wkładki MM czy MC (między tymi dwoma położeniami gałki jest jeszcze trzecie – MUTE).
    Kolejna obsługuje ustawienie wzmocnienia i również jest 3-pozycyjna. 0 dB oznacza wzmocnienie maksymalne (dla MC to 72 dB, dla MM to 57 dB), a dwie kolejne pozwalają na zmniejszenie wzmocnienia o -6 i -12 dB. Ta regulacja działa w połączeniu z sąsiednim przełącznikiem MM/MC, stąd różne wartości wzmocnienia w zależności od rodzaju wybranej wkładki. Między tymi dwiema gałkami, nieco niżej znajduje się włącznik urządzenia.

    Pośrodku znajduje się wspomniane podświetlone logo, a dalej dwa kolejne pokrętła – jedno pozwala wybrać optymalną (dla wkładki MM, bo w przypadku MC to nie ma znaczenia) pojemność ustawianą na wejściu, a drugie impedancję. W obu przypadkach do dyspozycji jest sześć wartości do wyboru, co powinno w zupełności wystarczyć do wyboru optymalnych dla każdej wkładki parametrów. Między gałkami, poniżej, znajduje się przycisk „MONO”. Z tyłu, od lewej, umieszczono zacisk uziemienia, dalej wejścia RCA dla wkładek MM i MC (pogrupowane kanałami), po prawej stronie wyjścia analogowe RCA, oraz XLR (w pełni zbalansowane, z przełącznikiem wyboru wyjścia umieszczonym poniżej), oraz wielopinowe gniazdo zasilania, do którego specjalnym kablem podłączamy zewnętrzny zasilacz. Zasilacz, którego nazwę wygrawerowano na grubym froncie, PS 150, nie ma lamp na pokładzie. Ma za to duże trafo, które gwarantuje odpowiednie zasilanie dla przedwzmacniacza.

    Ideą PH 150 jest trzystopniowe wzmacnianie sygnału. By delikatny sygnał z wkładki pokonywał jak najkrótszą drogę pierwszy stopnień wzmacniający sygnał MC na transformatorze step-up (a jakże !) Lundahla, znalazł się zaraz za wejściem. Po nim znajduje się drugi, hybrydowy stopień wzmacniający, który wzmacnia sygnał do poziomu niezbędnego do wykonania pasywnej korekcji charakterystyki częstotliwościowej (RIAA), a dopiero po jej przeprowadzeniu znajduje się trzeci stopień wzmocnienia. Dalej sygnał trafia do bufora lampowego z transformatorami wyjściowymi (także Lundahla).

    W torze zastosowano elementy wysokiej jakości – choćby własne kondensatory ModWrighta (stworzone specjalnie ich urządzeń i przez nich firmowane), czy WIMY. Zastosowane lampy pochodzą z bieżącej produkcji Sovteka i ElectroHarmonixa, ale oczywiście można je zastąpić innymi, byle wysokiej klasy. Warto zwrócić także uwagę na fakt, że dopasowanie wejścia (impedancja i pojemność) regulowane za pomocą pokręteł umieszczonych na froncie, są przenoszone na tył urządzenia mechanicznie, za pomocą długich prętów. W przeciwieństwie do innych urządzeń Dana (LS100 i KWA100SE), które posiadam, by dostać się do środka, choćby w celu wymiany lamp, trzeba odkręcić zaledwie 4 śrubki, a nie kilkanaście – niby drobiazg, ale jak czasem te śrubki trzeba odkręcić, to to już wcale nie jest taki drobiazg :)


    Dane techniczne (wg producenta)

    Wzmocnienie: maks. dla MC – 72dB; maks. dla MM - 57dB
    Regulacje obciążenia: impedancji (6 wartości); pojemności (6 ustawień); oba przy pomocy gałek umieszczonych na froncie – regulacja w locie!
    Regulacja wzmocnienia: pokrętło na froncie urządzenia; 3 wartości dla każdego rodzaju wkładek: 0 dB, -6d B, -12 dB, regulacja w locie
    Przełączanie rodzaju wkładki: trzypozycyjne - MM/MuteMute/MC, gałka na froncie urządzenia, zmiana w locie.
    Przełącznik Mono/Stereo: na frontowym panelu
    Przełącznik fazy: na tylnym panelu
    Wyjścia: XLR (w pełni zbalansowane) i RCA, wybór przełącznikiem umieszczonym na tylnym panelu
    Zasilacz: zewnętrzny, tranzystorowy, w zestawie specjalny kabel do połączenia zasilacza z urządzeniem
    Lampy: (2x) 6C45; (2x) 6922/6DJ8/7308
    Wymiary: 430 x 335 x 120 mm
    Waga: 15 kg


    Dystrybucja w Polsce:

    SOUNDCLUB

    ul. Skrzetuskiego 42
    02-726 Warszawa | Polska

    e-mail: soundclub@soundclub.pl

    www.soundclub.pl

    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl

    System odniesienia

    - Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
    - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
    - Końcówka mocy Modwright KWA100SE
    - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
    - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
    - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
    - Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
    - Kolumny: Bastanis Matterhorn
    - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
    - Słuchawki: Audeze LCD3
    - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
    - Przewód głośnikowy -
    LessLoss Anchorwave
    - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
    - Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
    - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
    - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
    - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot