pl | en
Test
Przetwornik cyfrowo-analogowy
TotalDAC
d1-Dual DAC


Cena (we Francji): 9900 euro

Producent: TotalDAC

Kontakt:
Rennes, Francja
tel: +33 2 90 02 11 39

e-mail: totaldac@totaldac.com

Strona internetowa producenta: www.totaldac.com

Kraj pochodzenia: Francja

Tekst: Marek Dyba
Zdjęcia: Marek Dyba, TotalDAC

Data publikacji: 16. czerwca 2013, No. 110




Jak się chwilę nad tym zastanowić, to gdy nowe firmy wchodzą na trudny rynek audio obierają zwykle jedną z dwóch głównych dróg. Pierwsza to względnie bezpieczne poruszanie się małymi kroczkami – w miarę prosty, oferujący znakomity stosunek jakości do ceny produkt na początek i dopiero później wspinanie się w górę mocno obsadzonej drabinki, na której na kolejnych szczebelkach siedzą mocno „przyczepione” firmy z wieloletnim doświadczeniem, pomiędzy którymi trzeba się mozolnie przepychać w drodze na szczyt. Druga opcja wydaje się prostsza – można zacząć od szczytu. Z punktu widzenia biznesowego taka strategia niesie ze sobą znacznie większe ryzyko, choć podobno bez niego nie ma zysku. Tyle, że jest tu mały haczyk – trzeba mieć wyjątkowy produkt, dzięki któremu można jednym susem dostać się, jeśli nawet nie na sam szczyt, to chociaż w górne partie drabinki, przeskakując od razu wiele szczebli bez mozolnego przepychania się z bardziej doświadczonymi konkurentami.

Dwa przykłady to nieco za mało, by robić z tego regułę, ale właśnie dwie francuskie firmy pokazały w ostatnich latach, że to jest wykonalne. Pierwsza z nich to Devialet, który wziął się niemal znikąd i nagle znalazł się na ustach wszystkich, zdobywając wiele nagród, zbierając mnóstwo pochwał ze wszystkich stron trafiając z marszu na poziom zwany high-endem. O drugiej firmie może nie jest aż tak głośno, ale istniejąc jeszcze krócej także zdołała już namieszać na rynku – to firma TotalDAC. To niewielka, powstała ledwie 3 lata temu, w czerwcu 2010 roku, manufaktura założona przez Vincenta Brienta (dwa pierwsze zdjęcia to jego miasto rodzinne i pomieszczenie odsłuchowe, z tubowymi, wbudowanymi w ścianę kolumnami). Vincent, podobnie jak i niejeden obecnie znany producent/konstruktor audio, przygodę z tworzeniem audio zaczął jako młody człowiek, jeszcze w czasie studiów. W swoim czasie uczył się sporo od Johna Westlake'a, człowieka, który zaprojektował choćby DAC-a Pink Triangle Da Capo, czy z bardziej współczesnych M-DAC-a firmy Audiolab i DAC-a Magica Cambridge Audio, czyli dobrze znane i lubiane przez audiofilów konstrukcje. Sam Vincent zaczynał od skonstruowania aktywnej zwrotnicy cyfrowej, a gdy po latach pracy osiągnął satysfakcjonujące go efekty swoje wysiłki skupił na przetwornikach cyfrowo-analogowych. Zaczął od testów dostępnych na rynku chipów, a ponieważ nie znalazł niczego, co gwarantowałoby jego zdaniem wystarczająco wysoką jakość brzmienia, więc postanowił stworzyć własny przetwornik. Ten przypadł do gustu nie tylko jego twórcy, ale i jego znajomym, stąd wziął się pomysł założenia firmy, która takowe przetworniki buduje i sprzedaje – TotalDACa. Przetwornik stworzony przez Vincenta Brienta to DAC oparty na drabince rezystorowej R2R, a to sprawia, że jego produkty znajdują się w szacownej grupie przetworników najwyższej klasy, z takimi markami jak EMM Labs, czy MSB. Trzeba dodać jeszcze jedną, niezwykle istotną z punktu widzenia twórcy cechę testowanego urządzenia – jest to tzw. „non-oversampling DAC” (NOS DAC), co jest oczywiście świadomym wyborem konstruktora. Sam Vincent podkreśla, że TotalDAC to konstrukcja, przy tworzeniu której kierował się wyłącznie uzyskaniem najlepszej możliwej jakości dźwięku, nie przejmując się kosztami.

Obecnie w ofercie firmy znajduje się już kilka wersji DAC-a – testowany d1-Dual to aktualnie najwyższy model, prócz niego do wyboru mamy d1-Single, czyli nieco uproszczoną wersję z pojedynczą drabinką rezystorową na kanał (w dualu są po dwie), bez wyjść zbalansowanych i z nieco prostszą wersją wejścia USB. W tym roku na monachijskim High Endzie firma pokazała dwa kolejne urządzenia w wersjach prototypowych, oba zapowiedziane w regularnej ofercie w ciągu kilku miesięcy – d1-Tube DAC, czyli przetwornik z tej samej rodziny, ale z lampowym stopniem analogowym w układzie SE, oraz d1-Server, czyli serwer muzyczny. Ofertę uzupełnia pierwszy produkt tej marki przetwornik A1, oraz cyfrowy „re-clocker”, który ma, według producenta, poprawić brzmienie każdego transportu cyfrowego (z komputerem włącznie). Choć trudno znaleźć tę informację na stronie TotalDACa, Vincent oferuje także aktywne, 69-bitowe zwrotnice cyfrowe, które mogą być zintegrowane z przetwornikiem cyfrowo-analogowym.

ODSŁUCH

Płyty użyte do odsłuchu (wybór)

  • Georges Bizet, Carmen, RCA Red Seal 74321 39495 2, CD i FLAC.
  • Chie Ayado, Life, Ewe B00005EZRV, CD/FLAC
  • Stevie Ray Vaughan, Texas flood, epic/LEGACY EX65870, CD i FLAC.
  • Isao Suzuki, Blow up, Three Blind Mice B000682FAE, CD i FLAC.
  • AC/DC, Back in black, SONY B000089RV6, CD.
  • Vivaldi, Four seasons, Giulano Carmingnola, Sony Classical SK 51352, CD.
  • Led Zeppelin, Led Zeppelin, Atlantic/Warner Music Japan WPCR-11611, CD/FLAC.
  • Muddy Waters & The Rolling Stones, Live At The Checkerboard Lounge, Chicago 1981, Eagle Rock Entertainment B0085KGHI6, CD/FLAC.
  • Buddy Guy, Blues singer, Silvertone 01241-41843-2, CD/FLAC.
  • Pink Floyd, Wish you were here, EMI Records Japan TOCP-53808, CD i FLAC.
  • Rodrigo y Gabriela, 11:11, EMI Music Poland 5651702, CD i FLAC.
  • Peter Gabriel, New blood, EMI 6785522, CD/FLAC.
  • Dire Straits, Communique, Vertigo 800 052-2, CD/FLAC
Japońskie wersje płyt dostępne na

TotalDAC to jedna z tych firm, które na obecnym etapie funkcjonowania nie zajmują się współpracą z prasą branżową. Recenzent, który chce jedno z urządzeń tej marki przetestować musi je kupić, ewentualnie pożyczyć od jednego z posiadaczy. Byłoby fajnie, gdyby to pierwsze rozwiązanie nie stanowiło dla mnie problemu. Skorzystałem jednak z opcji numer dwa – DAC trafił do mnie za pośrednictwem Adama Mokrzyckiego – dzięki!
Mimo że d1 został już obcmokany ze wszystkich stron w kilku recenzjach, pozwolę sobie zacząć od marudzenia – mogę? Urządzenie jest bardzo porządnie wykonane i jak na mój gust ładne. Sztywna, dobrze spasowana metalowa obudowa robi bardzo dobre wrażenie, akrylowy front także, z tym, że najlepiej byłoby używać to urządzenie w środowisku całkowicie „bezkurzowym”. I problemem nie jest nawet fakt, że kurz osadza się na zewnętrznej stronie frontu – wycieranie minimum raz dziennie obowiązkowe, ale w tym, że włazi również między front a obudowę/wyświetlacz (no chyba, że wlazł już na etapie produkcji?), a stamtąd nie bardzo da się go usunąć. Pod płytką znajduje się wyświetlacz OLED, który, choć sam bardzo fajny, czytelny, jednocześnie „pięknie” podświetla drobinki kurzu od wewnętrznej strony frontu... OK, może powinienem lepiej i częściej u siebie sprzątać, albo zamieszkać z dala od mocno zapylonego centrum sporego miasta, wówczas problemu by nie było, ale czy wszyscy mieszkają w ekologicznych domkach na wsi? No dobra, marudzenie mamy za sobą – nie było chyba aż tak źle?

Testowany przetwornik wyposażono w cztery wejścia cyfrowe: asynchroniczne USB, koaksjalne (można zamówić wersję z BNC zamiast koaksjala), optyk, AES/EBU, oraz wyjścia analogowe zbalansowane (XLR) i niezbalansowane (RCA). Dodatkowo na tylnym panelu znajduje się wyjście słuchawkowe (6,3 mm), oraz gniazdo zasilania, do którego podłączamy zewnętrzny zasilacz. Producent oferuje, za dodatkową opłatą, własne przejściówki XLR/RCA, które mają oferować osobom korzystającym ze wzmacniaczy niezbalansowanych lepszą jakość dźwięku niż z wyjść RCA.
Przetwornik obsługuje się za pomocą pilota zdalnego sterowania – firma korzysta z gotowego rozwiązania (w przypadku testowanego egzemplarza był to pilot Philipsa – nie wiem, czy tak jest za każdym razem). Pilotem oprócz klasycznych funkcji – regulacji głośności, czy wyboru źródeł, można także obsługiwać dodatkowe funkcje: zmianę absolutnej fazy sygnału (PHASE), możliwość odłączenia uziemienia (EARTH), wyłączenie wyświetlacza (DISPLAY), włączenie lub wyłączenie kompensacji spadku w górze pasma, która występuje przy braku oversamplingu (TREBLE FIR – przy wyłączonym mamy DAC stricte NOS), górnoprzepustowy filtr niskich tonów (BASS BW). Każda z tych funkcji pozwala „przyprawić” dźwięk nieco pod własny gust. Zmiany nie są co prawda duże, ale zważywszy, że mamy je w zasięgu jednego naciśnięcia guzika na pilocie, można się bez wysiłku pobawić w znalezienie własnego, optymalnego ustawienia.

Po znalezieniu odpowiednich (w danym systemie/pokoju/dla danych preferencji słuchacza) ustawień można w końcu rozpocząć odsłuch. TotalDAC d1-Dual nie robi specjalnego pierwszego wrażenia. Nie ma efektu „wow!”, nie ma stawiających dotychczasowe doświadczenia na głowie wrażeń, nie ma niczego, co by od pierwszej chwili szokowało, czy choć zaskakiwało. I jak by to nie zabrzmiało, takie pierwsze wrażenie/brak pierwszego wrażenia, świadczyło o tym urządzeniu jak najlepiej. Pomijając bowiem kosmiczne urządzenia z jeszcze zupełnie innej, stratosferycznej bajki, jak choćby testowane niedawno przeze mnie Kondo Souga, zwykle przedstawiciele tzw. high-endu nie robią wcale wielkiego „wejścia”. Bo jeśli muzyka brzmi tak jak trzeba, tak jak się tego spodziewamy, to elementu zaskoczenia właściwie nie ma, wszystko jest na swoim miejscu i przyjmujemy tę prezentację jako naturalną. Tak właśnie ma być i czy można to w ogóle zagrać inaczej? (Pamięć jakoś mnie w takich momentach zawodzi i zapominam o tych wszystkich urządzeniach, które i owszem, potrafiły to zagrać inaczej, czytaj: gorzej, mniej naturalnie). Jak więc zagrał d1-Dual? Spójnie, gładko, równo, naturalnie – nic nie wychylało się przed szereg, nie było żadnych ewidentnych słabości tego dźwięku. Z głośników emanował wszechobecny spokój, brak było jakiejkolwiek nerwowości. Gdybym mówił o osobie, powiedziałbym o jej ogromnej pewności siebie z jaką prezentowała wszystko, co na nią „rzucałem”. Francuski DAC dawał bowiem wrażenie absolutnej kontroli nad wszystkim co działo się w każdym nagraniu. Równie łatwo przyjmował nagrania znakomitej, podsuniętej mi niedawno przez znajomych, a wcześniej (o zgrozo!) zupełnie mi nieznanej, Chie Ayado, jak i Muddy’ego Watersa z Rolling Stonesami, ale i moją ulubioną Carmen, czy szaleństwa AC/DC. Dopiero gdy poczęstowałem d1 nagraniami słabszej jakości, a podjąłem próby choćby z płytami U2, odnosiłem wrażenie, że „Francuz” odpłacał mi pięknym za nadobne, wytykając palcem słabości tychże tak, że nie dało się ich nie usłyszeć.

Na ów spokój, pewność siebie TotalDACa prezentowane z każdym dobrym nagraniem składało się wiele elementów. Począwszy od sceny, której wielkość zależała wyłącznie od nagrania, przez jej doskonałe poukładanie, na wyjątkowym wrażeniu trójwymiarowości i namacalności kończąc. Dodajmy do tego, robiące ogromne wrażenie: rozdzielczość i selektywność, które sprawiały, że czytelność wydarzeń rozgrywających się w tyle sceny, bardzo niewiele ustępowała temu, co widać było jak na dłoni na planie pierwszym. Testowany DAC nie faworyzował żadnej części pasma, oferując bardzo równy dźwięk, osiągając w ten sposób wrażenie naturalności brzmienia, do którego wiele innych urządzeń dochodzi ocieplając nieco średnicę.

Tu naturalność wynikała z neutralności brzmienia, a jednocześnie, nie dawało to wrażenia „zimnego” dźwięku, co często neutralnym urządzeniom się przytrafia. I to nawet pomimo tego, że nazwałbym ten przetwornik analitycznym, potrafiącym zajrzeć w głąb nagrania, dotrzeć do warstw, których urządzenia niższej klasy po prostu nie zauważają. Ale też i nie jest to analiza na zasadzie rozbioru dźwięku na czynniki pierwsze, pozbawiające go wewnętrznej spójności. Tu nadal na szczęście najważniejsza jest muzyka, a nie dźwięk, tyle że każdy kto chce, może zagłębić się nie tylko w warstwę muzyczną, ale i dźwiękową. To różni urządzenia wysokiej klasy, od tych nieco słabszych. Te drugie są zwykle albo muzykalne, albo analityczne – połączenie tych cech zwykle nie wchodzi w grę. Te pierwsze potrafią zrobić jedno i drugie nie popadając w skrajności, dając użytkownikowi pełną swobodę wyboru, czy chce po prostu dać się ponieść pięknu słuchanej muzyki, czy może akurat ma ochotę postudiować technikę grania ulubionego muzyka, czy może kunszt wybranego realizatora nagrań. TotalDAC pozwala na jedno i drugie, co więcej – jest w tym naprawdę dobry.

Choć dziś to już nie tyle wyjątkowa cecha, ile raczej obowiązek, warunek podstawowy, bez którego nie należy nawet próbować wchodzić na high-endowy rynek odtwarzaczy cyfrowych, to jednak wspomnieć o tym należy. Otóż o ile jeszcze powiedzmy 5-6 lat temu nawet na wysokim poziomie cenowym/jakościowym cyfra brzmiała jak cyfra, co słychać było przede wszystkim w górze pasma, to dziś nie może być mowy o jakichkolwiek cyfrowych artefaktach pojawiających się w dźwięku, o ziarnistości, czy wyostrzeniach wysokich tonów, czy o czymś, co zwykle odbierane było, mniej czy bardziej świadomie, jako pewna chropowatość dźwięku. Nawet jeśli będę się upierał, że najlepsze systemy analogowe (czy to z magnetofonem szpulowym, czy gramofonem) nadal brzmią lepiej niż najlepszy systemy cyfrowe (te, których miałem okazję słuchać), to jednak muszę przyznać, iż na przestrzeni ostatnich lat różnica między nimi niesamowicie zmalała. To, co oferuje dziś dobra cyfra jest znakomite, a TotalDAC bez wątpienia należy do pierwszej ligi takich urządzeń. Wspominane już: spokój, spójność i gładkość prezentacji, plus coś, co można by określić mianem delikatności (z braku lepszego określenia) dają z jednej strony niezwykle przyjemny dla ucha dźwięk, ale z drugiej poparty tym wszystkim, czego brakuje przetwornikom, który taki efekt uzyskują kosztem zaokrągleń, ocieplenia dźwięku, utraty części szczegółów i przejrzystości, etc, etc, etc. - detalami, rozdzielczością, świetnym rozciągnięciem pasma i brakiem zaokrągleń jego skrajów, imponującym zakresem dynamicznym, czystością i transparentnością, a nawet analitycznością, ale trzymaną w ryzach, nie powodującą odarcia muzyki z czaru, emocji. Ten ostatni element jest kluczowy, jeśli chce się muzykę przeżywać, a nie tylko jej słuchać. Dążenie do maksymalnej analityczności zostawia słuchacza z wszelkimi możliwymi elementami, detalami, aspektami dźwięku podanymi jak na tacy, tyle że takie rozbicie muzyki na czynniki pierwsze sprawia, że gubi się gdzieś esencja dzieła, jakim jest muzyka. Clou prezentacji najwyższej klasy to zaprezentowanie takiego poziomu analityczności, by słuchacz nie tracił sprzed oczu (właściwie uszu) tego, co najważniejsze – muzyki, emocji w niej zawartych, tego jak przez muzykę wyrażają siebie kompozytorzy, muzycy, czy wokaliści. A TotalDAC robi to naprawdę udanie.

Jak wspomniałem, jakimś cudem dopiero niedawno odkryłem dla siebie niezwykłą japońską wokalistkę, Chie Ayado. Ta drobniutka Japonka śpiewa ogromnym, „czarnym” głosem i robi to niesamowicie dobrze, poruszając jakąś czułą strunę w mojej duszy pasją, którą wkłada w śpiewanie, a może i głębią oraz barwą swego głosu. Realizacja nagrań, jak przystało na japońskie płyty, jest znakomita. Jest więc bogactwo detali, szczegóły faktury i barwy głosu pani Ayado, trójwymiarowa, realistyczna scena, precyzja ulokowania przestrzennych, narysowanych ostrą kreską instrumentów, ale i namacalność, emocje, owa pasja w głosie wokalistki, wrażenie intymności prezentacji, czyli to wszystko co towarzyszy muzyce, bez czego nie brzmi ona do końca prawdziwie. Podobną pasję i ogromne pokłady emocji bez wysiłku usłyszałem też w 'mojej' Carmen, mojej czyli w wydaniu Leontyny Price z jednej strony, ale i charakterystycznej batuty von Karajana z drugiej. W tak gęstej muzyce benefity z wysokiej rozdzielczości, bardzo dobrej selektywności, precyzji, czystości i przestrzenności prezentacji były jeszcze bardziej oczywiste. Na ogromnej scenie dzieje się bowiem wiele, chwilami to kilkoro wokalistów, dwa maszerujące chóry, a w tle bardzo dynamiczna orkiestra Karajana – każdy z tych elementów musi mieć swoje miejsce, musi doskonale zgrywać się z pozostałymi i dopiero wszystkie razem tworzą tę niezwykłą całość, którą tak uwielbiam. TotalDAC dostarczył mi tu wiele radości, mimo że, szczerze mówiąc, czasem mam już troszkę dość tej płyty, bo używam jej w testach bardzo często. Tym razem jednak to znowu było wielkie przeżycie.

Koszt posiadania tak precyzyjnego, detalicznego, czysto grającego DAC-a pojawił się przy nagraniach rockowych. Tzn. chodzi nie o gatunek muzyczny jako taki, tylko raczej o fakt, że o ile jazz, czy klasykę nagrywają i wydają wytwórnie audiofilskie, o tyle rock nazywając rzeczy po imieniu najczęściej nagrywany jest byle jak. O U2 już nawet nie będę wspominał – ich nagrań słucham w samochodzie i to nie dlatego, że mam w nim jakiś nadzwyczajny sprzęt, tylko dlatego, że raczej taki sobie, więc z założenia nie może to grać dobrze i jakość nagrań mi nie przeszkadza (aż tak bardzo). W domu słucham raczej starszych, mainstreamowych rzeczy typu Floydzi, czy Zeppelini i choć kiedyś nagrywało się taką muzykę dużo staranniej niż dziś, to jednak nawet tym nagraniom do doskonałości trochę brakuje. Na sprzęcie grającym tak transparentnie, detalicznie, precyzyjnie jak TotalDAC trochę za bardzo, jak na mój gust, te niedoskonałości słychać. Jasne, że nie jest to wada tego urządzenia – to jego cecha, która zachwyca, gdy słuchamy bardzo dobrze zrealizowanych nagrań, a zaczyna nieco przeszkadzać, gdy przychodzi do słuchania tych mniej doskonałych. Piszę o tym tylko dlatego, żeby było jasne, że nie należy od d1-Duala oczekiwać cudów, ani zagrań „pod publiczkę” – nie ma co liczyć, że wygładzi jakieś nagranie, czy schowa jego wady. Nie zrobi też rzeczy przeciwnej – nie wyciągnie tych słabości na wierzch, nie zrobi z nich najważniejszego elementu prezentacji (chyba, że nagranie jest bardzo złe), potraktuje słabości nagrania tak samo jak jego mocne strony i zaprezentuje jedne i drugie z równą intensywnością. Przy pewnych nagraniach mocniejsze strony wraz z wartością artystyczną nagrania przeważą i będzie tego można słuchać z przyjemnością, a przy innych niestety wad jest więcej i nawet znakomita muzyka jako taka im nie pomoże (vide wspomniane płyty U2).

Podsumowanie

TotalDAC d1-dual to urządzenie niezwykłe. Biorąc pod uwagę, że powstało w malutkiej firmie, nie mającej takiego zaplecza i doświadczenia jak dCS, MSB, czy paru innych „top dogs” wśród firm produkujących przetworniki cyfrowo-analogowe, mój podziw jest tym większy. Czysty, neutralny i naturalny, spójny i gładki dźwięk, wsparty rozsądną dawką analityczności wyczarowuje piękno zarówno ze srebrnych krążków kręconych w dobrym napędzie CD, jak i z plików. Wyczarowuje pod warunkiem, że ono tam jest. Ze słabych nagrań nie zrobi nagle dobrych, więc decydując się na niego ryzykujecie Państwo, że kilka płyt z kolekcji wyleci. Czy to źle? To już wasza decyzja, ale przecież u podstaw całej audiofilskiej zabawy ma leżeć idea high fidelity, nieprawdaż?

BUDOWA

TotalDAC d1-dual to obecnie najwyższy model przetwornika cyfrowo-analogowego oferowany przez francuską firmę i jest to DAC typu non-oversampling (NOS). Urządzenie umieszczono w zgrabnej, sztywnej obudowie aluminiowej z akrylowym frontem, pod którym znajduje się czytelny wyświetlacz OLED. Na panelu frontowym nie ma żadnych przycisków, pokręteł – cała obsługa wykonywana jest za pomocą pilota zdalnego sterowania. Na tylnym panelu znajdują się cztery wejścia cyfrowe – asynchroniczne USB (na chipie XMOS), koaksjalne S/PDIF, wejście optyczne, oraz AES/EBU, jak również trzy analogowe – para RCA i XLR, oraz wyjście słuchawkowe (duży jack 6,3 mm). Przetwornik nie wykorzystuje żadnej gotowej, dostępnej na rynku kości konwertera D/A. Zamiast niej konstruktor wykorzystał opracowaną przez siebie drabinkę rezystorową R2R – po 200 rezystorów Vishay Foil 0,01% na kanał. d1-Dual to konstrukcja zbalansowana z dyskretnym, tranzystorowym stopniem wyjściowym pracującym w klasie A. Całość układu zmontowano na dwóch płytkach drukowanych – górna to drabinka rezystorowa R2R, dolna to wejścia i wyjścia. By zminimalizować zakłócenia zasilacz ze sporym trafem umieszczono w osobnej aluminiowej obudowie, łączonej z głównym urządzeniem specjalnym, wielożyłowym kablem. W tym samym celu umożliwiono całkowite wyłączenie wyświetlacza, oraz zastosowano automatyczne wyłączanie nieużywanych w danym momencie wejść cyfrowych. Istnieje możliwość zintegrowania DAC-a z aktywną zwrotnicą cyfrową – na tylnym panelu są nawet przygotowane miejsca na dodatkowe wyjścia.
Za pomocą pilota oprócz obsługi podstawowych funkcji – regulacji głośności (cyfrowej), oraz selektora wejść, możemy obsługiwać także dodatkowe funkcje: zmianę absolutnej fazy sygnału (PHASE), możliwość odłączenia uziemienia (EARTH), wyłączenia wyświetlacza (DISPLAY), włączenie kompensacji spadku w górze pasma właściwej dla DAC-ów typu NOS (TREBLE FIR), i górnoprzepustowy filtr niskich tonów (BASS BW).

Dane techniczne (wg producenta)

- wejścia cyfrowe: 192 kHz, asynchroniczne wejście USB na kości XMOS-a, optyczne, RCA (koaksjalne) i AES/EBU, wybieralne wyłącznie z pilota
- obsługiwane sygnały: 44,1 kHz, 48 kHz, 88,2 kHz, 96 kHz, 176,4 kHz i 192 kHz, 16 do 24 bitów dla wszystkich wejść poza optycznym (maks. 96 kHz)
- wejście USB kompatybilne z trybem hibernacji JPlaya w 24-bitowym "extreme hibernate"
- maksymalny sygnał na wyjściu analogowym: 3,3 Vrms RCA, 6,6 Vrms XLR, oraz 32 -600 Ω 3,3 Vrms na wyjściu słuchawkowym
- cyfrowa regulacja głośności obsługiwana za pomocą pilota, wartość wyświetlana na OLED-owym wyświetlaczu
- możliwość zmiany fazy absolutnej przy pomocy pilota
- filtr kompensacyjny dla DAC-a „non-oversampling” (dotyczy wysokich tonów) obsługiwany z pilota
- wyłączanie wyświetlacza za pomocą pilota
- wszystkie nieużywane wejścia są całkowicie wyłączane (włącznie z uziemieniem), by zminimalizować poziom szumów
- DAC R2R wykorzystuje rezystory Vishay Foil 0,01%, 200 rezystorów na jeden kanał stereo
- 2 „daki” na kanał, co daje w 100% zbalansowany przetwornik. Dostępne specjalne przejściówki XLR/RCA, które wzmacniaczom z wejściami RCA pozwalają korzystać z podwójnych DAC-ów
- dyskretny, tranzystorowy stopień wyjściowy w klasie A
- zewnętrzny zasilacz
- obudowa wykonana z aluminium i akrylu, z masywną, miedzianą płytką antywibracyjną w środku
- zużycie prądu: 21 W
- wymiary: 110 x 360 x 290 mm (WxSxG)
- wymiary zasilacza: 65x122x180 mm
- waga: 6,5 kg



system-odniesienia