pl | en

Krakowskie Towarzystwo Soniczne

Spotkanie #94

Dirk Sommer & Birgit Hammer-Sommer
Sommelier Du Son
Gerhard Hirt
Ayon Audio
W KRAKOWIE

Kontakt:
Dirk & Birgit:
dirk@sds-rpm.com | birgit@sds-rpm.com
sds-rpm.timetobeat.com

Gerhard: ayon@ayonaudio.com
www.ayonaudio.com

NIEMCY & AUSTRIA


o jest takiego w płycie winylowej, dzięki czemu technika, która jakieś dwadzieścia lat temu powinna ostatecznie zniknąć ze świata muzyki, trudno powiedzieć. Wskazuje się na kulturowo zakodowaną obecność gramofonu, na modę retro, na towarzyszącą odtwarzaniu płyt celebrację nośnika, mającą wartość artystyczną grafikę, niektórzy na jakość dźwięku. Niezależnie od tego, jak zdiagnozujemy triumfalny powrót czarnej płyty na rynek, fakt jest faktem: to znowu jeden z podstawowych nośników u ludzi związanych z muzyką na serio.
Czy zwróciliście państwo na to, że przyjęło się używać wymiennie nazw ‘płyta analogowa’ i ‘analog’? Przyczyna przesunięcia pola znaczeniowego tego ostatniego określenia jest jasna: chodziło o wyraźne odróżnienie systemów cyfrowych, tj. płyty Compact Disc, oraz gramofonu. W pod koniec lat 80., kiedy dominacja czarnej płyty była już tylko wspomnieniem, ‘analogowy’ znaczyło już tylko tyle. Magnetofony kasetowe Compact Disc nigdy nie były uważane za równorzędne źródło dźwięku (nie mówię, że to prawda, a jedynie mówię o poglądach), a magnetofony szpulowe ostały się u naprawdę hardkorowych fanów analogu.


Właśnie – analogu, bo przecież przez kilka dziesięcioleci mówiąc w ten sposób miało się na myśli albo gramofon, albo magnetofon szpulowy. Ten ostatni wynaleziony został w latach 20., jednak dopiero w latach 40. zyskał obecną postać, z nawiniętą na szpule taśmą magnetyczną.
Ciekawostka: w haśle poświęconym magnetofonom na anglojęzycznej (czyli głównej) stronie Wikipedii znalazło się zdjęcie niemieckiego Magnetophonu z czasów II wojny światowej oraz modelu ZK-147 polskiej Unitry. To ciekawy zbieg okoliczności: we wrześniowym numerze „High Fidelity”, poświęconym wyłącznie polskim produktom, pan Maciej Tułodziecki, adiunkt Instytutu Pojazdów Politechniki Warszawskiej, prywatnie koneser winylu i znawca techniki gramofonowej, opowie historię polskich magnetofonów szpulowych, w tym modeli z serii ZK, Arii i Koncertów (wcześniej pisał o polskich gramofonach, czytaj TUTAJ).
Wracając do meritum: tak naprawdę ‘gramofon’ stanowi zaledwie cząstkę tego, co składa się na ‘analog’. Co więcej: dźwięk płyty gramofonowej nie do końca przypomina dźwięk analogowej taśmy-matki. Pisaliśmy o tym przy okazji odsłuchów magnetofonu Studer A807-0.75 VUK (czytaj TUTAJ) w ramach Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego i staram się to nieporozumienie prostować za każdym razem, kiedy słyszę, że winyl jest najlepszym na świecie nośnikiem. Bo nie jest.

DIRK SOMMER & BIRGIT HAMMER-SOMMER | Sommelier Du Son

Jednym z częściej dyskutowanych zagadnień związanych z płytą winylową w ostatnich latach jest sens i bezsens, w zależności od rozmówcy, tłoczenia winyli przy użyciu cyfrowych nagrań jako źródła. Osobą, która głośno mówi, że to błąd, oszustwo jest Dirk Sommer. Poznaliśmy go już wcześniej, przede wszystkim przez wywiad, jaki udało mi się z nim przeprowadzić w ramach cyklu „The Editors” (czytaj TUTAJ). Zobaczyliśmy go wówczas przede wszystkim jako dziennikarza, wieloletniego redaktora naczelnego niemieckiego magazynu „image hifi”, a obecnie pisma internetowego „hifistatement.net”. Z tym ostatnim „High Fidelity” współpracuje od dwóch lat, wymieniając się testami.
Jak się jednak przekonałem podczas rozmowy, którą przeprowadziliśmy w krakowskiej restauracji Miód i Malina, siedząc nad polskim piwem, jedząc regionalne dania, prowadzenie pisma, choć ważne, jest dla Dirka „druga” praca. „Praca” to w przypadku pasjonatów pojęcie względne, bo równie dobrze można by powiedzieć: „życie”. Numerem jeden jest w tej chwili coś, co zrodziło się z potrzeby chwili, z ciekawości: wydawnictwo Sommelier Du Son. W restauracji Dirk nie był sam, do Krakowa przyjechali we dwójkę, wraz z żoną, Birgit Hammer-Sommer. Choć na pierwszy rzut oka widać, że się kochają, to rola Birgit nie sprowadza się jedynie do towarzyszenia Dirkowi. jest bowiem współwłaścicielką wydawnictwa i w czasie nagrań zajmuje się czymś, co w polskim języku można określić jako „operator taśmy”. To ona jest odpowiedzialna za przygotowanie i późniejsze losy taśm-matek.
W ramach wydawnictwa państwo Sommer zajmują się nagraniami, wydawaniem płyt winylowych, a ostatnio również remasteringiem nagrań analogowych. Wszystko w domenie analogowej. Analogowe nagrania, wydawane przez firmę Edel, noszą więc dumne logo AAA: Triple A Series. W tej chwili jest bardzo mocno zaangażowany w reedycje kultowych płyt niemieckiej firmy MPS (prawa do katalogu kupiła wspomniana firma Edel). Przygotowany przez niego box z nagraniami Oscara Petersona (kosztujący śmiesznie tanio!), całkowicie analogowy, sprawił mi wiele radości.

Nie mogłem więc przegapić tej okazji i w czasie wystawy High End 2014 poczyniliśmy wstępne przymiarki do wspólnego projektu Sommelier Du Son i Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. Chodziło o spotkanie, w czasie którego mieliśmy posłuchać taśm-matek na magnetofonie szpulowym Nagry IV-S i porównać je z wytłoczonymi z nich płytami LP, a także, o czym zaraz, z wykonanymi z nich plikami PCM i DSD. Plany zmaterializowały się nazajutrz po kolacji w Miodzie i Malinie, u Tomka.
Z Birgit i Dirkiem rozmawialiśmy o wielu rzeczach, np. o niedoszłej współpracy Dirka z Charliem Hadenem, o tym, że swego czasu miał ponad 50% płyt LP wydanych przez ECM, o pracy Birgit w nadzorze przedszkoli i wielu innych rzeczach. Poniżej kilka krótkich słów, które wprowadzą nas w klimat spotkania.

Wojciech Pacuła: Kiedy założyliście Sommelier Du Son?
Dirk Sommer: Sommelier Du Son założyliśmy wspólnie - Birgit i ja – w 2008 roku. Do tej pory wyprodukowaliśmy trzy płyty:
• Dieter Ilg, Bass,
• Charlie Mariano & Dieter Ilg, Goodbye Pork Pie Hat,
• Michel Godard, Steve Swallow, Live at Noirlac.
We wrześniu ukaże się czwarta: Hans Theessink, Live at Jazz.

Powiedz proszę coś więcej o nazwie, skąd się wzięła?
Znalezienie dobrej nazwy, takiej która by się nam podobała, zajęło nam bardzo dużo czasu. W nazwie zawarliśmy kilka różnych rzeczy:
• jak mówiłem, sommelier to ktoś, kto zna się na winie i daje innym, związane z nim, porady,
• sommelier dźwięku („sommelier of sound”) zna się na dźwięku – mamy nadzieję, że my się znamy – i korzysta z tej wiedzy przy produkcji płyt LP,
• wolimy brzmienie francuskojęzycznej wersji nazwy, ponieważ większość obecnie używanych nazw jest angielskich, francuskie brzmią bardziej elegancko.

Jaka była pierwsza twoja praca związana z masteringiem lub nagrywaniem?
Wyprodukowałem kilka płyt LP jako producent wykonawczy („executive producer”) dla magazynu „image hifi”. Moją pierwszą płytą, którą nagrałem była Bass Dietera Ilga.

Dla jakich wydawnictw obecnie pracujesz?
Jestem realizatorem dźwięku i producentem w moim Sommelier Du Son, dla firmy Lutz Precision i edel:content. Dla tych ostatnich przygotowuję serię Triple A Series (jak dotąd pięć płyt) i reedycję nagrań z wytwórni MPS. Edel z początkiem tego roku przejął do niej prawa.

Powiedz dwa słowa o reedycjach MPS.
MPS zakończyła nagrania w latach 80. Jej katalog był kilkakrotnie sprzedawany, niedawno kupiła go firma Edel. Podpisałem z nią kontrakt, według którego będę odpowiedzialny za reedycje wszystkich płyt. To będą albumy Elli Fitzgerald, Joego Passa i Singers Unlimited, które już zremasterowałem i które będą na rynku na jesieni.

Dlaczego analog?
Myślę, że w dłuższej perspektywie na rynku ostaną się tylko dwa rodzaje medium muzycznego: winyl i pliki do ściągnięcia – mp3 dla mas i HighRes lub DSD dla koneserów. Ja osobiście wolę mieć fizyczny kontakt z nośnikiem, trzymać go w rękach – np. otwierany album LP. I wierzę w to, że dźwięk z winylu jest wspaniały, jeśli płyta jest dobrze przygotowana. Myślę, że płyty LP przygotowane z cyfrowych plików to rodzaj oszustwa. Dlatego Birgit i ja taszczymy z sobą setki kilogramów analogowego sprzętu do nagrywania. Nie zgadzam się więc z tym, co napisałeś o takich płytach w swojej recenzji gramofonu Air Force One – sorry...

Jakieś słowo od ciebie?
Jestem pod wielkim wrażeniem powagi, wiedzy i szacunku, z jakim członkowie Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego z sobą dyskutują. Świetnie się bawiliśmy.

GERHARD HIRT | Ayon Audio

Nie popełnijcie błędu, widząc nazwisko Gerharda na dole strony, wciśnięte po długim wstępie dotyczącym Birgit i Dirka. Nie chodzi o brak szacunku, o umniejszanie jego roli w spotkaniu, ani tym bardziej tego, co nam zaprezentował. Traktuję Gerharda jak przyjaciela, właściwie krajana, tak często się w Krakowie widujemy (czytaj TUTAJ). Co więcej, jest honorowym członkiem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego, co poświadcza odpowiedni certyfikat (wiszący też w biurze Raavena Bavy, czytaj TUTAJ). Państwo Sommer gościli u nas po raz pierwszy (wierzę, że nie po raz ostatni) i właściwie, to gościliśmy ich wspólnie, z Gerhardem. A goście mają pierwszeństwo.
A waga tego, co nasz przyjaciel z Hartu zaprezentował jest nie mniejsza niż zabaw z analogiem. Jako pierwsi na świecie (tak, to była światowa premiera!) mieliśmy okazję posłuchać odtwarzacza plików S-5 Ayon Audio pobierającego z dysku sieciowego pliki DSD Direct, a nie w protokole DoP. To prawdziwa rewolucja. Jak mówił Gerhard, problem z DoP jest taki, że protokół USB jest daleki od doskonałości, a na dodatek pliki DSD muszą być po stronie odtwarzacza „rozpakowane”. Choć współczesne procesory DSP są naprawdę potężne, okazuje się, że z tak skomplikowanym sygnałem radzą sobie z trudem. A każda taka praca związana jest ze zwiększonym jitterem. W studiach nagraniowych stosuje się odpowiednie protokoły, z trzema łączami BNC 75 Ω, które znajdziemy we wszystkich przetwornikach cyfrowo-analogowych Ayona. Ponieważ jednak nie ma wielu urządzeń, które by w taki sposób sygnał DSD wysyłały, Gerhard wraz ze swoimi przyjaciółmi ze Stream Unlimited opracowali sposób bezpośredniego odtwarzania DSD przez łącze Ethernet, jak ze zwykłego dysku sieciowego. Przypomnę, że to byli inżynierowie Philipsa, odpowiedzialni m.in. za transport CD-Pro2, ale i za nowoczesne systemy odtwarzania plików. Wiedzą więc o cyfrze co nieco.

Spotkanie zostało podzielone na dwie części. W pierwszej, prowadzonej przez Birgit i Dirka, dokonaliśmy kilku porównań: • kopia analogowej taśmy-matki z Nagry IV-S vs płyta LP wytłoczona z tej taśmy, grana na gramofonie Thales TTT-Compact, • ta sama płyta LP grana na gramofonie Thales TTT-Compact vs wypalona z taśmy-matki płyta CD-R (złota płyta CD-R Mobile Fidelity); płyta odtwarzana była na transporcie Ayon Audio CD-T i przetworniku Ayon Audio Stratos, • ta sama płyta CD-R vs pliki 24/192 grane z odtwarzacza Aurender X100L, podpiętego do tego samego przetwornika, co transport CD, W drugiej, którą poprowadził Gerhard Hirt, porównaliśmy pliki PCM 24/192 oraz DSD, przygotowane przez Dirka z tej samej analogowej taśmy-matki, a następnie dokonaliśmy porównania plików DSD64 i DSD128.

TAŚMA ANALOGOWA | DIRK SOMMER & BIRGIT HAMMER-SOMMER

I. Taśma analogowa vs płyta LP

Janusz
Wskazanie jest dla mnie oczywiste: prezentacja Nagry. Dlaczego? Najważniejsze było dla mnie pierwsze wrażenie. Słuchając gramofonu miałem wrażenie, jakby linia basu była wyszczuplona, jakby brakowało jej treści. I nie chodziło tylko o coś, co załatwia się gałką basu, a o prawdziwą treść. Z Nagrą momentalnie zobaczyłem, że struny potrącane nie palcem, czymś w rodzaju kostki. Jakbym zobaczył kontakt tego czegoś ze struną.
Ale zasadnicza różnica dotyczy zróżnicowania barwowego. Zdecydowanie lepiej działo się to z taśmą, bas był wyraźnie różny. Na winylu grała większa plama. Też znakomicie, ale nie było nawet blisko tego, co pokazała Nagra. Przyjemność, fizjologia – tylko taśma! Nie spodziewałem się aż tak dużej różnicy!

Dirk
Przy przygotowywaniu płyty walczymy o to, aby jak najwięcej z tego, co mamy na taśmie przetrwało na krążku. Kiedy kopiujesz taśmę na lacquer, tracisz jakieś 10% z jakości. Przy przejściu z lacquer na płytę – znacznie więcej. Straty są więc nieuniknione.

Tomek
Winyl mi jakoś nie gra… Ale może dlatego, że Nagra jest taka niesamowita. Dźwięk z taśmy bardzo mi się podobał, był niesamowity.

Rysiek
Zgadzam się z obydwoma panami. Sytuację utrudnia trochę fakt, że zupełnie nie znam tego instrumentu [chodziło o Serpent Horn – przyp. red.]. Ale wątpliwości nie mam żadnych: absolutnie Nagra.

Bartosz G.
Dźwięk z gramofonu wydawał mi się bardziej dudniący, może to to samo, o czym mówił pan Janusz. U Tomka w pokoju nie do końca niski bas jest kontrolowany, w niektórych miejscach się wzbudza. I właśnie z materiałem granym z gramofonu był mocniejszy. Ale też bardzo ładnie było słychać najniższe dźwięki, bardzo ładnie. Tyle, że dźwięk Nagry jest bezkonkurencyjny. Brakowało mi z niej tak sensacyjnego basu, jak z gramofonu, ale całość – Nagra.

Rysiek B.
Dla mnie winyl tym razem zagrał źle. Może to za mocne słowa, ale tak to czuję. Nie słyszałem zbyt dobrze basu, choć było go dużo. Bas miał z winylu, jak dla mnie, jedną barwę, a z Nagry zmieniał się co chwilę, więcej się działo. Także wszystkie pogłosy, akustykę wnętrza z taśmy słychać było ciekawiej, wszystkiego było więcej.

Jarek
Jak wiecie, winylu nie lubię, jestem człowiekiem od cyfry. Dlatego robię odtwarzacze CD, a nie gramofony. Dlatego to, co powiem może się wydać dziwne, ale nic na to nie poradzę: moim zdaniem różnice między tymi prezentacjami nie były duże. Myślę, że zbytnio podkreślacie niewielkie detale, które je od siebie różnią. Pierwsze wrażenie było takie, że płyta LP gra ostrzej, jaśniej. I że bas, jego różnicowanie lepsze jest z Nagry. Tu się zgadzamy. Największa różnica występowała, jak grały dwa instrumenty na raz, wtedy różnicowanie Nagry było po prostu lepsze. Jednak uważam, że większe różnice występowały w charakterze dźwięku samego magnetofonu i samego gramofonu/przedwzmacniacza niż między nośnikami. jak by jednak nie było, słuchanie tego to wielka frajda, piękne przeżycie!

Bartek P.
Przestraszyłem się trochę mocnego stanowiska pana Janusza, a zaraz potem pana Ryśka, bo myślałem, że może coś mi się pomyliło. Na szczęście pan Jarek mnie uspokoił. Bo mnie winyl bardzo się podobał. Nie rozumiem tego totalnego hejtu na płytę – zabrzmiała ona naprawdę bardzo fajnie. Nie ma co się jednak oszukiwać: różnicowanie z taśmy jest lepsze, nie ma co do tego wątpliwości, dlatego Nagra musi się podobać. Jednak ogólny poziom obydwu prezentacji jest moim zdaniem podobny. I jest w winylu coś, co do mnie przemawia.

Marcin
Porównanie wypada na korzyść Nagry, ale można się tego było spodziewać. Może różnice nie były duże, to możliwe. Ale było je mocno słychać przy graniu dwóch instrumentów, kiedy z LP bardziej się zlewały, grały bardziej „razem”.

Wiktor
Znam Serpent Horn z grania w orkiestrze. I muszę powiedzieć, że to, jak Nagra oddała jego barwę było fantastyczne. Nawet przestrzeń była bardzo wiarygodna, o co w nagraniach trudno. To znakomite nagranie. Z LP coś mi nie pasowało, nie było już takiej ekscytacji. Dźwięk wydawał mi się powiększony, rozjaśniony i ze skróconą pespektywą.

Wiciu
Popieram to, co powiedział wcześniej Bartek: mnie się LP bardzo podobał. Dawno nie słyszałem analogu w żadnej postaci, używam wyłącznie płyt CD, i zaskoczyła mnie jego wysoka jakość. Zarówno z Nagry, jak i LP. I właśnie płyta winylowa przemówiła do mnie bardziej. Ale też muszę uczciwie się zgodzić z tym, że z Nagry słychać było lepsze różnicowanie barwowe, więcej się tam działo. Dla mnie jednak nie przekładało się to na lepszy odbiór, po prostu inny.

II. Płyta LP vs płyta CD-R

Wiciu
Powtórzę to samo, co mówiłem przed chwilą: bardzo mi się winyl podoba. Pomimo że słyszę jego „winylowość”, brzmi jak czarna płyta i już. Brzmi ciepło, sympatycznie, przestrzennie. Ale też wiem, dlaczego słucham w domu CD: moim zdaniem dostaliśmy z nim więcej detali, pokazanych w bardziej jednoznaczny sposób. Czyli tak, jak lubię. To klasyczna różnica między gramofonem i CD, i dla mnie nie było jakiejś dużej różnicy w jakości między tymi nośnikami.


Bartosz G.
Wydaje mi się, że brzmienie z CD było nie do końca udane. Instrumenty nie były tak dobrze zrównoważone, tak dobrze z sobą poukładane, jak z winylu. Dla mnie LP był po prostu lepszy, przede wszystkim przez różnicowanie barw. Myślę, że różnica była podobna, jak wcześniej pomiędzy Nagrą i winylem, tyle że teraz się sytuacja odwróciła i to gramofon pokazał większą klasę.

Janusz
Zdecydowanie winyl i nie widzę innej możliwości. Pomimo że sam z LP pożegnałem się dawno temu. Bez żalu. Dźwięk z gramofonu był o wiele żywszy, bardziej nasycony, dokładniejszy. Dźwięk CD był ciemniejszy, a przez to, tak to słyszę, brak w nim było życia. Poprosiłem o powtórzenie tego porównania, ponieważ instrumenty dęte na jednym nośniku i na drugim były kompletnie inne, to była największa różnica. Powiem tak: na CD to było pieprzenie w bambus i tyle. Prawdziwy dźwięk był z LP. Ale też, żeby nie przesadzić, dodam, że różnica nie była aż tak duża, jak między Nagrą i LP.

Marcin
Ja aż tak dużej różnicy nie zauważyłem. Dla mnie to CD zagrał bardziej szczegółowo, co było na plus. Przestrzeń wydawała mi się bardzo podobna. Ale siedzę z boku, mogłem czegoś nie zauważyć.

Rysiek B.
Na początku CD wydał mi się o wiele lepszy, naprawdę referencyjny. To był świetny dźwięk, musze powiedzieć, że u Tomka CD gra teraz znakomicie, bardzo mi się podobało. Dopóki nie usłyszałem LP. Okazało się, że CD uśrednił dźwięk, który nie był już tak dobrze różnicowany. Nagranie z LP zabrzmiało niemal jak koncert na żywo – brawo!

Rysiek S.
Gratuluję właścicielowi systemu, dźwięk z CD był bardzo ładny, piękny. Mentalnie przygotowałem się na wyższość płyty LP, przecież wszyscy mówią, że to jedyny prawdziwy format i nic innego nie gra… ten odsłuch pokazał mi, że wcale tak nie jest. Moja ocena jest dokładnie odwrotna do oceny Ryśka. CD zagrało dla mnie plastycznie, gęsto, głęboko, a LP wydawał się przy nim odchudzony. Z CD była plastyka, której na winylu mi zabrakło.

Jarek
Bliżej mi z moją oceną do Ryśka S. niż do Janusza i Ryśka B. Z CD słyszałem więcej emocji, więcej się tam działo. Nie wiem, dlaczego Januszowi jego dźwięk wydawał się martwy. Tak, był ciemniejszy, ale i głębszy, bardziej plastyczny. Co więcej, CD miało więcej energii, lepszy rytm. Z kolei z winylem dostaliśmy ładniejsze pogłosy, lepsza akustykę. Pod tym względem analog pokazał klasę. Co powiedziawszy chciałbym dodać, że były to zbliżone odtworzenia. Ja bym z ich rozróżnianiem tak nie dramatyzował.

Wiktor
Najpierw o CD – to dobrze nagrana płyta, dobrze skomponowany system, właśnie pod CD. Co było słychać, gramofon nie wtapiał się w całość tak ładnie, jak CD. Wydaje mi się, że gramofon jest trochę rozjaśniony, oczywiście w porównaniu do źródeł cyfrowych i Nagry. To raczej nie jego problem, a tego, że system budowany był wokół przetwornika cyfrowo-analogowego. Dlatego CD zagrał ładniej, głębiej, delikatniej.


Andrzej
Rzeczywiście, pierwsze dwa odsłuchy były lepsze z CD niż z LP. Trudno się było do czegokolwiek doczepić, to po prostu był znakomity dźwięk. Ale tak było dopóki nie włączyliśmy gramofonu, dopóki igła nie spadła na płytę. Moim zdaniem gramofon w każdym aspekcie zagrał lepiej. Nawet jeśli było słychać, że system preferuje dźwięk z CD. Winyl zagrał jaśniej, co było na minus. Ale na plus było to, że wszystko było żywsze, nie tak zagęszczone jak z CD. Różnica jest mniejsza niż przy porównaniu Nagry i winylu, ale jest wyraźna. Dla mnie lepszy był gramofon.

Tomek
To klasyczne porównanie dwóch nośników: LP i CD. Po drugim przesłuchaniu mógłbym spokojnie powiedzieć, że CD jest lepszy. Oczywiste jest, że lubię ten dźwięk, bo składam ten system od tak dawna właśnie po to, żeby brzmiał tak, a nie inaczej. Ale uważam też, że potrafię bezstronnie się temu przyjrzeć. Dlatego powiem, że w trzecim odsłuchu winyl zagrał nieco lepiej, a to dlatego, że lepiej oddaje przestrzeń i akustykę. Lepiej też pokazał rytmiczność. Ostateczny werdykt byłby więc taki: gdzieś pomiędzy, bez wyraźnego faworyta.

Bartek P.
Tym razem lepiej zagrał winyl. Ale muszę od razu powiedzieć, że różnice były mniejsze niż się tego spodziewałem. CD zagrał świetnie, choć LP był lepszy, przede wszystkim był płynniejszy, bardziej muzykalny.

Gerhard
Wyrosłem z analogiem i to jest moje ukochane źródło muzyki. Kiedy poprzednio słuchaliśmy Nagry i gramofonu nie mogłem uwierzyć, że winyl jest tak daleko za taśmą, to jak katastrofa. A przecież LP został wykonany perfekcyjnie, przez człowieka, który się na tym zna. Miałem więc nadzieję, że w tym porównaniu LP sobie to odbije i będzie dużo lepszy. A tak nie było. Rzeczywiście, gramofon lepiej pokazuje płynność dźwięku i jego rytmiczność, dokładniej rysuje akustykę, ale przyjemność płynąca z odsłuchu wcale nie była większa niż z CD. Powiedziałbym nawet, że CD zagrał ładniej, gęściej, cieplej.

Dirk
Dyskusja jest naprawdę super interesująca, nie spodziewałem się, że rozmawiacie na tym poziomie. W Niemczech czegoś takiego nie ma. Bardzo ciekawe jest dla mnie to, jak elokwentnie opisujecie dźwięk, jak precyzyjni jesteście. I jak ładnie mówicie o muzyce. Dla mnie jednak ważniejsze w obydwu porównaniach było to, jak się muzycy z sobą komunikują, jak zostaje oddana interakcja między nimi. wszystko pozostałe, jak dla mnie, jest drugorzędne. I w tym kontekście taśma jest poza zasięgiem czegokolwiek innego. LP zagrał lepiej niż CD, ale różnica między Nagrą oraz pozostałymi źródłami jest dalece większa i ważniejsza.

III. Płyta CD-R vs pliki PCM 24/192

Dirk
Wiktor Powiedzmy to: różnica nie była duża. Z plikami dostaliśmy więcej mikrodetali, trochę bardziej się wszystko iskrzyło. Mnie to jednak nie przekonało. Dla mnie najważniejszym momentem był ten, w którym wchodzi Serpent, pomyślałem wtedy: „wow, jak ten facet zapie...la!” Dlatego wolałem CD. To było dla mnie prawdziwsze granie, nawet jeśli detali wydawało się trochę mniej niż z pliku.

Bartosz G.
Alikwoty lepiej były słyszalne z pliku, a „body” z CD. Ale muszę powiedzieć, że brzmienie z płyty mnie powaliło, było bezbłędne, naprawdę fantastyczne!

Janusz
Jestem zwolennikiem Compact Disc i już tak chyba pozostanie. Nagranie z pliku wydało mi się głośniejsze, choć przecież tak nie było. Jak gdyby większa ilość detali przekładała się na poziom siły głosu. Ale CD bardzo mi się podobał. Dlaczego? Pięknie wyszła jego gładkość i gęstość. PO namyśle, to nie jest duża różnica, powiedziałbym jednak, że w dźwięku z pliku było czegoś więcej, czego na CD nie było. Chodzi o coś „za” dźwiękiem, co sprawia, że jest on wiarygodny. Dlatego, jeślibym musiał, wybrałbym plik.

Rysiek B.
Jezus Maria plik. I tyle.

Rysiek S.
Rozumiem, co mówicie, zgadzam się ze wszystkim, Powtórzmy jednak, że różnica jest mała. Dlatego wybrałbym CD, ze względu na jego gładkość, płynność. Większa ilość detali z pliku mi tego nie zrekompensowała.

Jarek
Zawsze jestem mocno za CD. Ale nie tym razem. Jak dla mnie dźwięk z CD, w porównaniu z plikiem, był bez sensu. Przy odtworzeniu nagrania z CD nie byłem pewien, które struny należą do którego instrumentu. Z plikiem było to jasne, zarówno dzięki lepszemu różnicowaniu ich w przestrzeni, jak i barwie.

Andrzej
Ogólne wrażenie, jakie pozostało mi po odtworzeniu nagrania z pliku, to spokój. Wrażenie bardzo pozytywne. To była, moim zdaniem, prezentacja, w której coś się działo. CD był przyjemny i gładki, ale też bardziej „zatopiony” w swoim sosie, mniej wrażliwy na samo nagranie.

Wiciu
Jestem zdumiony tymi głosami, bo w opozycji do paru ludzi, którzy się wypowiadali przede mną uważam, że CD zagrał jednoznacznie lepiej. Więcej wszystkiego, przede wszystkim harmonicznych, co daje bogaty wewnętrznie dźwięk, lepsza barwa. Płynność – genialna. To porównanie przypomina mi sposób przygotowania płyt w latach 50. i 60. – to byłby w tym przypadku CD – oraz współczesne – to plik. Ja wybieram to pierwsze, drugiego nie znoszę.

Marcin
Nie wiem, o co chodzi, ale dla mnie plik zagrał lepiej. Ale ja lubię, jak jest więcej detali, jak wszystko jest wyraźniejsze.

Tomek
Po 5 s słuchania nagrania z pliku zacząłem szukać w jego dźwięku czegoś, co świadczyłoby o jego przewadze. A to znak, że coś jest nie tak. Jeśli coś jest lepsze, to jest lepsze i już, nie trzeba się tego doszukiwać. Dlatego po chwili dałem sobie z tym spokój i po prostu słuchałem muzyki. Na tej podstawie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że dźwięk z CD podobał mi się bardziej. Z plikiem słyszałem więcej detali, ale jak dla mnie nie przekładało się to na więcej „muzyki w muzyce”. Tak wiele detali, tak naprawdę, przeszkadzało mi w odsłuchu muzyki, było nienaturalne.

Janusz
Amen.

Bartek P
. Potwierdzam to, co mówił Tomek: plik był bogatszy w szczegóły i nie ma co z tym dyskutować. Ale podane to było w taki jakiś wulgarny sposób, że nie chciało się słuchać. Przynajmniej w porównaniu z CD, które zagrało głębszym i spójniejszym dźwiękiem, w bardziej naturalny sposób.

DSD DIRECT | GERHARD HIRT
Pliki PCM 24/192 vs DSD

Urządzenie, które Gerhard przywiózł do Krakowa było pierwszym takim na świecie, jak do tej pory jedynym. Wkrótce wszystkie odtwarzacze plików Ayona mają mieć taką możliwość. Chodzi o odtwarzanie plików DSD, ale nie tylko, w sposób bezpośredni, bez potrzeby ich „opakowywania” w taki sposób, aby udawały pliki PCM, a na tym polega idea transferu DoP (DSD over PCM).
Firma Sony, bo to głównie o nią chodziło, wprowadzając wraz z Philipsem format SACD, czyli płyty optyczne z zapisanym na nich sygnałem DSD, miała na celu powtórzenie sytuacji, jaka miała miejsce z CD: zarobienie na nowym formacie jak największych pieniędzy, zarówno bezpośrednio, jak i na licencjach. To normalne działanie firmy, działanie dobre. Tyle że sony, z perspektywy czasu widać to świetnie, przesadziła z trzymaniem swojego sekretu tylko dla siebie. Opakowała płytę SACD w tyle różnych zabezpieczeń przed kopiowaniem, utrudniła obróbkę sygnału DSD w komputerze tak mocno, że firmy nagraniowe, wydawnicze, a potem zwykli konsumenci, od formatu się odwrócili. Mieliśmy już bowiem XXI wiek, w którym plik jest w pewniej mierze własnością publiczną, każdy chce z nim robić co chce. I nawet wprowadzenie plików DSD do ściągnięcia, najpierw przez firmę Linn, sytuacji nie zmieniło.
Jedną z większych bolączek formatu, przynajmniej z punktu widzenia perfekcjonistycznego audio, było to, że nie można go było wysłać poza urządzenie. A przecież przyzwyczailiśmy się do korzystania z zewnętrznych przetworników cyfrowo-analogowych. Japońskie formy Esoteric i Accuphase uzyskały licencję na wysyłani sygnału do swoich „daków”, ale w specjalnych, zabezpieczonych protokołach, niekompatybilnych z żadnymi innymi. To przypieczętowało los formatu.

Dlatego tak dużo czasu zajęło firmom znalezienie sposobu, jak wysłać pliki DSD z komputera. Rozwiązanie okazało się stosunkowo proste, ale dopiero, kiedy było gotowe. Andreas Koch z Playback Designs, Andy McHarg z dCS-a i Rob Robinson z ChannelD zaproponowali rozwiązanie o nazwie DSD-over-PCM (DoP). Chodziło o to, że jest możliwość opakowania sygnału DSD w „ubranie” PCM i w ten sposób przesłać go przez łącze USB. Sygnał DSD nigdzie nie był zmieniany, to wciąż był DSD, ale na czas transportu udawał coś innego (więcej czytaj TUTAJ). Bardzo szybko inne firmy przyjęły standard za swój (był standardem otwartym) i zaczęły produkować przetworniki akceptujące sygnał DSD. W tej chwili wchodzą do sprzedaży urządzenia przyjmujące sygnał DSD256, tj. o czterokrotnie większej częstotliwości próbkowania niż SACD (11,2 MHz). Ayon Audio był pierwszą firma na świecie, która zaproponowała odtwarzacz plików z lampowym wyjściem odtwarzający DSD, a potem była pierwsza z „dakiem” lampowym, przyjmującym sygnał DSD.

Jak już o tym mówiłem, Gerhardowi to nie wystarczało. Znał studyjne przetworniki D/A DSD i wiedział, że pakowanie sygnału DSD i jego rozpakowywanie wprowadza do sygnału znaczące zmiany. Wraz z inżynierami Stream Unlimited opracował więc coś, co być może będzie przełomem: bezpośrednią transmisję sygnału DSD, prosto z dysku NAS, kablem Ethernet. Byliśmy pierwsi, którzy zobaczyli tak przerobiony odtwarzacz S-5 i mieliśmy możliwość porównania na nim plików PCM192 i DSD, również DSD128. Pliki przygotował Dirk Sommer, korzystając z tej samej analogowej taśmy-matki.
Odsłuch prowadzony był na „ślepo”, tj. uczestnicy nie wiedzieli jakiego pliku słuchają. Wskazywali swoje preferencje, wypowiadali się i dopiero na końcu dowiadywali się, za czym optowali. Za plikami PCM głosowało 10 osób, a za DSD 5, w tym ja. Przy imieniu zaznaczam wybór, gdzie A = plik DSD, B = plik PCM.

Janusz [B]
Tempo w tym pierwszym odtworzeniu było nie do końca trzymane, w a tym nagraniu to podstawa. Dla mnie, jak coś nie trzyma tempa, to kicha. W drugim nagraniu coś się działo, żyło. Bardziej mi się podobało odtworzenie B. Były to jednak najmniejsze różnice, jak do tej pory.

Rysiek B. [B]
Wydaje mi się, że drugie odtworzenie pokazało więcej informacji, było żywsze, wyraźniejsze. Czystość, rysunek, zróżnicowanie wydały mi się lepsze za drugim razem. Różnice były jednak niewielkie.

Rysiek S. [B]
Kiedy słuchałem odtworzenia A, to mi się naprawdę podobało. Kiedy posłuchałem B, wydało mi się lepsze. I tak pozostało nawet po powtórnym przejściu na A. Przy B nagle usłyszałem lepsze zróżnicowanie strun, akustyki wnętrza.

Jarek [B]
Zgadzam się z tym, co mówił Rysiek, nagranie B miało lepsze różnicowanie dynamiki, tj. lepiej było słychać, co muzycy chcieli zrobić, jak z sobą grali. Nagranie B dawało też lepszą gradację tempa i dynamiki. Trochę zagrało to dla mnie, jak mistrz (B) i uczeń (A).

Gerhard [A]
Jako producent zainwestowałem w DSD duże pieniądze nie bez przyczyny. Dlatego wybieram A i po prostu wiem, słyszę to, że to DSD. Ale jeśli to ma mieć sens, sygnał musi być przesłany bezpośrednio, jak tutaj. DoP te różnice spłaszcza.

Wiktor [A]
Różnice w tym przypadku są mniejsze niż wcześniej, poruszamy się na naprawdę wysokim „C”. Prezentacja B miała nasycony dźwięk, ale A była muzycznie, tak u podstaw, bardziej angażująca. Może i miała mniej detali, ale te, które były miały większy sens.


Wiciu [B]
Różnica jest minimalna, dlatego choć wybieram B, robię to z musu, a nie z pełnego przekonania.

Andrzej [A]
Z B dostaliśmy więcej informacji, ale bardziej kierunkowej, a nie ogólnej. A było spokojniejsze, gładsze, ciemniejsze. Dla mnie znacznie lepiej zagrało A.

Bartek P. [B]
Różnice są minimalne i narażamy się na śmieszność. Jeśli muszę, to wybieram B.

Wojtek Pacuła [A]
Zdecydowałem się dopisać i mój głos, dlatego, że dla mnie pokaz ten był szczególnie istotny. DSD ma ogromny potencjał. Wersja z B wydała mi się mocno eufoniczna, z podkreślonymi częściami pasma. Co więcej, wydawało mi się, że ma obcięte skraje pasma. A, teraz wiemy, że to DSD, było naturalniejsze, gładsze, bardziej przypominało to, co słyszałem z Nagry. A w high-endzie walczymy właśnie o takie małe zmiany. W systemach z podstawowych przedziałów cenowych nie będzie to miało żadnego znaczenia.

PODSUMOWANIE

1. Taśma rządzi.
2. Różnice między taśmą i LP są bardzo duże, na korzyść taśmy.
3. Różnice między LP i CD są wyraźne, ale głosy rozkładają się pomiędzy nimi, w zależności od tego, co dla danego słuchacza jest w przekazie ważniejsze.
4. Plik i CD to różne światy. Ale wcale niekoniecznie na korzyść plików. Wydaje się, że musimy jeszcze trochę poczekać z wiążącą konkluzją.
5. Różnice między PCM i DSD są niewielkie i większość słuchających wybiera PCM. Warto jednak pamiętać, że w high-endzie liczą się właśnie takie zmiany.

System użyty do odsłuchów

ŹRÓDŁA

  • Magnetofon szpulowy: Nagra IV-S/platforma: Acoustic Revive RAF-48H
  • Gramofon Thales TTT-Compact + Thales SIMPLICITY Mk2 + Thales LEVIBASE, test TUTAJ
  • Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio THERIAA, test TUTAJ
  • Transport Compact Disc: Ayon Audio CD-T
  • Transport plików audio: Aurender X100L, test TUTAJ

SYSTEM

  • Przedwzmacniacz/DAC: Ayon Audio Stratos
  • Wzmacniacz mocy: Accuphase A-70
  • Kolumny: Dynaudio C4 Signature
  • Kable głośnikowe: Acrolink
  • Listwa sieciowa: Oyaide



O wino w czasie spotkania zatroszczył się pan
Michał Klamka
i sklep dobrewina.pl
ul. Kobierzyńska 139a | Kraków


  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl