pl | en

240 Kwiecień 2024

Wstępniak

tekst WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia „High Fidelity”



No 240

1 kwietnia 2024

CZTERDZIEŚCI LAT COMPACT DISC
Czyli gdzie jesteśmy dzisiaj

W marcu tego roku pojawiło się w prasie kilka artykułów przypominających o tym, że dokładnie czterdzieści pięć lat wcześniej, 8 marca 1979 roku dyrektor techniczny Philips Audio Industry Group, JOOP SINJOU, zaprezentował prototyp płyty Compact Disc. Trzeba było jednak poczekać kolejne dwa lata na jej oficjalną premierę. Poza rozmiarami i sposobem kodowania PCM wszystko te dwa krążki różniło. Był to jednak niezwykle ważny moment w historii przemysłu muzycznego – już niedługo miał stanąć z powrotem na nogi i przychodami przyćmić wszystkie dotychczasowe osiągnięcia.

GDZIEŚ W OKOLICACH 1952 ROKU amerykański kompozytor John Cage wszedł do wybudowanej w czasie II wojny światowej komory bezechowej Uniwersytetu Harvarda, która z definicji miała być kompletnie cicha. Jak w swojej monografii poświęconej płycie Compact Disc pisze Robert Barry, jej przeznaczeniem były nie badania nad rozchodzeniem się fal dźwiękowych tworzących muzykę, a badania nad tym, jak żołnierze słyszą rozkazy wydawane przez przełożonych w czasie bombardowania, w czołgu itp. (Bloomberry, s. 36)

⸜ Odtwarzacz CD typu top-loader – S.M.S.L PL200.

Jak się okazało Cage wcale nie doświadczył ciszy, a dźwięki, które słyszał pochodziły z jego własnego ciała: wysokie dźwięki to echa pracy jego systemu nerwowego, a niskie były odgłosami systemu krwionośnego. Jak mówił później, czuł się, jakby obcy zamieszkał w jego ciele, a on sam „był maszyną” nad którą „nie miał żadnej kontroli”. Konkluzja, którą wyciągnął z tego doświadczenia brzmiała: nie ma czegoś takiego, jak absolutna cisza.

I to jest geneza słynnego utworu Cage’a, zatytułowanego 4’33” – chodziło mu o uchwycenie nie ciszy jako takiej, a ciszy „pomiędzy” muzykami, „pomiędzy” widownią, czyli wcale nie ciszy, a szumu, dźwięków itd. Każde wykonanie utworu było kompletnie inne, ponieważ zestaw dźwięków, które ujawniał, a które są maskowane przez muzykę, był odmienny. Kompozytor przez lata nie pozwalał rejestrować swojego utworu i dopiero po pojawieniu się rejestratorów cyfrowych i płyty Compact Disc zdecydował się na ten krok – system cyfrowy oferował bowiem niemal całkowitą ciszę.

Już przywołany Barry, autor wydawnictwa zatytułowanego Compact Disc, przywołuje w tym kontekście postać francuskiego filozofa Jeana Baudrillarda, który w ołowie lat 70. ubiegłego wieku odwiedził Japonię, gdzie został usadzony w specjalnie zaadaptowanym pokoju przez wysokiej klasy systemem i usłyszał muzykę graną z cyfrowego nośnika – zapewne magnetofonu szpulowego firmy Denon. Jak mówił, było to jak pornografia, a „technika sama sobie kopie grób”. Z jednej strony możliwości, a z drugiej obawy – to dwie strony tej samej monety, a fale wywołane zarówno przez zwolenników, jak i przeciwników tego wynalazku odczuwane są po dziś dzień.

Na zwołanej 8 marca 1979 roku konferencji Philips, przyszły współtwórca formatu, zadziwił świat pokazując publicznie srebrzysty dysk, który już w 1977 roku został przez Philipsa ochrzczony jako Compact Disc – to dlatego mówimy o 45. rocznicy tego formatu. Pierwsze płyty CD zostały zaprezentowane 17 sierpnia 1982 roku, chociaż pierwsze testy w fabryce Polydor Pressing Operations zostały przeprowadzone rok wcześniej (więcej → TUTAJ).

⸜ Płyty King Crimson wydane na krążkach Platinum SHM-CD o wielkości 7”.

Pierwszą płytą CD wydaną przez Sony był album Billy’ego Joela 52nd Street lub The Visitors grupy ABBA – w zależności od źródła (więcej → TUTAJ). Pierwszy odtwarzacz CD, model Sony CDP-101 trafił do japońskich sklepów 1 października tego samego roku, a do amerykańskich na początku 1983 roku. Pierwszą płytą CD, której sprzedaż wyprzedziła sprzedaż płyt LP był album Brothers in Arms grupy Dire Straits (1985), nagrany zresztą na cyfrowych magnetofonach szpulowych Sony systemu DASH, a w 1987 roku sprzedaż CD przebiła globalnie sprzedaż LP. Płyta Compact Disc ocaliła branżę muzyczną, chwiejącą się po problemach lat 70. i wpompowała w nią niewiarygodnie duże pieniądze.

Ale ja nie o tym, tak naprawdę chciałem podzielić się z państwem kilkoma przemyśleniami na temat tego, co z tego fantastycznego pomysłu pozostało w drugiej połowie drugiej dekady XXI wieku. A pozostało zaskakująco wiele.

Wiecie państwo, że branże technologiczne bazują na tzw. badaniach podstawowych. Czyli takich, na których dopiero później bazują badania szczegółowe mające na celu te odkrycia zagospodarować i, jak to się dzisiaj mówi, zmonetyzować. Problem w tym, że od wielu, wielu lat te pierwsze są w zaniku, „system” zaś, bo tak chyba można nazwać zachodni sposób przepływu pomysłów, idei, wynalazków i produktów, nastawiony jest wyłącznie na czerpanie korzyści z tego, co zostało wymyślone wcześniej, przez kogoś innego, za co ktoś inny zapłacił – a w niemal 100% były to pieniądze państwowe, wspierające małe start-upy lub dofinansowujące ośrodki badawcze, bo tylko państwa były w stanie taki ciężar udźwignąć. Compact Disc był ostatnim formatem świata audio, który bazował na badaniach podstawowych.

Format ten od początku zyskał wpływowych przeciwników, którzy nie kierowali się wprawdzie obawami Baudrillarda, ale którzy zwracali uwagę na „nienaturalność” tego formatu, a przez to „nienaturalny dźwięk” płyt CD. Ale równie szybko zyskał uznanie wśród większości realizatorów dźwięku, a później również wśród zwykłych słuchaczy. Nie jest przypadkiem, że znakomita większość masteringowców, których znam – poza kilkoma przykładami, jak Dirk Sommer z wydawnictwa Sommelier Du Son, czy Bernie Gundman z Bernie Grundman Mastering – wręcz nie cierpi płyt LP, a mimo to muszą przygotowywać dla nich pliki „master”, ponieważ moda wymusiła powrót do „analogu”. A tak naprawdę do płyty winylowej, bo zapisany na nich sygnał niemal zawsze gdzieś po drodze zamieniany jest na jedynki i zera.

⸜ Odtwarzacz CD Cyrus CDi-XR to urządzenie ze szczeliną na płyty.

Żyjemy więc w schizofrenicznej erze, gdzie wydawcy udają, że sprzedają płyty analogowe, a klienci udają, że wierzą – lub naprawdę wierzą – że kupują płyty analogowe. A niemal wszyscy, gremialnie, odżegnują się od płyty CD, która jest dla nich przeżytkiem i pamiątką po smutnych czasach jej dominacji. Jednocześnie też ci sami wydawcy i ci sami klienci bez opamiętania – odpowiednio – wykorzystują i korzystają z serwisów streamingowych, aby jak najszerzej rozpowszechnić „streamowany”, dźwięk, a więc dźwięk rozprowadzany cyfrowo.

Płyta CD utknęła gdzieś „pomiędzy” - między tym, co było i tym, co jest. To, co było przynosi wydawnictwom duże dochody, ponieważ marże na płytach LP są najwyższe od lat. Dla słuchaczy muzyki to nostalgiczne wspomnienie lub uczestnictwo we współczesnej kulturze, a w niej figura „czarnej płyty” jest szczególnie prominentna. Z kolei to, co będzie jest eksploatowane po równi przez obydwie strony, a to przez brak nakładów związanych z dystrybucją, a to przez niemal darmowy dostęp do większości bibliotek muzycznych na świecie. O artystach zapominają wszyscy, a to ni najbardziej poszkodowani finansowo przez obowiązujący model.

Nie piszę tego jako apologeta płyty Compact Disc. Nie piszę tego również jako przeciwnik „analogu” czy nienawistnik streamingu. Staram się jedynie zwrócić państwa uwagę na rzeczy, które umykają przykryte wrzawą, a to bitki pomiędzy „winylowcami” a zwolennikami „cyfry”, a to marketingowym bełkotem o „cieple” płyty LP czy kuszeniem milionami utworów „pod palcem”. Wszystkie te formy ekspresji zarejestrowanego sygnału muzycznego są, moim zdaniem, uprawnione i każda z nich ma ważną rolę do odegrania.

Rolę płyty Compact Disc – pozwolicie państwo, że dwie skrajne propozycje omówię innym razem – widziałbym w popularyzacji muzyki poprzez fizyczny obiekt. Bo, teraz już to wiemy, haptyka, czyli informacje docierające do naszego mózgu za pośrednictwem zmysłu dotyku, są równie ważne, jak każde inne, ze wzrokiem włącznie. Są tym bardziej niedoceniane, że sobie z ich mocy nie zdajemy sprawy. Po latach przekonywania nas do czytników książek – sam korzystam i jestem z niego bardzo zadowolony – wiemy już, że w ten sposób znacznie mniej zapamiętujemy i mniej rozumiemy z przeczytanego tekstu.

⸜ Odtwarzacz CD Ayre CX8 z klasyczną szufladą.

Podobnie jest, jak mi się wydaje, z muzyką. I to dlatego wielu z nas, ja przecież również, lubi słuchać płyty winylowej. Ma ona swoją wagę, wielkość, proces jej odtwarzania wymaga wielu skoordynowanych działań. Można ją myć, potraktować antystatycznym pistoletem itd. Dotykamy jej i gramofonu wielokrotnie zanim w ogóle zaczniemy słuchać muzyki. I właśnie to dobrze na nas działa, to jest część przekonania o tym, że winyl gra lepiej niż cyfra.

Problemem tego nośnika jest jednak wcale nie dźwięk, bo ten potrafi być wybitny, a dokładnie to, o czym mówiłem, czyli fizyczność. Dla przeciętnego użytkownika, który chciałby po prostu posłuchać muzyki może to być zbyt wiele. Tym bardziej, że przecież i sam gramofon wymaga pieczołowitej obsługi i ustawienia. Na tym tle płyta CD jawi się jako niemal bezproblemowa. Mniejsza, ale jest okładka, krążek również trzeba wyjąć z pudełka i umieścić w odtwarzaczu CD. Dochodzi w ten sposób do interakcji pomiędzy nami i nośnikiem muzyki. Nie tylko jej słuchamy, ale i jesteśmy częścią tego procesu. A do tego płyty CD, jeśli się z nimi sensownie obchodzić, są właściwie „na zawsze”.

W odróżnieniu od obydwu tych form słuchanie muzyki ze streamingu jest dalece bardziej pasywne. Oczywiste jest, że trzeba wejść do biblioteki, czy to serwisu streamingowego, czy własnego NAS-a, trzeba wybrać płytę czy utwór, może nawet określić w jakiej jakości czy formacie chcemy go posłuchać, ale to jest działanie pozorne, podobne do pocierania ekranu palcem przy czytaniu książki na czytniku. A to nie to samo, co przekładanie kartek, co pokazują badania aktywności mózgu.

Proszę popatrzeć na to, co się dzieje w szkolnictwie. Po latach gloryfikowania narzędzi cyfrowych wraca się do pisania ręcznego, w dodatku ołówkiem i piórem. Okazał się, że w ten sposób uczeń zapamiętuje do kilkudziesięciu (!) procent więcej materiału i że pamięta z niego znacznie więcej po upływie jakiegoś czasu. Ta sama nauka wykonywana przy pomocy tabletu powodowała, że wiadomości, a co za tym idzie i umiejętności, znikały bardzo szybko. Badania tego typu przeprowadzane są już dość często, na różnych grupach, a ich wyniki są zbieżne.

⸜ Wzmacniacz Daniel Hertz Maria z algorytmem mającym poprawiać sygnał cyfrowy.

Dlaczegóż by więc płyta CD nie mogła być dla nas odpowiednikiem ołówka i drukowanej książki? Pomyślmy o tym jak o pracy nad sobą. Streaming? – Oczywiście i absolutnie, ale, moim zdaniem, jako miejsce wyszukiwania nowości, rozwijania wiedzy itd. Ale już słuchanie muzyki – raczej z nośnika fizycznego, ponieważ jest to dla nas, dla naszego ciała, lepsze.

Zostaje też, co oczywiste, argument za „analogiem”, podnoszony co jakiś czas w związku z badaniami za pomocą rezonansu funkcjonalnego przy odsłuchu muzyki generowanej analogowo i cyfrowo. Pokazują one, że nasz mózg zachowuje się wówczas inaczej. Interpretuje się je często tak, że „analog” uspokaja nas, a „cyfra” mobilizuje w reakcji „walcz albo uciekaj”.

To tym tropem poszedł Mark Levinson (tak, TEN Levinson) w swoim najnowszym produkcie, wzmacniaczu Maria, sprzedawanym pod marką Daniel Hertz. Wyposażył on bowiem wzmacniacz w DAC z układem DSP. W układzie tym zapisany został algorytm, który powoduje przesunięcia czasowe w sygnale cyfrowym, dzięki którym mózg słuchającego zachowuje się tak, jakby słuchał muzyki analogowej (więcej znajdą państwo w teście opublikowanym w tym numerze HIGH FIDELITY – 4/2024).

I teraz – mam na ten temat podobne zdanie, ale wysnuwam z niego zupełnie inne wnioski. Rzeczywiście jest tak, że słuchanie płyty LP jest zazwyczaj relaksujące. Nie zawsze, ani nawet nie bardzo często, ale – zazwyczaj. Badania pokazują, że to dlatego, że nasz mózg nie jest poddawany stresowi. Uważam, że płyta CD (a tym bardziej SACD) może wpływać na nas w podobny sposób. Ale musi to być płyta odtworzona w odpowiedni sposób. Moja intuicja jest taka, że to są właśnie te odtwarzacze, które mi się najbardziej podobają – a podobają mi się dlatego, że z ich dźwiękiem się nie stresuję, a wręcz odpoczywam.

⸜ Płyty XRCD to był jeden z lepszych pomysłów na to, jak powinien wyglądać format Compact Disc.

Dlatego też czterdzieści pięć lat po pierwszej prezentacji formatu Compact Disc jego przyszłość rysuje się mi w całkiem jasnych barwach. Żyjemy w czasach swego rodzaju plateau, że tak powiem. Technologia zmienia słuchanie muzyki z cylindra lub szelaku w coś niematerialnego, dostępnego – teoretycznie – w każdym miejscu świata w nieograniczonych ilościach. Z drugiej jednak strony od lat nic się w tej mierze nie dzieje. To dlatego wydawnictwa tak mocno, tak przemożnie naciskając na rynek, aby zainteresował się płytami zakodowanymi w Dolby Atmos wierząc, że dzięki temu powtórzą sukces płyty CD.

Ale to tylko pozory, w rzeczywistości korzystamy z opracowań technicznych powstałych kilkadziesiąt lat temu. I dotyczy to również streamingu. Nic nowego na horyzoncie nie ma, ponieważ nikogo nic nowego nie interesuje. Więcej bitów? – Proszę bardzo! Wyższa częstotliwość próbkowania, dźwięk otaczający 7.2.2 i wyżej (w korpojęzyku: „imersywny”)? – Ależ proszę, mamy i to.

Przyznajmy jednak, że to żaden postęp, a kręcenie się w kółko. To dlatego Compact Disc wydaje mi się tak udanym formatem. Dobrze przygotowany, odtwarzany na fajnym kompakcie może bardzo przyjemnie zagrać. Przy tym nie musi kosztować kroci, a w dodatku jest banalnie łatwy w obsłudze, niedrogi, a nośnik jest fizycznym obiektem i należy do nas. CD jest, moim zdaniem, idealnym „formatem środka”, który ma szansę być z nami przez następnych czterdzieści pięć lat, jeśli nie dłużej.

»«

Aby świętować wraz z państwem 45 lat formatu Compact Disc w kwietniowym numerze „High Fidelity” zaprezentujemy trzy odtwarzacze CD, każdy z innym typem ładowani płyty: top-loader S.M.S.L PL200, Cyrus CDi-XR z transportem szczelinowym oraz Norma CDP-2 z klasyczną szufladą – ten ostatni znalazł się również na naszej okładce.

Tak się składa, że ostatnimi czasy coraz więcej producentów oferuje urządzenia tego typu, że przywołamy również Accuphase, Luxmana, Pioneera, Denona, Teaca czy Ayon Audio, ale i Cambridge Audio, Naim, Shiit, NuPrime, Canor, JBL, Ayre, CEC, Ancient Audio, dCS, Simaudio, Emotiva, Rega, Gold Note, Audionet, Hegel, Primare, Musical Fidelity, Pro-Ject, Gryphon, a wielu azjatyckich producentów oferuje również urządzenia przenośne. Naprawdę coś zaczyna się dziać…

WOJCIECH PACUŁA
redaktor naczelny

Kim jesteśmy?

Współpracujemy

Patronujemy

HIGH FIDELITY jest miesięcznikiem internetowym, ukazującym się od 1 maja 2004 roku. Poświęcony jest zagadnieniom wysokiej jakości dźwięku, muzyce oraz technice nagraniowej. Wydawane są dwie wersje magazynu – POLSKA oraz ANGIELSKA, z osobną stroną poświęconą NOWOŚCIOM (→ TUTAJ).

HIGH FIDELITY należy do dużej rodziny światowych pism internetowych, współpracujących z sobą na różnych poziomach. W USA naszymi partnerami są: EnjoyTheMusic.com oraz Positive-Feedback, a w Niemczech www.hifistatement.net. Jesteśmy członkami-założycielami AIAP – Association of International Audiophile Publications, stowarzyszenia mającego promować etyczne zachowania wydawców pism audiofilskich w internecie, założonego przez dziesięć publikacji audio z całego świata, którym na sercu leżą standardy etyczne i zawodowe w naszej branży (więcej → TUTAJ).

HIGH FIDELITY jest domem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. KTS jest nieformalną grupą spotykającą się aby posłuchać najnowszych produktów audio oraz płyt, podyskutować nad technologiami i opracowaniami. Wszystkie spotkania mają swoją wersję online (więcej → TUTAJ).

HIGH FIDELITY jest również patronem wielu wartościowych wydarzeń i aktywności, w tym wystawy AUDIO VIDEO SHOW oraz VINYL CLUB AC RECORDS. Promuje również rodzimych twórców, we wrześniu każdego roku publikując numer poświęcony wyłącznie polskim produktom. Wiele znanych polskich firm audio miało na łamach miesięcznika oficjalny debiut.
AIAP
linia hifistatement linia positive-feedback


Audio Video show


linia
Vinyl Club AC Records