PRZEDWZMACNIACZ LINIOWY/WZMACNIACZ SŁUCHAWKOWY

MANLEY
NEO-CLASSIC 300B

WOJCIECH PACUŁA







“Our  most esoteric product is THE 300B PREAMPLlFIER.” Tak rozpoczyna się opis tego urządzenia zamieszczony na stronie firmowej Manley Laboratories Inc., właściciela marki Manley . I trzeba przyznać, że Amerykanie, a właściwie EveAnna Manley, jej obecna właścicielka i duch sprawczy (ciekawe, ale proces równouprawnienia w języku zachodzi niesłychanie powoli – chociaż już bez wyrzutów sumienia (językoznawcy) mogę używać żeńskich odpowiedników niegdyś wyłącznie męskich nazw, to wciąż nie ma takiej możliwości w przypadku słowa ‘duch’... ‘Duszyca”? Może po prostu „Duszka”? Hmm... Ale i tak jest nieźle – jeszcze w latach 70. Jan Miodek gęsto tłumaczył, że już wolno mówić ‘nauczycielka’ i że to nic złego, chociaż zupełnie nie pasuje do przyzwyczajeń użytkowników języka). ‘Ezoteryczny’ znaczy tyle co ‘tajemny, tajny, dostępny tylko dla wtajemniczonych, wybranych (u Kopalińskiego w Słowniku wyrazów obcych i obcojęzycznych). Najnowszy Słownik języka polskiego dodaje do tego jeszcze jeden kwantyfikator: mówiąc, że jest to ‘słowo książkowe’. To ostatnie oznacza, że słowo wychodzi powoli z użycia, nie używa się go zbyt często w języku mówionym i pozostaje w języku „wyższym”, właśnie w książkach. Wciąż oznacza jednak to samo: „coś” dla wybranych. To coś w tym przypadku to przedwzmacniacz liniowy, który jest wzmacniaczem słuchawkowym, albo wzmacniacz słuchawkowy, który jest też przedwzmacniaczem liniowym, w zależności od tego, co MY uznamy za ważniejsze. Z punktu widzenia konstrukcyjnego każdy wybór jest równie trafny.

EveAnna wydaje się mieć swoje preferencje, ponieważ cały artykuł na www, od którego zacząłem ten tekst znajduje się pod nagłówkiem „Manley 300B Preamplifier”. Możliwe jednak, że sprawa wcale nie jest taka prosta i że zaklasyfikowanie 300B jako przedwzmacniacza służy przede wszystkim ułatwieniu życia potencjalnym klientom, dla których ezoteryczne rozróżnienia między preampem i wzmacniaczem słuchawkowym są niezrozumiałe. Ponieważ jednak jesteśmy tu i teraz, możemy mówić to, co MY myślimy. A jesteśmy w kręgu słuchawek, a więc ludzi szczególnie wyspecjalizowanych w odbiorze muzyki reprodukowanej z mechanicznego nośnika. Wśród ludzi o ezoterycznej wiedzy...
Myślę, że słowo ‘ezoteryczny’ na stronie Manleya miało opisywać jednak nie tylko to, o czym pisałem, ale także jego wyjątkowość, niepowtarzalność. Bo oto pozostawiając na boku sprawy klasyfikacji, trzeba przyznać, że takich przedwzmacniaczy/wzmacniaczy słuchawkowych się nie spotyka. W niemal 100% przypadków w tego typu urządzeniach – myślę przede wszystkim o przedwzmacniaczach – jeśli są to oczywiście urządzenia lampowe, stosuje się triody małej mocy w rodzaju 12AX7, 12AT7, 6922, 12AU7 lub starsze, oktalowe 6SN7 i 6SL7. Wraz z urządzeniami BAT-a do tej kolekcji doszła jeszcze super-lampa 6H30. I tyle. A tu Manley wyskakuje z lampami 300B. Bo to te legendarne triody mocy pracują tutaj w stopniu wyjściowym, sterowane przez podwójne triody 6SL7. Jeśli jednak pomyślimy przez chwilę, to być może okaże się, że to rzeczywiście ma sens. Przecież 300B jest jedną z najbardziej cenionych lamp, a jej moc pozwala na wysterowanie dowolnych słuchawek i dowolnej końcówki mocy. Co więcej – ponieważ 8 W, jakie się z niej uzyskuje nie jest wcale potrzebne, może pracować z mniejszą mocą, a więc w znacznie bardziej komfortowych warunkach, wyłącznie w zakresie swojej najlepszej liniowości. Proszę sobie przypomnieć, na czym oparty był najlepszy, moim zdaniem, wzmacniacz słuchawkowy, jaki do tej pory słuchałem – to był przecież wzmacniacz zintegrowany Cary CAD-300-SEI na 300B.

300B Manleya jest też unikalny z innego powodu – oto całe zasilanie, a więc zarówno prostowniki, jak i stabilizatory napięcia (!) wykonano na lampach. Całe urządzenie, począwszy od podwójnych uzwojeń transformatora zasilającego ma budowę dual-mono. Nie ma pilota. No tak, to akurat – moim zdaniem – wada. Ale za to ten niepowtarzalny design, prosto ze studia nagraniowego, a jednak z myślą o tym, że ma to być element wnętrza, w którym trzeba normalnie żyć. 300B jest bardzo duży i ledwie mieści się (chodzi o wymiar wszerz) na mojej półce VAP-a. Ale nie ma w tym przesady – zasilanie jest bowiem odsunięte od układów wzmacniających, a wnętrze wcale nie jest puste.

ODSŁUCH

Nie było mi łatwo scharakteryzować brzmienie Manleya, uchwycić to coś, co powoduje, że gra tak, a nie inaczej. Nie dlatego, że jest nijaki, ani że jest słaby, ale dlatego, że gra tak niesamowicie podobnie do moich Lebenów – w roli przedwzmacniacza do modelu RX-28CX, a w roli wzmacniacza słuchawkowego do CS-300. To bardzo ciekawe, ponieważ pokazuje pewną konsekwencję w działaniach projektantów w świecie audio – stosując różne techniki dąży się do wspólnego celu, nawet jeśli się o sobie nie wie. Być może więc, że to jest to właściwe spojrzenie, ostatecznie niezależnie od siebie doszły do tego dwie, znakomite firmy – jedna z USA, a druga z Japonii. Mając więc tak blisko ustawione brzmienie, trzeba było poświęcić Manleyowi więcej czasu niż zwykle i przesłuchać więcej niż zwykle płyt. Każda kolejna przynosiła lepsze zrozumienie tego, co słyszę i wyraźniej pokazywała różnice między tymi brandami – bo ostatecznie to różne urządzenia – jednak nawet po zakończeniu odsłuchów pozostała we mnie niepewność co do tego, co bym wybrał, gdybym musiał. Może kiedyś sobie na to pytanie odpowiem, ale jeszcze nie teraz. A to z kolei prowadzi nas do pierwszej konkluzji, nawet zanim przejdziemy do opisu brzmienia. A jest tak, że – zakładam, że Lebeny i Manley to równorzędne urządzenia – 300B oferuje to samo, co DWA produkty z Japonii, kosztujące wraz z dodatkowym kablem zasilającym i interkonektem (dla CS-300) około 27 000 zł. Przy 25 000 zł za Manleya. I zajmuje mniej miejsca. Nie, żebym od razu się rzucał na hurra, bo to nie o to chodzi, ale myślę, że takie proste porównanie pozwoli lepiej ułożyć sobie wszystko w głowie przed czytaniem reszty testu.

Pierwsze, to trzeba powiedzieć, że rzeczywiście, wydaje mi się, że to jednak bardziej przedwzmacniacz niż wzmacniacz słuchawkowy. Nie dlatego, żeby któraś z tych sekcji była lepsza czy gorsza, tylko dlatego, że w dłuższej perspektywie lepiej kupić przedwzmacniacz i mieć wzmacniacz słuchawkowy niż odwrotnie, bo wtedy taki wydatek miałby mniejszy sens. Urządzenie gra bardzo dokładnym, precyzyjnym dźwiękiem. Niczego nie ociepla i niczego nie rozjaśnia. Pod tym względem jest więc lepszy niż testowany niedawno Luxman C-1000f, a nawet Accuphase C-2410. Jest naprawdę neutralny. Przy szybkim porównaniu z Lebenem wydaje się, że to dokładnie takie samo granie. Po dłuższych sesjach słychać jednak, że każde z urządzeń ma swoje własne preferencje i słabostki. Preamp Manleya gra większym, bardziej intymnym dźwiękiem niż Leben, w czym przypomina wspomnianego Luxmana i Accuphase’a. Dźwięk jest lekko z przodu, może bez wychodzenia przed głośniki, bo akurat gradacja planów jest tutaj bardzo dobra, a raczej w sensie promowania ciepłych głosów i instrumentów, które są intymne, pełne i pozbawione chropowatości. A to przy braku osłabienia góry. Słuchając Jacka Johnsona z płyty Sleep Through The Static (Brushfire Records, 756055, CD; recenzja TUTAJ) dało się wprawdzie zauważyć lekkie „ozłocenie” blach, tj. podawanie ich w nieco gładszy, ale też i bardziej trójwymiarowy sposób niż z Lebena, jednak przytaczam to raczej z potrzeby pełnego naświetlenia sprawy niż dlatego, że to jest absolutnie potrzebne. Dopiero takie wyczynowe nagrania jak Full of Colour Vittorio Ghielmiego (Winter&Winter, 910 119-2, CD; recenzja TUTAJ) z genialnymi wiolonczelami i instrumentami z tym instrumentem związanymi pokazały, że rzeczywiście, gdzieś na górze jest lekkie „domknięcie”. Nie skutkuje to ociepleniem przekazu, ani gorszą niż w Lebenie przestrzenią, ale z drugiej strony nie daje tak fenomenalnego przekazu, jak w systemie Ancient Audio z Lektorem Grandem SE, gdzie mamy zintegrowany przedwzmacniacz.

Druga strona pasma jest mocna, wypełniona i też nieco zaokrąglona. Tego ostatniego nie daje się jednak potraktować jako wadę, bo i przywoływany Accuphase, i Luxman grają jeszcze bardziej zaokrąglony bas. Chodzi tylko o to, że tam, gdzie Leben, jak w utworze otwierającym genialnie nagraną płytę (to taka rockowo-elektroniczna formacja Alana Wildera, byłego członka Depeche Mode, w tym przypadku z niesamowitym głosem prosto z Luizjany...) grupy Recoil SubHuman (Mute, LCDStumm279, CD + DVD-A), podaje bez skrępowania bardzo głęboki, sztucznie wygenerowany bas, tam Manley troszkę go spłyca. I podobnie, jak przy górze – nie jest to nawet wada, bo Leben w tej mierze jest wyjątkowy, ale z pełnopasmowymi kolumnami będzie to lekko odczuwalne. Już jednak średni i wyższy zakres basu jest w Manleyu nieco lepszy. To tutaj słychać pełną harmonię i nasycenie. Leben gra te dźwięki w ciut uproszczony sposób. Może nie chodzi nawet o mniejszą rozdzielczość w sensie rysowania krawędzi, a raczej o mniejszą ilość harmonicznych, jakby dźwięku było tam trochę mniej. A to oznacza, że Manley jest jednym z lepszych przedwzmacniaczy, jakie znam, które potrafią zagrać kontrabas i wiolonczelę (nie chodzi wprost o dźwięk podstawowy, ale o to, jak dzięki takiemu charakterowi jest definiowane to, co jest wyżej) w tak naturalny sposób, łącząc miękkość z precyzją. Powtarzało się to też i przy innych płytach, jak np. przy przyjemnej, spokojnej płycie Madaleine Peyroux Half The Perfect World (EmArcy/Rounder, 703279, CD). Nagranie to nie jest specjalnie wybitne, bo prowadzone w manierze poprzedniej płyty wokalistki pt. Careless Love (jej winylową wersję w remasterze Mobile Fidelity recenzowaliśmy TUTAJ) nie ma tej samej świeżości. Co więcej, ponieważ sygnał najwyraźniej został przepuszczony przez jakieś urządzenie (lub komputerowy plug-in) ocieplające przekaz, dodający „lampowego” kolorytu, nie jest specjalnie rozdzielcze. I Manley pokazał tutaj, że jest tam jednak wiele muzyki, że może rzeczywiście ciepłota tej realizacji jest nieco przesadzona, ale można tego słychać z przyjemnością.

I tak dochodzimy do średnicy. Ta jest bardzo, bardzo dobra. Nie podchodziłem do testu z założeniem, że jest „tak i tak”, bo mamy lampy 300B, ale tak wyszło – dźwięk dźwięków ze środka pasma jest taki, jaki zwykle się oczekuje po tych triodach. Ale bez ocieplenia, żeby była jasność. Głos Mela Tormé z płyty Mel Tormé at The Cresscendo (Bethehem/JVC, VICJ-61461, K2 HD, CD), mimo że zarejestrowany w dość suchej manierze, brzmiał w wiarygodny sposób. Jak wspominałem przy okazji testu wzmacniacza Art Audio Quintet, da się tę płytę odegrać niezwykle przyjemnie jednak potrzebna jest do tego nasycona średnica. Quintet zrobił to fenomenalnie. Manley – też bardzo dobrze, jednak wyszło przy tym na jaw coś, co tyczy się chyba bardziej mojego systemu niż samego urządzenia. Otóż wspomniany nasycony dół pokazał wokalistę i jego zespół w duży, dobry sposób. Wyższa średnica była jednak ciut mocniejsza, niż bym sobie tego życzył. W moim systemie referencyjnie zagrał ją wspomniany Quintet, zaś w innych systemach produkty Ancient Audio u jednego z członków Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. Myślę jednak, że to bardziej problem moich kolumn w połączeniu ze wzmacniaczem niż Manleya. W Dobermannach Harpii Acoustics, które używam zastosowano głośnik średniotonowy z metalową membraną. Nic nie mam przeciwko metalowi, ma wiele zalet i niewiele wad, jednak w tych kolumnach zwrotnica dzieli pasmo z opadaniem 6 dB na oktawę. A to z metalowymi membranami pewien kłopot, bo mają one spore skoki (piki) poza pasmem przenoszenia, które zwykle (tu nie) się tłumi. Zaletą takiego rozwiązania jest to, że nie zmulamy w ten sposób przekazu, a otrzymujemy niezwykle szybki i precyzyjny dźwięk. Wszystko jest sprawą wyboru. Jak by nie było, po niemal dwóch latach grania Harpii dochodzę do wniosku, że można by ten ich aspekt przetwarzania poprawić. Szczególnie wizyta w moim systemie kolumn Vescova Isophona, która mając własne problemy (to genialne kolumny, ale jak każdy produkt, ma i zalety, i wady), grały genialnie nasyconym dźwiękiem bez cienia owych „świerszczyków”, przekonała mnie, że chyba czas na jakieś zmiany. Jeśliby ten element jeszcze bardziej doszlifować, Dobermanny wkroczyłyby na nowy poziom. Ale po co to piszę – ano właśnie z otwartymi urządzeniami wyższa góra z niektórymi nagraniami nie jest tak plastyczna, jakbym sobie to mógł wymarzyć. I Manley tak to pokazał. Urządzenia gra bowiem otwartą średnicą – może i nasyconą, ale nie ocieploną. Stąd wcale nie jest tak, że możemy podłączyć jakąś jaśniejszą końcówkę czy kolumny i wszystko się wyrówna. Manleyem trzeba grać po prostu w neutralnym otoczeniu.

Na sam koniec zostawiłem sprawę wzmacniacza słuchawkowego. A to dlatego, że przez słuchawki dostajemy dokładnie ten sam dźwięk, jaki na wyjściach RCA, a więc taki, jak opisałem. Dużo będzie oczywiście zależało od użytych słuchawek, jednak z AKG K 701 będzie właśnie tak. I, podobnie, jak z sekcją przedwzmacniacza, to nie tak daleko od poziomu mojego Lebena. Może w japońskim wzmacniaczu bas chodzi nieco niżej i ma się wrażenie większej dynamiki, jednak różnice nie są duże, a za to Manley gra bardziej mięsistą, lepiej nasyconą średnicą. Naturalne jest więc porównanie z Cary, o którym pisałem. Nie miałem tych urządzeń koło siebie, więc nie będzie to 1:1, ale dobrze zapamiętałem tamten dźwięk. Cary dodawało do tego, co otrzymujemy z Lebena i Manleya coś ekstra, głębię i naprawdę trójwymiarowy obraz instrumentu. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu, jednak bez wyraźnej głębi. Czytając to trzeba oczywiście pamiętać, gdzie jesteśmy – Cary to najlepszy wzmacniacz słuchawkowy, jaki słyszałem (nawet, jeśli to właściwie wzmacniacz zintegrowany), zaś Leben i teraz Manley są zaraz za nim. Potem długo nic i dopiero hen są inne urządzenia. Przynajmniej spośród tych, które miałem w swoim systemie. Wyjątkiem od reguły jest system Omega STAX-a, jednak to nie jest sam przedwzmacniacz, a właśnie system: wzmacniacz + słuchawki (elektrostatyczne). Ten system gra tak, jak Cary z AKG. Jedynie Cary ze słuchawkami Ultrasone Edition 9, które kiedyś słuchałem przebiły STAX-y. Ale za jaką cenę! Jedyną niewiadomą na dzień dzisiejszy pozostaje sekcja słuchawkowa w przedwzmacniaczu Nagry PL-P, który właśnie został wniesiony przez kuriera. Kiedyś już testowałem to urządzenie, wraz z końcówką mocy MAP (dla „Audio”), ale nie pamiętam tego na tyle, żeby wydawać wiążące opinie.

Podsumowując trzeba powiedzieć, że przy obecnej cenie Manleya to bardzo atrakcyjna propozycja. Jako wzmacniacz słuchawkowy jest bardzo dobry, ale traktowałbym go raczej jako przedwzmacniacz liniowy z przedwzmacniaczem słuchawkowym niż odwrotnie. Jest wszechstronny, grał różną muzykę w równie dobry sposób, zarówno jazzowe perełki w rodzaju A Garland of Red Red Garland Trio (Prestige/Universal Music Japan, UCCO-5126, CD), jak i elektronikę w rodzaju Violatora Depeche Mode (Mute, DMCD7, SACD/CD + DVD-A; recenzja TUTAJ). Proponuje bardzo wyrównany, neutralny dźwięk z lekką nutką słodyczy, wynikającej raczej z lampowego zasilania niż z zastosowanych lamp. Manley trochę podkreśla różnice między nagraniami, tj. jeśli jest dynamiczne, to je podkręca, a jeśli sentymentalne, to ociepla, ale być może taka jest prawda – ostatecznie nie byłem przy tym, kiedy nagrywano którąkolwiek (niemal) z płyt, które mam. W moim przypadku znacznie lepsze było wyjście ‘Direct”, które – w opozycji do wyjścia transformatorowego – miało pełniejszy, bardziej plastyczny dźwięk. Głosy były z nim znacznie bardziej wiarygodne. Można oczywiście spróbować wymienić lampy na inne i jeśli tak, to zacząłbym od 300B – Full Music Mesh Plate lub węglowe wszystko poprawią. Myślę jednak, że lampy Sovteka, tutaj w wydaniu Electro-Harmonix są na tyle dobre, że nie ma co szaleć. Jedyne, co mi zabrakło to pilot zdalnego sterowania.

BUDOWA

Neo-Classic 300B firmy Manley to przedwzmacniacz liniowy zintegrowany z sekcją wzmacniacza słuchawkowego. Podobnie jak inne urządzenia tej firmy, otrzymał aluminiowy front w kolorze navy-blue, w którym wycięto otwory pozwalające przykręcić urządzenie do racka w studiu. Firma Manley obsługuje bowiem zarówno studia, jak i mieszkania. Z przodu mamy dużą gałkę siły głosu pośrodku i dwie mniejsze po bokach – jedną zmieniamy wyjście (pięć liniowych, w tym jedno z pętlą do nagrywania), a drugą włączamy napięcie zasilające. Z lewej strony umieszczono dwa gniazda słuchawkowe, a po prawej podświetlane na biało logo firmy i modelu. Całość stoi na czterech aluminiowych pilarach zakończonych ostrymi szpikulcami. Z tyłu znajdziemy pięć wejść liniowych na gniazdach RCA (dobrych) oraz trzy wyjścia – dwa regulowane z przedwzmacniacza (jedno wprawdzie oznaczone ‘sub’, sugerując podpięcie subwoofera, ale to ten sam sygnał, co na głównym wyjściu) oraz wyjście nieregulowane do nagrywania. Widać tutaj również duży radiator – to wprawdzie nie końcówka mocy, ale jak się za chwilę okaże, napięcie dla żarzenia wszystkich lamp jest prostowane i stabilizowane, a przy 300B oznacza to duże prądy.

Zanim wejdziemy do środka, wspomnijmy jeszcze o tym, co się dzieje na górze. 300B to bowiem dość nietypowy przedwzmacniacz, bo przypomina regularny, lampowy wzmacniacz zintegrowany, z dużym transformatorem zasilającym oraz wszystkimi lampami na wierzchu. Na wejściu zastosowano podwójne triody 6SL7 z gumowymi ringami tłumiącymi wibracje, zaś na wyjściu bezpośrednio żarzone triody mocy 300B. W zasilaczu pracują z kolei lampy 5AR4 (prostownik) oraz OD3A (stabilizacja napięcia). Te ostatnie pochodzą z wojskowych zapasów JAN amerykańskiej armii, a wyprodukowała je firma Raytheon. Pomiędzy nimi umieszczono cztery kondensatory filtrujące z logo Manleya, wyprodukowane przez amerykańską firmę Dubilier. Po lewej stronie, z przodu umieszczono trzy hebelkowe przełączniki. Jednym wybieramy impedancję słuchawek: 30-300 Ω lub 300-4000 Ω, wybierając odpowiednie odczepy w transformatorach wyjściowych. Drugi hebelek służy do wyboru wyjścia – możemy z Manleya wyjść albo bezpośrednio (tj. przez kondensatory), albo prze transformatory. Przy korzystaniu z wyjścia słuchawkowego musimy wybrać pozycję ‘Transformer’. I jest jeszcze jeden przełącznik, którym wybieramy między wyjściem liniowym i słuchawkowym. Nie da się aktywować obydwu w tym samym czasie.

Otwarcie dolnej ścianki, wykonanej z ażurowej blachy stalowej, ukazuje układ zmontowany na kilku płytkach drukowanych. Pionowo przy tylnej ściance mamy płytkę wejściową z wlutowanym ładnym mechanicznym selektorem, którego oś przedłużono do przedniej ścianki. Stąd, dość długimi kabelkami produkcji własnej Manleya, trafiamy do umieszczonego przy przedniej ściance, dużego potencjometru Alpsa, a stąd do płytki z właściwym układem. Zastosowane elementy bierne są wysokiej próby, bo to oporniki dużej mocy Dale i kondensatory polipropylenowe z logo Manleya. W układzie katody lamp 6SN7 zastosowano kondensatory elektrolityczne Nichicona i szeregowo wyjątkowo ładny kondensator polipropylenowy Wimy. Także przy katodach 300B znajdziemy duże elektrolity Nichicona, zbocznikowane polipropylenami Wimy. Napięcie stabilizowane jest w układzie dual mono z bardzo ładnymi kondensatorami – a jakże – Nichicona i scalonym stabilizatorem napięcia. Osobne stabilizatory przeznaczono dla żarzenia poszczególnych lamp. Na wyjściu znajdziemy ogromne (30 μF) kondensatory polipropylenowe Rel-Cap i transformatory wyjściowe nawinięte przez Manleya. To między nimi wybieramy wychodząc z przedwzmacniacza. Wyjścia słuchawkowe są solidne, ale niezłocone. Całość wygląda bardzo porządnie i ma znak jakości – bez ezoterycznych pomysłów, ale też i bez redukcji często stosowanej przez inżynierów, którzy nigdy w życiu nie słyszeli dobrego systemu audio i dla których kondensator, to kondensator. Uniknięto plątaniny kabli, bo jedyne tu obecne to kable zasilające i przewody z sygnałem z wejścia i do wyjścia.



DANE TECHNICZNE (wg producenta):
Max. wzmocnienie 18 dB
Sprzężenie zwrotne (ustawiane) 8 do 12 dB
Szum(typowo) -70 dB (1 Hz - 100 kHz)
Stosunek sygnał-szum (typowo) 105 dB (ważone, 20 Hz - 20 kHz)
Pasmo przenoszenia 5 Hz - 50 kHz (+/- 1 dB)
Separacja między kanałami (L to R) 48 dB/1 kHz ; 35 dB/10 kHz; 34 dB/20 kHz
Separacja między kanałami (R to L) 50 dB/1 kHz ; 40 dB/10 kHz; 37 dB/20 kHz;
THD 0,08 %/1 kHz/1 V rms
THD+N -80 dB (0,01 %)
Czułość wejściowa 250 mV (-9,8 dBu)/1 V na wyjściu
Impedancja wejściowa 100 kΩ
Impedancja wyjściowa (linia) 100 Ω
Maksymalny poziom wyjściowy 17,2 dBu lub 5,636 V rms/1 kHz
Pobór mocy 170 W



MANLEY
NEO-CLASSIC 300B

Cena: 25 000 zł (Nowa wersja ze zdalnym sterowaniem)

Dystrybucja: Moje Audio

Kontakt:

Ul. Powstańców Śląskich 118
53-333 Wrocław

Tel.: 0 606 276 001

e-mail: biuro@mojeaudio.pl


Strona producenta: MANLEY LABS





PŁYTY PROSTO Z JAPONII

CDJapan



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B