WZMACNIACZ SŁUCHAWKOWY/PRZEDWZMACNIACZ LINIOWY

CASEA
LYRA

WOJCIECH PACUŁA







Casea to czeska firma, która wystartowała w naszym kraju przetwornikiem Cepheus, testowanym przez nas w numerze 37 z maja 2007 roku (test TUTAJ). Okazał się on naprawdę świetnym urządzeniem, szczególnie godnym polecenia, kiedy współpracował ze zmodyfikowanymi odtwarzaczami wieloformatowymi, gdzie zamontowano moduł wyjściowy Audiopraise. Lyra to najnowszy produkt Czechów. Jest to wzmacniacz słuchawkowy, mogący pracować także jako przedwzmacniacz liniowy z jednym wejściem. Stąd obecność na tylnej ściance wyjścia z regulowanym poziomem. Jest też oczywiście wyjście typu ‘bypass’. Inaczej jednak niż w większości urządzeń, gdzie jest ono po prostu równoległe do wejścia, tutaj jest poprzedzone prawdziwym buforem, podnoszącym sygnał o 6 dB. A to oznacza, że uniezależniamy wejście i wyjście – w klasycznej przelotce obciążeniem źródła jest kombinacja wejścia wzmacniacza słuchawkowego i wejścia wzmacniacza lub przedwzmacniacza, do którego wychodzimy przelotką.

Lyrę przygotowano w podobny sposób, co Cepheusa, tj. dano mu front o standardowej szerokości 430 mm, podczas kiedy jego chassis, ukryte za owym frontem, ma jedynie 350 mm szerokości. Co więcej – płytka wewnątrz jest jeszcze węższa, ponieważ ma 220 mm, a więc niemal połowę przedniej ścianki. To taki wybór, który ma pomóc wpasować Lyrę w klasyczny system. Mnie to nie za bardzo się podoba, nie mam nic przed niestandardowymi urządzeniami (używane przeze mnie: Lektor Prime Ancient Audio, przedwzmacniacz Leben RS-28CX i wzmacniacz Leben CS-300 są absolutnie niestandardowe i w niczym to nie przeszkadza. To samo preamp gramofonowy RCM Audio Sensor Prelude IC. Wystarczy po prostu znaleźć odpowiednie proporcje...). To jednak tylko moje odczucie, a nie pewnik. W każdym razie, wykonanie jest wyjątkowo solidne, w czym przypomina dobre urządzenia z Niemiec. Można by przez chwilę pomyśleć, że jedyne, czego brakuje, to pilot zdalnego sterowania, jednak można to przeżyć, szczególnie, jeśli będziemy z Lyry korzystali tak, jak został zaprojektowany, tj. wraz ze słuchawkami.

Jak już wiele razy pisałem, jestem fanem słuchawek, od lat używających ich najpierw zawodowo, w studiu, a potem w domu. Mam więc sporo różnych „nauszników” i kilka wzmacniaczy słuchawkowych. Wśród pierwszych stale, w zależności od nastroju, płyty itp., korzystam z AKG K701 o impedancji 62 Ω, Ultrasone PROLine2500 (40 Ω) oraz, dla sprawdzenia, jak urządzenia zachowują się ze słuchawkami wysokoimpedancyjnymi (990 Ω), z Beyerdynamików DT 990 Pro, które są w moim posiadaniu już piętnaście lat. Należy zaznaczyć, że najnowsza „inkarnacja” tych słuchawek nie ma nic wspólnego z oryginalnym modelem, ponieważ jej impedancja wynosi 250 Ω. Podstawą porównania Lyry był wspomniany Leben CS-300 oraz Edgar SH-1.

ODSŁUCH

Jestem przywiązany do moich słuchawek i mojego Lebena, pracującego teraz najczęściej jako wzmacniacz słuchawkowy. 90 % czasu przy słuchaniu na słuchawkach, korzystam z AKG K701, które co jakiś czas zamieniane są przez Ultrasone PROLine2500, mających kilka zalet nie do przecenienia, jak: lepszą rozdzielczość, niżej schodzący bas i wyższą dynamikę. AKG z kolei to mistrz barw, gra mocniejszym, pełniejszym środkiem i piękną górą. Moim zdaniem jedynie topowy system STAX-a oparty o wzmacniacz solid-state i słuchawki Omega II (test TUTAJ) ma do powiedzenia więcej w zakresie definicji dźwięku i rozdzielczości (choć bez tak gładkiej barwy i niskiego basu). W każdym razie, jestem zadowolony ze swojego słuchawkowego „skrzydła”. Stąd każde urządzenie, słuchawki itp., które w teście zajmują miejsce któregoś z moich elementów ma trudne życie. Jak dotychczas śpiewająco tę próbę przeszły tylko dwa produkty: wzmacniacz Cary CAD-300-SEI, pracujący jako wzmacniacz słuchawkowy oraz słuchawki Ultrasone Edition 9, które testowałem niegdyś dla „Audio”. Ale to były ekstremalnie drogie produkty. W tym kontekście Lyra zdaje się nieprzyzwoicie tania. Wiem, to oczywiście też spore pieniądze, jednak w skali tego, co powiedziałem – już nie tak duże.

A piszę o tym, ponieważ zamiana Lebena na Caseę wcale nie spowodowała odruchu wymiotnego. Nawet nie miałem ochoty przestać słychać, co czasem mi się zdarza. Ważną informacją jest jednak to, że dla tego urządzenia punktem odniesienia nie może już więcej być, przecież bardzo dobry, Edgar SH-1, a właśnie Leben. Najważniejsza zaleta tego urządzenia, to świetnie prezentowana paleta barw. Lyra jest urządzeniem solid-state i w przypadku tej techniki obawy wiążą się z wyostrzeniami góry. Tutaj nie ma niczego takiego. Nawet cienia. Czeskie urządzenia gra wyrównanym, pełnym dźwiękiem, z dobrze uchwyconym balansem tonalnym oraz naprawdę znakomitą rozdzielczością. Byłem zaskoczony, jak ładnie wzmacniacz poradził sobie z ukazaniem sposobów realizacji płyt, rzeczy związanych ze studiem itp. Pięknie pokazano więc takie rzeczy, jak ruchy muzyków, skrzypienie stołkiem, pracę pedałów fortepianu itp. Harbiego Hancocka w utworze Lonelytown z płyty Courage Pauli Cole (Decca, B0008292-02, CD). To oczywiście sprawy pozamuzyczne, jednak powodują, że wydarzenie „żyje”, jest bliższe rzeczywistości. Przy dobrej grze głównych elementów taka „pomoc” jest nieoceniona. Ważne, że tego typu detaliczność nie przekłada się na rozjaśnienie dźwięku, ani nie prowadziła do ostrości. Nie było nawet mowy o takich praktykach. Kiedy nagranie jest nie do końca wyważone i jak np. w głosie Cole pobrzmiewają mocniejsze sybilanty, to Lyra je pokaże, jednak nie podkreśli ich i nie uwypukli. Nawet ze słuchawkami Ultrasone, które przecież mają tendencję do mocnego ukazywania takich anomalii, nie było to dokuczliwe.

Bardzo dobrze wypadły sprawy związane z przestrzenią. Mówienie o scenie dźwiękowej w przypadku słuchawek jest raczej nieuprawnione, jednak jeśli często korzysta się z tego typu odsłuchu, zapomina się o tym, że dźwięki lokowane są gdzieś w „głowie” i nabiera się pewnej sprawności polegającej na ekstrapolowaniu tego, co słyszymy na to, jak pamiętamy scenę i przestrzeń z głośników. Dlatego można spokojnie mówić o przestrzeni także w słuchawkach. I tutaj Lyra pokazała się z jak najlepszej strony, tj. rysowała dokładne plany, głębokie, z dobrze rozłożonymi akcentami. Pomagała w tym znakomita rozdzielczość środka, w Lebenie nieco maskowana mięsistą barwą. Dzięki temu małe studio nagraniowe, w którym zarejestrowano najnowszą płytę Jacka Johnsona Sleep Through The Static (Bruschfire Records/Universal Records, 7560055, CD) oddychało i żyło. Doskonale było słychać, przydźwięki gitar, wytłumienie studia itp. Blisko pokazany wokal nie był tak intymny, jak z Lebenem, ani tak plastyczny, jednak różnica nie była duża. I właśnie ze sposobem definiowania dźwięku wiąże się fakt, że Lyra nie jest ideałem. Brzmienie wzmacniacza oparte jest o średnicę i czystą górę, zaś bas, choć dokładny, nie jest specjalnie niski i nie daje tak dobrego podparcia, jak z Lebena. Nie, nie mamy do czynienia z „cienkim”, lekkim dźwiękiem. Chodzi raczej o to, że głosy z Lebene mają większą skalę, a np. gitara basowa z płyty In Rainbows grupy Radiohead (XL Recordings, XLCD 324), czysta i mocna, nie miała wyraźnie zaznaczonych brzegów, momentu ataku. To wciąż nie jest rozlany bas, jednak Leben potrafi znacznie lepiej definiować wszystko, co się dzieje tam na dole, niezależnie z jakimi słuchawkami będziemy słuchali. Druga rzecz, która przypomina o różnicy w cenie między moją referencją i Lyrą to sposób ataku wyższej średnicy. Jak wspomniałem, nie jest ona podkreślona, ani natarczywa, jednak w czeskim urządzeniu ma twardszy charakter, nieco dobitniejszy – nie przez wysoki poziom, a przez charakter. Tak więc głosy, np. wspaniałe solo w utworze Fröjda dig, du Kristi brud z najnowszej, właśnie przysłanej przez Winstona ma, wersji K2 HD klasycznej płyty Cantate Domino (Oscar’s Motete Choir, Proprius/First Impression Music, LIM K2HD 025, CD), przy mocniejszych fragmentach niosło ze sobą ciut za dożo energii, jakby wokal dobijał do granic możliwości słuchawek. Mocniej słychać to było, co zaskakujące, przy AKG niż przy Ultrasone. Żeby to zweryfikować, posłuchałem zaraz potem utwór Reckoner z płyty Radiohead, gdzie mamy rytm nabijany niesamowicie mocno na blachach i tamburynie. Poziom jest naprawdę bardzo wysoki, jednak we właściwym zestawieniu brzmi to całkowicie satysfakcjonująco, pokazując, że to był artystyczny wybór zespołu, skontrastowany z ciepłym wokalem, a nie błąd. Lyra z AKG i w przypadku sopranu z Cantate Domino, i w tym nieco się gubiła. Po przejściu na Ultrasone wyższa część pasma generalnie była mocniejsza, jednak wszystko wskoczyło na swoje miejsce i nie było mowy o przesterowaniu itp. Najwyraźniej pomogła tutaj lepsza rozdzielczość Ultrasone i ich wyższa dynamika. Ważne, że wzmacniacz pokazał te różnice.

Tak więc Lyra okazuje się znakomitym wzmacniaczem. Może nie jest tak nasycona, jak droższe urządzenia lampowe, nie ma tak dobrego basu, a wyższa średnica jest nieco utwardzana i „szklista” (choć bez przesady), to jednak balans tonalny, rozdzielczość, ogólna kultura brzmienia itp. powodują, że koniecznie trzeba go posłuchać. Pewnym argumentem ‘za’ może być także to, że urządzenie może pracować jako przedwzmacniacz liniowy. Tak pojmowany nie jest już jednak aż tak atrakcyjny jak wtedy, kiedy pracuje w trybie słuchawkowym, a punktami odniesienia mogą być wówczas Rotel RC-06, a nawet rewelacyjny Pre Box Pro-Jecta. Mój Leben RS-28CX był znacząco lepszy, z innej bajki, proponując lepiej definiowany dźwięk, bardziej plastyczny, z niższym dołem itp. Wiem, że to zupełnie różne pieniądze, jednak ustawia Lyrę w odpowiedniej perspektywie. To nie jest zły przedwzmacniacz, jednak zdecydowanie należy o tym urządzeniu myśleć jako o wzmacniaczu słuchawkowym z funkcją przedwzmacniacza niż odwrotnie. Ze słuchawkami będzie po prostu znakomicie.

BUDOWA

Lyra firmy Casea to wzmacniacz słuchawkowy, który może również pracować jako przedwzmacniacz liniowy. Urządzenie ma gabaryty bardzo zbliżone do tych znanych z przetwornika Cepheus, jednak jego obudowa jest solidniejsza. Front to bardzo gruby płat aluminium, z zaokrąglonymi brzegami. Pośrodku mamy dużą, aluminiową gałkę siły głosu. Po prawej stronie umieszczono gniazdo słuchawkowe, zaś po lewej czerwoną diodę sygnalizującą działanie urządzenia. Wykonanie jest naprawdę dobre, a dbałość o szczegóły, np. frezowana nazwa firmy i modelu, jest zaskakująco wysoka. Dlatego nieco rozczarowuje, że gniazda i diody nie rozmieszczono symetrycznie (gniazdo jest poniżej poziomej osi ścianki przedniej). Z tyłu mamy trzy pary złoconych gniazd RCA: wejście, „przelotkę”, tj. wyjście bez regulacji siły głosu, jednak z buforem podnoszącym sygnał o 6 dB oraz wyjście regulowane, dające duże, 21 dB wzmocnienie. Obudowa wykonana została z grubych, sztywnych blach. Jedynie nóżki odstają od całości – to zwykłe, plastikowe „korki”.

Górną ściankę dodatkowo wzmocniono „wręgą”. Cały układ zmontowano na jednej płytce drukowanej. Jej 95 % zajmuje... zasilacz. Całość ma budowę dual-mono, począwszy od układów filtrujących. Wydaje się, że transformator ma pojedyncze uzwojenie wtórne. Można by powalczyć, np. w wersji SE, i wykonać wersję z dwoma transformatorami. Napięcie jest filtrowane w dwunastu kondensatorach i stabilizowane w wielu układach stabilizacyjnych. Sam układ wzmacniający jest absolutnie minimalistyczny, ponieważ oparto go o pojedynczy, maleńki układ scalony SMD, wpięty do płytki za pośrednictwem dwóch podstawek. Ponieważ jest to wersja dla montażu powierzchniowego, wlutowano go więc najpierw na małej płyteczce z pinami i dopiero wówczas wpięto do klasycznej podstawki. Jego oznaczenia zostały starte, ale podobny układ, specjalizowany wzmacniacz słuchawkowy, znajdziemy we wzmacniaczach Cyrusa (TPA152), gdzie pracował naprawdę wybitnie. Otaczają go tutaj kondensatory polipropylenowe Wimy oraz metalizowane, precyzyjne oporniki. Widać, że starano się ścieżkę sygnału ograniczyć do minimum, więc nieco martwią owe podstawki pod układem. Regulacją siły głosu zajmuje się duży, niebiesko-zielony potencjometr siły głosu ALPS-a, którego oś została przedłużona do przedniej ścianki, jak to drzewiej, w wysokiej klasy wzmacniaczach, bywało. Sygnał do słuchawek prowadzony jest dość długimi ścieżkami na płytce. Całość wygląda bardzo schludnie i ładnie. Widać, że wszystko to zmieściłoby się w obudowie o gabarytach Edgara SH-1.



DANE TECHNICZNE (wg producenta):
Stopień wyjściowy klasa A single-ended
Moc wyjściowa 360 mW (100 kΩ)
Impedancja wyjściowa (gniazdo słuchawkowe jack) 1 Ω
Impedancja wyjściowa (regulowane RCA, wzmocnienie 21 dB) 100 Ω
Impedancja wyjściowa (regulowane RCA, bypass 6 dB) 220 Ω
Pobór mocy 15 W
THD 0,00032 %
THD+N 0,00096 %
S/N 100 dB
Pasmo przenoszenia 4 Hz-240 kHz (+/- 3dB)


CASEA
LYRA

Cena: 2800 zł

Dystrybucja: Casea

Kontakt:

tel.: +48 609 933 983

e-mail: polski@casea.eu


Strona producenta: CASEA



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B