KOLUMNY WOLNOSTOJĄCE

PRO-TONSIL
SIESTA

WOJCIECH PACUŁA







Tonsil to ikona polskiego hi-fi. Jednak ikony mają to do siebie, że szybko zamieniają się w legendę, a legendy lubią sobie bujać w oderwaniu od rzeczywistości. Tak też było z Tonsilem. Po trudnych przekształceniach własnościowych, w wyniku których ponad 40 % akcji znalazło się w rękach firmy Pioneer, Tonsil S.A. 7 kwietnia ogłosił upadłość. Później jednak, po wydzieleniu mniejszych struktur, na chwilę spróbował wejść na rynek tanich kolumn, gdzie z powodzeniem mógłby konkurować z całą produkcją z Chin, zarówno pod względem ceny, a na pewno pod względem jakości. Coś się jednak zatarło. Od jakiegoś czasu firma posiada inwestora strategicznego i rozpoczęła naprawę, polegającą m.in. na racjonalizacji produkcji. Warto wspomnieć, iż w toku tych przemian z Tonsilem pożegnało się sporo konstruktorów, którzy nadal w środowisku funkcjonują, często z bardzo ciekawym skutkiem, czego przykładem niech będą świetne kolumny AEON firmy APS, które testowaliśmy w marcowym (No 37) numerze HFOL.

Kolumny, które testujemy pochodzą jednak z Tonsilu. Skąd więc inna nazwa? Otóż Tonsil, w ramach jednej grupy kapitałowej, został podzielony na kilka mniejszych jednostek, wśród których znalazł się Pro-Tonsil. A tam wylądował pan Przemysław Koserczyk, pracujący wcześniej kilka lat w „dużym” Tonsilu, i to jego pasja doprowadziła do powstania tej konstrukcji. Powiedzmy jeszcze, że zarówno obudowy, jak i przetworniki powstają w ramach firmy, można więc je dowolnie kształtować i projektować w ramach konkretnego modelu. Testowaną Siestę początkowo uzbrojono w głośniki papierowe, jednak dość szybko się okazało, że włókno szklane z dobrze zaprojektowaną pułapką (membrany tego typu mają mocny rezonans w okolicach 5 kHz) jest znacznie lepsze – sztywniejsze, lekkie.

ODSŁUCH

Kolumny z Wrześni przez jakiś czas przed podłączeniem (jakiś tydzień), stały w kąciku oczekujących (niestety, kolejka obowiązuje…). Wzmiankowany kącik mieści się u mnie trochę z boku, jak to kącik, jednak każdy z odwiedzających mnie znajomych, czy to audiofil, czy nie, od razu zwracał uwagę na Siesty. Wszyscy uznawali, że oglądają drogie kolumny – do takich u mnie się przyzwyczaili – i chwalili je za proporcje, solidnie wyglądające głośniki i wykonanie. Kiedy mówiłem, ile naprawdę kosztują, wspólną reakcją było pełne aprobującego zdumienia kręcenie głową. To dobrze o Siestach świadczy.
Jak mówił pan Koserczyk, poprzednie konstrukcje Tonsilu przyjmowane były przez audiofilską prasę z mieszanymi uczuciami – z jednej strony chwalono wkład materiałowy, stojącą za wszystkim inżynierię, jednak z żalem mówiono, iż: „bardzo się starali, ale znowu się coś nie udało…”. I rzeczywiście coś w tym jest, ponieważ miało się wrażenie, że wprawdzie kolumny dobrze mierzą, są poskładane tak, jak nauczano na studiach, jednak nie brzmiały tak, jakby to wynikało z wytycznych. Problemem w szkoleniu inżynierów chcących projektować urządzenia audio jest to, że nie uczy się ich słuchać. Znam wiele tego typu przykładów. Oczywiście, wiedza teoretyczna jest bezcenna. To podstawa, przepustka do świata najwyższej klasy dźwięku. Jednak bez weryfikacji tej wiedzy organoleptycznie, bez nasłuchiwania, co z tego wszystkiego wyszło, dupa zbita, jakby w „Kilerze” powiedział generał. Wiedza to bowiem jedynie punkt wyjścia, a najczęściej trzeba później z bólem weryfikować pobrane nauki lub je pogłębiać.

I tak było z Tonsilem – dobry projekt, dźwięk – w najlepszym przypadku – przyzwoity. Siesty są inne. Podszedłem do ich testowania bez szczególnych emocji, pomimo że pan Koserczyk, który mi je osobiście przywiózł, jest niezwykle miłym człowiekiem i wiele o firmie oraz samych konstrukcjach itp. opowiadał, co wszystko mogło nieco zbiasować moje postrzeganie produktu. Na tym przykładzie muszę jednak stwierdzić, że chyba słyszałem już tak wiele, z czego tak niewiele się później sprawdziło, że moja dziennikarska część z uwagą notuje wszystkie informacje, jednak tworzy między nimi i mną lekki dystans. Nie, żebym w oczy kogoś zwodził, uśmiechał się, a po cichu zdradę knuł, ale po prostu słuchając z zainteresowaniem, czekam na moment, w którym będę mógł wszystko zweryfikować. Kolumny Pro-Tonsilu pomimo niewysokiej ceny okazały się nawet lepsze od tego, czego można by się spodziewać, zapoznawszy się z wprowadzeniem do nich. Ponieważ tydzień wcześniej słuchałem kosztujących niemal tyle samo Celestionów F28, miałem więc świeże spojrzenie na to, jak powinien się zachowywać udany produkt z tego przedziału cenowego. I choć brytyjskie (acz produkowane w Chinach) F28 mają lepszą górę, przede wszystkim jeśli chodzi o rozdzielczość i definicję, o czym zresztą za chwilę, to Siesty grają sporo lepszym środkiem i przede wszystkim znakomitym dołem.

Nie trzeba długo słuchać, by usłyszeć te zalety. Brzmienie kolumn jest bowiem żywe, nośne, przypominające w dużej mierze to, co robiły Celestiony, choć z bardziej energetycznym, subiektywnie niższym basem. Niski rejestr z płyty Seala „IV” (Warner Bros., 48614, CD) był żwawy i dynamiczny. Głośnik ze swobodą radził sobie z wygenerowaniem sporej ilości naprawdę niskich dźwięków, demonstrując bardzo dobrą rozdzielczość i energię. Pomimo dużej masy na dole, bas okazał się krótki i zwarty. Nie jest tak suchy jak z Celestionów, ponieważ za każdym razem niesie ze sobą wypełnienie i mięcho. Mamy tutaj bardzo dobry przykład połączenia masy i szybkości, bez poświęcania żadnego z tych zakresów. Takie granie nieco rzutuje na niższą średnicę, która jest lekko nosowa, ale to słychać tylko w porównaniu z tak otwartymi kolumnami, jak Dobermanny Harpii Acoustics. Na tym poziomie cenowym takie granie jest absolutnie na miejscu, chociaż należy wspomnieć, że Celestiony, chyba przez mniejsze nasycenie basu, grały bez tej eufonii.

W każdym razie, dzięki mocnej niższej średnicy wokale są duże i namacalne. Najpierw aksamitny glos Seala, a potem nieco wycofany, ciepły głos Anji Garbarek z dopiero co zakupionej w komisie płyty „Smiling&Wiving” Virgin Records Norway AS, 850622, CCD; w dziale „Muzyka” znajdą Państwo recenzję płyty „Briefly Shaking”) zajmowały sporą przestrzeń między głośnikami i naprawdę mi się podobały. Ich nieco nosowy charakter można sobie odpuścić, bo raz, że to są takie, a nie inne pieniądze, a dwa, że otwarta średnica i mocna góra odciągają uwagą od tego zakresu. Nie mogłem sobie odmówić przyjemności puszczenia po płycie Anji, na której znajdziemy miks sampli i żywych brzmień, czegoś czysto elektronicznego. „Téo& Téa” J.M. Jarre’a (Aero Productions/Warner Music Fr, 99766, CCD+DVD) spełnia te założenia. Zrobiłem to także dlatego, że już przy Garbarek dostrzegłem pewną rzecz: góra Siest nie należy do szczególnie rozdzielczych. To jedyny element, w którym Celestiony są lepsze, może nie jakoś specjalnie, bo tutaj wykorzystano chyba wszystkie możliwości kopułki, jednak bezdyskusyjnie. Materiał kopułki Tonsilu chyba najlepsze lata ma już za sobą i nawet znakomita, wielokroć lepsza budowa mechaniczna – chassis i napęd – nie przebije lepszej membrany. Jak by nie było, przy płytach tego typu różnicy i tak nie dostrzeżemy, być może ze względu na zabezpieczenia przed kopiowaniem, które słychać w postaci zaburzonych relacjach harmonicznych w tej części pasma oraz w granulacie blach. Wspominam zaś o tym z dziennikarskiego obowiązku, nie po to, by ganić, bo tu nie ma się co rozwodzić (kolumny słuchane były wprawdzie z niedrogimi wzmacniaczami, jednak również z Lebenem CS-300), ale dlatego, że Tonsil chcąc pójść naprzód, będzie musiał pomyśleć o nowej kopułce. Zresztą wzmacniacze z tego przedziału cenowego są ostatnio bardzo przyjemne, raczej ciepłe i takie urządzenia, jak np. MAP-105 Advance Acoustic dostarczą wielu godzin przyjemnego grania. NAD C-320 BEE zagra ze Siestami czystszym dźwiękiem , jednak może właśnie granie francuskiego wzmacniacza będzie tym, czego większość słuchaczy szuka. A do tego ten bas – za te pieniądze trudno będzie znaleźć coś choćby zbliżonego.

Siesty są żywymi, wyrównanymi kolumnami, które – jak każdy produkt – mają swoje wady. Ponieważ jednak to są tak niewielkie pieniądze, nie ma co się nad nimi rozwodzić. Trzeba tylko wspomnieć o pochodnej góry, czyli o scenie dźwiękowej, która nie jest specjalnie rozdzielcza i rozbudowana. Kolumny nadrabiają to z kolei temperamentem i energią. Słuchając ich przez jakiś czas, nie mogłem się pozbyć myśli, że wreszcie Tonsil, teraz Pro-Tonsil, wreszcie doczekał się zbliżenia trzech elementów: inżynierii, osłuchania i woli (firmy). Tylko połączenie tych trzy rzeczy jest w stanie przynieść sukces. Na ten trzeba jeszcze zapracować, firmy nazbyt długo zniknęła z rynku, by teraz sama magia nazwy do czegoś wystarczyła. Pierwszy krok jednak zrobiono i oby go nie zmarnowano. Kokosów z tego tak od razu nie będzie, jednak pamiętajmy, że na pozycję pracuje się latami. W przypadku Celestiona mamy do czynienia z osiemdziesięcioletnią, nieprzerwaną tradycją. Pro-Tonsil, choć wspomagany przez nazwę Tonsil, dopiero startuje i stąd trzeba dać konstruktorom i działowi sprzedaży trochę czasu, bo warto.

BUDOWA

Model Siesta firmy Pro-Tonsil to duża, wolnostojąca konstrukcja dwuipółdrożna, trzygłośnikowa. Górę obsługuje miękka kopułka z krótką tubką i metalowym odlewanym frontem, pokrytym miękką substancją. To specjalna odmiana, zaprojektowana specjalnie do tej konstrukcji. Znalazła się ona pośrodku symetrycznego układu d’Apollito, z dwoma przetwornikami niskośredniotonowymi GDN 15/40/5 z membraną z nielakierowanego włókna szklanego o średnicy 150 mm (zwykle pokrywa się je czarną farbą). Przypomnijmy, że niemal identyczne głośniki niskośredniotonowe (kto wie, czy nie powstały właśnie w Tonsilu) stosuje brytyjski Revolver (testy: RW16, RW33, RW45). Powiedzmy jeszcze, że Siesta to model super-nowy, tj. dostaliśmy pierwszy egzemplarz, który zszedł z produkcji. Stąd brak tabliczki znamionowej i logo. Można było poczekać, ale chcieliśmy jak najszybciej pokazać tę niezwykle ciekawą, niedrogą kolumnę.

Wykończenie jest jednak bardzo dobre. To wysoka kolumna, bardzo wąska. Głośniki umieszczono blisko górnej ścianki, w konfiguracji d’Apollito, z wysokotonówką przesuniętą w kierunku jednej ze ścianek. Przód, którego krawędzie zaokrąglono, polakierowano na czarno. Boki i tył oklejono sztucznym fornirem, jednak ten prezentuje się bardzo dobrze. Całość stoi na niewielkim, czarnym cokole, do którego wkręcono kolce. Głośniki, choć takie same, pracują w różnych komorach i wentylowane są osobnymi wylotami bas-refleksu – jednym z przodu, drugim z tyłu. Zaciski głośnikowe znalazły się blisko podłogi, co z jednej strony ułatwia podłączenie, z drugiej jednak wymusza użycie bardzo długiego kabla wewnątrz kolumny. Zaciski są pojedyncze. I dobrze – nie trzeba się martwić zworami. Dostajemy również maskownicę. Trzeba powiedzieć, że jak na tę cenę kolumna jest zbudowana znakomicie, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że głośniki ‘soutè’ kosztują tyle co kilkanaście chińskich. I są poddawane bardzo zaawansowanej kontroli jakości na każdym etapie produkcji. W Chinach często 100 % produkcji trafia do sprzedaży… Jak się okazuje, przegrodę wklejono tuż pod głośnikiem wysokotonowym pod skosem (fale stojące, wiecie…), a po jej drugiej strony, na tylnej ściance, przykręcono świetnie wykonaną zwrotnicę. Mamy tam bardzo duże kondensatory polipropylenowe i cewki powietrzne. Połączenia wykonano plecionką z miedzi OFC, do głośników wpinaną skuwkami.



PRO-TONSIL
SIESTA

Cena (para): 1800 zł

Dystrybucja: Pro-Tonsil

Kontakt:
Tel.: (0…61) 640 24 03

e-mail: info@protonsil.pl


Strona producenta: PRO-TONSIL



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B