GRAMOFON + RAMIĘ + WKŁADKA E.A.T.
Producent: EUROPEAN AUDIO TEAM |

Test
tekst MAREK DYBA |
![]() |
No 258 16 października 2025 |
⌈ Firma European Audio Team, znana pod skrótem E.A.T. (lub EAT), to producent niegdyś znany głównie z lamp elektronowych, a obecnie mający w swojej ofercie również szereg produktów związanych z odtwarzaniem płyt gramofonowych: gramofony, ramiona, wkładki, czy przedwzmacniacze gramofonowe. Do testu trafił elegancki gramofon ze średniej półki, model o nazwie C-Major wraz z firmową wkładką Jo No.5. ⌋ HISTORIA FIRMY E.A.T. SIĘGA 2006 ROKU, więc łatwo jest wyliczyć, iż już w przyszłym roku firma świętować będzie okrągłą, 20. rocznicę powstania. Jej korzenie sięgają jednakże znacznie dalej, jako że 19 lat temu, pani Józefina Lichtenegger kupiła, a następnie relokowała i rebrandowała znacznie starszą markę, Tesla. Ta firma istniała z kolei już od 1946 roku i była bezpośrednim następcą założonego w 1921 roku przedsiębiorstwa o nazwie Elektra. Każda z tych firm zajmowała się produkcją urządzeń elektrycznych i elektronicznych, ale co najistotniejsze dla E.A.T., Tesla, już po transformacji systemowej z końca XX wieku, specjalizowała się w produkcji lamp elektronowych. ![]() Przyszła szefowa European Audio Team jeszcze przed zakupem Tesli współpracowała z Alesą Vaic, której lampy sprzedawane pod brandem VAIC były wówczas synonimem solidności i dobrego brzmienia. Gdy w 2006 roku właściciel Tesli postanowił przejść na emeryturę, pani Lichtenegger odkupiła od niego cały sprzęt i know how, przeniosła produkcję z centrum Pragi na jej obrzeża i tam zatrudniła niemal całą załogę zakupionej firmy, czyli mający ogromną wiedzę i doświadczenie zespół specjalistów doskonale wiedzących, jak robić dobre lampy. No i zmieniła nazwę na European Audio Team. Dzięki przejęciu zarówno technologii, wyposażenia, jak i doświadczonego zespołu, firma E.A.T. mogła od razu, przepraszam za kolokwializm, ruszyć z kopyta. W ofercie od początku więc były lampy elektronowe, które także z nowym logo zdobyły uznanie rynku. Naturalnym kolejnym krokiem były urządzenia lampowe, które także można znaleźć w ofercie, acz od pewnego już czasu to gramofony najbardziej kojarzą się z marką E.A.T. Ten krok nie powinien dziwić nikogo, kto wie, że pani Józefina to prywatnie małżonka Heinza Lichteneggera, czyli szefa Pro-Ject Audio Systems. Z przyczyn praktycznych gramofony E.A.T i Pro-Jecta powstają w tej samej fabryce, ale obie marki mają osobne zespoły projektowe i nieco odmienne grupy docelowych klientów. European Audio Team zajmuje się produkcją gramofonów z średniej i wysokiej półki, podczas gdy Pro-Ject znany jest przede wszystkim (co nie znaczy, że tylko) z oferty dla mniej zamożnych miłośników czarnej płyty. Obecnie na stronie czeskiego producenta znaleźć można jedenaście modeli gramofonów, a testowany C-Major to zaledwie trzecia propozycja od dołu oferty (C-Major – c-dur; kolejne modele noszą nazwy tonacji, ramiona to nazwy nut, a wkładki numery). Warto jednakże zauważyć, że choć producent określa go mianem „entry-level”, to nawet bez wkładki urządzenie to kosztuje 15 999 złotych, co jasno pokazuje pozycjonowanie go na średniej półce cenowej. ▌ C-Major PODSTAWA • C-Major To Relatywnie Nieduże (mierzy 352 x 460 x 125 mm) i niezbyt ciężkie (9 kg) urządzenie, co wpisuje się w realizowaną od początku filozofię marki mówiącą, iż na rynku zbyt wiele jest wielkich i ciężkich konstrukcji, które nie pasują do „normalnych” domów. Oczywiście topowe modele E.A.T. są trochę większe i zdecydowanie cięższe, ale większość ma oferować świetne brzmienie, atrakcyjny wygląd i doskonałe wykonanie w eleganckiej formie, która będzie akceptowalna dla większości osób. Testowany model na pierwszy rzut oka wydaje się z jednej strony prosty, ale z drugiej jest atrakcyjny wizualnie. Kojarzy się raczej z wyższą półką cenową, niż sugeruje to faktyczna cena. Jest to bowiem naprawdę ładne i świetnie wykonane i wykończone urządzenie. Klasyczna, prostokątna podstawa składa się z dwóch części: główna do płyta MDF, a druga wygląda jakby wykonano ją z włókna węglowego. Tę pierwszą pomalowana czarnym, błyszczącym lakierem. Wewnętrzna część (patrząc z góry), wygląd jak z włókna węglowego, acz podejrzewam, że raczej jedynie tak wykończono jej zewnętrzne krawędzie. Nawet jeśli to tylko powierzchniowe wykończenie, to stanowi ono ważny element wyglądu tego modelu. Producent w swoich materiałach podaje, że w budowie podstawy wykorzystał te właśnie dwa materiały plus (niezidentyfikowany) polimer, który zapewne został użyty do odsprzęgnięcia dwóch głównych części. W górnej części podstawy (tej wykończonej karbonem) zamontowano ramię i główne łożysko, na którym osadzono talerz. W dolnej z kolei umieszczono silnik (na prąd stały z zasilaczem wtyczkowym), w ten sposób minimalizując przenoszenie drgań z tego ostatniego na elementy mające bezpośredni kontakt z odtwarzaną płytą. Całość ustawiono na trzech regulowanych, lekko podatnych nóżkach zbudowanych z kilku rodzajów materiałów by połączyć ich właściwości. Wraz z elastycznymi elementami odsprzęgającymi dwa elementy podstawy sprawiają one, iż możemy mówić o relatywnie miękkim zawieszeniu gramofonu. ![]() Talerz gramofonu ważący 1,8 kg wykonano z aluminium i wytłumiono przy pomocą wkładki z TPE (termoplastyczny elastomer). Z talerzem zintegrowano również winylową matę, a do dyspozycji dostajemy także ładny, acz niezbyt ciężki (przynajmniej gdy porównuje się go z moim, czy raczej J.Sikory) docisk. Talerz osadza się na mniejszym, także aluminiowym, sub-talerzu, a całość pracuje na głównym łożysku z elementami wykonanymi z brązu, mosiądzu i teflonu. Napęd na talerz pomocniczy jest przenoszony za pomocą gumowego paska z rolki osadzonej na osi silnika. Tak naprawdę na osi osadzone są dwie rolki różniące się średnicą. Zmiana prędkości obrotowej talerza (do wyboru są dwie: 33 1/3 i 45 obrotów na minutę) odbywa się więc ręcznie poprzez przełożenie paska z rolki o mniejszej na ten o większej średnicy (bądź odwrotnie). A ponieważ oś silnika ukryta jest pod talerzem więc zmiana prędkości wymaga jego zdjęcia. Nie jest to najwygodniejsze rozwiązanie, ale z drugiej strony wiele osób ma kolekcje składające się niemal wyłącznie z płyt na 33 1/3 obrotów, więc przełożenie paska raz na jakiś czas, by posłuchać wydania na 45 obrotów nie będzie problemem. Producent daje nam w zestawie małe plastikowe narzędzie, którym można przekładać pasek na rolkach, w ten sposób unikając nanoszenia nań tłuszczu z palców. Dodam jeszcze, że gramofon wyposażono w elegancką, akrylową pokrywę, którą na czas odsłuchów można łatwo zdjąć z zawiasów, a w czasie gdy urządzenie stoi nieużywane będzie chronić go przed kurzem. RAMIĘ • Gramofon C-Major firmowo wyposażony jest w 9-calowe ramię C-Note z karbonową rurką. Jego masa efektywna wynosi 14,8 g, a długość efektywna to 230 mm. To konstrukcja o tyle ciekawa, iż połączono w niej zawieszenie kardanowe (dla ruchu w płaszczyźnie poziomej) z unipivotem (dla ruchu pionowego), co ma eliminować ewentualną chybotliwość tego ostatniego. Karbonową rurkę zakończono wykonaną z superlekkiego aluminium główką (ang. headshell) ze zintegrowanym uchwytem. Ramię wyposażone jest we wszystkie niezbędne regulacje: VTF (przeciwwaga z wkładką zwiększającą, w razie potrzeby, masę), VTA (wymaga odkręcenia śrubek w podstawie ramienia), antyskating (nieco skomplikowany montaż wymagający sprawnych palców i dobrych oczu) i azymut (jedna śrubka). WKŁADKA • Gramofon, jak już wspominałem, można zamówić bez wkładki, ale producent oferuje również dwa kompletne rozwiązania. Jednym jest zakup C-Major wraz z wkładką typu MC, Ortofon Quintet Blue. Opcją drugą, i tę dostaliśmy do testu, jest firmowa wkładka Jo No.5 (jo to po czesku „tak”). Jej korpus, w charakterystycznym zielonym (miętowym) kolorze, wykonano z poliamidu, podobnie jak czarną osłonkę igły. To konstrukcja z ruchomą cewką (MC) nawiniętą drutem z miedzi o czystości 4N, o wewnętrznej impedancji wynoszącej 5 Ω. Daje ona sygnał wyjściowy o napięciu 0,33 mV. Wkładkę wyposażono w wysokiej jakości igłę o szlifie typu Nude Fine Line. Jej podatność (dynamiczną pionową) producent określa na 12 μm/mN. Sugerowana siła nacisku powinna się mieścić w przedziale od 2,2 do 2,5 g, czyli nieco więcej niż zwykle. Rekomendowane obciążenie wkładki wynosi z kolei powyżej 20 Ω. Dodajmy jeszcze, dla porządku, iż wyłącznik obrotów umieszczono na spodzie gramofonu przy przedniej krawędzi plinty. Nie rzuca się więc w oczy, ale jest łatwo dostępny. Również pod spodem, ale z tyłu, pod ramieniem, znalazło się miejsce dla „pudełka” z pozłacanymi gniazdami RCA, którymi wyprowadzamy sygnał z wkładki do przedwzmacniacza, tudzież zacisk uziemienia. W innymi miejscu, także z tyłu, na wysokości silnika, znajduje się gniazdo zasilania, do którego podłącza się kabelek z impulsowego zasilacza wtyczkowego. ▌ ODSŁUCH JAK SŁUCHALIŚMY • Gramofon E.A.T. C-Major został ustawiony na uprzednio wypoziomowanym stoliku Alpine-line, a następnie i on został jeszcze wypoziomowany z pomocą regulowanych nóżek. To niby oczywistość, ale łatwo o tym zapomnieć, a wypoziomowanie gramofonu (i mebla na którym stoi) jest bardzo ważne w kontekście jego optymalnej pracy. ![]() Gramofon przyszedł z wkładką zamontowaną w ramieniu. Wymagał jedynie założenia przeciwwagi (i ustawieniu odpowiedniego nacisku igły) oraz antyskatingu, które zdejmowane są na czas transportu, by nie doszło do uszkodzeń. Ustawienie wkładki oczywiście sprawdziłem i było wykonane bez zarzutu. Ponieważ nie pisałem o tym wcześniej wspomnę jeszcze tylko, że po wyjęciu gramofonu z pudełka z podstawy trzeba wykręcić trzy śruby transportowe. ![]() Sygnał z wkładki trafiał załączonym w zestawie interkonektem do jednego z moich dwóch referencyjnych przedwzmacniaczy gramofonowych, a konkretnie do ESE Labs Nibiru. Dalej interkonektem Hijiri HCI do wzmacniacza zintegrowanego GrandiNote Shinai. Urządzenie to, pracujące w klasie A, napędzało kolumny tej samej marki, model MACH4, z wykorzystaniem kabla głośnikowego Soyaton Benchmark Mk 2. NIE JEST ŻADNĄ TAJEMNICĄ, że moją gramofonową referencją jest J.Sikora Standard Max z firmowymi ramionami, słowem urządzenie z bardzo wysokiej półki. Jak każdy komponent audio i ono ma swój charakter, który zresztą dzieli z wszystkimi pozostałymi konstrukcjami tej marki, nawet najtańszym Aspire. To dźwięk niezwykle dynamiczny, rozdzielczy, wysoce energetyczny, czysty i transparentny i doskonale trzymany w ryzach nawet gdy realizacje nie należą do topowych. W pewnym sensie to dźwięk spektakularny, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Większość osób słuchająca jednego z produktów tej firmy po raz pierwszy dziwi się, że winyl może brzmieć tak dobrze, że jest na nim aż tyle informacji i że są podawane w tak precyzyjny, klarowny sposób. ![]() Mając taki właśnie dźwięk głęboko zakodowany jako wzorcowy (i „mój”) niemal natychmiast, dosłownie po pierwszych taktach albumu MILTA JACKSONA Bag’s Bag (Pablo) jasne było, że E.A.T. |
C-Major z wkładką Jo No.5 oferują inny rodzaj doznań. Rzecz nawet nie w tym, że to urządzenie z dużo niższej półki cenowej, ale raczej o odmiennym charakterze brzmienia, o inaczej rozłożonych akcentach prezentacji. Tu bowiem, co później potwierdziły właściwie wszystkie przesłuchane płyty, najważniejsze są spójność, płynność i naturalność brzmienia, acz oparte na dobrej rozdzielczości i dużej ilości informacji odczytywanych z rowków płyt podanych z (naturalnym) ciepłem i spokojem (tzn., personifikując, pewnością siebie). Gramofon E.A.T. nie używa żadnych efekciarskich sztuczek, którymi da się skusić, czy zachwycić mniej doświadczonych miłośników muzyki w trakcie szybkiego odsłuchu w sklepie. Zasmakowanie w brzmieniu C-Major wymaga więcej niż 15 minut i samoświadomości oczekiwań płynącej z doświadczenia czy to ze sprzętem audio, czy z muzyką na żywo. Z tym modelem wszystko w prezentacji jest poukładane, każdy instrument ma swoje miejsce na scenie. W przekazie jest bardzo dużo informacji, ale każdy dźwięk każdego instrumentu jest bardziej częścią większej całości niż elementem, który sam w sobie ma przyciągać uwagę. O ile na szybki odsłuch nie dobierze się efekciarskich nagrań, gramofon nie zaimponuje wybijającymi się poszczególnymi cechami, ale najwyżej spójnością prezentacji. ![]() Co powiedziawszy dodam szybko, iż nie oznacza to wcale uśredniania przekazu, czy wycinania efektownych elementów nagrania. Bo przecież wibrafon Milta Jacksona potrafił mnie zachwycić swoją dźwięcznością, wibrowaniem poszczególnych, długo wybrzmiewających dźwięków, a i kilka mocniejszych uderzeń pałeczek Billy Higginsa, czy to w bębny, czy blachy, potrafiło mnie wyrwać dość gwałtownie ze stanu kontemplacji tej w większości spokojnej i melodyjnej płyty. To jednakże zdarzało się wyłącznie, gdy taki był zamiar muzyków tudzież realizatora. Bo z drugiej strony mój ulubieniec, Ray Brown, grający na kontrabasie, pozostawał przez cały krążek w cieniu kolegów. To nie on był tu liderem, więc jego i owszem, pełny, barwny, delikatnie miękki, kontrabas brzmiał delikatnie i całkowicie ‘nieefektownie’ wypełniając tło dla pozostałych instrumentów. Nie jest więc tak, że C-Major jakoś sztucznie uspokaja, czy wygładza dźwięk. Nie pokazuje go aż tak ekspresyjnie, tak energetycznie jak J.Sikora, ale też i absolutnie nie gasi energii, dynamiki, czy ekspresji. Oferuje dźwięk, który łatwo, jakby bez wysiłku, wręcz „cichaczem” wciąga słuchacza w świat muzyki. Wystarczy do tego nieco żwawsza muzyka, jako choćby na kolejnym albumie Milta, czyli rejestracji koncertu jego kwartetu (z Oscarem Petersonem na fortepianie) z 1975 roku z Festiwalu Jazzowego w Montreux (także wydany przez Pablo). Obie płyty, swoją drogą, przywiozłem niedawno z Holandii, gdzie zupełnie przypadkowo (ale na szczęście dla mojego portfela tylko) na 5 minut udało mi się wejść do sklepu z używanymi płytami. Obu tych krążków posłuchałem najpierw na swoim gramofonie, a potem na testowanym, więc zarówno różnice, jak i podobieństwa dostałem podane jak na dłoni. C-Major, zwłaszcza nagranie koncertowe, pokazał w nieco bardziej wycofany, odrobinę uspokojony sposób tak, jakbym siedział znacząco dalej od sceny, gdzie jakaś część energii grania na żywo, siłą rzeczy po drodze do moich uszu, zdążyła się rozproszyć. Zespół to nadal były cztery spore instrumenty, każdy osadzony w konkretnym miejscu w przestrzeni sceny, każdy okupujący pewien trójwymiarowy wycinek tejże przestrzeni, tyle że nie były one pokazywane tak precyzyjnie jak z moim gramofonem. Nadal mogłem śledzić popisy wybranego muzyka, ale przekaz E.A.T. zachęcał do odbioru występu jako pewnej niezwykle spójnej, płynnej całości. Całości, która swingowała, która płynęła swobodnie rozwijając się w muzyczne, łatwo angażujące słuchacza opowieści, przy których, jak już wspomniałem, nie mogłem się powstrzymać od kiwania głową i wystukiwania rytmu. A przecież jest to nagranie dość „miękkie”, tzn. zarówno kontrabas, jak i perkusja, a nawet wibrafon (choćby w porównaniu do poprzedniej, studyjnej realizacji) brzmią na nim dość miękko, nie są jakoś szczególnie zwarte, a tym bardziej twarde, czy suche (to samo pokazał mój Sikora, więc to kwestia nagrania, a nie odtworzenia). Mimo to nie dało się oprzeć energii i intensywności tej muzyki i jej wykonania. Wszystko to na nieco niższym poziomie niż z moim gramofonem, ale i tak postrzegałem to jako podobieństwo między tymi dwiema tak różnymi konstrukcjami. Tak więc bawiłem się przy tym krążku równie dobrze, jak zgromadzona na koncercie publiczność. Kolejnym krążkiem, po który sięgnąłem był The Percussion Record THE O-ZONE PERCUSSION GROUP. Tytuł i wykonawca mówią wszystko. Zespół instrumentów perkusyjnych, świetnie nagranych, to kapitalny pokaz dynamiki, energii i przekrój przez całe pasmo ze szczególnym uwzględnieniem jego skrajów, a przynajmniej to one są najbardziej efektowne. Testowany gramofon E.A.T. tym razem dostał więc okazję, by wykazać się w nieco innych aspektach grania niż do tej pory. Po pierwsze, to nagrania bardzo przestrzenne, z instrumentami rozłożonymi w wyjątkowo szerokiej, ale i stosunkowo głębokiej perspektywie. C-Major zaimponował mi, zważywszy na półkę cenową, którą reprezentuje, umiejętnością przekonującego oddania tego, jak dużą przestrzeń realizator zdecydował się dać zespołowi instrumentów, jak dobrze wypełnił ją powietrzem, jak naturalnie wkomponował w całość zarówno wybrzmienia, jak i pogłos sprawiając, że akustyczna strona tej realizacji robiła duże wrażenie. ![]() Choć na scenie chwilami działo się tu bardzo dużo, dynamika była wysoka, podobnie jak i energia grania, to i tym razem wszystkie instrumenty miały swoje określone miejsce na scenie, a jednocześnie grane przez każdy z nich dźwięki płynnie łączyły się w przekonujący obraz dużego zespołu grającego z rozmachem. To nagranie pozwala dobrze ocenić nie tylko dynamikę w skali makro, choć ta tu przykuwa uwagę, ale i mikro i w obu zakresach E.A.T. wykonał bardzo dobra robotę, co dodatkowo wzbogaciło odtworzenie tego albumu przekładając się na efektowny realizm prezentacji. Całość brzmiała ciut bardziej miękko i cieplej niż z J.Sikorą, ale jakoś zupełnie mi to nie przeszkadzało i nie miało wpływu na odbiór tej muzyki. Co więcej, ten niewielki i niezbyt ciężki gramofon pokazał, że gdy nagranie tego wymaga, potrafi zejść naprawdę nisko, by – w tym przypadku – odtworzyć największe, potężnie brzmiące bębny, a później, np. na krążku DEAD CAN DANCE, także elektronicznie wygenerowane niemal subsoniczne dźwięki. Ani jedne ani drugie nie miały aż takiej masy i dociążenia jak z Sikory, ale też i trudno było się tego wymagać od tej konstrukcji. Mimo tego bas z C-Major brzmiał bardzo dobrze, był barwny i dobrze różnicowany, a i timing bezbłędny. Jednocześnie (na krążku The O-Zone Group) wszystkie blachy i przeszkadzajki brzmiały równie efektownie (nie efekciarsko!) jak bębny. Były bardzo dźwięczne, wsparte długimi, pełnymi wybrzmieniami. To otwarte, swobodne granie, a gramofon radził sobie dobrze z oddaniem skali i rozmachu tej muzyki. Ta płyta, podobnie jak wiele innych słuchanych po niej, by można było docenić pełnię bogactwa i rozmach brzmienia, wymaga bardzo dobrego pokazania kontrastów nie tylko dynamicznych, o których już wspominałem, ale i tonalnych, także tych drobnych. C-Major robił to w sposób absolutnie zadowalający, oddając bogactwo detali i subtelności w ten sposób sprawiając, że każda choć przyzwoicie nagrana płyta brzmiała świetnie. ▌ Podsumowanie JAK ZWYKLE POWTARZAM, wygląd urządzenia audio na mojej prywatnej liście zajmuje dość odległe miejsce wśród czynników decydujących o ewentualnym zakupie. Ale muszę przyznać, że w przypadku E.A.T. C-Major, ale i wkładki Jo No.5, wiele osób, nie tylko tych kupujących oczami, doceni je najpierw właśnie za formę. To bowiem wielce atrakcyjny wizualnie gramofon i tym wyróżnia się pośród konkurencji, już na pierwszy rzut oka. Brzmieniowo nie zrobi zapewne wielkiego wrażenia w krótkim odsłuchu, bo w jego brzmieniu nie ma za grosz efekciarstwa. Jeśli jednakże dacie mu szansę, to w nieco dłuższym czasie powinniście docenić, jak spójne, płynne, naturalne, muzykalne i właściwie zawsze wciągające brzmienie oferuje. ![]() Może i jest to dźwięk po cieplejszej i ciut bardziej miękkiej stronie mocy (co piszę, raz jeszcze podkreślę, z punktu widzenia użytkownika gramofonu J.Sikora), ale jednocześnie oferuje odpowiednio czyste, rozdzielcze, bardzo dobrze poukładane brzmienie. Potrafi swobodnie oddać kontrasty dynamiczne i tonalne, rozciągnięcie pasma na obu krańcach pasma jest zadowalające, a w porównaniu z konkurencją z podobnej półki cenowej, nawet ponadprzeciętne. Co ważne, potrafi zagrać właściwie każdy rodzaj muzyki w równie swobodny i uporządkowany sposób. Dość dobrze różnicuje nagrania, ale nie jest bezwzględny dla nieco słabszych realizacji, co pozwoli wam cieszyć się muzyką, nawet jeśli nie nagrano jej idealnie. E.A.T. C-Major to piękny, bardzo dobrze brzmiący i uniwersalny gramofon, którym zdecydowanie warto się zainteresować jeśli macie do wydania jakieś dwadzieścia tysięcy złotych. ● ▌ Dane techniczne (wg producenta)
» GRAMOFON ![]() Test powstał według wytycznych przyjętych przez Association of International owlaudiohile Publications, międzynarodowe stowarzyszenie prasy audio dbające o standardy etyczne i zawodowe w naszej branży; HIGH FIDELITY jest jego członkiem-założycielem. Więcej o stowarzyszeniu i tworzących go tytułach → TUTAJ. |
System referencyjny 2025 |
|
ŹRÓDŁA CYFROWE |
1. Pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10 • karty JCAT XE USB i JCAT NET XE recenzje › TUTAJ + zasilacz Ferrum HYPSOS SIGNATURE recenzja › TUTAJ • JCAT USB ISOLATOR, optyczny izolator LAN + zasilacz liniowy KECES P8 (mono) • przełącznik LAN: Silent Angel BONN N8 recenzja › TUTAJ + zasilacz liniowy Forester recenzja › TUTAJ 2. Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr PACIFIC recenzja › TUTAJ + Ideon Audio 3R Master Time recenzja › TUTAJ |
ŹRÓDŁO ANALOGOWE |
1. Gramofon J.Sikora STANDARD w wersji MAX recenzja › TUTAJ • ramię J.Sikora KV12 • wkładka Air Tight PC-3 2. Przedwzmacniacze gramofonowe: • ESE Labs NIBIRU V 5 recenzja › TUTAJ • Grandinote CELIO Mk IV recenzja › TUTAJ |
WZMACNIACZ |
1. Wzmacniacz zintegrowany GrandiNote SHINAI recenzja › TUTAJ 2. Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio SYMPHONY II (modyfikowany) 3. Przedwzmacniacz liniowy AudiaFlight FLS1 recenzja › TUTAJ |
KOLUMNY |
1. GrandiNote MACH4 recenzja › TUTAJ 2. Ubiq Audio MODEL ONE DUELUND EDITION recenzja › TUTAJ |
OKABLOWANIE |
1. Interkonekty analogowe: • Hijiri MILLION KIWAMI • Bastanis IMPERIAL x 2 recenzja › TUTAJ • Hijiri HCI-20 • TelluriumQ ULTRA BLACK • KBL Sound ZODIAC XLR 2. Interkonekty cyfrowe: • David Laboga EXPRESSION EMERALD USB x 2 recenzja › TUTAJ • David Laboga DIGITAL SOUND WAVE SAPPHIRE x 2 recenzja › TUTAJ 3. Kable głośnikowe: • LessLoss ANCHORWAVE 4. Kable zasilające: LessLoss DFPC SIGNATURE, Gigawatt LC-3 recenzja › TUTAJ |
ZASILANIE |
1. Kondycjoner Gigawatt PC-3 SE EVO+ recenzja › TUTAJ 2. Kabel zasilający AC Gigawatt PF-2 Mk 2 3. Dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y 4. Gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R) |
ANTYWIBRACJA |
1. Stoliki: • Base VI • Rogoz Audio 3RP3/BBS 2. Akcesoria antywibracyjne • platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16 • nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII • nóżki antywibracyjne Franc Accessories CERAMIC DISC SLIM FOOT • nóżki antywibracyjne Graphite Audio IC-35 recenzja › TUTAJ i CIS-35 recenzja › TUTAJ |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity