pl | en

WKŁADKA GRAMOFONOWA & PRZEDWZMACNIACZ GRAMOFONOWY

DS AUDIO
Grand Master Extreme & TB-100

Producent: DIGITAL STREAM CORPORATION
Cena (w czasie testu):
• Grand Master Extreme: 97 000 zł
• TB-100: 82 000 zł

Kontakt: support@ds-audio.biz
DS-AUDIO-W.biz

» MADE IN JAPAN

Do testu dostarczyła firma: → RCM


Test

tekst MAREK DYBA
zdjęcia Marek Dyba

No 253

16 maja 2025

DS AUDIO to firma córka Digital Stream Coporation (DSC) mająca siedzibę niedaleko Tokio. Firma matka od ponad ćwierć wieku specjalizuje się w wysokiej klasy produktach optycznych przeznaczonych dla urządzeń typu odtwarzacze CD, DVD, czy Blu-ray. DS Audio założone przez syna właściciela DSC zafascynowanego brzmieniem płyt winylowych korzysta z wiedzy i doświadczenia firmy matki tworząc jednakże produkty dedykowane odtwarzaniu czarnych płyt. Tym razem testujemy najnowszy, lampowy przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek optycznych, TB-100.

TESTOWANY W GRUDNIU UBIEGŁEGO ROKU zestaw składający się z wkładki DS Audio Master 3 i dedykowanego jej przedwzmacniacza gramofonowego mocno utkwił mi w pamięci; więcej → TUTAJ. Jako zestaw od jednego producenta, co nie jest często spotykanym przypadkiem, więc i testów takich nie robiłem wielu, wskoczył na podium obok kompletnego zestawu Kondo. Przypadek DS Audio jest szczególny, bo wkładek i przedwzmacniaczy tej firmy nie da się rozpatrywać osobno z racji ich specyfiki. Kilku innych producentów, doceniając klasę tego typu konstrukcji, na przykład Soulnote, oferuje co prawda swoje propozycje służące do wzmacniania ich sygnału, ale ciągle to zaledwie kilka produktów.

Nie da się ukryć także, że Master 3 to nie tylko dźwięk z najwyższej półki, ale i „mój” dźwięk. Podobnie jak w przypadku innych komponentów, doceniam klasę, ale nie preferuję wkładek, czy przedwzmacniaczy, które na pierwszym miejscu stawiają rozdzielczość i szczegółowość odtwarzając doskonały dźwięk, w którym brakuje muzyki. DS Audio korzysta z wysokiej rozdzielczości, z ogromnej ilości informacji, by zaoferować wyjątkowe, z braku lepszego słowa, „analogowe” muzyczne doświadczenie. Pomijając kwestię kosztów, Master 3 to zestaw, z którym mógłbym spędzić resztę życia.

Mniej więcej w tym samym czasie, DS Audio zaprezentowało swoje najnowsze dzieło, czyli pierwszy w (niezbyt długiej) historii marki, lampowy przedwzmacniacz gramofonowy. Został on wprowadzony, w pewnym sensie, obok dotychczasowej oferty. Obok, bo japoński producent zasadniczo oferuje zestawy, wkładka plus przedwzmacniacz, a wyjątkiem jest jedynie topowa wkładka, sprzedawana z przedwzmacniaczem do drugiej od góry wkładki. TB-100, bo tak oznaczono nową propozycję, nie towarzyszyła premiera nowej wkładki. Słowem, to propozycja dla tych, którzy do wkładki DS Audio z dowolnego poziomu chcą koniecznie przedwzmacniacz lampowy.

Jak wielokrotnie pisałem, niemal wszystkie absolutnie najlepsze przedwzmacniacze gramofonowe, jakie miałem okazję testować, były wyposażone w lampy. Nie wszystkie były całkowicie lampowe, bo trafiały się wśród nich i konstrukcje hybrydowe, niemniej „bańki” próżniowe w jakimś stopniu zawsze były zaangażowane w uzyskaniu topowego dźwięku. Zestaw Master 3 był fantastyczny, niemniej gdy tylko usłyszałem o TB-100 wiedziałem, że muszę go posłuchać. Tak się złożyło, że mogłem wpaść do siedziby firmy RCM na spotkanie z Rumenem Atarskim, który prezentował system złożony z urządzeń Thraxa. Wchodząc do salonu niemal od razu zauważyłem TB-100. Zanim wyszedłem byliśmy już umówieni na test. I oto jest!

Zanim przejdę do meritum, dla tych z państwa, którzy do tej pory nie mieli do czynienia z wkładkami optycznymi i nie mają czasu sięgnąć po test Master 3, przypomnę choć minimum informacji o tego typu konstrukcjach.

Z zewnątrz trudno spostrzec różnicę w porównaniu do wkładki MM czy MC, chyba że za taką uznać światełko z przodu wkładki, ale to przecież może być tylko ozdoba. W praktyce różnice są spore. Rolę magnesów (MM) bądź cewek (MC) mocowanych na wsporniku igły przejmuje w ich bowiem układ składający się z diody, przesłony i fotoreceptora. Rolą tego ostatniego jest odbiór impulsów świetlnych z pierwszej diody, które są modulowane przez drgającą przesłonę (folia berylowa) zamontowaną na wsporniku. Konieczność stosowania dedykowanego przedwzmacniacza, czy też, jak go nazywa producent „equalizera” bądź „energizera”, wynika m.in. z konieczności dostarczenia zasilania do wspomnianych diod. Dostarczane jest ono do wkładki (przez piny „-”) właśnie przez dedykowany przedwzmacniacz.

Dzięki oryginalnej konstrukcji wkładek optycznych masa układu drgającego jest znacząco niższa (nawet o 90% w porównaniu do wkładek MC), a to przekłada się na precyzyjniejszy odczyt informacji, także tych najdrobniejszych. Plus numer dwa: optyczny sposób konwersji drgań igły na sygnał elektryczny daje na wyjściu z wkładki dużo wyższy sygnał. W przypadku wkładek typu MM mówimy zwykle o sygnale rzędu 5-7 mV, dla wkładek MC wartości zaczynają się nawet w okolicach 0,1 mV, a poziom 0,5 mV uważany jest już za całkiem wysoki (wśród modeli niskopoziomowych). Tymczasem wkładki optyczne dają sygnał na poziomie 50, a nawet 70 mV. Poziom wzmocnienia, jaki musi zapewnić przedwzmacniacz jest więc wielokrotnie niższy (a proszę pamiętać, że układ wzmacnia wszystko, co do niego trafia, czyli zarówno sygnał użyteczny/muzyczny, jak i wszelkie zakłócenia).

Grand Master Extreme

O WKŁADCE, KTÓRĄ TYM RAZEM dostałem do kompletu wraz z TB-100 wspominałem już w poprzednim teście i to nie tylko dlatego, że jest najdroższą propozycją w arsenale japońskiej marki. Jest to poniekąd ulepszona wersja poprzedniego topowego modelu, Grand Mastera. Różnica między nimi polega na tym, że do modelu Grand Master stosowane jest tradycyjne rozwiązanie z igłą wklejaną do wspornika. Oczywiście igły i wsporniki mogą być bardzo różne, począwszy od szlifów, kształtów i materiałów z których są wykonane, ale na końcu standardem jest wklejanie igły do wspornika. W Grand Masterze igła i wspornik są diamentowe, ale to dwa osobne elementy.

To rozwiązanie działa, w końcu nawet najlepsze i najdroższe wkładki są wykonywane w ten sposób i brzmią kapitalnie, acz ich produkcja wymaga ekstremalnej precyzji, bo nawet drobne błędy mają negatywny wpływ na brzmienie. By uniknąć tego ryzyka i poprawić jeszcze właściwości mechaniczne (poprzez uniknięcie połączenia dwóch elementów, które za sprawą kleju zwiększa masę drgającą, a także stwarza punkt, który ma swoją podatność) na potrzeby Grand Mastera Extreme w laboratorium firmy Orbray (dawniej znanej jako Namiki Seimitsu) wyhodowano z diamentu igłę i wspornik jako jedną całość. To jedyna różnica między tymi dwoma wkładkami! Nieco inaczej wykończono korpus tego modelu, co ułatwia identyfikację, ale to różnica kosmetyczna.

Wkładka dostarczana jest w bardzo solidnym, metalowym pudełku z przykręcaną śrubkami przeźroczystą pokrywą, które pokazuje co znajduje się w środku. Igła chroniona jest przez zdejmowaną osłonkę. Diamentowa igła, powtórzę raz jeszcze, zintegrowana w jedną całość z diamentowym wspornikiem, ma szlif Micro Ridge. Jak już wyjaśniałem wcześniej, igła odczytuje sygnał z płyty tradycyjnie, czyli jest wprawiana w drgania, a następnie dioda zamontowana na niej wysyła sygnał (światło) modulowane przez cieniutką, ultralekką przesłonę berylową o grubości zaledwie 100 mikronów do fotoreceptora. W topowych modelach tej firmy, by jeszcze bardziej poprawić separację kanałów i stosunek sygnału do szumu, używane są osobne diody, przesłony i fotoreceptory dla lewego i prawego kanału. Dalej następuje konwersja sygnału optycznego na elektryczny.

Korpus Grand Master Extreme wykonano z ultraduraluminium i wykończono złotym kolorem. Front korpusu zdobi, podobnie jak i wszystkie modele DS Audio, pionowa dioda. W różnych modelach mają one różne kolory a dedykowane przedwzmacniacze mają podobną ozdobę w tym samym kolorze na froncie. Topowa wkładka nie ma dedykowanego energizera, a podświetlenie ma kolor żółtawy (a może złoty, by pasować do koloru wkładki). Nacisk igły powinien mieścić się w przedziale od 2 do 2,2 g, a rekomendowaną wartością jest 2,1 g. Wkładkę można zestawić z dowolnym przedwzmacniaczem DS Audio, choć oczywiście im wyższy model, tym większa szansa na uzyskanie optymalnego brzmienia.

TB-100

EQUALIZER DS AUDIO TB-100 to spore (440 x 150 x 482 mm) i ciężkie (18,7 kg) urządzenie. Zastosowanie lamp wymusiło zaprojektowanie nieco innej obudowy niż dla pozostałych modeli, choć pewne cechy charakterystyczne pozostały niezmienione. Do tych ostatnich należy bodaj taki sam obrys urządzenia. Obudowa jest co prawda srebrna, a nie czarna, ale główna różnica sprowadza się tak naprawdę do „wycięcia” kawałka górnej połowy przedniej jej części. Front jest wypukły, pośrodku umieszczono wyłącznik zasilania, któremu towarzyszy dioda (pomarańczowa po włączeniu, a gdy urządzenie jest gotowe do pracy czerwona), a po „wycięciu” górnej części frontu na głębokość kilku centymetrów powstała przestrzeń z lustrzanym wykończeniem, w której zamontowano cztery lampy. Za nimi umieszczono firmowe logo.

Lampy to sparowana z precyzją do 1% kwadra ECC82 (12AU7). W każdym kanale pracują dwie z nich, jedna jako wzmacniacz napięcia, druga jako bufor wyjściowy, a między nimi następuje pasywna korekcja sygnału. Firma opisuje ten układ jako: „prosty, dwustopniowy obwód wzmacniający z niskoimpedancyjnymi stopniami wyjściowymi wtórnika katodowego”. TB-100 jest konstrukcją dual mono z całkowicie niezależnym uziemieniem i transformatorami zasilającymi dla każdego z kanałów. To rozwiązanie ma znacząco zmniejszyć przesłuchy między kanałami.

Zestaw gniazd na tylnym panelu jest relatywnie skromny. Urządzenie wyposażono w jedno wejście na pozłacanych gniazdach RCA i w aż dwa wyjścia RCA. Do tego dochodzą dwa zaciski uziemienia, przełącznik filtra odcinającego sygnał na 30 lub 50 Hz i gniazdo zasilania. Dwa wyjścia różnią się nieco między sobą. Jedno oferuje standardowe parametry RIAA, drugie dodatkowy filtr subsoniczny na 20 Hz (-6 dB/oktawę), taki sam jak w krzywej IEC RIAA. To jedyny wybór ustawień, jakie użytkownik dostaje do dyspozycji - kolejna z dużych różnic w porównaniu do wkładek MC i MM.

ODSŁUCH

JAK SŁUCHALIŚMY • Nic nie zmieniło się od poprzedniej recenzji, czyli testując produkt DS Audio, w tym przypadku przedwzmacniacz gramofonowy, nie ma innej opcji, jak tylko wykorzystać w teście również firmową wkładkę. W tym przypadku do dyspozycji dostałem topowy model tejże, czyli Grand Master Extreme. Powtórzę raz jeszcze, że każda wkładka DS Audio będzie współpracować z dowolnym energizerem tej marki.

Gwoli ścisłości, w drugą stronę, czyli testując optyczną wkładkę tego producenta można ewentualnie sięgnąć po przedwzmacniacz innej marki, bo jest już kilka. Doceniając klasę tego typu wkładek oferują one alternatywę dla urządzeń DS Audio (choćby SoulNote, którego miałem przyjemność testować na swojej stronie). Przypomnę także, dla porządku, że wkładki optyczne nie współpracują z „normalnymi” przedwzmacniaczami, a przedwzmacniacze DS Audio z wkładkami MM i MC (one mogą wręcz ulec uszkodzeniu po podłączeniu do przedwzmacniacza dla wkładek optycznych).

Topową, wyposażoną w niezwykłą, bo z hodowaną w laboratorium razem ze wspornikiem z jednego diamentu igłę, wkładkę zamontowałem w ramieniu J.Sikora KV12 Max Zirconium Series z okablowaniem Soyaton, które pracowało na podstawie J.Sikora Standard Max. Sygnał trafiał oczywiście do testowanego, pierwszego w historii matki lampowego equalizera DS Audio TB-100. Ten ostatni, tym razem, udało mi się ustawić na środkowej półce stolika Rogoz Audio.

Dalej, interkonektem niezbalansowanym Bastanis Imperial, sygnał trafiał do mojej integry GrandiNote Shinai, acz nie odmówiłem sobie posłuchania zestawu DS Audio także z SET-em Phasemation SA-1500. Oba wzmacniacze napędzały kolumny GrandiNote MACH 4 przez kable głośnikowe Soyaton Benchmark Mk 2.

»«

CI Z PAŃSTWA, KTÓRZY CZYTALI RECENZJĘ DS Audio Master 3 mogą pamiętać cytowaną przeze mnie nieformalną uwagę Rogera Adamka, szefa RCM-u, który powiedział mi wówczas, że to właśnie ten model, a nie te jeszcze wyższe, jest jego ulubionym. Nie znaczy to wcale, że najlepszym, bo Grand Master ma do zaoferowania jeszcze więcej, ale Master 3 po prostu najbardziej przypadł mu do gustu. Trochę przypominało mi to moje doświadczenia z Kondo, bo monobloki Kagura są pod wieloma względami lepszymi wzmacniaczami niż Souga, ale choć doceniłem ich klasę, to dla siebie (gdyby nie strona finansowa takiej operacji) wybrałbym właśnie ten model, bo to był bardziej „lampowy” (w najlepszym tego słowa znaczeniu) i to on dawał mi więcej radochy i satysfakcji z obcowania z muzyką.

Twierdzenie Rogera miało więc dla mnie sens teoretyczny, ale dopiero usłyszenie czegoś na własne uszy może dać pełny obraz i pozwolić na wyrobienie sobie własnego zdania. Dlatego, mówiąc szczerze, wolałbym oceniać TB-100 ze znaną mi już wkładką Master 3, albo testować komplet z poziomu Grand Master. Nie zamierzam bynajmniej narzekać. Dostałem przecież do dyspozycji absolutnie topową i wyjątkową wkładkę Grand Master Extreme, co samo w sobie było wielce ekscytujące, i na dodatek jedyny lampowy przedwzmacniacz w ofercie DS Audio.

Utrudniało to, a właściwie uniemożliwiło mi ocenę każdego z elementów zestawu z osobna. Wszystko więc, o czym poniżej państwo przeczytacie, będzie wypadkową właściwości obu tych komponentów, nie dało się tego uniknąć. Powyżej przytoczyłem więc opinię człowieka, który słuchał wszystkich wkładek i przedwzmacniaczy DS Audio żeby i czytelnicy mogli spojrzeć na mój opis, biorąc pod uwagę, że wpływ nań miały oba komponenty (choć jak twierdzi kilka osób, znających cały asortyment DS Audio, to wkładki „robią” większą różnicę niż przedwzmacniacze).

Skoro w systemie była jedna zmienna więcej niżbym chciał, to by ułatwić sobie zadanie, do odsłuchu wybierałem płyty, które doskonale znam, by tu nie było niespodzianek. Na początek na talerz gramofonu J.Sikora trafił klasyk Jazz At The Pawnshop ARNE DOMNERUSA i spółki. Niemal od samego początku pierwszego utworu mój wzrok (za sprawą bajecznie precyzyjnej lokalizacji i trójwymiarowego, namacalnego renderowania) i słuch (już za sprawą efektownego brzmienia) przyciągał ksylofon. Rzecz w doskonałym połączeniu dźwięczności, otwartości i nasycenia, a także kapitalnie pełnych wybrzmień, co z resztą potwierdziły chwilę później także i blachy perkusji.

To dzięki temu „widziałem” każdy zamach i odpowiednio twarde (ale bez cienia utwardzenia) uderzenie pałeczek, a następnie słyszałem inicjowany w ten sposób mocne, mające czoło ataku, podtrzymanie i pełnie wybrzmienia dźwięki. Dźwięki, których barwa i faktura podane były jak na dłoni, acz przecież nie było mowy o przybliżaniu tego, czy innych instrumentów do słuchacza. To z kolei dowodziło, jak klarowna, przejrzysta jest to prezentacja, w której to, co rozgrywało się na dalszych planach można było obejrzeć niemal równie dokładnie, jak wydarzenia z pierwszego planu.

Wraz ze wspomnianymi fantastycznie pokazanymi aspektami przestrzennymi i obrazowaniem, dawało mi to wyjątkowy wgląd we wszystko, co rozgrywało się na niewielkiej scenie i swobodny wybór elementów, które chciałem w danym momencie śledzić. I wcale nie musiał to być aktualnie prowadzący instrument. Z innych wkładek, które w tak doskonały sposób pokazywały górną część pasma i aspekty przestrzenne do głowy od razu przyszły mi moja ukochana Murasakino Sumile i najnowsza propozycja Kondo, czyli IO-XP. W ich przypadkach także to właśnie tony wysokie pierwsze przyciągały moją uwagę z racji wybitnej, wyrafinowanej i jakże smacznej w formie ich prezentacji.

Trudno jest wiarygodnie porównać ich brzmienie zważywszy na czas, który minął między odsłuchami, tudzież dodatkowe zmienne w systemie, ale już na tym etapie odsłuchu DS Audio dołączyło do ekskluzywnego grona urządzeń, które zapisały się w mojej pamięci, jako oferujące wybitną górę pasma. Gwoli jasności, nie tylko górę, ale o tym za chwilę. Czy była to zasługa wkładki, czy przedwzmacniacza, czy zestawu jako całości – trudno mi jednoznacznie powiedzieć, ale słysząc tak przekonującą prezentację, człowiek przestaje sobie zadawać takie pytanie, skupiając się na tym, jaką płytę zagrać tu i teraz.

Gdybym miał jednak ekstrapolować odpowiedź na podstawie innych doświadczeń, to powiedziałbym, że to Grand Master Extreme odpowiada za podaż sygnału genialnej rozdzielczości i to w sposób doskonale uporządkowany i klarowny. Lampowy TB-100 z kolei, daje tę odrobinę delikatności i słodyczy, otwartości i powietrza, które w połączeniu z zaletami wkładki dają tak niebywale naturalnie (!) precyzyjny, barwny, energetyczny i po prostu prawdziwy przekaz muzycznej zawartości odtwarzanego albumu.

Jasne jest, mam nadzieję, jak dużą rolę odgrywała fantastyczna rozdzielczość dźwięku, zasługa na pewno w pierwszym rzędzie wkładki, jak i przedwzmacniacza (nie da się jej uzyskać, gdy tylko jeden komponent staje na wysokości zadania), który dostarczone przez nią multum informacji potrafił bez strat, bez podbarwień, czy przekłamań wykorzystać. Ilość informacji, w tym najdrobniejszych, przekładała się także na doskonałe różnicowanie i umiejętność oddawania nawet najmniejszych kontrastów – zarówno tonalnych, jak i dynamicznych. To dzięki tym elementom na górze pasma działo się tak dużo i było to pokazywane w doskonale uporządkowany, precyzyjny, ale jednocześnie bajecznie naturalny i płynny sposób.

Trudno mi do końca ocenić, ile w tym zasługi lampowej konstrukcji TB-100, ale przy całej tej dźwięczności, precyzji i szybkości mocno zarysowanego, ale nie utwardzonego ataku, o klasie i wyrafinowaniu, a przy tym pewnej „przyjazności” prezentacji decydował w pewnym, niby drobnym, ale w ostatecznym rozrachunku znaczącym stopniu, ów pierwiastek delikatności, wysublimowania, a może nawet ziarenko lampowej (!) słodyczy. Dzięki nim nic w tej części (ani żadnej inne, gwoli jasności) pasma nie drażniło, nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, jak już sugerowałem, góra pasma, wypełniona przy tym ogromną ilością powietrza i otwarta, oddychająca, brzmiała po prostu zachwycająco naturalnie.

Drugi skraj pasma, którego akurat na tej płycie nie ma aż tak wiele, był szybki i zwarty, a nasycenie i gęstość były jakby na drugim planie. Raz jeszcze powtórzę, że to takie nagranie, gdzie bas jest jedynie tłem, uzupełnieniem reszty i dokładnie tak to DS Audio pokazało niczego od siebie nie dodając, niczego nie upiększając. Wyjątkowy charakter tego nagrania, o którym czytaliście już państwo zapewne dziesiątki razy, sprawia, że łatwo, słuchając go na dobrym sprzęcie, jest się poczuć uczestnikiem tego wydarzenia, acz DS Audio przenosi to doświadczenie na jeszcze wyższy, jeszcze bardziej przekonujący i angażujący poziom.

Klub, w którym zrealizowano to koncertowe nagranie, jest bowiem niewielki, a jego akustykę naprawdę dobrze udało się uchwycić na taśmie. TB-100 wsparty sygnałem z topowej wkładki, zamieniał ogromną ilość informacji muzycznych, tych dotyczących przestrzeni i akustyki, ale i tych pozamuzycznych, w sensualną ucztę, której byłem bardziej uczestnikiem, niż obserwatorem. Dokoła mnie szczękały bowiem naczynia i sztućce (szybko zrobiłem się głodny – mówiłem, że było przekonująco :-) ), słychać było rozmowy, zwłaszcza na początku koncertu, bo później wszystkich, a nie tylko mnie, muzyka wciągnęła bez reszty.

Scena, na której tłoczył się zespół, jest niewielka, ale testowany przedwzmacniacz nie tylko precyzyjnie przypisywał określoną trójwymiarową przestrzeń każdemu instrumentowi, wypełniał dźwiękiem przestrzeń między nimi i wokół mnie, to jeszcze zapewniał możliwość śledzenia wybranego muzyka i nie wymagało to specjalnego wysiłku. Słysząc to po ostatnich dźwiękach z tego krążka sięgnąłem po MUDDY’ego WATERSA i jego koncert (z gościnnym występem m.in. muzyków Rolling Stones) Live At The Checkerboard Lounge. Ilość wykonawców, szczególnie gitarzystów, na kolejnej niewielkiej scenie sprawia, iż niejeden sprzęt nie jest w stanie zaproponować wystarczającej separacji i różnicowania, by umożliwić śledzenie wybranego pośród nich.

TB-100 „karmiony” sygnałem z Grand Master Extreme sprawiał, iż czułem się jakbym ów koncert oglądał na telewizorze (płytę DVD też posiadam), a nie „tylko” słuchał go z winylowej płyty. Nie chodzi o to, że pamiętałem gdzie kto stoi, bo płyta DVD była co prawda w komplecie z winylem, ale jeszcze nie była odtwarzana, a koncert obejrzałem bodaj raz, czy dwa razy kiedyś, dawno temu w internecie (i szybko kupiłem płytę). Japoński zestaw, będę się upierał, że choć po części za sprawą lamp w przedwzmacniaczu, niezwykle przekonująco i wiernie zwizualizował wydarzenia na scenie. Nie miałem więc żadnego problemu z przenoszeniem uwagi z Muddy’ego na Buddy Guya, Rona Wooda, czy Keitha Richardsa. Oczywiście było to możliwe dlatego, że system tak dobrze różnicował style grania i brzmienie gitar każdego z nich.

Zestaw DS Audio nie był jednakże w swojej precyzji, separacji i różnicowaniu nachalny. Wystarczyło nieco się wycofać, tak by zamiast na pojedynczym muzyku skupić uwagę na całości, by docenić jak spójne i płynne jest to granie. To nie były osobne muzyczne byty walczące o uwagę słuchacza (dopóki to on nie podjął takiej decyzji), ale grupa ludzi grających fantastycznego bluesa. A blues to rytm, to tempo, to timing, to feeling, wszystko musi się razem kleić, spajać w całość, która wciąga słuchacza bezpowrotnie, całkowicie i do ostatniej nuty, przy której kończyny same wystukują rytm. Z TB-100 i Grand Masterem Extreme bawiłem się doskonale, co skończyło się odsłuchem wielu następnych albumów reprezentujących ten gatunek muzyczny, w których testowany zestaw potwierdzał raz za razem, że PRAT i feeling należą do jego mocnych stron.

Nieco bardziej na średnicy pasma skupiłem się słuchając Never Forever KATE BUSH, w końcu jej niezwykły wokal znajduje się w centrum wydarzeń niemal przez cały czas. Głos Kate, jedyny w swoim rodzaju, z niezwykłą barwą i fakturą i wyjątkowym sposobem śpiewania został przez zestaw DS Audio pokazany w kapitalnie naturalny, namacalny i angażujący słuchacza sposób. Z drugiej strony, serwuje również sporą dawkę sybilantów. Te potrafią, zwłaszcza z superrozdzielczymi, precyzyjnymi igłami, być odrobinę irytujące. TB-100 (jak zakładam) sprawiał, że choć sybilantów było sporo, to nie były elementem zwracającym uwagę, czy wręcz przeszkadzającym, a jedynie cechą wyjątkowego głosu artystki, jednym z elementów, które sprawiają, iż nie da się go pomylić z żadnym innym.

Testowany przedwzmacniacz pokazał wszystko to w perfekcyjnie doskonały, precyzyjny, a jednocześnie nienachalny sposób. Główną rolę grały bowiem nie poszczególne elementy, ale wynikająca z nich magia i charyzma Kate Bush. Jej piosenki są wysycone emocjami i choć zestawienie Grand Mastera Extreme z TB-100 wcale nie było tak... wewnętrznie spójne i płynne, jak to słyszałem z Master 3, to i tak nie dało się od tej prezentacji oderwać, bo wciągała za uszy do świata wykreowanego przez artystkę nie dając chwili wytchnienia. Doskonale znając płytę, wiedząc co za chwilę popłynie z głośników i tak nie mogłem się doczekać, aż usłyszę znajome, acz zinterpretowane nieco inaczej dźwięki.

Muszę szybko wrócić do tego, co napisałem w poprzednim akapicie, żeby uniknąć nieporozumień. Język nie zawsze jest wystarczająco precyzyjny by wyrazić to, co odczuwamy zwłaszcza w kontakcie ze sztuką przez duże „S”. Napisałem, że dźwięk nie był tak wewnętrznie spójny i płynny, jak z Masterem 3, co łatwo jest zinterpretować, jako słabość TB-100 czy topowej wkładki, a zupełnie nie w tym rzecz. Tak naprawdę chodziło mi o przesunięcie akcentów, a nie o ułomność, na dodatek, jak mi się wydaje, wynikające bardziej z charakteru wkładki niż przedwzmacniacza.

W przypadku zestawu Master 3 to spójność i płynność, z których brała się wręcz organiczność prezentacji, były cechami wiodącymi (zawdzięczanymi znakomitej rozdzielczości i płynącej z niej ogromnej ilości informacji), a tym razem, z Grand Masterem Extreme (bo moim zdaniem, to właśnie jego zasługa) to precyzja oraz ilość i klarowność prezentacji nawet najdrobniejszych okruchów informacji bardziej zwracały (a chwilami może odwracały od całości) moją uwagę. Do spójności i płynności grania nie można było mieć żadnych zastrzeżeń, ale to nie one były tu cechami wiodącymi. Z testowanym zestawem prezentacja była po prostu bardziej, acz nieprzesadnie (!) analityczna. Łatwiej było zajrzeć w najgłębsze nawet warstwy nagrania i obejrzeć niemal jak przez lupę każdy detal i subtelność, których ta wkładka po prostu pokazuje jeszcze więcej i bardziej klarownie niż Master 3. Mam nadzieję, że udało mi się wyjaśnić, co miałem na myśli.

Ogólny charakter prezentacji płyty Kate Bush był więc energetyczny i miał pewnie prowadzone tempo i rytm, miał też bezbłędny timing. Perkusja na tym krążku odgrywa dość dużą rolę, a uderzenia pałeczek były krótkie, mocne, a odpowiedzi membran dłuższe, ale odpowiednio sprężyste. Była w tym graniu nie tylko wysoka energia, ale i pewna świeżość i otwartość, które dodatkowo angażowały w rozgrywające się przede mną wydarzenia. Jako że gdzieś tam głęboko w pamięci ukryte są wspomnienia z niezwykłych teledysków tej artystki, oczyma wyobraźni widziałem ją szalejącą na scenie. Trudno było mi się też oprzeć niekontrolowanemu wystukiwaniu rytmu przez kończyny górne i dolne, a nie jest to przecież muzyka, która łatwo aż tak mocno wciąga i angażuje słuchacza – to przecież nie rock, czy blues.

Zanim doszedłem i do nich, naszło mnie, by posłuchać jednej z moich ulubionych ścieżek dźwiękowych skomponowanych przez VANGELISA, z jednego z ulubionych filmów, Blade Runnera. Już na początku głos Harrisona Forda, grającego główną rolę, zabrzmiał jak gdyby aktor przebywał ze mną w pokoju (albo ja z nim w jego pojeździe). Elektroniczna muzyka zbudowała wokół mnie ogromną, otwartą przestrzeń przywodząca na myśl kosmos, choć przecież akcja rozgrywa się na planecie.

Już w następnym utworze trójka bohaterów znajduje się w ogromnej, acz zamkniętej przestrzeni, a z DS Audio nie dość, że każdy głos brzmiał tak, jak je pamiętałem z filmu, to doskonałe pokazanie przestrzeni i pogłosu sprawiło, że „zobaczyłem” również owo ogromne pomieszczenie. Oczywiście to kolejna moja interpretacja współpracy topowej wkładki z lampowym przedwzmacniaczem, ale powiedziałbym, że i tu wkładka dbała o wyciągnięcie maksimum informacji z płyty i zaprezentowanie ich w precyzyjny, przejrzysty, klarowny sposób, a przedwzmacniacz składał je w niezwykłą, płynną całość i snuł wciągającą opowieść z ogromnego, ponurego, futurystycznego świata.

Podobnie jak w przypadku większości ostatnich recenzji, na koniec odsłuchów zostawiłem sobie kilka albumów z klasyką. To w końcu największe wyzwanie dla sprzętu audio, a są tacy, którzy twierdzą, że system, który doskonale zagra klasykę, zagra wszystko. Z DS Audio ogromne wrażenie zostawiła po sobie choćby Noc Na Łysej Górze, która rozpoczyna się gwałtownie i niepokojąco, z mocnymi, ostrymi dęciakami i nieco wycofanymi smyczkami, a później klimat jeszcze gęstnieje. Testowany zestaw doskonale oddał wyjątkowy rozmach, skalę i potęgę tego widowiska wypełniając cały pokój nasyconymi energią dźwiękami. Ich rozkład w przestrzeni, szybkość ataku z dość twardym, ale w ramach naturalności, czołem, kapitalna dynamika – wszystko to zostało złożone razem w niepokojącą (klimatem), trzymającą w napięciu, barwną, na szczęście kończąca się pozytywnie wraz z nadejściem świtu, opowieść.

Utwór przypisywany MUSORGSKIEMU (są co do tego duże wątpliwości), zagrany z pasją, kapitalnie dynamicznie i mocno przez Royal Philharmonic Orchestra pod Leibowitzem już kilka razy z topowymi wkładkami i przedwzmacniaczami zrobił na mnie przeogromne wrażenie (tzn. robi zawsze, ale czasem jeszcze bardziej). W wydaniu TB-100 i Grand Mastera Extreme wybrzmiał nie tylko wybitnie klimatycznie i emocjonalnie, ale i niebywale precyzyjnie i przejrzyście, dynamicznie i energetycznie co sprawiło, że przesłuchałem go kilka razy. Dzięki bogactwu informacji i sposobowi ich przedstawienia, za każdym mogłem się bowiem skupiać na innych elementach tej wielowarstwowej opowieści odkrywając rzeczy, które wcześniej mi umykały, a to coś, co nie zdarza się często.

Podsumowanie

ODSŁUCH ZESTAWU MASTER 3 MARKI DS AUDIO był wyjątkowym doświadczeniem potwierdzającym zalety wkładek optycznych i ich umiejętność usuwania barier między nagraniem a słuchaczem, przybliżania nas do muzyki tak bardzo, jak to tylko możliwe, gdy nie jest one grana na żywo. Nadal należy on do najściślejszego grona moich prywatnych faworytów. Było to nie dość, że znakomite, wyrafinowane granie, to na dodatek bardzo „moje”, bardzo wpisujące się w moją definicję analogowego dźwięku najwyższej klasy.

Kolejna propozycja tej marki, której miałem tym razem okazję posłuchać, czyli przedwzmacniacz TB-100 i topowa wkładka Grand Master Extreme zabrzmiały nieco inaczej, pod pewnymi względami jeszcze lepiej, musiały więc kolejny raz mocno namieszać w moim prywatnym rankingu. Zakładam – i sądzę, że się nie mylę – topowa wkładka DS Audio dzięki optycznej technologii przetwarzania drgań na sygnał elektryczny i igle wyhodowanej wraz ze wspornikiem z jednego kawałka diamentu, odczytuje informacje z rowka płyty z precyzją, jakiej nie oferuje chyba żadna inna wkładka, jakiej dane mi było posłuchać. Mówię o ilości informacji oraz precyzji ich odczytu. To przekłada się na analityczność i neutralność tonalną sygnału trafiającego do przedwzmacniacza, który dostaje szansę, by pokazać każdy, nawet najdrobniejszy element nagrania w klarowny, uporządkowany, wierny materiałowi sposób.

TB-100 z kolei potrafi wykorzystać wszystko (choć czy faktycznie wszystko mogłoby powiedzieć dopiero porównanie z modelem Grand Master) co ma do zaoferowania wkładka, ale dorzuca do tego ów lampowy, bardziej analogowy (w mojej definicji!) pierwiastek delikatności, nasycenia i gęstości, które sprawiają, że prezentacja tego zestawu jako całości łączy neutralność z naturalnością lepiej niż większość znanych mi konkurentów. Jak próbowałem wyjaśnić już wcześniej Master 3 to brzmienie bardziej „analogowe”, tzn. bardziej skupione na płynności i spójności prezentacji, a mniej na precyzji i klarowności, które są pierwszymi cechami, które przychodzą mi na myśl jako podsumowanie systemu składającego się z TB-100 plus Grand Master Extreme.

Wkładka jest genialna, należy do absolutnie najlepszych jakich było mi dane kiedykolwiek posłuchać. Podobnie jednak, jak w przypadku marki Kondo wybrałbym model Souga a nie Kagurę, tak z oferty DS Audio moje prywatne gusta lepiej zaspokaja obiektywnie nieco mniej doskonały zestaw Master 3. Choć, gdybym faktycznie miał dokonywać zakupu to koniecznie posłuchałbym jeszcze zestawu TB-100 z wkładką Master 3. To ja. Jeśli państwo natomiast szukacie absolutnie topowego brzmienia to Grand Master Extreme powinien się znaleźć na szczycie, zapewne krótkiej, listy zawodników do rozważenia. Dobór optymalnego przedwzmacniacza gramofonowego jest po Waszej stronie, a każdy da doskonałe, choć nieco inne efekty. Stąd wyróżnienie ˻ GOLD FINGERPRINT ˺.

Dane techniczne (wg producenta)

» Grand Master Extreme
Konwersja sygnału: fotoelektryczna
Separacja kanałów: >27 dB (przy 1 kHz)
Napięcie wyjściowe: 70 mV
Wspornik i igła: jednorodny diament
Szlif igły: Micro Ridge
Materiał korpusu wkładki: ultra duraluminium
VTF (nacisk igły): 2g~2,2 g (rekomendowany 2,1 g)
Waga: 7,7 g

» TB-100
Napięcie wyjściowe: 500mV (1kHz)
Wejścia: 1 x RCA
Wyjścia: 2 x RCA
Impedancja wyjściowa: 700 Ω
Wymiary (szer. x wys. x gł.): 440 x 150 x 482 mm
Waga: 18,7 kg

Dystrybucja w Polsce

RCM

ul. Czarnieckiego 17
Katowice ⸜ POLSKA

RCM.com.pl

»«

Test powstał według wytycznych przyjętych przez Association of International Audiophile Publications, międzynarodowe stowarzyszenie prasy audio dbające o standardy etyczne i zawodowe w naszej branży; HIGH FIDELITY jest jego członkiem-założycielem. Więcej o stowarzyszeniu i tworzących go tytułach → TUTAJ.

www.AIAP-online.org



System referencyjny 2025

ŹRÓDŁA CYFROWE

1. Pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10
• karty JCAT XE USB i JCAT NET XE recenzje › TUTAJ + zasilacz Ferrum HYPSOS SIGNATURE recenzja › TUTAJ
• JCAT USB ISOLATOR, optyczny izolator LAN + zasilacz liniowy KECES P8 (mono)
• przełącznik LAN: Silent Angel BONN N8 recenzja › TUTAJ + zasilacz liniowy Forester recenzja › TUTAJ

2. Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr PACIFIC recenzja › TUTAJ + Ideon Audio 3R Master Time recenzja › TUTAJ

ŹRÓDŁO ANALOGOWE

1. Gramofon J.Sikora STANDARD w wersji MAX recenzja › TUTAJ
• ramię J.Sikora KV12
• wkładka Air Tight PC-3

2. Przedwzmacniacze gramofonowe:
• ESE Labs NIBIRU V 5 recenzja › TUTAJ
• Grandinote CELIO Mk IV recenzja › TUTAJ

WZMACNIACZ

1. Wzmacniacz zintegrowany GrandiNote SHINAI recenzja › TUTAJ

2. Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio SYMPHONY II (modyfikowany)

3. Przedwzmacniacz liniowy AudiaFlight FLS1 recenzja › TUTAJ

KOLUMNY

1. GrandiNote MACH4 recenzja › TUTAJ

2. Ubiq Audio MODEL ONE DUELUND EDITION recenzja › TUTAJ

OKABLOWANIE

1. Interkonekty analogowe:
• Hijiri MILLION KIWAMI
• Bastanis IMPERIAL x 2 recenzja › TUTAJ
• Hijiri HCI-20
• TelluriumQ ULTRA BLACK
• KBL Sound ZODIAC XLR

2. Interkonekty cyfrowe:
• David Laboga EXPRESSION EMERALD USB x 2 recenzja › TUTAJ
• David Laboga DIGITAL SOUND WAVE SAPPHIRE x 2 recenzja › TUTAJ

3. Kable głośnikowe:
• LessLoss ANCHORWAVE

4. Kable zasilające:
LessLoss DFPC SIGNATURE, Gigawatt LC-3 recenzja › TUTAJ

ZASILANIE

1. Kondycjoner Gigawatt PC-3 SE EVO+ recenzja › TUTAJ

2. Kabel zasilający AC Gigawatt PF-2 Mk 2

3. Dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y

4. Gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)

ANTYWIBRACJA

1. Stoliki:
• Base VI
• Rogoz Audio 3RP3/BBS

2. Akcesoria antywibracyjne
• platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16
• nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII
• nóżki antywibracyjne Franc Accessories CERAMIC DISC SLIM FOOT
• nóżki antywibracyjne Graphite Audio IC-35 recenzja › TUTAJ i CIS-35 recenzja › TUTAJ