pl | en

GRAMOFON • kompletny

Rekkord Audio
M-600

Producent: FEHRENBACHER GmbH
Cena (w czasie testu):
• 6590 zł – bez wkładki
• 7690 zł – z wkładką Ortofon Quintet Red


Kontakt: Feldbergstr. 11
78112 St. Georgen im Schwarzwald
DEUTSCHLAND


www.REKKORD-audio.com

» MADE IN GERMANY

Do testu dostarczyła firma: NAUTILUS Dystrybucja


Test

tekst MAREK DYBA
zdjęcia Rekkord Audio | Marek Dyba

No 237

16 stycznia 2024

REKKORD Audio to niemiecki producent gramofonów i akcesoriów gramofonowych i wspólne przedsięwzięcie dwóch firm: niemieckiej Fehrenbacher GmbH oraz austriackiej Audio Tuning Vertriebs GmbH. Na rynku jest od stosunkowo niedawna, bo od 2019 roku, ale korzysta z wiedzy i doświadczenia, którą pierwsze z tych przedsiębiorstw wyniosło z tworzenia konstrukcji dla firm Dual oraz Thorens oraz ogromnego zaplecza tej drugiej. Po testach dwóch modeli automatycznych, tym razem zajmiemy się najwyższym modelem w ofercie, obsługiwanym manualnie gramofonem oznaczonym symbolem M-600.

UDZIE ZWIĄZANI Z BRANŻĄ AUDIO od lat zastanawiają się, dlaczego zainteresowanie produktami typu słuchawki i przenośne odtwarzacze (albo wręcz używanie telefonów w ich roli) jest tak duże, a bardziej tradycyjnymi systemami audio, zwłaszcza wśród młodych ludzi, ciągle maleje. Wpływ na to ma wiele czynników, ale jednym z nich jest fakt, że ceny tradycyjnego audio zaczynają się na pułapie zbyt wysokim dla większości młodych (choć tak naprawdę to nie tylko młodych) ludzi. Ci przecież mają wiele innych, ważniejszych na tym etapie życia, planów i związanych z nimi wydatków. Wolą więc kupić sobie słuchawki, bo telefon i tak mają. Wystarczy więc wykupić dostęp do serwisu streamingowego, który „załatwia” dostęp do milionów utworów i temat muzyki na co dzień mają ustawiony. By wiedzieć co tracą muszą mieć okazję nie tylko posłuchać tej samej muzyki odtworzonej przez dobry system, ale i nie może on kosztować majątku, bo pozostanie dla nich abstrakcją.

Zważywszy na obowiązujące trendy tym większy (mój) podziw budzą marki, które oferują „tradycyjne” produkty za (relatywnie) rozsądne pieniądze. Nie każdy przecież, a właściwie to jedynie znikoma mniejszość, zaczyna przygodę w audio od topowych systemów. Producentom powinno więc zależeć, by tych początkujących audiofilów zarazić dobrym dźwiękiem z pomocą produktów, które nie kosztują tyle co dobry samochód, są więc w ich zasięgu. To wydaje się logiczne także dlatego, że zdecydowana większość tych, którzy raz złapią bakcyla dobrego brzmienia, nie pozbędzie się go przez całe życie i będzie, w miarę finansowych możliwości, dążyć do podnoszenia poziomu swoich systemów. Wystarczy dać im szansę.

Wiele marek nie bierze tego w ogóle pod uwagę, albo po prostu skupia się na segmencie rynku określanym mianem high-end. W pewnym sensie to łatwiejsze, tzn. łatwiej jest stworzyć świetnie grający produkt za 50 tysięcy niż za pięć. I nie chodzi o to, że ten drugi ma dorównywać klasą temu pierwszemu, ale po pierwsze zapewniać dobrą jakość dźwięku, a po drugie (najlepiej) być równie wyjątkowym w swojej klasie. Nie krytykuję tych, którzy celują jedynie w górne rejony rynku, to ich wybór, ale chwalę tych, którzy za rozsądne pieniądze potrafią zaoferować dobry produkt tym, którzy chcą posłuchać muzyki w dobrej jakości i nie wydać na to majątku.

Jednym z ludzi, którzy takim rozwiązaniom poświęcili spory kawałek życia jest HEINZ LICHTENEGGER. Większość z naszych czytelników kojarzy go z marką Pro-Ject, za którą stoi firma Audio Tuning Vertriebs GmbH, czyli… współwłaściciel Rekkord Audio. Druga z współtworzących tę spółkę stron to z kolei doświadczony niemiecki producent, który przez lata tworzył gramofony dla firmy Dual.

Data powstania firmy, której tradycji jest kontynuatorem, to 1907 rok. Firma ma siedzibę w St. Georgen w niemieckim Czarnolesie (nie mylić z tym od Kochanowskiego! :)), czyli Schwarzwaldzie. Firma z dumą chwali się jakością i precyzją wykonania wszystkich elementów składających się na ich gramofony. Podkreśla również fakt, że by osiągnąć satysfakcjonujący ją poziom jakościowy, 99% komponentów powstaje w firmach zlokalizowanych nie dalej niż 40 km od siedziby Rekkord Audio. Nieco więcej informacji osoby niemiecko- i anglojęzyczne mogą znaleźć w krótkim filmie na YouTube → TUTAJ.

Współpraca dwóch takich partnerów powinna przynieść dobre efekty, bo wiedzy i doświadczenia im nie brakuje. W ofercie większość modeli stanowią tzw. automaty, czyli gramofony, w których właściwie odtwarzanie płyty zaczyna się po naciśnięciu jednego przycisku (oczywiście płytę położyć i przewrócić na drugą stronę użytkownicy muszą sami). Na górze oferty, rozpatrując ją pod kątem cen, znaleźć można jednakże dwa modele klasyczne, czyli obsługiwane manualnie – M-500 i M-600 (‘M’ w symbolu zapewne pochodzi od słowa „manual” sugerującego obsługę ręczną).

Ich ceny sugerują, że niekoniecznie są to propozycje dla zaczynających swoją przygodę z czarną płytą, ale raczej tych, którzy mają już pewne wymagania. Można przyjąć, że potencjalni nabywcy tych modeli albo chcą zrobić kolejny krok na swojej audiofilskiej drodze, zastępując produkt budżetowy, albo po prostu zakupić urządzenie, które nie kosztując majątku zapewni dobre brzmienie i odpowiednią jakość wykonania i wykończenia (co implikuje niezawodność na dłuższy czas). Tak właśnie widzę te dwa modele.

Tym razem testujemy najdroższą propozycję Rekkord Audio, gramofon oznaczony symbolem M-600, za którą w najdroższej opcji, wykończeniu piano Black i z wkładką Ortofon Quintet Red zapłacimy 8590 złotych. Wystarczy jednakże wybrać wykończenie matowe by zaoszczędzić 900 zł (i tę opcję dostaliśmy do testu). Możliwy jest również zakup tego modelu bez wkładki, a wówczas wersja wykończona czarnym matem kosztuje 6590 zł. Nie jest to więc propozycja bardzo tania, ale patrząc na rynek, rozsądna. O ile oczywiście oferuje odpowiednią jakość brzmienia. Co postaram się ocenić.

M-600

WOJTEK TESTOWAŁ JUŻ DWA GRAMOFONY Rekkord Audio, oba należące do dominującej w ofercie tej marki kategorii urządzeń automatycznych, a mianowicie modele F-300 i F-400. M-600, co sugeruje literka otwierająca oznaczenie modelu, jest bardziej tradycyjnym (przynajmniej w audiofilskim świecie) rozwiązaniem, czyli gramofonem obsługiwanym ręcznie (Manualnym). Jest to klasyczny gramofon z napędem paskowym i ramieniem o zawieszeniu kardanowym. W testowanej wersji dostarczany jest z zainstalowaną i ustawioną fabrycznie wkładką typu MC (z ruchomą cewką) pochodzącą z oferty marki Ortofon, a mianowicie z modelem Quintet RED. To wkładka niskopoziomowa z igłą o szlifie eliptycznym, dostarczająca sygnał na poziomie 0,5 mV.

Rekkord M-600 nie zaskakuje wyglądem – to klasyczna konstrukcja z drewnianą, prostokątną podstawą wykonaną z grubego MDF-u. W zestawie znajduje się zdejmowana, akrylowa osłona przeciwkurzowa. Producent nie podaje szczegółów, ale pisze o „MDF-ie wytłumionym przeciwko wibracjom”. Podstawa ustawiona jest na trzech wytłumionych, aluminiowych nóżkach. W tym modelu dostępne jest jedynie czarne wykończenie w dwóch opcjach, matowej (tańsze) i na wysoki połysk (droższe). W podstawie gramofonu osadzone jest główne łożysko, a na jego głównej osi umieszczono metalowy subplatter. Na subplatter nakładany jest precyzyjnie wykonany aluminiowy talerz, który od spodu, przy krawędzi wytłumiono dodatkowo materiałem antywibracyjnym. W komplecie otrzymujemy również filcową matę.

Na wspomniany subplatter, za pomocą płaskiego, gumowego paska, przenoszony jest napęd z silnika. Silnik to jednostka na prąd stały (12 V DC) zasilana z wtyczkowego zasilacza impulsowego, co daje możliwość apgrejdu za pomocą dobrego zasilacza liniowego. Co prawda silnik zamocowany jest do podstawy gramofonu, ale w przeciwieństwie do automatycznych modeli tej marki, nie umieszczono go między głównym łożyskiem a podstawą ramienia, ale bardziej tradycyjnie, co pozwala lepiej odizolować wytwarzane przez niego wibracje od wspomnianych, wrażliwych na drgania i kluczowych dla uzyskiwanego dźwięku elementów konstrukcji. Za pomocą pokrętła użytkownik może wybrać jedną z trzech prędkości: 33 1/3, 45, albo 78 obrotów na minutę.

Lekkie ramię o długości 8,6 cala z rurką wykonaną z aluminium zaprojektowano specjalnie pod kątem tego modelu. Jak już wspomniałem, to konstrukcja o zawieszeniu kardanowym z odłączaną główką (ang. headshell). Zastosowano w nim kilka ciekawych rozwiązań. Część ramienia (rurka), na którą nakręca się przeciwwagę, zamontowana jest niżej niż rurka, na której końcu znajduje się główka ramienia, co jest rozwiązaniem zwykle spotykanym w droższych ramionach. Sama przeciwwaga składa się z dwóch elementów. W ten sposób można dopasować jej wagę w zależności od stosowane wkładki. Drugi element przykręca się do głównej przeciwwagi dopiero, gdy zachodzi taka konieczność, to jest w przypadku stosowania cięższej wkładki.

Kwestia ustawiania siły nacisku igły jest również nietypowa, co nie znaczy, że jedyna w swoim rodzaju, bo takie rozwiązania stosowała choćby Rega. Przeciwwagę nakręca się z tyłu na ramię tak, by zrównoważyć ciężar zamontowanej wkładki. Gdy już wyważy się w ten sposób ramię, właściwą siłę nacisku igły ustala się małym pokrętłem umieszczonym z boku w podstawie ramienia. To rozwiązanie tzw. bezmasowe wykorzystujące precyzyjną sprężynkę (te produkowane były na potrzeby precyzyjnych zegarków mechanicznych, a firma kupiła ich spory zapas lata temu). W ten sposób siłę nacisku igły ustala się w osi ramienia, a nie na jego końcu, co ma pozwiloć uzyskać niższe zniekształcenia.

Wysokość ramienia (VTA) jest regulowana i ten element również rozwiązano bardzo praktycznie. Śrubka, którą należy poluzować w celu zmiany wysokości ramienia umieszczona jest bowiem z tyłu ramienia i jest łatwo dostępna. Ramię posiada również regulację antyskatingu, także nieco nietypową bo w postaci... suwaka. W podstawie ramienia znajduje się półokrągła szczelina a niej element, który się przesuwa. Obok umieszczono podziałkę ułatwiająca wybór odpowiedniej wartości. Od strony użytkowej rzeczą, do której trzeba się przyzwyczaić, jest odwrotnie pracująca dźwigienka windy - przy opuszczonej ramię jest podniesione, a przy podniesionej opuszczone, czyli dokładnie odwrotnie niż właściwie w każdym gramofonie z jakim miałem do czynienia.

Przy zamówieniu M-600 z wkładką dostajemy gramofon niemal gotowy do pracy, bo o ustawienie wkładki dba producent. Wystarczy więc ustawić siłę nacisku i antyskating; w przypadku mojego egzemplarza konieczne było także podniesienie całego ramienia, założenie paska, talerza, podłączenie interkonektu (w zestawie) i można było grać. Wcześniej pisałem, że opcją apgrejdu tego modelu jest wymiana zasilacza. Dodam tu tylko, że dzięki (pozłacanym) gniazdom RCA także i firmowy interkonekt (z dodatkową żyłą uziemiającą) można w dowolnym momencie wymienić na inny, wyższej klasy. Gramofon jest porządnie wykonany i wykończony, dzięki czemu prezentuje się naprawdę dobrze. Do grania lepiej jest zdejmować pokrywę przeciwpyłową, ale dotyczy to niemal wszystkich gramofonów.

ODSŁUCH

⸜ JAK SŁUCHALIŚMY • Gramofon Rekkord Audio M-600 trafił do mojego systemu referencyjnego. Sygnał z wyjść RCA gramofonu biegł kablem dostarczonym wraz z gramofonem do wejścia przedwzmacniacza gramofonowego ESE Lab Nibiru i dalej interkonektem Hijiri HCI-R20 do przedwzmacniacza Circle Labs P300. Ten z kolei z końcówką tej samej marki łączył zbalansowany interkonekt KBL Sound Himalaya Mk 2. Kabel głośnikowy Soyaton Benchmark przekazywał sygnał z wzmacniacza do kolumn GrandiNote MACH4.

»«

OD GRAMOFONU Z TEGO PUŁAPU CENOWEGO, nawet wyposażonego w niezłą wkładkę z ruchomą cewką (MC), nie można wymagać genialnej rozdzielczości, nielimitowanej energii, wybuchowej dynamiki, doskonałej transparentności, itd., itp. Można natomiast, a nawet trzeba, oczekiwać braku słabych stron i równego, spójnego, dającego satysfakcję grania – przynajmniej ja tak widzę zadania stawiane przed urządzeniem z tej półki cenowej. Już pierwsza płyta, bodaj nr 2 z ostatniego, czteropłytowego albumu U2 Songs Of Surrender, wyraźnie pokazała, że pomimo przesiadki bezpośrednio z mojego gramofonu (ciągle z wkładką Analog Relax EX-2000 i przedwzmacniaczem Destination Audio 417A), M-600 potrafi sprawić, że słucham muzyki z przyjemnością, bez rozpamiętywania o ile więcej informacji pokazywał setup kosztujący jakieś 50-60 razy więcej.

Podobnie jak na samym krążku, w prezentacji M-600 najważniejszy był wokal Bono, pełny i czysty, może nie tak obecny jak z wspomnianym top-high-endowym systemem, ale nadal pełny emocji, przykuwający uwagę i nie do pomylenia z żadnym innym (no chyba, że z wokalem syna, acz ten przypomina bardziej Bono sprzed 30 lat). Lubię tę płytę, bo – po pierwsze – jest akustyczna, po drugie to nowe aranżacje doskonale mi znanych kawałków i sam wokalista śpiewa większość z nich inaczej niż w oryginałach, a po trzecie jakość samego nagrania jest zdecydowanie wyższa niż na „normalnych” płytach tej kapeli.

Niemiecki gramofon potrafił to wyraźnie pokazać wyciągając z rowka wiele detali i składając je w równą, spójną, naturalnie brzmiącą całość. A przy tym zapewniał całkiem dobre różnicowanie i niezłą separację, co pozwalało mi bez większego wysiłku śledzić wybranego muzyka i to, na ile jego granie jest inne niż na „elektrycznych” krążkach. Nie było to jednakże brzmienie analityczne, bo choć w dźwięku było sporo detali, to nie były one jakoś szczególnie eksponowane, a raczej składały się na większą, spójną całość. Sposób prezentacji, spójny, naturalny, zachęcał raczej do płynięcia z prądem, że tak to ujmę, do chłonięcia muzyki jako całości, a nie analizy realizacji. Trudno na tym krążku było mi definitywnie ocenić skraje pasma, ale średnica z M-600 pokazała się z naprawdę bardzo dobrej strony. Była barwna, dość gęsta, a przy tym otwarta i przede wszystkim naturalna.

Kolejna płyta, tym razem PETERA GABRIELA z towarzysząca mu orkiestrą, dała mi nieco pełniejszy pogląd na możliwości testowanego gramofonu. A te okazały się całkiem spore. Wszystko oczywiście kręciło się wokół fantastycznego wokalu mistrza, ale że ten wypadnie świetnie wiedziałem już po krążku U2. Bardziej więc chodziło mi o sprawdzenie, czy i jak M-600 poradzi sobie ze skalą i potęgą brzmienia orkiestry. Nawet jeśli nie jest to symfonia Mahlera, to dynamika i energia orkiestry zawsze jest wyzwaniem dla sprzętu audio, a szczególnie dla gramofonów, ze względu na mechaniczny sposób zapisu i odtwarzania. Topowy przedstawiciel Rekkord Audio podjął to wyzwanie ze spokojem. Zagrał ten krążek w wyważony, spokojny sposób, bez oznak nerwowości, czy pośpiechu.

Wszystko ładnie poukładał na sporej scenie, nie tracił kontroli nad prezentacją nawet wtedy, gdy orkiestrze zdarzało się zagrać mocniej, czy zejść nisko. Zawsze „pamiętał” o tym, że to Gabriel jest postacią centralną (ewentualnie towarzyszący mu wokal) i że to on powinien być na pierwszym planie niezależnie od tego, co dzieje się za nim. Podobnie jak na krążku Bono i jego kapeli, tak i tu, to ów naturalny, równy „flow” muzyki sprawiał, że słuchało się tego tak dobrze. Jest na tym krążku kilka momentów wyrywających słuchacza ze strefy komfortu, żywszych, bardziej dynamicznych, mocniejszych i, jak się okazało, M-600 poradził sobie z nimi całkiem swobodnie. Pewnie prowadził rytm, a poziom energii, choć nie tak wysoki jak na gramofonie J.Sikora, dobrze oddawał intencje artysty.

Kontynuując rockowe przygody z M-600 sięgnąłem po nostalgiczny, trochę „polski” (zawłaszczam go dla naszej nacji z racji aranżacji orkiestrowej Zbigniewa Preisnera i Leszka Możdżera grającego na fortepianie w jednym z utworów) krążek DAVIDA GILMOURA On An Island. Gramofon Rekkord Audio zaserwował mi duży, gęsty dźwięk z niezbyt głęboką, ale za to szeroką sceną. Głos wokalisty, choć duży i nasycony, pokazany został delikatnie za linią łączącą kolumny, a mimo tego mocno zaznaczał swoją obecność. Słychać było sybilanty w jego głosie, ale wypadały na tyle naturalnie, że nie przeszkadzały mi w słuchaniu. Równie mocno uwagę na sobie skupiała gitara mistrza grająca gęstszym, pełniejszym dźwiękiem niż zwykle oczekuje się od gramofonu z tego poziomu cenowego. To właśnie dlatego, mimo że niczego nie brakowało nieprzesadnie eksponowanym w tych nagraniach skrajom pasma, coraz jaśniejsze stawało się, że w przekazie M-600 najważniejsza jest średnica.

Chciałbym żebyśmy się dobrze zrozumieli, więc podkreślę raz jeszcze, że skrajom pasma niczego nie można było zarzucić. Góra była dźwięczna, otwarta, blachy perkusji całkiem nieźle różnicowane, podobnie jak i niskie tony prezentowane w zwarty, mający swoją wagę i energię sposób. Tyle tylko, że rolą skrajów pasma, jak zresztą być powinno, było tu uzupełnianie średnicy a nie przyciąganie uwagi „wyskokami”. I owszem, da się je pokazać lepiej, efektowniej bez zaburzania równowagi tonalnej i spójności prezentacji, ale przecież mówimy o rozsądnie wycenionym urządzeniu i nie można oczekiwać, że zagra jak najlepsze gramofony na rynku. Nie takie też jest przeznaczenie M-600 – ma zagrać każda muzykę w sposób przyjemny dla ucha, ma zróżnicować nagrania tak, by wszystkie nie brzmiały tak samo. I z tych zadań wywiązuje się więcej niż dobrze.

Okazją do lepszego przyjrzenia się skrajom pasma był krążek TOMASZA PAUSZKA LEM The Tales From Beside. Tu znowu niezwykle ważny był wykreowany przez artystę i bardzo dobrze oddany przez M-600 wyjątkowy klimat właściwie wszystkich utworów... Ale miało być o skrajach pasma. Te, w tym przypadku, zostały wykreowane z pomocą syntezatorów, ale to właśnie dlatego ważne było oddanie ich wyrazistości. Te wysokie potrafiły zabrzmieć mocno, chwilami prawie (!) natarczywie, te na dole z kolei miały dużą masę i schodziły na tyle nisko, by dało się je poczuć. Razem tworzyły kolejne „kosmiczne” widowisko muzyczne Tomka i choć i tu w dźwięku nie było żadnych szczególnych „fajerwerków”, to miałem wrażenie, że wszystko jest pokazane dokładnie tak, jak być powinno. To z kolei przekładało się na ową dużą przyjemność obcowania z muzyką, którą M-600 serwował, niezależnie od jej rodzaju.

Odsłuchy zamknąłem kolejnym albumem z genialnymi wokalami. Tym razem byli to ELLA FITZGERALD i LOUIS ARMSTRONG z Porgy & Bess (z muzyką Gershwina). O bardzo dobrych wokalach nie będę już nawet pisał, ale muszę o nich wspomnieć choć tyle, że i tym razem zabrzmiały pysznie (ach... ta chrypa Satchmo)! Skupmy się jednakże na towarzyszącej im orkiestrze. Naprawdę podobały mi się dęciaki, które miały odpowiednią zadziorność i dźwięczność, a Rekkord udowodnił, że potrafi oddać szybkie impulsy i spory zakres dynamiczny. Dużo w tym dźwięku było powietrza, otwartości i swobody, a i energii było tyle, ile trzeba.

Z kolei dźwięk smyków był... śpiewny, chwilami wręcz słodki, a jednocześnie nasycony, wypełniony i gładki. Realizacja, pomimo przypisania poszczególnych sekcji instrumentów do kanałów (z wokalistami na środku) brzmiała przekonująco, nie raziła tą sztuczną lokalizacją w przestrzeni. Choć tak naprawdę gdy Ella albo Louis, albo oboje naraz zaczynali śpiewać reszta i tak przestawała się liczyć. Wiem jak to zabrzmi, ale prawda jest taka, że mając system wysokiej klasy człowiek ma tendencję do grymaszenia bo to, czy tamto nie brzmi tak dobrze, jak do tego przywykł. Oczywiście M-600 nie grał jak mój gramofon, ale prezentował muzykę na tyle dobrze i interesująco, że żadne grymaszenie nie przyszło mi nawet do głowy.

Podsumowanie

ZACZĄŁEM TEN TEKST od wyrażenia podziwu dla firm, które potrafią zaoferować dobrze grające produkty audio w rozsądnej cenie, by w ten sposób zachęcić jak najwięcej ludzi do poznania lepszej (w sensie jakości odtworzenia) strony muzyki. Rekkord Audio i ich gramofon M-600 należą do tej kategorii. Nie są w tym jedyni, ale na podstawie testowanego modelu, moim zdaniem, są w tym dobrzy. Uroda rzecz względna, więc nie mogę powiedzieć, że M-600 spodoba się wszystkim, ale jego wykonanie i wykończenie są po prostu dobre więc przyjemnie jest zawiesić na nim oko.

Od strony użytkowej, może poza kwestią ewentualnego (tzn. jeśli ktoś ma już wyrobione nawyki) przestawienia się na odwrotną niż zwykle pracę dźwigni windy ramienia, reszta jest bezproblemowa. Jak mało który produkowany współcześnie gramofon, topowy model Rekkord Audio oferuje trzy prędkości, więc można na nim posłuchać także starych wydań na 78 obrotów (po zmianie wkładki, oczywiście). Ma odłączany interkonekt, więc można się pokusić o jego apgrejd, podobnie jak i 12 V zasilacza wtyczkowego.

No i, co przecież najważniejsze, naprawdę dobrze gra. Bez żadnych fajerwerków, po prostu równo, spójnie, z pełną, barwną, czystą średnicą i świetnie uzupełniającymi ją nieefekciarskimi, ale i nie pozostawiającymi wiele do życzenia, skrajami pasma. W efekcie, właściwie z każdą płytą i niezależnie od gatunku muzycznego, a nawet jakości wydania (bo tak naprawdę słuchałem w dużej mierze „zwykłych”, a nie audiofilskich wydań) pozwala po prostu cieszyć się muzyką. Dla wielu osób, nieaudiofilów, to może być gramofon na lata, a dla innych pierwszy spory krok w stronę „poważnego” grania.

Dane techniczne (wg producenta)

Wkładka: Ortofon Quintet RED (MC)
Prędkość: 33 / 45 / 78 RPM
Wow & Flutter: 0,05 % DIN/WRMS
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz
Wyjście: RCA
Wymiary: 440 x 135 x 370 mm
Waga: 8,3 kg
Akcesoria: zasilacz wtyczkowy, interkonekt, akrylowa pokrywa, mata gramofonowa, adapter dla płyt 7”
Dostępne kolory: czarny, czarny lakier fortepianowy

Dystrybucja

NAUTILUS Dystrybucja

ul. Malborska 24
30-646 Kraków ⸜ POLSKA

NAUTILUS.net.pl

Test powstał według wytycznych przyjętych przez Association of International Audiophile Publications, międzynarodowe stowarzyszenie prasy audio dbające o standardy etyczne i zawodowe w naszej branży; HIGH FIDELITY jest jego członkiem-założycielem. Więcej o stowarzyszeniu i tworzących go tytułach → TUTAJ.

www.AIAP-online.org

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl


System referencyjny 2022

ŹRÓDŁA CYFROWE

1. Pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10
• karty JCAT XE USB i JCAT NET XE recenzje › TUTAJ + zasilacz Ferrum HYPSOS SIGNATURE recenzja › TUTAJ
• JCAT USB ISOLATOR, optyczny izolator LAN + zasilacz liniowy KECES P8 (mono)
• przełącznik LAN: Silent Angel BONN N8 recenzja › TUTAJ + zasilacz liniowy Forester recenzja › TUTAJ

2. Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr PACIFIC recenzja › TUTAJ + Ideon Audio 3R Master Time recenzja › TUTAJ

ŹRÓDŁO ANALOGOWE

1. Gramofon J.Sikora STANDARD w wersji MAX recenzja › TUTAJ
• ramię J.Sikora KV12
• wkładka Air Tight PC-3

2. Przedwzmacniacze gramofonowe:
• ESE Labs NIBIRU V 5 recenzja › TUTAJ
• Grandinote CELIO Mk IV recenzja › TUTAJ

WZMACNIACZ

1. Wzmacniacz zintegrowany GrandiNote SHINAI recenzja › TUTAJ

2. Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio SYMPHONY II (modyfikowany)

3. Przedwzmacniacz liniowy AudiaFlight FLS1 recenzja › TUTAJ

KOLUMNY

1. GrandiNote MACH4 recenzja › TUTAJ

2. Ubiq Audio MODEL ONE DUELUND EDITION recenzja › TUTAJ

OKABLOWANIE

1. Interkonekty analogowe:
• Hijiri MILLION KIWAMI
• Bastanis IMPERIAL x 2 recenzja › TUTAJ
• Hijiri HCI-20
• TelluriumQ ULTRA BLACK
• KBL Sound ZODIAC XLR

2. Interkonekty cyfrowe:
• David Laboga EXPRESSION EMERALD USB x 2 recenzja › TUTAJ
• David Laboga DIGITAL SOUND WAVE SAPPHIRE x 2 recenzja › TUTAJ

3. Kable głośnikowe:
• LessLoss ANCHORWAVE

4. Kable zasilające:
LessLoss DFPC SIGNATURE, Gigawatt LC-3 recenzja › TUTAJ

ZASILANIE

1. Kondycjoner Gigawatt PC-3 SE EVO+ recenzja › TUTAJ

2. Kabel zasilający AC Gigawatt PF-2 Mk 2

3. Dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y

4. Gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)

ANTYWIBRACJA

1. Stoliki:
• Base VI
• Rogoz Audio 3RP3/BBS

2. Akcesoria antywibracyjne
• platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16
• nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII
• nóżki antywibracyjne Franc Accessories CERAMIC DISC SLIM FOOT
• nóżki antywibracyjne Graphite Audio IC-35 recenzja › TUTAJ i CIS-35 recenzja › TUTAJ