pl | en

KOBIECYM ODSŁUCHEM

Część 2: W POSZUKIWANIU WŁAŚCIWEGO CELU

W swoim drugim felietonie na łamach „High Fidelity” MALWINA PRUS-ZIELIŃSKA opowiada o tym, jak stała się auidofilką, a także dzięki komu i czemu. A do tego kilka przemyśleń na temat wystawy Audio Video Show 2022 i wystaw audio w ogóle.

→ POZNAŃ ⸜ Polska


FELIETON

tekst MALWINA PRUS-ZIELIŃSKA
zdjęcia Maciej Kielan


No 224

1 grudnia 2022

KOBIECYM ODSŁUCHEM to seria felietonów pisanych przez MALWINĘ PRUS-ZIELIŃSKĄ, z zawodu terapeutkę zajęciową, z zamiłowania fankę muzyki, a z wyboru dziewczynę audiofila. Pokazuje on świat audio od strony innej niż ta, do której się przyzwyczailiśmy.

POPRZEDNIM FELIETONIE WYJAŚNIŁAM, a przynajmniej próbowałam, na czym polega świadomy odbiór jakości dźwięku. Postawiłam sobie wtedy za cel wykazanie, że choć większość audiofilów to mężczyźni (być może dla niektórych sprzęt grający to pewnego rodzaju kosztowny gadżet), kobiety wnieść mogą często odmienne, bo pełne szczegółów, przez co równie wartościowe spojrzenie w tej dziedzinie. Muzyka jest przecież sztuką, tak jak i kobieta.

Wybór zestawu grającego to proces obejmujący szereg mniejszych lub większych samodzielnych odkryć, gdzie co jakiś czas ma się ochotę krzyknąć: „Eureka!” Wraz z owymi odkryciami pojawiają się wnioski tak niesamowite, jak to, że długość interkonektu ma znaczenie (dla dźwięku). Fakt, że do podobnych wniosków w ogóle można dojść kandydat na świadomego odbiorcę muzyki musi zaakceptować. Bo wchodząc w temat audio na niejedno trzeba się przygotować. Im głębiej w las... tym przecież więcej niuansów. Słyszalnych! Ponieważ nawet tak niepozorny element zestawu, jak gniazdko w ścianie ma znaczenie, opowiem o mojej z nim przygodzie.

Wsiadłam kiedyś do auta mojego partnera. Na siedzeniu pasażera leżało duże, zgrabne czarne pudełko, dodatkowo opakowane w białą torebkę prezentową. Bardzo lubię spontaniczne niespodzianki, pomyślałam więc, że być może mój ukochany postanowił mi sprawić prezent w postaci biżuterii. Kiedy okazało się, że to jednak nie biżuteria a gniazdko, za które płaci się cenę jak za piękną bransoletkę, byłam naprawdę zdziwiona. Naprawdę, autentycznie.

Nieco sceptycyzmu w podejściu do tematu audio wciąż jeszcze się mnie trzymało, ale otwartość przeważyła szalę. Otworzyłam pudełko z napisem „Furutech” i spojrzałam na mój nie-prezent. Ciekawie wykonany, masywny, robiący dobre wrażenie. Mam niecodzienne podejście do wyglądu przedmiotów, szczególnie nowoczesnych. Lubię styl rustykalny, ciepły, jasny... I choć gniazdko prezentowało się bardzo nowocześnie, spodobało mi się. A jeszcze bardziej spodobał mi się dźwięk, kiedy zostało umieszczone w ścianie i zagrało w zestawie. Precyzuję: zagrało i to dobrze. Dołożyło swoją jakość do słyszanego dźwięku i to bez najmniejszej wątpliwości.

Jako, że tematyka audio gości u nas w domu od kilkunastu miesięcy, a wraz z rozwojem zainteresowań wzmaga się ciekawość nowego, nie mogliśmy nie wybrać się na warszawskie targi Audio Video Show. Przemierzając pierwszy hotelowy korytarz byliśmy nieco podekscytowani i ciekawi tego co zobaczymy i usłyszymy. Słusznie przewidywaliśmy, że pierwsze co do nas dotrze to muzyka i to głośna, ale nie, że będzie tam panował taki hałas!

Niewiele osób na co dzień słucha muzyki w małych pomieszczeniach z tak wysokim poziomem głośności przez dłuższy czas. Zapewne każdy z Czytelników niejeden raz przekręcił pokrętło głośności chcąc mocniej „poczuć” swoje ulubione dźwięki , ale na dłuższą metę przebywanie w tak głośnym otoczeniu uszkadza przecież słuch. Uraz akustyczny to ekspozycja na głośne dźwięki, które mogą trwale uszkodzić nasze zdolności słyszenia świata. Niektórzy prezentujący sprzęt wystawcy zdawali się tego nie wiedzieć. Nie można było normalnie rozmawiać, w grę wchodziło jedynie przekrzykiwanie się. Jeśli już głośność została zmniejszona to o jeden, maksymalnie dwa poziomy i tłumaczono, że „nie da się wszystkim dogodzić”.

Na całe szczęście byli też bardziej świadomi, otwarci i ciekawi wrażeń klientów wystawcy. Cieszy, że wielu z nich reprezentowało polskie firmy. Prezentowane przez nich systemy grały bardzo dobrze. Z prawdziwą przyjemnością słuchaliśmy muzyki w pokoju wystawienniczym firmy SiSound, gdzie jednym z prezentowanych elementów zestawu grającego okazał się być DAC2 Quad R-2R Ladder. To była jego światowa premiera. Naprawdę wspaniale brzmiał w połączeniu z polskimi głośnikami, odtwarzaczem CD i kablami.

Równie wspaniałe było podejście załogi tego pokoju. Odtworzono nam płytę Time Leszka Możdżera z Larsem Danielssonem i Zoharem Fresco, a następnie płytę Yasmin Jacoba Dinesona. Oba te albumy są częścią naszego zestawu, który dość bezlitośnie, choć we wspaniałym muzycznym stylu, ukazuje czy sprzęt gra „właściwie", czyli dźwiękiem, który preferujemy. Myślę, że tylko tak można sprawdzić brzmienie sprzętu. W końcu to tych płyt będziemy słuchać w domu po ewentualnym zakupie sprzętu.

Time gra wielotonową mnogością szczegółów. Klawisze fortepianu, gdy gra na nich Możdżer mają specyficzne brzmienie. Nazywam je perełkami rozsypywanymi po fortepianie przez jego palce. Nie każdy sprzęt prezentuje te perełki właściwie. Często dźwięk fortepianu jest dziwnie nieprawdziwy, nieprzyjemny i drażniący. Zdarza się także czasem, że pojawia się sztuczny pogłos, przez co dźwięki klawiszy są wydłużone i nakładają się na siebie tworząc efekt dźwiękowego tsunami, które można zatrzymać jedynie poprzez naciśnięcie przycisku stop.

Tymczasem na płycie Yasmin jednym z ciekawych elementów testowych jest saksofon. I wcale nie dlatego, że jest tam głównym instrumentem. Powód jest całkiem inny: saksofonista specyficznie głośno dmucha w instrument. Ten dźwięk został precyzyjnie zebrany podczas nagrania. Tak precyzyjnie, że niekiedy nie da się po prostu tej płyty słuchać. Bywa, że dmuchanie owo jest tak głośne, iż nie można podążać za brzmieniem saksofonu, bo go chwilami nie słychać – jest całkowicie (lub częściowo) zagłuszane.

Innym znów razem oba dźwięki – dmuchanie saksofonisty i brzmienie samego instrumentu – są na równym poziomie, jakby obok siebie. Saksofon jest wówczas lepiej słyszalny, ale dmuchanie i tak przeszkadza – rozpraszając. Najlepsze brzmienie to takie, gdzie sprzęt grający prezentuje barwę i dźwięk saksofonu w idealnej przodo-harmonii, a dmuchanie uzupełnia tyły i w niczym nie przeszkadza w odbiorze piękna muzyki. I tak właśnie było w pokoju firmy SiSound. Przyjemność ze słuchania muzyki po wielogodzinnym łoskocie była tak duża, że nie chciało się opuszczać tego bezpiecznie azylu.

Będąc tam pozwoliłam sobie pochwalić sposób grania wystawionego zestawu dodając, że te dwie prezentowane na naszą prośbę płyty to część zestawu odsłuchowego i wiele elementów grających wysypuje się na nich po prostu jak auto na ostrych zakrętach. Moją uwagą zainteresowali się nie tylko panowie wystawcy, ale również i inne osoby słuchające wówczas z nami muzyki. Uściślając: panowie wystawcy i inni mężczyźni słuchający z nami muzyki, bo poza mną kobiet tam akurat nie było. To było ciekawe psychologicznie doświadczenie. Niby słyszeli wcześniej utwór słuchając go z nami, ale dopiero, gdy wskazałam czego konkretnie słuchaliśmy w tym utworze byli autentycznie zdziwieni, bo... oni nie zwrócili na to uwagi. Bardzo dziękowali za tę wskazówkę, która – być może – stanie się po kilku odsłuchach ich prywatną mądrością.

Wiedzy, która po odpowiednim przyjrzeniu się jej i wyciągnięciu wniosków, może stać się mądrością było na targach znacznie więcej. To nawiązana przypadkiem rozmowa z mężczyzną, który stał obok nas i opowiedział o fascynującym go brzemieniu DAC-ów z przetwornikiem R-2R. Była to wizyta w pokoju firmy Nautilus, gdzie moją uwagę zwróciły gustowne panele akustyczne Hex wykonane z drewna przez polską firmę PROTONE. Była to w końcu wypowiedź pana Piotra z firmy Enerr, w której zauważył, że najlepszy dla nas sprzęt to ten, który przenosi emocje, bo taka jest funkcja muzyki. To sprzęt, który przynosi nam radość z słuchania go, z jego brzemieniem nam najlepiej – niezależnie od jego konstrukcji, marki i ceny. Ma spełniać nasze prywatne kryteria, bo one są najważniejsze. Takie spostrzeżenia, a właściwie potwierdzenie moich własnych wniosków pokazały, że warto, naprawdę warto było do Warszawy pojechać.

Prywatny zestaw grający każdego audiofila składa się z wielu potencjalnych elementów, nie wszystkie pojawią się u każdego. Wymieniając od (prawie) początku: linia zasilająca w ścianie przewodząca prąd, dedykowana wyłącznie zestawowi grającemu, zabezpieczona specjalnym bezpiecznikiem, gniazdka w ścianie, listwa albo kondycjoner, gramofon, odtwarzacz CD, streamer, przedwzmacniacz, końcówka mocy, głośniki oraz oczywiście kable łączące to wszystko, dostarczające napięcie albo transmitujące sygnał dźwiękowy.

Droga, którą każdy poszukujący przechodzi w tej materii jest niesamowicie ciekawa. U nas zaczęła się od głośników.
Gdybym nie usłyszała od mojej siostry, że gdy ona „chodziła na odsłuchy” ze swoim partnerem, to słyszała różnicę, nie wiem, czy w ogóle pomyślałabym, że sama potrafię coś usłyszeć. Tak, jak pisałam w październiku, na pierwszy odsłuch w poznańskim salonie Top HiFi dołączyłam do mojego partnera, który był na miejscu prawie półtorej godziny przede mną i słuchał kolumn ProAc DR20 ze wzmacniaczem Rotel RA12 i CD, też Rotel, modelu RCD12. To wtedy, po raz pierwszy, jeszcze nieśmiało, usłyszałam pierwsze różnice w dźwięku. Na ten pierwszy odsłuch zabraliśmy ze sobą jedynie płyty CD.

Tydzień później w poznańskim salonie Audio Plaza usłyszeliśmy głośniki PMC tventy5 model 23 (małe podłogowe) oraz, dla porównania, któryś z modeli Audiovector oraz kolejne PMC tventy5, tyle że model 24. Wszystkie w połączeniu z w/w Rotelami, które były naszą bazą, bo zestawem wtedy posiadanym. Brzmienie PMC tventy5 24 wygrało bezkonkurencyjnie. I trzeba przyznać, że zostały wybrane „na ucho”, bo wielkiej wiedzy o PMC i ich sposobie tworzenia produktów nie mieliśmy. O ile dobrze pamiętamy w zestawie grały zielone kable firmy Cardas o nazwie Parsec. Dziś, pisząc te słowa z perspektywy czasu i wiedzy oraz niewiedzy, jaką mieliśmy w chwili zakupu PMC czasem żartuję, że mieliśmy bardzo dużo szczęścia przy ich wyborze.

Po jakimś miesiącu, gdy PMC były już w domu i całkiem przyjemnie grały z Rotelowym duetem, znów udaliśmy się do Audio Plazy na ul. Krzyżowej, aby posłuchać wzmacniacza firmy Musical Fidelity – model M6. Chcieliśmy usłyszeć, jaki potencjał mają nasze głośniki. Całkiem przyjemnie poczynał sobie z muzyką ten model. Było barwnie, szczegółowo, ciekawie.

Jednak, jak to zwykle w bajkach bywa, czas upływa i pewne prawdy się dewoluują, gusta się zmieniają, a słuch subtelnieje – jeśli się o niego dba. Po roku od zakupu PMC zdecydowaliśmy wybrać pomiędzy Musicalem Fidelity M6 a Musicalem M8. I niestety, ku naszemu ogromnemu zdziwieniu, brzmienie M6 wcale już nas nie zachwycało. Podobnie zresztą, jak brzmienie zintegrowanego M8. Dopiero dzielona wersja M8 zagrała tak, jak – wg nas – powinna. Żeby nie dokonywać zakupu pod wpływem, płynących z muzyki, emocji muzyki umówiliśmy się na drugi odsłuch.

Chcąc uprościć sobie życie (mimo, że wiedzieliśmy, że chodzić na skróty się czasem nie opłaca) nie zabraliśmy naszych kolumn PMC, a salon udostępnił w swoim nowym pokoju odsłuchowym egzemplarze, które mieli na wyposażeniu, model 24 (takie jak nasze) oraz 26, których jeszcze nie słuchaliśmy. I o mały włos wyszlibyśmy z głośnikami 26, bo 24 wcale dobrze nie grały. Brzmienie systemu M8 powtórnie nas zachwyciło, ale tylko w połączeniu z głośnikami „26”. Salonowe „24” nie grały już tak dobrze. W kontrze do „26” ich dźwięk był mało szczegółowy, matowy, bez przestrzeni. Przyznam, że w pierwszej chwili odjęło mi mowę. To nie był dźwięk, który znałam i którego miałam pełne prawo oczekiwać po PMC twenty5 24.

Uparłam się wtedy, że nasze głośniki tak nie grają i że chcę jeszcze raz posłuchać naszych PMC z Musicalem M8. Logistyka była dość skomplikowana, ale w końcu spakowaliśmy domowy sprzęt i przywieźliśmy do salonu. To było najlepsze co mogliśmy zrobić! Z tego doświadczenia wyciągnęliśmy bowiem kolejne wnioski. Podejrzewałam to cały czas, że chcąc usłyszeć jak gra jakikolwiek nowy wprowadzany do systemu element, konieczne jest, aby był on jedyną zmienną, a wszystko inne, nawet każdziusieńki kabel były stałe. Inaczej nie ma mowy o właściwym rozpoznaniu nowego przybysza. I wiem już też, że zawsze należy zabierać na odsłuchy swój sprzęt.

Model należący do salonu audio, z tej samej serii, ten sam model, ale nie nasz, może zafałszować obraz. Nasze domowe PMC grały wspaniale i dzielnie stawiały czoła modelowi 26. Różnice w brzmieniu obu były już tylko mikroskopijne. Po tym przedsięwzięciu M8 w formie dwóch, niemałych, elementów dołączył do zestawu domowego zastępując wzmacniacz Rotela.

Bardzo lubię wyciągać wnioski z przeżytych sytuacji. Uważam, że po to coś przeżywamy, aby to zrozumieć. Bo, gdy to zrozumiemy, dana sytuacja podzieli się z nami swoją mądrością. Wiele wniosków wyciągnęłam idąc drogą audio. Jedno odkrycie klasyfikuję jako najważniejsze. Gdyby ktoś w miejsce naszego ucha dokleił ucho innego człowieka i spowodowałby, że moglibyśmy nim słyszeć, czy nas słuch pozostałby bez zmian? Zakładam, że nie. Zapewne słyszelibyśmy inaczej. Czy to znaczy, że gorzej? Słuch słuchowi nie równy, tak jak głośnik głośnikowi, wrażliwość wrażliwości, a szept szeptowi. A wszystkie powyższe wpływają na poziomu odbioru nie tylko jakości, ale i głośności dźwięku.

Jak można było prawdziwie usłyszeć różnice pomiędzy różnymi pokojami i jaką, jeśli w pierwszych minutach zostaliśmy na targach dosłownie ogłuszeni? Jakich różnic można w ogóle szukać w brzmieniu i jak je usłyszeć? Jak ćwiczyć nasz słuch i jak o niego dbać? Przede wszystkim nie fundujmy sobie nadmiaru decybeli, starajmy się tak często jak to możliwe przebywać w ciszy lub lesie z dala od miasta. Człowiek jest z założenia idealnie dostrojonym instrumentem i jako jedyny gatunek robi wszystko, co może, aby się rozstroić. Słuchowo, nerwowo, zdrowotnie.

Moim treningiem słuchowym było, jak już wspomniałam, dzieciństwo na wsi. I to długie dzieciństwo, bo zahaczające jeszcze o pierwsze lata prawnej dorosłości. Jestem w stanie usłyszeć, będąc w lesie, szum topoli. Wyłowić go bezbłędnie pośród szumu innych drzew, śpiewu ptaków i zidentyfikować z zamkniętymi oczyma. Nawet jeśli jestem pierwszy raz w nowym miejscu, jeśli tylko zaszumi topola, zawsze ją rozpoznam i zlokalizuję. Szum liści topoli jest unikalny. Inaczej szumi brzoza (w dużej mierze już ją rozpoznaję z zamkniętymi oczyma), inaczej szeleści wierzba, a jeszcze inaczej dąb.

To, co oczywiste, przyda się tylko jeżeli tylko drzewa mają liście. A pisząc te słowa wiem, że właśnie przed chwilą je opuściły, więc zostanie Państwu wiosna – zachęcam, potrenujcie taką naukę. Może zainteresuje was nie tylko szum poszczególnych drzew, ale śpiew wiosennych albo zimowych ptaków? Jak odróżnić kruka od gawrona z wyglądu? A po głosie? To jest dopiero audiofilizm w czystej postaci. Rozwijanie takich umiejętności spowoduje wzrost „audiofilskiego” słuchu. W końcu nasz mózg i ucho uczą się do końca życia. A zmysły są po to, by je rozwijać, a nie tracić.

Kończąc, pragnę zaznaczyć, że wszelkie wzmianki techniczne w tekście, takie jak modele słuchanych sprzętów, rodzaj kabli, co, gdzie i kiedy słuchaliśmy, tak zgrabnie przeze mnie w tekst wkomponowane, to mądrość i pamięć mojego partnera. Nie mam głowy do spamiętania szczegółów technicznych. Gdyby nie On nie mogłabym o tym napisać. To zresztą wnosi On w poszukiwania audio całą naszą wiedzę techniczną, tłumacząc mi takie rzeczy jak np. różnice pomiędzy łączem XLR a RCA. Dziękuję Mu za to. Bo kulisy tego hobby są takie, że to audiofil tworzy audiofilkę, a audiofilka audiofila. Pamiętajcie to tym Panowie i Panie!

Wymieniane w artykule salony audio:

www.TOPHIFI.pl
AUDIOPLAZA.pl

»«

˻ O AUTORCE ˼

MALWINA PRUS-ZIELIŃSKA jest terapeutką zajęciową oraz uczy w szkole dla przyszłych terapeutów zajęciowych jak prowadzić terapię. Generalnie, jak mówi, „uwrażliwia Człowieka na Człowieka”. Pracuje także z dźwiękiem mis tybetańskich i szeroko pojętą muzykoterapią. Ma na swoim koncie kilka książek dla dzieci, w tym jedną wydaną na płycie jako słuchowisko przy współpracy ze szkołą swojej córki. Obecnie w procesie wydawniczym powstaje książka, którą przygotowuje wraz z jej partnerem. Literacko – artystyczny projekt na dwa głosy. JEJ tekst, a zdjęcia JEGO.

»«

Seria KOBIECYM ODSŁUCHEM

• Część 1: O MÓZGU, czytaj → TUTAJ.