pl | en

Krakowskie Towarzystwo Soniczne | spotkanie № 132

SILTECH CLASSIC LEGEND
Czyli Gabi van der Kley-Rijnveld i Edwin van der Kley w Krakowie (po raz kolejny)

Kontakt:
INTERNATIONAL AUDIO HOLDING BV
Nieuwe Stationsstraat 10
6811 KS Arnhem | NETHERLANDS


www.SILTECHCABLES.com

KRAKÓW | Polska


KTS

Tekst: WOJCIECH PACUŁA
Zdjęcia: Wojciech Pacuła


Spotkanie #132

16 października 2021

KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE to nieformalna grupa melomanów, audiofilów, przyjaciół, spotkająca się po to, aby nauczyć się czegoś nowego o produktach audio, płytach, muzyce itp. Pomysł na KTS narodził się w roku 2005. To już 132. spotkanie w jego ramach.

o 132. spotkania KRAKOWSKIEGO TOWARZYSTWA SONICZNEGO prowadziło wiele kroków – większych i mniejszych, ale koniecznych. Przez przyjęcie do firmy International Audio Holding BV nowego CEO, odejście z niej Gabi van der Kley-Rijnveld, przez koszmar pandemii oraz – choć w nieporównywalnie mniejszym stopniu – związanych z nią restrykcji dotyczące spotkań, takich jak to, przez powrót Gabi i – wreszcie możliwość spotkania twarzą w twarz. Wprowadzenie przez firmę Siltech do sprzedaży serii Classic Legend wydaje się więc dla niej zupełnie nowym otwarciem.

⸜ Gospodarz wieczoru na tle swojego systemu

Sekwencja zdarzeń o której mowa była złożonym procesem, w którym każda rzecz z osobna niosła z sobą duży ładunek „kreacyjny”, ale razem dały o wiele więcej niż jej składowe zsumowane w Excelu. Kiedy więc zobaczyliśmy się wszyscy w jednym miejscu, było wzruszenie i radość, trochę nerwów – „jak to będzie” – ale nade wszystko nadzieja na to, że będzie lepiej. Byliśmy w miejscu, w którym znajduje się większość z nas, niezależnie od tego kim jesteśmy i czym się zajmujemy.

Wzruszenie o którym mowa brało się stąd, że mogliśmy się wreszcie zobaczyć i uściskać zarówno z Gabi, jak i Edwinem, przypomnę: członkami KTS (ich wcześniejsze wizyty w Krakowie TUTAJ | 2015 | i TUTAJ | 2017 |) – ale i dlatego, że po zawirowaniach Gabi jest od jakiegoś czasu z powrotem w tej rodzinnej firmie na swoim dawnym stanowisku. Więcej o tym przeczytają państwo w wywiadzie, który przeprowadziłem dzień później, a którego publikacja zaplanowana jest na listopad.

132. spotkanie KTS-u było bowiem środkowym wydarzeniem trzyczęściowej historii, którą chciałem państwu opowiedzieć w związku z – już wspomnianą – najnowszą serią firmy Siltech: CLASSIC LEGEND. Jej pierwszą częścią był test interkonektu analogowego RCA oraz kabla głośnikowego ‘880’, spotkanie o którym mowa jest częścią środkową, a wywiad – końcowym akordem.

Także i relację ze spotkania podzieliłem na trzy części. W pierwszej powiem, pokrótce, czym dla Siltecha są nowe kable i jak są zbudowane. W drugiej posłuchamy wykładu, jaki dla zebranych wygłosił Edwin van der Kley, szef Siltecha i współwłaściciel IAH. I wreszcie w części trzeciej oddamy głos uczestnikom spotkania, którzy powiedzą kilka słów o wrażeniach z odsłuchu.

CLASSIC LEGEND

ZACZNIJMY OD TEGO, CZYM NOWA SERIA jest dla Siltecha. Mój dziadek, Władysław, po którym noszę drugie imię, miał mnóstwo medali, którymi jako dziecko uwielbiałem się bawić. Uczestnik wojny obronnej w 1939 roku, więzień stalagu, wywieziony na roboty w głąb Rzeszy, tam ulega wypadkowi i nigdy nie odzyskuje sprawności w jednej z nóg. W związku z tym w czasach PRL-u dość regularnie otrzymuje medale i odznaczenia, które wkłada do małego pudełka, w których lądują też te od Ochotniczej Straży Pożarnej. Jak mówię, dziecięciem będąc bawiłem się nimi, przypinałem do swetrów i czasem gubiłem. Nie muszę dodawać, że było to zakazane.

Wśród nich wszystkich liczyło się jednak tylko kilka – były to tzw. „medale chlebowe”, z Krzyżem Kawalerskim Odrodzenia Polski na czele. Nic wielkiego, krzyż to był z niższych rejonów ważności w ramach tego odznaczenia (klasy V), ale – był. Jego waga gatunkowa była szczególna, ponieważ wiązały się z nim, wypłacane ich posiadaczom co miesiąc, pieniądze. Wraz z niewielką rentą, do której zobowiązała się ówczesna Republika Federalna Niemiec, dawało – jak na ówczesne realia – godziwy dodatek do tego, co dziadek wypracował na roli, a potem do emerytury. Kiedy więc zakładał galowy mundur strażacki przypinał do niego tylko te najważniejsze – odznaczenia za służbę w OHM i właśnie „chlebowe”.

Wróćmy do roku 2021: myślę, że takie właśnie, „chlebowe” produkty ma każdy producent. Są one dla nich czymś w rodzaju „koni roboczych”, pracujących na całą firmę. Aby nimi zostały muszą spełniać kilka warunków, z których najważniejszy można streścić jako wyjątkowy stosunek jakości do ceny, gdzie ‘jakość’ jest słowem-kluczem. W Siltechu taką serią jest – znowu: moim zdaniem – seria Classic Legend.

⸜ System, w którym słuchaliśmy muzyki

Do takiego wniosku doszedłem po odsłuchu dwóch najdroższych, należących do niej, modeli. Znajdą państwo w nim szczegóły dotyczące historii serii Classic, jej podstawy techniczne oraz innowacje, które znajdziemy w jej najnowszej wersji. Zainteresowanych zachęcam do lektury testu (HIGH FIDELITY № 210, 1 październik 2021, więcej TUTAJ; dostęp: 4.10.2021). Tu i teraz przypomnijmy tylko najważniejsze fakty.

Oryginalna seria CLASSIC pojawiła się w sprzedaży w 1997 roku . Wykorzystano w niej trzecią generację firmowego, wykonywanego samodzielnie, złoto-srebrnego przewodnika z dwoma warstwami dielektryka Kapton (G3). Classic Legend jest czwartą inkarnacją. Po raz pierwszy zastosowano tu nową wersję przewodników, o symbolu G9, czyli dziewiątej generacji autorskiego stopu srebra i złota. Mikroszczeliny w strukturze krystalicznej litego srebra są w niej wypełnione złotem, dzięki któremu proces wygrzewania ulega wydatnemu skróceniu.

Przewody znajdują się w trójwarstwowej izolacji składająca się z odmiany polytetrafluoroetylenenu opracowanej przez DuPont, powszechnie znanego jako Teflon, i termoplastycznego polimeru PEEK. Za obniżenie szumów ma dbać warstwa ekranująca, przy opracowaniu której szczególną uwagę zwrócono na zwiększenie odporności na zakłócenia radiowe i elektromagnetyczne, skutkującej „redukcją zniekształceń harmonicznych i wzrostem dynamiki sygnału”. Rozwiązania te opracowano pierwotnie dla flagowych serii Crown.

Classic Legend znajdziemy po trzy modele kabli głośnikowych, interkonektów (RCA, XLR, gramofonowy i cyfrowy) oraz zasilających, zgrupowanych w trzech typoszeregach: 380, 680 i 880. O szczegółach technicznych, przywołując przy okazji dużą część historii swojego życia, opowie szef Siltecha, Edwin.

JAK HARTOWAŁO SIĘ… SREBRO

Mówi: EDWIN van der KLEY

KIEDY SILTECH SZUKAŁ NAJLEPSZEGO PRZEWODNIKA dla swoich kabli okazało się, że jest nim srebro. Jest oczywiście tak, że każdy znający się na technologii wie, że nie chodzi tylko o to, żeby to było złoto, srebro czy miedź. Chodzi o jakość materiału – czystość metalu i jego struktura są wszystkim.

Do Siltecha dołączyłem już po jego pierwszych technologicznych opracowaniach i zająłem się w nim pracą inżynieryjną. Kiedy firma wpadła w kłopoty finansowe, w 1997 roku ją kupiłem. Jestem inżynierem-elektronikiem, specjalistą od techniki radarowej. Przez jakiś czas, zaraz po studiach, pracowałem też w wydziale badawczym Philipsa. Firma ta była wówczas wiodącym producentem elektroniki i aktywnie szukała wśród studentów ostatniego roku inżynierii ludzi, którzy by się jej przydali.

Dla mnie przewidziano przydział do wydziału zajmującego się komputerami. Philips był wówczas w swoich badaniach trochę za IBM-em i chciał to nadgonić, budując minikomputer. A minikomputer w tamtych czasach był, mniej więcej, tych rozmiarów (mówiąc to Edwin wyrysowuje w powietrzu obszar wielkości sporej meblościanki – red.). Nazywali to „minikomputer”, ponieważ „zwykłe” komputery IBM-a zajmowały całe pomieszczenia. Pracowałem tam nad systemami pamięci – do dyspozycji mieliśmy wersję 64 kb, a potrzebowaliśmy 128 kB. Jej opracowanie kosztowało 1,5 miliona euro, licząc w dzisiejszych pieniądzach.

⸜ EDWIN van der KLEY

Później pracowałem dla firm Shell, Exon Computer Systems itd. Opracowywałem w nich cyfrowe systemy, które pozwalały się komunikować różnym urządzeniom. I choć chciałem jak najlepiej zarabiać, to nie mogłem zapomnieć, że moim hobby, od najmłodszych lat, była muzyka. Młodym chłopcem będąc grałem na klarnecie, nawet w występach telewizyjnych. Wiedziałem więc coś tam o muzyce, coś o elektronice i trochę więcej o układach cyfrowych. Połączyłem to kupując Siltecha, do którego wprowadziłem zupełnie inną kulturę badań.

W branży audio wiele firm uważa, że pomiary nie mają znaczenia i jedyne, co się liczy, to odsłuchy. W oczywisty sposób to nie jest prawda. Powodem takiego stanu rzeczy jest to, że naprawdę dobre systemy pomiarowe są niezwykle kosztowne. Odsłuchy nie są niczym złym – podobnie, jak próbowanie potraw przez szefa kuchni. Aby jednak przygotować zupełnie nową, interesującą potrawę, wymagana jest wiedza.

Dlatego też przychodząc do firmy w 1992 roku wdrożyłem w niej program dotyczący pomiarów. W tym czasie jedna z belgijskich firm, którą wcześniej znałem, specjalizująca się w projektowaniu dysków twardych dla Philipsa, przenosiła się do Singapuru. W związku z tym musiała kupić cały sprzęt od nowa, zgodny z lokalnymi przepisami. Dogadałem się z nimi i płacąc 2000 dolarów, czyli 1/10 ich rynkowej ceny, kupiłem cały ich system pomiarowy. W ten sposób będąc małą firmą staliśmy się posiadaczami laboratorium, jakiego nie miały wówczas nawet duże firmy; część z tych urządzeń pracuje u nas do dziś.

W audio dążymy do tego, aby instrument, głos itd. brzmiał tak samo, jak w rzeczywistości. Aby zrozumieć, jak to działa, wraz ze znajomym lutnikiem rozpocząłem program badawczy, który miał odpowiedzieć na te podstawowe pytania i w którym kierunku powinniśmy pójść. Przy okazji odkryliśmy kilka „sekretów” skrzypiec.

Dla przykładu, dużym problemem jest ponowne polakierowanie górnej ścianki – skrzypce można wówczas wyrzucić. Okazało się, że nie ma to nic wspólnego z lakierami, a z grubością drewna i dwóch warstw lakieru. Jest przecież tak, że otwory w kształcie litery „ʄ” są swego rodzaju bas-refleksami, wzmacniają dźwięk. Nawet najmniejsza zmiana w długości portu – tutaj to górna ścianka – zmienia częstotliwość rezonansową, a w efekcie rujnuje dźwięk. Kiedy to odkryliśmy zaczęliśmy ujmować grubość od wnętrza, co momentalnie przywróciło skrzypcom ich dawny dźwięk.

Przepraszam za ten długi wstęp, mam nadzieję, że Wojtek nie weźmie mi tego za złe, ale chciałem zarysować problemy, z którymi musieliśmy się zmierzyć. Przygotowało to nas jednak na zrozumienie, dlaczego jesteśmy w stanie wyczuć ekstremalnie małe zmiany w systemie, które trudno nawet zmierzyć. – A jesteśmy dlatego, że ewolucyjnie jesteśmy wyczuleni na ultramałe korekty w dźwięku, który do nas dochodzi – zmiana oznaczała bowiem niebezpieczeństwo i często śmierć.

Ze względu na długi okres, jaki hominidy spędziły w jaskiniach jesteśmy szczególnie uwrażliwieni na dźwięki dochodzące z boków. Próbując skupić się na czymś przed nami słyszymy mniej. Przypomnę, że jesteśmy ciągle w jaskini :) Przyzwyczailiśmy się więc do tego, że każdemu dźwiękowi towarzyszy echo. Niesamowicie źle czujemy się w komorze bezechowej, prawda?

Nasz system odsłuchowy jest więc niewiarygodnie czuły. Każda, nawet mała zmiana lub zakłócenie powodują u nas dyskomfort. W audio musimy więc zwracać uwagę na detale, które z naukowego punktu widzenia nie powinny w ogóle nas zajmować. Problemem jest to, że nie do końca wiemy, na które zniekształcenia należy zwracać uwagę. Przecież zniekształcenia we wzmacniaczach lampowych są bardzo wysokie, a jednak nie są one niemuzykalne, nie przykładamy do nich wagi, nawet jeśli to jest 5%. Z drugiej strony zwracamy uwagę na zniekształcenia innego typu, które nawet trudno zmierzyć.

Podam przykład. Ściana, przy której siedzimy jest niemal biała. Jeśli zaznaczymy na niej malutki punkcik czarnym markerem, od razu go zauważymy – to jest odpowiednik niskich zniekształceń. Ale wyobraźcie sobie, że cała ta ściana jest nieco mniej biała, może delikatnie bardziej szara, a tego nie zauważymy i będziemy uważali, że jest idealna. Nawet jeśli będzie o 10% mniej biała, to nie będzie nam to przeszkadzało. W elektronice jest podobnie i w muzyce działa to podobnie.

Konstruując nasze kable staraliśmy się zawsze, aby miały one ultraniskie zniekształcenia – tak ogólnie. Możemy je mierzyć, wiemy więc, co robimy. Mierzymy konkretne zniekształcenia używając specjalnych wzmacniaczy, nazywanych „lock-in amplifier”, które pozwalają nam na wgląd w sygnał aż do -150 dB. Używamy ich do kabli, używamy ich również do wtyków, ponieważ wtyki są źródłem dużej części zniekształceń.

I teraz – w toku naszych badań okazało się, że najbardziej jesteśmy uwrażliwieni na timing (relacje czasowe – red.). A to dlatego, że za jego detekcję odpowiada najbardziej prymitywna część naszego mózgu. Proste formy życia były kiedyś po prostu małymi skupiskami galaretopodobnej masy. Aby coś zjeść musiały one na to jedzenie wpaść, nie miały bowiem oczu, ani uszu. Z czasem komórki zaczęły się specjalizować. Uszy, dla przykładu, swoją karierę rozpoczęły od wyczuwania fal uderzeniowych.

Właśnie dlatego mamy niesamowicie dobrze wykształcony zmysł mówiący nam o „timingu” dźwięku – jest on znacznie ważniejszy od wysokości tonu. Nawet jeślibym zaczął teraz śpiewać jakąś znaną piosenkę, a śpiewać nie umiem, jestem pewien, że większość z was by ją rozpoznała i nawet moje fałsze nie byłyby takie straszne. Wystarczyłoby jednak, że zmieniłbym jej rytm, a mielibyśmy morderstwo na wyciągnięcie ręki :) Jeden z naszych synów śpiewa kompletnie bez związku z melodią i nawet tego nie słyszy :)

GABI van der KLEY-RIJNVELD Tak, to prawda – nie jesteśmy aż tak mocno uwrażliwieni na wysokość tonu. Jeden z moich wujków nie lubił śpiewać w szkole, ponieważ strasznie fałszował. Ale nauczył się grać na flecie i kiedy zrozumiał, jaki związek ma melodia i porządek zamykania klap fletu, został muzykiem i przez następne 30 lat grał na klarnecie w orkiestrze Opery Narodowej w Budapeszcie.

⸜ GABI van der KLEY-RIJNVELD

EvdK Wprawdzie istnieją różnice między ludźmi posługującymi się różnymi językami – użytkownicy języków tonalnych są bardziej wyczuleni na różnicę wysokości – to generalna zasada jest taka sama. Co więcej, z czasem słyszymy coraz mniej wysokich dźwięków, a mimo to mamy doskonałych dyrygentów w podeszłym wieku, którzy nie słyszą powyżej 4 kHz. Dlaczego? – Dlatego, że słyszą zmiany tempa.

Uczyniliśmy więc relacje czasowe w naszych kablach najważniejszym elementem podczas ich projektowania i testów. Wiele rzeczy musieliśmy sami odkryć, a potem dopiero wykorzystać. Tak właśnie było z oryginalną serią Classic. Użyliśmy w nej, i we wszystkich kolejnych jej wersjach, najczystszego srebra, jakie byliśmy w stanie wyprodukować, stosując także rozwiązania, które opracowaliśmy w trakcie badań nad polami elektromagnetycznymi. Stosujemy do tego systemy analityczne, z których korzystają także firmy projektujące samochody, samoloty itp.

Aby to osiągnąć staramy się kontrolować tak wiele, jak to tylko możliwe – nawet pochodzenie rudy, z której wytapiamy później srebro. Każdy dostawca ma nieco inny jej rodzaj, który daje inny materiał – a to ze względu na zanieczyszczenia. Na świecie jest bardzo mało kopalni srebra, znacznie więcej natomiast jest kopalni złota i jeszcze więcej miedzi. Rudę srebra pozyskuje się więc najczęściej właśnie z kopalni złota, gdzie metale te często występują obok siebie. Podobnie jest w kopalniach miedzi, w których znajdowane srebro. Zgadnijcie więc, których dostawców preferujemy :) Znacznie łatwiej jest nam oczyścić materiał tego typu.

Bardzo przy tym zwracamy uwagę na to, w jaki sposób materiał jest wydobywany. W Ameryce Środkowej jest wiele „brudnych” kopalni. Wciąż mnóstwo rzek jest zatrutych rtęcią, używaną do oczyszczania rudy, i ludzie tam po prostu umierają. Nie kupujemy takiego materiału, pomimo że jest on o wiele tańszy od takiego, który wydobywa się w zgodzie z zasadami „Fair Trade”.

Co znowu mi coś przypomniało, tym razem z mojego dzieciństwa. Kiedy byłem mały mieliśmy w domu termometry rtęciowe, które co jakiś czas się tłukły. Moja mama po prostu zmywała wodą ich pozostałości. I nie było w tym niczego niebezpiecznego, dopóki się czegoś takiego nie zjadło. Ale tak naprawdę problemem było dopiero to, jeśli rtęć zmywało się gorącą wodą, o temperaturze powyżej 50º C, bo wówczas było to naprawdę niebezpieczne. I właśnie podgrzewanie zupy rtęciowej po oczyszczeniu rudy zagraża życiu. Nie kupujemy takiej rudy – z tego samego powodu nie kupujemy rudy z Chin. Nota bene – aby ten problem obejść wielu producentów nie stosuje systemu ISO.

Wróćmy jednak do tematu. Oryginalnie mieliśmy tylko jedno źródło, gdzie kupowaliśmy rudę srebra, ale z czasem to się zmieniło. Patrzymy teraz na specyfikację od danego dostawcy i wybieramy to, co nam odpowiada. Mamy więc długą historię związaną z metalurgią. Co mi przypomina, że jakieś 20 lat temu miałem możliwość kupić kopalnię złota w Kanadzie, skąd wówczas importowaliśmy materiał. Problemem nie były nawet pieniądze na zakup, a to, że złoża znajdowały się na bardzo dużej głębokości. Dlatego też wydobycie materiału było bardzo kosztowne, co czyniło eksploatację niezwykle drogą. Przynajmniej jeśli weźmiemy pod uwagę cenę złota w owym czasie. Gdybym to jednak zrobił, dzisiaj byłbym niesamowicie bogaty :)

W każdym razie byliśmy pierwszą firmą audio na świecie produkującą przewody ze stopu srebra i złota. Stop jest nam potrzebny, ponieważ cząsteczki srebra nie przylegają do siebie idealnie, a są między nimi przerwy. W rzece ich odpowiednikiem byłyby kamienie na dnie, które zaburzają przepływ wody. Chcąc poprawić przepływ elektronów musieliśmy czymś te przerwy zasklepić – i tam są właśnie cząsteczki złota. Podstawowa różnica pomiędzy kolejnymi generacjami naszych kabli polega właśnie na coraz czystszym przewodniku z coraz lepiej upakowanymi cząsteczkami złota.

Równie ważny jest dielektryk. Przez ostatnie trzydzieści lat używaliśmy trzech rodzajów. Były to: Teflon, PEEK oraz Kapton. Kupujemy je w firmie DuPoint, ich najlepszym źródle, miejscu, w którym zostały wymyślone. Każdy z nich ma zalety, ale i wady. Nie ma jednego perfekcyjnego dielektryka. Przez pierwsze 20 lat stosowaliśmy tylko Kapton, mimo że był bardzo drogi. Nakładaliśmy trzy warstwy cieniutkiej na kilka mikronów folii w trzech różnych kierunkach. Był on bardzo stabilny i nieszkodliwy.

Przy wysokich częstotliwościach nie jest jednak najlepszy – tam lepiej sprawdza się Teflon. Problemem tego materiału jest to, że jest miękki. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że musimy mieć w kablu dwa przewody – dodatni i ujemny – i że one wciąż drgają, to zrozumiemy, że kabel zachowuje się trochę jak mikrofon pojemnościowy, kreujący niewielką dawkę energii. Miękki materiał ten problem tylko powiększa. A dodanie tego samego sygnału, który kabel przenosi z pomieszczenia, ale z opóźnieniem, powoduje zmiany w „timingu”, dodając echo – a na to, jak pamiętacie, jesteśmy ekstremalnie wyczuleni.

Właśnie dlatego zaczęliśmy stosować dielektryk złożony z kilku różnych materiałów. Pojawił się jednak kolejny problem, ponieważ nie jest obojętne, w jakim porządku ułoży się ich warstwy i jaką mają one grubość. I to jest kolejny element, który różni serię Classic Legend od starszych generacji kabli Classic. Legend to najlepszy przewodnik, jaki jesteśmy w stanie wyprodukować, ale w systemie dielektryków o wiele lepszym od poprzednich – i to dało nam dramatyczną różnicę. Nagle wszystko się w dźwięku otwarło, ale też wygładziło.

Podsumowując – dzięki wiedzy i technikom możemy mierzyć zmiany, które wprowadzamy, możemy je przewidywać i korelować później z odsłuchami. Wszystko to kosztuje, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że przekrój w nowych kablach jest większy niż w starszych, to tak naprawdę za metal w nich płaci się teraz mniej, a my po prostu obcięliśmy trochę nasz zarobek. Chciałem to jednak zrobić po to, aby to wciąż był konkurencyjny cenowo produkt.

Choć, tak naprawdę, wciąż mogliśmy sprzedawać starszą wersję Classic Anniversary, ponieważ ich sprzedaż wciąż rosła, pomimo upływu lat. Nie mogłem jednak udawać, że nie da się zrobić czegoś lepiej. Skoro coś nam się udało poprawić, musieliśmy wprowadzić to do naszych kabli, nawet jeśli mogłoby się to wydawać nieracjonalne biznesowo.

Na koniec dodam, że wiele zmian, które wprowadziliśmy w nowej serii pochodzi bezpośrednio z naszych topowych kabli Triple Crown, które u siebie w systemie ma Wojtek :) Osiągnęliśmy to mierząc, głównie zachowanie magnetyczne, i słuchając. EvdK

ODSŁUCH

⸤ JAK SŁUCHALIŚMY 132. spotkanie KRAKOWSKIEGO TOWARZYSTWA SONICZNEGO odbyło się u Tomka, jednego z naszych gospodarzy. Słuchaliśmy płyt CD i LP, granych z gramofonu Transrotor TMD Alto i transportu CD Ayon Audio z przetwornikiem/przedwzmacniaczem Stratos DAC tej firmy. Sygnał z niego przesyłany jest kablami XLR bezpośrednio do końcówki mocy Accuphase A-75, a dalej do kolumn Dynaudio Confidence C-4 Signature. Sygnał z transportu CD do DAC-a biegnie interkonektem cyfrowym AES/EBU.

| KABLE

⸜ Kable Siltecha z serii Classic Legend

⸤ transport CD → DAC
Acrolink 7N-DA2090 Speciale

⸤ przedwzmacniacz liniowy → wzmacniacz mocy
Acrolink 8N-A2080III Evo ǁ SILTECH CLASSIC LEGEND 880i (XLR)

⸤ gramofon → przedwzmacniacz gramofonowy
Phasemation CC-1000D ǁ SILTECH CLASSIC LEGEND PHONO 680i

⸤ wzmacniacz → kolumny
Acrolink 7N-S8000 Anniversario ǁ SILTECH CLASSIC LEGEND 380L, 880L

⸤ kable zasilające
Vovox Textura ǁ SILTECH CLASSIC LEGEND 380P

ODSŁUCH POLEGAŁ na porównaniu zastanego systemu okablowania z pełnym systemem firmy Siltech. Nie ustrzegliśmy się przy tym przed pomyłką. Okazało się, że w kablach, które przyjechały do Tomka brakuje cyfrowego kabla AES/EBU. Ponieważ wielu audiofilów używa do tego interkonektów analogowych Siltecha, zrobiliśmy to i my. Z kolei między Ayonem i końcówką mocy Accuphase’a podłączyliśmy interkonekty RCA, zamiast zbalansowanych. To była porażka – dźwięk był cichszy, co normalne, ale i stłumiony.

Wróciliśmy więc do kabla Acrolink pomiędzy transportem CD i „dakiem”, a przedwzmacniacz połączyliśmy z końcówką mocy kablami XLR Siltecha. W części odsłuchowej znajdą państwo ślady tego nieudanego eksperymentu.

Płyty użyte w teście | wybór

⸜ BILLIE EILISH, When We All Fall Asleep, Where Do We Go?, Darkroom | Interscope Records/Universal International UICS-9161, „7-inch mini LP”, CD (2019).
⸜ KING CRIMSON, In The Court of the King Crimson (An Observation by King Crimson), Atlantic/WOWOW Entertainment | Inc., Discipline Global Mobile IECP-70001, CD (1969/2020).
⸜ LA4 , Just Friends, Concord Jazz CJD-1001, Direct Cut LP (1978).
⸜ LUDWIG VAN BEETHOVEN, Complete Piano Concertos, wyk. Krystian Zimerman & The London Symphony Orchestra, dyr. Simon Rattle, Deutsche Grammophon 489 9971, 3 x CD (2021).
⸜ PATRICIA BARBER, Cafe Blue, Blue Note | Premonition Records/Impex Records IMP-6035-1, One-Step, Limited Edition, 2 x 45 rpm (1994/2020); więcej TUTAJ
⸜ YO-YO MA & BOBBY McFERRIN, Hush, Sony Music/Sony Music Hong Kong Ltd. 543282, K2HD Mastering | No. 0441, CD (1992/2012).

»«

⸤ 1 ⸣
⸜ LUDWIG VAN BEETHOVEN, Complete Piano Concertos, wyk. Krystian Zimerman
⸜ KING CRIMSON, In The Court of the King Crimson (An Observation by King Crimson)
⸜ PATRICIA BARBER, Cafe Blue

⸜ WICIU (KTS) Prawdę mówiąc ta przerwa była dla mnie za długa i nie jestem w stanie powiedzieć czegoś, co do czego byłbym w 100% pewien. Szokująca była dla mnie jednak różnica między systemem z jednymi kablami i drugimi – różnica była niewiarygodna, na korzyść tego, co jest teraz (czyli ANALOG = Siltech XLR, CYFRA = Acrolink AES/EBU – red.).

⸜ MARCIN OLEŚ (Oleś Brothers) Dla mnie przerwa nie była problematyczna. Z kablami Siltech dostałem znacznie lepszą separację między instrumentami, lepszą rozdzielczość. także poczucie „body” instrumentów było bardziej wiarygodne, naturalne, szczególnie w jeśli chodzi o fortepian. Łatwiej było mi rozróżnić skrzypce, altówki, a nawet poszczególne instrumenty w danej grupie.

⸜ GABI van der KLEY-RIJNVELD (IAH) Tak, też to usłyszałam. Jak mówiłam przed chwilą Wiciowi, ten utwór Beethovena jest moim ulubionym i często go gram. Wiem też, że Kristian Zimerman jest bardzo wybredny jeśli chodzi o instrument, dlatego zabiera zwykle z sobą swój fortepian. Kiedy słuchaliśmy go za pierwszym razem nie mogłem więc zrozumieć, dlaczego brzmi on tak ostro, jasno. Za drugim razem, z niewłaściwym poziomem, pomyślałam sobie, że jest OK, jest gładko, ale to wciąż nie był fortepian, jakiego spodziewałabym się po Zimermanie.

I wreszcie za trzecim razem dostałam coś, co wreszcie zagrało, co do mnie przemówiło. To była ogromna różnica. Było to znacznie bardziej realne nagranie. Wiolonczela jest na tej płycie nagrana z bardzo bliska i w trzeciej części gra solo. Druga, wolna część to tylko fortepian i instrumenty dęte drewniane, czasem również solo. Pianista musi mieć wówczas kontakt z wykonawcami, szczególnie wiolonczelą, która jest daleko od niego – to jak rozmowa. Z naszymi kablami było to oczywiste – dobra separacja, blisko ustawione mikrofony, ale brzmiało to „razem”, jak jedna orkiestra. Dla mnie była to największa zmiana.

⸜ JULEK (Soyaton) Tak, jak Gabi powiedziała, różnica była bardzo duża. Po pierwszej zmianie wszystko się wygładziło i nagranie nabrało elegancji. Zrobiło się muzykalnie i plastycznie, prawie tak dobrze, jak u mnie w domu :)

⸜ MARCIN (KTS) Chciałbym do tego dodać jedną rzecz, na którą zwróciłem uwagę, a mianowicie na separację. Zarówno z King Crimson, jak i z Billie Eilish każdy element, który pojawiał się w kolumnach brzmiał, jakby był lepiej „wyciągnięty”, nie zlewał się z pozostałymi. No i oczywiście timing – kable go poukładały, a dźwięki „za dźwiękiem” były lepiej prezentowane.

⸜ GABI Przy kablach Acrolinka wszystko było mocniej skompresowane…

⸜ EDWIN van der KLEY (IAH) Pamiętajmy jednak, że to nagranie jest też bardzo mocno skompresowane.

⸜ GABI Tak, tak, ale z Siltechami wydawało się to mieć mniejsze znaczenie. Ze „złym” okablowaniem różnica była duża, ale to wciąż nie była „moja” muzyka. Prawdę mówiąc nie słucham ani Billie Eilish, ani King Crimson. Ale z Siltechami we właściwej konfiguracji zagrało to naprawdę interesująco, przyjemnie, jakbym wreszcie zrozumiała, o co w tej muzyce chodzi.

⸜ TOMEK FOLTA (KTS) Dla mnie utwór Crimsonów zabrzmiał z nowymi Siltechami mocniej, bardziej jak z winyli niż CD.

⸜ ROBERT SZKLARZ (Nautilus) Trudno mi coś powiedzieć, bo przecież sprzedaję obydwie marki. Ale – niech będzie: Siltech zagrał wyraźniej, wprowadził lepszą kontrolę, a dźwięk zaczynał się i kończył w dobrym momencie. Wysokie tony z Siltechem były znacznie lepsze, bardziej zróżnicowane i rozdzielcze. Z Zimermanem słychać było więcej detali, jak oddechy itp. Różnica była większa niż się spodziewałem, pomimo że ten system był składany z Acrolinkiem i Siltech wszedł do niego „ z marszu”.

⸜ EDWIN To prawda – nasze kable potrzebują przynajmniej 100 godzin, zanim się wygrzeją, a ich struktura krystaliczna ostatecznie ułoży. Tutaj, poza kablami głośnikowymi, wszystkie pozostałe były nowe, wyciągnięte prosto z pudełka. Najwięcej czasu potrzebuję interkonekty, szczególnie gramofonowy – im mniejszy prąd, tym dłużej to trwa.

⸤ 2 ⸣
⸜ YO-YO MA & BOBBY McFERRIN Hush
⸜ BILLIE EILISH, When We All Fall Asleep, Where Do We Go?
⸜ LA4 , Just Friends

⸜ MARCIN OLEŚ Mogę tylko powtórzyć to, co już mówiłem przy Beethovenie – z Siltechami poprawiła się rozdzielczość, separacja instrumentów i lepiej było słychać przestrzeń. Tak w ogóle, ten system teraz, z tym okablowaniem, to przede wszystkim przestrzeń. Lubię systemy, które pokazują rozdzielczość i body instrumentów, ale bardzo ważne jest dla mnie to, jak to słychać w przestrzeni. Po zmianie kabli system jest znacznie bardziej czuły na jakość nagrania. Słabsze nagrania są znacznie mocniej sygnalizowane.

⸜ GABI Tak, to jest po prostu Siltech. Kiedy siedzisz w sali koncertowej, każda pomyłka jest klarowna. Dlatego takie stwierdzenie to dla nas komplement, o to nam chodziło. Wielu ludzi woli, żeby ich systemy były wybaczające, ale chyba nie o to chodzi.

⸜ EDWIN Jako student słuchałem głównie Rolling Stonesów, Deep Purple, Jimmiego Hendrixa, nienawidziłem wówczas klasyki. Miałem wtedy słabej jakości radio i jakość tych nagrań w ogóle mi nie przeszkadzała. Mam wszystkie oryginalne płyt RS, kolekcjonuję je, mam też większość oryginalnych wydań Hendrixa i DP, ale teraz wiem, że większość tych nagrań jest, z punktu widzenia dźwięku rozczarowująca. Dlatego nie zawsze słyszeć więcej oznacza – lepiej. Ale takie jest właśnie życie i staramy się pokazać ludziom prawdę.

Mój ojciec, kiedy mieszkaliśmy przez jakiś czas w Kanadzie, robił nam wiele zdjęć. Dzisiaj patrzę na nie z nostalgią i nawet jeśli kolory nie są prawdziwe, to jest to dla mnie ich najlepsza reprezentacja. Podobnie jest zresztą z filmami Bonda, bardzo je lubię, te brązowawe i zielonkawe kolory starych odcinków są fantastyczne. Ale też nikt mi nie powie, że są bardziej prawdziwe od nowych realizacji, prawda? Podobnie jest też z nagraniami mono.

⸜ MARCIN OLEŚ To wszystko prawda, ale jednak jest też tak, że konkretne urządzenia audio, jak wkładki, lepiej pasują do muzyki, w czasach której powstały – lepiej niż nawet najlepsze współczesne wkładki hi-tech. Może jednak nie zawsze trzeba wszystko pokazać, bo burzy się iluzję? Muzyka zawsze brzmi tak samo – teraz i 50 lat temu, jednak nagranie już nie.

⸜ JULEK Najlepiej słychać to było w nagraniu Billie Eilish – było ono o wiele głośniejsze, po to, aby zrobić wrażenie na słuchaczu. I tego teraz ludzie oczekują.

⸜ DOMINIKA Bardzo ciężko coś mądrego powiedzieć po tylu wypowiedziach, ale postaram się, bo Eilish to moja ukochana artystka i znam tę płytę niemal na pamięć.

Obydwa te wykonania były dla mnie bardzo ciekawe i byłam zachwycona tym, jak brzmiały. Ale bardzo podobał mi się także Beethoven i winyl, który przyniósł Julian (LA4 Just Friends – red.). Uważam, że i jedno, i drugie odtworzenie było bardzo fajne. To były dwa różne przedstawienia, ale rzeczywiście było też tak, że z kablami Siltecha barwy były głębsze, a scena większa. I to było bardzo fajne. Ale, jak mówię, podobały mi się obydwie wersje.

⸜ TOMEK Chciałbym zacząć wracając do problemu „szczerość kontra przyjemność”. Od wielu lat budując ten system, zmieniając jego komponenty, staram się osiągnąć coś, co podziwiam w systemie Wojtka. Chodzi o to, że pokazuje on prawdę, ale jednocześnie zmienia w spektakularne przedstawienie nawet bardzo złe nagrania.

Pamiętam, jak wiele lat temu słuchałem u niego gramofonu TechDAS Air Force One i puścił mi wtedy naprawdę bardzo słabo wydaną, starą płytę Bajmu (Chroń mnie, Wifon, 1986 – red.). I zagrała ona w tak spektakularny, w tak zachwycający sposób, że od tamtego momentu staram się osiągnąć w swoim systemie coś podobnego. Nie chodzi o to, żeby system wybaczał pomyłki, ale żeby z każdą płytą kreował spektakl.

⸜ GABI Czyli musisz kupić kable z serii Triple Crown :)

⸜ TOMEK :) No tak… A wracając do muzyki – trudno nie zauważyć, że przejście na kable Siltecha dało znacznie większą scenę dźwiękową, nawet o metr głębszą i szerszą. Bardzo podobało mi się to zarówno z płytą LP, czyli z nowym kablem gramofonowym, jak i z CD. Jakiś czas temu kupiłem do gramofonu nowy kabel Acrolinka, ale wystarczyła chwila z Siltechem, żebym zrozumiał, że to była chyba zła inwestycja… Z Siltechem barwy były przyjemniejsze, a instrumenty miały wyraźniejsze bryły 3D.

PODSUMOWANIE

⸜ EDWIN Ciężko jest mówić o swoich produktach, ale postaram się. Naprawdę podobało się nam to, co tutaj usłyszeliśmy. Prawdę mówiąc podobał mi się również pierwszy set, ten z Acrolinkiem. Podobał mi się również drugi set. Słuchałem tego porównania z technicznego punktu widzenia i starałam się zrozumieć, dlaczego słychać to, czy tamto w taki, czy inny sposób. Każda technika ma zalety i wady, dlatego staram się dojść do tego, jak coś wpływa na dźwięk. A wypróbowaliśmy każdy kształt kabli – nawet o przekroju trójkątnym.

Kiedy zaczynałem pracę w Siltechu nie mieliśmy pojęcia, skąd dane zmiany w dźwięku się biorą. Teraz to jasne, że podstawą jest materiał przewodnika, jego czystość i geometria, dielektryki oraz konstrukcja samego kabla – w tym porządku. Trzeba więc stosować długie kryształy – długie dają lepszy dźwięk niż krótkie – ale też nie mogą być zbyt długie. Wprawdzie monokrystaliczne przewodniki są najlepsze, ale ważniejsza jest ich czystość. Wybieramy też przewodniki o okrągłym przekroju. Płaskie przewody są świetne w wysokich tonach, ale mają problemy z basem, którego nie mają okrągłe.

I rozumiem też firmy, które produkują kable mające swój „dźwięk własny”, bo tak można kształtować dźwięk całego systemu. Często też wspaniale brzmią w krótkim odsłuchu. Mnie jednak zależało na tym, żeby nasze kable pokazywały całe pasmo i żeby brzmiały równie dobrze dzisiaj, za dwa i zapięć lat. Podobnie było przez lata z samochodami. Wielu ludzi kochało auta Alfa Romeo, nie dlatego, że to były dobre samochody, bo nie były, ale dlatego, że prowadziło się je inaczej niż wszystkie inne. Kiedy firma zaczęła kopiować niemieckie samochody, co dało jej lepszą jakość, ludzie przestali je jednak kupować.

Dla producenta to problem i trudno znaleźć właściwe rozwiązanie. Tym bardziej, że w różnych krajach występują różne warunki odsłuchowe. W Europie większość budynków ma grube ściany z cegły, a w USA to zazwyczaj płyty gipsowo-kartonowe. Kiedy wstawisz do europejskiego domu amerykańską kolumnę „strojoną” dla Ameryki, otrzymasz „przewalony” bas. Z kolei w Japonii popularne są kolumny tubowe, w których transfer energii jest bardzo efektywny i nie trzeba grać głośno, aby przekaz był szczegółowy. Bo przecież wielu ludzi mieszka tam w budynkach z cienkimi, papierowymi ścianami i nie chcą przeszkadzać sąsiadom.

Wyjściem jest przygotowanie produktu jak najwyższej klasy, który sprawdzi się w wielu aplikacjach. I to staramy się robić. Zgadzam się więc z wszystkimi przedmówcami, bo wyraźnie słychać, że poprawiła się rozdzielczość i przestrzeń. Dziękujemy wam wszystkim za przybycie, Dominice i Tomkowi za gościnę, a czytelnikom „High Fidelity” za lekturę :) I DO ZOBACZENIA!

| SYSTEM ODSŁUCHOWY

ŹRÓDŁO: Ayon Audio CD-T ⸜ transport CD
DAC/PRZEDWZMACNIACZ: Ayon Audio Stratos DAC
KOLUMNY: Dynaudio Confidence C-4 Signature
GRAMOFON: Transrotor TMD Alto
PRZEDWZMACNIACZ GRAMOFONOWY: Phasemation EA-350
WKŁADKA: ZYX Ultimate 100

OKABLOWANIE
Kabel głośnikowy: Acrolink 7N-S8000 Anniversario (2 x 3 m)
Interkonekt analogowy XLR: Acrolink 8N-A2080III Evo (2 x 1 m)
Interkonekt cyfrowy AES/EBU: Acrolink 7N-DA2090 Speciale (1,5 m)
Interkonekt do ramienia Phasemation CC-1000D
Kabel zasilający AC:
Acrolink 7N-PC6700 Anniversario CBN (1,5 m) do Stratosa
Acrolink 7N-PC6500 (1,5 m) do Accuphase
Acrolink 7N-P4030 Anniversario (1,5 m) do CD-T
Vovox Textura do Phasemation i zasilacza gramofonu