pl | en

Gramofon + ramię gramofonowe

Brinkmann
Taurus + 12.1

Producent: RINKMANN AUDIO GmbH
Cena (w czasie testu): 55 000 zł + 21 000 zł

Kontakt:
BRINKMANN AUDIO GmbH
Im Himmelreich 13
88147 Achberg | GERMANY


www.brinkmann-audio.de

MADE IN GERMANY

Do testu dostarczyła firma: SOUNDCLUB


at temu – jak się po sprawdzeniu okazało – sześć zacząłem swoją recenzencką przygodę z niemiecką firmą BRINKMANN. Marka ta wówczas znana była przede wszystkim ze swoich gramofonów oraz ramion gramofonowych, przedwzmacniaczy i akcesoriów gramofonowych (jeśli za takowe uznać zasilacze), których twórcą był pan HELMUT BRINKMANN. Kilka lat minęło i za sprawą Matthiasa Lücka, specjalisty od cyfry, który dołączył do Brinkmanna, w ofercie firmy znalazł się również znakomity przetwornik cyfrowo-analogowy Nyquist (obecnie już w wersji II), który miałem przyjemność testować (zobacz TUTAJ).

Co ciekawe, także za sprawą Matthiasa i jego muzycznej pasji szczęśliwcy mogli w czasie ostatnich wystaw Audio Video Show w Warszawie (i kilku prezentacji w siedzibie dystrybutora) posłuchać miedzianych matryc dwóch płyt, do których powstania on (i Nyquist) się przyczynił. Sądzę, że nie tylko dla mnie unikalna możliwość posłuchania muzyki z takiej matrycy była wyjątkowym przeżyciem. Wspominałem również już kilka razy, że i „zwykłe” wydanie winylowe brzmi doskonale i warto je mieć w swojej kolekcji (choć na limitowaną do 500 sztuk płytę „Special 33” raczej nie ma już szans).

| SPRAWA NAPĘDU

Brinkmann jest o tyle ciekawym przypadkiem, że choć nie ma specjalnie rozbudowanej oferty, to znajdziemy w niej jednak aż dwa rodzaje napędów – paskowy („belt drive”) i bezpośredni („direct drive”). Zwykle producenci wybierają jeden z nich i na nim skupiają wysiłki doskonaląc swoje rozwiązania. Helmut Brinkmann podchodzi do tego jednakże inaczej, co – jak sądzę – wynika z jego filozofii tworzenia jak najdoskonalszej „iluzji dźwięku”.

A oznacza to, że nie środki są tu ważne, tylko cel, a do celu wieść mogą różne drogi. Jak doskonale wiedzą wszyscy, którzy mają choć trochę doświadczenia w audio, w tej zabawie nie ma „jedynie słusznych” rozwiązań, wspólny jest tylko cel, choć i ten jest różnie definiowany. Wszyscy mamy swoje preferencje, ale to oznacza ni mniej ni więcej, że pewne kompromisy są dla nas łatwiejsze do zaakceptowania niż inne. Bo przecież perfekcyjnych komponentów audio, ani perfekcyjnego brzmienia, po prostu nie ma.

Napęd paskowy | Owe sześć lat temu gwiazdą mojego pierwszego spotkania z marką Brinkmann był, otwierający ofertę, model gramofonu o nazwie Bardo. To gramofon o napędzie „direct drive” (DD), czyli bezpośrednim. Właśnie DD i napęd paskowy to dwa najpopularniejsze, choć nie jedyne rozwiązania napędów gramofonowych, które konkurują o względy użytkowników od grubych kilkudziesięciu lat. Większość topowych gramofonów to jednak te, w których napęd z osi silnika przynoszony jest bezpośrednio (lub pośrednio) na talerz za pomocą paska (czasem kilku pasków z jednego lub kilku silników).

To rozwiązanie zapewnia lepszą izolację od szkodliwych drgań pochodzących z silnika na igłę, której zadaniem jest przecież jak najprecyzyjniejsze odczytanie informacji z rowka płyty. Wady? Paski są wykonywane z elastycznych materiałów, których właściwości z czasem ulegają degradacji, co może mieć wpływ na precyzję obrotów talerza, a te są jednym z kluczowych elementów w tej całej układance. Oczywiście pasek zawsze można wymienić, ale rzecz w stopniowej degradacji, mającej po jakimś czasie niewielki, ale jednak istniejący negatywny wpływ na brzmienie.

Napęd bezpośredni | Niektórzy (czyli głównie fani napędu bezpośredniego) jako wadę napędu paskowego wskazują dłuższy czas potrzebny do osiągnięcia znamionowej prędkości obrotowej, a w niektórych przypadkach wręcz konieczność ręcznego rozpędzania talerza. Większość napędów bezpośrednich rozpędza talerz szybciej, choć akurat Taurus robi to stopniowo. Tylko czy te, góra, kilka sekund rzeczywiście „robi różnicę”? To już pozostawiam każdemu do oceny. Mój gramofon J.Sikora, czyli gramofon z napędem paskowym, rozpędza swój potężny talerz błyskawicznie i niemal równie szybko go zatrzymuje.

Taurus, dla odmiany, potrzebuje chwili by rozpędzić talerz, a po zatrzymaniu obrotów kręci się jeszcze naprawdę długo. Czy przeszkadzało mi to w czymkolwiek, mimo moich przyzwyczajeń? Bynajmniej. Faktyczną przewagą napędu bezpośredniego jest brak elementu degradującego się z czasem (paska). Wadą (mniej czy bardziej realną) bezpośredni kontakt silnika z talerzem, a przez to pośredni także z igłą i przenoszenie w tej sposób drgań. Taurus akurat okazał się doskonałym przykładem, że da się zrealizować DD bez słyszalnego negatywnego wpływu tego rozwiązania na brzmienie.

Przyznaję, że chyba od zawsze, pewnie za sprawą pierwszego, kupionego niemal spod lady w latach 80. XX wieku, gramofonu Unitry, byłem zwolennikiem napędu paskowego. DD kojarzył mi się z maszynami używanymi przez DJ-ów na dyskotekach, słowem – na pewno nie z wysoką jakością brzmienia. To właśnie Brinkmann Bardo, ale również posiadany przeze mnie (po kolejnej Unitrze, Thorensie TD325 i Michellu Gyro SE) TransFi, przekonały mnie, że podobnie jak i w przypadku wszelkich innych rozwiązań w audio, pasek nie jest jedynie słusznym sposobem przenoszenia napędu na talerz.

Bardo był klasycznym gramofonem typu DD, natomiast mój TransFi korzystał z napędu, który konstruktor nazywa rim-drive. Wyposażony był on w wolnostojący silnik z rolką zamontowaną na osi silnika, który za pomocą sprytnej dźwigienki pochylało się w stronę talerza tak, by rolka stykała się z jego brzegiem (z ang. rim) przenosząc napęd bezpośrednio. To rozwiązanie, w połączeniu z świetnym ramieniem tangencjalnym poruszającym się na poduszce powietrznej tegoż samego producenta, mogło śmiało konkurować z dużo droższymi modelami innych producentów. Dopiero mój obecny J.Sikora Standard Max (kosztujący jakieś 10 razy więcej) „wygryzł” TransFi z mojego systemu. Ale sentyment, zainicjowany przez tę maszynę i Bardo, do napędu bezpośredniego pozostał.

| TAURUS

Gdy więc Matthias w Monachium w czasie monachijskiej wystawy High End 2019 zaprezentował mi model Taurus od razu zgłosiłem chęć jego przetestowania. Nowy model kosztuje ponad dwa razy więcej niż Bardo. Wygląda elegancko, jest świetnie wykonany i wykończony, ale jednak, z racji rozmiarów, prezentuje się dość skromnie, co tylko wzmogło moją ciekawość.

Ponownie miałem z nim styczność w czasie wystawy Audio Video Show 2019 w Warszawie oraz w czasie prezentacji zorganizowanej w salonie firmy Soundclub. Ustaliliśmy wtedy, że model ten na pewno do mnie trafi. Pozostało mi tylko poczekać. Gdy w końcu się udało, dystrybutor poszedł po bandzie, że tak to ujmę. Po części to moja wina, bo na pytanie, czy będę testował gramofon ze swoją wkładką, czy trzeba jakąś zamontować, licząc na ciekawe doświadczenie (czyli spotkanie z nieznanym mi modelem) poprosiłem o niespodziankę.

Gramofon przyjechał w sporym kartonie i, co podejrzane, towarzyszyły mu dwa kolejne, całkiem spore. Sam gramofon jest zwartą, stosunkowo niewielką konstrukcją. Z racji napędu bezpośredniego nie ma wolnostojącego silnika, co w przypadku gramofonów z wysokiej półki nie jest normą, przez chwilę się więc za nim rozglądałem. Niewielka podstawa ma kształt nieco zbliżony do kropli wody. W szerokiej części znajduje się silnik, a na jego osi osadzono talerz. W węższej osadzona jest podstawa ramienia, ale istnieje możliwość dokupienia drugiej podstawy, która dzięki sprytnemu mocowaniu jest łatwa w montażu. Instaluje się ją w szerszej części podstawy gramofonu, a ten robi się wówczas bardziej symetryczny.

Trzeba jednakże pamiętać, iż nie kosztuje to mało – 12 500 złotych – plus zdecydować, czy instalowane w niej będzie krótsze ramię (9, albo10 cali), czy 12-calowe, bo podstawy nieco się różnią w zależności od ich długości. Podstawowa cena tego gramofonu obejmuje napęd, jedną podstawę pod ramię oraz podstawowy zasilacz. Ramię (ramiona) kupujemy osobno. Taurusa do testu otrzymałem z jednym ramieniem, ale za to najlepszym i najdroższym modelem Brinkmanna – 12.1.

„Dodatki” | Nie bez powodu właśnie z tym, jako że dystrybutor zamontował w nim, kosztującą „drobne” 45 tysięcy złotych, wkładkę Air Tight Opus 1. A owe dwa dodatkowe kartony? Jeden zawierał podstawowy zasilacz, drugi natomiast topowy, oparty na lampach, kosztujący dodatkowe 13 000 zł, zasilacz RöNt II. Ci, którzy byli na jednej z prezentacji pewnie to zauważyli, ale dla tych, którzy Taurusa nie widzieli dodam, że jeszcze jeden element wyróżnia tę konstrukcję pośród setek dostępnych na rynku.

Obsługuje się go, to znaczy uruchamia i zatrzymuje, jak również wybiera obroty, za pomocą eleganckiego, bezprzewodowego pilota, który ma postać płaskiego, metalowego dysku. Jako ciekawostkę dodam, że w pudełku znajdziecie też dwie niewielkie, okrągłe podkładki – jednej można używać właśnie pod pilotem, drugiej natomiast do odkładania zakręcanego docisku gramofonu. W podstawie gramofonu, na froncie, umieszczono odbiornik zdalnego sterowania, który dodatkowo kolorem podświetlenia informuje o wybranej prędkości – zielony oznacza 33 1/3 obrotu na minutę, a czerwony 45. I nie ma opcji ręcznej obsługi tych funkcji. Pilot zasilany jest akumulatorkiem, który powinien umożliwić długie działanie (gramofon był u mnie kilka tygodni a pilot cały czas działał), a gdy trzeba można go naładować poprzez złącze mini USB.

| JAK SŁUCHALIŚMY

W czasie testu korzystałem na przemian z mojego przedwzmacniacza gramofonowego GrandiNote Celio mkIV i „Phono-Enhancera” (Entzerrer) marki Thöress, bo po prostu dzieło Reinharda Thöressa należy do wybitnych, więc żal było nie dać Opusowi szansy na współpracę z jeszcze lepszym urządzeniem niż moje. A ponieważ ramię Brinkmanna nie jest standardowo wyposażane w interkonekt, więc od dystrybutora wypożyczyłem, znane mi z kilku wcześniejszych testów, interkonekty Jormy.

Przez większą część czasu gramofon grał w moim systemie z wzmacniaczem i kolumnami GrandiNote – Shinai i MACH4. Ponieważ spędził u mnie kilka tygodni, więc przez system przewinęły się też inne testowane produkty, jak kolumny Living Voice R25 Anniversary i Aida Acoustics Atylla oraz wzmacniacze Audio Reveal Second (lampa SE), Supravox Vouvray (hybryda), LampizatOr Metamorphosis (hybryda).

I jeszcze mała dygresja – to nie pierwszy przypadek, gdy do testu trafia do mnie gramofon z wkładką, która ceną niemal dorównuje napędowi (czasem nawet z ramieniem, jak w przypadku VPI Prime Signature i wkładki Lyra Etna). Nie protestuję przeciwko takiemu podejściu dystrybutorów, nawet do niego zachęcam, bo dzięki temu mam okazję posłuchać wkładek, które inaczej do mnie by nie trafiły. A Opus 1, uprzedzam fakty, ale trudno, to jedna z trzech absolutnie najlepszych wkładek, jakich u siebie słuchałem (obok Murasakino Sumile i Kondo IO-M wraz z firmowym przedwzmacniaczem i transformatorem dopasowującym), a Lyra lokuje się tuż za podium. Trudno mi więc nie korzystać z takich okazji. Koniec dygresji.

BRINKMANN w „High Fidelity”
  • WYWIAD: Matthias Lück | współwłaściciel, inżynier
  • TEST: Brinkmann EDISON mk II | przedwzmacniacz gramofonowy
  • TEST: Brinkmann Audio NYQUIST | odtwarzacz plików audio/przetwornik cyfrowo-analogowy
  • TEST: Brinkmann BARDO + 10.0/Π + 12.1/EMT-ti + EDISON | gramofon + 2 x ramię gramofonowe + 2 x wkładka gramofonowa + przedwzmacniacz gramofonowyowy

  • Nagrania użyte w teście (wybór):

    • PATRICIA BARBER, Companion, Premonition/Mobile Fidelity MFSL 2-45003, 180 g LP
    • LOU DONALDSON, LD+3, Blue Note MMBST-84012, LP
    • MUDDY WATERS, Folk Singer, Mobile Fidelity MFSL-1-201, LP
    • THE RAY BROWN TRIO, Soular energy, Pure Audiophile PA-002 (2), LP
    • VIVALDI, Le Quatro Stagioni, Divox/Cisco, CLP7057, LP
    • DEAD CAN DANCE, Spiritchaser, 4AD/Mobile Fidelity MFSL, MOFI 2-002, LP
    • KEITH JARRETT, The Koeln Concert, ECM 1064/65 ST, LP
    • RODRIGO Y GABRIELA, 11:11, Music on Winyl MOVLP924, LP
    • PACO PENA & HIS GROUP, Flamenco puro „Live” , DECCA Phase 4 Stereo PSF 4237, LP
    • INGA RUMPF, White horses, Triple A series, 0208574CTT, LP
    • MILES DAVIS, Kind of blue, Columbia CS 8163, LP
    • ALBERT KING WITH STEVIE RAY VAUGHAN, In session, STX-7501-1, LP
    • MOŻDŻER DANIELSSON FRESCO, The Time, outside music OM LP002, LP
    • JACINTHA, The best of, Groove Note GRV 1041-1, LP
    • TSUYOSHI YAMAMOTO TRIO, Midnight sugar, Three Blind Mice/CISCO TBM-23-45, 2 x 45 rpm, 180 g LP
    • METALLICA, Metallica, Electra/Warner Bros. Records 511831-1, 4 x 45 rpm, 180 g LP
    • CANNONBALL ADDERLY, Somethin' else, Blue Note/Classic Records BST 1595-45, LP

    Odsłuchy rozpocząłem od najbardziej podstawowej w tym przypadku konfiguracji, czyli z podstawowym zasilaczem i przedwzmacniaczem GrandiNote Celio mkIV. Mając wcześniejsze doświadczenie z zasilaczami Brinkmanna zdawałem sobie sprawę, że lampowy wniesie pewną poprawę dźwięku, niemniej to wydatek dodatkowych 13 000 złotych, więc uznałem, że jednak podstawowa wersja na początek musi wystarczyć. I, ku własnemu zdziwieniu, jakoś wcale nie odczuwałem potrzeby szukania sposobów na dalsze ulepszenie brzmienia, mimo że miałem je w zasięgu ręki.

    Po części to zasługa absolutnie kosmicznej wkładki Opus 1. Oferuje ona połączenie niebywałej rozdzielczości, dynamiki, potęgi brzmienia z płynnością, gładkością i muzykalnością. W zakresie tej ostatniej nieco chyba – choć bez bezpośrednich porównań nie podejmuję się stwierdzić tego z całą stanowczością – ustępuje wkładce Kondo, a rozdzielczość i wyrafinowanie góry pasma to z kolei (mała) przewaga Murasakino, a przynajmniej tak to pamiętam. Acz ich słuchałem w moim gramofonie J.Sikora, a różnice, o których mówię są niewielkie. Niemniej już sam fakt, iż tak doskonale, jednoznacznie słychać było topową klasę tej wkładki świadczył jak najlepiej o Taurusie.

    Gramofonów może nie testuję aż tyle, co innych komponentów, ale i tak do mnie co jakiś czas trafiają, a ich wygląd/wielkość/waga często przekładają się na charakter i klasę brzmienia. Taurus bez wątpienia był jednym z najmniejszych (acz już nie najlżejszych), jakie w ostatnich latach miałem w swoim systemie. Muzyki słuchamy teoretycznie uszami, ale tak naprawdę oczy również uczestniczą w procesie odbioru tego, co słyszymy. Pewnie dlatego właśnie Brinkmann nie przestawał mnie zaskakiwać dużym, dojrzałym, pełnym dźwiękiem, takim, w którym niczego mi nie brakowało i który jakoś nie do końca korelował z niewielkimi rozmiarami.

    Żadnej wielkiej, czy kilkupiętrowej podstawy, żadnych wolnostojących silników, dzielonych podstaw, talerz grubości 1/3 tego w gramofonie J.Sikora, a dźwięk swobodnie wypełniał mój pokój. I, jak już wspomniałem, zaskakiwał raz po raz potęgą. Czy były to elektroniczne dźwięki z krążka Dead Can Dance, czy też grzmiąca orkiestra z Nocy na Łysej Górze Mussogorskiego. Ten niewielki niemiecki byk (‘taurus’ to przecież właśnie byk) prężył swoje muskuły i grał tę muzykę z niezwykłą energią, rozmachem, a jednocześnie absolutnie swobodnie, bez śladu wysiłku.

    O ile na DCD prezentacja efektów przestrzennych nie robiła na mnie aż tak dużego wrażenia, to spektakl, który testowany gramofon wyczarował z krążka The power of the orchestra powalał wręcz skalą i rozmachem. Pisałem o tym krążku już kilka razy, bo nie dość, że świetnie zagrany i wydany, to gdy zostanie odpowiednio zagrany, przenosi słuchacza na sabat czarownic, w środek burzy, porywistego wiatru, tworzy atmosferę wręcz grozy. Ilość informacji zapisanych w rowkach jest tak ogromna, że jeśli dysponuje się systemem, który potrafi je wszystkie odczytać i przekazać, można słuchać tej płyty wiele, wiele razy i ciągle odkrywać coś nowego, bo nie da się tego wszystkiego ogarnąć za jednym razem, czy nawet po kilku.

    I wszystko to Taurus zrobił bezbłędnie, a ja siedziałem przykuty do fotela chłonąc, doskonale mi przecież znane, nagranie i wstrzymując oddech, by nie zgubić ani jednej nuty. W TAKI sposób ten krążek został u mnie zagrany do tej pory ledwie kilka razy, zwykle źródłem był mój J.Sikora, a towarzyszyły mu najlepsze systemy, jakie u mnie gościły. Taurus z ramieniem 12.1 i Air Tight Opus 1 nie tylko odczytywał wszystko, co zapisane jest w rowku, najdrobniejsze nawet detale i subtelności, ale i prezentował je w nadzwyczajnie czysty, klarowny, poukładany sposób.

    Nie mogąc zapomnieć tego doświadczenia z początku odsłuchów, powtórzyłem je raz jeszcze już z lampowym zasilaczem (a w końcu raz jeszcze z Thöressem). I choć wcześniej nie wydawało mi się to możliwe to, po części zapewne za sprawą jeszcze czarniejszego tła, po części być może jeszcze stabilniejszych obrotów, a co za tym idzie jeszcze doskonalszego timingu, Noc na Łysej Górze zabrzmiała jeszcze lepiej, jeszcze bardziej energetycznie, z jeszcze lepszą kontrolą nad każdym aspektem dźwięku. To było jedno z tych absolutnie wyjątkowych doświadczeń, których dostarczają najlepsze komponenty/systemu audio.

    Mniej więcej w tym samym czasie skorzystałem z promocji rodzimej wytwórni Audio Cave, kupując kilka wydanych przez nich albumów. Wśród nich był, nieznany mi wcześniej, album braci Olesiów pt. Spirit of Nadir. Taurus zaczął od jasnego pokazania mi, że jest to całkiem dobra, choć nie topowa realizacja. A już po chwili zabrał mnie na niesamowicie klimatyczną wycieczkę na jakąś odludną, ale jakże piękną pustynię. Jak nasi czytelnicy doskonale pewnie już wiedzą, kontrabas należy do moich najulubieńszych instrumentów. Właśnie dlatego kupiłem ten krążek, a możliwości Taurusa w pełni pozwoliły mi cieszyć się bogactwem i głębią brzmienia tego instrumentu, i bębnów Bartłomieja.

    Przy całym bogactwie brzmienia, umiejętności natychmiastowego wskazania jakości odtwarzanego krążka, Brinkmann jednocześnie kolejny raz pokazał, jak doskonale potrafi oddać klimat nagrania, jak elektryzujący, wciągający bez reszty spektakl potrafi stworzyć. Jasne jest, że przy całej swojej doskonałości technicznej, spełnianiu audiofilskich wymogów, które opisujemy dziesiątkami określeń, tu wszystko to jest jedynie środkiem do celu. A celem jest umożliwienie użytkownikowi jak najpełniejszego przeżywania muzyki.

    Może nawet lepiej testowany gramofon pokazał to przy kolejnym z zakupionych krążków, Overnight tales Tria Mateusza Gawędy. Pośród zakupionych, ten od strony technicznej był najsłabszy, czyli w kategoriach audiofilskich „przyzwoity” (bo nie słaby jako taki). A jednak po skonstatowaniu tego faktu łatwo przeszedłem nad nim do porządku dziennego skupiając się na odkrywaniu nowej, ciekawej muzyki.

    Podobnie zresztą było gdy, nieco później, trochę w ramach eksperymentu, sięgnąłem po mającą wiele, wiele lat płytę Nocnej Zmiany Bluesa Nocny koncert, wydanej przez PolJazz. Nie grałem tej płyty od wielu lat, więc przed położeniem na talerz rzuciłem okiem na jej stan, a ten wskazywał na wiele lat słuchania z użyciem niezbyt dobrej wkładki. Mimo tego płytę zagrałem. Od deski do deski, że tak powiem. Bo Taurus nieszczególny stan płyty pokazał, ale gdzieś tam w tle. Wydobył natomiast atmosferę doskonałej zabawy muzyków i licznej, dobrze uchwyconej na taśmie publiczności.

    A że niemiecki gramofon doskonale prowadzi tempo i rytm, realistycznie, namacalnie prezentuje wokale, potrafi bardzo prawdziwie odtworzyć udział publiczności, w tym oklaski (które dla mnie są jednym z wyznaczników tego, jak dobre jest testowane urządzenie) i po prostu czuje bluesa, więc i tym razem, pomimo szumu i trzasków i nieaudiofilskiej (choć zaskakująco dobrej) realizacji kolejny raz bawiłem się doskonale.

    Wróćmy jeszcze na chwilę do zakupów z Audio Cave. Kolejnym krążkiem, który znałem z wielu odsłuchów, ale jakoś wcześniej nigdy nie nabyłem, był album Chada Wackermana Dreams nightmares and improvisation. I znowu, już w pierwszych sekundach słuchania, Taurus wyraźnie zaznaczył, że mam do czynienia ze zdecydowanie najlepszą, wręcz audiofilską realizacją. A potem zabrał mnie w świat perkusyjnych „snów koszmarów i improwizacji”.

    Wspominany już doskonały PRAT, umiejętność oddania potęgi i wysokiej energii niskich tonów, ale przy jednoczesnej świetnej kontroli, definicji i różnicowaniu, które wydają się wrodzonymi cechami tego gramofonu, sprawiły, że popisy mistrza perkusji sprawiały, że włoski stawały mi dęba na karku, a po plecach chodziły ciary. Zwłaszcza, gdy mocniej odkręcałem głośność we wzmacniaczu przyprawiając sąsiadów o szybsze bicie serc (na krótko oczywiście, bo w czasach gdy wszyscy musimy siedzieć w domach, irytowania sąsiadów należy unikać nawet bardziej niż zwykle).

    Brinkmann wykazywał się na obu skrajach pasma taką samą szybkością, twardością (akuratną) uderzeń pałeczek, odpowiedzi membran i blach, wybrzmieniami i dociążoną dźwięcznością tych drugich, sprężystością tych pierwszych, słowem wszystkim co potrzebne, by perkusja zabrzmiała na tyle realistycznie, na ile do w mieszkaniu w ogóle możliwe.

    W czasie odsłuchów nie mogło się obyć bez krążków duetu Rodrigo y Gabriela. Zwłaszcza, iż było już jasne, że w zakresie dynamiki i energetyczności grania Taurus naprawdę niewiele ustępuje mojemu gramofonowi J.Sikora. I faktycznie – z gitar meksykańskiego duetu sypały się skry, z głośników płynęły potoki wysoce energetycznych, ale trzymanych w ryzach żelazną ręką (kopytem?) niemieckiego byka nut. Doskonale prowadzone było tempo, a przy tym barwa i faktura gitar były naturalne, transjenty szybkie, ładnie zaznaczone, a wybrzmienia długie, pełne. Dorzućmy do tego zdecydowanie ponadprzeciętne wrażenie obecności muzyków, mimo iż nie byli oni wypychani przed linię łączącą kolumny, i dostajemy kolejny, wyjątkowy spektakl muzyczny. Taki, w którym mimowolnie słuchacz uczestniczy, w który w pełni się angażuje, bo nie ma mowy o pasywnym słuchaniu.

    Podobnie odebrałem doskonałe Flamenco puro live zespołu Paco Peny. Tu nie dość, że gitary brzmiały obłędnie żywo, prawdziwie, to Taurus potrafił wykreować zapisany w rowkach płyty spektakl taneczny w zapierający dech w piersiach sposób. Flamenco to przecież nie tylko gitary i śpiew, ale i tancerze. O krążku tym pisałem już nie raz, acz wspominam o nim zwykle wtedy, gdy właśnie taniec wypada wyjątkowo przekonująco, a tak właśnie było tym razem. Energia, moc i szybkość każdego tupnięcia, a także idąca za nim odpowiedź parkietu sprawiały, że wystarczyło zamknąć oczy by „zobaczyć” tancerzy szalejących po scenie sporo większej niż mój pokój, wokół których unosiły się wirujące cząsteczki kurzu.

    | PODSUMOWANIE

    Mojego gramofonu, J.Sikora Standard w wersji MAX z ramieniem KV1 tegoż producenta2, nie zamieniłbym na żaden inny – spełnia po prostu wszystkie moje oczekiwania i gra fantastycznie. Ma właściwie tylko jedną wadę – waży 85 kg, więc nie ma mowy o jego przestawianiu (co czasem, do niektórych testów by się przydało). Brinkmann Taurus, dla odmiany, jest niewielką, zgrabną, świetnie, choć przecież, jak na gramofon, niepozornie, wyglądającą maszyną. A w jego brzmieniu, uniwersalności i ogromnych możliwościach można się zakochać właściwie równie łatwo jak w J.Sikorze.

    Łączy cechy przypisywane mass-loaderom, czyli dynamikę, energetyczność, wysoką rozdzielczość, świetne oddanie transjentów, z wyrafinowaniem, gładkością, spójnością i płynnością brzmienia częściej charakteryzującymi miękko zawieszone gramofony. Bez wysiłku tworzy wielkie spektakle muzyczne imponując rozmachem, skalą i przestrzennością brzmienia. No i, co jest kolejną niezwykłą cechą Brinkmanna, o tej długiej liście zalet zapomina się już po paru pierwszych taktach muzyki, bo wtedy liczy się już tylko ona i emocje jakie wyzwala w słuchaczu.

    I, tak sobie myślę, że gdybym nie był dumnym posiadaczem J.Sikory to Brinkmann Taurus znalazłby się na szczycie mojej prywatnej listy gramofonów, które chciałbym mieć. Nie dlatego, że jest najlepszą maszyną, jaką znam. Są lepsze od niego, nawet jeśli wśród mi znanych nie ma ich wcale tak wielu. Ale niezwykłe połączenie cech fizycznych i brzmieniowych Taurusa sprawia, że to unikalny gramofon, w którego brzmieniu nie można się do niczego przyczepić. A nawet jeśli da się pewne elementy pokazać jeszcze lepiej, to albo kosztuje to dużo więcej, albo trzeba postawić na półce wielką i ciężką bestię pokroju maszyny pana Janusza Sikory, a zwykle w grę wchodzi jedno i drugie naraz.

    To nie jest tanie urządzenie, a wyliczając koszt jednego kilograma w porównaniu do konkurencji, pewnie nie wypadnie najlepiej. Za to ze swoją klasą i wybitną muzykalnością brzmienia śmiało może stawać w szranki właściwie z każdym gramofonem niezależnie od ceny. I nie będzie bez szans, nawet z wieloma zdecydowanie droższymi od siebie. Określenie high-end mocno się zdewaluowało w ostatnich latach, więc przynajmniej ja staram się go nie nadużywać. W tym wypadku nie mam jednakże żadnych oporów – Brinkmann Taurus to high-end pełną gębą. Czapki z głów przed panem Helmutem Brinkmannem, jako że stworzył małego pięknego „potwora” gotowego „pożreć” wielu większych, cięższych, bardziej skomplikowanych i droższych konkurentów.

    Brinkmann Taurus to nieodsprzęgany mass-loader z niewielkim, wykonanym z duraluminium, grubym na 40 mm chassis, oraz napędem bezpośrednim. Chassis ma podłużny, wyoblony kształt przypominający kroplę wody i opiera się na trzech niewielkich metalowych nóżkach. Są one co prawa regulowane, ale tak niewielkie, że zadbanie o wypoziomowanie powierzchni, na której ustawiamy gramofon, staje się jeszcze ważniejsze niż zwykle.

    Producent, jak w przypadku wszystkich swoich urządzeń, rekomenduje ustawienie gramofonu na granitowej płycie, u mnie jednakże stanął on na platformie antywibracyjnej Rogoż Audio SM040 wykonanej z kanapki sklejki i MDF-u, fornirowanej i opartej na mosiężnych kolcach, które dodatkowo ustawiłem na ceramicznych nóżkach Franc Audio Accessories. W szerszej części podstawy gramofonu umieszczono silnik z napędem magnetycznym produkowany dla Brinkmanna zgodnie z ich specyfikacją. Sterownik silnika zapewnia tzw. „soft start”, czy stopniowe rozpędzanie talerza do pożądanej prędkości, którą wybiera się (pośród dwóch – 33 1/3 i 45 r.p.m.) za pomocą zgrabnego, aluminiowego, wykończonego, jak cały gramofon, na czarno pilota mającego postać niewysokiego dysku o średnicy ok. 10 cm.

    Na froncie plinty widać okrągłe okienko, które ukrywa odbiornik zdalnego sterowania. Podświetlenie tegoż okienka na kolor zielony pokazuje, iż wybrano prędkość 33 1/3 r.p.m., a na czerwony, że talerz obraca się z prędkością 45 r.p.m. Na tylnej krawędzi podstawy umieszczono wysokiej jakości gniazda RCA, którymi wyprowadzamy sygnał do przedwzmacniacza gramofonowego. W dwóch miejscach umieszczono także niewielkie gniazda służące od (ewentualnej) podłączenia kabelka uziemienia. Standardowo wykorzystuje się jedno z nich, to przy ramieniu, a w zestawie znajduje się jeden kabelek. Niemniej w razie konieczności można wykorzystać i drugi.

    Wspomniany silnik napędza bezpośrednio ciężki, 10 kg aluminiowy talerz, w który wkomponowano fabrycznie szklaną matę. Dodatkowym elementem jest zakręcany, metalowy docisk. Na węższym końcu chassis fabrycznie zamontowane jest podstawa ramienia. Producent oferuje dwa rodzaje – pod krótsze i pod dłuższe ramiona. Istnieje możliwość dokupienia drugiej podstawy i używanie Taurusa z dwoma ramionami. Producent oferuje także elegancki, metalowy protraktor, który znacząco ułatwia prawidłowe ustawienie ramienia i wkładki.

    Gramofon standardowy wyposażany jest w solidny, zewnętrzny zasilacz tranzystorowy. Opcjonalnie można go zamienić za dopłatą na topową wersję zasilania Brinkmanna – lampowego RöNta II. Co ważne, zasilacze są uniwersalne, tzn. mogą być stosowane w każdym modelu gramofonu tego producenta.

    To niewielka, ale całkiem ciężka, świetnie wykonana i wykończona, a także przemyślana pod kątem łatwości montażu, ustawienia i użytkowania konstrukcja.

    Dystrybucja w Polsce

    SOUNDCLUB

    ul. Skrzetuskiego 42
    02-726 Warszawa | POLSKA

    soundclub.pl

    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl

    System odniesienia

    - Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
    - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
    - Końcówka mocy Modwright KWA100SE
    - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
    - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
    - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
    - Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
    - Kolumny: Bastanis Matterhorn
    - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
    - Słuchawki: Audeze LCD3
    - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
    - Przewód głośnikowy -
    LessLoss Anchorwave
    - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
    - Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
    - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
    - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
    - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot