pl | en

Przedwzmacniacz liniowy + wzmacniacz mocy (monobloki)

Exposure
5010 PREAMP + 5010 PWR MONO

Producent: EXPOSURE ELECTRONICS
Cena (w czasie testu): 10 190 zł + 22 750 zł (2 szt.)

Kontakt: Exposure Electronics
Unit 18 Winston Business Centre,
43 Chartwell Road, Lancing
West Sussex. BN15 8TU, UK

exposurehifi.com

MADE IN ENGLAND

Do testu dostarczyła firma: RAFKO DYSTRYBUCJA


EXPOSURE to brytyjska marka produkująca sprzęt Hi-Fi i High End. Została założona w 1974 roku przez Johna Farlowe'a technika muzycznego, który współpracował w studiach nagraniowych z tuzami muzyki popularnej takimi jak David Bowie, The Who, czy Pink Floyd.

d początku swojej działalności Exposure stawiała na dzielone systemy stereofoniczne i pozostają one jej wizytówką do dziś. Szczególną estymą cieszą się monofoniczne końcówki mocy, często łączone przez klientów z kilkukrotnie droższą elektroniką najdroższych marek na świecie. Stąd konstruktorom marki zawsze przyświecała myśl, aby prezentowały one muzykę jak najbliższą temu, co słyszymy na żywo. chodziło więc o maksimum dynamiki, potężny dźwięk, uniwersalne brzmienie oraz duży zapas mocy. Dochodzi do tego prosta konstrukcja, oparta na elementach najwyższej klasy. Chodzi o to, jak mówią materiały firmowe, aby produkty Exposure służyły swoim właścicielom przez długie lata.

Pomimo obiegającej świat globalizacji Exposure jest w dalszym ciągu sprzętem projektowanym i produkowanym w Wielkiej Brytanii. Pozostał przy tym manufakturą, która hołduje analogowym tradycjom. Exposure to jedna z kilku funkcjonujących od wielu lat brytyjskich marek, obok Musical Fidelity, Cambridge Audio, NAD-a, Naima, czy Arcama, które współtworzyły tzw. brytyjską szkołę brzmienia. Oznaczało to pewien konserwatyzm polityki firmy, zarówno w zakresie wzornictwa, charakteru brzmienia, jak i w kwestii stałości oferty, w której stosunkowo rzadko pojawiały się nowe produkty.

Seria 5010 | Seria 5010 to jeden z ostatnich dodatków do portfolio tej firmy. wystarczy jednak rzucić okiem na te urządzenia, nawet przelotnie, aby w ciemno powiedzieć, kto je wyprodukował (i nie chodzi mi bynajmniej o logo). Jak się wydaje, producent zastosował te same obudowy, co w niższej, doskonale znanej i dobrze ocenianej serii 3010. Zarówno przedwzmacniacz PRE, jak i monobloki AMP dostępne są z frontami w dwóch wersjach kolorystycznych. Do testu otrzymałem srebrną, czy – jak to o niej mówi Exposure – tytanową, ale klienci gustujący w czarnych urządzeniach mają taką opcję.

Wygląd | Obudowy obu urządzeń mają apelować do gustu potencjalnego nabywcy prostotą projektu, nawiązującą do bogatej historii marki. W monoblokach uwagę zwraca przede wszystkim niebieska dioda LED, sygnalizująca włączenie urządzenia, oraz poziomy frez biegnący przez całą szerokość frontu. Jest jeszcze nieduży przycisk wyłącznika zasilania, w tym samym kolorze, co przednia ścianka. Nie zmienia to faktu, że z ładnie zaokrąglonymi rogami, diodami, które nie rażą w oczy i starannym wykonaniem do wyglądu końcówek 5010 przyczepić się nie da. Po prostu nie ma tu zbędnych elementów.

W przypadku przedwzmacniacza owego frezu na froncie nie ma, jest za to „oczko” odbiornika zdalnego sterowania, oraz dwie spore gałki. Na tej odpowiadającej za regulację głośności umieszczono malutką, niebieską diodę świecącą, która pokazuje aktualną pozycję pokrętła. Ponieważ nie ma tam żadnej skali, owa dioda jest jedynym elementem sygnalizującym poziom głośności (jeśli ktoś tego potrzebuje, bo w końcu głównym wskaźnikiem powinny być uszy). Poszczególne pozycje gałki obok są za to opisane nazwami wejść, a wybrane w danym momencie oznaczone jest także niebieskim LED-em.

Technika | Monobloki 5010 wyposażono w wejścia RCA i XLR, obok których znalazło się miejsce dla przycisku, którym wskazujemy, z którego wejścia korzystamy. Konserwatyzm marki widać natomiast w przypadku zastosowania dwóch par wyjść głośnikowych, co się chwali, bo umożliwia to np. bi-wiring. Rzecz jedynie w tym, że są to gniazda plastikowe, akceptujące wyłącznie banany, słowem kabli z widełkami nie podłączymy. Nie wiem jakiego argumentu używają inżynierowie Exposure, uzasadniając ten wybór.

Czy, na przykład, kwestię wykorzystania plastiku tłumaczą uzyskanym w ten sposób niższym przenoszeniem drgań? Ale, jeśli tak, to dlaczego tylko na banany? – Wyjaśnienia tej zagadki nie znalazłem. Użytkownikowi pozostaje przejść do porządku dziennego nad koniecznością kupienia kabli głośnikowych z wtykami bananowymi, albo przywyknąć do stosowania przejściówek (do czego ja byłem zmuszony). W przypadku wzmacniacza dla wielu osób ważnym parametrem jest jego moc wyjściowa, która w przypadku 5010 wynosi imponujące 200 W przy obciążeniu 8 Ω i 370 W dla 4 Ω, czyli dwa razy więcej niż w przypadku końcówek 3010. Wsparte odpowiednim zasilaniem, a trafo i bateria kondensatorów prezentują się tu zacnie, urządzenie o takich parametrach powinno bez większych problemów napędzić dowolne kolumny.

Przedwzmacniacz 5010, choć równie prosty w swojej formie, imponuje funkcjonalnością. Do końcówek mocy sygnał można doprowadzić interkonektem RCA (takie wyjścia są nawet dwa) albo XLR, jako że Pre posiada oba rodzaje wyjść. Użytkownik do dyspozycji dostaje cztery wejścia RCA, pętlę do nagrywania, a opcjonalnie może jeszcze dokupić opcjonalne moduły przedwzmacniacza gramofonowego MM lub MC oraz przetwornika cyfrowo-analogowego. Ten ostatni, który może być montowany również w urządzeniach z serii 3010 wyposażony jest w wejście koaksjalne (BNC) umożliwiające odtwarzanie sygnału PCM w rozdzielczości do 192 kHz i 24 bitów, a także USB przez które odtworzymy sygnał PCM o takich samych parametrach oraz DSD64 (DoP). Moduły są tak pomyślane, że osoby, które nie boją się odkręcić kilku śrub i zdjąć pokrywę wzmacniacza powinny sobie poradzić z samodzielną instalacją.

| JAK SŁUCHALIŚMY

W czasie odsłuchów używałem przetwornika cyfrowo-analogowego LampizatOr Pacific jako źródła cyfrowego oraz mojego gramofonu J.Sikora Standard Max z ramieniem J.Sikora KV12, wkładką Air Tight PC-3 oraz z przedwzmacniaczami gramofonowymi ESELab Nibiru i LampizatOr Vinyl Phono MC1. Do końcówek mocy podpiąłem kolumny Maxa Magri, czyli GrandiNote MACH 4, acz korzystałem z zestawu Exposure także w trakcie recenzji kosztujących blisko 60 tys. euro półaktywnych kolumn SoundSpace Systems Pirol. W tym ostatnim przypadku, mimo ogromnej różnicy w cenie, wstydu nie było.

Nagrania użyte w teście (wybór):

  • Chopin Recital, wyk. Maurizio Pollini, Toshiba-EMI EAC-55137, LP
  • TREME, soundtrack, Season 1, HBO 0602527508450, CD/FLAC
  • AC/DC, Back in black, SONY B000089RV6, CD/FLAC
  • Aerosmith, Pump, Geffen Records, FLAC
  • Cannonball Adderley, Somethin' else, Classic Records BST 1595-45, LP
  • Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Mobile Fidelity MOFI 2-002, 180 g LP
  • Dire Straits, Love over gold, VERTIGO 25PP-60, LP
  • Eva Cassidy, The Best of, Blix Street Records G8-10206, LP
  • Georges Bizet, Carmen, RCA Red Seal SPA 25 064-R/1-3, LP
  • Guns N' Roses, Use your illusion 2, Geffen Records B000000OSG, CD/FLAC
  • Kermit Ruffins, Livin' a Treme life, Basin Street B001T46TVU, CD/FLAC
  • Led Zeppelin, Led Zeppelin II, Atlantic 8122796438, LP
  • Lee Ritenour, Rhythm sessions, Concord Records CRE 33709-02, CD/FLAC
  • Miles Davis, Sketches of Spain, Columbia PC8271, LP
  • Mozart, Cosi Fan Tutte, dyr. Teodor Currentzis, MusicAeterna Orchestra, Sony Classical B00O1AZGD6, LP
  • Wycliff Gordon, Dreams of New Orleans, Chesky B0090PX4U4, CD/FLAC

Po iluś tam już latach testowania i grubych (nawet bardzo grubych, bo to chyba gdzieś już koło tysiąca się zrobiło) setkach urządzeń, które przewinęły się przez mój pokój w tym czasie, czasem łapię się na tym, że nawet nie pamiętam, że coś konkretnego testowałem. Świadczy to bardziej o mojej pamięci niż owych komponentach – po prostu czasem coś mi umyka. Niezależnie jednakże od tego, jak głęboko sięgałem pamięcią, nawet wspomaganą archiwami napisanych testów, wychodziło na to, że to moja pierwsza recenzja urządzeń marki Exposure.

Poza oczekiwaniem, iż usłyszę dźwięk mieszczący się w ramach słynnej „brytyjskiej szkoły” brzmienia, nie wiedziałem czego się spodziewać. Jak mówię, nie recenzowałem do tej pory urządzeń Exposure, ale pamiętam że kilka recenzji zdarzyło mi się czytać. O ile mnie pamięć nie zawodzi, to powtarzały się w nich takie cechy, jak: wysoka energetyka brzmienia, dobrze prowadzone tempo i rytm, a także wskazanie na to, że kolumny prowadzone „żelazną ręką” (parafrazując oczywiście).

Odsłuchy rozpocząłem od spokojnego, wokalnego jazzu Caecilie Norby. Zestaw Exposure zagrał tę muzykę w zrelaksowany, nieco ciepły, wyważony i nasycony sposób. Nie było w tym graniu za grosz pośpiechu, nerwowości. Było za to wrażenie pełnej kontroli nad wszystkimi wydarzeniami. Dźwięk był poukładany, zbalansowany, choć z głosem Caecilie wyraźnie ustawionym na pierwszym planie. To przede wszystkim na nim skupiała się moja uwaga i to nie tylko za sprawą talentu wokalistki, ale i bardzo naturalnego, namacalnego sposobu prezentacji.

Nie chodziło o namacalność uzyskaną za pomocą jakiejś wybitnej precyzji – to nie ten rodzaj grania. Opierało się to na, wspomnianym już, dobrym nasyceniem i dociążeniem dźwięku, ale i na tym, że środek ciężkości prezentacji zlokalizowany został w niższej średnicy. Wydawało się, jakby brytyjski zestaw dostosował się do charakteru tych nagrań, a słuchaczowi stwarzał komfortowe warunki do wyciągnięcia się na rozłożonym, wygodnym fotelu, sięgnięcia po lampkę gładkiego, aromatycznego wina i pełen relaks.

Ów pierwszy krążek nie dał specjalnie szansy testowanym urządzeniom na wykazanie się jakąś szczególną energetycznością, ale już Equinox Joeya Alexandra i owszem. To nadal jazz, ale już bez skupiającego na sobie uwagę wokalu, za to z prowadzącym fortepianem oraz basem, perkusją, czy saksofonem, które nie zadowalają się rolą instrumentów przygrywających w tle. I tu znalazły się liryczne utwory, w których królowały gładkość, nasycenie i otwartość (choć nie tak ostateczna, jak w urządzeniach zwłaszcza lampowych z absolutnego topu) dźwięku, ale trafiły się i bardziej dynamiczne. Na nich łatwiej mi było docenić szybkość perkusji, moc uderzeń pałeczek, zejście i „ciężar” basu i pewność, z jaką końcówki 5010 prowadziły wydarzenia rozgrywające się na scenie.

Słuchając tego, co prawda studyjnego, nagrania doceniłem również, jak dużo powietrza Exposure pokazują wokół instrumentów. Wiąże się to z wspominaną już otwartością dźwięku, ale i z wybrzmieniami, które po prostu są takie jak trzeba, ani skracane, ani wydłużane – po prostu właściwe. Zresztą całe to granie było właśnie takie... akuratne. Nie próbowało się na siłę wyróżniać jakimikolwiek elementami, ale też i nie dawało najmniejszych powodów do czepiania się. Skłaniało to do oddania się słuchaniu muzyki i dość skutecznie zniechęcało do analizy brzmienia.

Wystarczyło jednakże kolejny raz zmienić klimat. Tym razem zagrała dla mnie Antwerp Symphony Orchestra pod Philippem Herreweghe, który na tapetę wziął II i IV symfonię Schumanna. I wreszcie wzmacniacz Exposure pokazał swoje bardziej energetyczne oblicze. Orkiestra miała odpowiedni rozmach, potęgę brzmienia, ale połączone z płynnością i przestrzennością, które uwiarygodniały prezentację wielkiej symfonicznej muzyki. Teraz także, może lepiej niż na wcześniejszych płytach, słychać było, jak dużo informacji, w jak uporządkowany sposób brytyjskie urządzenia potrafią przekazać.

Wynika to, jak sądzę, z dobrej rozdzielczości i różnicowania – i to zarówno w zakresie barwy, jak i dynamiki. Nie ma tu jakiejś wybitnej selektywności, ale różnicowanie jest naprawdę dobre. Wzmacniacze bez trudu radzą sobie z oddawaniem nawet największych skoków dynamiki i robią to absolutnie swobodnie. Cokolwiek więc dzieje się na scenie, brzmi w sposób niewymuszony, naturalny. Sposób prezentacji takiej muzyki zachęcał wręcz do odkręcania głośności, a ja nie miałem oporów, żeby pofolgować sobie i osiągnąłem poziom natężenia dźwięku, jaki rzadko gości w moim pokoju. Mimo tego nie stwierdziłem najmniejszych choćby negatywnych efektów głośnego grania, tak jakby nie robiło to na systemie żadnego wrażenia.

Idąc dalej w stronę muzyki, którą po prostu trzeba grać głośno sięgnąłem najpierw po Led Zeppelin, a potem i po AC/DC. Exposure słynęło kiedyś ze wzmacniaczy doskonale nadających się do rocka, w końcu w strojeniu pierwszych konstrukcji Johna Farlowe'a brali ponoć udział m.in. muzycy Pink Floyd. Jak pokazały wcześniejsze krążki, urządzenia z serii 5010 bardzo dobrze poradziły sobie i z wokalami i z małymi składami, ale i z muzyką symfoniczną. Teraz przyszło mi sprawdzić, czy aby pracując nad bardziej uniwersalnym brzmieniem inżynierowie brytyjskiej marki nie zapomnieli o jej korzeniach.

Wystarczyło kilka minut by mieć pewność, że nie. Zeppelini zagrali z zacięciem, zadziornością, nawet krztyną agresywności. Gitarowe riffy Page'a, a także charakterystyczny wokal Planta brzmiały znakomicie. Muzyka miała odpowiedni drive, motorykę i emitowała ogromną ilość energii. Jeszcze wyraźniej słychać to było przy szaleństwach Angusa Younga, choć zestaw Exposure dał mi odczuć, że kazałem mu zagrać nieco słabsze od strony technicznej nagrania. O ile z Zeppelinami można było mówić o jakiejś separacji muzyków, to z australijskimi weteranami dostałem już raczej potężną ścianę dźwięku, na tle której wyróżniała się jedynie prowadząca gitara i wokal Briana Johnsona.

Trudno było jednakże nie ulec czarowi tak żywiołowego, energetycznego grania, które nie pozwała słuchać tej muzyki w bezruchu. Nogi i ręce same ochoczo wybijały rytm, a głowa kiwała się na karku grożąc kontuzją kręgów szyjnych. Wzmacniacze 5010 kontrolowały kolumny na tyle, na ile pozwalała im na to jakość nagrań, wykonując w tym zakresie lepszą robotę niż wiele innych amplifikacji, które miałem okazję u siebie gościć.

| PODSUMOWANIE

Zestaw składający się z przedwzmacniacza i końcówek mocy z topowej serii 5010 okazał się jednym z tych przypadków, o których dość trudno się pisze. Dlaczego? Ano dlatego, że gra „tylko” i „aż” akuratnie, po prostu tak jak trzeba, bez jakichś szczególnych fajerwerków, bez cech, którymi mógłby się wyróżnić. Ale wyróżnia go właśnie to – świetnie zbilansowane i zbalansowane granie, które pozwala mu wiernie oddać esencję każdej muzyki. Gdybym absolutnie musiał wskazać jakąś jedną cechę, która go wyróżnia na tle innych, po długim zastanowieniu wskazałbym energetyczność prezentacji. Jednocześnie muszę zauważyć, że trzeba zagrać odpowiednią muzykę, by to docenić, jako że nawet z tej mocnej strony zestaw nie robi elementu, który zawsze i wszędzie ma przyciągać uwagę. Ma po prostu grać swoją rolę tak, by odtwarzane płyty brzmiały w jak najbardziej prawdziwy sposób.

Ze wskazaniem jakichkolwiek słabości już miałbym problem. Rzecz nie w tym, że to najlepsze urządzenia na rynku i niczego nie da się pokazać lepiej. Pewnie że się da, tylko zaczynamy mówić o systemach, w których jeden element kosztuje tyle, co te trzy razem wzięte. No i mówimy o stopniowaniu, tzn. te sporo droższe systemy pewne elementy brzmienia pokażą jeszcze lepiej, co nie znaczy że Exposure robi to źle. Z 5010-tkami zagracie właściwie każdą muzykę i każda zabrzmi równie dobrze. Czy będzie to energetyczny rock, oparty na rytmie i tempie blues, liryczny jazz, czy może duża symfonika, będziecie słuchać z równym zaangażowaniem i przyjemnością.

Z Exposure dostaniecie swobodę, rozmach, wysoką energetyczność, ale i pewne panowanie nad każdym aspektem brzmienia. Nie będziecie się zastanawiać, jakie elementy brzmią dobrze, a które słabiej, bo waszą uwagę pochłonie muzyka. I chyba to właśnie jest kwintesencja brytyjskiej szkoły brzmienia – na pierwszym planie ma być muzyka, a dźwięk, czy też sposób jego prezentacji, ma w tym pomagać, a nie przeszkadzać, nie rozpraszać. W tym topowa seria Exposure 5010 jest naprawdę bardzo, ale to bardzo dobra.


Dane techniczne (wg producenta)

5010 PRE
Pasmo przenoszenia: 1-57 000 Hz
THD+N: <0,005%
S/N: 98 dB
Separacja kanałów: 85dB
Czułość wejściowa: 0,500 mV
Wejścia analogowe: RCA x 4
Wyjścia analogowe: RCA x 2, XLR x 1
Wzmocnienie: +9 dB/RCA | +15 dB/XLR
Wymiary (gł. x sz. x wys.): 440 x 90 x 300 mm
Waga: 6 kg

5010 PWR
Klasa wzmacniacza: AB
Moc wyjściowa: 200 W/8 Ω | 370 W/4 Ω
THD: 0,005%
S/N: 120 dB
Pasmo przenoszenia: 1-52 000 Hz
Impedancja wejściowa: 75 kΩ
Pobór mocy: <800 W
Wejścia: RCA x 1, XLR x 1
Wymiary (gł. x sz. x wys.): 300 x 440 x 115 mm
Waga: 14 kg/szt.

Dystrybucja w Polsce

RAFKO DYSTRYBUCJA

ul. Handlowa 7
15-399 Białystok | POLSKA

rafko.com

System odniesienia

- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
- Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
- Końcówka mocy Modwright KWA100SE
- Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
- Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
- Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
- Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
- Kolumny: Bastanis Matterhorn
- Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
- Słuchawki: Audeze LCD3
- Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
- Przewód głośnikowy -
LessLoss Anchorwave
- Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
- Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
- Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot