pl | en

Kolumny głośnikowe

Fikus Electric
P-17

Producent: FIKUS ELECTRIC
Cena (w czasie testu): 6000 euro/para

Kontakt:
ul. Brzozowa 26A
05-552 Warszawa | Polska


fikus@lampizator.eu

fikuselectric.com

MADE IN POLAND

Do testu dostarczyła firma: FIKUS ELECTRIC


dy ponad 5 lat temu pisałem pierwszy tekst o produktach Łukasza Fikusa jego firma była niewielkim producentem znanym jedynie nielicznym z modyfikacji m.in. odtwarzaczy CD, a także z produkcji DAC-ów. Nazwa firmy – LampizatOr – od razu kojarzyła się z modyfikacjami za pomocą lamp. I faktycznie, pochodzące z niej przetworniki cyfrowo-analogowe, a później również wzmacniacze, korzystały z zalet „baniek” próżniowych. Dziś marka pana Łukasza jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych polskich marek audio na świecie. Daleko jej do światowych gigantów – to nie ta skala. Zdobyła jednak sporą rzeszę fanów na kilku kontynentach, chyba nawet większą poza granicami niż w naszym kraju.

Na sukces złożyły się, w mojej ocenie, przede wszystkim dwa elementy. Po pierwsze, tak ważny przy odtwarzaniu muzyki, timing. Lawinowo rosnąca popularność odtwarzania muzyki z plików, także w formacie DSD, stworzyła warunki dla mniejszych firm do zaspokojenia potrzeb klientów, jeszcze zanim wielcy gracze zorientowali się, o co chodzi. Na fali tej rewolucji na rynku muzycznym przetworniki pana Łukasza, które DSD odtwarzały natywnie bez konwersji, z wykorzystaniem jedynie odpowiednich filtrów i na dodatek miały lampy na pokładzie, które jakby tego było mało, w modelach takich jak Big7 czy Golden Gate można podmieniać na inne typy, okazały się strzałem w dziesiątkę.

By jednakże odnieść faktyczny sukces musiał pójść za tym drugi, równie ważny element – jakość. Nie mówię o samym brzmieniu, choć w mojej ocenie, zwłaszcza w zakresie DSD, należy ono do światowej czołówki, ale jakości i powtarzalności wykonania, klasy stosowanych komponentów i odpowiedniego serwisu posprzedażnego. To nadal nie są urządzenia wykonane jak – powiedzmy – dCS, ale do ich estetyki trudno mieć zastrzeżenia, a i stosowane komponenty pochodzą z wysokiej półki. Pozornie niewiele wnoszące elementy typu solidne kejsy, produkowane dla LampizatOra (z jego logiem) przez uznanego producenta lampy, pokrywy topowych modeli wykonane z miedzi, itd. sprawiły, że polskie produkty zostały docenione nawet na tak wymagającym rynku, jak amerykański.

W tzw. międzyczasie oferta powiększyła się o wzmacniacze, oczywiście lampowe, firmowy komputer/transport plików, a ostatnio nawet i kable cyfrowe i analogowe oraz zasilające. Wszystko to są produkty, które uzupełniają, chyba jednak najważniejsze w ofercie, przetworniki cyfrowo-analogowe. Firma posiada sieć dilerów (zagranicznych) i, o ile wiem, radzi sobie naprawdę nieźle. Słowem – to jedna z tych polskich marek – a to grono, ku mojej radości, rośnie z roku na rok – która odniosła sukces na wielu konkurencyjnych i wymagających rynkach.

P-17

Niewiele osób zdaje sobie chyba sprawę z tego, że początki działalności pana Łukasza w świecie audio wcale nie były związane z przetwornikami cyfrowo-analogowymi, czy jakimikolwiek urządzeniami lampowymi, tylko z kolumnami – to od nich tak naprawdę wszystko się zaczęło. Można więc było założyć, że skoro w ofercie są już niemal wszystkie elementy niezbędne to złożenia całego systemu to prędzej czy później także i ostatni element układanki zostanie dodany.

Ci, którzy mieli okazje być w podwarszawskiej siedzibie LampizatOra do pewnego momentu mogli zobaczyć (a może i posłuchać) w pokoju odsłuchowym kolumny innych marek. Zwykle były to: (a) duże kolumny z (b) dużymi wooferami i (c) dość łatwe do napędzenia, bo musiały grać z lampowymi wzmacniaczami tej firmy. Patrząc na P-17 uświadomiłem sobie, że dobre dwa lata temu widziałem pierwsze przymiarki do tego modelu. Nie miałem ich wówczas okazji (chyba) posłuchać, ale pamiętam, że były duże, oczywiście miały wielki woofer, który pracował w otwartej od tyłu obudowie, a w otwartej odgrodzie nad nim pracowały przetworniki wysoko- i średniotonowy.

Dopracowanie detali i brzmienia zabrało więc trochę czasu, ale w końcu są – ostatni element układanki, kolumny noszące nazwę P-17. Niespodzianką jest ich sprzedaż pod nową marką, FIKUS ELECTRIC. Jak producent zaznacza na swojej stronie, kolumny te są oferowane wyłącznie bezpośrednio – a nie przez sieć dilerów LampizatOra – klientom z krajów Unii Europejskiej. Dlaczego? Jak czytamy na stronie firmowej: „W związku z ograniczonymi możliwościami transportu oraz kwestiami celnymi”. W te drugie nie wnikam, a co do tych pierwszych – to naprawdę spore kolumny, na dodatek dość specyficzne, więc odpowiednie ich spakowanie do podróży międzykontynentalnej byłoby trudne, a pewnie i koszt wysyłki bardzo wysoki zważywszy na wagę i gabaryty.

Oferowany model, którego nazwa wzięła się od „projekt nr 17”, co pokazuje ile pomysłów powstało wcześniej, wygląda bowiem tak, jak opisałem powyżej. To duża, by nie rzec: bardzo duża konstrukcja o wysokości 140 cm, szerokości 55 cm, o głębokości 60 cm. Obudowę tego typu nazywa się otwartą odgrodą („open baffle”), tyle że tutaj na dole mamy sporą, otwartą z tyłu skrzynię, w której pracuje woofer. To konstrukcja trójdrożna, w której wszystkie trzy przetworniki pracują jako dipole, czyli w przeciwieństwie do większości konstrukcji fale dźwiękowe emitowane przez tylne strony membran nie są wytłumiane.

Skrzynię, głównie dla poprawy estetyki, ale także by ukryć przed wzrokiem i ciekawskimi rączkami/łapkami zwrotnicę, zamyka się maskownicą. Dodatkowo istnieje możliwość częściowego wypełnienia obudowy materiałem tłumiącym, jeśli dane pomieszczenie tego wymaga. Taki materiał zwykle nie jest zbyt estetyczny, więc to kolejny powód, by zasłonić wnętrze. Przód kolumny to jedna płyta wielkości niewielkich drzwi, w której pracuje 18-calowy (!) głośnik niskotonowy, nad nim wstęga wysokotonowa, a na samej górze przetwornik średniotonowy.

Kolumny mają skuteczność rzędu 95 dB przy (nominalnej) impedancji 8 Ω i jak pokazał mój test, już (dobry!) 8 W SET na lampie 300B daje sobie z nimi swobodnie radę. Założeniem było zaoferowanie fanom wzmacniaczy lampowych świetnie grających, ale (relatywnie) niedrogich kolumn oferujących pełnopasmowy dźwięk. By obniżyć koszty model podstawowy oferowany jest więc w naturalnej, niczym niepokrywanej płycie MDF. Dla osób mających wyższe wymagania estetyczne istnieje możliwość, za dopłatą rzecz jasna, zamówienia wersji wykończonej białym lub czarnym lakierem, albo jednym z egzotycznych fornirów. Można również dopłacić do zwrotnicy z elementami wyższej klasy, a także, zamiast „zwykłego” głośnika niskotonowego, zamówić wersję z odlewanym koszem i magnesem neodymowym.

Wersję podstawową wyceniono na 6000 euro, a wersja „max” – z lepszą zwrotnicą, wooferem i wykończona naturalnym fornirem – może kosztować nawet 11 500 euro. Do testu trafiła wersja podstawowa, jako że taką parę producent miał dobrze wygrzaną. Na zdjęciach dostarczonych przez pana Łukasza zobaczycie Państwo natomiast wersję „delux”.

Tak się złożyło, że do polskiego numeru przetestowałem dwie pary wysokoskutecznych kolumn. W obu przypadkach pierwszym wyzwaniem okazało się znalezienie optymalnego ustawienia. P-17 to naprawdę duże kolumny i, moim zdaniem, są przeznaczone do większych pomieszczeń niż moje. To kwestia tego, jak szeroko można je rozstawić, a jeszcze bardziej tego, jak daleko odsunąć od ściany za nimi, zachowując przy tym odpowiedni (spory) dystans miejsca odsłuchowego od frontowej ścianki.

Gdy ustawiłem je w tym samym miejscu, gdzie większość testowanych kolumn dźwięk był stłamszony, nie otwierał się w pełni, a na dodatek bas, pomimo dodawanych stopniowo elementów wytłumiających, nie do końca przypadł mi do gustu. Musiałem więc kolumny mocniej odsunąć od ściany za nimi, dzięki czemu przetworniki miały ponad metr przestrzeni (z tyłu) do oddychania. Zmniejszyła się co prawda odległość między moimi uszami a kolumnami, ale przy bardzo, ale to bardzo delikatnym skręceniu ich do środka, nie stanowiło to żadnego problemu.

Podobnie jak w przypadku testu kolumn Thaisis tu również głównym wzmacniaczem był mój modyfikowany Art Audio Symphony II, czyli SET na lampach 300B (Western Electric), a źródłem mój LampizatOr Golden Atlantic. Pan Łukasz sugerował wykorzystanie dwóch par zacisków głośnikowych i podłączenie osobnymi kablami głośnikowymi woofera i dwóch pozostałych przetworników. Dostarczył nawet w tym celu swoje własne kable stworzone do współpracy z tymi kolumnami. Z braku zworek wysokiej klasy, tudzież kabli głośnikowych bi-wire w czasie testu skorzystałem więc z kabli LampizatOra.

Płyty użyte w odsłuchu (wybór)

  • Natural jazz recordings, fonejazz, DSD64
  • Thirty years in clasical music, fonejazz, DSD64
  • AC/DC, Back in black, SONY Music B000089RV6, CD/FLAC
  • Arne Domnerus, Antiphone blues, Proprius PRCD 7744, CD/FLAC
  • Buddy Guy, Born to play guitar, RCA/SONY 88875120371, CD/FLAC
  • Hans Zimmer, The Dark Knight Rises, WaterTower Music B008645YEE, CD/FLAC
  • Isao Suzuki, Blow up, Three Blind Mice B000682FAE, CD/FLAC
  • Leszek Możdżer, Kaczmarek by Możdżer, Universal Music 273 643-7, CD/FLAC
  • Louis Armstrong & Duke Ellington, The Complete Session. Deluxe Edition, Roulette Jazz 7243 5 24547 2 2 (i 3), CD/FLAC
  • McCoy Tyner, Solo: Live from San Francisco, Half Note Records B002F3BPSQ, CD/FLAC
  • Michael Jackson, Dangerous, Epic/Legacy XSON90686F96, FLAC 24/96
  • Michał Wróblewski Trio, City album, Ellite Records CD/FLAC
  • Mozart, Le nozze di Figaro, dyr. Teodor Currentzis, MusicAeterna Orchestra, Sony Classical B00GK8P1EG, CD/FLAC
  • Mozart, Piano concertos, wyk. Eugene Istomin, Reference Recordings HRx, WAV 24/176,4
  • Pavarotti, The 50 greatest tracks, Decca 478 5944, CD/FLAC
  • Rachmaninow, Symphonic dances, Etudes-tableaux, Reference Recordings HRx, WAV 24/176,4
  • Renaud Garcia-Fons, Oriental bass, Enja B000005CD8, CD/FLAC
  • Rodrigo y Gabriela, 11:11, EMI Music Poland 5651702, CD/FLAC
  • The Ray Brown Trio, Summer Wind, Concord Jazz CCD-4426, CD/FLAC

Japońskie wersje płyt dostępne na

Kilka razy miałem okazję posłuchać otwartych odgród, także u siebie, choćby moich ulubionych, ale kosztownych polskich Ardento. Gdy posłucha się konstrukcji tak wysokiej klasy, można sobie uświadomić, że nawet świetne kolumny z „normalnymi” obudowami nie są wolne całkowicie od podbarwień, które „zawdzięczają” skrzyniom. Nie znaczy to wcale, że otwarta odgroda jest konstrukcją idealną. Musi być duża, mieć sporo miejsca wokół siebie, no i jej interakcja z pomieszczeniem jest mocniejsza i trudniejsza do przewidzenia niż w przypadku „normalnych” konstrukcji.

A jednak otwartość, bezpośredniość, swoboda, czystość prezentacji i zwykle – wynikająca z dużych rozmiarów – skala, oferowane przez odgrody, także P-17, są absolutnie wyjątkowe. Pokazał to już jeden z pierwszych albumów, jakich słuchałem, czyli w pełni akustyczny krążek Michaela Hedgesa. OK, cała scena, a to z racji wielkości kolumn, specyficznego układu przetworników i niezbyt dużej odległości miejsca odsłuchowego od frontu kolumn, znajdowała się nieco wyżej, a gitara była nieco większa niż być powinna. Jednocześnie jednak była obłędnie plastyczna i namacalna. No i miała niesamowitą energię – rzecz, której często przy odtwarzaniu brakuje w porównaniu do muzyki granej na żywo.

Jak już wiele razy pisałem, owa energia to nie to samo co dynamika – rzecz w odczuwalnej wręcz energii każdego dźwięku, dzięki której muzyka brzmi... po prostu żywo i naturalnie. Na tyle, że zamiast słuchać muzyki, człowiek się w niej zatapia, a w moim przypadku angażuje. Gdzie mi tam umiejętnościami do Michaela, ale i tak mimowolnie przebierałem palcami po wyimaginowanych strunach i gryfie. Taki poziom zaangażowania już przy pierwszym krążku zwiastował, że kolejny raz panu Łukaszowi udało się stworzyć coś, co przemawia wprost do duszy miłośnika muzyki – pewnie bardziej niż audiofila. Również już ta pierwsza płyta pokazała, że mocną stroną testowanych kolumn jest muzyka akustyczna, a kolejne krążki jedynie to potwierdziły.

Świetna wstęga odtwarzająca wysokie tony zapewnia nie tylko ogromną ilość informacji, ale i ich najwyższą jakość i precyzję. Jest więc doskonałe różnicowane, cieniowanie barwy i dynamiki w skali mikro, jest naturalny blask, dźwięczność, wybrzmienia, a wszystko to podawane jest w bardzo spójny, rozdzielczy i absolutnie nieagresywny sposób. Ów brak agresji nie oznacza bynajmniej najmniejszego choćby wycofania, czy zaokrąglenia, więc jeśli zagra się na tych kolumnach kawałek z „przewaloną”, wyostrzoną, „brudną” górą pasma, czy mocno szeleszczącymi wokalami to będzie bolało. Jeśli jednak jest to naturalnie ostra trąbka, mocne, ale dobrze nagrane blachy perkusji, czy wokal z naturalnymi, ale nie podkreślonymi w procesie produkcji nagrania sybilantami, brzmią one bardzo naturalnie i słucha się ich, a często wręcz przeżywa, z wyjątkową przyjemnością.

Myślę, że dużą rolę w uzyskaniu takiego efektu odgrywa wzmacniacz. Z założenia są to kolumny przeznaczone do wzmacniaczy lampowych i to raczej niedużych mocy, a większość z nich oferuje gęste, nasycone granie. Dlatego właśnie mój modyfikowany Art Audio Symphony II tak doskonale zgrał się z P-17. Przy takim połączeniu np. blachy perkusji nie tylko błyszczą pięknym blaskiem, ale i mają masę. Do tego dochodzi odpowiednia szybkość ataku i wybrzmienia, co w połączeniu z bardzo dobrym różnicowaniem sprawia, że dostajemy prezentację, w której to właśnie blachy potrafią przykuć uwagę. Tak było choćby na płycie Tingvall Trio Norr, gdzie przecież perkusja wcale nie gra „pierwszych skrzypiec”, czy na Almost after Krzysztofa Herdzina, gdzie też zwykle nie znajduje się w centrum uwagi.

Dźwięk prezentowany przez P-17 jest niesamowicie otwarty i swobodny, a scena, której głębokość zwiększa się niemal z każdym centymetrem dodanym między kolumnami a tylną ścianą, robi ogromne wrażenie. Gdy odsunąłem kolumny tak daleko od ściany, jak to było u mnie możliwe, pierwszy plan znalazł się nawet za linią kolumn, a instrumenty grające w głębi sceny znajdowały się w pokoju za ową ścianą. Na szerokość scena, w niektórych nagraniach, wychodziła poza rozstaw kolumn, w innych mieściła się między nimi. Co jasno pokazało, że nie ma mowy o sztucznym powiększaniu przestrzeni, w której rozgrywa się spektakl muzyczny – to sposób realizacji nagrania o tym decyduje.

Na Siedmiu ostatnich słowach Chrystusa na krzyżu Haydna pod Savallem, czy mojej ukochanej Carmen z Leontyną Price scena była ogromna. Zwłaszcza na tym pierwszym nagraniu, gdzie tak doskonale uchwycono akustykę wielkiego kościoła, którego najodleglejsze zakątki zdawały się odpowiadać echem z odległości kilkunastu metrów. W tym drugim przypadku natomiast zachwycała precyzja, z jaką pokazywane były postaci śpiewaków poruszających się w trakcie śpiewu po scenie, ale również tym jak mocno i naturalnie brzmiały ich głosy, jak doskonale oddany został aspekt dramatyczny tej opery.

Z kolei na koncercie Muddy’ego Watersa z gościnnym występem członków The Rolling Stones P-17 pokazały, że jeśli na niewielkiej scenie panuje wielki tłok, to i tak potrafią wykazać się tak dobrą separacją i różnicowaniem, że śledzenie wybranego gitarzysty nie stanowi problemu. Na Jazz at the Pawnshop dla odmiany zbudowały przekonujący klimat niewielkiego klubu z otaczającą mnie publicznością i znowu bardzo plastycznie, ale i precyzyjnie pokazanymi muzykami stłoczonymi w małej przestrzeni. Tu swoją drogą moją uwagę raz za razem przyciągał ten dźwięczny, naturalnie wybrzmiewający, świetnie nagrany wibrafon.

Tak więc to, że nagrania akustyczne są domeną kolumn Fikus Electric, już wiemy. Mało kto ogranicza się jednakże wyłącznie do muzyki bez prądu. Wspomniałem już jak najbardziej elektryczny koncert Watersa, choć pisałem jedynie o aspekcie różnicowania i separacji. Jak to zwykle w przypadku elektrycznego bluesa i rock'n'rolla takie granie opiera się na gitarach elektrycznych, a tu mistrzów gitary pojawiało się kilku i na dodatek każdy z nich starał się popisać, zaznaczyć swoją obecność.

Brzmiało to... bardzo dobrze, by nie rzec wręcz - zjawiskowo. Począwszy od równo, pewnie prowadzonego tempa i rytmu, szybkiej, sprężystej, mocnej perkusji, mającego odpowiednią wagę basu pracującego w tle, a w końcu energetycznych, szybkich gitarach kończąc. Choć właściwie nie, nie można na nich skończyć, bo i wokale Muddiego i Micka zaserwowane przez P-17 czarowały mocą i naturalnością. Nie jest to nagranie audiofilskiej jakości, a jednak w wydaniu P-17 zabrzmiało w czysty, uporządkowany i energetyczny, a wręcz energetyzujący sposób. Choć słyszałem tę płytę zagraną gęściej, z jeszcze większym „mięchem”, to ten obłędnie żywy, bezpośredni, wciągający od pierwszych dźwięków sposób prezentacji sprawiał, że uśmiech nie schodził z mojej twarzy i bawiłem się doskonale aż do ostatniego kawałka.

Nie inaczej było przy jednym z albumów, szalejącego na elektrycznej gitarze basowej, Marcusa Millera. Mimo maksymalnie wytłumionego basu (w kolumnach) jego instrument brzmiał żywo, miał odpowiednią masę, potrafił zdrowo „kopnąć”. I owszem, znam kolumny, które są szybsze, nieco lepiej oddając ten specyficzny aspekt grania mistrza, ale wówczas zwykle nie potrafią aż do samego dołu dociążyć tego instrumentu, z czym głośniki Fikus Electric problemu nie miały.

W końcu zagrałem i AC/DC i od początku było jasne, że polskie kolumny, choć nie należą do bezwzględnie obnażających wszelkie słabości nagrań, dają odczuć, gdy gra się na nich te pośledniej jakości. Ale nawet w tym przypadku po chwili potrzebnej na skonstatowanie faktu obnażenia pewnych słabości tak nagranej muzyki rockowej, mogłem oddać się frajdzie obcowania z potokami nieskrępowanej energii, dobrze prowadzonym rytmem i po prostu fanem, który przecież stanowi clou takiej muzyki. Tu znowu przydała się odpowiednia skala i rozmach tego grania, które trudno jest uzyskać z małych kolumn.

Podsumowanie

Otwarte odgrody to konstrukcje specyficzne i na tyle rzadko dziś spotykane, że większość osób, by je docenić, musi najpierw przyzwyczaić się do ich odmiennego sposobu prezentacji. Wiele osób zna wyłącznie brzmienie z najpopularniejszych dziś, bynajmniej nie za sprawą jakości brzmienia, a walorów użytkowych, kolumn z bas-refleksem i każde inne postrzegają jako „nie takie jak trzeba”. Nie inaczej jest w przypadku P-17, które na dodatek są wielkie, więc nie będzie miało sensu wstawianie ich do niewielkich pomieszczeń – o walorach estetycznych i praktycznych nie wspominając.

Pozbawione podbarwień z obudowy, tego paskudnego – moim skromnym zdaniem oczywiście – dudnienia z rury bas-refleksu, z bardzo dobrą jakością czystych, dźwięcznych, świetnie różnicowanych, otwartych tonów średnich i wysokich oraz czystym basem, którego potęgę można regulować ilością materiału tłumiącego, będzie albo wielkim odkryciem, albo rozczarowaniem. Osoby bywające często na koncertach, znające dobrze brzmienie żywej muzyki i szukające podobnych, energetycznych i emocjonalnych wrażeń w domu zapewne w większości znajdą się w tej pierwszej grupie, jeśli tylko posłuchają P-17 w odpowiednich warunkach. Inni pewnie nie docenią tego, jak różne jest to brzmienie od większości kolumn jakie znają, albo po prostu nie będą w stanie zaakceptować ich formy i gabarytów. Bądźmy szczerzy – to raczej głośniki do dedykowanego, na dodatek sporego pokoju miłośnika muzyki, a nie do – nawet dużego – salonu.

Niewiele kolumn potrafi zaoferować TAKĄ skalę i swobodę dźwięku, TAKĄ bezpośredniość, ale bez agresji czy nachalności, TAK otwarte, swobodne i wciągające granie, a przede wszystkim TAKĄ naturalną energię brzmienia instrumentów, która przywołuje koncertowe wspomnienia. Cena w wersji podstawowej może nie jest niska, ale przy aktualnych warunkach rynkowych powiedziałbym, że rozsądna. Za tę cenę zwykle można kupić nieduże, choć pewnie ładniejsze, kolumny, które nie są w stanie zaoferować tak dużego i energetyzującego dźwięku, bo do tego potrzebne są właśnie tak duże rozmiary i otwarta konstrukcja. Jeśli będziecie mieli okazję koniecznie ich posłuchajcie. Moim zdaniem są jedynie dwie opcje – albo się zakochacie w takim brzmieniu, albo uznacie je za całkowite nieporozumienie. Na pewno warto sprawdzić!

Fikus Electric P-17 to duże, trójdrożne kolumny podłogowe oferowane przez Łukasza Fikusa, twórcę marki LampizatOr, pod nową nazwą i oferowane wyłącznie w sprzedaży bezpośredniej. Cele przy tworzeniu tego produktu były bowiem dwojakie – z jednej strony świetny, pełnopasmowy dźwięk i parametry umożliwiające współpracę nawet z wzmacniaczami lampowymi niskiej mocy, z drugiej natomiast relatywnie rozsądna cena. By osiągnąć ten pierwszy cel konstruktor dobrał odpowiednie przetworniki i komponenty oraz zdecydował się na konstrukcję z otwartą odgrodą. W celu realizacji tego drugiego zdecydował się na osobny brand, sprzedaż z pominięciem dystrybutorów, oraz możliwość zakupu prostej wersji z surowego MDF-u, by osób, dla których estetyka nie jest specjalnie ważna, nie obciążać zbędnymi (z ich punktu widzenia) kosztami. Jeśli surowy wygląd podstawowej wersji nie wchodzi w grę można zamówić (za dopłatą) wykończenie czarnym bądź białym lakierem albo jednym z naturalnych fornirów.

Obudowa

Nie jest to do końca taka konstrukcja, jaką większość osób widzi oczami wyobraźni słysząc „otwarta odgroda”. Wielki, 18-calowy woofer pracuje bowiem w skrzyni o dużej pojemności, która jednakże nie jest zamknięta z tyłu, poza maskownicą dodawaną w celach estetycznych. Front kolumny ma 55 cm szerokości i jest wysoki na prawie 140 cm, a jak dodamy do tego głębokość dolnej części obudowy wynoszącą 60 cm jasne staje się, że mamy do czynienia z naprawdę dużymi konstrukcjami.

Przetworniki

Ów wielki woofer został zaczerpnięty z rynku pro – jego producentem jest firma ATS. Membranę wykonano (oczywiście) z papieru, a zawieszenie jest materiałowe. W wersji standardowej ma on wytłaczany kosz i magnes ferrytowy. Głośnik pracuje do 700 Hz, gdzie jest odcinany filtrem 2. rzędu. Za dopłatą montowany jest przetwornik z odlewanym koszem i magnesem neodymowym.

Na samej górze pracuje przetwornik Daytona, w założeniu szerokopasmowy, z papierową membraną i magnesem neodymowym, oryginalnie wyposażony w małą tubkę. Polski producent wspomnianą tubkę zastępuje stożkiem fazowym, a za sprawą filtra pierwszego rzędu ogranicza jego pasmo przenoszenia do zakresu od 700 do 3500 Hz. Wybrano go jako najbardziej zbliżony, pośród współcześnie produkowanych, do legendarnego przetwornika Greencone Saba.

Pomiędzy nim a głośnikiem niskotonowym pracuje drogi, bo kosztujący ok. 900 euro za sztukę, wysokotonowy przetwornik wstęgowy serbskiej firmy RAAL. Jak podaje producent P-17 wstęgi to niemal 70% kosztu całych kolumn (w wersji podstawowej), ale podkreśla, iż są tego warte. Przy masie mniejszej niż membrany „normalnej” kopułki jedwabnej mają one nawet 10 razy większą powierzchnię, dzięki czemu wysokie tony są czystsze, mocniejsze i odtwarzane z większą swobodą.

Kolumny wyposażone są w dwie pary zacisków głośnikowych co umożliwia – wręcz sugerowane – okablowanie bi-wiring albo nawet bi-amping. Dostarczona do mnie para wyposażona była w kółka (z możliwością zablokowania), dzięki którym szukanie optymalnego ustawienia było zdecydowanie łatwiejsze, zważywszy na masę rzędu 40 kg każdej kolumny.


Dane techniczne (wg producenta)

Typ konstrukcji: otwarta odgroda, dipol, trójdrożna
Punkty podziału zwrotnicy: 700 i 3500 Hz
Skuteczność: 95 dB/1 m/1 W
Impedancja nominalna: 8 Ω
Wymiary (S x W x G): 550 x 1400 x 600 mm
Waga: 40 kg/szt.

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl

System odniesienia

- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
- Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
- Końcówka mocy Modwright KWA100SE
- Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
- Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
- Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
- Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
- Kolumny: Bastanis Matterhorn
- Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
- Słuchawki: Audeze LCD3
- Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
- Przewód głośnikowy -
LessLoss Anchorwave
- Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
- Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
- Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot