pl | en

DAC/wzmacniacz słuchawkowy

RHA
DACAMP L1

Producent: RHA AUDIO
Cena (w czasie testu):
2349 zł

Kontakt:
RHA Technologies Ltd, Unit 3,
69 Haugh Road, Glasgow, G3 8TX., UK

www.rha-audio.com

DESIGNED IN UK

Do testu dostarczyła firma: AUDIOMAGIC.PL


o jedna z tych recenzji, do których doszło odrobinę przez przypadek. Szef firmy AudioMagic , pan Patryk Lauryn, zapytany co nowego mają w ofercie zaproponował urządzenie i/lub słuchawki douszne tej samej marki: RHA Audio. Przyznaję bez bicia, że nazwa RHA (czy też Reid and Heith Acoustics) właściwie nic mi nie mówiła. Zapewne byłoby inaczej, gdybym bardziej interesował się rynkiem słuchawek dousznych, jako że to właśnie jest specjalność tej marki.

Do podjęcia próby z tematem, który nie jest moją specjalnością, skłoniło mnie stwierdzenie, że DACAMP L1 to „coś jak Mojo Chorda”. To wystarczyło do wystosowania prośby o przysłanie L1, a niejako w komplecie otrzymałem dwie pary IEM-ów RHA: T20 (1029 zł) i CL1 (1999 zł). Nie znaczy to, że są one w standardowym wyposażeniu DACAMPa, można je natomiast osobno dokupić. Głównym obiektem testu jest DAC/wzmacniacz słuchawkowy, a wymienione firmowe słuchawki wykorzystałem w teście obok moich Finali F7200 (dousznych) oraz Sonorus VI (nausznych).

Ponieważ był to mój pierwszy kontakt z produktami tej brytyjskiej – ups, zaraz mnie jakiś wyspiarski góral napadnie, już się poprawiam – szkockiej marki, więc zacząłem od wizyty na ich stronie internetowej. Co ciekawe, w przeciwieństwie do wielu producentów obecnych na naszym rynku od wielu lat, RHA ma już gotową polską wersję swojej strony. Pewnie spora w tym zasługa dystrybutora, ale nie zmienia to faktu, iż warto takie działania prokonsumenckie podkreślać i stawiać za wzór innym.

Ze strony www można się dowiedzieć, iż firma powstała stosunkowo niedawno, bo w 2011 roku i od tego czasu „stworzyła szereg innowacyjnych produktów audio wykorzystujących unikatową konstrukcję, materiały o wysokiej jakości oraz trwałości, a także, co najważniejsze, cechujących się niezwykle realistycznym brzmieniem”. Firmę założyło dwóch Szkotów, od których nazwisk wzięła się nazwa marki. Jeden z nich jest inżynierem, drugi specjalistą od dizajnu przemysłowego. Nawet bez tej informacji, patrząc na ich produkty można założyć, że wygląd jest równie ważnym elementem każdego z nich, jak konstrukcja wewnętrzna.

Dalej możemy też przeczytać: „Tworząc swoje dzieła, nasz dział designu czerpie inspiracje z bogatej historii brytyjskich innowacji i inżynierii, a także śledzi inne gałęzie światowego przemysłu. Produkty RHA zawsze tworzone są na podstawie inspiracji z wielu źródeł, od technologii kosmicznych po wiekowe instrumenty muzyczne. Tworząc nowy produkt priorytet stanowi odpowiedź na pytanie: co można zrobić lepiej?

Pomysły zmieniają się w rzeczywiste modele stworzone z modeliny, tak aby można było ocenić ich wygląd i fakturę, zanim będą gotowe szczegółowe projekty w oprogramowaniu CAD, niezbędne do wykonania wstępnych prototypów 3D. Po wstępnych testach powstają prototypy wykonane z ostatecznie wybranych materiałów. Komponenty akustyczne oraz elektroniczne są testowane, dostrajane i kalibrowane, aż osiągną idealny poziom. W przypadku każdych słuchawek RHA przetwornik i jego obudowa są projektowane razem, tak aby w 100% ze sobą współgrały i były w stanie wytworzyć czysty i realistyczny dźwięk. Wreszcie dany model gotowy jest do produkcji, która składa się z wielu etapów: od odlewania wytrzymałej, metalowej formy, poprzez urządzenia do radełkowania, aż do ręcznego polerowania. Procesy produkcji oraz montażu są unikalne i niezwykle dopracowane, przez co każdy gotowy produkt cechuje się naprawdę wysoką jakością”.

Oczywiście powyższy opis mówi o powstawaniu produktu bazowego tej marki, czyli słuchawek dousznych, ale też i świadczy o podejściu do tworzenia nowych produktów. Od początku swojego istnienia RHA zajmowało się produkcją słuchawek dousznych, więc niejako naturalnym kierunkiem rozwoju marki było stworzenie własnego wzmacniacza słuchawkowego. Jedną z opcji było stworzenie przenośnego odtwarzacza z wbudowaną pamięcią, bądź na kartę np. SD. Szkocka firma zdecydowała się jednakże na inne rozwiązanie. DACAMP L1, jak sama nazwa wskazuje, to DAC oraz wzmacniacz słuchawkowy w jednym. Za sprawą wbudowanego akumulatora litowo-jonowego o pojemności 4000 mAh pozwalającego nawet na 10 godzin odtwarzania muzyki bez ładowania, L1 może posłużyć użytkownikowi także jako powerbank do naładowania komórki.

L1

L1 po raz pierwszy został zaprezentowany światu na ubiegłorocznej wystawie IFA. To, że został stworzony w firmie, w której wiele do powiedzenia ma dizajner z krwi i kości widać na pierwszy rzut oka. Nowoczesny, ergonomiczny i po prostu ładny kształt łapie za oko. Pomysł i wykonanie zostały już docenione nagrodą Red Dot Design Award 2017. DACAMP jest stosunkowo nieduży, mierzy bowiem 118 x 73 x 20 mm i waży 233 g. Z założenia jest to przecież urządzenie przenośne. Jego obudowę wykonano z aluminium, jest więc bardzo sztywna i solidna. Nie przeprowadzałem testów bojowych poza domem, ale z tego, co wyczytałem to zdarza się, że można tę obudowę zadrapać. To chyba jedyna rzecz, której mi tu zabrakło – jakiegoś pokrowca, w którym można by to urządzenie bezpiecznie przewozić.

W środku pracują dwie kości ESS Sabre ES9018K2M oraz dwa wzmacniacze w klasie AB. Każda para tworzona przez jeden DAC i jeden wzmacniacz obsługuje jeden kanał. Mamy więc urządzenie zbalansowane z odseparowanymi kanałami by zapewnić wysokiej klasy, czysty dźwięk. DAC akceptuje sygnał PCM o rozdzielczości do 32 bitów i 384 kHz oraz DSD do DSD256 włącznie. L1 może współpracować z urządzeniami pracującymi pod kontrolą Androida (z obsługą OTG), iOS, ale także Linux czy Windows (wymagany jest sterownik dostępny na stronie producenta).

W przenośnym zastosowaniu będzie on więc współpracować z telefonem (w zestawie dołączono również silikonowe gumki do spięcia L1 razem z telefonem oraz miękką szmatkę, która może służyć do czyszczenia urządzenia, ale także jako przekładka między nim a telefonem chroniąca przed zarysowaniem), ale równie dobrze można go używać w systemie biurkowym, a nawet w dużym systemie (jako DAC).

Jest to możliwe dzięki szerokiej gamie wejść i wyjść. L1 wyposażono bowiem w wejście USB micro-B, USB A, mini-TOSLink oraz wejście 3,5 mm, a także w wyjścia słuchawkowe 3,5 mm oraz zbalansowane mini-XLR i liniowe wyjście 3,5 mm. Taki zestaw wejść umożliwia współpracę z niemal wszystkim źródłami, zarówno cyfrowymi jak i analogowymi – to tylko kwestia odpowiednich kabli bądź przejściówek.

Część z nich znajduje się na wyposażeniu urządzenia (używany przeze mnie do łączenia L1 z komputerem kabel USB A/USB micro-B, czy też króciutki USB micro B – USB micro B OTG), o inne trzeba zadbać we własnym zakresie. Warto zwrócić uwagę, że podstawowym wyjściem jest słuchawkowe 3,5 mm i dopóki do niego są wpięte słuchawki pozostałe nie będą działać. Drugim wyjściem w kolejności jest liniowe 3,5 mm, a ostatnim 4-pinowy mini-XLR.

Wzmacniacz słuchawkowy wyposażono w łatwą w obsłudze regulację basu (w 12 krokach), tonów wysokich (w zakresie od -3 dB do +9 dB) oraz możliwość dopasowania wzmocnienia do używanych słuchawek (3 ustawienia). Każda z tych trzech funkcji to niewielkie pokrętło wpuszczone w obudowę na bocznej krawędzi urządzenia i przysłonięte metalową listwę, dzięki czemu o przypadkowym użyciu jednego z nich nie ma raczej mowy, a jednocześnie dostęp do nich jest bardzo łatwy.

Na krótszym boku, pomiędzy wyjściami słuchawkowymi, umieszczono kolejne pokrętło, które włącza urządzenie, a dalej służy do regulacji głośności. Obok pokrętła umieszczona jest dioda, która kolorem oraz intensywnością migania wskazuje stopień naładowania akumulatora. Moc wyjściowa wzmacniacza słuchawkowego wynosi 300 mW dla 16 Ω i 28 mW dla 300 Ω, natomiast impedancja wyjściowa to 2,2 Ω.

Płyty użyte w odsłuchu (wybór)

  • Natural jazz recordings, fonejazz, DSD64
  • Thirty years in classical music, fonejazz, DSD64
  • Alan Silvestri, Predator, Intrada MAF 7118, CD/FLAC
  • Arne Domnerus, Antiphone blues, Proprius, PRCD 7744, CD/FLAC
  • Hugh Masekele, Time, Sony Jazz 508295 2, CD/FLAC
  • Lee Ritenour, Rhythm sessions, Concord Records CRE 33709-02, CD/FLAC
  • Leszek Możdżer, Kaczmarek by Możdżer, Universal Music 273 643-7, CD/FLAC
  • Louis Armstrong & Duke Ellington, Louis Armstrong & Duke Ellington. The Complete Session. Deluxe Edition, Roulette Jazz 7243 5 24547 2 2 (i 3), CD/FLAC
  • Michał Wróblewski Trio, City album, Ellite Records, CD/FLAC
  • Mozart, Piano concertos, Eugene Istomin, Reference Recordings HRx
  • Pavarotti, The 50 greatest tracks, Decca 478 5944, CD/FLAC
  • Pink Floyd, Wish you were here, EMI/EMI Records Japan TOCP-53808, CD/FLAC
  • Rachmaninow, Symphonic dances, Etudes-tableaux, Reference Recordings HRx 24/176, WAV
  • Renaud Garcia-Fons, Oriental bass, Enja B000005CD8, CD/FLAC
  • Rodrigo y Gabriela, 11:11, EMI Music Poland 5651702, CD/FLAC
  • Ron Carter Jimmy Cobb George Coleman Mike Stern, Four generations of Miles, Chesky Records SACD 243, CD/SACD/FLAC

Japońskie wersje płyt dostępne na

Żyjemy w czasach, gdy na ulicy, czy w środkach transportu publicznego trudno jest znaleźć kogoś bez słuchawek w lub na uszach. I choć nam, ludziom uzależnionym od dźwięku wysokiej jakości, trudno to zaakceptować, w większości przypadków owe słuchawki to jedynie „pchełki” dołączane w zestawach do telefonów komórkowych. Dla nas jakość dźwięku jest jednakże na tyle ważna, że albo w ogóle rezygnujemy ze słuchania muzyki poza domem, albo inwestujemy w urządzenia, które sprawiają, że i w ruchu, w podróży, czy na spacerze możemy rozkoszować się pięknem muzyki.

Zaglądam czasem na forum head-fi.org i oglądam z niejakim zdumieniem zdjęcia złożonych systemów, które maniacy dobrego brzmienia potrafią targać ze sobą, byle tylko nie rozstawać się z ukochaną muzyką. O ile bowiem jakiś niewielki odtwarzacz z wbudowaną pamięcią, czy z czytnikiem kart SD mogę zrozumieć, o tyle już „kanapka” złożona ze smartfona, czy DAP-a spiętego gumkami z dodatkowym „dakiem”/wzmacniaczem słuchawkowym, a czasem jeszcze z powerbankiem, wydawała mi się grubą przesadą, przynajmniej jako zestaw mobilny. Z drugiej strony wybierając się w kilku, czy kilkunastogodzinną podróż sam chcę mieć możliwość posłuchania muzyki i to najlepiej w dobrej jakości.

Ponieważ najczęściej podróżuję z laptopem, więc urządzenie zastępujące jego taką sobie kartę muzyczną i słabe wyjście słuchawkowe jest zdecydowanie przydatne. Od ładnych już kilku lat używam w tym celu Meridiana Explorera, który jednakże ma swoje ograniczenia. DACAMP L1 może służyć dokładnie temu samemu celowi, tyle że jest urządzeniem nowszej generacji, które może odtwarzać pliki wyższej rozdzielczości, także DSD. Dlatego testowałem go przede wszystkim właśnie w takiej roli, czyli DAC-a i wzmacniacza słuchawkowego z laptopem jako źródłem.

W podróże zabieram co prawda IEM-y, by nie targać ze sobą dużych słuchawek, tyle że, prawdę mówiąc, jakoś nigdy nie byłem ich wielkim fanem po prostu dlatego, że pakowanie ich do uszu zawsze powoduje u mnie jakiś dyskomfort. Stąd w słuchawkowej części testu jako głównych słuchawek używałem jednak Sonorusów VI, czyli słuchawek nausznych o konstrukcji zamkniętej, dość wysokiej skuteczności (105 dB) i niskiej impedancji (8 Ω).

Dwie wymienione pary IEM-ów RHA plus moje Finale F7200 posłużyły bardziej jako dodatkowe opcje. Jako źródło służył mi laptop z JPlayem, a dodatkowym elementem był USB Firewall Key firmy LessLoss „oczyszczający” sygnał wędrujący dołączonym do RHA kablem USB A/ USB micro B wpiętym do wejścia testowanego urządzenia. Dla tych słuchawek w zupełności wystarczyło ustawienie gainu na poziom „low”, a i tak musiałem dość ostrożnie operować potencjometrem na początku skali. Regulacji basu i wysokich właściwie nie dotykałem.

No dobrze, może w końcu coś o brzmieniu. Z Sonorusami VI RHA radził sobie doskonale. Pierwszą płytą był krążek Raya Browna „Best of Concord years” z kawałkami studyjnymi, ale także nagranymi na żywo. To oczywiście składanka z nagraniami pochodzącymi z różnych okresów współpracy tego artysty w wytwórnią, co DACAMP L1 potrafił ładnie pokazać. Dobre różnicowanie nagrań mogłem już odhaczyć. Oczywiście na tej płycie wszystko kręci się wokół kontrabasu mistrza. L1 potrafi mocno dociążyć dół pasma nie powodując jednocześnie jego dominacji.

Kontrabas brzmiał więc dość potężnie, energetycznie, ale też i wystarczająco szybko, sprężyście dzięki dobrym proporcjom między strunami a pudłem. Bardzo dobrze brzmiał fortepian Gene'a Harrisa łącząc dźwięczność z nasyceniem i dociążeniem dźwięku, a przy tym pokazując charakterystyczną lekkość stylu grania tego znakomitego muzyka. Urządzenia z tej półki cenowej prawie nigdy nie potrafią tego prawidłowo oddać. W końcu wydaje się, że dźwięk nie może być jednocześnie pełny, nasycony i lekki, ale tak właśnie grał Gene Harris i chwała L1 za umiejętność pokazania jego stylu.

Sonorusy VI mają lekko ciepły, dość gęsty charakter i L1 nie próbował tego na siłę zmienić. Jednak gdy przyszło do krążka Tria Krzysztofa Herdzina, doceniłem również czystość i przejrzystość tego grania. Wiele razy pisałem już o tym, że na tej zrealizowanej w naszym kraju płycie (czyli da się!) zawsze zachwycają mnie świetnie brzmiące blachy perkusji. RHA wykorzystał klasę nagrania pokazując je bardzo czysto i dźwięcznie, zaskakująco dobrze je różnicując. Z japońskimi słuchawkami szkockie urządzenie nie budowało co prawda jakiejś nadzwyczajnie dużej, przestrzennej sceny, ale stereofonia była poprawna, dźwięk był otwarty z dużą ilością powietrza.

O tym, że i średnica łączy gładkość i nasycenie z ponadprzeciętną czystością przekonałem się choćby słuchając koncertu bez prądu Starkers in Tokyo z Davidem Coverdalem i towarzyszącym mu na gitarze akustycznej Adrianem Vanderbergiem. Wokal zabrzmiał blisko, niemal intymnie, mocny, nasycony, z dobrze oddaną barwą i fakturą. Gitara była szybka, z dobrze zaznaczoną fazą ataku przy szarpnięciach strun, ale i udział pudła było wyraźnie słychać. Nagranie jest zrealizowane w dość specyficzny, „studyjny” sposób, tzn. mimo że nagrywano to na żywo, to pogłos jest bardzo krótki i nie słychać specjalnie pomieszczenia.

Za to żywiołowe, wypadające bardzo realistycznie reakcje publiczności RHA pokazał bezbłędnie. Także klasyczne wokale Luciano Pavarottiego, czy Leontyny Price zabrzmiały z odpowiednią mocą, czysto, soczyście i z rozmachem. Testowane urządzenie naprawdę nieźle radziło sobie również z budowaniem klimatu i ekspresyjnym przekazywaniem wydarzeń rozgrywających się na operowej scenie. Jak pokazały nagrania z orkiestrą rozdzielczość i separacja L1 nie dają powodów do narzekań, oczywiście biorąc pod uwagę cenę urządzenia. Jest to w każdym razie poziom, dzięki któremu nawet tak dużej, złożonej muzyki słucha się z przyjemnością.

Możliwości dynamiczne DACAMPa L1 postanowiłem sprawdzić za pomocą mojej ulubionej płyty Rodrigo y Gabrieli, 11:11. Tu połączenie gęstości i szybkości (może nie optymalnej, ale wystarczającej) dźwięku, z wybuchową wręcz dynamika zdecydowanie mi przypadło do gustu. Ponieważ ten album znam niemal na pamięć więc uznałem, że to dobry moment, by zrobić szybkie porównanie z pozostałymi słuchawkami. Na pierwszy ogień poszły RHA CL1 z ceramicznymi przetwornikami. Jak już wspomniałem, z dużymi japońskimi słuchawkami nausznymi dźwięk był gęsty, nasycony, osadzony dość nisko, acz nie aż tak szybki, jak to pamiętam z warszawskiego koncertu. Zmiana na RHA CL1 to wycieczka do zupełnie innego świata.

Balans tonalny powędrował wyżej, dźwięk przyspieszył, nie był tak nasycony, jak z Sonorusami, ale przez to robił wrażenie bardziej przejrzystego i detalicznego. To ostatnie to raczej wrażenie niż faktyczna różnica, bo oczywiście detali wcale nie było więcej, były jedynie nieco bardziej wyraziście podawane. Mniej w tym graniu było „ciała” gitar, zdecydowanie bardziej opierało się ono na strunach. Tu pierwszy raz skorzystałem z pokrętła zwiększającego ilość basu, co dało pożądany efekt, dociążając dźwięk, zbliżając go nieco do wcześniejszej prezentacji Sonorusów, acz bez utraty tego szalonego tempa i dynamiki grania tak charakterystycznych dla meksykańskiego duetu.

Drugie IEM-y RHA, T20, umieściłbym gdzieś pośrodku między tymi dwiema prezentacjami. Nie tak jasne jak CL1, nie aż tak piekielnie szybkie jak one, ale za to nieco bardziej dociążone, nasycone, gładsze. O ile z CL1 na górze pasma pojawiały się dźwięki zahaczające o ostrość, o tyle teraz wróciłem do „bezpiecznego” stanu. F7200, czyli IEM-y Finala, jeszcze nieco droższe niż CL1, zagrały dźwiękiem osadzonym jeszcze niżej niż T20, płynnym i spójnym, słowem najbliżej im było do Sonorusów.

O ile przy dobrych nagraniach mógłbym żyć z każdymi z tych słuchawek napędzanych L1, o tyle ze słabszymi jakościowo, np. w wieloma płytami rockowymi, CL1 były raczej zbyt jasne, zbyt dosłowne w górnej części pasma eksponując słabości tych nagrań. To oczywiście nie jest zarzut dla tych słuchawek, bo one po prostu pokazały prawdę. Faktem jest natomiast, że ten krótki test pokazał, że DACAMP gra na tyle neutralnym, niepodbarwionym dźwiękiem, że może pracować z bardzo różnymi słuchawkami pozwalając im zachować ich własny charakter. To pożądana cecha charakteryzująca dobre źródła.

Podsumowując - z roli DAC-a i wzmacniacza słuchawkowego L1 wywiązał się więc naprawdę dobrze – z takim dźwiękiem mógłbym podróżować z przyjemnością i to właściwie z każdą parą z użytych w teście słuchawek. Pancerna budowa i wygoda obsługi to kolejne plusy w takim właśnie zastosowaniu, a przecież jeszcze dochodzi wszechstronność tego urządzenia mogącego odtworzyć właściwie każdy format, każdą rozdzielczość pliku muzycznego. Można więc wrzucać na playlistę wszystko jak leci nie przejmując się czy to PCM, czy DSD, ani jaką rozdzielczość ma plik – to duży plus.

Wyjście liniowe

Na koniec zostawiłem sobie opcję, która sprawia, że to urządzenie można stosować również w stacjonarnych systemach, czyli wyjście liniowe. By podłączyć RHA do przedwzmacniacza czy integry potrzebny jest stosowny kabelek zakończony z jednej strony małym jackiem, z drugiej parą wtyków RCA. Na szczęście posiadam takowy, wysokiej klasy, przygotowany przez Forza Audioworks, który sprawdzał się doskonale już kilka razy w podobnych sytuacjach. Tym razem źródłem był już mój dedykowany komputer, a sygnał trafiał do NuVisty 600 i dalej do moich kolumn Ubiq Audio Model One Duelund Edition.

W takim zestawieniu, gdzie poza kablem łączącym L1 z USB Isolatorem JCata i samym izolatorem, reszta elementów była zdecydowanie droższa niż DACAMP, klasę tego ostatniego można oceniać różnie. W kategoriach bezwzględnych był to całkiem niezły dźwięk, z dość mocnym, dynamicznym, pewnie prowadzonym i nieźle różnicowanym basem, czystą, detaliczną i dźwięczną górą, która nigdy nie bywała nachalna i barwną, gładką, namacalną, ale także czystą średnicą. Brzmienie było raczej po odrobinie cieplejszej stronie mocy, spójne, muzykalne, z niezłą przestrzenią i słuchało się tego całkiem przyjemnie. Nie było to może jakieś nadzwyczajnie wciągające granie, ale zrelaksowane, swobodne jak najbardziej.

Jeśli natomiast weźmiemy pod uwagę cenę tego urządzenia i jego funkcjonalność, to robi się z tego bardzo atrakcyjna oferta. Z wieloma samodzielnymi DAC-ami za 2-3 tysiące złotych RHA mógłby stawać spokojnie w szranki i nie byłby na straconej pozycji, także za sprawą możliwości odtwarzania nie tylko gęstych plików PCM, ale i DSD. Bez problemu wyobrażam sobie sytuację, w której L1 jest używany w systemie mobilnym, a po powrocie do domu trafia między komputer a wzmacniacz jako DAC i to do systemu z wzmacniaczem oraz kolumnami wartymi po kilka tysięcy złotych.

Jak zaznaczyłem na początku nie jestem ekspertem od rynku przenośnych urządzeń audio. Nie miałem do czynienia ze zbyt dużą ich ilością, więc trudno mi się pokusić o jakieś porównania. Oceniając więc dźwięk jako taki i funkcjonalność RHA DACAMPa L1 muszę przyznać, że szkockie urządzenie zostawiło po sobie bardzo dobre wrażenie. Jako przetwornik cyfrowo-analogowy używany z komputerem i jednocześnie wzmacniacz słuchawkowy napędzający zarówno duże Sonorusy VI jak i kilka par IEMów L1 spisywał się bardzo dobrze, oferując dynamiczny, czysty, spójny i muzykalny dźwięk z solidną podstawą basową. Nie narzucał także swojego charakteru podłączanym słuchawkom, acz dzięki regulacji tonów niskich i wysokich pozwalał ów charakter nieco korygować, gdy nie do końca spełniał moje oczekiwania.

Nie sprawdziłem, ale zakładam, że poprawi też brzmienie każdego smartfona, z którym zostanie zestawiony, bo jego DAC będzie o niebo lepszy od tanich chipów używanych w komórkach. No i w końcu można go wpiąć jako DAC do systemu biurkowego, a nawet do dużego, „audiofilskiego” i też do pewnego poziomu cenowego nie będzie najsłabszym elementem systemu. Zaoferuje energetyczne, nieco ciepłe, ale jednocześnie raczej czyste, otwarte brzmienie, z dobrze prowadzonym rytmem, prawidłową sceną i dużą ilością powietrza. Za niecałe 2400 złotych można więc upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu i załatwić kwestię dobrego dźwięku w domu i poza nim.


Dane techniczne (wg producenta)

- podwójny przetwornik ESS Sabre32 ES9018K2M
- zbalansowany wzmacniacz klasy AB
- obsługa materiału 32-bit/384 kHz PCM oraz QUAD DSD
- wsparcie dla systemów Android, Windows, Mac, iOS, Linux
- pasmo przenoszenia: 20 Hz – 100 kHz
- THD: <0,0018%
- obsługa słuchawek 8-600 Ω
- moc wyjściowa: 300 mW/16 Ω | 28 mW/300 Ω - maksymalne napięcie wejściowe: 1,5 Vrms
- maksymalny pobór mocy: 7,5 W
- akumulator litowo-jonowy: 4000 mAh; 3,7 V
- czas pracy: do 10 godzin
- wymiary: 118 x 73 x 20 mm
- masa: 233 g
- wejścia: USB A, USB micro-B, mini-Toslink, 3,5 mm liniowy
- zestaw zawiera: silikonowe opaski, ściereczkę do czyszczenia, kabel USB mikro i USB A do mikro B


Dystrybucja w Polsce

AUDIOMAGIC.PL

ul. Sienna 61
00-820 Warszawa

audiomagic.pl

System odniesienia

- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
- Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
- Końcówka mocy Modwright KWA100SE
- Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
- Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
- Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
- Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
- Kolumny: Bastanis Matterhorn
- Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
- Słuchawki: Audeze LCD3
- Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
- Przewód głośnikowy -
LessLoss Anchorwave
- Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
- Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
- Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot