pl | en

Przedwzmacniacz + końcówki mocy + przedwzmacniacz gramofonowy

Audio Tekne
TFA 9501 + TM 8801 + TEA 8695

Producent: AUDIO TEKNE INCORPORATED

Cena (w czasie testu):
69 000 + 60 000 + 69 000 EUR

Kontakt: Audio Tekne Incorporated 596-4
Sanyu-town, Hachioji-city Tokyo
Japan 192-0012

imai@audiotekne.com

MADE IN JAPAN

Do testu dostarczyła firma: NATURAL SOUND s.r.o.


dy na początku tego roku otrzymałem maila od pana Hari Strukelja z firmy Natural Sound z pytaniem, czy chciałbym przetestować jakiś produkt Audio Tekne, japońskiej marki, która w czasie dwóch ostatnich edycji wystawy Audio Show zachwyciła tak wielu odwiedzających (w tym i mnie), nie miałem pojęcia czy będzie to sprawa jednorazowa, czy może czeka mnie przygoda z więcej niż jednym produktem tej firmy. W pierwszym teście miałem okazję posłuchać dwóch, otwierających ofertę urządzeń: przedwzmacniacza gramofonowego TEA 2000 oraz wzmacniacza zintegrowanego TFM 2000 (test TUTAJ).

Choć to najtańsze urządzenia w ofercie pokazały się z absolutnie zachwycającej strony – TEA 2000 to najlepszy przedwzmacniacz gramofonowy, jakiego do tej pory słuchałem (i to nie jest tylko moje zdanie, bo kilka innych osób miało go również okazję posłuchać i mają takie samo zdanie).
Wzmacniacz, choć w układzie push-pull (jak wiadomo ja kocham SET-y), choć na do tej pory zupełnie mi nie znanej i bynajmniej nie „kultowej” triodzie 6AS7G, także on zagrał wybornie. Nie ukrywam, że uwielbiam tego typu testy – dostaję sprzęt do recenzji, włączam i najchętniej nie wyłączałbym go w ogóle nie śpiąc, nie jedząc, itd. aż do bolesnego rozstania. A ponieważ oba urządzenia spędziły u mnie dużo czasu więc i rozstanie było szczególnie trudne.
Na szczęście dla mnie i innych fanów marki, Natural Sound na stałe zainstalowała się na polskim rynku widząc w nim duży potencjał. Dzięki temu do recenzji trafił kolejny zestaw pana Imai i kto wie, może wcale nie ostatni...

Tak się składa, nie tylko w przypadku Audio Tekne, ale i większości firm high-endowych, że im urządzenie jest lepsze (droższe), tym jego masa jest większa. Odczuliśmy to na własnej skórze z kolegą Jackiem, gdy przyszło nam przywieźć, a co gorsze również i wnieść do mnie cały set, który tym razem Hari mi przesłał.
Teoretycznie to krok wyżej w ofercie japońskiej marki niż urządzenia testowane poprzednio. Teoretycznie, bo po pierwsze, zwłaszcza jak na jednak nie tak dużą firmę, AT ma zaskakująco rozbudowaną ofertę, więc czasem trudno tak do końca ustalić hierarchię, a po drugie dlatego, że jeden z komponentów jest modelem najwyższym w swoim rodzaju.

TFA 9501

Mowa o TFA 9501 – najwyższym (i najcięższym – 55 kg „żywej” wagi!) przedwzmacniaczu liniowym pana Imai. Ciekawostką, tłumaczącą częściowo wagę, jest fakt, iż to urządzenie służy także jako zasilacz do... najwyższego modelu przedwzmacniacza gramofonowego, tego w postaci monobloków TEA 9501. Słowem każdy, kto chce kupić topowy przedwzmacniacz gramofonowy musi równocześnie nabyć ten przedwzmacniacz liniowy. W drugą stronę tak to nie działa – można kupić sam przedwzmacniacz liniowy.

Ciekawie rozwiązano tu także kwestię regulacji głośności. O ile w testowanej wcześniej integrze do dyspozycji użytkownika był tłumik o dość dużym skoku, co utrudniało precyzyjne ustawienie poziomu głośności, o tyle tu do dyspozycji są dwa tłumiki – jeden klasyczny, do poziomu wyjściowego przedwzmacniacza, ale jest i drugi, którym reguluje się poziom wejściowy sygnału ze źródła. Może i nie jest to najwygodniejszy sposób ustawiania głośności – bo i oczywiście nie ma mowy o pilocie zdalnego sterowania – ale za to precyzyjniejszy, a jednocześnie zachowujący walory soniczne rozwiązania wybranego przez pana Imai ze względu na brzmienie. Można się do tego szybko przyzwyczaić, a jedyny minus jest taki, że gdy trzeba szybko dźwięk wyciszyć, to łatwiej to zrobić selektorem wejść niż pokrętłami głośności.

Lampy

Pan Imai w swoich wzmacniaczach korzysta ze wspomnianej triody 6AS7G, albo ze słynnej 300B – warto zaznaczyć, że sam preferuje tę pierwszą, a stosowanie także i tej drugiej niejako wymusiły na nim oczekiwania klientów. Monobloki, które trafiły do testu oparto na dwóch triodach 300B na kanał, pracujących oczywiście w układzie push-pull. ‘Oczywiście’, bo p-p to kolejna skłonność tego konstruktora, którą realizuje we wszystkich swoich konstrukcjach. Mimo wysokiej ceny tych urządzeń na pokładzie nie znajdziecie Państwo żadnych „wypasionych” NOS-ów Western Electric, ani innych kultowych marek. Są tu rosyjskie lampy od Electro-Harmonixa.

Nie wynika to bynajmniej ze „skąpstwa” pana Imai, ani nawet kwestii dostępności takich „lepszych” lamp, tylko znowu z filozofii japońskiego konstruktora. Elementami, które decydują o klasie brzmienia jego konstrukcji są w 99% (jak twierdzi) transformatory z rdzeniem z Superpermaloju, a swoją cegiełkę dokładają elementy tłumiące drgania, wykonane z jednej z odmian grafitu. Lampy, jak po przeprowadzeniu testów stwierdził pan Imai, nie mają aż tak dużego wpływu na klasę brzmienia, zwłaszcza w dłuższym czasie. Według niego początkowo NOS-y i owszem, brzmią lepiej niż nowe lampy z bieżącej produkcji, jednak już po stosunkowo krótkim okresie użytkowania różnice się zacierają. Jego zdaniem inwestowanie w bardzo drogie lampy nie ma więc większego sensu.

Będąc posiadaczem tylko dwóch lamp WE nie mogłem tego sprawdzić – pozostaje mi więc przyjąć do wiadomości stanowisko konstruktora. Tak na logikę, przy tych cenach produktów, nie byłoby problemem, nawet jeśli wymagałoby to jeszcze podniesienia ceny o kilka procent, wstawienie tu dowolnych lamp. Uważam, że na pewno zostałoby to zrobione, gdyby poprawiało brzmienie. Uprzedzając wypadki powiem, że brzmienie tych wzmacniaczy pokazuje, że i z takimi lampami można osiągnąć fenomenalne efekty brzmieniowe. I jeszcze jedna ciekawostka – to właśnie monobloki były najlżejszymi urządzeniami w teście – ważą „ledwie” po 28 kg sztuka.

TEA 8695

Ostatni element tej układanki to środkowy model przedwzmacniacza gramofonowego, TEA 8695 (drobne 43,5 kg), który podobnie jak inne modele współpracuje wyłącznie z wkładkami typu MC. Tu również nie znajdziecie Państwo żadnych regulacji poza przełącznikiem pozwalającym zmniejszyć wzmocnienie układu o 10 dB. Mamy dwa wejścia dla wkładek o wysokiej i niskiej impedancji i dwa wyjścia (RCA i XLR + przełącznik pozwalający wybrać, z którego z nich korzystamy).

Wygląd tych urządzeń jest mniej więcej taki sam jak i wszystkich innych – może się podobać lub nie. Sam, mówiąc zupełnie szczerze, na początku podchodziłem do niego z dużą rezerwą. Im dłużej jednak przebywam w towarzystwie kolejnych urządzeń AT, tym bardziej do mnie przemawiają – znaczy wyglądem, bo brzmieniowo przekonały mnie do siebie od razu. Jasne, że nie wszystkim musi odpowiadać ustawianie w salonie sprzętu o mocno „vintage’owym” wyglądzie, ale ja nie miałbym nic przeciwko.

Jeszcze jedna ciekawostka dotycząca wszystkich trzech urządzeń – każde z nich, obok wejść i wyjść RCA, ma także wejścia (a przedwzmacniacz także wyjścia) XLR. Oczywiście spytałem o to Hariego, który potwierdził, że żadna z tych konstrukcji nie jest zbalansowana, a gniazda XLR są jedynie ułatwieniem dla klientów.

W pocie czoła wypakowaliśmy i ustawiliśmy z Jackiem wszystkie urządzenia, a po dobrej godzince odpoczynku zacząłem myśleć jak to wszystko podłączyć; system dotarł do mnie gdy odsłuchiwałem jeszcze zestaw Roberta Kody z kolumnami Cessaro Chopin, więc w pokoju było naprawdę ciasno. W końcu, o czym pisałem we wspomnianej recenzji, przedwzmacniacz gramofonowy zagrał najpierw z systemem Kody, dopiero później przystąpiłem do odsłuchów całego systemu AT. A w końcu zrobiłem coś w rodzaju porównania tych dwóch genialnych (tak, genialnych!) systemów.

AUDIO TEKNE w „High Fidelity”
  • TEST: Audio Tekne TFM 2000 + TEA 2000 - wzmacniacz zintegrowany + przedwzmacniacz gramofonowy, czytaj TUTAJ

  • Płyty użyte do odsłuchu (wybór):

    • AC/DC, Highway to hell, EMI SVLP 325, LP.
    • Arne Domnerus, Jazz at the Pawnshop, Proprius ATR 003, LP.
    • Cannonball Adderly, Somethin' else, Classic Records BST 1595-45, LP.
    • Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Mobile Fidelity MOFI 2-002, LP.
    • Dżem, Detox, DZEM SC 001/91, LP.
    • Georges Bizet, Carmen, RCA Red Seal SPA 25 064-R/1-3, LP.
    • John Williams, Star Wars, 20th Century Records STEC 264/65, LP.
    • Keith Jarrett, The Koeln Concert, ECM 1064/65 ST, LP.
    • Lou Donaldson, LD+3, Blue Note MMBST-84012, LP.
    • Miles Davis, Kind of Blue, Columbia CS 8163, LP.
    • Milt Jackson Ray Brown, It don't mean a thing if you can't tap your foot to it, Pablo Records 2310-909, LP.
    • Mozart, Cosi Fan Tutte, dyr. Teodor Currentzis, MusicAeterna Orchestra, Sony Classical B00O1AZGD6, LP.
    • Muddy Waters & The Rolling Stones, Live At The Checkerboard Lounge. Chicago 1981, Eagle Rock Entertainment B0085KGHI6, LP.
    • Patricia Barber, Companion, Premonition/Mobile Fidelity MFSL 2-45003, 180 g LP.
    • Pink Floyd, The Endless River, Parlophone Records 825646215478, LP.
    • Vivaldi, Le Quatro Stagioni, Divox/Cisco CLP7057, LP.
    Japońskie wersje płyt dostępne na

    Przedsmak tego co mnie czeka z pełnym systemem AT miałem już w teście systemu Roberta Kody, po zamianie mojego przedwzmacniacza gramofonowego na AT. To był szok, o czym pisałem w tamtej recenzji. Różnica w cenie tych dwóch urządzeń jest gigantyczna, więc klasa grania powinna być zupełnie inna, ale zważywszy, że to raczej pozostałe elementy analogowego toru, tj. gramofon + ramię + wkładka, powinny stanowić wąskie gardło z AudioTekne, to co usłyszałem wywołało u mnie szok. Zysk z włączenia w system Kody japońskiego przedwzmacniacza gramofonowego był po prostu gigantyczny.

    Z kolei przejście na cały system AT, z zachowaniem na początku kolumn Cessaro Chopin i tego samego okablowania Jorma, już jakiś specjalnym szokiem nie było, bo być nie mogło – oba systemy grają na fantastycznym poziomie, choć oferują nieco inne brzmienie. Szok jeśli był to raczej z racji tego, co pan Imai zrobił z 300B. Pewnie większość z Państwa miała choć raz okazję posłuchać wzmacniacza z tą triodą. Zwykle lampa ta gra genialną średnicą i mniej czy bardziej wycofanymi skrajami pasma (w porównaniu do najlepszych wzmacniaczy w tym względzie). Włoskie wzmacniacze Tektrona pokazały czarno na białym, że nawet w przypadku tej lampy, a konkretnie modelu Western Electric, o końcowym brzmieniu w ogromnym stopniu decyduje ich aplikacja, a produkty pana Imai to kolejny dowód tego twierdzenia.

    Star Wars

    W zakresie dynamiki i punktowości basu śmiało mogły stanąć w szranki ze wzmacniaczem Kody, choć może ten ostatni schodził odrobinę niżej, ciut bardziej dociążając bas. Dziwnym trafem, pewnie podświadomie wynikającym z faktu, iż na premierę The Force Awakens musimy czekać aż do grudnia, na talerz gramofonu pana Sikory pierwszy trafił soundtrack z Gwiezdnych Wojen. Mam kupione kiedyś na Allegro lub eBayu francuskie wydanie, niezłe, ale nie wybitne (o ile takowe w ogóle występuje – szykuje się chyba jakiś nowy box w wyjątkowym wydaniu – trzeba poważnie porozmawiać z Mikołajem...). System Audio Tekne zabrał się za ten album z zapałem godnym systemu nagłośnienia nowoczesnej sali kinowej, z tą różnicą, że miałem wpływ na głośność. Znaczy grało głośno, jakże by inaczej, ale nie na tyle by zagłuszać moje własne myśli, a to się często w kinie zdarza.

    No i stopień wyrafinowania był zupełnie inny. Aż ciarki przeszły mi po plecach gdy usłyszałem główny temat, a potem The Imperial March – japoński system zagrał te utwory z rozmachem, swobodą, bardzo czysto, imponując rozdzielczością i spójnością dźwięku. Duża, mocna, świetnie definiowana podstawa basowa – może i Koda miała tu minimalną przewagę, ale to nie zmienia ani jednego słowa – i pełna powietrza, dźwięczna, detaliczna góra od razu zaprzeczyły stereotypowi brzmienia 300B. Wszystko wskazywało na to, że pan Imai może i uległ naciskom fanów tej lampy i oparł na niej niektóre swoje wzmacniacze, ale zrobił wszystko, by „zapisać” w nich swoją filozofię brzmienia.

    Naprawdę chciałbym napisać: „nie podobało mi się”, „nie tak powinien grać wzmacniacz na 300B!” Chciałbym, ale nie mogę. Bo mi się podobało, podobało mi się jak cholera! Skutek był taki, że ów dwupłytowy album w czasie bytności systemu AT w moim domu lądował na talerzu niemal każdego dnia, a ja za każdym razem czułem ciarki wędrujące po plecach i odkrywałem co rusz nowe elementy tego, jak mi się do tej pory wydawało, takiego sobie, pod względem realizacji, nagrania.

    Milt Jackson & Ray Brown

    Kolejną płytę też wyciągnąłem z ciemnego zakamarka półki z płytami – kwartet Milta Jacksona i Raya Browna na kolejnym, wcale nie superaudiofilskim wydaniu Pablo Records. Tej płyty nie słuchałem z tańszym przedwzmacniaczem AT i już po chwili wiedziałem, że szkoda! Tak dźwięcznie brzmiącego wibrafonu Milta jeszcze nie słyszałem. Można było wręcz poczuć jak każdy dźwięk wprawia błonę bębenkową (i całe mnóstwo kości i kosteczek w całym ciele) w drganie. To był ten rodzaj niemal świdrującej dźwięczności, który balansuje na granicy sprawiania bólu, zamiast przyjemności, ale nigdy tej granicy nie przekracza wprawiając słuchacza w zachwyt, by nie rzec: w ekstazę.

    Myślę, że nawet kompletny laik po tym pokazie możliwości sprzętu i instrumentu wiedziałby, dlaczego ten instrument tak właśnie nazwano, nawet jeśli nigdy w życiu go wcześniej nie słyszał. A ten, kto słyszał na żywo wie doskonale, że właśnie tak powinien brzmieć – to często nie mają być delikatne, łagodne, okrągłe dźwięki, ale dość twarde, momentami niemal ostre i piekielnie dźwięczne.

    Pisałem, że tak właśnie zagrał to system AT? Pisałem. Bas Raya Browna... no cóż – Ray to Ray, nawet gdy gra „tylko” drugie skrzypce. Znakomita selektywność testowanego systemu pozwalała mi bez trudu śledzić popisy mojego ulubionego basisty i to nie tylko wtedy, gdy on prowadził. Barwny, mocny, mięsisty, ale i (gdy trzeba) fantastycznie (niemal) punktowy bas elektryzował moją uwagę, nie pozwalał się oderwać od słuchania. Zachwycał wybrzmieniami, podobnie jak wibrafon, i podtrzymaniem dźwięków, udziałem pudła no i oczywiście genialnym pokazem sprawności Mistrza.

    Jazz at the Pawnshop

    Po tej płycie następną musiała być oczywiście Jazz at the Pawnshop - chciałem się przekonać, czy i wibrafon Larsa Erstranda zabrzmi równie przekonująco. Zabrzmiał genialnie – doszedł jeszcze efekt jednego z najlepszych w historii jazzu nagrań live. 300B w dobrych SET-ach niemal zawsze buduje piękną scenę, a tę prawdziwą, a nie sztucznie stworzoną w studio, wyjątkowo przekonująco.

    Do tego dochodzi oddanie tej nieuchwytnej rzeczy, jaką jest atmosfera koncertu, związane z nią emocje. Spodziewałem się, że na tym polu system pana Imai odda jednak choć trochę pole najlepszym SET-om jakie znam. Nie bardzo chciał. Bronił się z jednej strony zaciekle nie dając się przyłapać na żadnej słabości, a z drugiej osiągając to bez wysiłku, w zupełnie naturalny sposób.

    W koncercie zespołu Arne Domnerusa natychmiast „utonąłem” zapominając o próbach analizy, porównań etc., bawiąc się równie dobrze jak muzycy grający kilka metrów ode mnie na holograficznej, choć niezbyt dużej scenie (bo taka była w klubie). Każdy instrument miał „body”, każdy był pokazany niezwykle selektywnie, ale jednocześnie wszystkie razem płynnie, spójnie tworzyły pełną emocji muzykę. Niewiele wzmacniaczy, które znam potrafiło mnie aż tak zaangażować w zabawę, w doświadczanie tej muzyki jak testowany system. Zestaw Audio Tekne po prostu zabrał mnie na koncert, na którym bawiłem się równie dobrze jak na tych prawdziwych.

    Musiałem zagrać ten album po raz drugi, by jednak spróbować cokolwiek przeanalizować. Wibrafon brzmiał znowu fantastycznie, a w nagraniu było wokół niego nawet jeszcze więcej powietrza, wybrzmienia wypadały absolutnie naturalnie. Atmosfera koncertu w niewielkim klubie zastała oddana znakomicie, holografia prezentacji – wybitnie. A wszystko to było, mimo iż to przecież nie SET, a i brzmienie było bardzo dalekie od stereotypu 300B. Inne – mocniejsze, pozbawione zaokrągleń, bez grama choćby dodanego przez wzmacniacz ciepła, ale równie przekonujące, równie wciągające, tak samo „przyjazne” dla słuchacza.

    Ten ostatni element jest dla mnie bardzo ważny – muzyka gra u mnie od kilku do kilkunastu godzin dziennie więc to nie może być brzmienie, które po jakimś czasie, nawet jeśli dopiero po kilku godzinach, zaczyna męczyć. Audio Tekne oferuje dźwięk bardziej „audiofilski” – w sensie: wierniejszy idei high-fidelity niż większość znanych mi SET-ów, a mimo to, nawet po kilkunastogodzinnych sesjach, a takie mi się zdarzały, nie ma mowy o zmęczeniu tym dźwiękiem. To dźwięk neutralny, ale nadal naturalny – to rzadkie połączenie, a jakże cenne!

    Rock’n’roll!

    Na dobrych nagraniach moją uwagę zwracały też blachy perkusji. Być może ktoś z Państwa pamięta, z mojej poprzedniej recenzji Audio Tekne, że dźwięk, zwłaszcza na początku wydawał mi się dość ciemny. Tu, pomimo mocnej, dociążonej, kolorowej podstawy basowej, takiego wrażenia nie miałem. A to za sprawą wyróżniającej się na tle większości znanych mi wzmacniaczy lampowych, góry pasma. Po pierwsze mówię znowu o niemalże świdrującej w uszach dźwięczności z jaką testowany system pokazywał blachy perkusji. Po drugie o znakomitym cieniowaniu barwy i dynamiki, a co za tym idzie o nadzwyczaj dobrym różnicowaniu wysokich tonów. Dorzućmy mnóstwo powietrza, wysoką detaliczność i precyzyjny sposób pokazywania nawet najdrobniejszych niuansów i detali i dostajemy coś, czego najczęściej lampa jednak nie daje.

    Nie było tu może słodyczy, którą większość dobrych SET-ów prezentuje, stąd góra wydawała się nieco twardsza, chłodniejsza, ale rzecz raczej w bardziej prawdziwym pokazaniu tych elementów, w braku jakiegokolwiek „upiększania” rzeczywistości, niż sztucznego utwardzania i ochładzania dźwięku. Do tej pory, jako człowiek szukający brzmienia, które mi najbardziej odpowiada powiedziałbym, że chyba jednak wolę delikatnie upiększoną wersję, jaką zwykle pokazują SET-y. Tyle, że po tym teście już nie jestem tego aż taki pewien. Nie mogłem nie docenić tego, co robi Audio Tekne, bo była to prezentacja na absolutnie fantastycznym poziomie.

    A gdy przyszło do np. krążka AC/DC, Highway to hell to ten sposób grania sprawdzał się po prostu wybornie. Szybki, punktowy, ale mocny bas, znakomity timing, skrząca się góra pasma, precyzyjnie pokazany głos wokalisty, ostre, nieco brudne (tak jak w rzeczywistości) gitary – przy tak zagranym rock'n'rollu nie dało się spokojnie usiedzieć. Słychać było, że to nie jest audiofilskie nagranie, ale nie przeszkadzało to w znakomitej zabawie ani trochę.
    Podobnie było z Led Zeppelin – ogromna energia, odpowiednia dawka rockowego czadu i brudu i było po prostu odjazdowo.

    SET czy nie SET?

    Czy w takim razie to lepsze granie od najlepszych SET-ów? Ha! To pytanie za (prawie) milion złotych. Rozwiązanie Audio Tekne jest chyba nieco bardziej uniwersalne, bo znakomicie radzi sobie również z muzyką rockową, która w wydaniu SET-ów nie jest aż tak przekonująca. Z drugiej strony pamiętam tę eteryczność, czy chyba jednak jeszcze bardziej namacalne renderowanie źródeł pozornych gdy jazzu, zwłaszcza z nagrań live, słuchałem za pomocą wzmacniacza Souga firmy Kondo.

    Dużo, nawet bardzo dużo zależy też i od reszty systemu, a konkretniej od kolumn. Słuchając i systemu Kody, który pomimo tranzystorów na pokładzie określiłbym mianem grającego lampowo, czy raczej SET-owo, i Audio Tekne z kolumnami Cessaro Chopin uznałem, że z tymi ostatnimi chyba wolałbym Kodę. Berylowe kopułki Chopinów wraz z ową niesamowicie doświetloną, balansującą tuż poniżej granicy, za którą genialne brzmienie zmienia się w męczące, górą pasma AT razem w niektórych nagraniach ową granicę delikatnie, ale jednak naruszały. Koda, która gra nieco bardziej „miękko” (używam tego słowa z braku innego) z tymi kolumnami spasowała się znakomicie.

    Przy graniu z moimi kolumnami Matterhorn – tak, oczywiście że nie dorównującymi klasą żadnemu z tych zestawów – to Audio Tekne wydawało się delikatnie, ale jednak przeważać szalę na swoją stronę. Trzeciego zestawu na podobnym poziomie, wzmacniaczy Kondo Kagur, porównywać nie będę – za dużo czasu minęło od odsłuchu, monobloki nie grały ani z w pełni dorównującym im klasą przedwzmacniaczem, ani źródłem, więc porównanie byłoby nie fair. Faktem natomiast jest, że każdy z tych systemów mógłby dla mnie być rozwiązaniem na całe życie. A jakbym był bardzo bogaty to pewnie kupiłbym je wszystkie, postawił w trzech pokojach i wybierał konkretny w zależności od nastroju.

    Audio Tekne to pośród nich system najbardziej kompletny – od genialnego, od teraz znajdującego się na pierwszym miejscu mojej prywatnej listy, przedwzmacniacza gramofonowego, poprzez wyborny przedwzmacniacz aż po, jakże inne od wszystkich, końcówki mocy na 300B. I efekt synergii był oczywisty – razem przez dwa tygodnie tworzyły absolutnie genialne widowisko muzyczne, przy którym spędzałem każdą wolną chwilę. I nie miało znaczenia jaka płyta trafiała na talerz gramofonu, nawet przy tych gorzej zrealizowanych liczyła się tylko muzyka.

    Podsumowanie

    Szukałem wśród posiadanych płyt czegoś, na czym zestaw AT mógłby się wyłożyć. Nie znalazłem. Fantastycznie grał każde audiofilskie nagranie, a gdy przychodziło do tych nieco gorzej zrealizowanych to nie ukrywając ich wad grał je równie wciągająco. Zachwycał Jarrett z Kolonii, Miles z Kind of Blue, Le nozze di Figaro, Carmen, Patricia Barber i Kate Bush, ale również Dżem z Detoxu, wspomniane AC/DC, a nawet z przyjemnością (!) posłuchałem w końcu U2 z ostatniego krążka. To zestaw, który kieruje naszą uwagę, czy tego chcemy czy nie, na muzykę, nie na dźwięk. Jak na lampę jest to brzmienie całkiem analityczne, precyzyjne, ale to tylko elementy składowe w służbie muzyki.

    Niewiele wzmacniaczy lampowych tak znakomicie prowadzi bas, a chyba jeszcze mniej gra tak rozdzielczą, czystą i dźwięczną górą pasma. I te dwa aspekty wcale nie oznaczają, że o średnicy tu zapomniano. Może holografia i namacalność przekazu nie są aż tak genialne jak z najlepszych SET-ów, ale po pierwsze różnica jest minimalna, a po drugie i tak w tym względzie system AT bił na głowę 99,9% wszystkich systemów, których miałem okazje słuchać. Wszystkie pozostałe aspekty: barwa, nasycenie, płynność, gładkość, otwartość, różnicowanie a nawet i dynamika stoją na najwyższym możliwym poziomie.

    Czy różnica między testowanym zestawem a tym, który opisywałem kilka miesięcy temu jest aż tak wielka, jak różnica w cenie? Nie, oczywiście że nie – w top high-endzie (niestety) pięciokrotny wzrost ceny nie przekłada się na pięć razy lepszy dźwięk. Czy dysponując odpowiednimi funduszami zawahałbym się wydać dużo więcej by zyskać to „trochę”, o które ten zestaw jest lepszy? Ani przez chwilę!
    Tak, dla mnie też wydaje się wariactwem wydawanie TAKICH pieniędzy na domowy system, ale to kwestia perspektywy. Patrząc na to tylko z najważniejszego (dla mnie) punktu widzenia człowieka, który kocha muzykę, każdy krok przybliżający mnie do emocji porównywalnych z tymi, których dostarcza koncert, jest wart każdych pieniędzy. A emocji system Audio Tekne serwuje co niemiara!

    Podobnie jak w przypadku innych produktów Audio Tekne producent udziela bardzo niewielu informacji o swoich produktach. Wszystkie umieszczono w podobnych obudowach w charakterystycznej kolorystyce, stojących na nóżkach wykonanych z grafitu.

    Przedwzmacniacz liniowy TFA 9501

    Z uzyskanych i znalezionych informacji wynika, iż topowy przedwzmacniacz firmy Audio Tekne, oznaczony symbolem TFA 9501, oparto na podwójnych triodach 5965 lub E180CC (zamiennie). W sumie zastosowano 6 lamp. Podobnie jak i we wszystkich urządzeniach pana Imai lampy sygnałowe wyposażono w antywibracyjne „czapeczki” karbonowe. By dostać się do lamp trzeba najpierw odkręcić śrubki mocujące solidne kawałki grafitu. Lampy ustawiono w niewielkich przestrzeniach między sześcioma sporymi osłonami transformatorów. Te ostatnie, oczywiście oparte na rdzeniach z Superpermaloju (bardzo miękki magnetycznie ferromagnetyk Ni79Fe15Mo5), oprócz zasilania samego przedwzmacniacza mogą opcjonalnie zasilać także topowy przedwzmacniacz gramofonowy Audio Tekne.

    Na tylnym panelu znajdują się gniazda zasilające, zabezpieczone metalowymi pokrywkami, do których podpina się kable zasilające przedwzmacniacz gramofonowy. Na froncie urządzenia umieszczono główny włącznik i towarzyszącą mu czerwoną diodę. Kolejny spory, podświetlany przycisk włącza zasilanie dla zewnętrznego przedwzmacniacza gramofonowego, o ile jest podłączony, a następny wyjście do nagrywania. Dalej umieszczono cztery złote gałki. Dwie skrajne służą do regulacji sygnału na wejściu i na wyjściu sygnału, a dwie w środku to selektory wejść – prawa umożliwia wybór przedwzmacniacza gramofonowego, lewa pozostałych wejść.

    Z tyłu znajdziemy wejście i wyjście XLR, 5 wejść liniowych, wyjście do nagrywania oraz wyjście RCA (plus niewielki przełącznik wskazujący, z którego wyjścia korzystamy). Oczywiście jest tam również gniazdo IEC, oraz wspomniane już, zabezpieczone gdy ich nie używamy, wyjścia zasilania dla topowego phono. W przedwzmacniaczu tym wykorzystywany jest układ tłumienia sygnału oparty na transformatorach. System ten oznaczany jest przez producenta jako ATT. W układzie tym wszystkie transformatory przetwarzające sygnał wejściowy posiadają rdzenie z ferromagnetyka o nazwie Superpermaloj. Składowa stała w układzie jest niezmienna a układy podwyższające napięcie (push-pull) zaimplementowano w klasie A.

    Końcówki mocy TM-8801

    Końcówki mocy TM-8801 oparto na lampach 300B, a prostownik na CR1006. Podobnie jak przedwzmacniacze, tak i wzmacniacze mocy Audio Tekne korzystają z transformatorów z dużymi rdzeniami Superpermalojowymi. Lampy pracują w układzie typu push-pull w klasie A. Lampy mocy oraz prostownik ukryte są pod zabezpieczającą, metalową klatką mocowaną na śrubach. Z boku, między „kubkami” transformatorów, pod karbonową „czapeczką”, umieszczono parę lamp sterujących. Z tyłu znalazły się trzy spore kondensatory oraz układ miękkiego startu. Na tylnym panelu znajdziemy wejścia XLR i RCA plus malutki przełącznik do wyboru między nimi, zacisk uziemienia, gniazdo sieciowe EC oraz niepozorne, ale całkiem sprytne gniazda głośnikowe.

    Przedwzmacniacz gramofonowy TEA 8695

    TEA 8695 to środkowy model przedwzmacniacza gramofonowego, współpracujący wyłącznie z wkładkami typu MC. Oparto go na lampach 6072A. Przedwzmacniacz wykorzystuje układ push-pull sprzężony z transformatorami podwyższającymi („step-up”), oraz korekcję RIAA w układzie LC. Zastosowane transformatory jako materiał rdzenia także wykorzystują paramagnetyk ze stopu niklu o nazwie Superpermaloj. Przedwzmacniacz nie posiada żadnych regulacji. Na froncie znajduje się wyłącznik z towarzyszącą czerwoną diodą sygnalizującą, że urządzenie działa. Z tyłu umieszczono dwa wejścia RCA dla wkładek MC o niskiej i wysokiej impedancji, zacisk uziemienia, wyjścia RCA i XLR z selektorem wyboru, gniazdo zasilające oraz jeszcze jeden przełącznik umożliwiający obniżenie wzmocnienia układu o 10 dB.


    Dane techniczne (wg producenta)

    TFA 9501
    Wejścia: Phono, CD, Tuner, Tape, AV, Aux.
    Maksymalny poziom sygnału wejściowego dla Phono, CD, Tuner, Tape, AV, Aux : 3 Vrms
    Wyjścia: Rec Out; Pre Out XLR i RCA
    Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz (+/- 1 dB)
    Wymiary: 445 x 225 x 346 mm (szer. x wys. x głęb.)
    Waga: 55 kg

    TM-8801
    Wejścia: RCA i XLR
    Czułość wejściowa/Impedancja: 1 V/3,3 kΩ
    Moc wyjściowa: 15 W
    Zniekształcenia harmoniczne: < 0,3% (10 W/1 kHz)
    Pasmo przenoszenia: 10 Hz - 20 kHz (- 1 dB/- 3 dB)
    Szumy własne: < 1 mV (8 Ω)
    Pobór mocy: 100 W
    Wymiary: 445 x 225 x 250 mm (szer. x wys. x głęb.)
    Waga: 28,0 kg/szt.

    TEA 8695
    Dla wkładek: MC o niskiej lub wysokiej impedancji
    Zakres sygnałów wejściowych:
    - „Phono Low”: 25 mV
    - “Phono High”: 85 mV
    Zakres sygnałów wyjściowych: 1,6 V (std), 11 V (max)
    Wyjścia: XLR i RCA
    RIAA: +/- 1,5 dB (30 Hz - 15 kHz)
    Zużycie energii: 70 W
    Wymiary: 460 x 170 x 410 mm (szer. x wys. x głęb.)
    Waga: 43,5 kg

    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl

    System odniesienia

    - Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
    - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
    - Końcówka mocy Modwright KWA100SE
    - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
    - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
    - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
    - Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
    - Kolumny: Bastanis Matterhorn
    - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
    - Słuchawki: Audeze LCD3
    - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
    - Przewód głośnikowy -
    LessLoss Anchorwave
    - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
    - Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
    - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
    - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
    - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot