pl | en

WYWIAD

 

MICK POINTER
Arena/Marillion


www.arenaband.co.uk

WIELKA BRYTANIA


hociaż Arena nigdy nie znajdowała się w centrum zainteresowania mainstreamowej muzyki, to bez wątpienia można ją zaliczyć do jednego z najważniejszych zespołów muzyki progresywnej przełomu wieków. Formacja dowodzona przez Clive’a Nolana i Micka Pointera przez 20 lat zdołała zjednać sobie wielu ludzi, którzy nieodmiennie wpierają ją, kupując płyty i przychodząc na koncerty. Uczczenie tak okrągłej rocznicy działalności wymagało jednak od muzyków czegoś ekstra, co pozwoliłoby im przypomnieć o sobie ze zdwojoną siłą. I takie coś panowie przygotowali. Rok 2015, 20. w historii Areny, przyniesie jej fanom aż trzy godne uwagi atrakcje – nową płytę (The Unquiet Sky ukazał się 23 marca tego roku), trasę koncertową oraz nowy album koncertowy, który zostanie zarejestrowany 9 kwietnia tego roku podczas występu zespołu w Katowicach. Tak długa obecność na rynku muzycznym jest jednak dobrym momentem, by spojrzeć z perspektywy czasu na przeszłość, swoje życiowe wybory, ocenić chłodnym okiem dokonania formacji. I do tego zachęciłem współzałożyciela i perkusistę grupy – Micka Pointera, który zechciał podzielić się swoimi przemyśleniami: nie tylko tymi, które dotyczą najnowszego dzieła w dorobku Areny, ale także kondycji branży muzycznej czy sfery high-endowego audio. Bo, proszę wierzyć lub nie, ale Mick był kiedyś dumnym posiadaczem systemu od Bango & Olufsena…

BARTOSZ PACUŁA: Jesteście w branży muzycznej, jako zespół, już ponad 20 lat. Czy patrząc z perspektywy czasu, wiedząc co się wydarzy, wybrałbyś dokładnie tę samą ścieżkę kariery?
MICK POINTER: Jedyną rzecz, którą mógłbym i chciałby zmienić to osiągnąć jeszcze większy sukces, czyli, w moim rozumieniu słowa „sukces”, grać przed większą ilością ludzi i sprzedawać więcej naszych albumów. Ale zdecydowanie nie narzekam – podczas swojej kariery nagrałem albumy, które okryły się złotem lub platyną, niektóre piosenki Areny dobijały wysoko na różnych listach przebojów. Czy naprawdę zmieniłbym coś, gdybym mógł? Nie.

Płyta The Unquiet Sky będzie waszym ósmym albumem studyjnym. Clive (Nolan – przyp. red.) jakiś czas temu stwierdził, że będzie to „klasyczna Arena”. Czym dla Ciebie jest ta „klasyczna Arena”, jak ona brzmi, czym się charakteryzuje, jakie są jej znaki szczególne?
Myślę, że jeżeli słuchasz dowolnego dzieła nagranego przez nas, to nie masz kłopotu, by przypisać tę muzykę do Areny, po prostu wiesz, że to jest ten zespół. Myślę, że związane jest to z osobami, które są odpowiedzialne za muzykę w tym zespole: głównie Clive’m oraz mną. Nie piszemy czegoś, czego sami nie słuchalibyśmy w wolnym czasie, co uznalibyśmy, i uznajemy, za słabe, niewartościowe. Chcemy dzielić się dźwiękami, które odpowiadają nam samym, które dla nas stanowią coś fajnego. I właśnie dlatego Arena brzmi jak Arena. Naturalnie nie stoimy w miejscu – również w wypadku The Unquiet Sky pojawiło się kilka mniejszych bądź większych zmian. Powróciliśmy np. do współpracy z producentem Simonem Hanhartem, spróbowaliśmy również pewnych rzeczy, których nie robiliśmy nigdy wcześniej. Myślę, że da to w efekcie najlepszy album Areny, jaki mogliśmy w tym momencie wyprodukować.

Drugą rzeczą, którą Clive powiedział o Waszym nadchodzącym krążku, to fakt, iż będzie on w pewien sposób oparty na horrorach napisanych przez M. R. Jamesa. Czego powinni się więc spodziewać fani Areny?
M. R. James to autor opowieści grozy, tworzący na samym początku XX. wieku. Był on wykładowcą na uniwersytecie w Cambridge i miał w zwyczaju pisać takie krótkie i straszne historyjki dla swoich studentów. Bardzo spodobały nam się te opowieści – to nie są żadne tępe straszydła, w których chodzi o zadźganie wszystkich nożem po 100 razy, ale wyrafinowane historie, które polegają raczej na budowaniu odpowiedniego klimatu. Kiedy Clive szukał jakiegoś pomysłu, konceptu na ten album natrafił na jeden z jego horrorów, który przypadł mu szczególnie do gustu. Odznaczał się on bardzo fajnym, przynajmniej dla nas, klimatem filmów noire: z jednej strony jest dość łagodny, z drugiej zaś gęsty, mroczny i, w niektórych momentach, naprawdę przerażający. Więc niech wszyscy fani Areny nie będą zwiedzeni słowem „horror” – nie wykorzystaliśmy niczego głupiego, w czym chodzi tylko o zabijanie wszystkich wokół, torturowanie…

Masakrowanie, dźganie, podpalanie…
Dokładnie!

Jak już wcześniej mówiłem – jesteś w branży muzycznej, i to tylko z jednym zespołem, ponad 20 lat. Jako człowiek będący jej częścią jak oceniasz obecny stan, obecną kondycję branży? Jest dobrze, jest źle? Lepiej było w latach 90.? A może to właśnie obecne czasy są świetne, by być zawodowym muzykiem?
(Śmiech). Na to pytanie mogę odpowiedzieć w bardzo prosty i krótki sposób: nie, kondycja branży muzycznej nie jest szczególnie dobra. Obecnej sytuacji nie można porównywać nawet do tego, co działo się jeszcze 10 lat temu.

A mógłbyś, przynajmniej w skrócie, powiedzieć dlaczego tak jest?
Na to odpowiedź jest równie prosta: nielegalne pobieranie muzyki za darmo z internetu. Odkąd ludzie zorientowali się, że wcale nie muszą nabywać albumów, by posłuchać muzyki, odtąd jej sprzedaż zaczęła dramatycznie spadać. A przecież nagrywanie albumów to dla profesjonalnych muzyków źródło zarobku. Doskonale zdaję sobie sprawę, że na świecie jest wiele artystów czy grup, które i tak sprzedają wiele milionów krążków i mogą pozwolić sobie na naprawdę dobre, wygodne życie, jednak dla większości z nas sytuacja jest naprawdę ciężka. W szczególnie złej sytuacji postawione są te grupy, które swoją karierę rozpoczęły relatywnie niedawno. Te stare, kultowe już, formacje muzyczne nie muszą się już martwić spadającą sprzedażą płyt - oni zarobili już wiele pieniędzy i obecnie mogą po prostu cieszyć się życiem. Jednak dla młodszych artystów to prawdziwy horror. Słabą kondycję branży widać np. po upadku niegdyś legendarnej wytwórni EMI, która została wcielona do większej firmy (Warner Music – przyp. red.). W branży muzycznej jestem już, jako artysta, ponad 40 lat. I bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że ten moment jest zdecydowanie najgorszy. Dlatego możesz przekazać wszystkim Twoim czytelnikom, że dobrze byłoby, gdyby przyszli na jeden z naszych koncertów w Polsce i wsparli Arenę (śmiech).

(Śmiech). Dobrze, na pewno powiem. A jeżeli nikt tego nie posłucha, to na pocieszenie Ci powiem, że ja się tam pojawię.
(Śmiech). Będziemy czekali. Wracając jednak do tematu kondycji branży muzycznej i koncertów – spadająca liczba fanów na występach live w kolejnych latach pokazuje też inny, równie smutny trend: muzyka nie jest już tak ważną częścią życia ludzi, przynajmniej w porównaniu do poprzednich dekad. Dla przykładu dla mnie, gdy byłem młody, nie było nic ważniejszego od muzyki. A teraz? Teraz jest tyle różnych „rozpraszaczy”, że ludzie nawet nie mają możliwości na spokojne obcowanie z muzyką.

Mówiąc jeszcze o koncertach – w kwietniu Arena odwiedzi Polskę i zagra trzy koncerty. To nie jest Wasza pierwsza wizyta tutaj, ba!, nawet nagraliście w Krakowie jedno ze swoich wydawnictw koncertowych, Caught In The Act. Czy lubicie przyjeżdżać do Polski? Co sądzicie o samym kraju, co o publiczności? Wielu muzyków, którzy są w Polsce po raz pierwszy jest porażonych entuzjazmem, energią ludzi przychodzących na koncerty. Czy zgodziłbyś się z tym?
Tak, zdecydowanie. Naturalnie nie jesteście jedynym krajem, gdzie widzowie są entuzjastyczni, ale tak: granie w Polsce to prawdziwa przyjemność. A jeżeli chodzi o to DVD nagrane w Krakowie, to wszelkie podziękowania w tej materii należą się Metal Mindowi, który po prostu uczynił to możliwym. W mojej opinii Caught In The Act jest naprawdę bardzo dobrym wydawnictwem koncertowym i dlatego, gdy tylko Metal Mind zaproponował nam nagrywanie kolejnej koncertówki, tym razem w Katowicach, bez wahania odpowiedzieliśmy: „Tak, zróbmy to!”.

Chciałbym się teraz odnieść do tego, co mówiłeś na temat kondycji branży muzycznej. Chociaż po części się z Tobą zgadzam, to muszę zwrócić na kilka elementów, które obecnie są w dużo lepszym stanie, niż jeszcze kilka lat temu – np. na tryumfalny i, miejmy nadzieję, ostateczny powrót do łask czarnej płyty. Co o tym sądzisz?
Na pewno to świetna wiadomość dla wszystkich kolekcjonerów albumów, dla których, prócz muzyki, liczy się też jakość jej wydania. Ale, bądźmy szczerzy, winyl już nigdy nie przebije się do mainstreamu. Naturalnie zaraz znajdzie się ktoś, kto powie, że sprzedaż winyli była w ostatnim roku fantastyczna, że sprzedaż czarnych płyt osiągnęła najlepszy wynik w ciągu ostatnich 20 lat. To prawda, ale wynika to raczej z tego, że przez te 20 lat nikt nie kupował winyli. Osobiście cieszę się jednak na ich powrót – oznacza to, że dla jakiejś części ludzi muzyka i jej jakość są nadal bardzo ważne. To bardzo miła odmiana po tych wszystkich latach, gdzie natrętnie promowano muzykę skompresowaną, źle nagraną, puszczoną na fatalnych słuchawkach.

Świetne, że poruszyłeś ten temat. Co sądzisz o dobrym sprzęcie audio? Czego używasz w domu podczas słuchania muzyki? I z jakich formatów sam korzystasz?
Jeżeli chodzi o formaty, to doceniam i winyle, i płyty CD. Obcowanie z tymi pierwszymi może być naprawdę magicznym przeżyciem – w „pakiecie”, prócz muzyki, dostajesz tę całą otoczkę, dużą okładkę, samodzielne ustawianie ramienia gramofonu nad konkretnym kawałkiem. Jednak nie mogę powiedzieć, że to mój ulubiony format – winyl nie ma bowiem tego, co oferują srebrne krążki, czyli pewnej „czystości” dźwięku. Na CD nie ma mowy o żadnych szumach, trzaskach i innych rozpraszaczach. Jest czysta muzyka. A odpowiadając na pierwsze pytanie: nie, nie posiadam obecnie drogiego sprzętu audio w domu. Jednak sprawa ta nie jest mi obca – kiedyś byłem zadowolonym posiadaczem systemu firmy Bang & Olufsen, który zbudowany był w ten sposób, że mogłem cieszyć się muzyką z wszystkich trzech dostępnych powszechnie formatów: winyli, płyt CD oraz kaset kompaktowych. Systemu już jednak nie mam, a z muzyką zaznajamiam się najczęściej za pośrednictwem „cedeków” w moim aucie. Gdy gdzieś wyjeżdżam, np. na wakacje, chętnie korzystam również z iPada. Ale doskonalę zdaję sobie sprawę, że słuchając muzyki z tego urządzenia nie słyszę wszystkiego, co na danym nagraniu jest – ten sprzęt jest po prostu do tego za słaby.

W Polsce, niestety bardzo powoli, zaczyna toczyć się debata dotycząca high-endowego sprzętu audio. Część osób, podobnie jak Ty, nie używa obecnie niczego „wystrzałowego”, lecz mają do tego tematu wyjątkowo przykre podejście i uważają kupowanie tak drogich rzeczy za „niemoralne”…
Niemoralne? To przecież bez sensu. Czemu ktoś ma komukolwiek mówić na co i w jaki sposób ma wydawać swoje prywatne, uczciwie zarobione pieniądze. To przecież bez sensu. Dla mnie nie ma znaczenia czy ktoś, w ramach swojej pasji, kupuje drogie kolumny czy drogi samochód. To bez znaczenia.

Jesteś, tak prywatnie, szczęśliwym człowiekiem?
Powiem tak – prawdopodobnie jestem równie szczęśliwy co Ty. Życie nie jest łatwe i każdy człowiek napotyka na swojej drodze problemy, nieprzyjemne czy zwyczajnie ciężkie sytuacje. A dodatkowo bonusem dla mojego wieku zaczynają być problemy zdrowotne (śmiech).

Przepraszam Cię Mick, nie chciałem żeby tak wyszło, ale zrobił się z tej rozmowy naprawdę smutny wywiad (śmiech). Mówimy o starości, kradzieżach…
(Śmiech) Nie, w ogóle tak tego nie odbieram. Życie jest jakie jest.

Na sam koniec chciałbym zapytać Micka jako członka Areny oraz Micka jako prywatną osobę – jakie masz plany na przyszłość? Niekoniecznie tę najbliższą.
Staram się skupić na naszej trasie koncertowej i bieżących sprawach, które wymagają mojej uwagi. Nie mogę Ci odpowiedzieć na to pytanie z różnych punktów widzenia, ponieważ moja kariera, moje muzyczne życie, jest również, przynajmniej w większej części, tym prywatnym. Praca muzyka to nie do końca to samo, co bycie robotnikiem w fabryce czy urzędnikiem w jakimś biurze – nie zaczynam jej o 9 i zdecydowanie nie kończę o 17 (śmiech).

Dziękuję Ci bardzo za rozmowę. I do zobaczenia w Katowicach.
Ja również Ci dziękuję. Koniecznie bądź – to będzie naprawdę dobre show.

CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ? SZYBCIEJ?
DOŁĄCZ DO NAS NA TWITTERZE: UNIKATOWE ZDJĘCIA, SZYBKIE INFORMACJE, POWIADOMIENIA O NOWOŚCIACH!!!