PRZEDWZMACNIACZ LINIOWY/GRAMOFONOWY

AYON
POLARIS II

WOJCIECH PACUŁA





Czasem żałuję, że zarzuciłem zwyczaj nadawania każdemu testowi osobnego tytułu. Byłem zmuszony to zrobić, bo choć urozmaicały lekturę, na dłuższą metę nie zawsze były potrzebne. Do części tekstów tytuły były wręcz przypisane, wyrastały same z siebie, części zaś nie były w ogóle potrzebne. Ponieważ chciałem uniknąć takich sytuacji, jak pismach drukowanych (celuje w tym „Hi-Fi Choice” oraz „Hi-Fi News”, ale nieobce to jest też i „Stereophile’owi” i „Hi-Fi+”), gdzie granica dobrego smaku jest często przekraczana, zrezygnowałem z nich w ogóle. Czasem myślę, że to błąd, bo czegoś brakuje, aby nadać całości klamrę, coś, co od razu pokazuje z czym mamy do czynienia. Najważniejsze to jednak konsekwencja, wiec dla czystości sprawy, tytułów nie ma i nie zanosi się na zmianę. Gdybym jednak na chwilę tę zasadę zawiesił, tekstowi o Ayonie Polaris II nadałbym tytuł: Spełnione marzenia o lataniu.

Wielkie, składające się z dwóch, równie dużych i równie ciężkich elementów urządzenie, którego funkcję użytkową równie dobrze można „załatwić” za pomocą małego scalaczka wielkości paznokcia, kosztuje tyle co niezły samochód. I jest, właściwie, niepotrzebne. Bo przedwzmacniacz jest elementem, który można w systemie wyeliminować, a raczej zamienić na coś innego, w bardzo prosty sposób, upraszczając w ten sposób ścieżkę sygnału. Można go zastąpić pasywnym tłumikiem (preamp pasywny) czy zintegrować z odtwarzaczem CD (jak w Ancient Audio Lektor Grand SE). I każdy z tych sposobów ma swoich gorących zwolenników i oferuje konkretne , wymierne korzyści. A jednak, przynajmniej w moim systemie, dźwięk systemu zawsze był lepszy, kiedy w torze znajdował się wypasiony, aktywny przedwzmacniacz. Poprawiało się wówczas niemal wszystko, łącznie ze stanem konta w banku, poza rozdzielczością i sceną dźwiękową. Dlatego też, biorąc pod uwagę za i przeciw nie miałem nigdy problemu ze wskazaniem na aktywne, zewnętrzne urządzenie. Wiem, słyszałem zarówno fantastyczne pasywki, jak i odtwarzacze CD ( i SACD: dCS-a i EMM Labsa) podłączone bezpośrednio do końcówek mocy i część z tych systemów była po prostu genialna. A jednak, właściwie zawsze, były to systemy zestawiane właśnie pod tym kątem, wokół tego pomysłu. Były więc niezmiernie „niekompatybilne”, jeśli tak można powiedzieć, z innymi urządzeniami. W moim systemie, gdzie tygodniowo gości kilka nowych urządzeń na taką ekskluzywność pozwolić sobie nie mogę. Egalitaryzm to słowo-klucz w moim przypadku – równe szanse musi mieć każde urządzenie, niezależnie od ceny i pochodzenia.

Dlatego przedwzmacniacz jest u mnie w centrum zainteresowania. Po kilku urządzeniach, które nie do końca spełniły pokładane w nich oczekiwania, znalazłem wreszcie preamp, który mnie zachwycił, a nie był przy tym jakoś koszmarnie drogi – prawdę mówiąc był niecałe dwa razy droższy od kabla sieciowego (Acrolink 7N-PC7100), którym go później zasiliłem. Jestem do niego bardzo przywiązany, ponieważ nie raz i nie dwa udowodnił, że jest warty znacznie większych pieniędzy. Nawet on nie jest jednak idealny. Znam wyraźnie lepsze urządzenia (o nich w części odsłuchowej), a jednym z nich jest Ayon Polaris II. To nowa wersja modelu Polaris, ze znacznie lepszą obudową i bardziej rozbudowanym zasilaniem. Jego podstawą są jednak te same, ultra-rzadkie, ale niezwykle cenione lampy – zapakowane w metalowe obudowy Siemensa pentody (pracujące tu w układzie triodowym) C3m, po jednej na kanał. To jedne z najlepszych lamp malej mocy, o których czytamy tak (za: TubeDepot):

„To pentody specjalnego przeznaczenia, do aplikacji AF i RF, zbudowane specjalnie dla niemieckiej poczty, wytrzymujące 10 000 godzin pracy. To prawdziwie ULTYMATYWNE lampy do przedwzmacniacza. Jeśli szukasz najmniej szumiących, najmniej mikrofonujących lamp na tej planecie, to twoja szansa.
Ich główne cechy, to:
∙ bardzo wysokie wzmocnienie
∙ bardzo niskie szumy
∙ bardzo niskie mikrofonowanie
∙ metalowy ekran
∙ pentoda, która może pracować również jako trioda (krzywa wzmocnienia wygląda wówczas dokładnie, jakby to była trioda)
∙ indywidualnie numerowane.

Jak to możliwe, że mamy tylko jedną lampę w każdym kanale? Z jednej strony dlatego, że lampy te mają bardzo wysokie wzmocnienie (nawet kiedy, jak tutaj, pracują w układzie triodowym), a z drugiej dlatego, że zamiast rezystorowego tłumika zastosowano w nim niezwykle rzadkie, bo kosztowne rozwiązanie o nazwie VTC – „Volume Transformer Control”: element regulujący poziom sygnału, oparty na 24-pozycyjnym przełączniku ze złoconymi stykami, zmieniającym wyjścia… transformatora dopasowującego. Tak, Ayon korzysta z układu starego, jak świat, który jednak wraz z ulepszaniem rdzeni, drutów nawojowych itp. zyskał drugą szansę. To jednak nie wszystko. Polaris II jest bowiem pełnoprawnym przedwzmacniaczem gramofonowym. I jeśliby się temu bliżej przyjrzeć, to można by powiedzieć, że to bardziej preamp RIAA niż liniowy, ponieważ układy korekcyjne zajmują w środku znacznie więcej miejsca i korzystają aż z czterech lamp Siemensa. Trzeba do tego dodać obecność wielkiej obudowy zasilacza, z osobnym transformatorem dla silniczka poruszającego wspomniany przełącznik oraz układem zasilającym lampy, opartym o, pracujące w pełnookresowym prostowniku, cztery lampy CV135. Wszystko to składa się na przedwzmacniacz, któremu po prostu musiałem się przyjrzeć.

Płyty użyte w teście (wybór):
∙ Bill Evans, You Must Believe In Spring, Warner Bros./Warner Music Japan, WPCR-13176, CD.
∙ Christian Willisohn, Hold On, Stockfisch, SFR 357.4038.2, SACD/CD; recenzja TUTAJ.
∙ Danielsson/Dell/Landgren, Salzau Music On The Water, ACT Music+Vision, ACT 9445-2, CD; recenzja TUTAJ.
∙ Depeche Mode, Only When I Lose Myself, Mute, CD BONG 29X, SP CD.
∙ Derek And The Dominos, The Layla Sessions. 20th Anniversary Edition, Polydor/Universal Music Japan, UICY-93958/60, 3 x SHM-CD.
∙ G. F. Handel, Acis&Galatea, Dunedin Consort&Players, Linn Records, CKD 319, 2 x SACD/CD; recenzja TUTAJ.
∙ G.F. Handel, Oratorios. Saul & Messiah, Harmonia Mundi, HMX 2908280.83, 4 x CD; recenzja TUTAJ.
∙ Kenny Burrell, Soul Call, Prestige/JVC, JVCXR-0210-2, XRCD2.
∙ Lars Danielsson, Mélange Bleu, ACT Music+Vision, ACT 9604-2, CD; recenzja TUTAJ.
∙ Martin L. Gore, Counterfeit2, Mute, 582477, CCD.
∙ Patricia Barber, Companion, Premonition/Mobile Fidelity, UDSACD 2023, SACD/CD.
∙ Thom Yorke, The Eraser, XL/Warner Music Japan, WPCB-10001, CD; recenzja europejskiej wersji TUTAJ.
∙ Włodek Pawlik, Grand Piano, Arms Records, ZP 140770 06-07, 2 x gold-CD.
∙ Wynton Kelly, Kelly Blue, Riverside/JVC, JVCXR-0050-2, XRCD.
∙ Depeche Mode, Violator, Mute, STUMM64, Limited Edition, 180 g LP; recenzja TUTAJ.
∙ Frank Sinatra, My Cole Porter, Capitol. Pickwick Series, SPC-3463, LP.
∙ Madeleine Peyroux, Careless Love, Rounder/Mobile Fidelity, MSFL 1-284, 180 g LP; recenzja TUTAJ.
∙ Mel Tormé, Oh, You Beautiful Doll, Past Perfect/The Trumpets of Jericho, 904333-980, 180 g LP.
∙ Paul Desmond, Summertime, CTI/A&M Records//Speakers Corner, A&M SP 3015, 180 g LP.

ODSŁUCH

Jak pisałem, z odtwarzaczem Ayona słuchałem muzyki przez ponad dwa miesiące – najpierw po to, aby zrozumieć fenomen tego dźwięku, a potem z czystej przyjemności, przedłużając, do nieprzyzwoitości, termin jego oddania. Jak wspomniałem, od dłuższego czasu korzystam z fenomenalnego preampu Leben RS-28CX, którego trudno pobić. Chyba, że mamy do wydania dwa razy więcej pieniędzy. Poza kilkoma detalami, raczej spornymi niż jednoznacznie gorszymi, Polaris II zaprezentował dźwięk o kilka klas lepszy, wydostający się nawet z terminów poświęcanych hi-endowi i swobodnie pływając wśród czegoś, co można porównać raczej z graniem na żywo niż z mechanicznym odtworzeniem. Trochę, oczywiście, przesadzam, ale nie robię tego dla pustego efektu, czy dla przydania Ayonowi splendoru, a dlatego, że dyskusja o audio w ogóle jest w pewnej mierze ułomna: mając w ręku tylko kopię, odbicie, próbujemy ją odtworzyć i porównać do rzeczywistości. A przecież po drodze jest nagranie i fizyczne ograniczenia nośnika. Dlatego mowa o jakiejkolwiek „realności” jest nadużyciem. Tyle tylko, że trudno oceniać to, co dobiega z głośników czy słuchawek nie obierając jakiegoś, choćby nieosiągalnego, punktu odniesienia. Dlatego w przypadku tego urządzenia łatwiej było odnieść się do brzmienia instrumentów na żywo niż do innych przedwzmacniaczy.

Wpinając Ayona do systemu wpinamy go jednak nie w miejsce „dziury”, czy wycinka realności, a w miejsce innego urządzenia. Dlatego trzeba jednak powiedzieć, co Polarisa II odróżnia od tego, co znamy.
Przejście z mojego Leben było szokiem. Zarówno jeśli chodzi o jakość tego, co się otwarło miedz głośnikami, ale także szokiem, można powiedzieć, kulturowym. To bowiem zupełnie inna wizja świata. Pierwsze wrażenie jest takie, że austriacki przedwzmacniacz gra w znacząco bardziej miękki sposób. Przez jakiś czas myślałem, że to nie do końca dobrze, że Leben, ze swoim mocniejszym atakiem, wyraźniejszą linią „wznoszącą” dźwięków jest bliżej tego, co w rzeczywistości. Po kilku koncertach i – może to było nawet ważniejsze – po powrocie do mojego przedwzmacniacza okazało się, że jednak nie miałem racji co do tego, że nasze doświadczanie rzeczywistości nie ma nic wspólnego z żadnym „mocnym”, „wyraźnym”, „widocznym” itp. sposobem prezentacji w systemie audio. Wszystko przychodzi nam niezmiernie naturalnie i bliższe temu sposobowi jest to, co pokazał Ayon. Jego dźwięk jest niebywale wyważony. Dlatego też może się czasem wydawać „miękki”. Kiedy się go dłużej posłucha, okaże się, że niewiele tu wspólnych elementów ze zmiękczaniem, czy opóźnianiem, a chodzi w głównej mierze o wewnętrzne bogactwo przekazu, z jego dojrzałością, z niesłuchaną rozdzielczością. Ta ostatnia cecha uderzyła mnie szczególnie dobitnie (i boleśnie), kiedy wróciłem do Lebena. To nieprawdopodobnie detaliczne i rozdzielcze urządzenie, jednak kosztuje tyle ile kosztuje i wiem, że da się lepiej. Polaris II pokazuje, że da się duuużo lepiej.

Wszystkie wokale, niezależnie od ich tembru, sposobu nagrania, barwy itp. były w nim nieprawdopodobnie energetyczne i po prostu wyraźne. Wcześniej myślałem, że wyraźnie prezentuje je Leben. I robi to, przynajmniej w porównaniu ze wszelkimi innymi urządzeniami do 20 000 – 30 000 zł. Austriacki przedwzmacniacz pokazał je jednak nie tyle, że „wyraźniej” – to był tylko efekt – a po prostu głębiej, pełniej, ze znacznie lepiej zaznaczoną mikrodynamiką i z lepiej zdefiniowaną „osobniczą” ekspresją każdego śpiewającego. Pamiętam dobrze pierwsze przesłuchanie nowej wersji klasycznej płyty Layla Derek And The Dominos, w cudownym wydaniu Universal Music Japan (dostępne na CD Japan). To płyta nagrana na wielościeżkowym magnetofonie i to nie do końca prawidłowo, z dość słabą dynamiką, wyraźnie spłaszczoną w kompresorach oraz z dość głęboko osadzonym w miksie wokalem Claptona. Z Ayonem wszystko było klarowne, wyraźne i słychać było wybory, decyzje itp., które składały się na ostateczny efekt. A ten się, mimo wszystko, podobał. Nie było to jednak „wypychanie” wokali, nie było to ich ocieplanie, ten przedwzmacniacz tego nie robi. „Ciepło” jest tu pochodną nieprawdopodobnej czystości, a nie samym zniekształceniem. To fenomen, który słychać w bardzo dobrych systemach. Nagle większość płyt, które uważaliśmy do tej pory za trudne do wysłuchania – ze względu na słabą jakość nagrania – daje się słuchać. Wiemy co jest z nimi nie tak, ale – przepraszam za wyrażenie – olewamy to, bo „pakiet”, który dostajemy jest absolutnie satysfakcjonujący, bo słychać przede wszystkim muzykę, a dopiero „za” nią nagranie.

Tak było właśnie z Laylą, ale też np. z solową płytą Martina L. Gore’a Counterfeid2, nagraną z zabezpieczeniem przed kopiowaniem, a więc w dużej mierze zniszczoną zanim została sprzedana. Nie słuchałem jej często, ponieważ owo zabezpieczenie słychać jako nieprawdopodobnie zapiaszczoną górę oraz obecność czegoś, co po krótkim czasie doprowadza do bólu głowy (jak jakaś subharmoniczna, czy coś takiego). Z Ayonem też fajerwerków nie było, ale nie było to tak denerwujące, nie odrzucało od płyty. Także i tutaj wokal był nieprawdopodobnie dobry (jak na tę realizację), co zaraz powtórzyło się przy głosie Patricii Barber na Companion. Utwory z tego krążka zostało zagrane z pasją i rzadką wirtuozerią. To nagranie na żywo, a klub był na wyciągnięcie ręki. Mówię o energii i dynamice, choć, jak pisałem, Leben wydaje się żywszym urządzeniem. Inne urządzenia zresztą też, że przypomnę chociażby przedwzmacniacz VK-3iX BAT-a, czy wzmacniacz zintegrowany Bellesa IA-01. To jednak nie do końca jest tak, jak myślałem. One tylko „udają”, raczej „sugerują” dynamikę i mikrodynamikę, grając w nieco bardziej przenikliwy sposób. Nie mam na myśli rozjaśnienia, bo to nie ta bajka, ale właśnie przenikliwość. Ayon wydaje się znacznie spokojniejszy, ponieważ nigdy nie dopuszcza do takiego grania. Nigdy. Kiedy podgłaśniamy Lebena, BAT-a czy inne przedwzmacniacze, dostajemy mocniejszy, głośniejszy dźwięk. No i dobrze. Tyle tylko, że Polaris II nie zwiększa poziomu wybiórczo, ale powiększa dźwięk, powiększa źródła pozorne, ich wolumen, a nie poziom siły głosu. Mam nadzieję, że mnie Państwo rozumieją – głośniejsze granie nie powoduje wzrostu irytacji, a raczej wypełnia pomieszczenie dźwiękami, powiększa „bąbel” rosnący z kolumn.

Najpiękniej jednak, a dla wielu może to być element decydujący, Ayon traktuje fortepian. Jest on zarówno dźwięczny, jak i gładki. Przy nagraniach, gdzie jest tylko jednym z równorzędnych elementów słychać tę jego cechę, ale nie jest dominująca. Jeśli jednak weźmiemy do ręki np. płytę Bila Evansa, np. cudowny album You Must Believe In Spring (ostatnio kupiłem wszystkie jego płyty nagrane dla Warner Bros. – dostępne są w niezwykle dopracowanej reedycji na SHM-CD z CD Japan) i posłuchamy choćby chwilę pierwszego utworu pt. B minor Waltz (For Ellaine) najpierw na Ayonie, a potem na Lebenie, będzie nam po prostu przykro – że tak wszystko „siada” z tańszym urządzeniem. To nie jego wina, bez porównania wszystko jest super, ale dopiero Ayon wydobywa głębokie tony i piękną podstawę basową instrumentu Evansa. Podobnie zabrzmiał fortepian Willisohna z płyty Hold On, co w połączeniu z jego głębokim głosem dało niesamowity efekt „wychodzenia” z ram narzucanych przez kolumny, bez atakowania nas, jak to robią klasyczne wzmacniacze lampowe, a po prostu przez zamazanie (wymazanie) granicy miedzy sceną kreowaną przez kolumny i sceną z nagrania. Wprawdzie z Polarisem II dźwięk rzeczywiście „wychodzi” do nas – tak było np. z pięknym fortepianem Larsa Denielssona z płyty Mélange Bleu, który w otwierającym, tytułowym utworze magle wyłonił się z niebytu blisko, bliziutko, był duży i wibrował emocjami. To samo wrażenie odniosłem słuchając płytę Salzau Music On The Water tego muzyka, nagraną z Christopherem Dellem i Nilsem Landgrenem na żywo, na drewnianym podeście nad jeziorem, o 5 rano. Intensywność tych dźwięków jest powalająca, pod warunkiem, że je dobrze odtworzymy. Leben z końcówką Luxmana M-800A radził sobie z tym znacznie lepiej niż wszystkie wzmacniacze zintegrowane, jakie znam. Ayon przeniósł jednak ten spektakl na zupełnie inny poziom, wypełnił przestrzeń miedzy instrumentami „powietrzem”, ciszą, dając im zaplecze w postaci czegoś „za” nimi.

Na specjalną uwagę zasługuje także bas. Pamiętam wyraźnie, jak dobrze pod tym względem zaprezentował się przywoływany już BAT VK-3iX. Lepsze od niego, przynajmniej w moim doświadczeniu, były tylko dwa przedwzmacniacze, jakie znam: VK-52SE (nie znam REX-a) tej samej firmy oraz Reference 3 Audio Research. Są to dwa z czterech najlepszych urządzeń tego typ, które słyszałem w kontrolowanych warunkach i w spokoju. Do nich i do Polarisa II należy dopisać również NHB-128NS szwajcarskiej firmy DartZeel. I jeszcze CAT-777 Reimyo. Tym samym dochodzimy do porównań ze światową czołówką. Powtórzę to, co przy każdym porównaniu: mówię wyłącznie o urządzeniach, które dobrze znam, które słyszałem w znanych mi okolicznościach i co do których mam absolutną pewność, że tak właśnie grają. Obok zostają oczywiście produkty, które też są świetne, które jednak słyszałem tylko na wystawach, albo w ogóle, a jedynie słyszałem o nich lub czytałem. Są to np. KX-R amerykańskiego Ayre’a i TL-7.5 czy także amerykańskiej firmy VTL. Pozostałych nie znam, więc nie mogę się wypowiadać. W każdym razie, tylko Audio Research i BAT schodzą na basie niżej niż Ayon. Na samym dole austriackie urządzenie gra ładnie zróżnicowanym, dobrze zdefiniowanym dźwiękiem, przy którym mój Leben brzmi trochę, jakby nie do końca rozumiał, co tam, na samym dole (myślę o bardzo niskim basie, jak w utworze Makro z Mélange Bleu czy bas z singla Only When I Loose Myself Depeche Mode) się dzieje. Obydwa amerykańskie przedwzmacniacze grają ten zakres trochę mocniej niż Ayon, ale nie jestem pewien, która prezentacja jest bardziej poprawna – najwięcej będzie zależało od konkretnego systemu. Jeśli miałbym jednak do czegoś dźwięk Polarisa II przyrównać, to byłby to inny przedwzmacniacz, co zaskakujące – tranzystorowy. To się zdarza raz na tysiąc, ale firma DartZeel potrafi z półprzewodnika wydobyć rzeczy unikalne, dzięki czemu jej model NHB-128NS jest fenomenalny. Gra w nieco słodszy niż Ayon sposób i potrafi ukazać głębszą scenę dźwiękową. Perfekcyjne odtwarzanie wysokich tonów tego ostatniego nie jest zagrożone, szwajcarskie urządzenie gra nieco gładszym w tej mierze, nie tak bogatym wewnętrznie (pamiętajmy, że obydwa to absolutny top!) dźwiękiem. Dynamika AR i BAT-a też wydaje się nieco lepsza niż Polarisa II. To ostatnie słychać też było po powrocie do Lebena, który pokazuje lepiej wybudowaną, może nie tak intensywną i nie tak naturalną, ale jednak – głębszą scenę. W pierwszym momencie wydaje się, że góry jest w nim więcej, co pewnie jest prawdą, ale jest ona wyraźnie uproszczona.

Polaris II to przedwzmacniacz liniowy, choć, kiedy spojrzymy do wnętrza, to zobaczymy, że większą płytkę 9a właściwie dwie) zajmuje sekcja przedwzmacniacza gramofonowego. Widać, po prostu czuć, że to jeden z „koników” konstruktora. Zbudowana wokół tych samych lamp, co sekcja liniowa, ma też podobną sygnaturę dźwiękową. Przekaz jest ultra-przyjemny, super-przyjemny, czy co tam byśmy jeszcze wymyślili. I to niezależnie od muzyki – i Depeche Mode z Violatora, i Madeleine Peyroux z Careless Love, a nade wszystko Paul Demond z Sumertime – wszyscy ci wykonawcy zagrali bardzo dobre „sety”, niezwykle równe, niezwykle wyważone. Góry jest sporo, to nie jest przypadek jej wycofywania, jednak średnica i jej przełom z dołem są lekko zaokrąglone. Sam dół podawany jest raczej w wyważony sposób niż z nieskrępowaną dynamiką. Powoduje to, że nagrania nieco się do siebie upodabniają. Przy gramofonie Kuzmy Reference było to niezwykle przyjemne, podobnie zresztą, jak wcześniej z SME 10 i Avidem Volvere (test w „Audio”). Bas nie schodził tak nisko, jak z moim przedwzmacniaczem RCM Audio Sensor Prelude IC, ale balans tonalny nie był zachwiany, ponieważ równoważyła to ciepła, pełna średnica. Prawdę mówiąc to, co prezentuje Ayon jest niezwykle zbliżone do grania ASR-a Basis, częściowo do C-27 Accuphase’a i karty phono do przedwzmacniaczy (AD-20) tej firmy. Co ciekawe, obydwa te urządzenia oparte są o półprzewodniki, a grają, jak lampa. Z kolei Steelhead Manleya gra bardziej, jak RCM… Amerykańska konkurencja jest bardziej rozdzielcza i ma mocniej rozciągnięte skraje pasma. Także dynamika jest u niej większa. Sekcja RIAA w Polarisie II ma jednak trudną do uzyskania za jakiekolwiek pieniądze płynność i koherencję. Nie, to nie jest najbardziej rozdzielczy dźwięk, jaki słyszałem, jednocześnie jednak jest on niezwykle atrakcyjny, bo ma „body”, świetnie różnicuje i definiuje wokale i wszystko, co się dzieje pośrodku pasma. Także w trudnych nagraniach mono, jak Oh, You Beautiful Doll Mela Tormé, radząc sobie też bez problemu z nieco spreparowaną („enhanced stereo”) płytą My Cole Porter Franka Sinatry. Przy tej ostatniej dobrze było słychać też, że urządzenie nieco maskuje trzaski, nie pozwalając im „wyjść” przed muzykę.

I, powtarzam: nie słyszałem wszystkich przedwzmacniaczy na świecie. Póki co Ayon jest jednak na samym topie, w towarzystwie kilku innych wysmakowanych urządzeń. Jego dźwięk jest niesamowicie plastyczny i wciągający, przez co rozstanie z nim jest dla mnie bolesne. Wiem przynajmniej, że muszę mieć lepszy preamp niż teraz, bo reszta systemu jego zmianę pokazuje wyraźnie. Muszę więc sprzedać mojego ukochanego, wypieszczonego Lebena. Jeśli jest wśród Państwa chętny – proszę o kontakt. To jednak tylko dygresja. Clue tego podsumowania jest takie: Ayon nie jest urządzeniem perfekcyjnym, takich nie ma. Da się bardziej wybudować scenę i zejść niżej na basie. Podaje on jednak dźwięk w sposób niezwykle satysfakcjonujący. Trzeba go dłużej posłuchać, żeby to docenić, ale tak właśnie jest. Zapewne lepiej byłoby, gdyby był urządzeniem zbalansowanym, ale – trudno. Jest duży i czarny :) Ale ma pilota. Jest świetny.

BUDOWA

Producent, Ayon Audio, a za nim dystrybutor, firma Nautilus Hi-End wskazują na główne cechy tego przedwzmacniacza:

  • Urządzenie w dwóch obudowach, klasa A
  • Unikalny układ wzmacniający z pojedynczym stopniem i z jedynym w torze kondensatorem sprzęgającym na wyjściu
  • DHT
  • Zerowe sprzężenie zwrotne
  • Purystyczna budowa lampowa (żadnych tranzystorów) i najkrótsza możliwa ścieżka sygnału
  • Bardzo niska impedancja wyjściowa
  • Impedancja wejściowa – powyżej 1 MΩ
  • Wysokiej klasy, ręcznie sekcjonowane elementy bierne
  • Masa prowadzona na kształt gwiazdy z jednym punktem wspólnym
  • VTC – „Volume Transformer Control”: element regulujący poziom sygnału oparto na 24-pozycyjnym przełączniku ze złoconymi stykami oraz balansem między kanałami na poziomie +/- 0,05 dB
  • Selektor wejściowy szwajcarskiej firmy Elma
  • Płytki drukowane montowane są tak, aby przeciwdziałać mikrofonowaniu
  • Specjalny stop lutowniczy
  • Dwie specjalne lampy dla wejść liniowych (min. żywotność – 10 000 godzin)
  • Cztery specjalne lampy dla sekcji przedwzmacniacza gramofonowego (min. żywotność – 10 000 godzin)
  • Pasywna regulacja RIAA bez sprzężenia zwrotnego
  • Bardzo niski szum umożliwia podłączenie wkładki gramofonowej o wyjściu nawet 0,1 mV
  • Transformatory Lundhala dla wejścia MC
  • Specjalny układ tłumienia drgań dla wszystkich lamp
  • Stabilizator napięcia żarzenia oraz układ miękkiego startu
  • Zbalansowane wyjście przez transformatory Lundhala
  • Filtr napięcia zasilającego
  • Połączenia wewnętrzne wykonane z leżakowanej, super-miękkiej miedzi w Teflonie
  • Pilot zdalnego sterowania (‘volume” oraz ‘mute’)
  • Grawerowane opisy wejść oraz manipulatorów
  • Antyrezonansowe nóżki
  • Wykończenie: anodowane na czarno aluminium
  • Zasilacz
  • Zewnętrzny zasilacz, prostujący i stabilizujący napięcie
  • Duży, ekranowany transformator toroidalny wykonywany na zamówienie dla Ayona
  • Osobny transformator dla silniczka sterującego siłą głosu
  • Lampowe prostowniki i stabilizatory
  • Cztery lampy prostownicze
  • Dławik w zasilaczu
  • Wskaźnik fazy napięcia zasilającego
  • Układ miękkiego startu, przedłużający żywotność lamp

    Jak już pisałem, Polaris II jest przedwzmacniaczem liniowym z sekcją gramofonową. Składają się nań dwa, bardzo duże (większe niż koncówka Luxmana M-800A!) elementy: zasilacz oraz układ wzmacniający. Jak się za chwilę okaże, podział nie idzie dokładnie tym torem, ponieważ układy filtrujące i stabilizujące przeznaczone dla odbiornika podczerwieni, silniczka poruszającego gałką siły głosu oraz przekaźników, znalazły się tuż przy układach, dla których są przeznaczone. W pudle zasilacza umieszczono natomiast dwa transformatory toroidalne – mniejszy, obsługujący wspomniane układy oraz większy, dla lamp. Obydwa są zalane materiałem tłumiącym drgania i przykręcone nie bezpośrednio do dna, a za pośrednictwem bloków materiału, wyglądającego na Teflon. Obok znalazły się lampy prostownika, wspomniane CV135 oraz dwa, duże dławiki. Jest tam również bardzo duży (4,7 μF) kondensator polipropylenowy, wpięty, najwyraźniej, tuż za prostownikiem, tworząc pierwsze ramię filtra Pi. Z głównym urządzeniem zasilacz połączony jest giętkim, długim przewodem, zakończonym zakręcanymi, niezwykle solidnymi wtykami wielopinowymi ze złoconymi pinami. Z przodu zasilacza mamy tylko duży przycisk włączający zasilanie. Otoczony jest kilkoma czerwonymi diodami, które gasną, kiedy urządzenie jest włączone. Myślę, że trochę szkoda, że jednak wyłącznik nie znalazł się w głównym unicie, ponieważ można by wówczas zestawić zasilacz na najniższą półkę, bez potrzeby zginania karku za każdym razem, kiedy chcielibyśmy go włączyć. Z tyłu, oprócz wielopinowego gniazda jest także gniazdo sieciowe IEC, a obok niego czerwona kontrolka, świecąca się, kiedy wtyczka zasilająca (od strony „ściany”) wpięta jest odwrotnie niż powinna.

    Główne urządzenie jest również imponujące. Jego wygląd definiują wymiary oraz bardzo duże, chromowane gałki na przedniej ściance. Tą pośrodku zmieniamy siłę głosu, tą po lewej wybieramy jedno z wejść, a po prawej zmieniamy balans. Oprócz nich mamy jeszcze dwie czerwone kontrolki – jedną wskazującą działanie przedwzmacniacza, a drugą ‘mute’. Z pilota – ładnego, metalowego – możemy regulować poziomem siły głosu i uaktywnić ‘mute’. Z tyłu widać dwa rzędy niezwykle solidnych (chyba WBT), zakręcanych gniazd RCA. Do wyboru mamy wejście gramofonowe MC oraz pięć wejść liniowych. To oznaczone jako L1 zostało zrealizowane na innych gniazdach RCA niż pozostałe – firmy Neutrik – ponieważ można zamiast nich zamontować w tym miejscu wejście XLR, za którym będą transformatory desymetryzujące. Jeśli to możliwe, podłączajmy urządzenia do wejść począwszy od L2 – brzmią lepiej. Wejścia gramofonowe są właściwie dwa – jedno oznaczono jako ‘load’. Wewnątrz są one połączone równolegle – najwyraźniej można w ten sposób podłączyć równolegle opornik, ustalający obciążenie wkładki. Wyjścia liniowe są trzy – dwa niezbalansowane RCA i jedno zbalansowane XLR. Sygnał do tego ostatniego jest jednak symetryzowany w transformatorach Lundahla tuż przed wyjściem – Polaris II jest urządzeniem niesymetrycznym. Oprócz wejścia zasilającego znajdziemy z tyłu także przełącznik ‘ground’ odcinający pętlę masy. W moim przypadku okazało się to niepotrzebne, ponieważ urządzenie jest ciche, jak urzędy państwowe w niedzielę – to najcichszy przedwzmacniacz, jaki kiedykolwiek słyszałem (chodzi o szumy).

    W środku każda sekcja otrzymała własną płytkę, każdą ze złoconymi ścieżkami. Na wejściu mamy przekaźniki, skąd sygnał biegnie do ustawionych piętrowo (każdy kanał osobno) płytek przedwzmacniacza gramofonowego. Jak się okazuje jest to przedwzmacniacz typu MM z transformatorami dopasowującymi na wejściu – dokładnie takimi samymi, jak w preampie Steelhead firmy Manley. Wzmocnienie realizowane tu jest na czterech (po dwie na kanał) lampach C3M Siemensa, dobieranymi przez Ayona, co potwierdza stosowna nalepka na każdej z nich. W układzie znajdziemy metalizowane, precyzyjne oporniki oraz polipropylenowe kondensatory sprzęgające Jentzena. Sekcja liniowa jest znacząco prostsza, bo składa się tylko z dwóch lamp – po jednej na kanał. Kondensatory w sprzężeniu katodowym to bardzo ładne elektrolity BC, a sprzęgające to te same, co w RIAA Jentzeny. Stąd sygnał biegnie do przedniej ścianki, do dwóch, niewielkich transformatorów dopasowujących, z 24 sekcjami, między którymi przełącza się szwajcarskim przełącznikiem o złoconych stylach. Przełącznik napędzany jest silniczkiem, a całość zakryta płytą ekranującą. Dopiero stąd, długimi kabelkami ekranowanymi sygnał biegnie do wyjść na tylnej ściance. Całość wydaje się niezwykle prosta, ale – jak zwykle – to, co proste okazuje się najtrudniejsze do osiągnięcia. Obydwa urządzenia stoją na solidnych, aluminiowych stopach.



    Dane techniczne:
    Klasa pracy: Czysta klasa A, pentoda w układzie triodowym
    Lampy, sekcja liniowa: 2 x Siemens C3M
    Lampy, sekcja gramofonowa: 4 x Siemens C3M
    Lampy, zasilacz: 4 x CV135
    Maksymalne napięcie wyjściowe: 40 V rms
    Stosunek S/N: > 96 dB
    Impedancja wyjściowa: 30 Ω
    Impedancja wejściowa: > 1 MΩ
    Pasmo przenoszenia (sekcja liniowa): 0,5 Hz – 400 kHz
    Zniekształcenia harmoniczne (1 V), sekcja liniowa: < 0,01 %
    Zniekształcenia harmoniczne (1 V), sekcja gramofonowa: < 0,1 %
    Wejścia: 5 x liniowe RCA, 2 x gramofonowe MC
    Wyjścia: 2 x RCA, 1 x XLR
    Pobór mocy: 40 W
    Wymiary przedwzmacniacza (WxDxH): 500 x 403 x 110 mm
    Wymiary zasilacza (WxDxH): 500 x 430 x 110 mm
    Waga: 33 kg


    AYON
    POLARIS II

    Cena: 42 000 zł

    Dystrybucja: Nautilus Hi-End

    Kontakt:

    ul. Malborska 24
    30-646 Kraków

    tel./fax: 012 425 51 20/30
    tel. kom.: 507 011 858

    e-mail: info@nautilus.net.pl

    Strona producenta: AYON
    Polska strona producenta: AYON






    PŁYTY PROSTO Z JAPONII

    CDJapan



    POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



  • © Copyright HIGH Fidelity 2009, Created by B