WZMACNIACZ ZINTEGROWANY

TRIGON
ENERGY

WOJCIECH PACUŁA







Trigon to marka niemieckiej firmy Trigon Elektronik GmbH. Energy z kolei to jej nowy wzmacniacz zintegrowany, utrzymany w tej samej stylistyce, co pozostałe urządzenia w ofercie. Inżynierowie (inżynier?) odpowiedzialni za ten projekt w niezwykle udany sposób połączyli w nim dwie tendencje: zimną nowoczesność i powściągliwą stateczność. I to zarówno w warstwie projektu plastycznego, jak i brzmienia. Nowoczesność objawia się m.in. w tym, że urządzenie sterowane jest mikroprocesorem. Przećwiczyłem to przy okazji brytyjskiego Cyrusa i amerykańskiego BAT-a i myślę, że to znakomity pomysł. Daje to użytkownikowi dużą swobodę ruchów. W Energy możemy uaktywnić w menu takie funkcje, jak:
· balans kanałów (do 100 dB);
· ustawienie początkowego poziomu głośności (po ponownym włączeniu wzmacniacza);
· jaskrawość wyświetlacza (99 kroków);
· aktywować wyjście do nagrywania;
· ustalić któreś z wejść jako unity gain, tj. wejście o wzmocnieniu 1, gdzie podłączamy wyjście z procesora AV, włączając w ten sposób wzmacniacz w system kina domowego;
· ustalić czułość każdego z wejść (+/- 12 dB, w krokach 0,5 dB);
· przywrócić ustawienia fabryczne.

Dzięki takiemu sterowaniu, przy przyciemnianiu wyświetlacza (guzikiem z pilota), ten delikatnie gaśnie i jest aktywowany na chwilę po każdym przyciśnięciu któregoś z guzików na pilocie lub przedniej ściance. Może się to wydawać niepotrzebne, ostatecznie chodzi nam o dźwięk. Może. Sam korzystam z ultra purystycznego przedwzmacniacza Lebena RS-28CX, gdzie nie ma nawet pilota i się do tego przyzwyczaiłem (no, może nie do końca – dla recenzenta takie funkcje, jak tutaj są na wagę złota). Jeśli jednak przez jakiś czas mam możliwość pobawienia się tak ergonomicznym produktem, jak urządzenia BAT-a, czy właśnie Trigona, żałuję, że nie wszystkich producentów stać na taki wydatek. Sterowanie mikroprocesorem to bowiem nie tylko sprawa dźwięku, ale i pieniędzy wydanych na oprogramowanie. Można oczywiście argumentować, że takie „dodatki” wpływają niekorzystnie na dźwięk, bo mikroprocesor „sieje” szumami wysokoczęstotliwościowymi itp. I tak zwykle rzeczywiście jest. Da się to jednak zrobić w super elegancki sposób, np. włączając układ tylko w momencie dokonywania jakiś regulacji. A przecież Trigon nie jest w tej mierze niechlujny, ponieważ szumów wystrzegają się tam, jak ognia. To dlatego wyświetlacz, na którym mamy wskazanie wybranego wejścia oraz poziom głośności, wykonano przy użyciu wyświetlaczy LED, najmniej „szumiących” tego typu elementów, a pozostałe informacje są podświetlane diodami. Dlatego mikroprocesor w Energy pracuje tak, jak przed chwilą opisałem – tylko w momencie, kiedy go używamy, a pomiędzy tymi działaniami „śpi”. Otrzymał ponadto osobny zasilacz, z transformatorem i układami stabilizującymi, co dodatkowo izoluje układy audio i sterujące. Może się starzeję, ale powtórzę: tak wyposażony powinien być każdy wzmacniacz...
Na koniec dodajmy jeszcze, że wcześniej testowaliśmy już urządzenia Trigona: prezentowany w numerze 27 z lipca 2006 HFOL system złożony z przedwzmacniacza TRV-100 i monofonicznych końcówek mocy TRE-50M (test TUTAJ) oraz odtwarzacz CD Recall z numeru 26, z czerwca tegoż roku (test TUTAJ).

ODSŁUCH

Wzmacniacz Trigona gra świetnie ułożonym dźwiękiem. To jedno z niewielu urządzeń, które dostarczają to, co obiecują. Energy wpięty do jakiegokolwiek systemu zagra bardzo dobrze, może nawet pięknie, bez potrzeby żonglowania kablami, kolumnami, źródłami itp. Elementami towarzyszącymi oczywiście wpływamy na ostateczny wynik, jednak nie są to tak krytyczne rzeczy, jak często to bywa. Trigon w jakiś sposób, za każdym razem znajduje sobie drogę, którą wysyła na zewnątrz komunikat muzyczny w takiej formie, w jakiej chce. Nie mówię, że to urządzenie idealne. Jak każde jest wynikiem szeregu wyborów, kompromisów i przypadków. Mam jednak wrażenie, że tych ostatnich jest tutaj najmniej, a pierwszych najwięcej. Muzyka w pewnym stopniu przywołuje to, co pomyślałem o wyglądzie i ergonomii wzmacniacza: że ktoś go zaprojektował dla siebie, zrobił wszystko, żeby dopasować do siebie poszczególne elementy układanki tak, żeby mógł w spokoju słuchać ulubionych krążków. Nie ma tu ścigania się z innymi, a raczej przemyślane ruchy. Problem tego produktu, a jest taki, wynika nie z niego samego, a z uwarunkowań zewnętrznych. Okolice i przedsionek 10 000 zł to przecież niezwykle zatłoczone miejsce. Z testowanych przeze mnie produktów z tego przedziału cenowego na czoło wybija się kilka produktów: C.E.C. AMP53, Manley Singray, Luxman L-505 oraz nieco tańszy Leben CS-300. A do tego już nieprodukowany, acz fantastyczny Model 5 firmy Avantgarde Acoustic. Dobrze je wszystkie znam, a z Lebena i Avantgarde’a korzystam na co dzień. Trigon bez wahania zajął wśród nich ważną pozycję. Nie całkowicie, pewnych rzeczy nie da się bowiem przeskoczyć, jednak jeśli chodzi o generalia i tzw. ogólne wrażenie, niemieckie urządzenie okazało się strzałem w dziesiątkę.

Odsłuch rozpocząłem od próby z wejściem zbalansowanym. Ponieważ mój Lektor Prime jest w pełni zbalansowany i dysponuje wyjściem XLR, wybrałem je na początek. Dźwięk mnie oczarował. Nie był super wyrównany tonalnie, ani też jakoś specjalnie rozdzielczy, jednak jego barwa została ustawiona w taki sposób, że z ogromną przyjemnością słuchało się wszystkiego, co mi akurat przyszło do głowy. Urządzenie brzmiało w skupiony, pełny sposób, z wyraźnie podkreślonym, nieco ciepławym środkiem. Przypominało to, prawdę mówiąc, fajne wzmacniacze lampowe z lampami EL34, a nawet KT88, jednak z lepiej kontrolowanym basem. Wyższa średnica, gdzieś w okolicach 1 kHz i wyżej, była wycofana i nieco „pluszowa”, przez co jednak głosy brzmiały niezwykle przyjemnie. W ogóle wszystko brzmiało bardzo miło. Wzmacniacz nieźle różnicował nagrania, może bez zbytniego entuzjazmu, ale też bez podciągania wszystko pod jedną kreskę. Każdej płycie nadawał jednak swój rys, swoje postrzeganie tego, co w jej brzmieniu jest ważniejsze, a co mniej ważne. A ważne są dla niego: rytm, bas, wypełnienie, głosy. Pięknie zagrała np. płyta Abroken Frame Depeche Mode (Mute, DMCD2, Collectors Edition SACD/CD + DVD-A), której dawno nie słyszałem. To stare nagranie elektroniki, a zabrzmiało tak, jakby je wczoraj zarejestrowano. Bas był pełny i mięsisty, góra wcale nie przeszkadzała, zaś wokale miały aksamitną fakturę.

To, że wyższa średnica w żaden sposób nie raziła, choć remastery płyt DM z serii Collectors Edition mają tego rodzaju „rys”, to wpływ wspomnianej modyfikacji sygnału. Przy wszystkich płytach rockowych, a zaraz potem przesłuchałem The Friends of Mr Cairo duetu John&Vangelis (Polydor/Universal Music Company [Japan], UICY-9376, CD) było równie dobrze. Wiedziałem jednak, że gdzieś za te przyjemności trzeba będzie zapłacić. Okazuje się, że obniżenie pasma przypada na zakres, w którym największą energię ma wibrafon. Dlatego też płyty z tym instrumentem zabrzmią nieco mniej wybuchowo i dźwięcznie niż powinny. Słychać to tak, jakby część ataku była zamazana. Tak zagrała płyta Pyramid The Modern Jazz Quartet (Atlantic/Warner Bros [Japan], WPCR-25125, CD) i Invitation Milt Jackson Sextet Riverside/Mobile Fidelity, UDSACD 2031, SACD/CD), a nawet wcześniej, w głosie Johna Andersona, bardzo przecież wysokim, też część fraz była lekko zamglona. Taki urok tego wejścia i trzeba go przesłuchać, żeby wiedzieć, czy to jest to, o co nam chodzi. Nie będzie to purystyczne granie w sensie technicznym, tj. bezwzględnej akuratności. Będzie jednak niezwykle normalne, naturalne i jako takie znakomicie będzie komunikowało przekaz muzyczny.

Nieco inaczej zachowują się wejścia niezbalansowane. W znacznej mierze znika owo ciepło, choć nie do końca, zaś dźwięk ma znacznie lepiej ustawiony balans. Nie można już mówić o zapadłości na wyższej średnicy, choć wciąż wibrafon nie ma takiego ataku, jak np. z Lebena czy Manleya. Nieprzypadkowo wspominam o wzmacniaczach lampowych. Jeśliby nieco sprawę uprościć, to można by powiedzieć, że Trigon gra trochę jak dobra lampa, z lepszym basem i stabilniejszym obrazem. To podobna koncepcja dźwięku. Nie jest to oczywiście to samo, bo obydwie wspomniane lampy lepiej różnicują faktury i mają dokładniejszy atak dźwięku. Także ich scena, choć nie tak stabilna, pewna, ma większe rozmiary i jest bardziej „treściwa”. Trigon na wejściu niezbalansowanym ma jednak świetnie uchwyconą, naturalną barwę i dźwięczność. Ładnie było to słychać np. w przypadku głosów z nowej reedycji płyty Cantate Domino (Oscar Motet Choir, Proprius/First Impression Music, LIM K2HD 025, K2 HD CD), a także – i chyba przede wszystkim – przy fortepianie Diany Krall z płyty All for You (Impulse, IMP 11642). Ta ostatnia pochodzi z chyba najlepszego okresu tej artystki, kiedy gra i śpiew sprawiały jej niekłamaną radość i kiedy nie była jeszcze „księżniczką jazzu”. Fortepian pod jej palcami śpiewa, a ona nie boi się uderzyć mocniej, wydobyć z niego dynamiczne dźwięki lewą ręką. Trigon bardzo ładnie pokazał jej technikę gry, nieco złagodził sybilanty, które zawsze towarzyszą jej głosowi, ale dźwięk jako całość przekazał w klarowny i otwarty sposób.

Jak wspomniałem, rozdzielczość jest tylko średnia i pod tym względem Luxman i przede wszystkim Leben z CEC-em, radzą sobie lepiej. Przekłada się to na lekko zaokrąglony atak dźwięku. Nawet nie jako całości, bo nie ma tutaj zamglenia czy spowolnienia, jak z kiepskiej lampy, a raczej każdego dźwięku z osobna. Tak, jakby wszystko było cyzelowane i do głosu dochodziło o ułamek sekundy później. Mówię to oczywiście w kontekście mojego systemu odsłuchowego, bo tańsze urządzenia robią to często jeszcze gorzej, ale trzeba o tym pamiętać. Muzyka płynie ze wzmacniacza w niewymuszony, pełny sposób. Niski bas nie jest bardzo „sztywny”, ale to wynik tego, o czym przed chwilą wspomniałem. Ważne, że Energy gra w niezwykle swobodny sposób. Opis konstrukcji przeprowadzałem dopiero po przesłuchaniu go, więc nie od razu wiedziałem jak i co jest w środku, ale nie miałem wątpliwości, że prądu mu nie brakuje. Wprawdzie dane techniczne tego nie pokazują (jest spora rozbieżność między danymi publikowanymi na stronie www producenta, a tym, co wydrukowano w instrukcji obsługi, jednak stosunek tych dwóch mocy jest zbliżony), bo nie jest tak, że przy 4 Ω mamy dwukrotnie wyższą moc niż przy 8 Ω, ale tak na ucho wcale tego nie słychać. Po otwarciu Trigona widać zaś, że jest z czego czerpać, bo mamy tam dwa potężne trafa w układzie dual-mono, ale – jak wspomniałem – wcale nie trzeba widzieć wnętrza, żeby dojść do takiej samej konkluzji. Mikrodynamika nie jest specjalnie rozbudowana, to znowu nie do końca rozwinięta rozdzielczość, jednak w skali makro jest znakomicie.

Na sam koniec pozostawiłem sobie wzmacniacz słuchawkowy. Niesłusznie. Podobnie, jak we wspomnianym Lebenie, a także wzmacniaczach Cyrusa, jest to równorzędny element konstrukcji. Ponieważ w tym samym czasie testowałem wzmacniacz słuchawkowy Lyra firmy Casea (test TUTAJ), który mi się zresztą bardzo podobał, wydawało mi się, że wyjście słuchawkowe Trigona „załatwię” dość szybko. Myliłem się. Dźwięk tego elementu może nie jest aż tak rozdzielczy, jak Lyry, a tym bardziej Lebena, jednak jest po prostu świetny i bije wszystko, co słyszałem poniżej jakiś 2000 zł. Byłem zaskoczony, jak dobrze zachowana została barwa, dynamika itp. Co więcej – znakomicie nakreślone zostały różnice między używanymi przeze mnie słuchawkami AKG K701 oraz PROLine2500 Ultrasone. Ich „osobowości” były nawet nieco wyraźniejsze niż przy Lyrze, a jednocześnie dźwięk z obydwu był absolutnie akceptowalny. AKG grały ciemniej, raczej środkiem, ze znakomitą plastyką i mikrodynamiką. Ultrasone zabrzmiały niezwykle precyzyjnie, ze świetnym, niskim basem. I słuchałem raz jednej, raz drugiej konstrukcji, w zależności od płyty i mojego nastroju. A jak zabrzmiało kino przez słuchawki! Oglądając późno w nocy, po raz kolejny, film Resident Evil (człowiek nie jest w stanie oglądać jedynie „wysokiej” sztuki...), autentycznie podskakiwałem, kiedy za plecami (tak to słychać) coś spadało na podłogę.

BUDOWA

Energy to wzmacniacz zintegrowany firmy Trigon Elektronik GmbH. Jego forma jest typowa dla tego producenta i muszę powiedzieć, że mi się ogromnie podoba. Po trwającym w moim domu potopie urządzeń wszelakich wizyta czegoś tak stylowego, jak ten wzmacniacz, jest momentalnie zauważana. W pierwszym momencie odbiera się je jako „zimne”, bo to i przednia, gruba ściana wykonana jest z drapanego aluminium, i z boków czają się aluminiowe radiatory, a z prawej strony widnieje duża gałka siły głosu. „Obcość” podkreśla brak jakichkolwiek napisów, poza wygrawerowanym logo firmy i nazwą modelu. Włączmy jednak wzmacniacz do sieci i wszystko obróci się o 180º. Ożyje wówczas duże okno pośrodku, z czerwonym (!) wyświetlaczam LED i nazwami funkcji, też czerwonymi, podświetlanymi, kiedy się je aktywuje. Wygląda to świetnie i daje poczucie „bezpieczeństwa” i „pewności”. Niemieckiej, dodajmy, acz nie ostentacyjnej. Widać, że urządzenie było zaprojektowane przez kogoś, kto zrobił to tak, jakby urządzenie miało być właśnie dla niego – dlatego jest wygodne w użyciu, eleganckie itp. Drobiazgi okazują się w dłuższym użyciu równie ważne, jak rzeczy podstawowe, bo np. rozmiary gałki są tak dobrane, że kręci się nią w pewny i wygodny sposób. Tutaj też widoczne jest gniazdo słuchawkowe ‘duży jack’, które otrzymało własny wzmacniacz słuchawkowy.

Z tyłu zobaczymy równie dużo, jak z przodu. Do dyspozycji mamy siedem wejść liniowych, w tym jedno zbalansowane, pętlę do efektu (procesor AV, korektor akustyki pomieszczenia itp. – to swego rodzaju pętla do nagrywania, z podglądem) oraz wyjście z przedwzmacniacza, które w menu można zmienić na wyjście do nagrywania. Zaciski głośnikowe są pojedyncze, złocone, jednak do specjalnie wyszukanych nie należą. To jedyny element, który można by skrytykować. Gniazdo sieciowe zintegrowano z wyłącznikiem mechanicznym. Na przedniej ściance również jest wyłącznik mechaniczny, jednak tamten pozwala przejść wzmacniaczowi w tryb standby. Na gnieździe naklejono czerwoną kropkę – wskaźnik, z której strony powinna się znaleźć „gorąca” żyła. To dla Trigona ważne, ponieważ wraz ze wzmacniaczem dostarcza naprawdę fajny kabel sieciowy Volt. Po porównaniu go z kablami Oyaide słychać, że da się nieco lepiej, ale nie wiem czy warto – sugerowałbym w przyszłości co najwyżej wymienić wtyczki na Furutecha lub właśnie Oyaide. Warto zwrócić uwagę na pewną osobliwość: kiedy grałem CD przez wejście RCA, przy prawidłowym ustawieniu wtyczki sieciowej w głośnikach pojawił się lekki przydźwięk i związany z nim szum. Kiedy wtyczkę przekręciłem o 180º, a więc odwrotnie niż w CD Ancient Audio, wówczas przydźwięk zniknął. Urządzenie stoi na szerokich, stopach z aluminium i pleksi, które podklejono krążkami z filcu – to „patent” Trigona, który bardzo dobrze izoluje wzmacniacz od podłoża.

Urządzenie skręcone zostało wyjątkowo starannie, wieloma śrubami, zaś umieszczone po bokach radiatory (bardzo wygodne, bo z zaokrąglonymi krawędziami, dzięki czemu nie kaleczą rąk) dodatkowo całość usztywniają. Wydawało się, że aby dostać się do środka należy odkręcić dolną ściankę, jak we wzmacniaczach lampowych. To do niej przykręcono aluminiową, sztywną platformę, a do niej z kolei dwa, potężne transformatory toroidalne, wskazujące na to, że mamy do czynienia z budową dual-mono. Obok widoczny jest mniejszy transformator z układami stabilizującymi, przeznaczony dla części sterującej. Okazało się jednak, że górna ścianka, na której nie widać żadnych śrub, jest przykręcana od spodu, przez głębokie otwory w radiatorach i po ich odkręceniu można się do środka dostać w klasyczny sposób. Ścianka ta, dodajmy, jest wyklejona matą bitumiczną. Przedwzmacniacz umieszczono na płytce tuż przy tylnej ściance. Wejścia, bardzo ładne, wkręcone do tej płytki gniazda RCA przełączane są w hermetycznych przekaźnikach. Wejście XLR wlutowano do osobnej płytki, gdzie jest też desymetryzator, wykonany na układach scalonych Burr-Browna OPA 2134 oraz OPA 134. Wchodząc do tego wejścia mamy do przebycia dość długą drogę, ponieważ po desymetryzatorze mamy jeszcze kabelki i wtyk, którym dopiero docieramy do płytki z przekaźnikami. Ta sama firma dostarczyła regulację poziomu głosu – wlutowano ją na drugiej płytce przy wejściu, wpiętej równolegle do tej z przekaźnikami. Jest to układ Burr-Browna PGA2311, scalona, analogowa drabinka rezystorowa. Stąd, ekranowanymi kabelkami trafiamy do końcówek, przykręconych bezpośrednio do radiatorów. Wzmacniacz jest w całości tranzystorowy, częściowo zmontowany w technologii SMD. W końcówce pracują dwie pary (na kanał) tranzystorów Toshiby w push-pullu. Wszystko jest bardzo ładnie wykonane, z – chciałoby się powiedzieć – niemiecką dokładnością.

Pilot o nazwie Director jest metalowy i bardzo solidny. Pracuje z kodem RC-5. Sporym problemem były dla mnie nietypowe oznaczenia poszczególnych funkcji, których za nic nie mogłem zapamiętać. Ponieważ jest to pilot systemowy, możemy nim sterować jeszcze odtwarzaczem CD i tunerem.



DANE TECHNICZNE (wg producenta):
Moc 2 x 70/2 x 100W (8/4 Ω)
Pasmo przenoszenia 20 - 20 000 Hz (+/-0,2 dB)
Pasmo przenoszenia 1 Hz – 250 kHz (+/- 3 dB)
Zniekształcenia <0,02 %
Separacja kanałów >80 dB (1 kHz)
S/N <90 dBA
Impedancja wejściowa 47 kΩ
Wejścia liniowe - 7 (6 RCA + 1 XLR)
Pętla sygnałowa dla procesora dźwięku (SPLITT) 1
Wymiary (WxHxD) 440 x 89 x 350 mm
Waga10 kg 


TRIGON
ENERGY

Cena: 9400 zł

Dystrybucja: RCM

Kontakt:

ul. Matejki 4
40-077 Katowice

Tel: (0...32) 206-40-16; (0...32) 201-40-96
Fax: (0...32) 253-71-88

e-mail: rcm@rcm.com.pl


Strona producenta: TRIGON ELEKTRONIK GMBH



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B