WZMACNIACZ ZINTEGROWANY

RCM
BONASUS

WOJCIECH PACUŁA







Jeszcze do niedawna myślałem, że jedyną polską firmą, która wytwarza urządzenia hi-endowe, zdolne konkurować z innymi światowymi produktami, jest krakowska Ancient Audio . I od razu wyjaśniam, co rozumiem pod pojęciem 'wytwarzać' i 'hi-endowe'. Te dwa określenia opisują urządzenie gotowe pod względem dźwięku oraz wykonania, produkt, który wytwarzany jest w określonych ilościach (mam na myśli, że produkuje w ilości co najmniej pięciu sztuk) i na określonym poziomie wykonania. Odpadają więc, niestety, ach niestety, wszelkie urządzenia stworzone w jednym-dwóch egzemplarzach, prototypy itp., których w żadnym kraju nie brakuje. Pewnie wiele z nich jest naprawdę fajnych, dobrze brzmiących, jednak nie są 'produktami', nie są czymś, co można postawić na półce w sklepie i powiedzieć, że jest do sprzedaży, co jest powtarzalne, posiada certyfikaty bezpieczeństwa itp. Wracam więc do tego, co powiedziałem na początku: zanim nie zobaczyłem i nie usłyszałem na własne uszy Bonasusa katowickiej firmy RCM . Pierwszy składnik - wykonanie - znałem, ponieważ wzmacniacz został po raz pierwszy wystawiony do publicznej prezentacji w zeszłym roku na wystawie High End w Monachium, a w tym roku był, wraz z kolumnami ASW , równoprawnym składnikiem systemu. Jakość wykonania tegorocznej edycji (ze względu na wymagania dot. bezpieczeństwa na rynku amerykańskim - Bonasus był prezentowany na wystawie w Las Vegas - wzmacniacz ciut powiększono) było wybitna. Zostało więc tylko posłuchać...

A to okazało się trudniejsze niż by się mogło wydawać. I nie chodzi nawet o niechęć producenta do tego typu działań, ale o to, że test wymagał ofiar. Żeby zobaczyć rzecz we właściwej perspektywie należy powiedzieć, że wzmacniacz waży 54 kg, a ten drobiazg zbity jest w dość - jak na wzmacniacz lampowy - kompaktowej obudowie. Polała się krew i skończyło się na szwach na brodzie osoby, która wzmacniacz do mnie wnosiła - wystarczył moment nieuwagi, może śliskie stopnie, a może jeszcze co innego - w każdym razie moment i zmiażdżona ręka, i rozorana broda. Bo to naprawdę solidny kawał wzmacniacza. Na szczęście, podobnie jak w moim przypadku, istnieje duża szansa, że zostanie on zainstalowany własnoręcznie przez producenta lub dilera i to na niego spadnie obowiązek opatrywania wszelkich ran.

ODSŁUCH

Wzmacniacz Bonasus gra inaczej niż większość wzmacniaczy push-pull, którym w istocie jest. Gra też inaczej niż obydwa testowane w tym miesiącu, podobnie wycenione urządzenia: Jadis DA-30 i Art Audio Lab m 14.4. Łatwo więc będzie, nawet korzystając wyłącznie z tego opisu, zdecydować, czy to coś dla nas. A dźwięk wzmacniacza z RCM-u w ogólnym planie przypomina dźwięk reedycji płytowych firmy Mobile Fidelity (recenzje najnowszych płyt TUTAJ). Ma bowiem w sobie mnóstwo naturalnej miękkości, czegoś, co bez tej rezolucji, jaką mamy tutaj (i na płytach MoFi zresztą również) po prostu nie działa, co jednak wraz z taką rozdzielczością tworzy nową jakość. Główną rolę w tym sposobie ujmowania rzeczywistości grają barwy. Genialnie wykonane przez Cecylię Bartoli arie z płyty "Opera Proibita" (Decca/Universal 475 7029, CD) zostały pokazane z gracją, bez wysiłku i oporu. Głos Bartoli wydawał się pochodzić wprost z nieba - był bowiem w całym spektrum czysty i dźwięczny. Kombinacja tych dwóch elementów może się w wielu systemach okazać kluczowa do osiągnięcia muzycznej (proszę zwrócić uwagę, że unikam określenia "audiofilskiej", bo w tym przypadku chodzi o coś więcej) nirwany.

Kiedy więc włączymy dobrze nagrany jazz i jeszcze tak dobrze zagrany jak na najnowszej płycie trio e.s.t. "Tuesday Wonderland" (ACT 9016-2, CD, recenzja TUTAJ), a momentalnie mocne i czyste brzmienie fortepianu przykuje naszą uwagę. Tutaj też słychać było bardzo dobrą pracę perkusji. Stopa miała przyjemny, mocny, a jednocześnie miękki atak, jak to stopa, zaś bas klarowny rysunek. W kategoriach absolutnych, porównując to chociażby z genialnym w tej mierze wzmacniaczem Monster Power MPA2250, nie jest to ostatnie słowo w dziedzinie dynamiki czy kontroli. Jednak jest i tak bardzo dobrze, a jak na lampę - jeszcze lepiej. Stopa potrafi bowiem uderzyć dynamicznie i z wykopem, nawet na dużych podłogowych kolumnach. W utworze pt. "Brewery of Beggars" docenimy też dokładny rysunek, jaki się wyłania z dobrych barw. Bas był tu szybki i krótki. Nie miał tej niesamowitej wagi, jak w m 14.4 AAL, ani tych krągłości co w DA-30 Jadis, ale był chyba najrówniejszy z całej trójki. Jego niższy zakres był lekko wycofany, jednak można to skorygować doborem źródła lub kolumnami. Dodajmy do Bonasusa odtwarzacz w rodzaju Lektora V i kolumn Duevel Bella Luna i będziemy mieli perfekcyjną kombinację. Eksperymentowanie będzie zresztą najlepszym przewodnikiem. Na nieco ciepło nagranej płycie Jim Hall Trio "These Rooms" (Denon, CY-30002, CD) słychać to było szczególnie dobrze - połączenie charyzmy i mocnego basu. Tutaj też wreszcie można było scharakteryzować, na czym polega główna siła Bonasusa, a mianowicie na czystości i łatwości, z jaką dokonuje się przekaz muzyki.

W brzmieniu wzmacniacza nie ma cienia rozjaśnienia - ani na górze, ani na wyższej średnicy - ani nieciągłości, które zwykle temu towarzyszą. Po przesłuchaniu utworu "Beer Roots" z płyty "American Dreas" (Dreamworks 50233, CD) doszły też kolejne obserwacje dotyczące basu. Wspomniałem wcześniej, że w porównaniu z Jadis i AAL, a nawet z Lebenem CS-300 (test TUTAJ) sprawa ta nie była już tak jednoznaczna. To nagranie, gdzie bas schodzi bardzo nisko, a co więcej, gra przez chwilę głośno na jednym poziomie. To stawia przed sprzętem określone wymagania - np. urządzenia, które bardzo dobrze radzą sobie z impulsami, jak NAD, nie "wydalają" i po pierwszym uderzeniu tracą impet. Z Bonasusem było inaczej. Zagrał owo zejście do piekieł nieco ciszej, ale całość na równym, i tak mocnym poziomie. Oznacza to, że wprawdzie nie będzie takiego strzału jak ze wspomnianych wzmacniaczy, czy z Monstera, jednak wydajność prądowa będzie większa (może poza Monsterem, ale to chyba zrozumiałe).

Ogólna koncepcja brzmienia wzmacniacza Bonasus firmy RCM jest więc podobna jak używanego przeze mnie odtwarzacza Prime firmy Ancient Audio: plastyka, barwy i podejście do rezolucji od strony ogółu, nie szczegółu, raczej dążenie do wypełnienia dźwięku i dopiero wówczas do "rzeźbienia" go. Daje to nieco relaksujący, przyjemny dźwięk o cechach charakterystycznych dla hi-endu, tj. bez naleciałości zwanych hi-fi. A ja myślałem, że tylko w Krakowie, w Ancient Audio robi się tak wykonane i grające hi-endem polskie wzmacniacze ...

BUDOWA

Wzmacniacz został przygotowany według sprawdzonych wzorców, poddanych jednak znaczącym modyfikacjom. Całe chassis, wraz z kubkami transformatorów i frontem, zostało wykonane z fenomenalnie, naprawdę, fenomenalnie przygotowanych płyt stalowych oraz aluminiowych. Jeśli ktoś kiedykolwiek próbował coś zdziałać z tym materiałem, ten wie, że jest to droga przez mękę. W Bonasusie wszystko jest dopięte na ostatni guzik - od anodowanej ścianki przedniej, po niesamowicie grubą, ażurową ściankę dolną. Nawet nóżki zostały wykonane samodzielnie (to znaczy wykonała je ta sama, polska firma, co resztę obudowy). Ciekawie wygląda też projekt plastyczny. Przód został głęboką, pionową bruzdą podzielony optycznie na dwie części: po lewej mamy dwa wskaźniki (VU-metry), pokazujące albo poziom sygnału wejściowego, albo bias lamp. Sprytne i pomocne. Szkoda tylko, że wskaźniki nie są wyskalowane i wiemy jedynie, gdzie jest 0 dB. Z drugiej strony, zyskała na tym estetyka, ponieważ białe, podświetlane powierzchnie ładnie kontrastują z logo firmy. Po prawej stronie umieszczono dwie małe gałeczki - jedną wybieramy tryb pracy wskaźników, a drugim włączamy urządzenie. Można je pozostawić w trybie 'off', albo standby - lampy mają wówczas podłączone żarzenie, jednak bez napięcia anodowego. Wydatnie wydłuża to żywotność lamp i pozwala na natychmiastowe uruchomienie urządzenia, bez przechodzenia przez procedurę "rozruchową". Jeśli bowiem włączymy Bonasusa z 'off', następuje podgrzewanie lamp bez napięcia anodowego (soft start). I jeszcze dwie duże gałki - jedna to selektor wejść, a druga to regulator głośności. Na górze dużo się dzieje. Przede wszystkim, okazuje się, że napięcie prostowane jest w lampach prostowniczych 5AR4 (GZ34) firmy Sovtek. Są dwie, po jednej na kanał, podobnie jak dwa transformatory zasilające i dwa dławiki. Bonasus jest bowiem urządzeniem dual-mono. W przedwzmacniaczu oraz odwracaczu fazy pracują podwójne triody 12AB7 (ECC85) Sovteka. To niezbyt częste, ponieważ regułą jest używanie lamp 12AT7 i 12AU7. A przecież, historycznie, to właśnie ECC85 najczęściej było stosowane w rozdzielaczach fazy. Tutaj lampa ta pracuje też w buforze. Końcówka pracuje w oparciu o cztery (po dwie na kanał), pracując w klasie A, w układzie push-pull, pentody mocy 6CA7 Electro-Harmonicsa. Lampa ta jest bezpośrednim zamiennikiem EL34, jednak przez wiele firm traktowana jest jako jej odmiana. Electro-Harmonics buduje ją tak jak kiedyś, tj. ze znacznie większą bańką, poprawiającą warunki pracy lampy. Jak wynika z danych technicznych, nie żyłowano ich, ponieważ przy 8 Ω można uzyskać tylko 16 W. Zastosowanie tych, a nie innych lamp nie było więc podyktowane chęcią uzyskania wysokiej mocy, ponieważ tyle samo uzyskujemy z dwóch równoległych triod 300B.

Po dokręceniu dolnej, solidnej ścianki zaglądamy do środka. A tam - spełnienie marzeń audiofila. Z jednej strony najważniejszy jest oczywiście sam układ, jednak z drugiej jakość elementów, ich fizyczne rozmieszczenie itp. gra również ogromną rolę. I właśnie jakość elementów jest tutaj wyjątkowa: w sprzężeniu międzystopniowym zastosowano kondensatory amerykańskiej firmy Auricap, zaś w sprzężeniu katodowym bardzo duże polipropyleny francuskiego SRC. W katodach lamp końcowych użyto rezystorów Millsa i znakomitych kondensatorów RIFA (kondensatorów bipolarnych firmy Evox-Rifa) - duża pojemność wykluczyła zastosowanie polipropylenów. Fantastycznie wygląda zasilanie, z wieloma kondensatorami Nichicona, sprzęgniętymi mniejszymi polipropylenami SRC. Dodatkowe polipropyleny filtrują napięcie dla lamp wejściowych. Połączenia wykonano w technice punkt-punkt, grubymi drutami ze srebrzonej miedzi (tak to przynajmniej wygląda). Podstawki pod lampy są ceramiczne i mają złocone piny. Na osobnej płytce umieszczono układ opóźniający włączanie i stanby oraz filtr wejściowy. Ponieważ lampy umieszczono z przodu, sygnał ze złoconych gniazd RCA, wlutowanych do płytki z przekaźnikami, trafia do porządnego potencjometru (nie znam firmy, nie jest to Alps) i potem dość długimi przewodami do lamp z przodu. Wspomnijmy jeszcze, że zupełnie niespotykane jest to, że zrezygnowano z globalnego sprzężenia zwrotnego, a przynajmniej tak deklaruje producent. To stąd dość niewysoka moc. A swoją drogą, to ciekawe, jak to zrobiono - nawet największe firmy stosują przynajmniej 6 dB sprzężenia. Całość jest genialnie wykonana i tylko największe tuzy zbliżają się do tego poziomu. Jednym z przejawów dążenia do perfekcji jest wypełnianie kubków transformatorów i dławików specjalną substancją wytłumiającą, bardzo drogą i trudną w aplikacji. To, czego mógłbym sobie życzyć, wynika jedynie z idiosynkrazji, tj. ja osobiście życzyłbym sobie wyjścia słuchawkowego, a być może także pilota. Są to więc rzeczy dodatkowe ich istnienie uzależnione jest od osobistych preferencji. Jedynym elementem, który chyba bym zmienił to widoczne z przodu, duże łby śrub. Są wprawdzie wpuszczone, jednak ich niklowana powierzchnia mocno odstaje od eleganckiej, satynowej powierzchni ścianki przedniej. Dla sprawiedliwości dodajmy jednak, że rozmawiałem z jednym z posiadaczy Bonasusa, który na ten szczegół nie zwrócił uwagi.



RCM
BONASUS

Cena: 25 000 zł

Dystrybutor: RCM

Kontakt:
RCM s.c.
ul. Matejki 4
40-077 Katowice

Tel: 032 / 206-40-16
032 / 201-40-96
Fax: 032 / 253-71-88

e-mail: rcm@rcm.com.pl

Strona producenta: RCM



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio