PRZEDWZMACNIACZ LINIOWY + WZMACNIACZ MOCY

AUDIOMATUS PP03 + AM500R

WOJCIECH PACUŁA







Audiomatus to polska firma. Jej ośrodkiem zainteresowania są analogowe wzmacniacze mocy oparte o klasę D. Warto nadmienić, że nie powinno się ich mylić ze wzmacniaczami cyfrowymi – te, choć też pracują w klasie D, działają na nieco innej zasadzie: we wzmacniaczach analogowych w klasie D sygnał doprowadzany jest w formie analogowej i w modulatorze przekształcany na ciąg impulsów o zmiennej szerokości (we wzmacniaczach (PWM – Pulse-Width Modulation) lub, przy stałej szerokości, o zmiennej liczbie impulsów w jednostce czasu (PDM – Pulse-Density Modulation). Według tej pierwszej zasady pracują niemal wszystkie dostępne obecnie wzmacniacze w klasie D. Jedynym wyjątkiem na rynku, prezentującym tę drugą technikę były wzmacniacze Sharpa. W każdym razie, we wzmacniaczach analogowych PWM ilość impulsów jest teoretycznie nieograniczona – ich górną granicę określają możliwości przełączania, pracujących w mostku, tranzystorów wyjściowych MOSFET. Najczęściej częstotliwość tę ustala się w granicach 400-500 kHz, co pozwala na dość uzyskanie szerokiego pasma przenoszenia. W cyfrowych wzmacniaczach klasy D ilość impulsów jest stała i odnosi się do 8 bitów (sygnał wejściowy zamieniany jest do takiej wartości), co daje 287 możliwych poziomów. Warto dodać, że jedynym znanym mi wzmacniaczem cyfrowym jest duński TacT (z inkarnacją w postaci firmy Lyngdorf).

Zalety takiego wzmacniacza to przede wszystkim wysoka skuteczność i niewielkie rozmiary. Dzięki temu można zbudować niewielkie urządzenia o bardzo wysokiej mocy – jak AM500R: w niewielkich pudełkach znajdują się monobloki o mocy 290 W przy 8 Ω i aż 580 W przy 4 Ω (moce dynamiczne wzmacniaczy w klasie D są dość ograniczone, inaczej niż w klasach AB i A). Trzeba jednak powiedzieć, że o ile rozmiary i niewielka temperatura tranzystorów końcowych są faktem, o tyle skuteczność jest dość problematyczna. Oto bowiem mówi się o ok. 95% skuteczności wzmacniaczy w klasie D. To prawda, ale tylko przy pełnej mocy. Jak pokazują pomiary przeprowadzone przez Paula Millera, redaktora naczelnego „Hi-Fi News”, przy średnich poziomach poziomu głosu parametr ten spada nawet o 20 %. Mimo wszystko to i tak dużo, stąd Komisja Europejska poleca tego typu wzmacniacze jako te, które nie wpływają na powiększenie efektu cieplarnianego. Być może więc za jakiś czas dojdzie do sytuacji, w której wzmacniacze w klasie A, a może nawet AB będą obłożone dodatkowymi opłatami „klimatycznymi”. Będą więc jeszcze droższe, ponieważ opłaty zostaną przerzucone na klienta. Kolejnym problemem wzmacniaczy w klasie D jest ogromna czułość na kable głośnikowe i same kolumny. Nie chodzi nawet o ich jakość, choć to też ma wpływ, a o konstrukcję przewodu i przebieg impedancji głośników. Na wyjściu wzmacniaczy o których mowa znajduje się bowiem element indukcyjny (cewka), dzięki któremu z sygnału filtrowany jest „zegar” i otrzymywany sygnał muzyczny – działa to jak filtr rekonstrukcyjny na wyjściu przetwornika D/A. Stąd przewód i w dalszej kolejności kolumna są częścią tego filtra. W idealnej sytuacji sprzężenie zwrotne (we wzmacniaczach tego typu bardzo silne) powinno się podać na zaciski kolumn. Z powodów praktycznych się tego jednak nie robi.

O wzmacniaczach firmy Audiomatus już pisaliśmy przy okazji testu monobloków AM250 – mniejszej wersji testowanych teraz AM500R (test TUTAJ, tam również wywiad z konstruktorem, panem Andrzejem Matusiakiem). Podobnie, jak AM250, mocniejsza wersja bazuje na module ICEpower firmy Bang&Olufsen. To gotowy wzmacniacz wraz z impulsowym zasilaczem, zmontowane na jednej płytce, pod którą znajduje się radiator dla elementów aktywnych. Jak wynika z mojej niegdysiejszej rozmowy z właścicielem Audiomatusa firma w kilku miejscach modyfikuje układ – przede wszystkim wejścia i zasilanie, dzięki czemu wzmacniacze grają lepiej niż „surowe” moduły. I coś w tym musi być. Wzmacniacze z ICEpower są bowiem co jakiś czas spotykane, a to w postaci urządzeń Rotela, a to Jeffa Rowlanda, Bel Canto i innych. A jednak każdy z nich gra inaczej. Zapewne duży wpływ na ostateczny efekt mają przewody połączeniowe i urządzenia towarzyszące, ale nie potrafię poprowadzić jednak wspólnej i wyraźnej linii miedzy nimi. Pewne elementy charakterystyczne dla tego typu wzmacniaczy da się wyróżnić, o czym zaraz, jednak niekoniecznie dają się one wyodrębnić do opisu samych ICEpower. A to ważne. Można by bowiem pomyśleć, że poszczególne firmy zajmują się jedynie przygotowywaniem obudowy, do której pakują ten sam towar. A zresztą, jeśli nawet, to taki „towar” w wydaniu Audiomatusa będzie najtańszym dostępnym. Dla porównania, monobloki Model 501 Jeffa Rowlanda (AM250 odpowiadałby Model 201) kosztują w USA niemal 7000 USD. Wiem, oczywiście wiem – to też i wspaniała marka, za którą płacimy, i niepowtarzalny design przedniej ścianki. Jeśli jednak możemy z tego zrezygnować, wówczas AM500R wydają się już na starcie, w takim porównaniu wyjątkową okazją.

ODSŁUCH

Początkowy plan przewidywał test samych końcówek AM500R. Tak przecież testowaliśmy wcześniej model AM250. Już wtedy anonsowano zaprojektowany dla niego przedwzmacniacz, jednak prace i próby się przedłużały i o mały włos, a także tym razem nie można by go pokazać. I właściwie, to miał pozostać w półcieniu, ponieważ został przesłany jako alternatywny preamp, dla prób, niekoniecznie do testów, bo choć układ elektryczny jest finalny – to wersja produkcyjna – to konstruktor wskazywał na kilka niedociągnięć w zakresie kosmetyki obudowy. Kiedy jednak posłuchałem końcówek, zarówno z moim przedwzmacniaczem Lebena RS-28CX (lampy), z regulowanym wyjściem (lampowym) Lektora Prime oraz z przedwzmacniaczem Accuphase’a C-2810 (tranzystor), doszedłem do wniosku, że choć PP03 ma swoje ograniczenia, o których powiemy, że choć nie jest aż tak dobry, jak wymienione przedwzmacniacze, to jednak z tymi konkretnymi końcówkami zagrał najlepiej, potwierdzając rozpoznanie konstruktora. A przy tym kosztuje śmiesznie mało, co czyni z niego absolutnego lidera w tej grupie urządzeń. Nie idealnego, ale w ramach swoich ograniczeń wybitnego. W skład kompletu wchodził też niedrogi interkonekt firmy Vampire Wire dostępny w Audiomatusie, przygotowany specjalnie do tej aplikacji. Jak się bowiem okazało, inne interkonekty wprowadzały do dźwięku, niemal zawsze, jakiś brum, przydźwięk itp., wynikający z pętli masy. Chociaż więc jakość przy droższych kabelkach się poprawiała, to ogólnie było gorzej, bo z takim „mruczeniem” słuchać się nie da. W teście zastosowałem więc przede wszystkim podesłany interkonekt.

Dźwięk wzmacniaczy pracujących w klasie D różni się znacząco od tego, do czego się przyzwyczailiśmy w innych klasach. Już o tym pisałem, ale nie zaszkodzi powtórzyć. Najłatwiej to wysłuchać, jeśli będziemy porównywać urządzenia nie w ramach kategorii związanych z klasą pracy, a w ramach opozycji lampa-tranzystor. Otóż dźwięk wzmacniaczy tego typu, Audiomatusa nie wyłączając, w znaczący sposób przypomina to, co dostajemy z lampy, dokładając do tego znakomity bas. Do tego ostatniego przejdę za chwilę, bo to ważny element brzmienia AM500R, ale teraz powiedzmy dźwięku bardziej ogólnie. Najpierw to, co dotyczy konkretnie tego modelu: jest to znacząco lepszy przekaz niż z AM250, który przecież nie był wcale zły, a nawet bardzo mi się podobał. Powiem więcej: AM500R z PP03 to, jak dla mnie, jeden z najlepszych wzmacniaczy w klasie D, jakie słyszałem, nie wyłączając propozycji Sharpa, TACT-a (myślę o wzmacniaczach poza modelem Millenium, bo to osobna kategoria i inna estetyka), Cary, Rotela itp. Co więcej – jest to dla mnie jeden z faworytów w ogóle tego zakresu cenowego, bez względu na technologię. Pewne rzeczy są w nim gorsze niż u konkurencji, inne lepsze, jednak jeśli wszystko złożymy w całość i weźmiemy pod uwagę po prostu przekaz, bez analizy poszczególnych aspektów, to okaże się, że trudno będzie znaleźć coś tak fajnego za tak niewielkie (relatywnie oczywiście) pieniądze. Dopiero wzmacniacze Trigon Energy, Luxman L-505f oraz C.E.C. AMP6300 będą następnym krokiem w górę – każdy w nieco innym kierunku, jednak wszystkie trzy na podobnym poziomie.

Testowany komplet charakteryzuje się bowiem niezwykle poukładanym, „niespiesznym”, naprawdę wyrafinowanym dźwiękiem. Góra jest nieco zaokrąglona, ale nie tak mocno, jak w AM250 i znacznie bardziej „substancjalna” niż np. we wzmacniaczu Cary CAI-1, który testowałem do „Audio”. O tym, jak dobry będzie aspekt ataku zadecydują w dużej mierze interkonekty oraz źródło. Interkonekty muszą być jak najlepsze i jak najkrótsze – to bolączka preampów pasywnych i PP03 niczego w tej mierze nie zmienia. Trzeba też przyjrzeć się używanym odtwarzaczom, ponieważ wysoka impedancja wyjściowa, jak np. w moim Lektorze, ale też i w CD-1 Ayona (choć tutaj mamy tylko 30 Ω, to jednak najwyraźniej wyjścia lampowe nie zawsze reagują tak, jakbyśmy się spodziewali) może w niekorzystnej sytuacji prowadzić do obcięcia góry. Przy króciutkich interkonektach niebezpieczeństwo minimalizujemy, jednak nie eliminujemy. W każdym razie, góra jest nieco zaokrąglona, jednak zadziwiająco energetyczna i wyrafinowana. To nie jest to, co zazwyczaj piszę o wzmacniaczach w klasie D, ponieważ niemal zawsze rozdzielczość i rozciągnięcie pasma jest w takich konstrukcjach zakładnikiem wysokich szumów i dość wysokich zniekształceń THD. AM500R pewnie nie jest jakimś szczególnym wyjątkiem, jednak tym razem udało się tak wszystko ustawić, że można mówić o pełnokrwistej górze i średnicy. I bardzo dobrej rozdzielczości, choć w pewnych granicach.

Rozdzielczość to słowo-klucz tego testu. AM500R prezentuje bowiem podejście do problemu, które przyniosło wymierne korzyści. Mamy znakomicie rysowane, w sensie wypełnienia i naturalności źródła pozorne i znacznie słabiej przedstawiane elementy pomiędzy nimi. Już spieszę z wyjaśnieniem. Przestrzeń jest w AM500R dobra, ale tylko pod względem rozlokowania elementów w przestrzeni, ponieważ dostajemy głęboką i szeroką scenę, podawaną w dodatku z prawdziwym z rozmachem. A jednak pomiędzy tymi jednostkowymi wydarzeniami niewiele się dzieje. Tutaj nawet kosztujący 2000 zł wzmacniacz lampowy Xindaka MT-1, który właśnie testowałem do „Audio” potrafi więcej. Może nie jest to szczyt precyzji, ale coś tam jednak jest. Kiedy posłuchamy chociażby genialnej, cudownej płyty Antiphone Blues Ame Domnérusa w wybitnym remasterze First Impression Music (Proprius/Lasting Impression Music, LIM K2HD 026, K2 HD CD), to zobaczymy, że saksofon jest przepięknie ułożony w przestrzeni, nie jest ani przybliżany, ani oddalany, a mimo to ma pełnokrwisty, żywy sound. To samo organy – tylko podkład, ale jednak jakże piękny podkład! Pomiędzy tymi dwoma instrumentami jest jednak dość ciemne „tło”. To wprawdzie duża przestrzeń i tylko dwa instrumenty, co predestynuje dźwięk do takiego grania, ale wzmacniacze Audiomatusa to podkreśliły, wyodrębniły z długich pogłosów główne źródła dźwięku i je uprzywilejowały. W testowanym urządzeniu najwyraźniej świadomie tak wszystko ustawiono, żeby nacisk stawiany był właśnie na głównych źródłach, na ich wielowymiarowości, nasyceniu, płynności itp. Dostajemy więc niesamowicie plastyczny i wiarygodny dźwięk, który obiektywnie jest nieco „wykreowany”, a nie „re-kreowany”, to jednak taka kreacja może być tę jedyną, która trafia prosto do naszego serca. Jak tytułowa rola Dominiki Ostałowskiej w filmie Łagodna (reż. Mariusz Treliński, 1995) czy Salma Hayek jako Frida (Frida, reż. Julie Taymor, 2002) – jedyne i niepowtarzalne.

Kiedy odpaliłem płytę Revolver The Beatles (Toshiba-EMI, TOCP-51117, CD), od pierwszej chwili, kiedy wokalista nalicza początek, miałem duży, przekonywający przekaz. Wszystkie instrumenty otrzymały właściwą oprawę, tj. nie było mowy o jakimś „braku”, ścienieniu, ale też nie było ocieplenia. Po prostu wszystko było niewiarygodnie, jak za te pieniądze, namacalne. Tak grają np. drogie końcówki Pass-a (np. X150.5, test TUTAJ) czy Accuphase’a (jak P-3000, test TUTAJ) po kilkanaście tysięcy złotych i więcej. To oczywiście zasługa m.in. wspomnianego wygładzenia tego co „pomiędzy” dźwiękami. Jeśli bowiem jeden z elementów przyciszymy, drugi automatycznie wydaje się głośniejszy. To, jak to się udało zrealizować tutaj, zasługuje jednak na szczególne uznanie. Kiedy przeszedłem na system Audiomatusa z mojego kompletu Leben+Luxman (M-800A), słychać było, że ogólnie dźwięk „siada” pod względem przejrzystości i rozdzielczości – to po prostu nie ta sama liga. Ale i pieniądze inne – Audiomatusa kupiłbym za znajdujący się pomiędzy tymi urządzeniami interkonekt i jeszcze by mi zostało. A to zmienia nieco perspektywę, prawda?

O górze już pisałem, o średnicy częściowo też. Jak można łatwo wywnioskować z powyższego opisu, jest ona nasycona, pełna, gładka. Tak – gładka. Wszystkie dźwięki w tym wzmacniaczu, a i innych wzmacniaczach klasy D jak gdyby „ślizgają” się po teflonowym podłożu, tak gładko są reprodukowane, tak płynnie wchodzą jedne za drugimi. W rzeczywistym świecie dźwięków, a przynajmniej w moim systemie, nie jest to tak bezkolizyjne i właśnie z tych wewnętrznych napięć, z tarcia między kolejnymi elementami wyłania się obraz rzeczywistości, skomplikowany układ zależności, którego może sobie nawet nie uświadamiamy, a który jednak konstytuuje to, co słyszymy. Kiedy np. Ray Brown na płycie Happy Coat (Shota Osabe Piano Trio, Sho Studio of Music/Lasting Impression Music, LIM K2HD 031, K2 HD CD) gra solo na kontrabasie, dźwięk tego instrumentu definiowany jest przez to, jak się „obija” po pomieszczeniu, jak reaguje to z dźwiękiem z pudła rezonansowego itp. Polski wzmacniacz znakomicie pokazał technikę gry, melodię itp., ale wygładził, wycofał nieco „powietrze” wokół strun, wokół wykonawcy. Można by to wszystko skrócić i powiedzieć, że urządzenia Audiomatusa nieco wszystko upraszczają, może niekoniecznie w obrębie poszczególnych zdarzeń, ale w całościowym oglądzie. Można tak zrobić i nawet byłoby to zgodne z brzytwą Ochmana, redukującą niepotrzebne byty, a do czego i ja dążę. Jednak w tym przypadku byłby to zbyt daleko idący redukcjonizm: nawet jeśli w wersji „light” można powiedzieć o ‘uproszczeniach’, to w wersji „hard”, a więc bliższej prawdzie, nie do końca opisuje to tego fenomenu. Jest to zresztą element, który różni wzmacniacze lampowe od AM500R. O ile bowiem barwa tego typu rządzeń jest niezwykle podobna (nie ma mowy o „cyfrowym” dźwięku, takie porównania pochodzą z jakiejś innej galaktyki), o tyle jednak sposób rysowania powierzchni i krawędzi stawia lampówki w lepszym położeniu.

I wreszcie bas. Czytając w tabelce z danymi, że AM500R potrafi oddać 500 W do 8 Ω i aż 1000 do 4 Ω można by się spodziewać powodzi, nawału, jakiejś monstrualnej nawalanki basem. Można by, ale tylko jeśli nigdy wcześniej nie mielibyśmy do czynienia z takimi piecami. Prawda jest bowiem taka, że im mocniejszy wzmacniacz, tym mniejszą na siebie w tej dziedzinie zwraca uwagę. Kiedy porównywałem mojego Luxmana z fantastycznym systemem EVO 222+402 Krella (przypomnę - to 400 W przy 8 Ω, 800 W przy 4 Ω i 1600 W przy 2 Ω), najważniejszą różnicą w basie było to, że Luxman w wyraźny sposób go podbarwiał (‘wyraźny’ tylko w takim porównaniu, a nie obiektywnie), starając się wykreować większy bas niż (chyba) powinien. Krell zachowywał się w tej dziedzinie jak arystokrata, od niechcenia stawiając akcenty dokładnie w tych miejscach i w tym czasie, kiedy trzeba było. Audiomatus podobnie – nigdy nie miałem wrażenia, że coś jest przesadzone, że czegoś jest za dużo czy za mało. Kiedy była to płyta Thelenoious Monk & Sonny Rollns (Prestige/Universal Music Japan, UCCO-9274, CD) z dość lekko zarejestrowanym kontrabasem, czy znacznie mocniej obecny kontrabas z płyty Loverly Cassandry Wilson (Blue Note, 507699, CD) bas był fantastycznie dozowany, chciałoby się powiedzieć, że kontrolowany. ‘Kontrola’ to jednak słowo opisujące sposób, w jaki wzmacniacz „radzi” sobie z głośnikiem basowym, określa równowagę osiągniętą między tymi dwoma siłami. Z AM500R, podobnie jak wcześniej z Krellem, a jeszcze wcześniej z Gryphonem Diablo, ta kategoria jednak się wymyka opisowi. Nie mamy bowiem wrażenia, że zachodzi tu jakakolwiek „walka”, że coś z czymś się mocuje. Nie ma śladu napięcia po tych zabiegach, który słychać często jako zwarcie basu, ale ze szczękościskiem. W polskim wzmacniaczu wydatnie pomaga temu dość obfity wyższy bas. Jest on nieco podobny do tego, jaki generuje mój Luxman. Pamiętając, że Krell ten zakres podawał czyściej, w nieco słabszy sposób, można by pomyśleć, że AM500R, podobnie jak M-800A, ciut w tej mierze przesadza. A jednak wraz z – lepszą niż we wspomnianej końcówce z Japonii – kontrolą (niech to słowo jednak padnie) niższego basu, dało to niezwykle naturalny przekaz. Bo i świetnie wszystko było prowadzone, i nie było cienia „usztywnienia” i utwardzenia. Czasem, ale to czasem miałem wrażenie, że średni bas jest nieco twardszy niż powinien, ale jak się okazało, w dużej mierze zależało to od konkretnych kolumn – wzmacniacz dość „żywo” reaguje na zamiany modułu impedancji (podobnie jak wzmacniacze lampowe).

Już to powiedziałem, ale z przyjemnością powtórzę: bardzo udany wzmacniacz. Chodzi mi o komplet: przedwzmacniacz PP03 i końcówki mocy AM500R. Ma swoje ograniczenia, nic się nie dzieje bez przyczyny i skutku, ale też prezentuje pewne przewagi nad klasycznymi wzmacniaczami o cenie dwa i trzy razy wyższej. To nie jest dźwięk hi-fi w sensie ślepego podążania za „wiernością” pojmowaną jako brak dodawania czegokolwiek. Ta najczęściej kończy się suchotnictwem i żyłowatością. Tutaj mamy śledzenie materii muzycznej. Znakomicie zagrają wysmakowane realizacje, ale jeszcze lepiej – i to jest prawdziwe COŚ – słabsze pod względem jakości dźwięku nagrania. Tak było np. z pożegnalną (na koniec współpracy z EMI Records Ltd.) składanką The Best Of Radiohead (Parlphone/EMI Records, 2758828, 2xCD). Otrzymałem tę płytę do recenzji, której się nie podjąłem. Dźwięk wydawał mi się po prostu zbyt słaby, szczególnie jeśli chodzi o nagrania z płyt poprzedzających Kid A. Z Audiomatusem zagrało to świetnie. Najwyraźniej to „coś” między dźwiękami tak mnie wcześniej denerwowało, taki jakiś „chasz”, piasek, coś z obróbki cyfrowej, co w polskim wzmacniaczu zostało uładzone. Równie dobrze, a kto wie, czy nie lepiej zagrał singiel z utworem I.F.Y. Vadera (Croon Records, CsCD-002, SP CD). To przeróbka utworu I Feeel You Depeche Mode, stąd co jakiś czas jej słucham. W tym systemie, z AM500R w roli motoru, głos Petera był mroczny i ciemny, taki jak powinien, a jednocześnie klarowny. Może trochę przesadzę, ale jeśli miałbym słuchać metalu, także w wersji trash czy death, na wysokiej klasy sprzęcie, to pozostałbym przy Audiomatusie. A przecież nie trzeba się do takiego materiału ograniczać. Koniecznie posłuchajmy, czy aby to nie jest coś, czego MY szukaliśmy wcześniej, a nie mogliśmy znaleźć: lampa bez lampy, z basem z zupełnie innej bajki.

BUDOWA

Przedwzmacniacz PP03 oraz monobloki AM500R firmy Audiomatus to niewielkie pudełka o formie podobnej do urządzeń Cyrusa czy Audionemesisa, a więc o wąskiej ściance przedniej, na połowę klasycznego „racka”, i głębokiej obudowie. PP03 jest przy tym nieco krótszy niż AM500R. Obydwa dzielą jednak bardzo podobną ściankę przednią, wykonaną z grubego na 12 mm aluminium. Umieszczono na nim logo firmy oraz, na środku małe, okrągłe „okienko”. W końcówkach jest ono podświetlane na czerwono, wskazując na włączenie urządzenia do sieci, zaś w przedwzmacniaczu jest „martwe”. A to dlatego, że PP03 jest urządzeniem pasywnym, którego do sieci się nie podłącza. Do dyspozycji mamy tylko dwa pokrętła, ładne, wykonane na modłę pokręteł z lat 70. Nie są jednak opisane i trzeba ustawiać je na „czuja” (chyba, że to tylko w egzemplarzu, który dostałem do testu, a w produkcyjnych opisy już będą – przydałyby się...). Gałka po lewej stronie to pokrętło siły głosu, zaś po lewej selektor wejść. Do dyspozycji mamy dość ograniczoną ich ilość – tylko trzy niezbalansowane na gniazdach RCA. Te ostatnie widać, kiedy przyjrzymy się tylnej ściance – są znakomite, znacznie lepsze niż w wielu hi-endowych produktach, a kupiono je w firmie Vampire Wire. Oprócz trzech wejść jest też pojedyncze wyjście na końcówkę mocy. „Pasywki”, jeśli mają dobrze się sprawować, wymagają prawdziwie minimalistycznego „otoczenia”, więc nie ma wyjścia do nagrywania i drugiego wyjścia na końcówkę, co utrudnia złożenie systemu bi-amping. Trochę szkoda, że nie ma pilota zdalnego sterowania. Wiem, że wymagałoby to źródła zasilania, ale może udałoby się przygotować je w postaci zewnętrznego zasilaczyka ściennego? Pewnie to jest możliwe, trzeba by się jednak liczyć z większymi kosztami.

Wykonane z bardzo grubych blach obudowy są niezwykle sztywne – górna ścianka przykręcana jest aż osiemnastoma, grubymi śrubami, co przy otwieraniu rządzenia do zdjęć przyprawiło mnie o odruch wymiotny, jak po jezdnie na karuzeli, co jednak dla dźwięku jest jak najbardziej pożądane. W środku mamy tylko dwa elementy: selektor wejść oraz potencjometr, obydwa umieszczone tuż przy tylnej ściance, z przedłużanymi osiami do gałek na przedniej ściance. I tutaj uwaga: urządzenie dostępne jest w kilku wariantach – z różnymi selektorami i różnymi potencjometrami. Testowany PP03 wyposażony został w potencjometr firmy TKD 2CP2511 i standardowy przełącznik źródeł, a więc wcale nie najdroższą wersję, a efekt i tak był znakomity. Nie będę się wymądrzał i przywołam opis poszczególnych wersji z materiałów firmowych:
„Standardowo w urządzeniu montowane są, do wyboru przez nabywcę, dwa typy potencjometrów: czarny ALPS RK40, lub potencjometr produkcji japońskiego specjalisty od potencjometrów studyjnych, firmy TKD. Możliwe jest także, na życzenie nabywcy, zamontowanie najwyższej klasy potencjometru firmy Penny&Giles. Potencjometry takie były, i są stosowane w urządzeniach do użytku domowego i profesjonalnych, kosztujących dziesiątki i setki tysięcy dolarów. Doskonałe brzmienie i trwałość tych potencjometrów są legendarne. W konsolach studyjnych wytrzymują po kilkanaście lat. Bezkompromisowe rozwiązanie dla najbardziej wymagających. I nie trzeba przy tym brać kredytu pod zastaw hipoteki.

W PP03 stosujemy przełączniki odłączające wszystkie, z masą włącznie, przewody od nie wykorzystywanych w danej chwili źródeł sygnału. Taki sposób przełączania wyklucza przenikanie zakłóceń z nieaktywnych wejść i ogranicza ewentualne problemy z tzw. pętlą masy. Pomaga to w uzyskaniu najwyższej możliwej dynamiki całego systemu i odtwarzaniu najdrobniejszych szczegółów nagrań. W zależności od wymagań nabywcy możliwe jest zamontowanie jednego z dwóch przełączników: standardowego, lub najwyższej jakości szwajcarskiego przełącznika firmy Elma.” Sygnał prowadzony jest króciutkimi, nieekranowanymi przewodami, bez pośrednictwa płytek. Całość stoi na gumowych nóżkach, które warto wymienić na coś lepszego.
Obudowa AM500R jest nieco głębsza, dlatego górna ścianka mocowana jest aż... 20 śrubami. Jest też perforowana. Urządzenie wprawdzie niespecjalnie się grzeje (można je więc wstawić do ciasnych półek), jednak na wszelki wypadek przepływ (powietrza) jest. Wnętrze zajmuje jeden duży moduł – to układ ICEpower 500ASP, tutaj w wersji I. Jest to duża płytka, gęsto obsadzona elementami SMD. 2/3 jej powierzchni zajmuje rozbudowany zasilacz impulsowy z dużym, jak na tego typu układ, transformatorem, dwoma dużymi kondensatorami BC i kilkoma mniejszymi. Kolejne dwa, spore kondensatory umieszczono już w układzie wzmacniającym. Na wejściu zasilacza znajdziemy duży filtr Π, a na kablach zasilających tuleje ferrytowe. A wszystko to po to, żeby zminimalizować szumy wysokoczęstotliwościowe generowane przez sam układ. Dlatego ważne jest, aby wzmacniacze włączać do listew zasilających, albo kondycjonerów – powinny być możliwie najlepiej odseparowane od odtwarzacza CD. Układ audio zbudowany jest wokół układu scalonego LM61721 na wejściu, gdzie trafiamy krótkimi interkonektami. Po nim mamy modulator i od razu sekcję wyjściową: drivery oraz mostek wzmacniacza końcowego: najpierw tranzystory MOSFET średniej mocy i na końcu po dwa tranzystory na gałąź, też MOSFET-y. Te ostatnie przykręcone są do radiatora, który stanowi „ramę” konstrukcyjną modułu, a który przykręcono w AM500R do dolnej ścianki. Do tego samego radiatora przykręcono też diody i tranzystory zasilacza. Z płytki wychodzimy krótkimi przewodami głośnikowymi (po dwie grube skrętki miedziane na gałąź), na które nałożono trzy tuleje ferrytowe – to filtr wyjściowy, stanowiący integralną część urządzenia i od którego zależy w dużej mierze jego dźwięk. Gniazda wyjściowe to bardzo ładne WBT 0765, a gniazdo wejściowe RCA to ten sam element z Vampire Wire, co w przedwzmacniaczu. Całość jest schludna i ładnie wykonana. Urządzenie stoi na niewielkich gumowych stopach. Niestety nie widać miejsc, w których firma Audiomatus modyfikowała układ – trzeba dokładnie wiedzieć, czego szukać, inaczej moduł wygląda jak standardowy. Na ściance tylnej, podobnie jak w przedwzmacniaczu nie ma żadnych opisów. Preamp opisano na naklejce od spodu urządzenia. Nie jest to specjalnie wygodne, ale jeśli raz całość podłączymy, to nie będziemy do tego wracać. I jeszcze jedno: gniazda RCA w PP03 przykręcono odwrotnie niż zazwyczaj, tj. czerwone, a więc przypisane kanałowi prawemu są na górze, a białe, a więc „lewe” na dole.



Dane techniczne PP03 (wg producenta):
Pasmo przenoszenia @CL= 100 pF, RL=100 kΩ +/-0 -3 dB:5 Hz-630 kHz
+/-0 -1 dB: 5 Hz-320 kHz
Impedancja wejściowa 10 kΩ
Impedancja wyjściowa @Zs =100 Ω <2,53 kΩ
Wymiary (z pokrętłami, nóżkami i gniazdami) szer. x wys. x gł. 215x85x358 mm
Waga: 3,8 kg


Dane techniczne AM500R (wg producenta):
Moc wyjściowa @ 1% THD+N; 10 Hz < f < 20 kHz290 W (8 Ω)
580 W (4 Ω)
Zakres impedancji obciążenia2÷16 Ω
Sprawność całkowita @ Po=500 W / 4 Ω81%
Pasmo przenoszenia5 Hz÷80 kHz
Dynamika @ Po=500 W/4 Ω111 dB
THD+N @ Po=1 W / f=1 kHz /4 Ω0,006%
Max. THD+N @ 100 mW < Po < 500 W/10 Hz < f < 20 kHz/4 Ω0,1%
IMD CCIF 14 kHz, 15 kHz Po= 10 W 0,0005%
TIM 3,1 kHz, 15 kHz Po=10 W 0,003%
Czułość wejściowa @ Po=500 W/4 Ω1 V
Impedancja wejściowa 100 kΩ
Współczynnik tłumienia @ 1 kHz/8 Ω >1000
Wejście 1 x RCA
Zużycie energii
- bez sygnału wejściowego:
- max.:

8W
750W
Ciężar netto 5,4 kg
Wymiary całkowite (z nóżkami i gniazdami) szer. x wys. x gł. 215 x 85 x 405 mm


AUDIOMATUS
PP03 + AM500R

Cena: 1039 (szt.) + 4956 (para)

Dystrybucja: Audiomatus

Kontakt:

ul. Grunwaldzka 13
72-010 Police

Tel.: (0...91) 312-14-22
Tel. kom.: 510-091-560

e-mail: audiomatus@audiomatus.com, win@audiomatus.com


Strona producenta: AUDIOMATUS





PŁYTY PROSTO Z JAPONII

CDJapan



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B