PRZEDWZMACNIACZ GRAMOFONOWY

JASMINE AUDIO
LP 4.0

WOJCIECH PACUŁA







Holandia jawi mi się niewyczerpalnym zagłębiem dobrych produktów. A wszystko przez Rona Weversa, właściciela firmy East West Audioshop, od którego otrzymałem do testu odtwarzacz E-Sound CD-E5 SE (test TUTAJ). Znalazł mnie przez Internet, nie znając słowa po polsku, zainteresowany tematyką HFOL i zapewne – jest bowiem profesjonalnym fotografem, który karierę zbudował jeżdżąc z kapelami rockowymi – oprawą graficzną magazynu. Z produktem trafił w dziesiątkę, co zaowocowało Nagrodą Roku 2006 (TUTAJ). W styczniu testowaliśmy zaś nową wersję tego urządzenia, model CD-E5 EWAE (test TUTAJ), a przywołaniem go dochodzimy do sedna tego, co chciałbym powiedzieć. East West Audio Edition jest bowiem specyficznym połączeniem możliwości chińskiego przemysłu oraz zdolności holenderskich konstruktorów. Za podstawę bierze się jakiś bardzo dobry produkt i modyfikuje się go na swoją modłę. Zmiany w układzie mogą być mniejsze lub większe – w przypadku E-Sound zmiana była radykalna, ponieważ dodano całkiem nową płytkę z przetwornikiem D/A oraz wymieniono wszystkie kondensatory w zasilaczu. Może chcąc jeszcze bardziej zainteresować nas holenderskimi „apgrejdami”, w kontraście wobec cyfrowego źródła, Ron zaproponował nam jakiś czas temu test przedwzmacniacza gramofonowego. Tym razem jest to produkt dystrybuowany przez inną holenderską firmę – Audiotorium Audio import. Jego podstawą jest preamp LP 2.0 firmy Jasmine, podzielony na dwie części – z układem w jednej obudowie i zasilaczem w drugiej. Jakość budowy oraz dźwięku są na tyle wysokie, że zdecydowano się na podobny krok jak w E-Soundzie. Tym razem główną zmiana dotyczy sposobu zasilania, w układach o tak dużym wzmocnieniu (z 0,2 mV trzeba wygenerować 1-2 V) element krytyczny dla efektu końcowego. Postanowiono pójść na całość i przygotowano układ akumulatorowy, który wraz z zasilaczem umieszczono w miejscu poprzedniego zasilacza. Wymianie podległy też chyba wszystkie kondensatory w samym przedwzmacniaczu. Cena w stosunku do podstawowej wersji wzrosła znacząco, jednak i tak cena końcowa, biorąc pod uwagę rodzaj urządzenia, jakość budowy itp., jest niewysoka.

ODSŁUCH

Dźwięk Jasmine w pewien sposób pasuje do moich wyobrażeń o preampach z zasilaczem akumulatorowym. Nie słyszałem najdroższych urządzeń tego typu, ale mówię o produktach w rodzaju InTheGroove MkII Pathosa, który gościł w moim systemie. Mamy bowiem nieco delikatny w rysunku, przestrzenny dźwięk o ładnych barwach. Z drugiej strony Jasmine wyłamuje się z tego stereotypu mocną górą i dość przejrzystym w gruncie rzeczy brzmieniem. Podobnie jak w przypadku Cyrusa Phono X podstawą powodzenia w aplikacji tego urządzenia będzie właściwy dobór wkładki. Myślę, że znacznie lepiej zagra np. Dynavector XX-2 niż Sumiko Blackbird (test TUTAJ) i lepiej będzie z wkładkami takimi jak Sumiko Celebration (test TUTAJ) – z którym Jasmine zagrało naprawdę pięknie – a jeśli ktoś może sobie na to pozwolić, to polecam Koetsu Rosewood Signature.

Góra i wyższa średnica LP 4.0 jest bowiem mocna i prominentna. Nie ma cienia ocieplenia, spowolnienia, wygładzenia itp., które sugerowałoby sposób zasilania. Pierwszy plan budowany jest w wyraźny sposób i wspomagany jest szybkim i krótkim basem. Ciekawe, ale ten preamp, pomimo że na dole – na samym dole – nie jest do końca zwarty (słychać to tylko przy pełnozakresowych kolumnach i słuchawkach w rodzaju AKG K701 – test TUTAJ) to jednak bas jako całość jest szybszy i lepiej bardziej zwarty niż z zasilanych prosto z sieci Cyrusie Phono X i AudioNemesisie PM-1. Prawdę mówiąc tego rodzaju bas przypominał to, co oferował Steelhead Manleya (test TUTAJ). Kontrola ta przydała się szczególnie przy utworach, w których bas grany jest z rozmachem, jak na maxi-singlu Alison Moyet „Love Letters” (CBS, Moyet T5, 45 rpm LP), w utworze „This House”. Basówa została tutaj nieco przesadzona i jeśli coś w systemie nie radzi sobie z takimi impulsami to momentalnie mamy buczenie. Jasmine poradził sobie z tym bardzo dobrze, nie skracając basu, nie uszczuplając go – ostatecznie tak został nagrany – panując jednak nad nim całkiem dobrze, trzymając go pod kontrolą tak, że nie zagłuszał reszty muzyki.

A przecież odbiór muzyki, byle z właściwą wkładką, jest bardzo przyjemny, niemal relaksujący, czyli pozornie w kontrze do zwartego, dokładnego basu, który sugeruje raczej analityczne (tj. z podkreślonym atakiem dźwięku) brzmienie. Płyty w rodzaju „Perl Diver” Davida Rotha (Stockfisch, SFR 357.8031.1, 180 g LP), pomimo że nie ma w LP 4.0 ocieplenia, które by w nieco zwodniczy sposób jeszcze bardziej ‘intymityzowało’ przekaz, zgrała tak, jak na droższych przedwzmacniaczach, to znaczy w duży, pełny sposób, z wyraźną linią wokalu, jako „rozgrywającego” ten mecz. Intymność i namacalność dźwięku jest na tej płycie składnikiem brzmienia i wystarczy temu nie przeszkadzać, żeby tak zagrało. Jasmine robi to bardzo dobrze, nie wygładza niczego, nie dopala, a raczej przekazuje wszystko tak dokładnie, jak to możliwe. Bo w Jasmine połączono swego rodzaju beznamiętność – w sensie braku dokładania swojego charakteru – oraz brak „ssania”: urządzenie nie wysysa z muzyki Muzyki, nie przedkłada technicznych aspektów dźwięku, traktowanych najczęściej w oderwaniu od siebie (atak, barwa, szybkość, rysunek itp.) nad muzykę, z drugiej strony nie poświęca techniki w imię szeroko pojętej muzykalności. To nie jest najwierniejszy przedwzmacniacz na świecie – porównanie ze Steelheadem pokazuje, że może być znacznie lepiej – jednak złożenie tych dwóch punktów ciężkości pokazuje, że w Jasmine znalazły się bardzo blisko siebie, na tyle blisko, żeby grać dobrze.

A przecież początkowo LP 4.0 wcale nie przykuwa uwagi jak np. Cyrus Phono X ze swoim nasyconym środkiem i nawet przez pierwsze dni miałem wrażenie, że jest nieco za jasno. Porównanie z Manleyem potwierdzało ciut jaśniejszą barwę (ale nie chłodniejszą), jednak różnica nie była duża, a na pewno nie na tyle, żeby usprawiedliwić moje odczucia. Zalety chińsko-holenderskiego przedwzmacniacza docenić można, kiedy się go dłużej posłucha i trzeba potem przejść na inne preampy. Zobaczymy wówczas, że pod słyszaną w pierwszym momencie gładkością i delikatną barwą kryje się spora rozdzielczość i dynamika, mocny bas i efektowna góra. Ze wszystkich zalet tego urządzenia najważniejszą wydaje mi się jednak klarowność. Wybór to arbitralny, ale po długim czasie (dwa miesiące), jaki spędziłem z nim takie właśnie mam wrażenie. Klarowność bez wyostrzenia. I nie chodzi nawet o rezolucję, ta jest dobra, ale da się lepiej, a o połączenie rozdzielczości z dobrą artykulacją, rzeczy, które wcale nie są ze sobą tożsame.

Wspominałem o połączeniu Jasmine z drogimi wkładkami, jednak niezwykle dobrze zagrała taniutka wkładka Denona DL-103 (test TUTAJ). To coś jak mały diamencik, który można jednak łatwo przegapić. Z Jasmine dał gładki, ładny, bardzo przyjemny, a przy tym efektowny dźwięk. Dobrze wytłoczone płyty zagrały ze szlachetnym sznytem, bez problemów z barwą czy detalicznością. Kontrabas ze wspomnianej płyty Rotha miał bardzo dobre, nasycone barwy, a przy tym nie zlepiał wszystkiego w papkę. Wbrew temu, co powiedziałem wcześniej (zawsze są jakieś wyjątki) LP 4.0 zagrał bardzo dobrze z dość przecież wyrazistą wkładką Ortofona X1-MC. To wprawdzie nie ta liga jakościowa, jednak pokazuje, że warto poeksperymentować.

W czasie użytkowania miałem jedynie dwa problemy: pierwszy dotyczył aranżacji uziemienia – LP 4.0 z Koetsu zawsze grało ze sporym przydźwiękiem. Niezależnie od tego, jaka była aranżacja uziemienia we wtyczkach (a i bez – to przecież urządzenie akumulatorowe), bez względu na to, jak podłączałem uziemienie ramienia, zawsze gdzieś pod spodem było brumienie. Okazało się, że było to złożenie charakteru wkładki i czułości Jasmine – przedwzmacniacz nie może stać w pobliżu silnika gramofonu, bo nawet w odległości 0,5 m elementy te na siebie oddziaływują. Dopiero kiedy ustawiłem Jasmine bokiem do gramofonu i na przedniej krawędzi, brum się zmniejszył. Jednak też nie do końca. Z innymi wkładkami problem nie był tak dokuczliwy, ale też trzeba było urządzenie odsunąć daleko od gramofonu. Także poziom szumu urządzenia był wyższy niż z Cyrusa Phono X. Myślę jednak, że to sprawka wczesnego „statusu” egzemplarza, który otrzymałem. Dla pewności warto to jednak sprawdzić samodzielnie. Posłuchajmy Jasmine dłużej niż zwykle. To nie jest przedwzmacniacz, który rzuca na kolana, który przykuwa ucho zaraz po odpaleniu, bo np. Audionemesis czy Cyrus grają cieplejszym, bardziej angażującym już w pierwszym momencie dźwiękiem, jednak po dłuższym czasie Jasmine nie nudzi się. Zaczniemy wówczas doceniać połączenie delikatności z rezolucją i klarownością. Pamiętajmy jednak o właściwym doborze wkładki.

BUDOWA

Przedwzmacniacz gramofonowy o nazwie LP 4.0 jest w istocie rzeczy wynikiem kooperacji chińsko-holenderskiej. Podobnie jak inne tego typu przedsięwzięcia (E-Sound – test odtwarzacza CD-E5 EWAE TUTAJ - Prima Luna, Melody, Advance Acoustic itp.) korzysta z podstawowego produktu chińskiej firmy, dopracowanego i podrasowanego przez europejskiego dystrybutora. Zmiany w podstawowym modelu LP 2.0 firmy Jasmine są spore i obejmują zarówno wymianę części elementów w samym przedwzmacniaczu, jak i całkowitą zmianę sposobu zasilania. Oto bowiem zamiast klasycznego zasilacza liniowego mamy zasilacz z akumulatorami. To, przynajmniej teoretycznie, najlepszy z możliwych sposobów „odżywiania” preampu, gramofonowego w szczególności, spotykany jednak zazwyczaj w znacznie wyższych przedziałach cenowych.

LP 4.0 składa się z dwóch części: zasilacza oraz właściwego przedwzmacniacza. Obydwa elementy umieszczone są w bardzo ładnych, znakomicie wykonanych obudowach o kwadratowej podstawie, Ich góra i dół zostały wykonane z bardzo grubych płatów aluminium anodowanych na stalowy kolor. Elementy te przekręcane są do solidnej, stalowej ramy, która z przodu ma wycięcie, na które nałożono czernione od spodu płytki akrylowe. Oryginalnie przez obydwie przeświecał stylizowany, niebieski napis „Jasmine”, w wersji akumulatorowej napis świeci jednak tylko w zasilaczu i to tylko, jeśli jest włączony do sieci. To logiczne, ponieważ zminimalizowano w ten sposób pobór prądu. Zasilacz ładuje akumulatory automatycznie, po czym się wyłącza. O stanie ich naładowania informują dwie czerwone lampki w zasilaczu. Kiedy go rozkręcimy oczom naszym ukaże się ładny, choć prosty (i może przez to niezawodny) układ – spory transformator toroidalny, zasilany przez ładny filtr sieciowy Shaffnera, oraz dwa osobne zasilacze – mamy bowiem dwie baterie ogniw, dla każdego kanału osobną. Co ciekawe, są to akumulatory Li-Polimerowe Varty używane w telefonach komórkowych (dwie baterie po trzy akumulatory).

Zasilacz łączy się z przedwzmacniaczem za pomocą niezbyt długiego, ale za to bardzo dobrego, giętkiego kabla ekranowanego, wykonanego z kabla mikrofonowego Proel, zakończonego dużymi, zakręcanymi wtykami a la DIN. Sam przedwzmacniacz ma identyczną obudowę, jednak na jego tylnej ściance mamy znacznie więcej elementów: jest tu wejście i wyjście RCA, wyłącznik zasilania, przełącznik odcinający częstotliwości subniskotonowe, przełącznik między wkładkami MM i MC oraz obrotowy selektor impedancji. Do wyboru mamy cztery wartości: 30 Ω, 100 Ω, 250 Ω oraz 1 kΩ. Wnętrze urządzenia zaskakuje wysoką jakością podzespołów oraz niesamowicie prostą konstrukcją – wyraźnie dążono do wyeliminowania każdego niekoniecznie potrzebnego elementu, połączenia itp. (podobnie robi AudioNemesis). Całość zamieszczono na jednej, bardzo dobrej płytce drukowanej, a w każdym kanale mamy jedynie trzy (tak – tylko TRZY!) tranzystory K170 Toshiby. To niskoszumne tranzystory typu JFET (z kanałem N). Układ equalizacji wykonano na bardzo dobrych, metalizowanych kondensatorach Audyn-Cap (MKP-QS), i kilku innych kondensatorach, z których część wygląda jak ERO. Wygląda na to, że wszystkie kondensatory zostały wymienione przez Holendrów. Oporniki są metalizowane, precyzyjne. Przełącznik impedancji wejściowej wygląda porządnie, a oporniki wlutowano bezpośrednio na jego wyprowadzeniach. Ponieważ udało mi się dostać jeden z pierwszych działających prototypów, więc część opisów była wykonana jeszcze na małych naklejkach.



JASMINE AUDIO
LP 4.0

Cena: 1699 euro

Dystrybucja: Audiotorium Audio import

Kontakt:
Audiotorium Audio import
Roerdompstraat 2
2352cl Leiderdorp, Netherlands.

Phone: +31 6 53930180
Fax: +31 715148455( na 1800uur)

Strona producenta: JASMINE AUDIO AUDITORIUM AUDIO IMPORT



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by SLK Studio