CLAIRE MARTIN
„THE NEVER MENTIONED LOVE”


Program:

1.He never mentioned love
2.Forget me
3.Everything must change
4.Trav’llin’ light
5.The music that makes me dance
6.All night long
7.If You go
8.A song for you
9.Slowly but Shirley
10.You’re Nearer
11.L.A. breakdown
12.Slow time
13.The sun died

Personel:
Claire Martin – śpiew
Gareth Williams – fortepian
Clark Tracey – perkusja
Laurence Cottle – kontrabas

Wytwórnia: LINN Records, AKD 295
Typ: SACDmch/SACDst/HDCD
Data wydania: 4.06.2007

“He never mentioned love” to album, na którym związana od lat z LINN Records Claire Martin prezentuje swoje wersje utworów śpiewanych przez Shirley Horn. Do powstania tego albumu nie doszło z dnia na dzień, a był efektem zauroczenia Clair techniką, duchem i emocjami zwartymi w śpiewie Horn. Ta legendarna śpiewaczka przez lata była mentorem Martin, która korzystała z tego samego zespołu technicznego i managementu, co Horn. Płyta ta ma być swego rodzaju hołdem dla zmarłej w roku 2005 Shirley, jednak od początku założono, że utwory nie mają być prostą imitacją, a twórczym rozwinięciem. Na płycie znalazł się także jeden trybut autorstwa Clair i producenta albumu Laurence’a Cottle’a pt. „Slowly but Shirley”.

W materiałach firmowych LINN-a mówi wspomina się o tym, że to może być najlepsza płyta Claire. Czytając o tym puszczałem te PR-owskie teksty mimo uszu, wiedząc, że w większości przypadków jest to właśnie materiał reklamowy, a nie informacja. Tym razem coś w tym jednak chyba jest. Zarówno od strony muzycznej, jak i brzmieniowej jest to co najmniej bardzo interesująca płyta. Mocny i ciepły głos. To głos, o którym mówimy „analogowy”. Jego wyższa średnica i góra są ciut zaokrąglone, może lepiej byłoby nawet powiedzieć, że ocieplone, jakby wokal nagrywany był za pomocą wielkomembranowego mikrofonu ze wzmacniaczem lampowym. Blachy są niezwykle bogate w wybrzmienia, harmoniczne, mają pełny i gęsty „sound”, nie ma mowy o cienkim cykaniu. Jest ich ogólnie dość dużo, nie ma się wrażenia, że je wycofano, ale ponieważ mają podobny charakter co średnica (taka konsekwencja w budowaniu brzmienia, to – abstrahując od tego konkretnego przypadku – duża zaleta), tj. są lekko lampowe, więc nie od razu sypnie z tweetera. Generalnie, na tle innych audiofilskich płyt jej jakość, tak jak i środka, jest znakomita i tylko w porównaniu z najlepszymi dyskami FIM-u słychać, że jest nieco mniej „treściwa”, odrobinę mniej konkretna. Na 99,9 % systemów będzie to jednak zupełnie niesłyszalne i dobrze, bo jest to znakomity dźwięk, z bardzo fajną muzyką. Bardzo dobrze zarejestrowano też kontrabas. W przeciwieństwie do „lampowej” góry i średnicy, dół jest twardszy i bardzo dobrze kontrolowany. Wciąż zaskakuje bogactwo harmonii, dając spory rysunek, jednak nie rozpełza się to bez sensu, a jest trzymane jak trzeba. Sam instrument został uchwycony wyjątkowo udatnie, ponieważ nie jest sztucznie wyodrębniany, a jego niższe rejestry są nieco dudniące, dokładnie tak, jak pamiętam kontrabas z rzeczywistości. Co ciekawe, pomimo dopalonej średnicy gitara elektryczna ma raczej dokładny niż romantyczny dźwięk. Nie przesadzono też z pogłosami i jedynie na wokalu daje się co jakiś czas odczuć, że jest tam coś poza dźwiękiem bezpośrednim.

JAKOŚĆ DŹWIĘKU: 10/10



WILIAM CARTER
„LA GUITARRA ESPAŃOLA”
Santiago de Murcia (1682-1732)


Program 

1.Folias Espańolas
2.Prelude
3-4. Passacalles por la E
5. Suite
6. Zarembeques, o Muecas
7. Canarios
8. Passcalles por la B
9. Cumbees
10-11. Passcallies por la D
12. Marionas por la B
13. Preludio Grabe de Coreli
14. Giga de Coreli
15. Gaitas

Wykonawca:
Wiliam Carter – gitara barokowa (Martin Haycock, 1991)
Susanne Heinrich – bas akustyczny (Merion Attwood, 1999)

Wytwórnia: LINN Records, CKD 288
Data wydania: 14.05.2007
Typ: SACDmch/SACDst/HDCD

Santiago de Murcia, to znana postać hiszpańskiej gitary barokowej, muzyk, który zasłynął połączeniem muzyki popularnej i wysokiej. Jego mieniąca się wieloma kolorami twórczość zawiera wątki hiszpańskie, zachodniej Afryki, a nawet muzykę folkową Nowego Świata, zaaranżowane w świeży sposób, w którym znać wpływy takich wielkich poprzedników jak np. Arcangelo Corelli. Jak się jednak wydaje, najważniejszym wkładem, jaki de Murcia wniósł do spuścizny hiszpańskiej jest wynalezienie i popularyzacja kontrowersyjnych tańców Zarembecques, o Muecas i Cumbees. Kiedy tańce te po praz pierwszy zostały przedstawione ówczesnym autorytetom kościelnym, momentalnie skończyło się to wydanym przez Inkwizycję w roku 1716 zakazem ich wykonywania. Jako powód podano zawarte w tańcu podteksty erotyczne, np. „prowokacyjne potrząsania”, które „mogłyby zagrozić duszom wspólnoty chrześcijańskiej”. W kontraście do burzliwego przebiegu przyswajania jego tańców, muzyk pozostawił po sobie wiele przepięknych transkrypcji i kompozycji, które również stara się przybliżyć William Carter wraz z pomocą swoje przyjaciółki Susanne Heinrich z Palladian Trio.

Ponieważ mam „w głowie” dźwięk gitar barokowych zarejestrowany na „Taranteli” wydawnictwa Alpha, dźwięk dla mnie referencyjny, trudno podskoczyć komukolwiek w tym temacie. Jednak tutaj została pokazana w wyjątkowo trafiony sposób. Ma nasycony, pełny „sound”, jest żywa i dynamiczna. Być może wydaje się czasami zbyt ciepła, ale to daje znać moje fanatyczne przywiązanie do równowagi tonalnej i rozdzielczości, bo większość hi-endowych systemów, które brzmią „szkieletowo”, bez prawdziwego mięcha dostanie zastrzyk energii i świeżej krwi. Tylko w bardzo rozdzielczych systemach będzie słychać, że da się nagrać ten instrument z nieco bardziej otwartą średnicą. Scena jest dość spora, chociaż instrument pokazywany jest dość blisko. Za nim mamy jednak dużą przestrzeń, którą wydobędziemy dobrymi komponentami towarzyszącymi. Kiedy dochodzi do gry bas akustyczny, dźwięk znacząco się wypełnia i – paradoksalnie – otwiera na górze.

JAKOŚĆ DŹWIĘKU: 9-10/10



DYSTRYBUCJA: LINN Polska


POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ


© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B