GiGi

ALONY
"UNARMED AND DAZED"


Spis utworów:

1. Silent Seekers 06:34
2. The Colour Of Endings 05:06
3. Blindfolded 06:44
4. The Song Of Comfort 03:58
5. Skylight 06:27
6. Lights On/off 05:15
7. Singing My Song 05:28
8. She's Leaving Home 04:56
9. I Saw You There 02:08
10. Unarmed And Dazed 05:01
11. Take It With Me 03:53
12. Afterglow 01:45

Personel:
Efrat Alony wokal
Mark Reinke fortepian, syntezatory
Andreas Henze bas, gitara
Kay Lübke perkusja
Athena Quartet Saskia Viersen, Margherita Biederbick, Hanna Klein, Kathrin Bogensberger

Urodzona w Hajfie, w Izraelu Efrat Alony studiowała kompozycję, aranżację i śpiew w Izraelu oraz USA i Niemczech. Brała też dodatkowe lekcje śpiewu od takich ludzi jak: Joe Lovano, Bob Brookmeyer i Steve Gray. Podczas studiów w Berklee College of Music w Bostonie poznała niemieckiego pianistę Marka Reinke, z którym utworzyła duet, mający na celu wypracowanie własnej ścieżki w jazzie. "Unarmed And Dazed" to trzeci album wokalistki, zapatrzonej w Joni Mitchell i Sidsel Endresen, na którym oprócz kompozycji duetu znalazły się także dwa covery: The Beatles oraz Toma Waitsa.

Płyta Alony została wydana przez słynącą z wrażliwości ma jakość dźwięku firmę Enja Records. Rejestracja oraz miks zostały dokonane w domenie cyfrowej o czym informuje stosowny, niemal już zapomniany znaczek na okładce - DDD. Od pierwszego momentu, od pierwszej sekundy, kiedy Alony śpiewa słychać, że to szkolony głównie pod kątem śpiewu klasycznego głos. Niespodziewanie dobrze odnajduje się on jednak w materiale jazzowym i tylko inne frazowanie wskazuje na jego genezę. Płyta nie rzuca dźwięku na twarz, a raczej podaje go w zrównoważony, powściągliwy sposób. Scena budowana jest więc bardziej z tyłu, jest głęboki i nie jest rozkładany szeroko na boki. Rejestracja jest czysta i pozbawiona rozjaśnień. Jeślibym ją już jakoś chciał zaklasyfikować, to powiedziałbym nawet, że góra jest nieco wycofana, jakby "ulampiowiona". Nacisk położono natomiast na pełną, mięsistą średnicę i wyższy bas, które pięknie ze sobą współdziałają. Szczególnie imponuje dźwięk keybordów, uchwycony z ich energią, a bez zwyczajowego rozjaśnienia i stechnicyzowania. Bardzo ładnie słychać także kontrabas, dość mocny i "fizyczny", muskularny nawet. Podkreślono jego rozmiary, które są większe niż w rzeczywistości, jednak jak na standardy rejestracji tego instrumentu, w ramach takiego grania, jest bardzo ładnie.
Gos jest minimalnie pomniejszony, przez co nie od razu wyda się tu-i-teraz, a poprawnie odezwie się dopiero na wysokiej klasy sprzęcie. Tam, gdzie brakuje rozdzielczości, płyta ta wykaże to dość szybko, bo średnica będzie nieco zbyt zbita i będzie miała mało oddechu. Nagranie samo w sobie nie jest tak mocno ograniczone, chociaż jeśli chodzi o rozdzielczość środka, to jest raczej bliżej homogenizacji niż podkreślania elementarnych składowych.

Data wydania: październik 2006

Enja Records ENJ-9491 2
Format: CD


JAKOŚĆ DŹWIĘKU: 7-8/10



JON THORNE'S OEDIPUS COMPLEX
"MANCHESTER ROAD"


Spis utworów:

1. Set a fire
2. Love saves the day
3. Prayer for peace
4. Manchester Road
5. While Paris sleeps
6. Wedding song
7. Hoost
8. Forgiveness
9. Danny Thompson
10. Moved on
11. The wrongness of it
12. Maktub

Personel:
Jon Thorne - kontrabas
Luke Flowers - perkusja (The Cinematic Orchestra)
Steve Brown - Fender Rhodes (The Cinematic Orchestra)
The Semay Quartet (Homelife/The Earlies)
Doreen Edwards - wokale (Distant Cousins)
Judy Green - wokale - (DJ Vadim/Eli Ryan)
Andy Ross - flet/saksofon tenorowy (Herbaliser)
Neil Yates - trąbka (Us 3)

Mam podejrzenia co do firmy GiGi Distribution http://shop.gigicd.com/ , dystrybutora wielu recenzowanych na tych lamach płyt, także i tej - myślę mianowicie, że mnie wyczuł i podsyła coraz to smakowitsze kąski. Alleluja - jak dobrze, że ktoś wie, czego do życia potrzebuję! Kocham piękne kobiece wokale i przed takimi płytami jak ta nie potrafię się oprzeć. I chociaż krążek "Manchester Road" sygnowany nazwiskiem faceta, Jona Thorne'a, basisty grupy Lamchop, to są na nim tak naprawdę dwie opowieści, przeplatające się wzajemnie - pod numerami nieparzystymi znajdziemy utwory wokalne, cudownie śpiewane przez Doreen Edwards i Judy Green, a pod parzystymi utwory instrumentalne. Tak naprawdę te dwa biegi się uzupełniają i zazębiają, jednak przez pierwsze przesłuchania ma się wrażenie nieciągłości. Może zresztą jest to zabieg celowy, bo dopiero po jakimś czasie okazuje się, że to wszystko ma sens i płyta nie dość, że się nie nudzi, to jeszcze słucha się jej coraz częściej. Balans tonalny płyty jest dobry, z naciskiem na średnicę. Słychać, że jest to nagranie wielościeżkowe, z dodanymi pogłosami, jednak zrobione jest to dobrze i nie boli. Najważniejsze, że głosy są uchwycone prawdziwie wspaniale. Jedynie nieznacznie emfatyczna górna średnica powoduje lekką nieciągłość planów dźwiękowych. Dźwięk trąbki i głosów podawany jest dokładnie pośrodku, amerykanie mówią na to "dead center", przez co jest wyraźny i intymny, jednak minimalnie wypreparowany z otoczenia. Całość jest jednakże znacznie lepsza niż elementy składowe i nie da się ocenić jej niżej niż na 8. Jeślibym miał o robić wyłącznie na podstawie muzyki, wówczas 10 bez mrugnięcia okiem. No, chyba, że do dystrybutora płyty...

Data wydania: 26 lipiec 2006

SAM Limited
SAM9001
Format: CD


JAKOŚĆ DŹWIĘKU: 8/10



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ


© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio