KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE
SPOTKANIE #58

KABLE
(OVER THE TOP)

WOJCIECH PACUŁA









Kable to temat bez początku i końca. Ponieważ dość często się tym tematem zajmujemy, nie będę powtarzał wytartych argumentów przemawiających za traktowaniem tego elementu systemu audio na równi z „regularnymi” urządzeniami, ani też wysilał się na znalezienie argumentów ‘przeciw’. Tak, jestem przekonany, że okablowanie zmienia dźwięk w sposób równie fundamentalny, co zmiana każdego innego elementu. Jeśli będzie niedopasowane do reszty toru – będzie źle; jeśli będzie słabsze niż reszta toru – będzie źle, itd. Problem z kablami, a także fakt, że trudno od razu zaakceptować to, że coś tak niepozornego jest tak ważne, łączy się zresztą z mocną korelacją między parametrami mierzalnymi łączonych urządzeń oraz tym, jak dane kable „zagrają”. I, zapewne, nigdzie indziej niż w hi-endzie nie trzeba się bardziej nagimnastykować (chodzi o gimnastykę umysłu, a więc tak czy inaczej, rzecz chwalebną), żeby przekonać się, że trzeba wydać tyle pieniędzy na drut. Jeśli bowiem poważnie potraktujemy to, co napisałem, a pisałem to z całkowitą powagą i w dobrej wierze, trzeba założyć, że na kable trzeba wydać koszmarne pieniądze – w najwyższych, top hi-endowych torach nawet 100 000 zł i więcej. Aż mnie ciarki przeszły, kiedy to przeczytałem. Inaczej jest bowiem coś robić, mówić, a inaczej zobaczyć to z pewnego dystansu, jak w tym przypadku. Jak każdą rzecz, teorię, przypuszczenie, tak i tę trzeba więc zweryfikować. Mój uczelniany promotor mawiał (i chyba nie on jeden), że aby się czegoś dogłębnie nauczyć, coś poznać, trzeba o tym napisać książkę. Wszystkie prace na studiach – kontrolne i dyplomowe – pisałem więc z zagadnień, które mnie interesowały. Z tego samego powodu walczyłem też długo o to, aby usłyszeć obok siebie kilka najlepszych systemów kablowych, jakie udało się zebrać. To nie są oczywiście wszystkie, jakie są możliwe do pomyślenia i w ogóle najlepsze, nawet w danych markach, ale są i tak na tyle wysokie, na tyle drogie, że zbierając w jednym miejscu cztery komplety (interkonekt + kabel głośnikowy), uskładaliśmy tym samym jakieś 200 000 zł. W drucie.

Do odsłuchu wybraliśmy cztery systemy:
· Velum NF-G SE + LS-G; test TUTAJ
· XLO Limited Edition LE-1 + LE-5; test LE-1 TUTAJ
· Tara Labs ISM The 0.8 + Omega; test The 0.8 TUTAJ
· Acrolink Mexcel 7N-DA2500 + Mexcel 7N-S20000

Jak widać, z niemal wszystkimi przewodami czytelnicy “High Fidelity” mieli możność się już spotkać bezpośrednio lub pośrednio. Veluma używam od trzech lat w swoim systemie, XLO testowałem w komplecie dla „Audio” i ma je jeden z członków KTS-u. Interkonekt Tary Labs również testowałem, a od dłuższego czasu słuchamy go wraz z kablem głośnikowym Omega w systemie Janusza, kolejnego KTS-owca. Jedyną zmienną był Acrolink. Oczywiście nie do końca, ponieważ jeśli Państwo pamiętają, testowałem topowe kable sieciowe tej japońskiej firmy (7N-PC7100, test TUTAJ), a po teście kupiłem dla siebie dwa. Janusz zaś, w którego systemie odsłuchiwaliśmy wspomniane komplety, kupił od razu trzy, a po jakimś czasie domówił kolejne dwa (na które czeka). A jednak, jeśli chodzi o łączówki sygnałowe byliśmy w tej mierze niemal „zieloni”. Jak widać, pomijając Acrolinka, systemy były własnością ludzi uczestniczących w badaniu. Z jednej strony to znacząca zaleta, ponieważ ci znają je na wylot i przesłuchiwali w towarzystwie wielu innych kabli. Co więcej – wybrali je świadomie, stawiając na jakiś zestaw zalet, który w ich systemie, w ich odczuciu, okazał się kluczowy. Minusem było to, że właściciele – jak to właściciele – byli emocjonalnie przywiązani do swoich „kabelków”. Ostatecznie wydali na nie mnóstwo pieniędzy, a to w jednym momencie ustawiło ich (nas) w pozycji obronnej. Zderzenie ze sobą różnych opinii pozwoliło jednak, moim zdaniem, dojść do kilku ciekawych wniosków.

Jak zwykle w przypadku badań jedną z najważniejszych rzeczy jest metodologia. Ta w przypadku KTS została wypracowana w ciągu ostatnich czterech-pięciu lat i polega na odsłuchu po kolei testowanych elementów. Bez ślepych odsłuchów, wiedząc, czego słuchamy. O „double-blind tests” pisałem wielokrotnie, ale powtórzę to, co najważniejsze: tego typu próby niczego nie dowodzą. Aby je właściwie przeprowadzić potrzebne są bardzo krótkie sample muzyki (ok. 10 -20 s) i można w ten sposób zbadać jedną rzecz: czy słuchacze słyszą różnicę (akcent pada na ‘słuchacza’, nie na ‘słyszą’). Wszystko inne, a więc to, jak duże są ewentualne zmiany, jaki jest ich charakter itp., są w tym badaniu niedostępne. Do takich wniosków doszedłem po wielokrotnie prowadzonych próbach tego typu w ramach Audio Szołków w „Audio”, a także KTS-u. A nie była to prosta sprawa, tak pominąć badanie, które zdaniem wielu jest jedynym „obiektywnym” badaniem. Z tym obiektywizmem to oczywiście bzdura, bo ostatecznie uczestniczą w nim ludzie i przygotowanie badanie zależy od ludzi, a jednak moje akademickie wykształcenie naciska na tego typu, zero-jedynkowe rozstrzygnięcia. Konkluzja (wystarczyło kilka lat różnych podejść…) okazała się jednak dość prosta i jednoznaczna: ślepe testy mówią jakąś prawdę przede wszystkim o słuchaczach, a nie o badanych elementach. Na wynik wpływały bowiem taki elementy, jak: zmęczenie uczestników badania, długość próbek, użyta muzyka, sami słuchacze. Korelacja tych wszystkich elementów z wynikami była zaś nieprzewidywalna. A poza tym, jak pisałem, można się było dowiedzieć tylko jednej rzeczy: czy są jakieś różnice. Można by oczywiście nieco poluzować rygory i słuchać z dłuższymi samplami, zasłaniając po prostu system. I pewnie tak należy robić. Powiem jednak wprost: nie mieliśmy możliwości, aby zasłonić wszystko i żeby jednocześnie niczego nie stracić z dźwięku. Wszystkie testowane kable są grube, sztywne (celuje w tym Acrolink) i trzeba przy przełączeniach wyłączać urządzenia. A to oznacza, że porównanie i tak opiera się na dłuższej pamięci, nie na bezpośrednim porównaniu. A takie odsłuchy wykonuję codziennie. Żeby nie przedłużać: z mojej praktyki jasno wynika, że najlepsze odsłuchy i porównania mają miejsce z długimi kawałkami nagrań, z powrotami i powtórzeniami. To, czy wiemy, czego słuchamy, czy nie ma mniejsze znaczenie. Ponieważ jednak ma, będę dążył do tego, aby w przyszłości słuchać na „ślepo”, ale tak, jak to przed chwilką opisałem. I jest jeszcze jedna rzecz, która zdaje się legitymować sposób, w jaki odsłuchaliśmy kable: różnice między nimi były bardzo duże dla wszystkich – zarówno tych osłuchanych ze sprzętem, jak i tych, którzy tej klasy urządzenia odsłuchują sporadycznie, a do tego generalnie nie „wierzą” w kable. A ponadto nasze spostrzeżenia w znaczącej mierze się pokrywały, niezależnie czy to chodziło o posiadacza danego setu, dystrybutora (Acrolink) itp.

Odsłuch zaczęliśmy od kompletu Acrolinka, po czym przeszliśmy na XLO Limited. Jego właściciel opisuje to tak:

„Jest różnica. Przecież nie da się powiedzieć, że nie ma! XLO gra dla mnie „japońskim” dźwiękiem: słodkim, ciepłym, kolorowym. Acrolink pokazał tutaj lepszą rozdzielczość, przestrzeń, miał łatwiej rozróżnialny pierwszy plan od drugiego.”

Janusz:

„Perkusja – po prostu w Acrolinku były blachy, dźwięczne, naturalne, a w porównaniu z nim XLO brzmiały papierowo. Wcześniej wszystko miało „wagę”. XLO jest okrąglejszy. W Acrolinku uderza piękna czerń tła i kapitalne różnicowanie barwowe. Przy nim XLO wpada w szarość. Głosy w Acrolinku bez porównania lepsze”.

Andrzej:

„Rzeczywiście jest różnica, i to nie mała, chociaż nie chciałem w to wierzyć. Najwyraźniej to, że na oscyloskopie czegoś nie widać, to nie znaczy, że dwa sygnały się od siebie nie różnią. XLO był dla mnie grzeczniejszy, będzie się przez to podobał większej ilości ludzi bez wyrobienia muzycznego, bo wszystko podaje od razu w ładny sposób.”

Jacek:

„Acrolink był moim zdaniem pełniejszy, bardziej przestrzenny. Chociaż w pierwszej chwili miałem zastrzeżenia do basu, to potem to skorygowałem. Średni bas był nieco matowy, ale nie była to duża różnica. XLO był bardziej przyjazny, ale mniej zróżnicowany pod względem barwy.”

Po XLO do systemu wpięty został mój Velum. Janusz, który przez Tarą Labs przez długi czas korzystał z takiego samego setu mówił tak:

„Ten system jest generalnie „chudszy”, ma mniej wypełnienia – to już nie mój dźwięk. Jest bardzo przyzwoity, to świetny wstęp do hi-endu, ale wydaje mi się, że odstaje sporo od XLO i przede wszystkim od Acrolinka. To dobry, solidny przekaz, który pokazuje prawdę o nagraniu, ale brakuje mu wyrafinowania obydwu kabli.”

Rysiek:

„Pozytywnie zaskoczył mnie bardzo dobry dźwięk. Brakuje mi jednak średniego basu. Bardzo dobrze pokazywane są natomiast talerze. To czysty dźwięk, w którym jednak niewiele się dzieje.”

Andrzej:

„Dla mnie to taki odchudzony Acrolink. Mimo wad bardzo mi się podobał, szczególnie na basie.”

I trudno mi się było z tym wszystkim nie zgodzić. Rozdzielczość systemu odsłuchowego pozwoliła zobaczyć moje kable w lepszym świetle. Wszystko, co o nich wiedziałem się potwierdziło, wyszły też jednak na jaw wady, które wcześniej były maskowane. To rzeczywiście bardzo dobry, poukładany dźwięk o bardzo dobrej rozdzielczości. Bas jest bardzo czysty i choć brakuje mu energii w wyższej części, to generalnie wydaje się dość równy. Przejrzystość góry jest zaskakująca. Brakuje jednak Velumowi wypełnienia i różnicowania barw. Oczywiście w porównaniu do pozostałych kabli testu. Jest „płaski”, choć jego dynamika jest powalająca. Po kolorowym i ciepłym XLO wydawał się szary i zgaszony. Plany są w nim wyraźnie dalej niż w Acrolinku i XLO, przez co są mniej efektowne. Jak zaraz pokazał jednak odsłuch Tary, nie jest to błąd, tylko wybór. Generalnie byłem jednak Velumem zawiedziony– nie tym, że zagrał gorzej, bo kosztując dwa, trzy i cztery razy mniej niż konkurencja miał do tego prawo, a tym, że jego paleta barwna nie była ciut większa.

Po Velumie przyszła pora a Tarę Labs, którą doskonale znaliśmy z tego systemu. Rysiek (właściciel XLO):

„Z Acrolinkiem miałem najlepszą głębokość sceny i chyba kabel ten najlepiej opisywał to, czego chciał realizator. XLO był ciepły, zrównoważony, słodki, kolorowy, przez co nadaje się do każdego systemu. Tara dobrze pokazuje zróżnicowanie barw, ale idzie w kierunku chłodu i precyzji. Tak, jakby pokazywała wszystko bardziej wyraziście. Trzeba też pamiętać, że system, w którym odsłuchujemy tych kabli, rósł najpierw z Velumem, a potem z Tarą i teoretycznie powinien z nimi zagrać najlepiej.”

Jacek:

„Tara zbliża się poziomem do Acrolinka. Wydaje mi się, że amerykański kabel jest bardziej suchy, ale też bardziej rytmiczny. XLO był dla mnie po prostu gorszy. Velum to tylko początek. Acrolink był dla mnie najlepszy, bez cienia wątpliwości.”

Robert (dystrybutor Acrolinka):

„Na pewno XLO nieco odstaje od Tary. Nie ma go co porównywać tez z Velumem. Dla mnie to inna liga. W Acrolinku bardziej mi się podobało większe zróżnicowanie w podawaniu sposobu realizacji płyty. Głębokość sceny też była tu lepsza. Tara była milsza w słuchaniu, ale chyba mniej prawdziwa.”

Janusz (właściciel Tary):

„Ja myślę dokładnie przeciwnie: dla mnie rozdzielczość Tary była jednak lepsza. Moim zdaniem ten kabel lepiej różnicuje bas i podaje go z większą energią. W Acrolinku nieco mnie raziła bezosobowa scena dźwiękowa. Może i była duża, ale jakaś „martwa”. To genialne kable, absolutny top tego, co znam, ale mnie bardziej odpowiadała nieco zdystansowana prezentacja Tary. Poza… interkonektem. Ponieważ przez spotkaniem miałem możliwość posłuchania Acrolinka i Tary w różnych układach, jestem pewien, że japoński interkonekt jest znacznie lepszy od The 0.8.”

Proszę zwrócić uwagę na wynikającą z ostatnich odpowiedzi stratyfikację: tak naprawdę gra idzie miedzy Acrolinkiem i Tarą. XLO to własny, odrębny świat. Zawsze ten sam, bez zaskoczeń, ale i bez olśnień. Ciepły, pełny, kolorowy, tyle że zawsze w tej samej palecie. Velum – już pisałem: jest świetny, ale to nie ta liga. I wreszcie dwa najlepsze kable. Moim zdaniem Acrolink zdeklasował wszystko inne, co słuchaliśmy, włącznie z Tarą. Ta ostatnia zaprezentowała dźwięk w ogólnych ramach przypominający Veluma, z tym, że wszystkie elementy były o kilka klas wyżej. Dźwięk pokazany został znacznie dalej od słuchacza i był – moim zdaniem – bardziej stłumiony. Nie chodzi o obcięcie góry, ale właśnie o mniej życia w przekazie. Jedynie niski bas był tu lepszy – masywniejszy, bardziej obecny po prostu. Jednak to, co zaprezentował Acrolink zaskoczyło mnie kompletnie: łącząc dość bliski przekaz XLO z neutralnością Tary (nawet ją przekraczając) pokazał wszystko w ekscytujący, rozdzielczy i bardzo naturalny sposób. Nie mogę się zgodzić z Januszem w sprawie przestrzeni – moim zdaniem to właśnie Tara pokazała nieco bardziej szarą, pozbawioną owego aksamitnego, czarnego zaplecza Acrolinka scenę. To oczywiście niebywały kabel i dźwięk, jednak dla mnie Acrolink dawał więcej „muzyki” i mniej „sprzętu”. Takie przynajmniej jest moje zdanie.

Podsumowując: wszystkie systemy to absolutny top i jedynie Velum okazał się nieco odstawać. Nie na tyle jednak, na ile wskazywałaby różnica w cenie. Każdy z setów gwarantuje dźwięk wybitny. A jednak każdy z nich jest inny. O wyborze będą oczywiście decydowały gusta, jednak moim zdaniem Acrolink poszedł krok dalej niż Tara. Ta ostatnia korzystała oczywiście z tego, że system był strojony, budowany (dosłownie) w jej towarzystwie. Acrolink z kolei dostał fory, ponieważ źródło (napęd i dwa przetworniki) zasilane były kablami tej firmy, także z serii 7N. XLO to osobny świat, fantastyczny, jednak moim zdaniem odbiegający od tego, co rozumiem pod pojęciem neutralności i „drutu ze wzmocnieniem”. Ten ostatni to oczywiście ideał, nieosiągalny szczyt, ale trzeba iść w jego kierunku, bo inaczej będziemy się kręcili w kółko.



Kontakt:

Velum
e-mail: info@velum-cable.com
Strona producenta: VELUM

XLO Electric
e-mail: Irek@polpak.com.pl
Strona producenta: XLO Electric

Tara Labs
e-mail: kontakt@audiosystem.com.pl
Strona producenta: Tara Labs

Acrolink e-mail: nautilus@nautilus.net.pl
Strona producenta: Acrolink







PŁYTY PROSTO Z JAPONII

CDJapan



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B