KOLUMNY PODSTAWKOWE

ELAC
BS 243

WOJCIECH PACUŁA







Niemiecka firma Elac w tym roku obchodzi 100-lecie swojej działalności. Wprawdzie wcale nie od razu tak się nazywała, ani nie zajmowała się tym, co teraz (zaczynała od badań nad urządzeniami podwodnymi, w tym echolokacyjnymi, które rozwijane były w latach II wojny światowej; to była wówczas technologia hi-tech na miarę lotów kosmicznych), ale strona firmowa właśnie od tego roku rozpoczyna opis historii Elaca. Tak naprawdę dopiero w 1926 roku powstaje zajmująca się dźwiękiem firma Electroacoustic, a po raz pierwszy nazwa Elac pojawia się w roku 1948 przy okazji nowej serii gramofonów.
Testowany w tym miesiącu model BS 243 to maleństwo za stosunkowo niewielkie pieniądze, wyposażone jednak w dwa główne opracowania tej firmy: jej wersję przetwornika AMT dr Heila o nazwie JET oraz w najnowszy głośnik nisko-średniotonowy z membraną wykonaną z sandwicza aluminiowego, jednak bez gładkiej powierzchni. Ta, o kształcie przypominającym diament, ma na celu poprawienie sztywności tłoka oraz likwidację pasożytniczych drgań (chodzi m.in. o efekt Dopplera). Tego typu zabiegi znane są od dawna, tyle że dotychczas eliminowano je za pomocą membran z plecionek włókien szklanych, węglowych i kevlarowych. Swoje trzy grosze do tego dorzuciła także firma Scan-Speak ze słynnymi, „nacinanymi” membranami z papieru. Jednak Elac poszedł dalej i podobnie jak wcześniej Monitor Audio specjalnie ukształtował membranę wykonaną z jednorodnego materiału.

Choć należące do najnowszej w katalogu serii ‘240’ BS 243 to jedne z mniejszych kolumn, z jakimi miałem do czynienia, firma deklaruje, że jeszcze mniejsze są kolumny 310 JET, w których także znajdziemy JET-a. A sam głośnik został wprowadzony do produkcji w roku 1993 i od razu stał się najważniejszym patentem Elaca. Dodajmy, że z głośnikami wysokotonowymi firma brała się za bary od dawna. To z roku 1987 pochodzi jedna z jej lepszych kopułek, 25-mm model HT 25 KST III, w którym aluminiowa membrana wykonana była z jednego elementu wraz z karkasem cewki, gwarantując znakomitą sztywność i polepszone odprowadzenie ciepła. Kopułka nie była jednak najwyraźniej rozwiązaniem, które by inżynierów Elaca do końca satysfakcjonowało. W tej chwili w ofercie znajdziemy bowiem niemal wyłącznie głośniki wysokotonowe typu JET i jedynie w najtańszej serii ‘50’ zastosowano klasyczną kopułkę. Ta niemiecka firma znana jest z jeszcze jednego opracowania: omnipolarnego głośnika superwysokotonowego (przenosi do 50 kHz) 4Pi II, dostępnego zresztą także jako osobny element, który możemy położyć na posiadanych przez nas kolumnach, niekoniecznie jej produkcji.

ODSŁUCH

Elaki to niewielkie kolumny, kolumienki właściwie i – jak wspomniałem – są jednymi z mniejszych głośników, jakie kiedykolwiek testowałem. Od razu trzeba więc zaznaczyć, że na pewne elementy brzmienia, dostępne z większych kolumn, nie ma co liczyć. I kropka. Przecież niemieckie kolumny mieszczą się całe, z obudową, głośnikami i zaciskami w komorze, którą w moich kolumnach Dobermann zajmują jedynie zwrotnice… Bardzo trudno więc, mając do dyspozycji tak niewielkie przetworniki i obudowę, a także naprawdę nieduże – jak na jakość wykonania i dźwięk – fundusze przygotować dźwięk, który byłby całościową, konkretną propozycją dla audiofila. A BS 243 proponują taką właśnie, własną, bardzo atrakcyjną, wizję świata i nagrań. Nie wiem, czy mam rację, ale w głównej mierze powodzenie tej operacji firma zawdzięcza głośnikowi wysokotonowemu. Ten wykazuje bowiem większość zalet, jakie udaje się z niego wydobyć w droższych konstrukcjach, także innych firm. Oczywiście – przetwornik ten nie pracuje w próżni, na jego odbiór składa się także przetwarzanie klasycznego tłoka nisko-średniotonowego (klasycznego oczywiście do pewnego stopnia, ponieważ ma on tutaj specjalnie ukształtowaną membranę, ale chodzi mi o typ głośnika dynamicznego) oraz elementy zwrotnicy, okablowanie wewnętrzne, zaciski itp. I słychać, że BS 243 nie jest bardzo drogim produktem, ponieważ wysokie tony z droższych kolumn Elaca, a także w innych implementacjach technologii AMT, np. w kolumnach ADAM-a czy Burmestera są znacząco lepsze.

A jednak niemieckie kolumienki o których mowa zachowują to, co czyni z AMT, a także wstęgi – chodzi po prostu o przetworniki planarne – niezwykle atrakcyjną alternatywę dla klasycznych kopułek. Myślę przede wszystkim o absolutnym braku rozjaśnienia i ostrości. Ostrych krawędzi w tego typu przetwornikach po prostu nie ma. Myślę oczywiście o zniekształceniach, które odbieramy jako ostrość, ale trzeba też powiedzieć, że i atak jest we wszystkich tych głośnikach nie do końca rysowany tak, jak to jest w kopułkach i do czego się – a i pewnie większość Państwa – przyzwyczaiłem. W BS 243 góra jest bowiem aksamitna, lekko w stosunku do średnicy i wyższego basu cofnięta i ma absolutnie koherentny charakter. Kiedy mówię o braku ostrości, to odnoszę się generalnie do zmiany perspektywy – tutaj zamiast ‘s’ w sybilantach, jeśli te są na płycie podkreślone, słychać coś pomiędzy ‘s’ i ‘sz’ (proszę spróbować coś takiego powiedzieć i potem zwykłe ‘s’, to będą Państwo wiedzieli o co mi chodzi).
Otrzymujemy więc gęste blachy, ze znakomicie różnicowaną fakturą – blachy, które nie mają jednak wyraźnego momentu uderzenia, tego „dzwonu”, który w rzeczywistości przecież występuje. To samo dotyczy innych instrumentów, jak np. wibrafonu. Ponieważ lubię jazz w wykonaniu Milta Jacksona czy Terry’ego Gibbsa, więc często tego typu muzyki słucham. Elaki naprawdę pięknie pokazały wypełnienie, głębię poszczególnych uderzeń i niezależnie czy to było na płycie Pyramid The Modern Jazz Quartet (Atlantic/Warner Music Japan,WPCR-25125, CD) czy też A Jazz Band Ball (Mode/Muzak, MZCS-1172, CD), wibrafon pokazywany był w głęboki, pełny sposób. Tak samo zresztą, jak saksofon z płyty Arta Peppera …the way it was! (Contemporary Records/Mobile Fidelity, UDSACD 2034, SACD/CD; recenzja TUTAJ).

Dźwięk tych kolumn jest nieco tłumiony i chyba chodziło o uzyskanie możliwie dużej dynamiki i umożliwienie im grania bez zniekształceń głośniej, niż by to sugerowały ich rozmiary. Dźwięk nie jest więc tak otwarty, jak z innych perfekcyjnych monitorów za te pieniądze, np. modelu CM1 Bowers&Wilkins. Kopułka tych ostatnich nie jest tak koherentna, pełna i nieco ciepła, jak głośnik Elaca, ale ma więcej życia i szybsze uderzenie. A to, jak mi się wydaje, jest też w pewnej mierze pochodną przesunięcia ciężkości dźwięku niemieckich konstrukcji w dół, gdzieś na przełom średnicy i dołu. Podobny manewr, który „powiększał” dźwięk jest stosowany bardzo często, a ostatnio słyszałem go z Monitorów Audio Gold GS10. Tam jednak mieliśmy większą paczkę i głośnik nisko-średniotonowy o większej średnicy, przez co dźwięk był bardziej otwarty i bardziej dynamiczny. Nawet w zbliżonych gabarytowo Bowersach 686 wydawało się, że dźwięk jest większy i bardziej otwarty. Nie ma jednak wątpliwości, że to dlatego, że i Bowersy, i – choć w mniejszej mierze – Monitory grają jaśniejszym i mniej wypełnionym dźwiękiem na górze pasma. Elaki, mimo swojego charakteru, dzięki przetwornikowi JET podają naprawdę wyrafinowaną górę.

Scena dźwiękowa tych kolumienek jest niezła – wybudowana dość daleko w głąb i wszerz, choć wolumen dźwięków, ich rozmiary nie są specjalnie duże. To są małe kolumny i tak je należy w tej mierze traktować. Instrumenty mają indywidualną przestrzeń wokół siebie, zaznaczaną od niechcenia, jak z bardzo drogich głośników. Sama przestrzeń, tj. odpowiedź pomieszczenia, nie jest jednak specjalnie wyraźna. Tutaj ograniczeniem są zarówno rozmiary, jak i cena produktu. Nie da się tego przeskoczyć. Trzeba jednak koniecznie „beesów” posłuchać, ponieważ sprawdzą się wszędzie tam, gdzie zależy nam na miejscu i jednocześnie nie chcemy poświęcać wiele z dźwięku. Jeśli nie będziemy głośno grali i podłączymy jakąś przyjemną elektronikę, wówczas ładnie zabrzmi wszystko – od jazzu po rock. Bo z Elakami przesłuchałem sporo płyt tego ostatniego typu – i Peter Gabriel z Security (Geffen/Warner Bros., 2011-2, CD), i King Crimson z Thrak (Discipline Global/Virgin, 8 40313 2, CD) zabrzmiały efektownie i przyjemnie. Jeszcze fajniej zagrała z kolei, właśnie przeze mnie kupiona, japońska wersja płyty Time Electric Light Orchestra (Epic/Sony Music Direct (Japan), MHCP 1161, CD). Mam ją zarówno w postaci oryginalnego longplaya, jak i ostatniego, „regularnego”, tj. europejskiego remasteru. Tego ostatniego nie da się, niestety, słuchać. W każdym razie, ELO zabrzmiało z Elaków w energetyczny, pełny sposób – tak, jak to ma miejsce z winylu.

Kolumienki nieco ocieplają przekaz, przede wszystkim przez wyeliminowanie z niego ostrości i zapiaszczenia, a dopiero na drugim miejscu z powodu podniesienia wyższego basu. Poziom wysokich tonów mógłby być wyższy, otrzymalibyśmy wówczas więcej zalet przetwornika AMT, jednak doskonale rozumiem ten wybór: przy takim budżecie na elektronikę wszystkie jej wady zostałyby dokładnie naświetlone. Może bez nieprzyjemnego rozjaśnienia, ale jednak. Dlatego być może jest to dobry kompromis. Wspomniałem o małym pomieszczeniu dla Elaków. Jeśli tam będą pracować, wówczas warto zatkać wylot bas-refleksu zewnętrznym pierścieniem dwuczęściowej zatyczki piankowej, która jest na wyposażeniu. Cała zatyczka powoduje, że dźwięk robi się zbyt lekki i traci sporo dynamiki. Jest też jeszcze jedna opcja w postaci JET DC – miękkiego pierścienia, który mocuje się za pomocą czterech, metalowych elementów z drutu przed głośnikiem wysokotonowym. Ma on za zadanie wygasić wyższą część pasma, która normalnie wędruje w kierunku krawędzi obudowy, gdzie fale się uginają i interferując ze sobą, wprowadzają do dźwięku zniekształcenia. Tyle teoria. A praktyka? W pierwszej chwili po założeniu krążków nie usłyszałem specjalnej różnicy poza tym, że góry było trochę mniej. Kiedy jednak zdjąłem to „ustrojstwo” okazało się, że może i zmiany nie są jakieś specjalnie duże i można by je nawet pominąć, ale jednak są. A słychać je w postaci wyszlachetnienia uderzenia (z założonymi JET DC) i jego lepszego naświetlenia. A to krok w dobrym kierunku. Blachy nieco się wydobywają z tła, a tutaj to ważne. Nie są jednak krążki, przynajmniej dla mnie, czymś w tym przypadku obowiązkowym, tym bardziej, że z nimi kolumny nie wglądają już tak ładnie.

BUDOWA

Model BS 243 niemieckiej firmy ELAC jest najmniejszym głośnikiem z nowej serii ‘240’, dwudrożnym monitorem z obudową typu bas-refleks. Na górze pracuje głośnik typu JET – odmiana przetwornika AMT (Air Motion Transformer), którego zasada działania polega na tym, że zamiast membrany w formie tłoka mamy harmonijkę, którą można ściskać i rozciągać, wypychając spomiędzy jej fałd powietrze z dużą prędkością. Model zastosowany w Elacu (JET III c) nie jest zbyt duży – zarówno kolumny Oskara Heila (np. znany model Kithara), jak i przetwornik w głośnikach Mark&Daniel mają znacząco większą powierzchnię. JET Elaca napędzany jest przez magnesy neodymowe i jest w całości od tyłu zamknięty w metalowej puszcze, wytłumiającej energię od tylnej strony membrany. Na dole pracuje głośnik nisko-średniotonowy z membraną o średnicy 150 mm, wykonaną w formie sandwicza: na podstawę z papieru nakleja się aluminiowy element ukształtowany tak, aby przypominał powierzchnię diamentu czy kryształu. Stąd nazwa tego patentu: Crystal Membrane. Jego kosz wytłoczono z blachy i wyposażono w podwójny system napędowy (z dwoma krążkami magnesu). Obydwa głośniki otrzymały plastikowe elementy maskujące.

Obudowę wykonano z płyty MDF i pokryto naturalną okleiną zarówno od zewnątrz, jak i od środka (!). Tak robi także np. Totem Acoustic, argumentując, że nadaje to całości inną, w domyśle: lepszą, strukturę rezonansów. Wnętrze jest dokładnie wytłumione materiałem wyglądającym, jak przygotowany do sprasowania filc. Obudowa, choć maleńka, więc i sztywna, jest dodatkowo usztywniona pionowym wieńcem z płyty MDF. Zwrotnicę zmontowano na płytkach przykręconych od środka bezpośrednio do zacisków głośnikowych. Aby możliwie najlepiej od siebie oddzielić sekcję wysokotonową oraz nisko-średniotonową, płytki podzielono między obsługujące je głośniki. W sekcji wysokotonowej znajdziemy trzy cewki powietrzne i kilka kondensatorów, m.in. polipropylenowy i polistyrenowe. Jak widać, to dość skomplikowany układ, ponieważ dochodzą do tego jeszcze liczne oporniki. Na dole widać cewkę powietrzną oraz drugą, większą z rdzeniem proszkowym. Także tutaj kondensator jest polipropylenowy. Głośniki podpięte są za pomocą linek – jedna żyła jest miedziana, zaś druga ze srebrzonej miedzi. Zaciski głośnikowe są złocone, podwójne i spięte cienkimi zworami. Pomimo moletowanych, plastikowych nakrętek nie są łatwe w użyciu, ponieważ umieszczono je zbyt blisko krawędzi wpustu w wytłoczce, do której są przykręcane, przez co trudno je objąć palcami i ścisnąć. Ulokowany z tyłu wylot bas-refleksu można zamknąć piankowymi zatyczkami. Podobnie jak B&W, tak i Elac wykonuje je w postaci dwóch elementów – zewnętrznego pierścienia i swego rodzaju czopu. Można więc otwór lekko przytkać lub zatkać całkowicie, dopasowując ilość basu do umiejscowienia kolumn. Kolumienki są fantastycznie wykonane i noszą dumną naklejkę ‘Made in Germany”. Zaawansowana inżynieria i świetny wygląd. To jest właśnie Elac.



Dane techniczne (wg producenta):
Pasmo przenoszenia (IEC 268-5) 41 Hz-50 000 Hz
Impedancja 4-8 Ω, minimum – 3,6 Ω/240 Hz
Rekomendowana moc wzmacniacza 30-150 W
Moc maksymalna (sinus/peak) 60 W/80 W
Podział częstotliwości 2700 Hz
Skuteczność (2,83V/1 m) 87 dB
Wymiary (HxWxD) 285x170x232mm


ELAC
BS 243

Cena (para): 1946 zł

Dystrybucja: Audio Klan

Kontakt:

05-270 Marki k/Warszawy
ul. Szkolna 45

tel.: +48 (0…22) 777 99 00

e-mail: aklan@audioklan.com.pl


Strona producenta: ELAC
Polska strona firmy: ELAC





PŁYTY PROSTO Z JAPONII

CDJapan



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B