ODTWARZACZ CD

PATHOS
ENDORPHIN

WOJCIECH PACUŁA







Kiedy w numerze wrześniowym angielskiego magazynu "Hi-Fi News" www.hifinews.co.uk (Vol. 51, Nr 9) na okładce ukazał się odtwarzacz Pathos Endorphin nie było w tym nic nadzwyczajnego. Niezwykły kształt urządzenia, jego rzeźbiarska fizyczność uprawniają do takich działań - vide okładka tego numeru "HIGH Fidelity OnLine". Test ukazał się dość szybko po wprowadzeniu do sprzedaży odtwarzacza (nastąpiło to w kwietniu), co również jest zrozumiałe, ponieważ to pierwsze urządzenie tego typu w historii tej zasłużonej włoskiej firmy. Moje zainteresowanie niepomiernie wzrosło, kiedy w spisie treści zobaczyłem, kto testuje urządzenie - Ken Kessler. Jest coś takiego, jak wiarygodność piszącego. W polskiej prasie, która - przynajmniej w porównaniu z angielską i amerykańską: magazyn "Hi-Fi News" w tamtym roku obchodził 50-lecie istnienia - wciąż znajduje się w okresie popołogowym, wartość nazwiska nie jest jeszcze aż tak istotna, co wartość magazynu jako takiego. Raczej mówi się, że w "Audio" coś napisano, albo coś ukazało się w innym wydawnictwie, niż że napisał to ten lub tamten redaktor. Taka jest prawidłowość w rozwoju piśmiennictwa i wszystko jest w porządku. W Anglii jednak, jak i we wszystkich rozwiniętych krajach, nazwisko piszącego znaczy wiele. Bardzo wiele. Niemal wszystko znaczy też dla mnie. Wprawdzie pierwszym impulsem jest dla mnie premiowanie tytułu (ostatecznie żyję w Polsce...), jednak są od tego wyjątki.

Najważniejszymi drukowanymi pismami (anglojęzycznymi) dla mnie są angielski "Hi-Fi Plus" oraz amerykański "Stereophile", jednak przez długi czas do tego grona zaliczał się także wspomniany "Hi-Fi News". Wciąż znajduję w nim wiele interesujących artykułów, ostatnio znów coraz więcej, jednak po sile sprzed jeszcze 4-5 lat nie pozostało wiele. Jedynym magnesem, który mnie tam przyciąga są trzy nazwiska: Martina Collomsa, Andrew Harrisona oraz właśnie Kena Kesslera. Ten ostatni to Amerykanin, który przyjechał do Anglii specjalnie dla tego magazynu, rekomendowany przez byłego naczelnego, Johna Atkinsona, który z kolei przeniósł się za Atlantyk, by objąć posadę naczelnego "Stereophile'a"... Niesamowita wymiana, w dzisiejszych czasach (a było to wiele lat temu) już chyba nie do pomyślenia, w czasach, gdzie redaktor redaktorowi wilkiem, a naczelny naczelnemu wilkołakiem. Ale kiedyś tak było. Wróćmy jednak do meritum: Ken Kessler recenzuje Pathosa. Recenzja była olśniewająca - jak zwykle dowcipna, nieco sarkastyczna, jak to u Kesslera, z zaskakującą puentą - to był najlepszy odtwarzacz CD, jaki Ken słyszał. Rzecz niebywała, bo nie dość, że cena odtwarzacza do astronomicznych wcale nie należy, a w dodatku Kessler niesłychanie rzadko zmienia swoje preferencje. Dotychczasowym liderem w jego rankingu był zaś, już wiele lat nieprodukowany, odtwarzacz Marantza CD-7, chyba najlepsze urządzenie tego typu w historii tej firmy. A tu - bang! Jest zmiana - dosłownie i jeszcze bardziej dosłownie: oto w następnym numerze dowiadujemy się, że Kessler już w "Hi-Fi News" nie pracuje. Bez słowa wyjaśnienia ze strony naczelnego. Coś złego się tam dzieje, jednak dla naszej historii ważne jest jedno: Endorphin zrobił na tyle duże wrażenie na jednym z czołowych redaktorów świata audio, że nie wahał się to powiedzieć jasno i dobitnie. Jak by nie było - życzymy mu wszystkiego najlepszego! Na pewno szybko zobaczymy jego nazwisko w innym tytule.

Proszę więc wyobrazić sobie moją ciekawość i ekscytację, kiedy okazało się, że urządzenie jest dostępne w Polsce: rzuciłem się na nie, jak - nie przymierzając - pięćdziesięciolatka na wolne miejsce siedzące w tramwaju. A odtwarzacz wygląda znakomicie: duża, czerniona płyta akrylu, posadowiona na trzech kolcach, z dwoma dużymi walcami z przodu w roli pilarów i wykonanym z takiego samego materiału "moście" spinającym i usztywniającym górną ściankę, tworzącym także coś w rodzaju wulkanu, w którego kraterze kładziemy płytę CD i nakładamy na nią dużą, także aluminiową pokrywę (to nie jest krążek!). Konstrukcja jest bardzo niska, w czym przypomina urządzenia Ancient Audio, przede wszystkim model Prime (test TUTAJ). To nie jedyne podobieństwo, jest ich więcej. Przede wszystkim, w układzie wyjściowym znajdziemy lampy, te same w obydwu urządzeniach - duże, podwójne triody Sovteka 6H30, przez wiele lat zarezerwowane jedynie dla amerykańskiego BAT-a, pracujące w klasie A bez sprzężenia zwrotnego. Także estetyka, pomimo różnic, ma pewne cechy wspólne, jak np. niewielkie metalowe guziczki sterujące transportem. I jedynie sposób odczytywania informacji jest inny - tutaj mamy ładny, chowany wyświetlacz, niestety znacznie słabiej widoczny.

ODSŁUCH

Nieprzypadkowo wygląd i budowa Pathosa w dużej mierze są tożsame z odtwarzaczami Ancient Audio - to ten sam fenomenalny, plastyczny, prawdziwie analogowy, ale w tym najlepszym znaczeniu dźwięk. W niezwykły sposób włoskie urządzenie przekazuje atmosferę nagrań, naprawdę znakomicie! Pierwsze dźwięki z utworu "I'm A Fool To Want You" z płyty-samplera "FIM Super Sound!" First Impression Music (FIM XR24 066, Limited Edition XRCD24) i od razu jesteśmy przetransportowani do wnętrza utworu: w jednej chwili szum taśmy-matki (to analogowe nagranie z lat 70.) ustawia pewną barwę - delikatną, nieco ciepłą, z głębią i aksamitem tuż pod powierzchnią. Balans tonalny wydaje się znakomity, może z lekkim dopaleniem niższej średnicy, tak jak to robiła końcówka Nagry MPA (opis brzmienia TUTAJ), jednak z większą swobodą, bez swego rodzaju fluidu wokół instrumentów, a nawet jeśli, to z minimalną ilością - ot tyle, żeby wszystko nabrało szlachetnego połysku. Głos Jacinthy z utworu "A Song For You" (ze wspomnianego samplera), nagrany z lampową ciepłotą i mocniejszym przełomem średnicy i basu został ciut bardziej "ulampowiony". Nie są to podbarwienia, bo już wcześniej fortepian, bardzo czysty, dynamiczny i dźwięczny pokazał, że od tej strony Pathos jest zabezpieczony. Raczej chodziło o wybór sposobu prezentacji: dość dużego rysunku o znakomitej głębi i "treściwości".

Kilka płyt później można było też sformułować następną tezę o Pathosie jako... antytezie Gryphona Mikado - odtwarzacza, który niegdyś testowałem dla "Audio". Żeby nie było niedomówień - to ta sama klasa, wciąż uważam, że duńskim inżynierom pod wodzą Fleminga E. Rasmussena udało się osiągnąć coś szczególnego, jednak jak dla mnie, ścieżka wybrana przez włoski odtwarzacz (co ciekawe, obydwa urządzenia mają dość podobny, kosmiczny wygląd) jest bliższa moim gustom i upodobaniom, a w konsekwencji mojemu pojmowaniu dźwięku "naturalnego". Dźwięk Endorphin jest bowiem niesamowicie angażujący, zawłaszcza słuchacza intensywnością doznań. Nie ma wprawdzie tak precyzyjnego rysunku i wglądu w najdrobniejsze szczegóły nagrania jak Gryphon czy np. dCS P8i, jednak prawdę mówiąc, niczego mi w jego dźwięku nie brakowało. Podobnie było wcześniej z wielokrotnie droższym, znakomitym odtwarzaczem EMM Labs CDSD SE/DCC2 SE - ta sama, pełna i koherentna wizja odtwarzanej muzyki, to samo uwrażliwienie na zawartość emocjonalną zawartości dysku i naprawdę zupełnie wystarczająca ilość szczegółów. A do tego Pathos nie ma owego lekkiego wycofania i ocieplenia góry - podobnie jak w moim AA Prime nic w dźwięku nie przypomina stereotypowego wyobrażenia na temat lampy. Dźwięk był szybki, rytmiczny i dynamiczny, bo wybuchowe solo perkusji w utworze "J K Drum Improvisation" z płyty First Impression Music zabrzmiało niesamowicie szybko i dynamicznie. Jedynie lekko mocniejszy, trochę bardziej niż zazwyczaj mięsisty przełom dołu i środka przybliżał zestaw perkusyjny w stronę słuchacza.

Przy bardziej komercyjnych nagraniach, jak z płyty "Geometry of Love" Project by Jarre (Warner Music 60693, CD) dźwięk był równie skupiony, dynamiczny i pełny, jak wcześniej. Udało się tu osiągnąć coś, co występuje endenemicznie tylko w wysokim hi-endzie, tj. dźwięk nie został wyostrzony, komercyjna realizacja nie została podkreślona, ani wykoślawiona - bo góra wydawała się nawet dość ciepła - a z drugiej strony nagranie zabrzmiało w niewiarygodnie otwarty, pełny sposób, bez poczucia, że czegokolwiek na górze brakuje, albo że coś zostało uproszczone. Już wcześniej słychać było wyraźne odcienie blach perkusji, no, może z lekkim osłodzeniem, jednak tutaj potwierdziło się to w całej rozciągłości.

Jak na Compact Disc, Pathos prezentuje bardzo dobrą scenę dźwiękową. Jak już wspomniałem, jest ona dość blisko z pierwszym planem, jednak - to kolejna cecha hi-endu - nie zwraca się na nią uwagi. Ani niczego w projekcji instrumentów nie brakuje, ani też nie ma przesady w prezentacji szczegółów. Dotychczas spotkałem się z czymś takim jedynie w odtwarzaczach Ancient Audio i EMM Labs, a w pewnym stopniu także Audio Research CD3. W tamtych urządzeniach, jak i w Endorphin, wszystko jest takie, jak trzeba, jest na tyle naturalne, że patrzymy PRZEZ to na muzykę i barwy instrumentów. Przestrzeń zwraca na siebie uwagę jedynie, jeśli tego wyraźnie życzył sobie realizator nagrania, jak np. w utworach "Quague" i "Active" z płyty "Mutru" Piotra Żaczka (ARMS Records, ZP 140770 02, gold-CD; recenzja TUTAJ), gdzie dźwięki, które zostały spreparowane w przeciwfazie, otaczające, obiegające słuchacza, zostały wyraźnie pokazane jako coś "ekstra". Ich namacalność była mniejsza niż z Gryphona czy Ancient Audio, ale było całkiem ładnie. Przy muzyce klasycznej i z udziałem akustycznych instrumentów słychać, że niski dół czasem wymyka się spod kontroli, bo np. kontrabas z "Ser Tudo ou nada" z pięknej płyty Katii Guerreiro ("Tudo ou nada", Som Livre 274 1420, CD) z muzyką fado, był nieco mocniejszy niż zwykle i wybrzmiewał dłużej niż się do tego przyzwyczaiłem. Pod tym względem wciąż Gryphon i dCS wyznaczają standardy, których nikomu, przynajmniej w moim doświadczeniu, nie udało się pobić.

Słuchając Pathosa słychać, że przed nami wciąż jeszcze wisi cieniutka, muślinowa zasłonka, oddzielająca nas od wykonawców, ale jest ona tak delikatna, że jedynie najdroższe i najlepsze urządzenia cyfrowe dopuszczają nas ciut bliżej. Ogólnie - to piękny, doskonały muzycznie odtwarzacz, którego jedyną wadą o której warto wspomnieć (poza użytkowymi - brakiem opisu guziczków - ach, jak ładnie wyglądałyby podświetlane symbole na akrylu - czy problemami z właściwym zamknięciem klapy) jest nie tak doskonały bas jak z Mikado. Może można by dodać jeszcze do tego brak regulowanego wyjścia (zintegrowanego przedwzmacniacza), ale przecież "nikt nie jest doskonały". Już dawno tak dobrze się nie bawiłem podczas testu.

BUDOWA

Odtwarzacz CD Endorphin firmy Pathos Acoustics jest klasycznym top-loaderem. Choć na pierwszy rzut oka wygląda na to, że płyta znajduje się na wierzchu jak w Ancient Audio, w istocie jest ręcznie zamykana dużym aluminiowym krążkiem, w którym luźno umocowano klasyczny, plastikowy krążek dociskowy, taki sam jak w odtwarzaczach z szufladą. Nie jest więc metalowa płyta czymś w rodzaju docisku, jak w gramofonach analogowych, a jedynie stylową pokrywą. Jak wspomnieliśmy we wstępie, urządzenie jest bardzo niskie. Jego obudowa składa się z trzech głównych elementów: metalowego chassis od spodu, grubej, czernionej płyty akrylowej w roli ścianki górnej oraz wykonanego z odlewu aluminiowego elementu, usztywniającego konstrukcję i tworzącego miejsce dla położenia płyty bezpośrednio na napędzie. W tej roli Philips Pro-2. Częścią "kitu", który jest z nim sprzedawany, jest charakterystyczny, niebieskawy wyświetlacz, który został tutaj bardzo sprytnie umieszczony w chowanym elemencie. Wielkość i kontrast cyfr pozostawia sporo do życzenia i nie ma co liczyć na równie komfortowy odczyt co z urządzeń Simaudio czy EMM Labs. Urządzenie posadowiono na trzech aluminiowych kolcach, dwóch z przodu i jednym z tyłu (układ ten promowany jest m.in. przez francuską firmę YBA). Przednie kolce wkręcane są do masywnych aluminiowych walców, które służą za nóżki i swego rodzaju "pilary" dla całego urządzenia. Ponieważ kolce można wykręcać, warto dokładnie wypoziomować urządzenie. Sterowanie odbywa się za pomocą małych, chromowanych guziczków, które nie są opisane. Także na pilocie, ładnym, akrylowym (z czernionego akrylu) nie znajdziemy żadnych symboli, ani napisów i choć wyjaśnienia znajdują się w instrukcji, to bardzo długo użytkownik będzie się gubił - mnie nie udało się ich opanować do samego końca użytkowania urządzenia. Z tyłu znajdziemy bardzo ładne gniazda RCA i XLR (Endorphin jest urządzeniem zbalansowanym) dla sekcji analogowej i równie ładne (zwykle ten element się zaniedbuje) gniazdo wyjścia cyfrowego koaksjalnego (obok jest wyjście optyczne TOSLINK). Kabel sieciowy jest odłączalny.

Cały układ odtwarzacza został zmontowany na jednej płytce. Umieszczony pośrodku napęd, w którym zachowano umieszczane standardowo przez Philipsa sprężyny odsprzęgające go od podłoża. Są one przykręcone jednak nie do standardowej płytki, ale do czterech grubych, masywnych walców z aluminium, przykręconych do ścianki dolnej. Pod samym napędem jest jeszcze metalowa płytka, która ma chronić przed zakłóceniami od umieszczonego centralnie pod Philipsem transformatora toroidalnego. Także na transformatorze nakręcono metalową płytkę, jednak trochę takie ulokowanie transformatora budzi pewne opory - ostatecznie to na osi toroidu występuje maksymalne zagęszczenie linii sił pola elektromagnetycznego. Jak by nie było, z trafa wychodzi dwanaście uzwojeń wtórnych i mamy aż dwanaście niezależnych zasilaczy - dla każdej sekcji osobny: dla napędu, przetwornika, osobno dla każdego kanału w części analogowej, dla lamp, żarzenia itp. W torze audio znajdziemy przetwornik Cirrus Logic CS4396 oraz lampy rosyjskiego Sovteka 6H30. Przetwornik Cirrusa to już dość wiekowa konstrukcja 24/192, wielobitowa sigma-delta, z 1998 roku, jednak o bardzo dobrych parametrach, m.in. dynamice na poziomie 120 dB, a więc o realnej rozdzielczości 20 bitów. Oporniki są w większości precyzyjne, metalizowane, a przy lampach znajdziemy niewielkie kostki polipropylenowych kondensatorów (bez loga). Urządzenie przychodzi w bardzo gustownej, drewnianej skrzynce, z wyfrezowanym, ale wypukło, logo firmy i nazwą urządzenia.



DANE TECHNICZNE (wg producenta):
Przetwornik D/A 24/192 Cirrus Logic, zbalansowany
Stopień analogowy zbalansowany, lampowy - Sovtek 6H30 - w klasie A, bez sprzężenia zwrotnego
Dynamika 120 dB
THD + N -100 dB
Gniazda wyjściowe analogowe - RCA i XLR; cyfrowe: koaksjalne i optyczne (TOSLINK)
Maksymalny poziom wyjściowy 2V (RCA), stałe
Wymiary: 480 x 400 x 100 mm


PATHOS
ENDORPHIN

Cena: 29 460 zł

Dystrybucja: Hi-Fi Sound Studio

Kontakt:
Tel.: (0...22) 772 31 66
Tel./fax: (0...22) 772 31 33

e-mail: hifisoundstudio@zigzag.pl

Manufacturer web page: PATHOS ACOUSTICS



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by SLK Studio