WZMACNIACZ MOCY

MANLEY
NEO-CLASSIC 250

WOJCIECH PACUŁA







Manley to amerykańska firma, która w swoim portfolio, obok wielu interesujących produktów ma jeden, dziki któremu już teraz przeszła do historii - przedwzmacniacz gramofonowy Steelhead. Michael Fremer, "bóg analogu", jak mówią jedni, dla innych "co najmniej śliski gość", w każdym razie człowiek, który o świecie czarnego krążka wie wszystko, albo niemal wszystko, używa właśnie Steelheda (test w HFOL wkrótce), podłączonego do kosztującego 100 000 Euro gramofonu firmy Continuum Audio Labs . Ale nie o tym chciałem właściwie mówić, a raczej zwrócić uwagę na to, jak jeden, nawet znakomity produkt, jest w stanie przysłonić inne produkty. Słuchając kolejne, coraz droższe wzmacniacze Manleya (Stingraya testowałem w "Audio", a test monobloków Snapper TUTAJ; tam też niezwykle ciekawe wprowadzenie Ann Manley, właścicielki i spiritus movens firmy) doszedłem mianowicie aż do szczytu w postaci monobloków Neo-Classic 250, przedmiotu tego testu i każdy, każdy pojedynczy produkt prezentował sobą niesamowity potencjał i znakomity dźwięk. Jak gdyby Ann miała wyłączność na dobre pomysły. A może zresztą ma...

W każdym razie "250" przybyła do mnie już od nowego dystrybutora, który wydaje się bardzo zaangażowany w tę firmę, najwyraźniej kocha ten sprzęt i jest duża szansa, że to nie jest działalność wysychająca okresowo jak Nil, ale na poważnie. Mam tym większą nadzieję, że tak właśnie jest, ponieważ w dystrybucji firmy Moje Audio znajdują się także niezwykle w USA cenione kolumny Joseph Audio, które regularnie zdobywają nagrody w kategorii "najlepszego dźwięku wystawy" na największych tego typu imprezach za Oceanem. Czas więc, aby i po tej stronie Wielkiej Wody zamieszały.
Model Neo-Classic, jak sama nazwa wskazuje, nawiązuje - stylistycznie - do wczesnych lampowych lat i wygląda bardzo ciekawie i dystynktywnie. Niesamowita jest moc wzmacniacza - 250 W w trybie tetrodowym (125 W w trybie triodowym), uzyskana z dziesięciu lamp EL34, które o takie wyczyny zazwyczaj nie są podejrzewane. Urządzenia są ciężkie, chociaż nie tak znowu wielkie i niesamowicie się grzeją - cała moc tracona na podgrzanie lamp gdzieś musi się podziać...

Odsłuch przeprowadzony był z kolumnami Reference 205 KEF-a , Davis Nikita (test w tym miesiącu), a także z genialnymi Avantgarde Acoustics Picco (test TUTAJ), przegląd był więc spory. Jako źródło posłużył mój Lektor Prime (test TUTAJ) z wbudowanym fenomenalnym przedwzmacniaczem, komplet EMM Labs CDSD SE/DCC 2 SE, także z przedwzmacniaczem, jak również odtwarzacz Accuphase DP-78 z nowym flagowym przedwzmacniaczem tej firmy C-2810. Kable, jak zwykle to referencyjny Velum. Towarzystwo było więc co najmniej niezłe.

ODSŁUCH

Manley pokazuje, jak może brzmieć wzmacniacz o wysokiej mocy tak, żeby w wielu aspektach było go słychać jak z niewielkiego wzmacniacza SET. Wszystkich rzeczy nie da się przeskoczyć, jednak wiele - a i owszem. Jak zauważył jeden ze znajomych, takie duże , skomplikowane urządzenia nie mogą się równać subtelnością góry i głębią precyzyjnej sceny z lampami 300B, jednak chyba nie o takie porównania tutaj chodzi. Ostatecznie Manley posiada w swojej ofercie także wzmacniacze oparte o te kosztowne triody, czekające na wybór kupujących. Małe moce wymuszają określoną ścieżkę postępowania, zarówno jeśli chodzi o kolumny, jak i rodzaj odtwarzanej muzyki. Z SET niskiego basu nie ma i nie będzie, nawet ze skutecznych kolumn. Wyjątkiem są Avantgarde'y, ale tutaj mamy aktywną sekcję niskotonową. Z małymi mocami najlepiej więc udawać, że poniżej 60 Hz na płytach nic się nie dzieje i jest gites. Mam jednak nieodparte wrażenie, że "250" została zaprojektowana do pracy z realnymi kolumnami w sporych pomieszczeniach (zarówno ze względu na moc oddawaną do kolumn, jak i do atmosfery). To wzmacniacz dla tych, którzy nie są w stanie zaakceptować ograniczenia siły głosu i pożądają niskiego basiska, jeżeli takowe w nagraniu się znalazło. Jeśli tak, to Manley spełni te oczekiwania z nawiązką.

Przepiękny dźwięk. Jeśli chodzi o barwę to jest to szkołą dźwięku Accuphase ze wzmacniaczy A-30 i A-60, tylko z lepszą rozdzielczością i większą dynamiką. Kontrola niskich częstotliwości też tutaj jest lepsza. Brak podbarwień na basie, a przy tym jego znakomita kontrola to główne cechy dźwięku Manleya. To wciąż nie jest wprawdzie absolutne panowanie nad niskotonowcami, jakie zapewnia Gryphon Diablo, jednak jest i tak bardzo dobrze. Zresztą, barwa tej części pasma jest w Manleyu przyjemniejsza, bardziej "ludzka". Ma ona pełnię, bogatą barwę, a przy tym jest mięsista i zwinna. Słychać to szczególnie dobrze w nagraniach, gdzie mamy sporo warstw, jak np. w "Washington Street" Laurie Anderson z płyty "Life on a String" (Nonesuch 79539, HDCD), gdzie wszystko pokazane zostało ze znakomitą plastyką, głębią i będąc tuż, na wyciągnięcie ręki nie było rzucane na twarz. Wspominałem o górze. Naprawdę łatwo zapomnieć o SET-ach, szczególnie, jeśli nie porównujemy z nimi amerykańskiego wzmacniacza łeb w łeb. Trzeba wprawdzie powiedzieć, że góra nie jest tak rozdzielcza jak w najlepszych wzmacniaczach 300B, np. Ancient Audio Grand Mono, jednak nigdy nie usiłuje wyskoczyć ponad to co potrafi i nie wybija się bezsensownie na pierwszy plan. Dźwięk w Manleyu po prostu stanowi całość i raz usłyszany niechętnie poddaje się analizie. Łatwiej mówić o nim jako o komplecie, pełni niż o jego składowych. To bowiem właśnie fenomenalna koherencja i ciągłość tworzą coś, w co jesteśmy w stanie uwierzyć, na chwilę zawiesić podejrzliwość człowieka stojącego w obliczu artefaktu - wiemy, że to sztuczne, odtworzone, że to płyta, a jednak wchodzimy w to bez mrugnięcia okiem (albo mrugamy oczarowani).

Ma przy tym "250" właściwość, która różni go od innych amerykańskich potworów, a mianowicie nie przegina, nie stara się za wszelką cenę pokazać, że potrafi, że umie i po prostu może. Manley gra mianowicie mocnym, pełnym basem, jednym z najlepszych, jakie w moim systemie rezydowały (poza Gryphonem Diablo i Anthemem P5 i Halcro dm38 test TUTAJ), jednak nie pokazuje go za wszelką cenę, nie pręży muskułów tam, gdzie nie trzeba, po prostu gra swoje. A że robi to z fantazją? Taki ma po prostu sposób na życie... Poza tym wzmacniacz nie preparuje, nie upiększa dźwięku, a mimo to przekaz jest ładny i zachęca do sięgania po kolejne płyty. Jedną z nich był Wes Montgomery "California Dreaming" (Verve/Universal [Japan], UCCU-9245, CD). Ależ muzyka, ależ dźwięk! Po przejściu z nowoczesnego grania na płycie Anderson na ten zarejestrowany w 1966 roku krążek, momentalnie słychać ograniczenie pasma, mniejszy bas itp., nie było dodawania czegoś, czego w muzyce nie ma. Jednak koherencja brzmienia, jego naturalność i wiarygodność wzrosła niepomiernie. Gitara Wesa miała naturalne rozmiary (chodzi właściwie o piec, do którego była podłączona) i charakterystyczny dla przesterowanych, pracujących w klasie B lamp, dźwięk. A pierwsze takty z płyty "Revolver" The Beatles (Toshiba-EMI, TOCP-51117, CD), od pierwszych sekund, od odliczania: "one, two, three, four..." był tak namacalny, jakby się siedziało za szybą wraz z Martinem i miksowało materiał. Może trochę przesadzam, ale nieświadomie. Dźwięk nie przynosił bowiem poszczególnych wydarzeń, szczegółów, itp. ale pełnię - wszystko w niej było, chociaż, jeślibyśmy mierzyli z linijką w ręce, to rezolucja mogła się wydawać mniejsza niż we wzmacniaczach SET.

Manley nie jest bez wad. Nie ma tej aury, bezkompromisowego wniknięcia w miks, jaki dają wzmacniacze na lampie 300B. Nie ma też tak precyzyjnej, tak daleko w głąb wybudowanej sceny. Pomyślmy jednak o tym w kontekście wspomnianych wyżej zalet, a obraz się zmieni i będziemy mogli zadecydować, czy to jest to, czego szukamy. Nie wspominałem o tym w głównej części testu, ale oczywiście wypróbowałem obydiwa tryby pracy urządzenia. Myślę, że tryb triodowy będzie odbierany jako przyjemniejszy, bardziej plastyczny. Proponuję jednak dłuższe posłuchanie w trybie tetrodowym, ponieważ daje on lepszą kontrolę dźwięku (w całym paśmie) i lepszą rezolucję.

BUDOWA

Wzmacniacz Neo-Classic 250 amerykańskiej firmy Manley jest końcówką mocy i ma formę dwóch monofonicznych monobloków. Jego nazwa wskazuje na dwa istotne elementy: moc oraz koncepcję plastyczną. Zacznijmy od tej drugiej: front urządzenia został wykonany z grubego płata aluminium, w którym następnie wycięto szereg otworów, z zaokrąglonymi rogami itp. z których część zakryto od tyłu srebrną siateczką. Pośrodku umieszczono duże, podświetlane białymi diodami LED logo firmy i moc wzmacniacza. Wraz ze specyficznym krojem czcionki użytej do opisu urządzenia - na dużej, czarnej płytce oraz kolorem (navy blue), odnosimy wrażenie, że przenieśliśmy się wprost w lata 50., kiedy Marantz i McIntosh święcili swe pierwsze triumfy. Podobieństwo nie jest idealne, ponieważ dodano szczyptę ducha Art-Deco, jednak trzeba powiedzieć, że - w ramach przyjętej stylistyki retro - urządzenie wygląda wspaniale. Po rozpakowaniu - z pomocą znajomego, ponieważ dla jednej osoby to dość spore wyzwanie - nie można było nie westchnąć, tak dobrze te amerykańskie bestie wyglądają. Panel przedni wykończony został w atrakcyjnym kolorze, który najbliższy jest chyba navy-blue, czyli stalowo-niebieskim. Z boków wystają duże, czarne i błyszczące rączki, które wraz z otworami pozwalającymi zamocować Manleya w racku studyjnym sugerują takie przeznaczenie urządzenia. Trochę to sprawa przyjętego projektu plastycznego, jednak z tego co wiem, to rzeczywiście sporo urządzeń Manleya pracuje w renomowanych amerykańskich studiach. Blisko dolnej krawędzi umieszczono szereg przełączników hebelkowych - wyłącznik sieciowy (z maleńką, czerwoną diodą), przełącznik 'soft-star', który działa jak 'standby', zmniejszając napięcia doprowadzane do lamp o połowę, redukując zużycie prądu i lamp, a pozwalając utrzymywać wzmacniacz gotowy do użycia w każdej chwili. O tym, że jesteśmy właśnie w tym stanie, informuje migająca, zielona diodka. Po drugiej stronie plakietki z logo firmy mamy kolejny przełącznik, którym zmieniamy tryb pracy urządzenia. Do wyboru mamy tryb triodowy (siatki są wówczas zwierane), albo tetrodowy (zwierana jest jedna siatka) - Manley w niemal wszystkich swoich wzmacniaczach, w których stosuje pentody, wykorzystuje je właśnie jako tetrody. W trybie triodowym producent gwarantuje 125 W/8 Ω (tutaj firma podaje dwie różne wartości - nną na stronie www, a inną w instrukcji), zaś w tetrodowym budzące uznanie 250 W/8 Ω (obydwie wartości przy THD = 1,5 %). Obok jest jeszcze mały przełącznik, także z diodą, 'mute'. Za przednią płytą mamy bardziej znajomy układ, tj. z przodu lampy, a za nimi dwa potężne transformatory - sieciowy i głośnikowy oraz równie wielkie (po 3 800 µF /400 V każdy) kondensatory amerykańskiej firmy Cornell Dubilier, firmy, której Manley jest wierny od lat. Lampy normalnie ukryte są pod siatką i prawdę mówiąc, wzmacniacz tak wygląda najlepiej. Mieści się tam aż dziesięć lamp EL34, dwie 12BH7 oraz jedna ECC801. Lampy mocy dobierane są (komputerowo) dla Manley przez firmę Groove Tubes, każda z własnym certyfikatem i stosownym logo firmy na bańce i na cokole. A sprawa parowania jest o tyle ważna, że trzeba utrzymać w ryzach aż dziesięć lamp, kiedy z dwoma są kłopoty... Końcowe regulacje odbywają się przez zmianę biasu - dostęp do potencjometrów jest zapewniony po odkręceniu dużej plakietki z przodu urządzenia. Lampy też nie są byle jakie, ponieważ chociaż nominalnie EL34, pochodzą tylko od trzech firm (nigdy nie wiadomo, jakie otrzymujemy, ponieważ oryginalne oznaczenia są usuwane, a nanoszone własne): Sovteka (EL34G, EL34G+, EL34WXT), Electro-Harmonics (EL34EH) oraz JJ (EL34GT). Każda z nich ma nieco inną charakterystykę, jednak mają także wiele cech wspólnych i to właśnie w oparciu o te konkretne przykłady zostały opracowane modele Neo-Classic. Lampami końcowymi sterują dwie lampy 12BH7 (takie same jak we wzmacniaczu RCM Bonasusa - test TUTAJ, gdzie także sterują EL34), jeszcze z jugosłowiańskiej fabryki Ei. Na wejściu znajduje się z kolei fantastyczna, ultra-niskoszumna lampa Siemensa ECC801. Przyłącza umieszczono nie na górze, ani z tyłu, a pod kątem, co bardzo ułatwia instalację okablowanie. Złocone, masywne gniazda WBT, model 0765, umieszczono skrajnie z lewej strony, tuż za trafem głośnikowym, zaś gniazdo sieciowe skrajnie z prawej, tuż za trafem sieciowym. Blisko wyjść głośnikowych mamy dwa wejścia - zbalansowane Neutrina oraz nizbalansowane RCA. Wybieramy pomiędzy nimi przełącznikiem hebelkowym.

Do wnętrza dostajemy się po odkręceniu dolnej, ażurowej ścianki. Ciekaw byłem przede wszystkim tego, czy Manley ma budowę w pełni zbalansowaną, jak to sugerował rozkład lamp na ściance górnej, podzielonych wyraźnie na dwie gałęzie - osobno dla dodatniej fazy sygnału i osobno dla ujemnej. Niestety - okazuje się, że Neo-Classic 250 to wzmacniacz niezbalansowany od początku do końca. Tuż za wejściem XLR sygnał jest zamieniany na niezbalansowany w niewielkim transformatorze desymetryzującym firmy... Manley. Stamtąd, dość długimi przewodami, owiniętymi w srebrzystą folię, sygnał biegnie do przełącznika mute na przedniej ściance i potem na wejście lampy ECC801, a potem do driverów. Skąd taka decyzja? - Nie wiem. Być może, że po prostu źle odczytałem układ.
Cały układ został zmontowany na płytkach drukowanych, przy użyciu znakomitych komponentów, takich jak np. wszechobecne kondensatory polipropylenowe MultiCap Mundorfa, bipolarów Nichicona i kilku sygnowanych logo Manley. Większość oporników to bardzo dobre Dale. Jak wynika z układu osobno prostowane jest napięcie dla lamp końcowych i osobno dla sterujących, a tutaj wystające na zewnątrz kondensatory bipolarne CD zostały sprzęgnięte bardzo dużymi kondensatorami polipropylenowymi WIMY.



DANE TECHNICZNE (wg producenta):
Czułość wejściowa (dla nominalnej mocy wyjściowej) 1V
Czułość wejściowa trybu triodowego 174 mV (dla 1 W/ 8 omów)
Czułość wejściowa trybu tetrodowego 146 mV (dla 1 W/ 8 omów)
Wzmocnienie w trybie triodowym 30 dB
Wzmocnienie w trybie tetrodowym 32 dB
Impedancja wejściowa RCA 116
Impedancja wejściowa XLR 270 kΩ/ 1 kHz; 20 kΩ/20 kHz; 38 kΩ/20 Hz
Impedancja wyjściowa trybu triodowego 0,538 Ω
Impedancja wyjściowa trybu tetrodowego 0,465 Ω
Optymalna impedancja głośników 5 Ω
Damping Factor w trybie triodowym 14,8
Damping Factor w trybie tetrodowym 17,2
Stosunek S/N (Ref 1W /8 Ω) -80 dB; -90 dB ważone
Dynamika 93 dB
Płaskie pasmo przenoszenia 10 Hz - 30 kHz
Moc wyjściowa w trybie tetrodowym 250W /1,5 % THD/5 Ω
Moc wyjściowa w trybie triodowym 125W /1,5 % THD/5 Ω
Pobór mocy 30 W w trybie "EVER-WARM"
Maksymalny pobór mocy 815 W przy pełnej mocy wyjściowej


MANLEY
NEO-CLASSIC 250

Cena: 43 000 zł

Polski dystrybutor: Moje Audio

Kontakt:
Moje Audio
Ul. Powstańców Śląskich 118
53-333 Wrocław

Tel.: 0 606 276 001

Strona producenta: MANLEY


POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio