EDMUNDO ROSS AND HIS ORCHESTRA
“ROS ON BRODWAY”


Program:
1 I Could Have Danced all Night 2:30
2 Some Enchanted Evening 2:33
3 Stranger in Paradise 3:04
4 I Whistle a Happy Tune 2:55
5 I Love Paris 2:46
6 Hernando's Hideaway 2:59
7 Bewitched 2:32
8 June is Bustin out all over 2:16
9 Almost like being in Love 2:24
10 I talked to the Tree 2:27
11 I've never been in Love before 2:53
12 So in Love 2:28

Wytwórnia: Decca / First Impression Music (SKL 4004) LIM XR24 017
Data wydania (oryginalnie/obecnie): 1958/2007
Nośnik: XRCD24
Seria: Lasting Impression Music/Decca Limited Edition

Pan Winston Ma to prawdziwy czarodziej – koneser muzyki i dźwięku. Prezentowana płyta jest pierwszą z nowej serii Lasting Impression Music, mającej na celu przybliżenie muzyki popularnej zachowanej w archiwach firmy Decca. Jak pisze we wprowadzeniu, w przepięknie przygotowanej wkładce (pisałem o tym już wcześniej), w jeszcze lepszej oprawie, płyta ta należy do tych, które brzmią dobrze zawsze i wszędzie, niezależnie od pory dnia, kondycji sprzętu i słuchacza. Tego typu płyty muszą, według niego, spełnić kilka warunków:

  • zazwyczaj jest to muzyka łatwa w odbiorze, popularna;
  • instrumenty grają raczej pojedynczo, rzadziej w większych grupach i jest ich generalnie mniej, dlatego akuratność ich dźwięku nie jest tak krytyczna;
  • pozycjonowanie niewielkich składów jest dość proste, stąd od inżyniera dźwięku nie są wymagane szczególne umiejętności w tej mierze;
  • muzyka jest piękna, a wykonanie znakomite. Dźwięk niektórych instrumentów może być podkreślony, dla szczególnego efektu;
  • dźwięk nagrania jest po prostu dobry.
Nagranie „Ros on Brodway” spełnia wszystkie te założenia, a jego dźwięk jest po prostu porywający. Nieprawdopodobne, że pięćdziesięcioletnie taśmy zawierają tak wiele informacji! Podobnie jak na wcześniej recenzowanych reedycjach firmy Decca, tak i teraz mamy do czynienia z genialną barwą i znakomitym atakiem. Te dwie rzeczy we współczesnych nagraniach, pomimo nieporównywalnie lepszej techniki, zdarzają się niezwykle rzadko i nawet genialne realizacje Alii Vox czy Alpha, są moim zdaniem, o włos za tymi, których reprezentantem jest „Ros…”. Oczywiście, trzeba do tego świetnego teamu do masteringu. Ponieważ pan ma realizuje te projekty w technice XRCD24, miejscem, gdzie trafiają oryginalne taśmy-matki do ponownego masteringu jest JVC Mastering Center w Yokohamie. To są wybitni fachowcy w dziedzinie rekonstrukcji – wystarczy posłuchać rozpoczynającego płytę „I Could Have Danced all Night”, czy mającego zapierającą dech w piersiach dynamikę „Hernando’s Hidaway”. To rzeczywiście płyta, która zawsze i wszędzie brzmi dobrze. Ale… Posłuchana raz na wysokiej klasy sprzęcie przetransformuje nasze rozumienie „obecności” instrumentów, ich klarowności, barwy. Nieprawdopodobne, jak dobrze brzmią te stare taśmy! Już o tym pisałem? To nic – trzeba to powtarzać, bo to jest testament inżynierów dźwięku sprzed półwiecza, pokazujący, co można było osiągnąć w technice analogowej.


JAKOŚĆ DŹWIĘKU: 11/10




Johan and Josef Strauss
“PHILHARMONIC BALL”


Program:
1. Auf der jad (Johann Strauss)
2. Delirien (Johann Strauss)
3. Pizzicato Polka (Johann & Joseph Strauss)
4. Fruhlingsstimmen (Joseph Strauss)
5. Ohne Sorgen (Joseph Strauss)
6. Blue Danube (Johann Strauss)
7. Egyptian march (Johann Strauss)
8. Transaktionen (Joseph Strauss)
9. Perpetuum Mobile (Joseph Strauss)

Wykonawcy:

Vienna Philharmonic Orchestra
Willi Boskovsky, dyrygent

Wytwórnia: Decca/ First Impression Music (SKL 2198) LIM XR24 019
Data wydania (oryginalnie/obecnie): 1958/2007
Nośnik: XRCD24
Seria: Lasting Impression Music/Decca Limited Edition

Sylwestrowy koncert jest dla Vienna Philharmonic Orchestra finałem każdego roku. Philharmonic Ball jest zaś pierwszym, najważniejszym koncertem w danym roku, odkąd 21 stycznia roku 1924, miał on po raz pierwszy miejsce w Musikverein. Bilety na to wydarzenie oferowane są na stronach internetowych orkiestry, jednak zawsze są wyprzedane niemal kompletnie już pierwszego dnia sprzedaży. Lista oczekujących na ich koncerty sięga sześciu lat, a na subskrypcję na koncert – trzynaście!
Jak pisze Winston Ma, przyjaciele od dawna mówili mu, że powinien mieć w swojej kolekcji przynajmniej jedną płytę z muzyką Straussa z katalogo Decca, ponieważ to są najsławniejsze nagrania tego typu. I dalej: “Chociaż nagrane w roku 1959, nagrania brzmią cudownie. Jedwabiste smyczki uwydatniają koloryt Orkiestry. Dynamika zaś jest porażająca. […] I wspomnę jeszcze, że mogą Państwo usłyszeć nieco szumu taśmy. Stanąłem bowiem przed dylematem: czy powinienem użyć urządzenia do redukcji szumów – Dolby SR, żeby zdjąć tę warstwę z dźwięku. Ostatecznie zdecydowałem się tego nie robić, ponieważ ostatecznie to jest dźwięk oryginalnej taśmy-matki. Mam nadzieję, że zgodzicie się z moją decyzją.”

Trudno się z nią nie zgodzić. Ponieważ płytę odsłuchiwałem po genialnej „Ros On Broadway”, w pierwszym momencie nieco brakowało mi dosłowności tej pierwszej, namacalności instrumentów itp. – generalnie zagrało inaczej. Zaraz jednak przyszło otrzeźwienie: to przecież inna sala, większa orkiestra i muzyka inna. Po chwili dotarło do mnie piękno tych dźwięków – przesłuchałem całą płytę, wstając jedynie na zrobienie kolejnej kawy. A przecież… Czas na chwilę prywaty – jedną z zalet mojej pozycji w piśmie jest to, że kozetkę psychoanalityka mam za darmo :-) Bo właściwie, to nie cierpię Straussa i jego muzyki. Kiedy słyszę słynne piccicatto (proszę sobie odszukać na płycie – zakładam, ze wszyscy ją już mają), ciarki mnie przechodzą. Oto bowiem pracując jako akustyk w Teatrze im. Juliusza Słowackiego, znanego jako Salon Krakowa, wysłuchiwałem Straussa przynajmniej kilka razy w tygodniu, przez kilka lat. Imprezy ciągnące się do drugiej, trzeciej, czwartej nad ranem i na co dzień dystyngowani, szanowani ludzie dobijający się do drzwi studia, mamroczący, żeby jeszcze raz puścić tototamto. Brr. Po zakończeniu tego rozdziału mojego życia niemal przez dziesięć lat nie słuchałem Straussa i jeśli gdzieś go słyszałem, to uciekałem. Aż do tej płyty. Nie przesadzam – muzyka zagrana jest genialnie, a wysokiej próby dźwięk tylko to podkreśla. Orkiestra rozłożona jest sporo dalej niż na płycie „Ros…”, ma znakomicie dobrane proporcje między pogłosem i dźwiękiem bezpośrednim. Szum taśmy, o którym wspomina pan Ma rzeczywiście jest w cichszych miejscach słyszalny, jednak, przynajmniej mnie, nie przeszkadza, a nawet dodaje kolorytu. Dynamika jest bardzo dobra, ale realizowana jest nie w taki sposób, jak na „Ros…”. Ta jest funkcją ataku poszczególnych instrumentów, podkreślają ich indywidualność, tutaj podkreśla zwinność orkiestry i taneczność muzyki. Pięknie zrobione! To lekka muzyka, bez specjalnych fumów i wygibasów, jednak na letnie popołudnia, niedzielne wieczory – idealna.
No i to piękne wydanie – za projekt odpowiedzialny jest Winston Ma, który poddał pomysł, a za realizację Chi Ho Design z Vancouver. Bo reedycje archiwów Decca to przedsięwzięcie międzynarodowe: FIM jest firmą amerykańską, pan Ma jest Chińczykiem, płyty najczęściej nagrywa w Kanadzie. W tym przypadku płyta nagrana została dla brytyjskiej wytwórni w Austrii (Sofiensaal w Wiedniu), analogowy i cyfrowy mastering w procesie XRCD24 został wykonany w JVC Mastering Center w Jokohamie, w Japonii, z szefem inżynierów, Japończykiem, panem Toru Kotesu. To jednak nie koniec, bo fizyczność płyty także jest ważna: poligrafia została wykonana w Hong Kongu, zaś płyta wytłoczona (jak to z JVC) w Japonii. I taki piękny wynik…


JAKOŚĆ DŹWIĘKU: 11/10




POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ


© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B