KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE
SPOTKANIE #61:

KT88

WOJCIECH PACUŁA









61. spotkanie KTS-u było nieco inne niż zazwyczaj, przede wszystkim dlatego, że zostało przeprowadzone w innym niż zwykle otoczeniu, u jednego z jego najnowszych członków. Tematem były zaś lampy KT88.

KT88 to lampy mocy, tetrody strumieniowe (często mylone z pentodami, gdzie mamy jedną siatkę sterującą więcej), będące następcami niegdyś bardzo popularnych KT66. Stosuje się je w stopniach końcowych wzmacniaczy mocy, niemal zawsze w konfiguracji push-pull, najczęściej w klasie AB, choć nie tylko. Odstępstwem od tej reguły jest piękny wzmacniacz S2K firmy Unison Research, gdzie mamy do czynienia z pojedynczą lampą KT88 na końcu, pracującą w klasie A single-ended. Nawet z tej konfiguracji „wyciągnięto” jednak aż 15 watów, podczas, kiedy w trybie PP, w testowanym przez nas wzmacniaczu McIntosha MC275 Commemorative Edition oraz jego unowocześnionej wersji MC2275 otrzymano 75 W na kanał. Przy nieco zliberalizowanych napięciach i nieco głębszej klasie pracy AB we wzmacniaczu Melody SP9 mamy 2 x 50 W. Obok EL34 są to moje ulubione lampy, łączące, jak dla mnie, ciepło średnicy EL-ek i rozdzielczość innych tetrod, modelu 6550C. Te ostatnie, stosowane chętnie w wielu wzmacniaczach, np. Jolidzie, ale także hi-endowych modelach VTL-a i Audio Research, są, jak na mój gust, nieco zbyt zimne i zbyt mało różnicują temperaturę nagrań, ich barwę. Charakteryzują się wspaniałym basem i dynamiką, ale, jak zwykle, coś za coś.
Status KT88 jest szczególny. O ile EL34 i 6550C uważane są za lampy „na start”, dla urządzeń hi-fi, o tyle KT88 są gdzieś „pomiędzy” – pomiędzy lampami uważanymi za „nieaudiofilskie”(co jest w dużej mierze krzywdzące – dodajmy do nich jeszcze EL84 i 6L6) oraz ultra hi-endowymi konstrukcjami typu SET, z lampami 845, 211 i 300B (pomijam bardziej egzotyczne przypadki). Ale to właśnie one znalazły się w najciekawszych konstrukcjach z głównego nurtu audio, w tym w przywołanym, niemal legendarnym wzmacniaczu MC275 McIntosha. A wspominam o nim nieprzypadkowo. Oto bowiem gospodarz (Ryszard) ostatniego spotkania posiada jego ostatnią, piątą wersję (Series V), z której jest wyjątkowo zadowolony, z której jest dumny i wokół której zbudował resztę systemu.

SYSTEM

A ten jest wyjątkowo smakowity i niezależnie od tego, czy komuś tego typu dźwięk odpowiada czy nie, jest pewną skończoną całością, prezentuje spójne, przemyślane spojrzenie na to, czego właściciel oczekuje od dźwięku. MC275 jest końcówką mocy. Oznacza to, że do jego wysterowania potrzebujemy albo przedwzmacniacza, albo odtwarzacza ze zintegrowanym przedwzmacniaczem. Pan Ryszard, wypróbował tę pierwsza opcję, wpinając w tor preamp Lebena RS-28CX. Jak mówi, dźwięków rzeczywiście przybyło, muzyka też na tym skorzystała, jednak zmniejszyła się rozdzielczość i przejrzystość. Przedwzmacniacz został więc wypięty. O tym co i dlaczego powiemy za chwilę. Rezygnacja z przedwzmacniacza była możliwa dlatego, że źródłem systemie jest odtwarzacz SACD McIntosha MCD301. To urządzenie, w którym tory DSD i PCM prowadzone są niezależnie i które wyposażono w zintegrowany przedwzmacniacz. Jak wiadomo, MC275, chociaż ma budowę niezbalansowaną, gra znacznie lepiej, kiedy sygnał doprowadzony jest do gniazd XLR. Wykorzystano więc to, że odtwarzacz McIntosha ma budowę symetryczną i poprowadzono sygnał interkonektami zbalansowanymi. Właśnie – kable. Po długich poszukiwaniach pan Ryszard kupił okablowanie firmy Tara Labs z serii ISM The 0.8 (recenzja interkonektu TUTAJ). Zasilanie wzmacniacza zapewnia kabel sieciowy AC Nordost Valhalla, podłączony do kondycjonera Thor, zaś odtwarzacz zasilany był (przynajmniej w czasie odsłuchu) Acrolinkiem 7N-PC9100. I wreszcie kolumny, clou programu: Avantgarde Acoustic Uno Nano.

Jak to gra? O tym dźwięku trzeba mówić w kilku ujęciach: dźwięk, jaki zastałem, dźwięk po zmianie interkonektu, dźwięk po wymianach lamp i wreszcie dźwięk po wymianie źródła. Oprócz porównania różnych typów KT88, czyli tego, po co się spotkaliśmy, nie mogliśmy sobie bowiem odmówić również prób optymalizacji systemu i spojrzenia w przyszłość, czyli lekkich zmian.
Kiedy przyszedłem na spotkanie, to już trwało i od razu wszedłem w środek wstępnych odsłuchów. Ponieważ nikt, oprócz gospodarza, nie znał tego systemu, musieliśmy dłuższą chwilę poświęcić na akomodację i „przyswojenie” sobie jego filozofii. Od pierwszego taktu pokazały się duże, bardzo naturalnie, w swojej „architekturze”, źródła pozorne, mocny, niski bas oraz ciepła średnica. Cały dźwięk był zresztą ciepły – jak na mój gust, za ciepły. Okazało się, że wcześniej, na próbę wymieniono Tarę na Acrolinka Mexcel 7N-DA2500 i to jemu, w dużej mierze, system zawdzięczał taki charakter. To zdumiewające, bo przecież już wcześniej wymienialiśmy The 0.8 na tego Acrolinka (szczegóły TUTAJ) i w systemie Janusza, bez dwóch zdań, lepiej sprawował się Acrolink. A tutaj – nie. Jak mówił pan Ryszard dopiero z kablem głośnikowym Mexcel 7N-S20000 było to, co trzeba, jednak z 0.8 było po prostu za ciepło. Przed dalszymi odsłuchami wróciliśmy więc do interkonektu Tary.

KT88

Do odsłuchów przygotowaliśmy trzy różne komplety lamp, z czwartym, „firmowym”, dostarczanym wraz ze wzmacniaczem McIntosha:
∙ KT88 McIntosh – lampy Svetlana, brandowane i parowane przez McIntosha (cena: 400 USD za 4 szt.),
∙ KT88EH Electro-Harmonix – lampy rosyjskiego Sovteka, produkowane na specjalnej linii produkcyjnej, należącej do amerykańskiej firmy Electro-Harmonix (cena: 140 USD za 4 szt),
∙ KT88 Genelex Golden Lion (cena: 230 USD za 4 szt.),
∙ KT88 EAT Diamond, (cena: 1395 USD za 4 szt.).
Jak widać, rozpiętość cen ogromna, jednak różnice, jak się okazało, nie mniejsze.

Na początek kilka słów wyjaśnienia. Każdy typ lamp był odsłuchiwany na kilku utworach i następnie wymieniany na następny. Każdy grał kilka, kilkanaście minut, aby się rozgrzał, po czym przystępowaliśmy do odsłuchów. Nie jest to do końca uczciwe, ponieważ lampy Genelexa rozgrzewają się wyraźnie wolniej niż inne, jednak jeśli porównanie miło mieć sens, przerwy między poszczególnymi odsłuchami nie mogły być byt duże. Dlatego nasze ustalenia należy traktować jako częściowe. W tej części, którą udało nam się wysłuchać, jesteśmy jednak pewni naszych wniosków – odsłuch był zresztą powtórzony przez właściciela wzmacniacza MC275 Commemorative Edition, który kupił dla siebie lampy EAT. Ale po kolei. Jak pisałem, przesłuchaliśmy wszystkie lampy w kolejności: McIntosh – Electro-Harmonix – Genelex – EAT – Electro-Harmonix i dopiero po wszystkim podsumowaliśmy nasze spostrzeżenia.

ODSŁUCH

Ryszard (gospodarz):
Ogromne zaskoczenie, bo myślałem, że nie będzie żadnych różnic. Rozumiem, że lampy wejściowe mogą się znacznie różnić i to wpływa na dźwięk, ale myślałem, że lamp typu KT88 dotyczy to w znacznie mniejszym stopniu. Ogromna krytyka należy się lampom „firmowym”, tj. Svetlanom. Żenada. Ich wymiana na którykolwiek komplet da ogromną zmianę na lepsze. Mnie niesamowicie podobały się Harmonixy, które u mnie zostają, nie oddam ich… Jeśli chodzi o Genelexy, to nie mam jasno wyrobionego zdania, myślę, że trochę je skrzywdziliśmy, bo być może powinny się rozgrzewać z pół godziny zanim powinno się ich słuchać. Lampy EAT są, jak to powiedzieć, ciekawe, chyba najlepsze z tego zestawu, ale w kategorii jakości do ceny Harmonixy biją je na głowę. Sybilanty z EAT były nieco gładsze, nie tak syczące jak na Genelexach.

Ryszard:
Ja zaskoczony tymi spostrzeżeniami nie jestem. „Ćwiczę” Genelexy i EAT od dłuższego czasu i właśnie sprzedałem te pierwsze. Bez żalu. Zaskoczony jestem jednak wyjątkowym dźwiękiem Harmonixów, których wcześniej nie słuchałem. Kiedy czytałem w internecie recenzje Genelexów, wszyscy wskazywali na nie, jako na najlepsze, bezkonkurencyjne. Nie mogę się z tym zgodzić. Wydają mi się zbyt ciepłe, zbyt mało rozdzielcze. Z kolei EAT mają mięsisty dźwięk, świetną głębię sceny i są bardzo dobrze zróżnicowane dynamicznie. Mój „mak” zdecydowanie na nie zasługuje. Chociaż, tu się zgadzam, jeśli nie chodzi tylko o dźwięk, ale też o cenę, to Harmonixy są nie do pobicia.

Andrzej:
Niewiele nowego pewnie wniosę do dyskusji, jeśli powiem, że w Harmonixach uderzyło mnie to, że słychać było wszystko znacznie bardziej wyraźnie, bez rozjaśnienia. Słyszałem np. palce na strunach gitary, czego z Genelexami, o lampach McIntosha nie wspominając, nie było. Z EAT wybitny był natomiast fortepian, zdecydowanie najlepszy tego wieczoru – dynamiczny, czysty, perkusyjny, wyszedł wreszcie do przodu, a nie chował się.

Janusz:
Genelexy podobały mi się przy płycie Sinatry, bo wokale były z tymi lampami naprawdę dobre. Niestety przy Ipanemie z płyty Getz/Gilberto głos był nieco zbyt stłumiony, niesamowicie nosowy, a wejście wokalu Astrud Gilberto nie pokazało, że to wokal nagrany na innej planecie i wklejony za pomocą kleju biurowego, bez szczególnej dbałości o to, żeby nie było tego słychać. Być może, jak wcześniej mówiliśmy, te lampy muszą się znacznie dłużej rozgrzewać. No, ale wszystkim daliśmy takie same warunki.
Myślę, że to, o czym warto mówić, to porównanie Harmonixów i EAT. Lampy McIntosha, w porównaniu z którąkolwiek z lampą z tego setu – do kosza. Najpierw, co mi się w EAT nie podoba. To, co w ich dźwięku uderza, to bezpośredniość dźwięku. Brakowało mi jednak wybrzmienia, pociągnięcia dźwięku na tyle, żeby całość przypominała to, co się dzieje np. w lampach 300B. EAT zabrzmiały, jak młody źrebak, który „nie pieprzy w bambus”, nie ma na to czasu, ma tyle rzeczy do zrobienia i jest w tym absolutnie szczery. Nie ma w jego otwartym, natychmiastowym dźwięku zbyt wiele finezji. Różnicują dźwięk, to dobrze, ale bez idealnej koordynacji. Mam wrażenie – to nieuprawomocnione, ale takie mam skojarzenie – że to krok w kierunku dźwięku tranzystorowego. Nie ma w nim magii. Bo Harmonixy, przynajmniej dla mnie, zwyciężają w każdej kategorii. Może nie były tak wyrafinowane, jak Genelexy i EAT, ale dobrze zagrały z każdą muzyką.

Wojciech Pacuła
To było wyjątkowo ciekawe porównanie. Pokazało, że wymianą lamp końcowych, nie tylko 300B, można kształtować brzmienie wzmacniacza w niewiarygodny sposób. Wspominałem, że pierwsze wrażenie, dźwięk, jaki wydobywał się z Avantgarde’ów, kiedy wszedłem do pokoju, nie był taki, jakiego się po tak wyrafinowanym systemie spodziewałem. Było po prostu za ciepło. I absolutnie rozumiem, dlaczego pan Ryszard nie zdecydował się na pozostawienie w nim przedwzmacniacza: rozdzielczość była na tyle przeciętna, że każde pogorszenie tego parametru, nawet kosztem polepszenia innych, prowadziło do katastrofy. Mówię oczywiście o „przeciętności” i „gorszości” na bardzo wysokim poziomie. Daj Panie Boże taki system i taki dźwięk każdemu, kto kocha muzykę! Jednak w obliczu tego, co się udało w końcu uzyskać nie da się tego opisać w inny sposób. Wymiana Acrolinka na Tarę Labs nieco poprawiło sytuację, jednak nie doprowadziło do przełomu. Uprzedzając opis lamp powiem, że sytuacja zmieniła się, kiedy zamiast lamp McIntosha w systemie pozostały Harmonixy, a zamiast odtwarzacza MCD301 wpięto nowiutki odtwarzacz SACD Accuphase DP-600, który miał tym samym polską prapremierę (przyleciał z Japonii rano). Ponad dwukrotnie droższy od „maka” pokazał rzeczy, o jakich tamtemu się nie śniło. I nie chodzi mi o porównanie źródeł, tylko o wskazanie, że reszta toru jest znacznie lepsza niż jego początek. Wszyscy zgodzili się co do tego, że McIntoshe i Accuphase’y są ze sobą niebywale kompatybilne, a Janusz wskazał nawet na swoją obserwację, wedle której Accuphase jest dla niego naturalnym upgradem dla części McIntoshów. Nie oceniając tego ostatniego, to musi zrobić każdy sam, powiem, że w tym przypadku system: Accuphase-Acrolink-McIntosh-Tara Labs-Avantgarde Acoustic zagrał wyjątkowo smakowicie. Wciąż scena nie była specjalnie rozbudowywana w tył, ale wychodziła ładnie do przodu i była różnicowana.

Podstawą do tych ruchów była jednak wymiana lamp. Nie wiem, naprawdę nie mogę pojąć, dlaczego tak fantastyczna, solidna firma, jak McIntosh montuje w swoich wzmacniaczach tak słabe lampy. Rozumiem, że może w niektórych przypadkach może to zagrać naprawdę przyjemnie. Jednak we wszystkich pozostałych Svetlany będą grały stłumionym, stłamszonym dźwiękiem. Muzyka będzie po prostu martwa. Fortepian Tsuyoshi Yamamoto nagrany jest wyjątkowo dynamicznie, a z nimi brzmiał płasko i bez cienia ekscytacji. Dobrze pamiętam, jak fenomenalnie brzmi on z płyty winylowej 45 rpm, słuchałem tego w tym samym dniu w domu, z gramofonem Kuzma Reference i to, co usłyszałem u pana Ryszarda w niczym tego nie przypominało. Dlatego zamiana na Harmonixy była tak zaskakująca: to niezwykle rozdzielcze, świetnie wyrównane tonalnie, dynamiczne lampy. Wszystko nagle wskoczyło na swoje miejsce i głos Sinatry, a także fortepian Yamamoto zagrały znacząco lepiej. Ciekawe było przejście na Genelexy. To bardzo dobre lampy, bez dwóch zdań. Mają bardzo głęboki dźwięk, świetne wybrzmienie. Są, jak by to powiedzieć, „złote”. Wydaje mi się, że sybilanty były z nimi mocniejsze niż z Harmonixami i EAT, co mi nieco przeszkadzało, jednak niżej w paśmie było gęsto, mięsiście itp. Bas był głęboki i pełny, jednak nie do końca kontrolowany i nie tak dobrze różnicowany, jak w Harmonixach. Przypominał to, co słychać z najlepszych pieców gitarowych. Taki dźwięk może się podobać, jednak trzeba pamiętać, że system audio ma oddać to, co jest na płycie, a nie kreować swojego świata – oczywiście w ramach ograniczeń mechanicznego odtworzenia jako takiego. Dlatego Harmonixy wydały mi się generalnie lepszymi lampami. Nie miały tak wyrafinowanej średnicy, jednak całość była lepiej zbalansowana i wyrównana. I tak dochodzimy do EAT. To bez wątpienia najlepsze lampy KT88, jakie do tej pory słyszałem. Niezwykle wyrównane, rozdzielcze, ale i nasycone, i nieco ciepłe. Fortepian był z nimi niezwykle dynamiczny i namacalny, zapewne dzięki znakomitemu cieniowaniu dynamiki. Tego właśnie brakowało Genelexom. Góra była jedwabista, ale świetnie zróżnicowana. Harmonixy miały nieco bardziej jednowymiarowe blachy. Bas był nieco płytszy niż w tych ostatnich i w Genelexach, jednak jego kontrola, rozdzielczość itp. były z EAT zdecydowanie najlepsze. I jeśli nie liczą się dla Państwa koszty, wówczas nie ma się nad czym namyślać i po prosty trzeba je kupić. Sprzedawane są po cztery (dobierane kwartety) w ładnym opakowaniu itp. Jeśli jednak liczą się pieniądze, wówczas ich cena staje się problematyczna. Harmonixy, niewiele im ustępujące, są znacząco tańsze i to one powinny być na celowniku wszystkich posiadaczy McIntoshów i innych wzmacniaczy z tego typu lampami końcowymi. Przynajmniej dopóki nie znajdziemy czegoś lepszego…

Płyty użyte w odsłuchach:
∙ Stan Getz & Joao Gilberto, Getz/Gilberto, Verve/Mobile Fidelity, MFSL-1-208, gold-CD.
∙ The Tsuyoshi Yamamoto Trio, Midnight Sugar, Three Blind Mice, tbm-XR-5023, XRCD24; recenzja wersji winylowej TUTAJ.
∙ Frank Sinatra, „Frank Sinatra Sings Gershwin”, Columbia/Legacy, 507878 2, CD.
∙ Christian Willisohn, Hold On, Stockfisch SFR 357.4038.2, SACD/CD; recenzja TUTAJ.
∙ Pink Floyd, Wish You Were Here, Capitol/EMI, 5 29071 2, CD.

System:

∙ wzmacniacz mocy – McIntosh MC275; recenzja wersji Commemorative Edition TUTAJ,
∙ odtwarzacz SACD – McIntosh MCD301,
∙ odtwarzacz SACD – Accuphase DP-600,
∙ interkonekt XLR – Tara Labs ISM The 0.8; recenzja TUTAJ,
∙ interkonekt XLR – Acrolink Mexcel 7N-DA2500; recenzja TUTAJ,
∙ kabel głośnikowy – Tara Labs The 0.8,
∙ kabel sieciowy (wzmacniacz) AC Nordost Valhalla,
∙ kabel sieciowy (odtwarzacze) – Acrolink Mexcel 7N-PC9100; recenzja TUTAJ
∙ kondycjoner (tylko dla odtwarzacza) – Nordost Thor,
∙ kolumny – Avantgarde Acoustic Uno Nano.






POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B