PRZEDWZMACNIACZ LINIOWY

LUXMAN
C-1000f

WOJCIECH PACUŁA







Z przygotowaniem testu przedwzmacniacza Luxmana C-1000f było trochę zachodu. Nie, żeby z innymi urządzeniami było zawsze łatwo, ale w tym przypadku sprawa była wyjątkowo czasochłonna. Pierwotnie miał przyjść do Polski wraz z dwoma końcówkami mocy M-800A tejże firmy. Nie przyszedł. Miał potem pojawić się z kolejnymi zakupami i znowu – znowu nic. Przygotowany w 80. rocznicę powstania tej marki (Lux Corporation powstało w 1925 roku, w Japonii), wraz z towarzyszącymi mu monoblokami B-1000f jest z założenia produktem limitowanym. Ponieważ jednak Luxmanowi udało się w przypadku tych „jubileuszowych” produktów wejść na taki poziom wykonania i dźwięku, że mogą konkurować z najlepszymi urządzeniami na ziemi, ciśnienie na firmę ze strony dystrybutorów, wręcz bijących się o kolejne egzemplarze, od samego początku było ogromne. Każda sztuka budowana jest ręcznie i wyłącznie na konkretne zamówienie dystrybutora. Ponieważ w Polsce Lux wystartował stosunkowo niedawno, nasz kraj jest – taki los – na końcu kolejki oczekujących. A jednak... Czy to sprawne wprowadzenie marki na nasz rynek, czy ciepłe jej przyjęcie sprawiły, że przedstawiciel Luxmana, pan Dominic Chun, obiecał, że pomoże. I pomógł lepiej niżby się można było spodziewać – „wyjął” bowiem z głównej kwatery firmy przedwzmacniacz, który miał zostać w muzeum – egzemplarz noszący numer seryjny 00001. Widnieje on z tyłu, na samym dole, przynitowany tuż obok plakietki „rocznicowej” („80th Anniversary”). Można więc powiedzieć, że miałem do czynienia z urządzeniem, który już jest obiektem kolekcjonerskim.

A dobijałem się co i rusz o Luxmana, ponieważ bardzo szybko, już w czasie testu wspomnianego wzmacniacza mocy M-800A zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia z nową jakością. Ta pracująca w klasie A, 60-watowa końcówka okazała się niezwykle precyzyjna i jednocześnie niezwykle wrażliwa na muzykę, zupełnie nie jak urządzenie hi-fi, a jak coś „żywego”. Nie mogłem więc zrobić niczego lepszego niż zakup testowanego egzemplarza do swojego systemu referencyjnego. Niedługo potem urządzenie otrzymało naszą Nagrodę Roku 2007. Nie było innego wyjścia... Stąd od początku moja uwaga skupiona była także na przedwzmacniaczach tej firmy – modelu C-800f i właśnie C-1000f. Urządzenie zapakowane jest w niezwykle masywną, ultra-sztywną obudowę z aluminium (przednia ścianka ma w najgrubszym miejscu 30 mm), a dolna ścianka złożona jest z trzech warstw, łączonych specjalnym materiałem o kleistej konsystencji – warstwy aluminium, warstwy blachy miedzianej i znowu aluminium. Tak naprawdę urządzenie jest cięższe niż znacząca większość wzmacniaczy zintegrowanych do 20 000 zł i bez wątpienia jest lepiej wykonane. Model C-1000f jest w całości zbalansowany, a jego sercem jest układ regulacji poziomu głosu o nazwie LECUA1000 (LECUA to skrót od Luxman Electronic Controled Ultimate Attenuator), pomyślany tak, aby dla każdego z 72 ustawień głośności w torze sygnału były tylko dwa oporniki. Kiedy spojrzymy do środka, to okaże się, że są tam cztery identyczne urządzenia, po dwa na kanał, dla każdej gałęzi (‘+’ i ‘-‘) osobne. Naprawdę niesamowicie to wygląda. A przecież już na początku trzeba westchnąć, ponieważ rzeźbiona ścianka przednia z częściowo zagłębionymi w niej gałkami siły głosu i selektora wejść oraz z bursztynowym wyświetlaczem jest CZYMŚ.

ODSŁUCH

Przedwzmacniacz Luxmana gra niesłychanie kremowym, niezwykle dobrze ułożonym dźwiękiem. Jeśli miałbym na poziomej osi ułożyć preampy, które mi zapadły w pamięć, ustawione tak, że po prawej stronie mielibyśmy najbardziej precyzyjne i jednocześnie najbardziej neutralne, ale i najmniej „bebechowe”, najmniej „wysycone” (choć dostarczające niesamowitą ilość muzyki), sytuacja wyglądałaby w ten sposób:

Luxman C-1000f...Accuphase C-2810...Nagra PL-P...Accuphase C-2410...darTZeel NHB-18NS...Leben RS-28CX...Audio Research Reference RS3...BAT VK-52SE

To “ciepło-zimno” to oczywiście duże uproszczenie, ponieważ tak naprawdę chodzi o pewien „pakiet” cech, wśród których ciepłota i „zimnota” to elementy, które można najłatwiej opisać. Wiąże się z nimi jednak taki element jak rozdzielczość, rozkładający się podobnie, jak to widać na schemacie. Wszystkie wymienione preampy są znakomite i każdy jest inny. Czy zauważyli Państwo coś szczególnego? Chodzi mi o to, że nie ma znaczenia, czy dane urządzenie jest lampowe czy tranzystorowe. Idąc od lewej mamy: tranzystor-tranzystor-lampa-tranzystor-tranzystor-lampa-lampa-lampa. A to zupełnie odwraca tradycyjny pogląd na to, że tranzystor jest „zimny”, a lampa „ciepła”. Myślę, że doszliśmy wreszcie do punktu, w którym tanie sztuczki z szybkością (tranzystor) i nasyceniem (lampa) przestały wystarczać, a gra idzie już po prostu o neutralność, o hi-end. Neutralność jest, jak można przypuszczać, rzeczą względną, ale da się, moim zdaniem, wydzielić w ramach jakiś granic, ująć w ramy, gdzie można nadal ustalać opinie, gdzie nasze wybory są tylko tym i niczym innym – wyborami.

A piszę to nie bez powodu – jak widać, Luxman C-1000f, urządzenie do szpiku kości tranzystorowe, znalazło się z lewej strony skali, gdzie kiedyś umieścilibyśmy wzmacniacze lampowe. Bo tak ten „Japończyk” gra: niesłychanie nasyconą, pełną średnicą, słodką, ale bez podbarwień, w stosunku do której góra i dół grają rolę służebną. Niezwykle wypadają więc na nim głosy – czy to z wiekowego nagrania Lullabys of Birdland Chris Connor (Bethlehem Records/Victor Enterteinment, VICJ-61452, K2 HD, CD) czy ze świeżutkiej, wspaniałej płyty Filia Praeclara Ensamble Peregrina (Divox Antiqua, CDX-70603, CD) z nagraniami z muzyką z XIII- i XIV-wiecznych klasztorów klarysek polskich. Za każdym razem mieliśmy pełny, duży wolumen, gładką, kremową barwę, znakomicie zaznaczony pogłos, a przy tym naprawdę dobrą lokalizację instrumentów. Urządzenie ma nasycone barwy i nieco łagodny atak. Jeśli chodzi o ustawienie balansu tonalnego, to Luxman brzmi w nieco bardziej stonowany sposób niż mój Leben, który był z kolei ciemniejszy niż Accuphase C-2410. Bo, jak mówię, wszystko jest tutaj podporządkowane średnicy. Spektakularnie brzmią więc również takie instrumenty jak fortepian czy saksofon. W kategoriach absolutnych rozdzielczość jest tutaj mniejsza niż u BAT-a czy AR, a nawet Lebena, co dodatkowo pogłębiane jest przez łagodną górę, a jednak kiedy odpaliłem płytę The Köln Concert Keitha Jarretta (ECM, UCCE-9011, gold-CD) z japońskiej, złotej wersji mini-LP, która jest wyraźnie bardziej plastyczna i nie tak „przejrzysta” jak wersja aluminiowa, Luxman dokładniej pokazał publiczność, ładniej ją ustawił w przestrzeni niż mój Leben, który jest przecież bardziej wnikliwy, bardziej rozdzielczy. To samo było z elementami z płyty Arta Peppera AP Meets The Rhythm Section (Contemporary Records/Victor Enterteinment, VICJ-41524, K2, CD). Jak to się stało, nie wiem. Tak to jednak jest z topowymi urządzeniami, że nic w nich nie jest proste i jednoznaczne.

Podobnie było jeśli chodzi o dynamikę. Na wspomnianej płycie Peppera zarejestrowano taką dynamikę perkusji, że daj Panie Boże takie umiejętności współczesnym realizatorom dźwięku. Roy DuNann, który płytę nagrał miał jednak coś cudownego w palcach, bo przecież równie genialna jest płyta Way Out West Sonny’ego Rollinsa (Contemporary Records/Victor Enterteinment, VICJ-60088, XRCD), za którą też jest odpowiedzialny. Ale do rzeczy – Luxman przekazuje skoki dynamiki jak najlepszy wzmacniacz lampowy. A może tranzystorowy? Już sam nie wiem – być może w tej mierze łączy najlepsze cechy obydwu światów. Bo jest i łagodny, i dynamiczny. Słuchając go wchodzimy w zupełnie inną krainę, dzieje się coś podobnego jak u Accuphase’a. Fascynujące jest porównanie tych dwóch urządzeń, bo okazuje się, że Accu gra nieco bardziej „do przodu”, z nieco lepiej definiowanymi krawędziami, a jednak, mimo to, dźwięk Luxmana jest bardziej wypełniony, bardziej „fizyczny” w swojej obecności. Obydwa urządzenia to znakomite produkty, jednak nie są takie same, dlatego trzeba samodzielnie posłuchać ich w swoim systemie.

Cały czas piszę o prymacie średnicy, może nie do końca tak rozdzielczej jak u preampów z prawej strony skali, a jednak niezwykle przyjemnej. A przecież nie jest to klasyczne przycięcie góry i dołu. Nie o to chodzi. Nie chcę się zbytnio plątać w moim rozumowaniu, ale subiektywnie skrajne zakresy słychać ciszej. Kiedy jednak w dźwięku pojawia się mocniejszy impuls tam położony, jak np. mocny, motoryczny bas z Billie Jean, utworze z płyty Thriller Michaela Jacksona (Epic/Sony Music Japan, EICP 963-4, CD+DVD), to od razu mamy mocne wejście i granie z werwą, że tak powiem. Leben lepiej różnicuje poszczególne dźwięki, pokazuje więcej informacji o technice gry itp., jednak to właśnie Luxman sprawiał wrażenie bardziej dynamicznego urządzenia. Nie miał tak dobrego, tak dobrze artykułowanego basu, ale nie na nim uwaga była skupiona. Być może dzięki temu wolumen dźwięków jest w Luxmanie bardzo naturalny, lepszy niż z Lebena, który – w bezpośrednim porównaniu – gra nieco mniejszymi źródłami pozornymi.

I tak trzeba „czytać” ten przedwzmacniacz – jako niesłychanie nasycone, nakierowane na średnicę, dynamiczne urządzenie. Rozdzielczość nie jest tu super-ważna, ani też zadziorność. Tutaj mój Leben jest wyraźnie lepszy i lepiej opisuje krawędzie, odcienie barw, temperaturę utworów itp. Przy materiale jazzowym i klasycznym dostaniemy jednak dużą scenę dźwiękową z instrumentami o prawidłowej wielkości. Luxman jest też genialnie zbudowany, znacznie lepiej niż cokolwiek co dotychczas widziałem. Może jedynie darTZeel NHB-18NS mógłby z nim współzawodniczyć. To urządzenie na zawsze, nie tylko dlatego, że jest ciężkie jak diabli i nie będzie się nam chciało go pakować z powrotem. Pamiętajmy jednak, że ma wyraźnie ukształtowaną barwę i „osobowość”, stąd konieczność przesłuchania go osobiście, we własnym systemie. W przeciwieństwie do preampu EVO 222 Krella, który będąc idealnym partnerem końcówki EVO 402 tegoż producenta (recenzja systemu TUTAJ), poza firmowym kontekstem grał nieco zbyt dociążoną dolną średnicą, Luxman sprawdzi się z każdym rodzajem końcówek – lampowych i tranzystorowych, byle dobrych. Warto wszakże pamiętać, że to urządzenie zbalansowane i najlepiej gra właśnie w takim systemie. I będzie super.

BUDOWA

Jak wspomniałem, przedwzmacniacz C-1000f zapakowany jest w bardzo grubą, złożoną z odlewanych elementów obudowę. Co ciekawe, podobnie jak końcówka mocy M-800A, którą kiedyś testowaliśmy, tak i tutaj zmontowano wszystko „na plecach”, tj. tak jak w urządzeniach lampowych oraz produktach angielskiego Cyrusa. Oznacza to, że cała elektronika „wisi” pod masywną ścianką górną – po to, aby lepiej kontrolować wibracje. Z przodu mamy dwie gałki – siły głosu oraz selektora wejść, wyłącznik sieciowy i wycięcie pod wyświetlacz alfanumeryczny oraz kontrolki trybu pracy. Można bowiem wybrać wyjście zbalansowane, niezbalansowane , bi-amping oraz zmienić fazę absolutną (tak jak Accuphase, Marantz, Denon i inne japońskie produkty, Luxman używa pin 3 w łączu XLR jako gałęzi „gorącej”. W europejskich i większości amerykańskich produktów „gorącym” pinem jest pin nr 2). Z tyłu mamy trzy wejścia zbalansowane, trzy niezbalansowane, dwa wyjścia zbalansowane i dwa wyjścia niezbalansowane. Wszystkie gniazda są wysokiej jakości, złocone. Także gniazd sieciowe IEC pozłocono. Nad nim znajdziemy, charakterystyczną dla tego producenta, płytkę, za pomocą której sprawdzamy, czy wtyczka sieciowa ma właściwą orientację. Są tam również dwa gniazda „trigger” (oparte o kable CAT-5), którymi możemy zdalnie włączyć dwie końcówki mocy.

Odkręcając dolną ściankę, najpierw zobaczymy, że jest ona odlewana i składa się z trzech warstw – aluminium-miedź-aluminium. Pod spodem widać cztery identyczne moduły wzmacniające, każdy z własnym zasilaczem. Są to tłumiki LECUA1000 oraz prądowe sprzężenie zwrotne o nazwie ODNF. Jak informuje strona firmowa, jest to odmiana sprzężenia zwrotnego, polegająca na tym, że bierze się sygnał z końca układu i porównuje z tym na początku. Do sygnału dodaje się zaś jedynie różnicę tak, aby ją skorygować. Ludzie Luxmana mówią, że to właśnie w tej firmie po raz pierwszy zastosowano sprzężenie zwrotne we wzmacniaczu audio, stąd mają duże doświadczenie w tej dziedzinie. Bloki z LECUA i ODBF składają się dwunastu pionowych płytek (na gałąź) wpiętych do dwóch większych płytek-matek” Nie jest to więc układ zbyt prosty. Oprócz nich są też płytki z selektorem wejść i wyjść z hermetycznymi przekaźnikami oraz płytki z wstępnymi zasilaczami osobno dla LECUA i dla ODNF. Między nimi biegnie sporo przewodów – zarówno zasilających, jak i sygnałowych. Generalnie jest tu sporo stopni zasilania i jego regulacji, z wieloma kondensatorami i stabilizatorami. Są też dwa transformatory – osobno dla układów wzmacniających i osobno dla wyświetlacza i logiki. Już napięcie wejściowe AC jest filtrowane w czterech stopniach z kondensatorami i elementami ferrytowymi. Sam układ wzmacniający wykonano na dyskretnych tranzystorach bipolarnych. To samo z układami balansującymi i debalansującymi sygnał – zaraz za gniazdami RCA sygnał jest balansowany i przed takimiż na wyjściu debalansowany. Pięknie, pięknie wykonane. Płytki np. zostały wykonane na podkładzie z Teflonu, bez klasycznej „maski”, która zdaniem konstruktorów źle wpływa na miedź na ścieżkach. W Luxmanie stosuje się przezroczyste „przesłony” z plastiku, które się zdejmuje po wytrawieniu ścieżek. A te, dla pewności, pokrywa się złotem. Urządzenie sterowane jest metalowym pilotem RA-10, niespecjalnie pięknym, ale solidnym i umożliwiającym, oprócz zmiany wejścia, siły głosu i mute, również przygaszenie lub wyłączenie wyświetlacza i zmianę fazy absolutnej. Piękne, piękne...




Luxman
C-1000f

Cena: 59 000 zł

Dystrybucja: Sound City

Kontakt:

ul. Malborska 56
Kraków

Tel.: (0...12) 265 02 85
Tel. kom.: 0 505 11 44 21

e-mail: poczta@luxman.pl


Strona producenta: LUXMAN
Polska strona: LUXMAN





PŁYTY PROSTO Z JAPONII

CDJapan



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B