KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE
SPOTKANIE 53

K2 HD

WOJCIECH PACUŁA









Jeśli Państwo korzystają co jakiś czas z recenzji płyt w zakładce Muzyka, dało się zapewne zauważyć, że co jakiś czas recenzujemy tam płyty amerykańskiej firmy First Impression Music. To dla niej wyszliśmy w ocenach dźwięku poza skalę 10 punktów, co było nielogiczne, ale wynikało z potrzeby zachowania spójnego punktu odniesienia dla wszystkich recenzowanych płyt, niezależnie kiedy były odsłuchiwane. To dla nich też zmieniliśmy punktację tak, aby wszystkie płyty, które musiałyby wyjść poza skalę 10/10 oznaczane są jako ‘referencyjne’. Bo tak się jakoś złożyło, że płyty FIM-u dopieszczane i hołubione przez Winstona Ma, właściciela firmy, są zwykle dużym wydarzeniem. Odkąd zaś można tam kupić także reedycje klasycznych płyt firmy Decca (a niedługo jazz z Verve), połączono wartość soniczną z artystyczną. FIM od samego początku stał na czele wytwórni, które korzystają z najnowszych, ale już sprawdzonych i dopracowanych metod kodowania i tłoczenia płyt cyfrowych. Jednym z najnowszych „koników” Winstona Ma jest ostatnie opracowanie studiów JVC – K2 HD (K2 High Definition). Będąc rozwinięciem kodowania K2 obiecuje znacznie więcej – coś, co w dalszej perspektywie miałoby być ekwiwalentem płyty winylowej. Oczywiście FIM nie był pierwszą firmą, która zastosowała ten sposób obróbki dźwięku, ponieważ od jakiegoś czasu można było dostać płyty JVC – najpierw ze złotym „bokiem”, a następnie z bordowym. Ten ostatni występuje we wszystkich reedycjach z katalogu Beethehem (recenzja TUTAJ).

A jednak to FIM uczynił z płyt tego typu sztukę – zarówno w sferze edytorskiej, jak i – moim zdaniem – dźwiękowej. Kluczem jest tu sformułowanie „moim zdaniem”. Zaraz po otrzymaniu pierwszych płyt K2 HD z FIM-u starałem się nimi zarazić moich przyjaciół i znajomych. I odpowiedziała mi cisza. A potem niechętne półsłówka i stwierdzenia, że może to i dobre płyty, tylko, że gorsze niż XRCD... Nie mogłem w to uwierzyć. Po przesłuchaniach nagrań, które miałem (około piętnastu) byłem przekonany, że to naprawdę duży krok naprzód, że w pewien sposób wyrywamy się w poprawianiu aspektów hi-fi i wkraczamy na tereny związane z oddaniem nie dźwięku muzyki, a muzyki za pomocą dźwięku. Do takiej roli predestynowały ten format takie cechy, jak: absolutna gładkość środka, nieco ciepła, „analogowa” prezentacja, większa dynamika i brak cyfrowych naleciałości. Nie było to jednak proste przepuszczenie materiału przez ocieplające brzmienie urządzenie lampowe, ponieważ mimo takich atrybutów, rozdzielczość, moim zdaniem, jest na tych płytach znacznie większa niż na klasycznych K2, HDCD i XRCD. Jak się po jakimś czasie okazało, diabeł niezgody tkwił w oczekiwaniach.

ODSŁUCH

Aby w jakiejś mierze rozwiać wątpliwości, a przynajmniej uczynić krok w tę stronę, przygotowałem spotkanie Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego poświęcone tylko temu tematowi. A okazja była znakomita: oto do Polski, na czas Wielkiego Tygodnia przyjechał nasz dobry znajomy, przyjaciel, któremu od lat kibicuję, Andrew Harrison. Pisałem o nim kilka razy, jednak tym razem okazja jest szczególna. „Harry” od lat był redaktorem najstarszego angielskiego pisma audio pt. „Hi-Fi News”, a od kilku lat zastępcą redaktora naczelnego. Lubiłem jego przenikliwe testy i rzetelność, z jaką starał się przekazać prawdę o nich. I to, jak się wydaje, doprowadziło do jego zwolnienia. Bo Harry od miesiąca nie pracuje już w HFN. O problemach tego pisma w ostatnich dwóch latach, odkąd zostało kupione przez nowe wydawnictwo, pisałem we wstępniakach kilkakrotnie. Najpierw pozbyto się redaktora naczelnego, świetnego Steve’a Harrisa, potem narzucono człowieka z zupełnie innej beczki, który z audio nie miał nic wspólnego, a następnie awansowano na to stanowisko dotychczasowego opiekuna laboratorium pomiarowego. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie najpierw żenująca sprawa z Kenem Kesslerem, którego najpierw wyrzucano, potem z fanfarami przywracano, a następnie wyraźna chęć pozbycia się wszystkich, którzy kiedykolwiek w HFN mieli coś do powiedzenia. To oczywiście moja subiektywna wizja tego konfliktu, ale opieram ją na rozmowach z zainteresowanymi i z wieloletniej lektury samego pisma. O tym, że Harry był niewygodny wiedziałem od dawna. Ale, jeśli ktoś gnoi (dosłownie, napisał w konkluzji, żeby te kolumny omijać dużym łukiem) kolumny znanej firmy (JMLab, Diva Utopia) i nie boi się o tym napisać, to znaczy, że mamy do czynienia z niepokornym. Można oczywiście argumentować, że przecież w HFOL piszemy o sprzęcie tylko dobrze (w domyśle – jak teraz HFN), ale to wynika wprost z przyjętej przeze mnie polityki: testujemy tylko te rzeczy, które się nam spodobają. I kropka. Na inne nie mam czasu i ochoty. HFN twierdzi jednak, że testuje wszystko, co zamówią i publikują całą prawdę – i dobrą, i złą. A od jakiegoś czasu idzie to w kierunku komplementowania wszystkiego, co dostają – i dobrego, i złego. A Harry najwyraźniej do tego modelu nie pasował. Już więc w HFN nie pracuje. Ale od razu zagarnęło go inne pismo – „Hi-Fi World”. Trzeba będzie przerzucić się na ten tytuł – ostatecznie o sile pisma stanowią jego autorzy. Nota bene, HFW jest największym, po „What Hi-Fi?” http://whathifi.com/ pismem specjalistycznym na Wyspach. No i właśnie taki człowiek przyjeżdżał do Polski. A po cóż? Ano do rodziców swojej dziewczyny, Agnieszki. Jak można się łatwo zorientować, Agnieszka jest Polką, mieszkającą w UK.

Tak więc spotkanie nr 53 KTS poświęciliśmy płytom K2 HD. Żeby nieco zmienić otoczenie, tym razem odsłuch miał miejsce u naszego znajomego. Nowy system, nowe pomieszczenie. To oznaczało, że odsłuch sam w sobie nie był do końca miarodajny, ponieważ zmiennych było zbyt wiele. A jednak nie da się inaczej tego „przebadać”, trzeba słuchać w możliwie wielu lokalizacjach. Po spotkaniu kilka osób, w tym ja, jeszcze raz przesłuchały u siebie te same nagrania. W każdym razie i system, i lokal były super-ciekawe. Poprosiłem Marcina (Gospodarza) o kilka słów na ten temat:

„W dużym skrócie i uproszczeniu, bowiem wszystkie zabiegi były dość praco i czasochłonne, opowiem jak się starałem i (jeszcze w chwili obecnej) staram się przekształcić pomieszczenie (trzeba sobie powiedzieć to jasno – ulubione pomieszczenie) tak, żeby pasja której się oddaję dawała jak największą „akustycznie” frajdę. Na pytanie „dlaczego właśnie tak?” odpowiedź jest bardzo prosta (i myślę nie jestem w tym jedyny): otóż nie lubię „martwych”, czysto odsłuchowych pomieszczeń, często bez okien, ba, nieraz wręcz depresyjnych. Oczywiście doceniam ich walory! I byłbym hipokrytą, gdybym twierdził, że to zła droga. Ale to droga nie dla mnie. W moim pojęciu dźwięku i muzyki musi być życie, pełne życie dookoła. Dla mnie zrobienie więc całkiem osobnego, odseparowanego od domowego życia pomieszczenia, tylko i wyłącznie do słuchania muzyki (choć absolutnie realne) byłoby początkiem końca (mojego i mojej muzyki) oraz zamykaniem się w jakimś nierealnym, introwertycznym świecie, z którego, jak przypuszczam, po pewnym czasie jedynie wychylałbym głowę niczym szpieg z krainy deszczowców w opowieściach o Baltazarze Gąbce. Ale dość bajko-pisania, wróćmy do tematu... Będzie trochę nie po kolei, ale tak to właśnie wyglądało.

Dysponując opisanym powyżej wstępnym założeniem, starałem się pogodzić często niemożliwe do pogodzenia aspekty: a więc bez zmiany charakteru pomieszczenia ukryć przed okiem co tylko się da, a przy tym wydobyć dźwięk, który w mojej subiektywnej ocenie byłby przynajmniej satysfakcjonujący. Ponieważ zarówno sufit jak i podłoga są konstrukcjami legarowymi z ponad 25 centymetrowymi poduszkami powietrznymi potrzebne były zabiegi likwidujące bądź ograniczające wszelkie pasożytnicze i szkodliwe z punktu widzenia akustycznego wpływy takiego systemu montowania, a więc przede wszystkim drgania wielkich powierzchni drewnianych. W przypadku podłogi wylane zostały od fundamentów betonowe cokoły (będące w tej sytuacji częścią fundamentów) na których osadzono płyty z gęstego marmuru Creme Marfil. Płyty na betonowym cokole tymczasowo osadzone są na piance montażowej– po zakończeniu wszelkich prac i wymianie podłogi osadzone będą na 1 cm silikonowym płacie celem całkowitej likwidacji drgań. Zabieg wylewania cokołów miał na celu całkowite odizolowanie od reszty pomieszczenia. Rozmiar cokołów to 1,5 x 1,5 m, co daje dużą swobodę w ustawianiu różnych zestawów głośnikowych. Podłoga po obrysie liczy 5,20 na 5,10 m, a wysokość pomieszczenia to 3,20 m. Obliczenie kubatury to już tylko zadanie matematyczne. Sufit od piętra oddziela kolejna 25 cm poduszka powietrzna (tytułem wyjaśnienia, skąd się bierze taka konstrukcja powiem, że po prostu tak się budowało w 1882 roku, z którego to owa nieruchomość pochodzi). I znów w całości to drewniana konstrukcja złożona na legarach. Żeby więc sufit nie zachowywał się jak kolejna membrana, po obliczeniach konstruktora co do jego wytrzymałości najpierw wypełniony został szczelnie wełną Rockwool Super Rock (mającą jeden z najlepszych współczynników tłumienia akustycznego w zakresie niskich częstotliwości), a na grubych, 10-cm gumach na każdych 5 m² spoczywa kamienne 60 kg w postaci dociętych na wymiar płyt. Daje to ponad 300 kg skutecznego i w każdym jej miejscu tłumiącego zapędy takiej konstrukcji do grania razem ze sprzętem obciążenia. Ach, zapomniałbym - zarówno sufit jak i podłoga (a właściwie ich rogi) są spięte metalowymi linkami do mieszczących się dokładnie na środku również kamiennych klocków, łamiących dodatkowo „membranę” na cztery mniejsze. Teraz może kilka słów o ścianach. Ściany... (w trakcie, kiedy czytacie ten krótki opis pokoju i jego adaptacji, w niczym nie przypomina już pokoju w którym odbyło się spotkanie KTS – jest mianowicie w całkowitym rozkładzie z powodu ostatniego etapu remontu i adaptacji). Ściany więc (składają się) i składać się będą z trzech różnych rodzajów materiału: kamień (wapień), drewno i kładziony bezpośrednio na przygotowane w odpowiedni sposób drewno tynk strukturalny na bazie gęstych i pracujących dynamicznie pap/mas akrylowych. Założenie równej ilości trzech różnych materiałów szlachetne. Ostateczny efekt znany będzie po zakończeniu prac. Według moich założeń, efekt powinien być... taki jak trzeba. Po wykonaniu wszystkich prac remontowych, do ostatecznej korekcji służyć będą materiały firm zajmujących się adaptacją akustyczną w ilości, rodzaju, jakości i estetyce potrzebnej do uzyskania tak pożądanych „audiofilskich” szlifów pokoju. Bez, jak wspomniałem, utraty atmosfery tego miejsca.”

Powinni mieć Państwo obraz tego, co i jak. Teraz system. Podstawą jest odtwarzacz Marka Levinsona No 390S z regulowanym wyjściem. To ostatnie podpięte zostało do monobloków Cayina 9084D. To potężne, wielkie wzmacniacze SET z lampą 845 na wyjściu, sterowaną inną triodą, modelem 300B. Na wejściu pracują dwie oktalowe lampy 6N8P i 6N9P. Daje to 28 W w klasie A. Na wszystkie bańki nałożono ringi tłumiące drgania. I wreszcie kolumny – to najwyższy, najnowszy model krakowskiej firmy Sound&Line, właściwie jeszcze w trakcie poprawek. To dlatego zwrotnice leżały na zewnątrz (tak będzie w finalnym produkcie) w „prototypowych” pudełkach. Przed porównaniami posłuchaliśmy na rozgrzewkę kilku swoich płyt. Dźwięk miał znakomitą dynamikę i skalę. Fortepian, koncertowy Steinway zabrzmiał fenomenalnie, z realistycznym wolumenem i wielkością instrumentu. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie lewa ręka – niezwykle nasycona i mocna, jak w życiu. Wprawdzie pojawiły się przy tym głosy, że fortepian jest za duży, ale z tego co pamiętam, tak brzmi z bliska, czyli tam, gdzie zapewne stały mikrofony. Środek był nieco ocieplony. Może nie w absolutnym ujęciu, ale przez dość łagodnie prowadzoną górę. Dawało to plastyczny dźwięk z instrumentami ustawionymi dość daleko w sali. Powiem od razu, że ja wolę wszystko wyraźniejsze, też nasycone i bez piskliwej góry, ale bardziej tu i teraz. Z Marcinem prowadzimy niekończącą się dyskusję na ten temat – o czym potem.

I, jak pokazał odsłuch, nie są to czcze pogaduszki. Oto bowiem płyty K2 HD proponują, moim zdaniem, to, czego Marcinowi brakuje w klasycznych płytach i czego szuka modelując dźwięk swojego systemu. Zanim jednak podsumuję spotkanie (a dziennikarze uwielbiają mieć ostatnie słowo), oddajmy glos uczestnikom. O maile poprosiłem wszystkich, jednak nadeszły tylko te, które przytaczam. Niestety – nieobecni głosu nie mają.

Janusz:
„Moja opinia o płycie K2 HD jest w zasadzie pozytywna. Mówię w zasadzie, bo o ile trudno zaprzeczyć, że ilość informacji zawarta na płycie jest większa od „normalnej” płyty, to nie sposób, przynajmniej w moim systemie, nie zauważyć szczególnego nacisku na oddanie średnicy, co niewątpliwie w wielu, szczególnie wyostrzonych systemach spełni bardzo pozytywną rolę. Ale właśnie to co w systemach eksponujących górę pasma jest pozytywne, już w innych niekoniecznie.
Właśnie w tym przypadku, w mojej opinii, mieliśmy do czynienia z takim zjawiskiem. System Gospodarza bardzo dobrze oddawał zakres tonów średnich i niższych, i dodatkowa ekspozycja tego zakresu niestety nie przypadła mi do gustu. Po prostu nastąpiło zjawisko zsumowania się cech systemu i nagrania, co w konsekwencji doprowadziło do zachwiania proporcji w prezentacji muzycznej, która, co by nie mówić, w dalszym ciągu była bardzo ciekawa, ale niestety przerysowana. Cóż, po prosty dwa grzyby w barszcz – to zupa grzybowa. Ale tak w ogóle - to dobrze.”

Bardzo ciekaw byłem opinii Marcina – ostatecznie on znał system, więc jedyną zmienną były nagrania. I nie zawiodłem się, ponieważ wyszły wszystkie problemy o jakich pisałem, wszystkie nasze dyskusje po raz kolejny otrzymały pożywkę.

Marcin:
„Niezmiernie rzadko mi się taki stan zdarza, ale tak naprawdę nie wiem, co mam napisać. To, co chciałbym ująć w tym tekście żadną miara nie zmieściłoby się w ramach dostępnych dla jednego pełnego odcinka cyklu referowanego przez jedną osobę, a przecież mamy do czynienia ze spotkaniem KTS i opiniami wielu osób. Miejsca nie rozciągnę a na zdrabnianie czcionki redaktor naczelny pewnie nie przystanie. Być może więc kiedyś znajdą się okoliczności, w których problem ten dogłębnie zanalizujemy, chwilowo jednak muszę się ograniczyć do narzuconych skrótowych ram. Otóż, według mnie, istota różnicy pomiędzy XRCD a K2 HD dotyka potężnego problemu, jakim jest pytanie: jak powinna brzmieć muzyka, gdy słuchamy ją w fotelu swoich studiów odsłuchowych. Czy to ma być brzmienie, jakie słyszymy będąc świadkami występu artysty, siedząc gdzieś na sali? Czy może takie, jakie „słyszą”, umieszczone w odpowiedni sposób przez inżyniera dźwięku, mikrofony? Takie, bowiem właśnie różnice, w moim przekonaniu obrazuje przeprowadzone porównanie. Problem jest o tyle duży, że o ile pamięć mnie nie myli to nie zdarzyło się chyba moje z red. Naczelnym spotkanie, na którym ten problem nie zostałby poruszony. Żeby zobrazować, o czym piszę w sposób bardziej czytelny posłużę się przykładem kazusu dyrygenta, który przecież słyszy dźwięk bardzo różny od tego, który słyszy słuchacz siedząc w 15. czy 20. rzędzie filharmonii. Można (oczywiście w granicach rozsądku) postawić tezę, że słyszy on właściwie jak „słyszą” mikrofony ustawione do nagrania. Ów dyrygent, zwłaszcza dobry dyrygent, zawsze bierze poprawkę na to, co orkiestra bądź instrumenty w pojedynkę, wraz z salą przyniosą uczestniczącemu w wydarzeniu słuchaczowi. I tak właśnie, moim zdaniem, brzmi K2 HD. Stosunkowo mgliście, ale bardzo (żeby nie było niedomówień) czytelnie, bez narysowanej z rozmachem (zwłaszcza w głąb) przestrzeni akustycznej, która przecież w naturze nie istnieje. Spokojnie, dostojnie, bez grama nerwowości z właściwym naturalnym rozkładem dynamiki w stosunku do jakiegoś wypracowanego przeze mnie przez lata wzorca. Malarze audiofilskiego słowa powiedzieliby o pewnej żywej lepkości powietrza miedzy instrumentem, a słuchaczem. Nigdzie nie są zaznaczone kontury, no, bo przecież via real również ich nie ma. Wszystko brzmi niebywale naturalnie, aż trudno sobie wyobrazić, że mogłoby brzmieć to inaczej... Do czasu, kiedy w odtwarzaczu ląduje format XRCD. To, powiedzmy sobie od razu, zupełnie inne zwierzę. Pomijając fakt dużo wyższego poziomu sygnału, fani czystych, arcywyraźnych brzmień (zwłaszcza jazzowych) będą formatem XRCD zachwyceni. Przy właściwym wypełnieniu wszystkich instrumentów pojawiają się elementy niedostępne dla tego „słuchacza z sali”. Talerze, triangle, efekty przestrzenne, twardość, często pożądane w audiofilskim świecie bardzo lekkie okonturowanie dźwięku... Wszystko to absolutnie najwyższej próby. Ten format zdaje się rzeczywiście ukazywać w systemie brzmienie instrumentów w sposób „realizatorski”, czyli z bliskiego pola. Z mojego obcowania z różnymi instrumentami muzycznymi z bliska wynika, że owszem jest to zgodne z tak postawioną prawdą akustyczną. Wystarczy pójść do sklepu z instrumentami muzycznymi i popróbować samemu. Reasumując powyższe... Skłamałbym, gdybym powiedział, że mi się nie podoba taki właśnie sposób prezentacji, jak z formatu XRCD. Dźwięk XRCD jest fenomenalny zwłaszcza dla dwóch nacji: ortodoksyjnych audiofili nie uznających kompromisów i dla osób, które słuchają muzyki w sposób analityczny. Osobiście należę do tej drugiej grupy. 95% mojej płytoteki to muzyka klasyczna i jednocześnie pasja. Lubię analizować jej strukturę, zamysły dyrygenta czy solistów, słyszeć poszczególne głosy w orkiestrze, różnice w wybrzmieniach grup instrumentów, to wszystko bardzo pomaga w analizie, a jest często niedostępne dla normalnych realizacji. Oczywiście jest jednak, „ale” - nie zawsze przecież słucham tylko dla analizy... Często wrzucam płyty dla czystego relaksu. Chcę też zaznaczyć, że powyższe akapity tak naprawdę nie wyczerpują nawet skrawka tematu, gdyby chcieć go rozwinąć w całości. Dochodząc więc do króciutkiego podsumowania tych dwóch formatów: można powiedzieć, że w formacie XRCD jest wszystko... No prawie wszystko... Bowiem brakuje tej naturalności i muzykalności, jaka dysponuje format K2 HD. Oczywiście zbyt mało jest jeszcze realizacji mojej ukochanej muzyki w formacie K2 HD, żeby stwierdzić to kategorycznie, ale podsumowując na dziś dzień „dam sobie interkonekt uciąć”, że poza K2HD nic dotychczas nie zabrzmiało mi w domu w taki sposób, w jaki słyszy się dźwięk na żywo, uczestnicząc w wydarzeniach muzycznych jako widz.”

Ryszard:
„Zastrzeżenia ogólne do mojej subiektywnej oceny:
1.Odsłuch na systemie lampowym z jego własnym charakterem.
2.Mała próbka płyt - 1 Sampler K2HD vs 2 płyty XRCD i 2 HDCD.
Ocena
Płyta K2HD, jak dla mnie to porażka vs w/w formaty; w żargonie sportowym 1:3. Jedynie Habanera Fantasia from Carmen wykazała wyższość K2HD w aspektach: płynności, łagodności, muzykalności i przyjemności słuchania, bez utraty hi-endowych aspektów brzmienia. W reszcie utworów K2HD rozczarowuje, zwłaszcza w aspekcie głębokości sceny, przejrzystości i czytelności dźwięku. Gdzieś ulatuje wrażenie spektaklu "tu i teraz" zmieniając się w martwy spektakl dźwięku reprodukowanego z cyfrowego nośnika. Wrażenie spowolnienia i złagodzenia nie sprawiło mi przyjemności, a raczej znudzenie. Sorry, na tym przykładzie widać, że nie każda nowość to krok do doskonałości. Dziękuję organizatorom i prowadzącemu za wspólną sesję i kolejną lekcję w "pogoni za króliczkiem".”

Ostre słowa. Z żadnym z nich się nie zgadzam. Każdy ma prawo do wyrażenia swojej opinii i tak jest tym razem, więc i ja skorzystam z tego prawa. We wszystkich przytoczonych wypowiedziach pojawia się kilka wspólnych elementów. Spróbuję je zestawić: płynność, łagodność, muzykalność, przyjemność słuchania, ilość informacji zawarta na płycie jest większa od „normalnej” płyty, szczególny nacisk na oddanie średnicy, naturalność. To pozytywy. Wśród negatywów wymieniano... ciepło, nacisk na średnicę, łagodność, naturalność. Paradoksalnie, ale te same cechy były przywoływane raz w kontekście zalet, a zaraz potem wad. Ciekawe, naprawdę ciekawe. W przypadku płyt K2 HD dała chyba o sobie znać pewna dychotomia, istniejąca w naszej branży od zawsze, nigdy jednak nie artykułowana explicite. Bo jest niewygodna. Marcin już o tym wspomniał, jednak dopiero, kiedy Ryszard kilka dni później ze mną rozmawiał i w rozmowie wprost stwierdził, że dla niego w dźwięku muszą być elementy „makro”, często niesłyszalne w sali koncertowej, bo inaczej dźwięk mu się nie podoba, było jasne, że chodzi właśnie o to: o wybór między dwoma filozofiami dźwięku. W pewnym stopniu, moim zdaniem, równoważnymi. Według jednej w domu nie da się odtworzyć dźwięku takiego, jak na żywo. Nie ma takiej możliwości, bo i nie da się w pomieszczeniu wytworzyć realistycznej dynamiki, ani też oddać prawdziwej przestrzeni. Wszystko jest bowiem swego rodzaju kreacją – zarówno techniki nagraniowe, jak i reprodukcja. Z drugiej strony, jak niektórzy argumentują, celem samym w sobie jest oddanie muzyki tak, jak brzmi w rzeczywistości. Myślę, że obydwie strony w pewnych miejscach mają rację i jednocześnie obydwie się mylą. Moim zdaniem celem systemu audio jest maksymalnie wierne oddanie muzyki na żywo, Jednocześnie jednak wiem, dokładnie wiem, że nie ma takiej możliwości, że to niedościgły ideał. Dlatego trzeba starać się oddać jak najlepiej to, co jest możliwe. Dla mnie jest to oddanie zapisu, rejestracji. Marcin idzie w drugą stronę – w kierunku takiej manipulacji dźwiękiem i elementami, aby możliwie wiernie symulować naturalne wydarzenie. Moim zdaniem to błąd logiczny, ale nie będę za to umierał. W każdym razie to dlatego K2 HD jest dla mnie objawieniem: wreszcie, przy całej mojej postawie, dostaję do ręki nagranie, które rzeczywiście brzmi w dużym stopniu tak, jak to słychać w rzeczywistości – z mnóstwem detali, ale utopionych w całości, bez efektu „makro”. Trochę, jak przy zastosowaniu obiektywu szerokokątnego. W tym przypadku moje starania, aby system grał maksymalnie wiernie to, co jest na płycie, zbiegły się z dążeniami twórców tego formatu, ponieważ wreszcie te dwie drogi idą razem.
Ciekawie opowiadał o swoich wrażeniach Harry. Ponieważ nie od razu mu tłumaczyliśmy nasze wypowiedzi, mówił wolny od wszelkich uprzedzeń, tylko o tym, co usłyszał z kolumn. A powiedział, że jeśli chodzi o analizę nagrań, zarówno od strony realizacyjnej, jak i muzycznej, najlepsze były wersje XRCD i potem HDCD. Za każdym razem, kiedy jednak przeszliśmy na K2 HD miał nieodparte wrażenie, że muzycy lepiej grają, że ich umiejętności techniczne stoją na wyższym poziomie. Przy poprzednich wersjach grały dla niego orkiestry przy szkołach podstawowych, a z K2 HD grali wirtuozi, którzy wiedzą, co się robi z instrumentem. I chyba o to w tym wszystkim chodzi. Tak mi się przynajmniej w tej chwili wydaje.

W odsłuchach użyliśmy następujących nagrań:

· K2 HD: Pachelbel, Canon in D, This is K2 HD Sound!, First Impression Music, FIM K2 HD 078
· HDCD: Pachelbel, Canon in D, Audiophile Reference IV, First Impression Music, FIM029 VD

· K2 HD: Esther, Kinderpiele, This is K2 HD Sound!, First Impression Music, FIM K2 HD 078
· HDCD: Esther, Kinderpiele, Canon in D, Audiophile Reference IV, First Impression Music, FIM048 VD

· K2 HD: Habaniera Fantasia from Carmen, This is K2 HD Sound!, First Impression Music, FIM K2 HD 078
· XRCD24: Habaniera Fantasia from Carmen, Grooving Classics, First Impression Music, FIM XR24 044

· K2 HD: Autumn in Seattle, This is K2 HD Sound!, First Impression Music, FIM K2 HD 078
· XRCD24: Autumn in Seattle, Super Sounds! II, First Impression Music, FIM XR24 067

Przed właściwym odsłuchem słuchaliśmy płyt K2 HD z firmy Beethehem i JVC, a także porównywaliśmy standardową wersję płyty Philharmonic Ball London z jej “wypasioną” wersją Decca/First Impression Music, LIM XR24 019, XRCD24.



Kontakt

Sound&Line
Tel. kom.: 600 974 673
e-mail: sound.line@poczta.fm

Mark Levinson
Strona firmowa: MARK LEVINSON

Cayin
Strona firmowa: CAYIN

XRCD
Strona firmowa: XRCD

First Impression Music
Strona firmowa: FIRST IMPRESSION MUSIC







POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B