WZMACNIACZ ZINTEGROWANY

PRIMARE
I21

WOJCIECH PACUŁA







Primare, marka szwedzkiej firmy Primare Systems AB po raz pierwszy na tych łamach pojawiła się dopiero miesiąc temu, w numerze 39, z lipca 2007 roku. Nie była to jednak moja pierwsza sesja z tymi pięknymi urządzeniami, ponieważ testowałem już niemal wszystkie produkty z poprzednich serii (w tym poprzednika testowanego I21, model A20 Mk II), tyle, że do innych magazynów. Także I21 przewinął się już przez moje ręce. Ponieważ było to jednak ze dwa lata temu (test ukazał się w „Audio” w numerze 8/07), a od tamtej pory przesłuchałem przynajmniej setę wzmacniaczy, postanowiłem skonfrontować tę konstrukcję z obecnym stanem wiedzy, z doświadczeniem dnia dzisiejszego. Nie bez znaczenia były też częste pytanie od Państwa (w dziale „Kto pyta…?”), wskazujące na to, że ten zakres cenowy (3500-4500 zł) jest niezwykle popularny.
I21 to wzmacniacz zintegrowany, mający charakterystyczną dla Primare linię: czystą, dopracowaną, ergonomiczną. Jego obecność na półce w pewien sposób nobilituje system, ponieważ urządzenie wygląda na swoje pieniądze, a nawet na droższe. Wydaje się ponadto, że jego wygląd nie zestarzeje się zbyt szybko, jeśli w ogóle. Urządzenie ma oddawać 75 W przy 8 Ω i 125 W przy 4 Ω, a to całkiem sporo. Przypomnijmy jednak, że dwukrotnie tańszy Rotel RA-05, testowany w tym samym numerze, przy 8 Ω oddaje 70 W, więc nie moc wyjściowa będzie decydowała o ocenie Primare.

ODSŁUCH

Kiedy myślę o Primare, przychodzi mi na myśl: ciepło, klasa, nieco lampy i nieco tranzystora. Myślę o nich – nomen-omen – ciepło, ponieważ każde kolejne urządzenie potwierdzało swoją wartość. Nie są to produkty bez właściwości, bo mają swój wyraźny charakter, jednak nawet wyrazista osobowość nie zaburza podstawowych relacji opisujących dobry dźwięk. Po wielu, wielu kolejnych testach w znaczącej większości ta ocena się potwierdza, dochodzą jednak pewne elementy, które rozszerzają opis wzmacniacza.
Primare gra mianowicie niezwykle dystyngowanym, świetnie poukładanym dźwiękiem. Po przejściu z mojego Lebena CS-300 słychać było, że Primare jest nieco cieplejszy, jednak – co zaskakujące, a czego nie pamiętam z poprzedniego odsłuchu – kiedy tylko uderza blacha, odzywa się w wypełniony i dźwięczny sposób, nieco ciszej niż w referencji, ale kompletnie i kompetentnie. Dźwięk, jak wspomniałem, jest poukładany. O tym, że eufonia zakresu wyższej góry jest nieco mniejsza niż np. w NAD-ach świadczy odegranie płyty „Revolver” The Beatles (Toshiba-EMI, TOCP-51117, CD), która w japońskiej reedycji jest wyrazista, z mocną średnicą i przełomem średnicy i góry. Leben gra ją dość dosłownie, tj. miejscami podaje sybilanty chyba ciut mocniej niż powinien. Słychać to jednak dopiero w porównaniu z tak precyzyjnym narzędziem, jak wzmacniacz mocy Luxmana M-800A (2 x 60 W, klasa A), podpiętym bezpośrednio do regulowanego wyjścia Lektora Prime. Primare zagrał ją inaczej niż Leben – wszystko na tej płycie było „słuchalne”, plastyczne, przyjemne. Myślę, że wychyla się w kierunku uprzyjemnienia w takim samym stopniu, co Leben w kierunku dosłowności. A przecież wcale nie słychać ograniczenia góry, bo kiedy w „She Said, She Said” gra gitara, to od razu jest mocna, wyrazista, tnąca powietrze.

Precyzja w rysowaniu elementów nie jest tak dobra jak w Lebenie, a nawet jak w fenomenalnym Xindaku XA6200, ale należało się tego spodziewać. Dźwięki rysowane są raczej przez obecność i podtrzymanie niż przez atak, bo ten jest trochę zaokrąglony. Stąd głosy, choć duże i przyjemne, nie są tak wyraziste i namacalne. W dużej mierze zależeć to będzie od nagrania, ale nawet na tak rewelacyjnie zrealizowanej płycie, jak „Dreamland” Madeleine Peyroux (Atlantic, 82946, HDCD) wspomniane elementy słychać, jak opisałem, szczególnie w utworze „Hey Sweet Man”, otwieranym przez bluesową gitarę w stylu Muddy’ego Watersa. Gitara ta miała bardzo przyjemną, wypełnioną barwę, jednak jej góra, tworząca sporą odpowiedź pomieszczenia, była przez Primare ograniczona, a przez to sama gitara miała głębszy sound i była cieplejsza.
Zupełnie inaczej sytuacja przedstawia się z płytami przeznaczonymi dla szerszej publiczności, tj. z bliskim omikrofonowaniem, dużą kompresją itp. Taka jest, zresztą bardzo fajna, debiutancka płyta Michaela Bublé „Michael Bublé” (143records/Reprise, 48915, Special Christmas Limited Edition, CD). Puls został na niej lekko uspokojony, jednak zaskakująco dynamicznie i wyraziście pokazana została średnica i góra. Kontrabas był mocny, dynamiczny, mięsisty. A to będzie motywem przewodnim wielu innych płyt granych na I21, chociaż bez specjalnie niskiego zejścia do niższego basu. Ten ma ładne wypełnienie i sporo energii aż po wyższą średnicę. Daje to pełny dźwięk, którego atak jest jednak nieco łagodniejszy niż zwykle. A takie COŚ to rzadkość, ponieważ zwykle, jeśli średnica ma ocieploną górę, to wszystko jest przygaszone, zmulone. Tu inaczej. Rozdzielczość średnicy stoi na dobrym poziomie, chociaż tańszy wzmacniacz, jakim jest Rotel RA-05 nie gra tego wiele, wiele gorzej. Mocną stroną Primare jest góra, która chociaż ciut cichsza, ma znakomitą barwę i bardzo ładny rysunek – delikatny, ale bardzo ładny.

Scena dźwiękowa nie jest specjalnie rozbudowana. Nieco wpływa na to lekkie osłabienie rozdzielczości środka, jednak przez intensywność przełomu środka i góry trochę się taki odbiór niweluje. Energia pierwszego planu jest bowiem duża i to on przyciąga uwagę. Kiedy gramy jednak stare kawałki, jak z płyty „The Genius Sings The Blues” Raya Charlesa (Atlantic/Warner Music, 73524, Atlantic Masters, CD), przekaz jest nasycony i pełny. Ma wewnętrzną koherencję i moc. Głos Charlesa był prezentowany w pełny, duży sposób, ze szczegółami rejestracji, jak niskie ‘p’ obecne w tym nagraniu, uderzane mocniej i niżej niż np. w Rotelu.
Generalnie więc Primare wciąż jest bardzo ciekawą propozycją, a jego opis pokrywa się z tym, co zapamiętałem. Nieco mocniej pokazuje się nie do końca rozwinięta rozdzielczość średnicy i nie do końca przeprowadzone poukładanie sceny. Wszystko to mieści się jednak w ramach zmiany warunków odsłuchu i wzroście doświadczenia. Odkryłem jednak pewną cechę, na którą niegdyś nie zwróciłem uwagi. Oto po przejściu pewnego punktu na skali głośności, dźwięk może się wydać zbyt jasny i piskliwy. Całkowicie zmienia to odbiór wzmacniacza. Okazuje się, że Primare nie najlepiej czuje się z kolumnami o niskiej skuteczności. Nie chodzi nawet o moc, bo tej mu chyba nie brakuje, jednak wzmacniacz musi mieć zapewniony komfort pracy. Inaczej – może zagrać za jasno. Nie można więc brać za pewnik, że Primare zawsze zagra przyjemnie i w ciepławy sposób. Tak będzie tylko, jeśli nie odkręcimy za bardzo gałki siły głosu.

BUDOWA

Model I21 jest zintegrowanym wzmacniaczem szwedzkiej firmy Primare. Jak zwykle u tego producenta, jego linia jest ręcz genialna, tj. prosta, a jednocześnie niesłychanie elegancka – dlaczego tak niewiele w audio jest dobrze przygotowanych od strony projektu plastycznego urządzeń? Nie wiem… W każdym razie, front wykonano z grubego płata aluminium w kolorze tytanowym, pośrodku której mamy niewielką gałkę siły głosu z polerowanej stali nierdzewnej. Jej kształt odsyła do klasycznych urządzeń studyjnych, a w naszym (pół-)światku do Cello , Teaca (Tascam) i Passa. Inaczej niż tam jej front nie jest jednak płaski, a półokrągły, co do tego niemal chirurgicznego kształtu wnosi element miękkości i przyjazności. Ten sam kształt powtórzony jest zresztą w umieszczonych obok przyciskach z tego samego materiału. Delikatne muśnięcie, a zmienia całkowicie wygląd urządzenia. Wspomnieliśmy o przyciskach – wybieramy nimi między czterema wejściami liniowymi i przerzucamy wzmacniacz w stan oczekiwania (standby). Jak to w Primarze, front jest oddzielony od głównej obudowy przewężeniem, w którym umieszczono elektronikę sterującą wyświetlaczem i przełącznikami. To dobrze, ponieważ w ten sposób skutecznie ją zaekranowano. A wyświetlacz jest ładny, zielony, z nazwą wejścia i poziomem wysterowania. Mógłby być jednak trochę większy. Zanim dotrzemy na tył, musimy przebyć długą drogę po górnej ściance, dość mocno perforowanej i głębokiej. To nie jest mini-system i trzeba mieć dość głęboką półkę, żeby Primare się zmieścił i nie połamał kabli podpiętych z tyłu. Częściowo jest to spowodowane także tym, że górna ścianka wychodzi nieco poza obrys chassis. Kiedy już będziemy z tyłu, powtórzy się historia z przodu – umiar i porządek. Po obydwu stronach pojedyncze, złocone wyjścia głośnikowe, a między nimi cztery wejścia liniowe i wyjście z pętli magnetofonowej. Jest też wyjście z przedwzmacniacza. Kabel sieciowy jest odłączalny. Dziwne, ale pod wyjściami głośnikowymi umieszczono napis: 8 Ω. Jeżeli byśmy traktowali go serio, to nie moglibyśmy podłączyć do Primare niemal żadnego dostępnego na rynku systemu głośnikowego, bo wszystkie, nawet jeśli ich impedancja nominalna (czyli średnia) wynosi 8 Ω, to i tak impedancja spada miejscami do 3 Ω i niżej. Najwyraźniej więc napis naniesiono na wszelki przypadek, żeby się ustrzec przed reklamacjami… Jak zwykle, Primare posadowiono na trzech nóżkach – dwóch z przodu i jednej z tyłu. Pilot jest plastikowy, systemowy i nijak nie pasuje do eleganckiej linii wzmacniacza.

Co jakiś czas przy opisie Primare’a mówimy o umiarze. Ten sam opis odnosi się do wnętrza. Blisko frontu mamy bardzo, naprawdę bardzo duży transformator toroidalny, zaś całą elektronikę pomieszczono na niewielkiej płytce przy tylnej części obudowy. Takie samo myślenie znajdziemy także w Bladeliusie (test wzmacniacza Thor Mk II w tym miesiącu) – i nieprzypadkiem, ponieważ Bladelius przez dłuższy czas pracował w Primare, a przedtem w Passie…
Chociaż płytka jest wspólna dla obydwu kanałów, to końcówki otrzymały osobne radiatory. Przykręcono do nich po komplementarnej parze bipolarnych tranzystorów Toshiby (2SA1943+2SC5200). Układ jest wykonany w symetryczny, względem osi urządzenia, sposób, w technice SMD, co jeszcze bardziej skróciło ścieżkę sygnału, a w torze końcówki, z elementów aktywnych, mamy jedynie tranzystory. Wejścia (złocone) przełączane są kluczami scalonymi Philipsa, zaś regulacja siły głosu w scalonej drabince rezystorowej LM1972. To kość National Semiconductor o zakresie 78 dB i wbudowanym układzie mute. Obydwa kanały wzmacniacza mają osobne uzwojenia wtórne, a co za tym idzie, także zasilacze. W wygładzaniu napięcia pomagają cztery (po dwa na kanał), spore kondensatory Rubicona o pojemności 10 000 μF każdy. Niestety nie ma osobnych uzwojeń i prostowników dla sekcji napięciowej. Wspomnijmy jeszcze, że wyjście z przedwzmacniacza poprowadzone jest przez znakomite kondensatory polipropylenowe firmy Vishay. Całość wygląda niezwykle solidnie, i „czysto”.



DANE TECHNICZNE (wg producenta):
Moc wyjściowa: 2 x 75 W/8 Ω; 2 x 125 W/4 Ω
Impedancja obciążenia: 4 - 16 Ω
Impedancja wyjściowa: < 0,08
Czułość wejściowa: 330 mV rms
Wyjście Tape: 300 mV rms
Pasmo przenoszenia: 10 Hz - 100 kHz, -3 dB
THD: 0,05% (1 kHz, 10 W/8 Ω) 
Stosunek sygnał-szum: 100 dB
Pobór mocy: Standby 12 W
Wymiary (WxDxH): 430 x 385 x 100 mm
Waga: 13,5 kg


PRIMARE
I21

Cena: 4490 zł

Dystrybucja: Voice

Kontakt:
ul. Moniuszki 4
43-400 Cieszyn

Tel./fax: +48 33 851 26 91, +48 33 852 32 02
Tel. kom. 500 108 305

e-mail: office@voice.com.pl


Strona producenta: PRIMARE SYSTEMS AB



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B