![]() W roku 1981, kiedy w Polsce podskórnie szykowno stan wojenny, reszta świata żyła normalnie. Jedzono, pito, kupowano, handlowano, po prostu ludzie zachowywali się normalnie. To był na przykład rok, w którym Renaud de Vergnette w pięknej Francji założył firmę Triangle Electroacoustique. Od początku, podobnie jak w równie francuskiej firmie JMLab-Focal, postawiono w Trianglu na wyjątkowość. Do dzisiaj jeśli myślimy ‘Triangle’, mówimy ‘tuba’. Najbardziej prominentnym elementem tego francuskiego projektu jest bowiem tubowy głośnik wysokotonowy. Zaraz jednak widać kolejne rodzynki, jak na przykład głośniki średnio i niskośredniotonowe ze sztywnymi, wykonanymi z nasączanego materiału górnymi zawieszeniami membran. Jak w sprzęcie estradowym. To jednak tylko środki wiodące do celu, nie cel sam w sobie. W prostym skojarzeniu te dwie cechy wskazują bowiem na dążenie do maksymalnie wysokiej skuteczności. Jeśli zaś mówimy ‘wysoka skuteczność’, zaraz myślimy ‘lampy’. A to jest, przynajmniej moim zdaniem, jedna z bardziej pokręconych historii, która musiała doprowadzić do wielu rozczarowań. Obietnica wysokiej skuteczności oraz kolejny element układanki – mocne, nawet nieco podkreślone wysokie tony, zdwajały się predestynować Triangle do współpracy ze wzmacniaczami lampowymi, których niewysokie moce oraz nieco ciepły dźwięk miały dobrze się czuć w towarzystwie tych francuskich kolumn (to samo założenie dotyczyło zresztą i JMLab-a).  Testowany model Comete Es jest pewnego rodzaju hołdem, jaki firma złożyła samej sobie, ponieważ ta podstawkowa kolumna to najlepiej sprzedający się produkt tej firmy. Nazwana Comete Es 25th Anniversary Edition otrzymała piękne wykończenie w naturalnym, pięknie polakierowanym drewnie, wzmocnioną obudowę oraz pewne usprawnienia w zwrotnicy. Kiedy patrzymy na ten specjalny model, nietrudno zrozumieć, co przez tyle lat przyciągało słuchaczy – wygląda bowiem pięknie. Kolumna została wyprodukowana w limitowanej ilości, każda para ma swój unikalny numer i dużą tabliczkę na tylnej ściance, opisującą co i jak. ODSŁUCH  
Triangle Comete Es 25th AE okazały się dość łatwym obciążeniem dla wzmacniacza. Począwszy od TRI TRV-300SE (test TUTAJ) o mocy 8 W na kanał, poprzez mojego ukochanego, niesamowitego Lebena CS-300 (test TUTAJ) o mocy 12 W, Model 5 Avantgarde Acoustic o mocy 27 W, na Accuphase A-45 skończywszy (45 W), za każdym razem wzmacniacze niemal się nie trudziły i wzrost mocy wprawdzie dodawał nieco kontroli przy niskich składowych, ale były to raczej lekkie korekty niż zmiana jakościowa. Co ważne, po przejściu z Marcusów Harpii Acoustics (test TUTAJ) nie zmienił się szczególnie balans tonalny. Basu oczywiście ubyło, jednak nie było to szokujące, ostatecznie wiem, do czego można zmusić monitorki, a w dodatku okazało się, że konstruktorzy Comete nie starali się na siłę „podrasować” ich brzmienia na dole skali. Jedynie na samej górze doszło nieco więcej energii. Odsłuch rozpocząłem od genialnej płyty „Zaprzepaszczone Siły Wielkiej Armii Świętych Znaków” polskiej grupy Coma (Sony&BMG 852982, CCD), jednej z lepszych rockowych realizacji, nie tylko w Polsce. Płytę rozpoczyna „Intro” – odgłosy człowieka na ulicy, a potem wchodzącego do mieszkania, które gdzieś tam przywołują na z pamięci ostatni utwór na płycie „Atom Heart Mother” Pink Floyd. Całe wejście zostało oddane znakomicie. Od razu słychać, że wyjątkowa jest umiejętność kolumn do znikania. Jak Frodo we „Władcy pierścieni”, tak Triangle, po nałożeniu na talerzyk odtwarzacza Lektor Prime krążka płyty, dosłownie znikały. Te odczucia potwierdza wchodząca zaraz potem gitara, która dochodziła z prawej strony, zza kolumny, nie z głośników, ale właśnie ZZA niej, jakby nic między nią, a nami nie było. Wspomniałem o sporej energii góry – proszę się nie bać, to nie te czasy, kiedy Triangle grzały górą jak trzeba. Nawet, jeśli szef tej firmy twierdzi, że w konstrukcji zwrotnicy niewiele się zmieniło, to wyraźnie popracowano nad brzmieniem „urodzinowych” komet, bo grają lepiej niż starsza wersja,. A przynajmniej tak mi się wydaje… Nowe modele Triangli nie są bowiem rozjaśnione, nie dźgają szpileczkami, które niegdyś pomagały leniwym wzmacniaczom lampowym pokazać się z lepszej strony, ale które w dzisiejszych czasach, kiedy „lampowy” nie znaczy „zmulony” i ocieplony, byłyby katastrofalną pomyłką. Podobnie jak w najnowszej serii Esw (Altea Esw test TUTAJ), tak i tutaj góra jest znacznie lepiej utemperowana niż niegdyś. Nic więc nie cyka, nie piłuje bezlitośnie uszu i nawet tak wybuchowe utwory ze wspomnianej płyty, jak „System” przychodzą z dynamiką i wykopem i bardzo dobrze pokazują barwę góry i reszty pasma.  Wspomniałem o przestrzeni – monitory budują dość głęboką, klarowną scenę, choć w tej mierze wciąż im daleko do liderów. Dopiero kiedy weźmiemy pod uwagę ich cenę, wówczas łatwiej się z tym pogodzimy. Kiedy bowiem w utworze „The Swan” z płyty „FIM. Audiophile Reference IV” (FIM029 DV, HDCD24; recenzja TUTAJ) gdzieś daleko, daleko z tyłu uderza jakiś instrument perkusyjny, to na Trianglach się nieco „rozjeżdża” w stronę kolumn. Jest pokazywany daleko, jednak nie jest tak dokładnie ogniskowany, jak w Marcusach. Kolumny Harpii pokazują to wydarzenie jako ciągłą, mającą początek i koniec całość. Także na tak wymagającym materiale, jak przy utworze „Georgia in My Mind”, utworze śpiewanym przez Marii Nakamoto z tej samej płyty słychać że ostatecznie jest to mała kolumna i kontrabasu, który otwiera to nagranie, mocnego i nieco twardego, nie da się odtworzyć jak z kolumn podłogowych. Z drugiej strony Triangle nie pokazały tego wcale gorzej niż wolnostojące Phoebe II, a nawet miały lepiej artykułowany wyższy zakres basu. Wróćmy bowiem na ziemię – to niewielkie, podstawkowe, niedrogie kolumny, które może i wyglądają, jakby kosztowały znacznie więcej, ale które są czym są: nie-tak-znowu-drogim głośnikiem. Wtedy jednak znowu przez jakiś czas dajemy się zwieść urodą dźwięku i podświadomie zaczynamy wymagać za dużo. Trzeba gdzieś temu postawić tamę i powiedzieć sobie, że to świetne kolumny i że trzeba się cieszyć tym, co jest. Jak się można było spodziewać, znakomicie, najlepiej wypadają utwory, w których jest dużo instrumentów w rodzaju dzwoneczków, czy – nomen-omen – triangli, ponieważ tuba ze złocistym korektorem fazy przenosi je z piękną dynamiką i bardzo dobrą barwą, bez ścieniania, bez podbarwień (a przynajmniej ja ich nie słyszę, ale ostatecznie mogę być już głuchy – tyle słuchania…).  
Kiedy zagramy coś z płyt SACD, to znowu przez chwilę wyda się nam, że to spore, wolnostojące kolumny. Wydaje się, że ta platforma szczególnie dobrze „zgrywa się” z Trianglami, podobnie zresztą jak winyl. Na płycie „Walking in The Sun” Barb Jungr (LINN, AKD 283, SACD/HDCD; recenzja TUTAJ) część wokalu miała podkreślone sybilanty – to dało o sobie znać wąskie podbicie góry kolumn, które nie zawsze wychodzi na jaw. Dynamika i ogólna kultura brzmienia były z kolei znakomite. Nie chodzi zresztą o rozjaśnienie wyższej części góry, bo tego tutaj nie ma, a raczej o jej niższy zakres, związany chyba z nieco twardym oddaniem niektórych uderzeń perkusji, o których wcześniej wspominałem. Co ciekawe, nieco zabrakło przy tej płycie średnicy – rzecz, której wcześniej nie słyszałem. I po prostu trzeba uważać z materiałem o dużej energii wyższej części środka – może zabrzmieć nieco krzykliwie, szczególnie, jeśli podkręcimy gałkę siły głosu. A to nie jest konieczne, bo Triangle bardzo fajnie grają przy średnich i niskich poziomach, ponieważ zawsze pozostają czyste i wyraźne, bez zmatowienia pokazując i średnicę, i górę. Trzeba więc powiedzieć, że Comete 25th AE to przepiękne, świetnie grające monitory. Tylko… Tylko, że podstawowa wersja nie gra jakoś dużo gorzej, a jest znacząco tańsza. W swojej cenie model Comete Es to jedna z lepszych propozycji, którą wymiennie można polecać z takimi monitorami jak CM1 B&W Bowers&Wilkins (test TUTAJ) oraz RW16 Revolvera (test TUTAJ, choć każdy z nieco innej przyczyny. Jednak mieć coś takiego jak specjalna wersja wśród kolumn to coś więcej niż posiadać kolumny do słuchania muzyki, bo kupując je kupujemy też część historii, a i część dumy Triangle’a i jego właściciela – Renauda de Vergnette.  
BUDOWA Kolumny Triangle Comete Es 25th Anniversary Edition to specjalna edycja podstawowego modelu Es, wyprodukowana w limitowanej edycji 1000 sztuk, wraz z odpowiednim certyfikatem. W obydwu modelach zastosowano ekranowany, tubowy głośnik wysokotonowy TZ2400 z tytanową membraną oraz średnio-niskotonowy T16PE82c z membraną z powlekanego papieru. Tuba oraz kosz zostały wykonane z ultra-sztywnego odlewu z aluminium. Front został zaokrąglony i pokryty lakierem o wysokim połysku, podobnie jak pozostałe ścianki w pięknym fornirze z naturalnego drewna. Comete to model dwudrożny, podstawkowy, wentylowany bas-refleksem. Jego wylot w kształcie dwóch otworów o niewielkiej średnicy umieszczono pod głośnikiem średnio-niskotonowym (rury są bardzo krótkie – jakieś 5 cm). Wnętrze jest częściowo wytłumione. Zwrotnicę przykręcono do podwójnych, złoconych zacisków głośnikowych. Znajdziemy tam cewki powietrzne, polipropylenowe kondensatory (które, podobnie jak masowe oporniki noszą logo Triangle’a) oraz kondensatory elektrolityczne. Połączenia wewnętrzne wykonano miedzianą plecionką z firmowym nadrukiem na koszulce. Na tylnej ściance umieszczono także tabliczkę z informacją o tym, z jakim cacuszkiem mamy do czynienia oraz z numerem danej pary. 
 
  | 
		 ||||||||||||||||||||
| © Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by SLK Studio | ||||||||||||||||||||