WZMACNIACZ MOCY

AUDIOLAB
8000M

WOJCIECH PACUŁA







O powstaniu z popiołów firmy Audiolab pisaliśmy już przy okazji testu przedwzmacniacza 8000Q. Miało to miejsce w marcu 2006 roku (No. 23), kiedy wydawało się, że będzie pięknie. Zapewne, kiedy dwaj przyjaciele, Philip Swift i Derek Scotland na stole w kuchni A.D. 1983 złożyli pierwszy wzmacniacz zintegrowany, który po wdrożeniu do produkcji przybrał nazwę 8000A, nie przewidzieli, że ich firma stanie się jedną z ikon brytyjskości w świecie audio. Nadeszły jednak chude lata i została wykupiona przez firmę Tag-McLaren, znaną np. z produkcji genialnych zegarków oraz samochodów wyścigowych. Firma miała swoją wizję firmy hi-endowej, którą konsekwentnie realizowała. Zaczęła działalność od przepakowania produktów Audiolaba w nowe szaty i sprzedaży ich po znacznie wyższych cenach. Gdzieś po drodze marka Audiolab okazała się niepotrzebna i zniknęła z radarów audiofili. I choć z biegiem czasu TML dorobił się własnej filozofii, w pewnych aspektach prawdziwie wywrotowej i odświeżającej, to jednak dla Audiolaba nie było w niej miejsca. Niszczenie tej zasłużonej marki zostało przerwane upadkiem TAG-McLarena, a może lepiej byłoby powiedzieć – wycofaniem się jej z interesu. Z kolei odrodzenie Audiolaba pod skrzydłami IAG (International Audio Group – m.in. Quad, Mission i Wharefadale) dało nadzieję, że dojdzie do czegoś dużego. Była nadzieja.

Teraz, w sumie niewiele czasu po nowym starcie sprawy jakoś się ślimaczą. Wprowadzono wprawdzie do sprzedaży system kina domowego, który rozszerzył ofertę tego producenta ponad produkty dostępne jeszcze w latach 90’, jednak to pokłosie urządzeń wypracowanych jeszcze w TML. Myślę, że niepotrzebnie, ale to chyba nie o to chodzi. Moim zdaniem, aby tchnąć życie w firmę, dodać jej skrzydeł, nie można jedynie powielić tego, co było wcześniej. Na początek to zapewne wystarcza (zaraz zresztą zobaczymy, jak bronią się monobloki po tylu latach istnienia), jednak dość szybko oferta powinna zostać odświeżona i rozbudowana. Wyobrażam sobie to w ten sposób, że po zakończeniu produkcji obecnych komponentów, które – ostatecznie – są już w podeszłym wieku (nawet jeśli weźmiemy pod uwagę lifting wykonany dzięki spuściźnie po TML), byłyby one dostępne w specjalnych, limitowanych wersjach, z podpisami itp.

Nie wiadomo więc, co będzie z przyszłością Audiolaba, jednak dla pełnego oglądu konieczne jest przyjrzenie się wszystkim dostępnym komponentom tego producenta. Ponieważ w „Audio” testowałem już odtwarzacz CD 8000CD i wzmacniacz zintegrowany 8000S, w HFOL preamp 8000Q, a wkrótce znowu w „Audio” powinien ukazać się test przedwzmacniacza w połączeniu z końcówką mocy 8000P, więc do oglądnięcia, poza kinem, pozostały już tylko monobloki 8000M.

ODSŁUCH

Ponieważ miałem do dyspozycji całą dostępną amplifikację Audiolaba, przesłuchałem po kolei coraz droższe opcje. Wzmacniacz mocy 8000P podobał mi się, choć nie skakałem z radości – po prostu solidny kawał wzmacniacza, z przyjemnym dźwiękiem, bez żadnych niedociągnięć. Zmiana stereofonicznej końcówki na monobloki 8000M przyniosła jednak ogromną zmianę, znacznie większą niż można by przypuszczać. Nie chodzi o sam opis brzmienia, tzn. barwy – to wciąż ciut okrągły, nieco ciepły (ale w pozytywnym sensie, bez zlepiania) dźwięk o bardzo dobrej ciągłości i koherencji. Znika jednak zupełnie lekka natarczywość wyższej średnicy, która przy używaniu końcówki P sterowanej prosto z regulowanego wyjścia Lektora Prime Ancient Audio była dość wyraźna. Wreszcie wyjęcie z systemu przedwzmacniacza było słychać jako zaletę, wyraźnie poprawiała się rezolucja dźwięku, słychać było więcej informacji, bez poczucia, że coś nam przeszkadza. Głosy pokazywane były dość blisko i nie ma dalekiego odejścia. Jednak w obrębie danego planu, nawet na dość blisko nagranej płycie „Five Songbirds” (First Impression Music, FIM89 DV, HDCD24) zostały pokazane dokładnie, precyzyjnie, bez zlewania się z tłem, bez wygładzania zmarszczek na… sukniach wokalistek. Zachowana została przy tym owa ciągłość, która pozwala słuchać muzyki godzinami, bez poczucia, że coś w niej przeszkadza (mówię o wrażeniach pozamuzycznych). W stosunku do modelu P zmianie ulega także bas – jest krótszy, bardziej zwarty, ma także bardziej rozbudowaną barwę – jak w „Georgia in My Mind” śpiewanej przez Marie Nakamoto (jej płytę LP „Marie” recenzowaliśmy w dziale „Muzyka”), gdzie kontrabas nagrany jest dość twardo i blisko, a Audiolab dobrze to pokazał, nie starając się niczego zmiękczyć.

I generalnie, bas jest mocny i ma dobrą rozdzielczość, bo niskie, mocne zejścia w „Tricks of Life” Noviki z płyty pod tym samym tytułem (Kayax/EMI, Kayax013, CD) zostały oddane znakomicie, znacznie lepiej niż w 8000P i lepiej też niż np. w Cambridge Audio 840A, potężnej integrze, którą niedawno testowałem w „Audio”, a która w dziedzinie kontroli basu bryluje. Było i zwarte, krótkie wybrzmienie i ładna barwa. Narastanie sygnału nie było tak precyzyjne i szybkie jak w CA, czy w moim Modelu 5 Avantgarde Acoustic. W podaniu pełnego, organicznego brzmienia to pomogło, jednak niekoniecznie w dziedzinie szybkości. Przy większości płyt, w realnych systemach (pamiętajmy, że Audiolab jest, jak na tak renomowaną firmę, niedrogi) taka kombinacja cech pomoże wydobyć wiele muzyki z nawet gorzej zrealizowanych płyt. Bardzo ładnie zabrzmiała więc płyta „Geometry of Love” wydana przez J.M. Jarre’a pod szyldem Project by Jarre (Aero Prod/Warner Music, 606932, CD), nagrana w pełny, mocny sposób, jednak z lekkim naciskiem na atak dźwięku, co niekoniecznie jest mile widziane. Wraz z Audiolabem płyta nabrała jednak nowego wymiaru, bo oddana została potęga muzyki, kiedy trzeba to jej intymny charakter, jednak bez podkreślania wad realizacyjnych. Co ciekawe, dźwięk otworzył się zarówno od góry pasma, jak i od dołu, jakby na przekór nieco ciepłemu charakterowi urządzenia.

Najtrudniejszym testem dla wszelkich urządzeń jest jednak muzyka klasyczna. Niewzmocnione, akustyczne granie w realnych przestrzeniach, to trudne zadanie. I do tego potężna dynamika, nie do osiągnięcia nawet przy najlepszych realizacjach jazzowych. Gram tego typu muzykę zawsze, przy wszystkich urządzeniach, jednak nie wiedząc, czy Czytelnicy podzielają te skłonności, przytaczam opis brzmienia klasyki tylko tam, gdzie to jest niezbędne. Dodatkowym utrudnieniem przy takim teście są płyty z jednym lub dwoma instrumentami, które grają przez całą płytę, bo nie dość, że muszą być odtworzone poprawnie pod względem brzmieniowym, to musi być zachowany duch muzyki, bez którego nagranie traci sens i jest po prostu nudne. Jedną z takich moich wzorcowych płyt jest najnowsza interpretacja „The Rosary Sonatas” Bibera (Harmonia Mundi USA, HMU 907321.2, 2CD) w wykonaniu Andrew Manze’a (skrzypce) oraz Richarda Egarra (organy i klawesyn). Dźwięk tego duetu był niesłychanie gładki, wciągający, z genialnie zaznaczonymi osobowościami obydwu muzyków. To moja ulubiona ostatnio płyta z klasyką i jeśli cokolwiek w jej odbiorze mnie irytuje, momentalnie wpływa na odbiór danego sprzętu. I nie chodzi nawet o to, że zawsze ma być idealnie – testuję przecież urządzenia z różnych przedziałów cenowych i wiem, czego za dane pieniądze można oczekiwać. Nie może być jednak tak, że znika gdzieś muzyka. Audiolab podaje ją pełnymi garściami. Wyraźnie słychać tu jego ograniczenia, jak: złagodzenie ataku, lekkie podbicie wyższego basu, sprawiającego, że instrumenty są nieco cieplejsze. Góra skrzypiec była więc nieco wycofana i uproszczona (cudów nie ma). Jednak wszystko się ze sobą komponowało, organy miały otwarty i pełny charakter.

Scena dźwiękowa Audiolabów nie jest specjalnie obszerna. Po wpięciu do systemu przedwzmacniacza 8000Q (duża część odsłuchów wykonana była z odtwarzaczami Lektor Prime oraz Cyrus CD Xt/DAC XP – obydwa ze zintegrowanymi przedwzmacniaczami), pogorszyła się separacja instrumentów, jednak całość nabrała ciała i powabu. Może dlatego, że wolumen instrumentów był większy i przez to odbierało się je jako bardziej naturalne. Trzeba więc samodzielnie zdecydować, na czym nam bardziej zależy. Jak by nie było, płyty w rodzaju „Morrison Hotel” The Doors (Elektra 7559-75007-2, CD) zabrzmią świeżo i bez nieprzyjemnych, cyfrowych naleciałości. To, czego można by sobie jedynie życzyć w większych ilościach, a co w niektórych urządzeniach z tego przedziału cenowego występuje, to rozdzielczości środka.

BUDOWA

Monobloki 8000M firmy Audiolab obudowywane są identycznym chassis, jak pozostałe komponenty tej firmy – tak jest taniej i gwarantuje ciągłość stylistyczną. Mamy więc płaskie, pozbawione ozdób, srebrne pudełka, z zupełnie gładką ścianką przednią – jeśli nie liczyć małej, czerwonej diody oraz mechanicznego wyłącznika sieciowego. Z tyłu zaś umieszczono podwójne zaciski głośnikowe, plastikowe i raczej przeciętne, wejście RCA oraz wyjście opisane ‘load’, którym możemy przejść do następnej końcówki w systemie bi-amping, unikając prowadzenia dodatkowych kabli aż od przedwzmacniacza. Jest też oczywiście gniazdo sieciowe IEC. Wzmacniacz jest bardzo ciężki, a to za sprawą bardzo dużego transformatora toroidalnego. Wygląda on dokładnie tak samo jak ten w stereofonicznej końcówce 8000P, pochodzi jednak od Talemy (a nie od Toroida) i najwyraźniej dostarcza wyższe napięcia do końcówki. Wbrew temu, co zwykle się praktykuje, monobloki nie są zmostkowaną wersją końcówek stereo. Mostek jest może i wygodnym narzędziem do pracy projektanta, bo pozwala w dość prosty sposób uzyskać znacznie wyższą moc, w znacznym stopniu degraduje jednak dźwięk. Pokazuje to chociażby przełączanie w ten stan końcówek, które mogą pracować albo jako wzmacniacz stereo, albo mono w mostku. W Audiolabie monobloki nie są więc dość prymitywną formą 8000P, a raczej ich uwolnioną od kompromisów wersją. Oto bowiem moc wzrasta nieznacznie. Jak wspominałem, moc transformatora nie zmienia się specjalnie, mamy też taką samą ilość tych samych tranzystorów – są to bardzo ładne bipolarne Sankeny 2SA1216+2SC2922, po dwie pary na kanał. Inaczej niż w wersji stereo, tutaj przykręcone są one do osobnych wyprowadzeń radiatora, wykorzystując razem dwa razy większą powierzchnię chłodzenia niż w 8000P. W Inne są także kondensatory w zasilaczu. Wprawdzie ich pojemność jest taka sama – 2 x 10 000 μF, to jednak są to znacznie droższe, większe i lepsze jednostki Elna Cerafine. Układ zbudowano wokół tranzystorów, oprócz jednego scalaka, chyba w sprzężeniu zwrotnym – jest to dobry Burr-Brown OPA134. Co ciekawe, na płytce przy nim napis głosi, że jest to lepszyOPA627… Oszczędności, czy co? W każdym razie elementy bierne są ładne – kondensatory Wima i precyzyjne, metalizowane oporniki. Gniazdo wejściowe umieszczone jest znacznie rozsądniej niż w wersji stereo, bo normalnie, przy układzie (w 8000P jest ono umieszczone w sekcji zasilacza).



DANE TECHNICZNE (wg producenta):
Mierzona moc wyjściowa 125 W na kanał przy oporności wejściowej (8Ω), 200 W przy 4Ω
Nominalna moc wyjściowa 145 W na kanał przy oporności wejściowej (8Ω), 240 W przy 4Ω
Czułość wejściowa 1,13 V rms
Oporność wejściowa 47 kΩ
Wzmocnienie 29 dB przy 1 kHz
Stosunek sygnał/szum > 96 dB (0 dBW)
Pasmo przenoszenia (-3 dB) 0,1 Hz - 75 kHz
Pasmo przenoszenia (±0,3dB) 20 Hz - 20 kHz
Zniekształcenia harmoniczne + szum (THD+N) < 0,05%
Wymiary (WxSxG - mm) 445 x 74 x 337


AUDIOLAB
8000M

Cena: 2495 zł/sztuka; 4990 zł/para

Dystrybucja: Horn Distribution

Kontakt:
ul. Kurantów 34,
02-873 Warszawa

tel.: (0...22) 331 55 55
fax: (0...22) 331 55 00

e-mail: horn@horn.pl


Strona producenta: AUDIOLAB



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by SLK Studio