PRZEDWZMACNIACZ LINIOWY

Malarz zawołany

AUDIOLAB
8000Q

WOJCIECH PACUŁA



Shenzhen to siedmiomilionowe miasto w Chinach (nie licząc przyjezdnych - kolejne miliony), a także najszybciej rozwijający się okręg przemysłowy Kraju środka. Jak podała ostatnio "Gazeta Wyborcza", wzrost gospodarki w tej specjalnej strefie inwestycyjnej wynosi ponad 11 % w skali roku (przy niemal 9 % całego kraju). Dla porównania - Europa ma się rozwijać (wedle najbardziej optymistycznych prognoz) w tempie 2,3 %, a polska 4,6 % w skali roku. W biednych Chinach żyje 37 milionów ludzi, których można zaliczyć do wyższej klasy średniej, warstwy społecznej, której w Polsce nie ma w ogóle (z dużymi apartamentami, dwoma luksusowymi samochodami w garażu i dziećmi w elitarnych szkołach). Spora ich cześć mieszka właśnie w Shenzhen. Dzieje się tak dlatego, że cały świat w tym miejscu inwestuje. Oznacza to m.in., że budowane są nowe fabryki. Najnowocześniejsze fabryki na świecie, wszystkie spełniające wyśrubowane normy ISO. Cóż można tam produkować? Wszystko. Można więc i sprzęt audio (i wideo). I tak właśnie jest - większość produktów z nalepką (nadrukiem) Made in China powstaje właśnie tam.

Z drugiej strony mamy Tajwan. Kraj o niesłychanie wysokim zaawansowaniu technologicznym, zapewnionym przez zachodnich inwestorów, jest w tej chwili dość drogim miejscem do produkcji, przynajmniej w porównaniu z Chinami, jednak żyją tam ludzie jeszcze bogatsi. A jeden z nich miał sen. Uratować brytyjskie marki od zapomnienia. Wykupuje więc powoli chylące się ku upadkowi (z przyczyn ekonomicznych, w tym z powodu konkurencji krajów azjatyckich) szacowne marki. Wharfedale, Audiolab, Quad, a ostatnio Mission. Założył w tym celu spółkę IAG (International Audio Group), z kwaterą w Hong-Kongu i Macao, która nadzoruje produkcję. Każda z firm posiada jednak zespół projektowy - inżynierów i designerów - bazujący w Wielkiej Brytanii na "starych śmieciach". Takie połączenie kapitału i możliwości produkcyjnych STAMTąD, z koncepcją brzmienia i estetyką STąD pozwoliła tchnąć w wymienione firmy nowe życie. Nie inaczej jest z Audiolabem.

Marka, niemal zniszczona przez TAG-McLarena, została rewitalizowana i powołana z powrotem do życia w niemal niezmienionej formie. Urządzenia otrzymały wprawdzie nowe, srebrne obudowy (wcześniej wyłącznie czarne), zaś do układów wprowadzono poprawki i pomysły z czasów TAG-a i jego droższych produktów, jednak w gruncie rzeczy urządzenia pozostały w dużej mierze te same. To znaczy dobre. Bardzo dobre. Dodajmy do tego ich wyjątkowo niskie ceny, a będzie dobrze. Bardzo dobrze. Audiolab to jedna z firm o statusie gwiazdy, skupiająca wokół siebie oddane grono wielbicieli, niemal wyznawców. Powodem takiego stanu rzeczy jest specyficzna, surowa stylistyka jego produktów, a także dość wyraźnie ukształtowany charakter soniczny. I to jest druga rzecz, która się nie zmieniła.

ODSŁUCH

Preamp zaskakuje tym, jak dobrze zachowuje oryginalną barwę nagrań. Po przejściu z regulowanego wyjścia odtwarzacza dCS P8i różnica była naprawdę niewielka. A przecież o to chodzi - przedwzmacniacz ma niczego nie zmienić, a tylko dodać trochę gainu. Rozpoczynające piękną płytę Mischy Maisky'ego "Vocalise - Russian Romances" (Deutsche Grammophon 477 5743, CD) oklaski, uchwycone przez realizatorów w trochę mięsisty sposób, z pewnej odległości, czyli z nieco ciemnym, bardzo realistycznie oddanym, charakterem, zostały przez Audiolaba oddane bez rozjaśnienia, o co zawsze łatwo, ale też bez zlepienia. Wprawdzie urządzenia służą do słuchania muzyki, a nie oklasków, jednak takie sytuacje graniczne pokazują, że w muzyce również zostanie zachowany dobry balans między wypełnieniem i szczegółowością. Bo także wiolonczela utrzymała swój nieco ciemny, aksamitny, intymny charakter. Zmiany - ostatecznie jest to dodatkowe urządzenie w torze i to raczej niedrogie - można było usłyszeć w lekkim nabraniu krągłości i masy przez fortepian, dynamiczną bestię. To dopiero przy tym instrumencie gładki i płynny charakter urządzenia w połączeniu z charakterem nagrania pokazały, że góra w 'Q' jest delikatnie wycofana i łagodniejsza niż np. w urządzeniach Cambridge Audio. Nie chodziło przy tym o jakieś spektakularne przycięcie pasma, a raczej o osłabienie energii tego zakresu, transjentów, tym mocniej sygnalizowane, że porównywane z odtwarzaczem dCS-a, który jest królem-królów w umiejętności wydobywania nawet najmniejszych wahnięć sygnału. To jednak w odniesieniu do znacznie droższego wzorca (preampu w odtwarzaczu). Kiedy spojrzymy na cenę Audiolaba, wprawdzie wciąż będziemy słyszeli to samo, jednak próg oczekiwań znacznie się obniży, a tym samym podwyższy ocena dźwięku. W porównaniu z przedwzmacniaczami z zakresu do 4000 zł model 8000Q okaże się znakomitym, można powiedzieć - pięknym zawodnikiem. Wiolonczela miała bowiem pełne, intymne brzmienie, a oddech Maisky'ego, choć wyraźny, nie wybijał się niepotrzebnie ponad instrument.

Przy materiale z referencyjnie zarejestrowanymi blachami, jak na płycie Lindy Ronstadt "Hummin' to Myself" (Verve 98605219, CD) słychać zarówno różnice między referencją i preampem, jak i charakter tego ostatniego. Góra 8000Q jest otwarta i nośna - ładna, krótko mówiąc. Nie ma jednak co liczyć na perfekcyjne oddanie wagi każdego talerza, sposobu uderzenia, ponieważ atak jest nieco łagodzony i dominuje następna faza, odpowiadająca za poczucie pełni i namacalności. Tendencja ta jest na szczęście słaba, mniejsza niż we wzmacniaczach lampowych, wpływając nawet nie na poszczególne instrumenty, a raczej na odbiór całości. Audiolaba nie słucha się mimo to jak urządzenia tranzystorowego, w tym sensie, że nieco jasnego, lekkiego i bez treści.

Równie przyjemny charakter ma środek pasma, który inaczej niż w lampowcach ze zbliżonego przedziału cenowego, a nawet dwukrotnie wyższego, nie powiększa wokali, nie przybliża ich i nie stawia w pierwszym rzędzie przez instrumentami, nawet tam, gdzie stoją w tym samym rzędzie. Wiolonczela otwierająca utwór "Cry Me a River" z płyty Ronstadt miała bardzo dobre proporcje, nie była wypchnięta przed głośniki, a ulokowana została metr za ich linią, z dobrze zaznaczonym otoczeniem. W dużym stopniu zabrzmiała po prostu jak z dCS-a. Jedno z czym trzeba się będzie pogodzić, co w największym stopniu decyduje o ocenie Audiolaba i odróżnia go od tak udanych przedwzmacniaczy jak Audionet Pre1 Gen2 czy - jeszcze wyżej w cenniku - BAT-a VK-51SE to bas. W brytyjskim urządzeniu jest on przyjemny, nieco okrągły, jednak bardzo nisko nie schodzi - zarówno kontrabas z płyty Ronstadt, jak i akustyczny bas z utworu "New Dawn" z płyty Dominica Millera i Neila Stanceya pod tym samym tytułem (Naim, NaimCD066, CD) były nieco ciepłe, kosmate, jeśli tak można powiedzieć, bez mocnego i szybkiego uderzenia. Ogólny efekt nie był wcale zły, a nawet bardzo przyjemny, bo wciągnie słuchacza w kreowany świat, nawet jeśli jest to świat trochę bajkowy. Po prostu pewnych rzeczy za takie pieniądze się nie dostanie.

Scena dźwiękowa pokazywana była dobrze, w płynny sposób, bez ostrych krawędzi, ale też bez specjalnie rozmytych pozornych źródeł. Instrumenty zwyczajnie miały swoje miejsca, wyraźne, z osobistym mikrokosmosem, aurą wokół nich, tyle, że - przynajmniej porównując do droższych urządzeń - słychać było, że nie mają na tyle mocnej, wyraźnej faktury, żeby stać mocno i niewzruszenie tam, gdzie ustawił je realizator nagrania. Jednak to nie wszystkie wymienione elementy brzmienia zwracają uwagę i to nie one powinny decydować o wyborze Audiolaba. Jego fantastyczną właściwością są bowiem bardzo dobrze oddane barwy, ich kolorystyka, cieniowanie itp. Bo nagle, np. przy akustycznym materiale z płyty Devics "Push The Heart" (Bella Union/Sonic Records) z pięknym, onirycznym głosem wokalistki i spokojnym podkładem instrumentów, dociera do słuchacza, że przy niewielkich składach 8000Q gra niesamowicie pięknym, poukładanym dźwiękiem, który w dużym stopniu przypomina to, co ma do zaoferowania Accuphase z preampem C-2000. Przy mocnym bicie z singla Depeche Mode "A Pain That I'm Used To" (Mute, PCDBONG35, Promo Club SP CD) urządzenie Audiolaba zabrzmiało w równie przyjemny, ładny sposób, jednak muzyka nie była oddana w tak szybki i wybuchowy sposób jak przy materiale akustycznym. To w tym przypadku nieskrępowana moc i dynamika dCS-a uwidoczniły się najbardziej.

I na koniec wspomnijmy tylko, że wzmacniacz słuchawkowy wbudowany do urządzenia miał nieco tłumiony środek oraz dół z nieco zaokrąglonym atakiem. Pomimo to niski zakres brzmi bardzo płynnie i plastycznie i ma dobrą rozdzielczość. Wyższa góra jest minimalnie podniesiona, dlatego trzeba posłuchać słuchawek przed zakupem. Ogólna jakość wzmacniaczyka jest niezła, lepsza niż w większości odtwarzaczy i warto postarać się o dobre słuchawki. Lepiej jednak szukać brzmienia idącego w kierunku Beyerdynamików DT-990 PRO, a porzucić myśli o AKG K271 Studio. W tym ostatnim przypadku rozjaśnienie było minimalnie zbyt duże.

BUDOWA

Audiolab opakowuje wszystkie urządzenia w takie same obudowy - niskie, głębokie prostopadłościany z aluminiowym frontem i metalowymi gałkami o charakterystycznym kształcie. Skrajnie z lewej strony przedniej ścianki mamy bardzo poręczną rzecz, a mianowicie regulator ogólnego wzmocnienia urządzenia (coś jak w Nagrze PL-P), z punktami 0; 3; 6; 9 i 12 dB, pozwalający nam dopasować wzmocnienie do skuteczności kolumn i czułości końcówki. Osobno poprowadzono przełącznik wejścia do słuchania i dla wyjść do nagrywania. Jest to szczególnie przydatne, jeśli korzystamy z zewnętrznego wzmacniacza słuchawkowego lub chcemy nagłośnić drugą strefę. Wejść liniowych mamy cztery, a towarzyszą im trzy następne, z pętlami do nagrywania. Obydwie grupy są od siebie wyraźnie oddzielone, co widać na tylnej ściance. Mamy jeszcze dwie pary wyjść na końcówki i umieszczone z przodu wyjście słuchawkowe.
Górna ścianka została od wewnątrz wyklejona matą węglową, służącą jako damper i zmniejszającą promieniowanie RF. Cały układ pomieszczono na jednej dużej płytce. W zasilaczu znajdziemy spory transformator toroidalny (leżakowany - z 1998 roku) z wieloma osobnymi uzwojeniami wtórnymi - dla sekcji wejściowej, sterującej i wyjściowej, na przykład. Pojemności do małych nie należą, bo tylko większych kondensatorów, tuż przy trafie jest 4 x 6800 µF i kilka po 1000 µF. Wszystkie produkcji Elny. Tutaj też najdziemy rzadkie, cenione kondensatory tej firmy z serii "Red" Cerafine. Stabilizacja napięcia dla układów jest bardzo staranna. Warto zwrócić uwagę, że w zasilaczu każda dioda została zrównoleglona małym kondensatorem Wimy.
Układ wzmacniający jest w całości tranzystorowy, oprócz wyjść i pętli - tutaj mamy niezłe TL072 (po jednym na kanał). Złocone wyjścia włączane są przekaźnikami. Bardzo dobre są elementy bierne, bo większość oporników ma tolerancję 1 %, a duża ich część to Dale. W ścieżce sygnału znajdziemy kondensatory foliowe i polipropylenowe Wimy. Potencjometr umieszczono tuż przy tylnej ściance, wśród układów wzmacniających, a jego oś, starym dobrym zwyczajem, przedłużono do przedniej ścianki. Przy potencjometrze widać miejsce na transformatory wyjściowe, symetryzujące sygnał, stosowane w oryginalnych Audiolabach - tutaj z nich zrezygnowano. I dobrze. Przy pokrętle Gain widać dużą metalową puszkę. Spód obudowy z dwóch warstw metalu. Wzmacniacz słuchawkowy oparto na tranzystorach.

Dane techniczne (wg producenta):
Impedencja wyjściowa20 kΩ
Czułość wejściowa w stosunku do wzmocnienia500 mV/0 dB; 350 mV/3 dB; 250 mV/6 dB
Pasmo przenoszenia(-3 dB) 0,1 Hz - 75 kHz
Pasmo przenoszenia (ą0,2 dB)20 Hz - 20 kHz
Separacja kanałówlepsza niż 100 dB/1 kHz
Impedancja wyjściowa100Ω
Maksymalne napięcie wyjściowepowyżej 7,7 V rms (20 dBm)
Impedancja wyjściowa na gniazdach 'Record'1 kΩ


AUDIOLAB
8000Q


Cena: 3845 zł
Dystrybutor: Horn Distribution

Kontakt:
ul. Kurantów 34, 02-873 Warszawa
tel.: (0...22) 331 55 55
fax: (0...22) 331 55 00
E-mail: e-mail: horn@horn.pl



© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by SLK Studio